Dziś miał być przepis, ale będą podziękowania :) (przepis oczywiście też będzie, ale z lekkim ‘przesunięciem ;) wszak trwa Korzenny Tydzień Ptasi, który trzeba będzie należycie uczcić :))
Wróćmy więc do podziękowań.
Kieruję je do Sywii, Peggy, RainDrop, Wegetarianki oraz Gosi, które ostatnio przyznały mi przemiłe wyróżnienia, za co raz jeszcze bardzo serdecznie im dziękuję! :*
Teoretycznie i ja powinnam teraz wyróżnić kolejne blogi, ale… ale Ci co mnie już trochę znają wiedzą, że nie jestem do tego skora niestety i że zazwyczaj przerywam wszelakie łańcuszki ;) Dlatego skorzystam z tej okazji, by ‘zareklamować’ kilka blogów na które ostatnio trafiłam. Niektóre z nich z pewnością już znacie, inne być może nie. Mam jednak nadzieję, że i Wy je polubicie :) By je zobaczyć – kliknijcie proszę w kolumnie po prawej na ‘Odwiedzam’ i zobaczcie, czy kryją się tam jakieś nowe dla Was nazwy ;) Każdy z blogów na których bywam lubię za co innego, wizyta na każdym z nich to prawdziwa przyjemność :) Choć muszę przyznać, że lista ta z całą pewnością nie jest kompletna, często bowiem trafiam na jakiegoś nowego bloga poprzez komentarze czy wpisy u innych i… zwyczajnie zapominam dodać linka u siebie :/ Ale to nic, powoli naprawiam te wszystkie ‘błędy’ :)
Poza tym, nie jestem chyba w stanie wpisać wszystkich blogów na moją listę (musiała by ona zawierać chyba z 200 adresów; poza tym nie wiem dlaczego (technika to dla mnie czarna magia…) lecz ta moja lista blogów co jakiś czas się ‘zacina’, jak gdyby żyła własnym życiem :/ zastanawiam się, czy nie dzieje się tak właśnie wtedy, gdy linków na niej za dużo? sama nie wiem… ), dlatego często korzystam również z naszego dyniowego podsumowania, by powrócić na niektóre blogi :) (a blogi francusko- i angielskojęzyczne znajdują się na mojej szczątkowej stronie FR ;))
Tak więc zapraszam Was do tego wirtualnego ‘odkrywania’ nowych miejsc i przy okazji ogłaszam mały konkurs :) Spośród komentarzy pod dzisiejszym wpisem, wylosowana zostanie jedna osoba (a może i dwie ;) ), która otrzyma mały, świąteczny drobiazg :) Nie będę pisać co to będzie, w przeciwnym bowiem razie nie będzie już świątecznej niespodzianki ;)
Napiszcie mi więc dziś proszę, czy na mojej liście ‘odwiedzanych’ odkryliście jakieś nowe miejsce; a jeśli nie, gdyż wszystkie te blogi już znacie (choć mam nadzieję, że może chociaż jeden będzie nowy ;) ), to napiszcie mi o tym, co Was najbardziej na blogach pociąga, na co zwracacie uwagę, co powoduje, że w dane miejsce wracacie. Chętnie też poznam adresy Waszych ulubionych ‘perełek’, z pewnością bowiem mnóstwo jest wspaniałych miejsc, do których nie dane mi jeszcze było trafić :)
Zainteresowanych konkursem zapraszam więc do zabawy, a tożsamość zwycięzcy ogłoszę w środę / czwartek :)
Na naszym jesiennym stole (i nie tylko na naszym – kilka dni temu Anna również o tym wspominała…) ) regularnie pojawiają się pieczone warzywa. To jeden z moich ulubionych sposobów na pyszne, jesienne danie. Wystarczy warzywa – jakie lubimy i jakie akurat mamy – pokroić, umieścić na blasze lub w dużym, żaroodpornym naczyniu, suto skropić oliwą, posypać odrobiną soli, dodać nieco ulubionych ziół czy przypraw, wstawić do gorącego piekarnika i zapomnieć o nich na jakiś czas. Tak, zapomnieć! Aromat piekących się warzyw sam bowiem przywoła nas z powrotem do kuchni w odpowiednim czasie ;)
U mnie dosyć często te pieczone warzywa kończą swój żywot w zupie. Miksuję je z dodatkiem bulionu / wywaru, a czasem tylko gorącej wody, doprawiam na koniec do smaku i podaję z kromką domowego chleba (te z Weekendowej Piekarni wspaniale tu pasują ;) ).
