Roczne archiwum: 2009

Wiosenna miłość ;)

bourgeons
Co można napisać dziś innego, niż to, że wiosenna aura prawdziwie nas tu ostatnio rozpieszcza (z tego co czytałam, w Polsce też ;) ). Jest ciepło, słonecznie, aż trudno uwierzyć, że jeszcze tak niedawno zakładałam na siebie zimową, grubą kurtkę. Dziś cała zimowa garderoba trafiła do prania, a co a tym idzie – do schowania. Na dłuuugie miesiące. Niech zima będzie już teraz tylko wspomnieniem ;)
Wczoraj, korzystając z tej przecudnej (prawie że letniej już) pogody, wybrałam się na spacer ‘na wieś’, by pełnymi płucami nawdychać się wiosny i jak jaszczurka wygrzać się w tak długo wyczekiwanym słońcu :)
Wszędzie pełno już pąków, większych lub mniejszych listków na drzewach i krzewach, pierwszych wiosennych kwiatów. Nawet pszczoły zabrały się już do pracy :)

abeille

Celem mojego spaceru był też znajdujący się nieopodal niezbyt wielki las, przecięty wstęgą rzeki. ‘Odkryłam’ to miejsce prawie rok temu, zupełnie przez przypadek; i również przez przypadek dokonałam tam innego wspaniałego odkrycia : okazało się bowiem, że wręcz roi się tam od mojego ukochanego czosnku niedźwiedziego :)


Tak, tak, czosnek niedźwiedzi to z całą pewnością moja wielka, wiosenna miłość ;)

Wspominałam Wam już o nim zeszłej wiosny, podając również przepis na zapiekane jajka w kokilkach. Powtórzę tylko, że jeśli wybieramy się po czosnek niedźwiedzi do lasu, należy uważać gdyż jego liście są bardzo podobne do liści konwalii i zimowita jesiennego (które są trujące!!!); jednak pocierając jego listki w dłoniach, od razu poczujemy charakterystyczny, delikatny zapach czosnku.
Tak jak sam czosnek, ma on „silne działanie bakteriobójcze, obniża ciśnienie krwi, korzystnie działa na serce, zapobiega nowotworom złośliwym, miażdżycy, pobudza wydzielanie soku żołądkowego i żółci; zawiera też dużo witaminy C i pobudza apetyt” (Wiki). To tyle gwoli przypomnienia ;)

aildesours

Niedźwiedziego czosnku używam w sezonie do prawie wszystkiego : do śmietankowych sosów, do wszelakich farszy z kremowym serkiem, do past, zup, zapiekanek… Świetnie smakuje z jego dodatkiem wiosenny vinaigrette, wspaniałe jest też ‘niedźwiedzie’ pesto ;)
W tym roku po raz pierwszy zamrożę też większą porcję, by móc cieszyć się nim nieco dłużej niż zawsze (mrozimy całe liście, dokładnie umyte i osuszone).

Pierwszy tegoroczny czosnek niedźwiedzi zakupiłam na targu i dodałam go do ‘zwykłej’ zupy ziemniaczanej, która dzięki temu stała się bardzo niezwykła ;)

soupeaildesours

Zupa ziemniaczana z czosnkiem niedźwiedzim

2-3 łyżki oliwy z oliwek
1 cebula
1 ząbek czosnku
750 g ziemniaków
1 litr bulionu
mały pęczek czosnku niedźwiedziego
kilka łyżek śmietany (u mnie tym razem jogurt owczy)

Cebulę i czosnek siekamy i dusimy na oliwie. Ziemniaki obieramy, kroimy w kostkę, płuczemy i dodajemy do cebuli, po czym zalewamy bulionem. Gotujemy ok. 20 minut, miksujemy.
Umyte i osuszone liście czosnku niedźwiedziego miksujemy i mieszamy z odrobiną śmietany (lub jogutru) i ozdabiamy nim zupę na talerzach :)

A dziś dodatkowo – z potrzeby chwili i aktualnej zawartości lodówki ;) – powstała aromatyczna tarta, z kozim serem, młodym szpinakiem i niedźwiedzim czosnkiem oczywiście :)

tarteaildesours

Aromatyczna wiosenna tarta

(proporcje na małą foremkę – 11cm x 35 cm)

ciasto francuskie (lub kruche)
35 g orzeszków piniowych
25 g czosnku niedźwiedziego
50 g świeżego, młodego szpinaku
150 g kremowego serka koziego
1 duże jajko (lub dwa mniejsze)
5 łyżek parmezanu
szczypta papryczki z Espelette
ewentualnie sól, pieprz

Orzeszki piniowe zrumienić na suchej patelni. Liście czosnku niedźwiedziego oraz szpinaku umyć, osuszyć i drobno posiekać. Serek dokładnie wymieszać z jajkiem i parmezanem (można ewentualnie dodać łyżkę lub dwie śmietany), doprawić do smaku (uwaga : serek kozi jest już sam w sobie dosyć słony), dodać pokrojoną ‘zieleninę’ i orzeszki i dobrze wymieszać. Foremkę wyłożyć ciastem, ponakłuwać je w kilku miejscach, po czym napełnić przygotowaną masą.
Piec ok. 35 min w 200°.

Tarta okazała się pyszna i na ciepło, i na zimno, pewnie więc przyda się na wiosenne pikniki ;)

Smacznego!


I na koniec dodam jeszcze tylko, że w Szwajcarii czosnek niedźwiedzi nie jest pod ochroną (w zeszłym roku bowiem napisano do mnie na ten temat w komentarzach ;) ).

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wspaniałego, wiosennego weekendu!

