Miesięczne archiwum: Styczeń 2011

Gnocchi z batatów i pasternaku

gnocchi_patatesdouces01
*
Jak wspominałam Wam prawie miesiąc temu w świątecznym wpisie* – blog przez kilka lub kilknaście jeszcze tygodni nadal będzie na nieco zwolnionych obrotach… Wprawdzie spędzam już więcej czasu w pozycji wertykalnej, a nie tylko horyzontalnej ;) jednak bywając w kuchni ‘popełniam’ wyłącznie szybkie, nieskomplikowane dania, wymagające jak najmniejszego nakładu energii z mojej strony. Przyznaję jednak, że coraz bardziej zaczyna mi brakować normalnego gotowania, od czasu do czasu więc staram się przygotować coś innego niż kolejną zimową zupę, tartę czy zapiekankę ;)
Tym razem spodobał mi się przepis na gnocchi z batatów i pasternaku, wypatrzony w ostatnim numerze miesięcznika Delicious : pieczone uprzednio warzywa, do tego ser pleśniowy, orzechy i – w moim wydaniu – rukola dla ‘podkręcenia’ smaku. A wszystko to idealnie komponuje się z lekką słodyczą zimowych warzyw. Poza tym sami chyba przyznacie, że już sam kolor tych gnocchi bardzo pozytywnie nastraja, prawda ? :)

*
*niestety kręgosłup buntuje się podczas sesji zdjęciowych, na kolejną więc trzeba będzie nieco poczekać ;)

*
gnocchi_patatesdouces1

Gnocchi z batatów i pasternaku

Delicious, nr 02. 2011
*

4 duże lub 6 małych porcji

500 g pasternaku
500 g słodkich ziemniaków (batatów)
2 łyżki oliwy
50 g startego parmezanu (użyłam pecorino)
175 g mąki
1 duże żółtko (użyłam ½ jajka)
sól, pieprz, szczypta papryczki z Espelette lub chili (mój dodatek)
(opcjonalnie – mały, przetarty ząbek czosnku, jeśli wolicie bardziej zdecydowane smaki)

dodatkowo:
rukola – ser pleśniowy – zrumienione na suchej patelni orzechy – olej orzechowy

Piekarnik rozgrzać do 180ºC.
Warzywa obrać, pokroić w kostkę (jeśli pasternak jest dosyć duży – odkroić środkową ‘zdrewniałą’ część) i podgotować na parze (lub tradycyjnie w wodzie) ok. 3-4 minuty. Odsączyć warzywa, przełożyć na blachę do pieczenia (lub do naczynia żaroodpornego), skropić oliwą, lekko posolić i upiec do miękkości (ok. 25 – 30 minut), mieszając warzywa raz lub dwa podczas pieczenia. Następnie przepuścić warzywa przez praskę i pozostawić do wystygnięcia.
Dodać pozostałe składniki, doprawić do smaku i dokładnie wymieszać. Przełożyć masę na wysypany mąką blat i wyrobić (ma być gładka), dodając jak najmniej mąki, w przeciwnym bowiem razie gnocchi będą twarde.  Podzielić masę na kilka części i z każdej z nich uformować wałek o średnicy mniej więcej 2,5 cm, a następnie odcinać kawałki długości 3 cm i układać je na lekko wysypanym mąką półmisku (możemy nadać naszym gnocchi lekko owalną formę oraz lekko ‘naznaczyć’ je widelcem).
W garnku zagotować wodę (lekko posolić) i partiami gotować gnocchi (ok. 2-3 minuty, aż wypłyną na powierzchnię).
Serwować natychmiast np. z ciepłym sosem z gorgonzoli lub przesmażone na maśle, na przykład z dodatkiem rukoli, sera pleśniowego i orzechów.
*

gnocchi_patatesdouces022
*
W przepisie oryginalnym gnocchi te serwowane są z uduszonymi na maśle liśćmi szpinaku i orzeszkami piniowymi; u mnie – w towarzystwie rukoli dla zaostrzenia smaku, z orzechami i pleśniowym serem (roquefort / gorgonzola), całość skropiona olejem orzechowym. Dla tych zaś, którzy od ‘zieleniny’ stronią ;) był ciepły sos z gorgonzoli i parmezanu (ok. 100 g gorgonzoli + ok. 2 łyżki startego parmezanu topimy na wolnym ogniu i dodajemy tyle śmietany, by otrzymać odpowiednią konsystencję sosu; na koniec doprawiamy do smaku).