Jak nietrudno się domyśleć, jesienią często w tej zapiekanej formie pojawia się u mnie dynia. Ostatnio do towarzystwa miała pasternak i korzeń pietruszki (prawdziwy rarytas tutaj…), zakupione bowiem podczas ostatniej wizyty na farmie cierpliwie czekały na wykorzystanie. W ostatniej chwili okazało się też, że i zapomniany w lodówce por powinien się tam znaleźć ;) I tak oto powstała poniższa jesienna zupa, o dosyć ‘orientacyjnych’ proporcjach, które za każdym razem można zmieniać do woli :)
Jeśli lubicie zupy oraz pieczone warzywa, to serdecznie polecam Wam połączyć te dwa dobrodziejstwa w jedno. Uwierzcie mi – nawet ‘najzwyklejsza’ zupa nabiera wtedy nowego, niezwykłego smaku i aromatu :) *
Zupa z pieczonej dyni, pasternaku i pietruszki
ok. 150 g pora
ok. 200 g pasternaku
ok. 200 g korzenia pietruszki
ok. 700 g dyni
oliwa z oliwek
przyprawy (odrobina curry i / lub kuminu, kolendry, kurkumy i imbiru)
sól, pieprz
ok. litr bulionu
Piekarnik nagrzać do 200°C.
Dynię, pasternak i korzeń pietruszki obrać i pokroić w kawałki. Ułożyć warzywa na blasze i posmarować oliwą wymieszaną z przyprawami (wedle smaku i uznania). Posolić i piec do miękkości. W tym czasie pora oczyścić, pokroić w cienkie plasterki i dusić w 2 łyżkach oliwy, do miękkości.
Następnie upieczone warzywa oraz pora zmiksować z dodatkiem bulionu tak, by otrzymać kremową konsystencję (dodając na początku nieco mniej bulionu i dolewając go ewentualnie w trakcie miksowania). Doprawić do smaku i udekorować każdą porcję kleksem śmietany.
Choć z moim udziałem w Weekendowej Piekarni bywa bardzo różnie, to tym razem nie mogłam odmówć sobie przyjemności uczestniczenia w niej. Po raz pierwszy bowiem prowadziła ją Małgosia, którą nareszcie udało się do tego namówić! Szczególne podziękowania należą się więc też Alicji, za jej siłę perswazji ;)
Małgosia wybrała dla nas trzy nader apetyczne przepisy : na chleb z dodatkiem zakwasu i orzechów a także na dwa rodzaje bułeczek : z miodem i ziarnami oraz z żurawiną. Po przeczytaniu przepisów stanęłam więc przed nie lada dylematem : który z nich wybrać?!? Co upiec? Z czego zrezygnować? Możliwa odpowiedź była tylko jedna, gdyż bardzo chciałam spróbować każdego z tych wypieków :)
I tak oto na naszym stole znalazły się najpierw przepyszne bułeczki, a wczoraj – chleb. I teraz mogę już powiedzieć, że zaproponowane przez Małgosię wypieki są naprawdę fantastyczne! Najbardziej urzekły nas bułeczki z ziarnami oraz chleb. Te z żurawiną też są pyszne, jednak przyznaję, że to te z dodatkiem mąki pełnoziarnistej podbiły nasze serca (i żołądki ;) ). Ciasto było idealne w obróbce, bułeczki cudnie dały się formować a ich konsystencja po upieczeniu jest – jak dla mnie – idealna. Nie są ani zbyt wilgotne, ani ‘zbite’, są naprawdę dokładnie takie jak lubimy. I wiem już, że regularnie będą gościć na naszym stole. Raz jeszcze serdecznie dziękuję Ci Małgosiu, gdyż dzięki Tobie mieliśmy w ten weekend śniadanie idealne :)
Przepisy cytuję za Małgosią : *
Bułki z ziarnami na miodzie
inspirowane przepisem Gordona Ramsay’a
7g (1 op.) drożdży instant (lub 15g świeżych)*
275 ml letniej wody
225g mąki pszennej razowej
225g mąki pszennej (białej)
1 ½ łyżeczki soli morskiej
50g dowolnej mieszanki ziaren (u mnie ze słonecznikiem)
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki płynnego miodu
2 łyżki mleka do posmarowania
* (ja użyłam drożdży instant i ciasto wyrobiłam w maszynie)
Jeśli używasz drożdży świeżych: do 4 łyżek letniej wody wkruszyć drożdże, zamieszać i odstawić na kilka minut.
