Miesięczne archiwum: Sierpień 2008

Béatrice Peltre, Cuisine Light i krem z limonek

Część z Was zna już pewnie pewnien niesamowity blog La Tartine Gourmande, jeden z moich ulubionych. Jak to ładnie napisała kiedyś Liska, ‚jest to blog na którym zawsze jest lato’ :) I tak rzeczywiście jest : przepiękne kolory, ciekawe przepisy i do tego świetne zdjęcia. Zaglądam tam regularnie nie tylko w poszukiwaniu kulinarnych inspiracji, lecz przede wszystkim by napatrzeć się na każde nowe zdjęcie. A że jestem tam bardzo częstym gościem, to większość zamieszczonych przez moją imienniczkę zdjęć znam praktycznie na pamięć :) Poza tym, przyznacie sami, ma ona pewnien charakterystyczny styl, który nie trudno rozpoznać. I kiedy wertowałam niedawno pewne czasopismo kulinarne (Cuisine Light n°5 lipiec/sierpień), patrząc na niektóre zdjęcia stwierdziłam, że coś (lub kogoś…) mi przypominają ;) I nie pomyliłam się : ich autorką jest bowiem pani Peltre! Więc choćby już za sam ten fakt bardzo polubiłam Cuisine Light :) A także za to, że – jak często podkreślają – najważniejsze w jedzeniu (nawet gdy jesteśmy na jakiejś diecie) nie jest liczenie kalorii, lecz przyjemność płynąca z degustacji przeróżnych wspaniałych potraw :) Ich wakacyjny numer taki właśnie jest : pełen kolorowych, słonecznych zdjęć i przepisów, na widok których ma się ochotę natychmiast pędzić do kuchni! Więc korzystając z faktu, że lato w pełni, proponuję Wam lekki deser z tego ostatniego właśnie mumeru Cuisine Light. Uwaga : tylko dla wielbicieli barrrdzo cytrynowych smaków :))

cremecitronvert1

*
Krem z limonek

Przepis oryginalny :

sok z 4 limonek
sok z 2 cytryn
3 jajka
150 g cukru
1 łyżka maizeny
szczypta soli
150 g jagód

Sok z cytryn i limonek podgrzać w garnku z 3 łyżkami wody. Żółtka ubić z cukrem i maizeną, następnie dodać sok cytrynowy. Wlać masę do garnka i gotować tak długo, aż dobrze zgęstnieje. Białka ubić ze szczyptą soli, dodać je do lekko przestudzonej masy jajecznej. Dobrze wymieszać, przelać do miseczek / szklanek i wstawić do lodówki na minimum 2 godziny. Przed podaniem dodać owoce.

To jest wersja jaką zrobiłam po raz pierwszy, zgodnie z przepisem zamieszczonym w czasopiśmie. Teraz jednak do przestudzonego kremu jajecznego dodaję najpierw małe opakowanie mascarpone utartego z cukrem pudrem (ilość wedle uznania) a dopiero później ubite białka. Przyznaję, że wersja ta smakuje mi o wiele bardziej, szczególnie z dodatkiem odrobiny rumu ;) Osobiście redukuję jednak nieco ilość soku z cytryny i daję troszkę więcej cukru.

I jeśli przy aktualnie panujących temperaturach i Wy macie ochotę na coś lekkiego i orzeźwiającego, ten deser z pewnością przypadnie Wam do gustu.
*
cremecitronvert2

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Niezawodny brazylijski biszkopt na roladę


Dzisiejsze ciasto (i zdjęcie) zostały zrobione w połowie czerwca jednak wtedy nie wiedziałam jeszcze czy i kiedy będę pisać o tym dość ‘banalnym’ wypieku. Jednak jako że wiele osób często mnie pyta o ten ‘inny biszkopt’, stwierdziłam że może w takim razie pora i tu wpisać przepis ;)

Mam do niego wielki sentyment, gdyż dostałam go 10 lat temu od pewnej mojej brazylijskiej uczennicy; i nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że była to moja pierwsza uczniowska klasa, gdy zupełnie po raz pierwszy stanęłam przed tablicą jako ‘belfer’, a nie jako uczeń :) I muszę przyznać, że miałam niesamowite szczęśie, gdyż trafiłam na przesympatyczne osoby które sprawiły, że czuliśmy się jak w gronie przyjaciół, a nie tylko jak przypadkowi ludzie na ‘jakimś tam’ kursie językowym. Co piątek na przykład jeden z uczniów przygotowywał coś tradycyjnego ze swojego (i nie tylko) kraju, dzięki czemu – szlifując język – poznawaliśmy również mnóstwo ciekawych rzeczy na temat danego kraju, jego kultury, tradycji oraz kuchni. I w taki właśnie sposób poznałam ten oto przepis na biszkopt rodem z Brazylii :) Wykorzystany był on do rolady bananowej, która – wg Rosalii z São Paulo :) – jest dość popularnym tam wypiekiem.

Jest to niezwykle proste i szybkie ciasto, które zawsze się udaje. Zamiast tradycyjnej mąki pszennej dodaje się tu skrobię kukurydzianą (maizena), która nadaje ciastu lekkości. Rolada ta sprawdza się nie tylko z bananami, lecz z każdym innym nadzieniem rzecz jasna. Latem bardzo często robię ją ze śmietankowym kremem i świeżymi owocami, a jesienią i zimą z przesmażonymi, lekko skaramelizowanymi owocami.
*

Brazylijska rolada bananowa

Nadzienie :

4 banany
4 łyzki cukru (u mnie zawsze trzcinowy)

Banany pokroić na kawałki, umieścić wraz z cukrem w rondelku i gotować na wolnym ogniu aż się dobrze rozgotują; można je lekko potem rozetrzeć widelcem; można też dodać np. odrobinę cynamonu.