Smacznego !

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Książkowo 2010 / 2011, cz.1

thesaurus-book

*
Zeszłego lata odkryłam u Anny Marii notkę na temat niezwykle zapowiadającej się książki – ‘The Flavour Thesaurus’, którą autorka bloga nazwała  – bardzo trafnie zresztą –‘leksykonem smakowych synonimów’. Choć znajdziemy tu również przepisy – nie jest to typowa książka kucharska : to przede wszystkim opisy możliwych kombinacji dwóch smaków / składników. Autorka (Niki Segnit) wybrała bowiem 99 produktów / smaków, które przypisała do 16 grup smakowych (np. pieczony / ziemisty / morski / leśny / cytrusowy / pikantny…), dzięki czemu otrzymać możemy zawrotną liczbę 4 851 (!) kombinacji smakowych.
*

thesaurus_roue

*
Każdy produkt jest najpierw nieco ogólnie opisany z osobna, a następnie w połączeniu z najlepiej pasującymi do niego składnikami. I tak np. pod hasłem ‘ogórek’ dowiemy się, że świetnie czuje się on w towarzystwie np. anyżku, awokado, kaparów, melona i arbuza, orzeszków ziemnych, truskawek, rabarbaru czy róży, a rabarbar z kolei ożenimy – prócz znanych już nam powszechnie połączeń – również z jałowcem, lawendą, mango, rozmarynem, szafranem czy anyżkiem. Przy praktycznie każdym z tych połączeń znajdziemy kilka dodatkowych informacji nie tylko typowo kulinarnych, ale i sporo ciekawostek historyczno-kulturowych; to świetnie napisana książka, okraszona barwnym, momentami wręcz poetyckim językiem, co jest zdecydowanie dodatkowym jej walorem.

Autorka sama dodaje, iż wybór produktów był / jest dosyć subiektywny a ich opis i zestawienia -  nie do końca wyczerpujące. Jak napisała wczoraj w komentarzach Magdalena (polecam Wam lekturę całego wpisu na temat tej książki u Karoliny – klik) – brakuje np. połączenia buraków i czosnku czy kapusty i grzybów, ja zaś nie znalazłam dopisku np. o połączeniu malin i róży (które jest przecież dosyć popularne), czereśni i kardamonu, dyni i pomarańczy czy pasternaku i kardamonu. Rozumiem jednak, że kompletny spis wszystkich tego typu połączeń jest niezwykle trudny, by nie rzec – nie do końca chyba możliwy. No chyba że pisanie książki trwało by kolejnych naście lat, a samo dzieło liczyło by wtedy o wiele więcej niż aktualne 400 stron tekstu ;)

Jeśli lubicie czytać o kulinariach ‘do poduszki’, a nie w poszukiwaniu konkretnego przepisu, to książka ta z pewnością i Wam przypadnie do gustu.

*

Niki Segnit – ‘The Flavour Thesaurus’, Bloomsbury Publishing PLC, 2010

*

*   *   *

*
Korzystam też z okazji by napisać Wam o drugiej, nieco podobnej książce (niestety aktualnie tylko dla francuskojęzycznych czytelników…), napisanej dwa lata temu przez kulinarną globtroterkę – Francuzkę Julie Andrieu, którą znacie może z programów telewizyjnych takich jak ‘Julie gotuje’ lub ‘Fourchette et sac à dos’ (‘Widelec i plecak’).*
*

julie-andrieu01

*
Zamysł ogólny jej książki jest dosyć podobny : 150 wybranych produktów i przy każdym z nich – krótki opis produktu oraz lista najlepiej pasujących do niego składników (z kategorii : przyprawy / zioła, warzywa, owoce, orzechy, sery i produkty mleczne, mięsa, ryby, inne – np. alkohole, miody, czekolada, itp.), notka o ulubionych połączeniach smakowych kilku wybranych szefów kuchni (m.in. Pierre Hermé, Thierry Marx, Franck Cerutti czy Anne-Sophie Pic) oraz (choć nie przy każdym produkcie…) jeden przepis z jego użyciem.

