Jak większość z Was wie, ten 2009 rok był dla mnie dosyć specyficzny… Ponad 7 miesięcy spędzonych w domu z częściowo unieruchomioną stopą (i jeszcze trochę ich przede mną…), to nie jest to co Tygryski lubią najbardziej ;) Nie skarżę się, gdyż poprawa jest coraz bardziej widoczna, jednak nikt nie może mi dać gwarancji, że wszystko na 100% wróci do normy i że nie będzie żadnych powikłań. Zaciskam więc kciuki wierząc, że los będzie dla mnie łaskawy i że wszystko pomyślnie się zakończy.
Dlatego też i Wam na ten Nowy Rok życzę przede wszystkim zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Wiem, to takie banalne, a jednak takie ważne…
Poza tym życzę wszystkim, by ten Nowy Rok przyniósł radość, szczęście, ciepło i miłość bliskich nam osób, węwnętrzny spokój i uśmiech na każdy dzień.
By był to dobry Rok :)
*
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę szampańskiej zabawy! :)
… czyli ciasteczka, których miało tu nie być ;)
Początkowo miały zagościć na blogu przed Świętami, jednak rozsądek (oraz sugestie Małgosi ;) ) sprawiły, iż postanowiłam wstawić przepis w nieco późniejszym terminie. I choć ciasteczka nie do końca może wyglądają tak jak powinny (w ‘oryginale’ są nieco bardziej okrągłe, dlatego właśnie nie byłam pewna, czy powinnam Wam je pokazać…), to drzemiący we mnie leń niestety wygrał i nie zdobyłam się na powtórne ich pieczenie, po cichu licząc na Waszą wyrozumiałość ;) Wszak prócz ‘mniej typowego’ wyglądu zewnętrznego, smak mają taki jak powinny! ;)
Jeśli więc jesteście purystami, nie patrzcie proszę na poniższe zdjęcie; jeśli jednak nimi nie jesteście – zapraszam na ciąg dalszy ;)
Pebernødder to tradycyjne duńskie ciasteczka (ich nazwę można przetłumaczyć jako ‘pieprzne orzeszki’), których nie może zabraknąć na tamtejszym adwentowo-świątecznym stole. Są maślane, aromatyczne i przyjemnie korzenne, a oryginalnie powinny wyglądać mniej więcej tak – klik klik.
Jako że Święta zawsze spędzam z dala od kogoś bliskiego (tak to niestety jest, gdy się decydujemy na daleką przeprowadzkę…), to choć tego typu akcenty nas wtedy łączą. Podczas dłuuugich rozmów telefonicznych z kuzynką (niech żyje Internet! ), każda z nas ‘przegryza’ takie same ciasteczka, więc jest prawie tak, jak byśmy były obok ;)
Prawie, wiem, ale lepsze to niż nic… *
Duńskie ciasteczka w duńskiej puszce :)
Pebernødder
na ok. 400 malutkich ciasteczek
250 g masła
250 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
1 łyżeczka imbiru w proszku*
1 łyżeczka cynamonu*
1 łyżeczka zmielonego kardamonu*
1 łyżeczka zmielonego białego pieprzu
1 łyżeczka proszku
1 łyżeczka sody
100 ml słodkiej śmietany
500 g mąki
*tych przypraw dałam ok. 1/3 więcej, pieprzu natomiast odrobinę mniej
Piekarnik nagrzać do 200°C.
Masło utrzeć z cukrem, dodać pozostałe składniki i dokładnie wymieszać na jednolitą masę. Następnie formować niezbyt grube wałeczki (szerokości palca, w oryginale – małego palca ;) ), odkrawać malutkie kawałki ciasta, układać je na blasze wyłożonej papierem i piec ok. 10-12 minut. Studzić na kratce.
Przechowywać w metalowej puszce.
Przepis z duńskiego czasopisma MAD! nr 06/2009
* * * * *
A na koniec pragnę raz jeszcze serdecznie podziękować Wam wszystkim za przemiłe życzenia świąteczne! Mam nadzieję, że i dla Was były to radosne i pogodne dni :)
Na te nadchodzące, świąteczne dni, życzę Wam radości, pogody ducha, rodzinnego ciepła oraz prawdziwej ‘magii’, która łapie nas za serce i powoduje, że wspomnienie TYCH chwil na długo pozostaje w naszej pamięci. A także byśmy w ferworze świątecznych przygotowań nie zapomnieli o tym, co najważniejsze…
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i raz jeszcze życzę Wam wspaniałych, Wesołych Świąt! *
*