Ciasto :

4 jajka
4 łyzki cukru
4 łyzki maizeny
szczypta soli
+ cukier do posypania ściereczki

Białka ubić na pianę ze szczyptą soli; żółtka ubić z cukrem; następnie dodać do nich maizenę oraz pianę z białek i delikatnie wymieszać; wlać na prostokatną blache wyłożoną papierem, wstawić do nagrzanego do 180° piekarnika i piec ok 10-12 min. Po upieczeniu przełożyć na lekko wilgotną ściereczkę posypaną cukrem, delikatnie odkleić papier, po czym zwinąć biszkopt w ściereczkę (węższym bokiem) i odstawić na około 15 minut.

Następnie rozwinąć ciasto, posmarować rozgotowanymi bananami, ponownie (dobrze) zrolować i szczelnie zawinąć w przeźroczystą folię; wstawić do lodówki na min. 2 godziny.

Ta ostatnia czerwcowa rolada zrobiona była z kremem ‘improwizowanym’ : stopioną, białą czekoladę wymieszałam z mascarpone a następnie dodałam ubitą śmietanę. Kremem tym posmarowałam biszkopt i posypałam świeżymi truskawkami, malinami i jagodami. Wcześniej mieszałam tylko bitą śmietanę z serkiem Philadelphia (wymieszanym z odrobiną cukru), jednak ten ostatni krem z białą czekoladą i mascarpone miał o wiele lepszą konsystencję, no i dodatkowo lekki czekoladowy posmak :)

Jeśli więc macie ochotę na coś szybkiego i lekkiego, polecam Wam tę smakowitą roladę rodem z Brazylii :)
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Bułeczki mleczne z chorągiewkami :)

Dziś, 1-go sierpnia, mamy święto narodowe Szwajcarii :)
Mój mąż (Szwajcar), zawsze przyznaje, że to jednak trochę ‘dziwny’ kraj, skoro w święto pracy się pracuje, a w dzień święta narodowego (który jest dniem wolnym od pracy zaledwie od 1994 roku) już o 6 rano śpiących obywateli budzi maszerująca ulicami orkiestra dęta grająca hymn narodowy :) I co najśmieszniejsze, to że praktycznie co roku o tym ‘zapominamy’ i dopiero wyrywające nas ze snu trąbki i bębny nam o tym przypominają :)
Tak też było i dziś. Postanowiłam więc wykorzystać ten poranny czas (i przyjemny chłód w mieszkaniu ;) ) i upiekłam na śniadanie tutejsze typowe ‘pierwszo-sierpniowe’ bułeczki mleczne.
*

Bułeczki mleczne

– wersja maszynowa

(na ok. 14 sztuk)

500 g mąki pszennej (typ 500)
250 g mąki typ 650
1,5 – 2 łyżeczki suchych drożdży
1,5 łyżki cukru
ok. 400 ml mleka z wodą (pół na pół)
40 g stopionego, schłodzonego masła
2 łyżeczki soli
+ żółtko z mlekiem do posmarowania

Do formy wlać mleko z wodą oraz stopione masło; następnie dodać przesianą mąkę, sól, cukier i drożdże (uważając, by drożdże nie były bezpośrednio obok soli), nastawić program ‘wyrabianie ciasta’ (‘dough’). Po kilku minutach wyrabiania sprawdzić konsystencję ciasta : jeśli jest za suche, dodać odrobinę wody / mleka, jeśli jest zbyt wilgotne – dodać odrobinę mąki (zawsze dość małymi partiami, ½ – ¾ łyżki). Po zakończeniu cyklu wyjąć wyrośnięte ciasto i podzielić na 14 części; z każdej uformować kulkę, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i zostawić do ponownego wyrośnięcia (ok. 40 minut). Następnie posmarować wierzch bułek żółtkiem rozkłóconym z odrobiną mleka, po czym naciąć każdą z nich – na 1 sierpnia konieczne są nacięcia w kształcie krzyża (jak na szwajcarskiej fladze), które najlepiej robi się barrrdzo ostrymi i szpiczastymi nożyczkami :)

Piec ok. 20-25 minut w 200°, następnie wystudzić na kratce.
*


Są to bardzo proste, idealne śniadaniowe bułeczki. Najczęściej serwuje się do nich konfiturę z moreli (to taki tutejszy  ‘narodowy’ owoc ;) ), jednak u nas był dziś tegoroczny hiram skandynawski, który podbił już serca – i żołądki – wielu degustujących go biesiadników :)

Można oczywiście zrobić te bułeczki bez użycia maszyny do chleba, wyrabiając ciasto w sposób tradycyjny (ok. 10 minut) lub za pomocą robota/miksera (ok. 5 minut)

(przepis – nieco przeze mnie zmodyfikowany – pochodzi z książki ‘Le pain frais et ses mets variés’ – Betty Bossi)

A wieczorem będzie – rzecz jasna – moja ukochana raclette! Nie wiem niestety jakie szwajcarskie specjały Wy znacie i lubicie, jednak ja chyba najbardziej pokochałam tutejsze sery, a co za tym idzie raclette i fondue oczywiście :) Wprawdzie ser lubiłam od zawsze, ale od kiedy mieszkam tutaj mam nowe motto : dzień bez sera to dzień stracony :) Dlatego jeśli są wśród Was jeszcze jacyś inni seromaniacy, to serdecznie zapraszam na wirtualną raclette :)
*

*
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim miłego weekendowania! :)
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email