Mąkę przesiać do dużej miski. Wsypać suszone drożdże (lub wlać przygotowany rozczyn). Wlać oliwę, miód i wodę. Zamieszać drewnianą łyżką, a następnie wyrabiać, dodając mąki, gdyby ciasto było zbyt wilgotne. Wsypać mieszankę ziaren i dalej wyrabiać. Ciasto powinno być miękkie, ale nie klejące.
Wyjąć ciasto na posypany mąką blat, uformować kulę i ugniatać przez 5-10 min., aż ciasto będzie gładkie.
Włożyć do nasmarowanej oliwą miski, przykryć folią spożywczą i odstawić w ciepłe miejsce na ok. 1 godzinę by podwoiło objętość.
Wyrośnięte ciasto znów wyjąć na blat, odgazować. Podzielić na 9 równych części i z każdej uformować kulkę. Ułożyć je na wyłożonej pergaminem blasze. Przykryć czystą ściereczką i odstawić na ponowne zwiększenie objętości. Posmarować z wierzchu mlekiem.
Piec w piekarniku rozgrzanym do 200 st.C. ok. 20min. Wystudzić na kratce.
*
(bułeczki z żurawiną niestety się troszkę za mocno spiekły… ale i tak były pyszne ;) )
Uwaga: przepis nie przewiduje soli. Dla mnie jednak wersja oryginalna była nieco mdła, dlatego proponuję chętnym we własnym zakresie dodać łyżeczkę soli.
Połączyć wszystkie składniki ciasta (oprócz żurawiny) i wyrobić dobrze (manualnie lub robotem), tak by ciasto łatwo odchodziło od dłoni lub miski. Ciasto powinno być miękkie, ale nie lepkie. Dodać żurawinę i raz jeszcze zagnieść ciasto. Przykryć miskę folią spożywczą i zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na ok. 2 ½ godz. – ciasto powinno podwoić objętość (ja wyrobiłam ciasto w maszynie).
Podzielić ciasto na 7 równych części, uformować owalne buleczki i ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia – złączniem do góry. Przykryć czystą ściereczką i pozostawić do ponownego rośnięcia na ok. 1 ½ godz.
Bułeczki naciąć i posmarować z wierzchu rozkłóconym z solą żółtkiem. Piec w 210 st. C przez ok. 15 min.
270g aktywnego zakwasu (ja użyłam żytniego)
7g świeżych drożdży (dałam 1 łyżeczkę instant)
1 ugotowany ziemniak (u mnie 170g – starty na drobnej tarce)
450g białej mąki pszennej
150g mąki pszennej razowej
ok. 330g wody
14g soli
75g orzechów włoskich, grubo pokrojonych
75g orzechów laskowych, grubo pokrojonych
Rozpuścić drożdże w 50g wody. Rozrobić zakwas w pozostałej wodzie (280g). Wszystkie składniki, oprócz soli, włożyć do misy miksera. Wyrabiać ciasto ok. 4 min. na niskich obrotach. Dodać sól i wyrabiać kolejne 4 min.
Przykryć misę folią spożywczą i zostawić do wyrośnięta na 60-75 min. Co 30 min. odgazowywać i składać ciasto.
Uformować ciasto w podłużny bochenek, włożyć do koszyczka, przykryć i pozostawić do ponownego rośnięcia na 60min.
Rozgrzać piekarnik do 240 st.C. Bezpośrednio przed wyłożeniem bochenka do piekarnika – zrobić kilka nacięć.
Piec przez 10 min. w temp. 240st.C. Następnie otworzyć na krótką chwilę drzwiczki piekarnika by wypuścić parę. Obniżyć temperaturę do 220 st.C. i piec kolejne 10 min. Znów na moment otworzyć drzwiczki i zredukować temperaturę do 200 st.C. i w niej piec kolejych 20 min.
Studzić chleb na kratce.
(przyznaję, że do ostatniej chwili wahałam się, czy piec chleb w foremce czy nie, gdyż konsystencja ciasta nie była zbyt zwarta; ostatecznie zaryzykowałam pieczenie go tylko na blasze i nie żałuję – chleb bowiem świetnie utrzymał kształt bez pomocy foremki)
*
Chlebek dołączam również do tegorocznego Orzechowego Tygodnia Eli i Polki :) *
Na koniec chcę jeszcze pokazać Wam jeden z zaległych wypieków, zrobiony już jakiś czas temu, który jednak nie doczekał się jeszcze publikacji na blogu ;) Jest to zaproponowany przez Atinę w 48 edycji WPfrancuski chleb wiejski.