 

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pasta z kiełków ciecierzycy

ciecierzycaugotowana2
*
(2- dniowe kiełki ciecierzycy, już ugotowane)

Dziś obiecana Wam ostatnio pasta z ciecierzycy. Mam nadzieję, że spodoba się nie tylko wielbicielom kiełków ;)
Ale zacznijmy od kiełków właśnie.
Już samo namaczanie ciecierzycy przed gotowaniem to przecież pierwszy etap do jej skiełkowania ;)

Ziarna ciecierzycy zalewamy wodą i odstawiamy na noc. Następnie płuczemy je, odsączamy i postępujemy jak z pozostałymi nasionami (płucząc je kilka razy dziennie). Spożywamy kiełki 2-3 dniowe, na surowo lub lekko podgotowane.
Są one bogatym źródłem białka i węglowodanów, witamin A, C i E oraz B2, B3 i B12. Zawierają sporo żelaza i wapnia, litu i cynku; są też źródłem organicznych związków chemicznych posiadających działanie przeciwnowotworowe (w skład których wchodzą izoflawony, m.in. genisteina)
Czyli – jak i w przypadku pozostałych kiełków – samo zdrowie! ;)

*
pastaciecierzyca

Pasta z kiełków ciecierzycy*

200 g kiełków ciecierzycy
50 g orzechów nerkowca
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka zmielonego kuminu
3-4 łyżki posiekanej natki pietruszki
1-2 łyżki oliwy z oliwek (lub oleju arganowego)
sól do smaku

Kiełki ugotować na parze (ok. 15 minut). Orzechy nerkowca zrumienić na patelni, następnie zmiksować wszystkie składniki. Ja dodałam również trochę wody z gotowania ciecierzycy do miksowania, gdyż pasta była stanowczo za sucha.

Jestem pewna, że z ‘normalnej’ gotowanej ciecierzycy pasta również będzie smaczna, coś a la hummus, lekko zmodyfikowany ;)

Pasta ta jest bardzo smaczna i sycąca. Swietnie nadaje się na kanapki czy jako dip do warzyw (bardzo gęsty dip ;) ).
Mam nadzieję, że i Wam ten przepis przypadnie do gustu.

Pozdrawiam serdecznie!

*
I obiecuje przestać Was męczyć kiełkami ;)
*

* Przepis na podstawie książki ‘Boulgour, quinoa et graines germées’ wydawnictwa Marabout

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zielono mi :)

To już prawie tydzień temu zrobiłam poniższą fotkę, jednak zupełnie nie udało mi się wcześniej jej wstawić… Poza tym, od prawie już dwóch tygodni nie jem ‘normalnie’ więc niewiele miałam ciekawych propozycji dla Was. Kto bowiem by chciał oglądać zupę ryżową lub sucharki z bananem i owczym jogurtem? ? ? ;) Na dodatek w tym tygodniu organizm spłatał mi jeszcze większego, dodatkowego figla, więc moja przymusowa dieta być może jeszcze troszkę się przedłuży.
Za to w miniony piątek, jak co piątek ;) oglądałam jeden z moich ulubionych tutejszych programów kulinarnych. Zaledwie kilkuminutowy. Trochę specyficzny, bardzo sympatyczny, z charakterem; bo taka właśnie jest prowadząca go Annick Jeanmairet :) Tutaj możecie obejrzeć ostatni odcinek, z którego zapożyczyłam dzisiejsze szpinakowe pesto, które wzbogaciłam dodatkiem kiełków rzecz jasna ;)

szpinakowepesto3

Szpinakowe pesto

20 g orzeszków piniowych
100 g listków młodego szpinaku
1-2 ząbki czosnku
garść kiełków (np. rzeżuchy)
3-4 łyżki (kopiaste) startego parmezanu
3-4 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz

Orzeszki piniowe zrumienić na suchej patelni. Listki szpinaku umyć i osuszyć. Następnie wszystkie składniki zmiksować; w razie potrzeby dodać więcej oliwy lub parmezanu tak, by otrzymać konsystencję pesto.

To pesto świetnie się komponuje praktycznie ze wszystkim. W programie wykorzystano je do przygotowania czegoś à la flan, jednak nie zapiekany, a gotowany na parze; u nas zaś skończyło swój żywot na dwa sposoby : w makaronie męża oraz na moich kanapkach :)


Część zakupionego szpinaku zostawiłam do sałatek (te najmłodsze, najdelikatniejsze listki); dobrze smakowały ze skiełkowaną zieloną soczewicą, którą podgotowałam kilka minut na parze. Podałam ją z jogurtowym sosem (który jednak nie zawitał na zdjęciu, gdyż nie należy do zbytnio fotogenicznych ;) ).

‘Resztki’ natomiast (i kiełkowe, i szpinakowe) trafiły do omletu, któremu – wraz z odrobiną ‘colombo’ – nadały nieco ostrości i wyrazistości. Oprócz kiełków soczewicy, dodałam też kilka łyżek skiełkowanej i ugotowanej na parze ciecierzycy.

I jeszcze na koniec jedno zdjęcie kiełków, dla pewnej ich wielbicielki ;) która powiedziała mi kiedyś, że woli kiełki takie już większe, z listkami, ja zaś najbardziej je lubię w tym początkowym stadium ;) Oto więc na pierwszym planie : słonecznik z listkami, na drugim planie – czerwona soczewica i w tle – zielona soczewica :)

kielkidlamalgosi

To tyle na dziś, a w kolejce dla Was czeka jeszcze pasta z kiełków ciecierzycy, którą wstawię niebawem :)

Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim udanego weekendu!

 

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email