*
*
Muszę przyznać, że wyjątkowo przypadł on nam do gustu. Plastyczne i przyjemne w obróbce ciasto, świetna konsystencja i idealny smak. Miąższ lekko wilgotny, lecz nie ‘gliniasty’. To aktualnie z całą pewnością jeden z naszych ulubionych chlebów. Atinko, dziękuję Ci za tę chlebową propozycję, wyjątkowo bowiem się w niej rozsmakowaliśmy :)
Poza tym muszę przyznać, że jest to chyba pierwszy chleb w mojej niezbyt długiej piekarniczej karierze ;) który odważyłam się upiec bez żadnej formy, tylko na blasze. Bałam się, że się ‘rozleje’ i że otrzymam coś na kształt chlebowego naleśnika, tak jednak się zupełnie nie stało. Chleb ślicznie strzelił w górę, pięknie się upiekł i muszę przyznać, że jest to pierwszy chleb, który wizualnie naprawdę mi się podoba i z którego naprawdę jestem dumna :) Wiem, wiem – skromnością w tym momencie nie grzeszę ;) ale tak rzadko jestem z czegoś na 100% zadowolona, że tym bardziej fakt ten mnie ucieszył :)
Tym, którzy jeszcze tego chleba nie piekli, polecam go serdecznie, gdyż jest naprawdę wyjątkowy. A jego smak faktycznie przeniósł mnie w czasy wakacji na francuskiej wsi :)
*
*
Cytuję za Atiną :
Francuski chleb wiejski
(piekłam z połowy porcji)
Składniki na zaczyn 270g:
30g zakwasu
140g maki pszennej
10g maki żytniej
90g wody
Składniki na ciasto chlebowe 1700g:
800g mąki pszennej
50g maki żytniej
450g wody
1 łyżka soli
270g zaczynu jw.
Z tej ilości składników wychodzi ogromny, wiejski bochen. Aby otrzymać mniejszy można składniki podzielić na pół, pamiętając jednak, że do zakwaszenia zaczynu potrzebne jest zawsze nie mniej niż 2 łyżki zakwasu (20-25g).
Składniki zaczynu wymieszać, odstawić przykryte na 12-14 godzin w temperaturze pokojowej.
Następnego dnia wymieszać mąkę z wodą do całkowitego połączenia składników. Odstawić w przykrytej misce na ok. 1 godzinę.
Dodać sól, jeszcze raz krótko zagnieść i połączyć z zaczynem. Zagniatać przez kilka minut, ewentualnie skorygować jeszcze ilość mąki lub wody; ciasto powinno być średnio ścisłe. Ciasto powinno odpoczywać przykryte ok. 2 do 2,5 godzin. W trakcie odpoczynku, kilkakrotnie w odstępach czasowych co ok. 60 minut należy je odgazować, aby uzyskać gładką i równą powierzchnię. W tym celu rozpłaszczamy kulę ciasta lekko uderzając w jego powierzchnię, następnie z każdej strony zawijamy na szerokość ok. 1/3 płat ciasta do środka . W ten sposób napinamy dolną część, która potem będzie tworzyła wierzch bochenka.
Uformować jeden duży bochenek (bądź dwa małe), posługując się metodą zawijania jak wyżej, tak aby uzyskać gładką powierzchnię chleba, wkładamy go delikatnie (zlepieniem do góry) do koszyka do wyrastania. Czas wyrastania ok. 2 do 2,5 godzin w temperaturze pokojowej. W chłodzie (10°C) można ten czas przedłużyć do 8 godzin, w lodówce (ok. 6°C) do 18 godzin.
Przed włożeniem do pieca zalecana jest próba, czy chleb jest dobrze wyrośnięty. Kiedy po naciśnięciu palcem ciasto wraca natychmiast do pierwotnego kształtu jest jeszcze za wcześnie; gdy potrzebuje trochę czasu zanim wyrówna się jego powierzchnia jest gotowe do pieczenia.
Chleb wyjąć, delikatnie odwrócić, kilkakrotnie naciąć. Piec w lekko naparowanym piekarniku w temperaturze 240°C ok. 35-45 minut.