*
julie_andrieu_page
*
Nie znajdziemy tutaj ani informacji historyczno-społeczno-kulturowych, ani dogłębnych opisów danych ‘par smakowych’; znajdziemy za to proste schematy pozwalające na szybką analizę proponowanych połączeń, co może być dużym plusem dla niektórych czytelników. Dowiemy się tu które składniki do siebie pasują, jednak nie – dlaczego (do odpowiedzi na to właśnie pytanie najbardziej przydatny będzie więc wspomniany wyżej ‘The Flavour Thesaurus’).
Jest to łatwa w odbiorze, ‘prosta’ lektura, która mimo braku dokładnych analiz i opisów proponuje całkiem spory wachlarz ciekawych połączeń smakowych; znajdziemy tu – nieobecne w ‘The Flavour Thesaurus’ – buraki i czosnek, maliny z różą, czereśnie i kardamon, dynię i pomarańczę czy – jedno z moich ulubionych dyniowych połączeń : dynię z bakłażanem (jak się pewnie domyślacie, to właśnie od stron poświęconych dyni zaczęłam lekturę obu książek ;) ).

Każda z pozycji z pewnością znajdzie swoich zwolenników i / lub przeciwników, ale najważniejszy jest chyba fakt iż czytelnik może wybrać to co najbardziej do niego akurat przemawia i co najlepiej odpowiada jego kulinarno-lekturowym gustom. Być może niebawem również w polskim tłumaczeniu :)

*

Julie Andrieu – ‘Carnet de correspondances – mes accords de goûts’, Agnès Viénot Editions, 2009

*
*
julie-cuisine-le-monde01

* dla miłośników programu ‘Fourchette et sac à dos’ wydana została książka z przepisami z globtroterowych wycieczek Julie – ‘Julie cuisine le monde chez vous’.

*

*   *   *

*

W kolejnym odcinku napiszę Wam o pozostałych książkach kulinarnych, które ostatnio zagościły na mojej półce; tym razem będzie to coś dla miłośników ‘typowych’ książek z przepisami i smakowitymi zdjęciami :)

*
*

*

(zeszłoroczny wpis książkowy tutaj – klik, pozostałe zaś znajdziecie w zakładce ‚książki’ – klik)

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

2010 w kulinarnej pigułce ;)

Mam nadzieję, że miło i smakowicie spędziliście ten świąteczno-noworoczny czas! :)
Raz jeszcze dziękuję Wam wszystkim serdecznie za życzenia, pamięć i wirtualne wsparcie, za wszystkie komentarze, maile, kartki i przemiłe niespodzianki. I raz jeszcze korzystam z okazji by życzyć Wam wspaniałego, szczęśliwego Nowego Roku!

Nie wiem jak Wy, ja jednak już jakiś czas temu zaniechałam robienia noworocznych postanowień (po cóż się potem niepotrzebnie stresować, że znów się nie udało? ;) ). Poza tym jeśli chcę coś zmienić, staram się robić to od razu, bez względu na datę i porę roku ;)
Nie robię bilansu ‘zysków’ i ‘strat’ (choć może powinnam? ;) ), za to wciąż powtarzam sobie, że przecież najważniejsze to ‘carpe diem’, zawsze i wszędzie. Choć czasami łatwiej to powiedzieć, wiem…
(przy okazji polecam Wam ciekawy wpis Karoliny na podobny temat ;) )

Mimo iż sama nie robię właciwie żadnych podsumowań, to co roku z przyjemnością wypatruję ich na moich ulubionych blogach kulinarnych; spojrzcie sami na te przepiękne zdjęcia u Tartelette, Cannelle & Vanille, La Tartine Gourmande (czy naszej rodzimej Małgosi z Pieprzu czy Wanilii :) ). To prawdziwa uczta dla oka! Miło czyta się o ich sukcesach i o pasji, która je łączy (z niecierpliwością czekam na ksiązkę Béatrice z La Tartine Gourmande!).

Dziś nareszcie udało mi się na nieco dłużej zasiąść przed komputerem by spojrzeć na ten mój blogowy, 2010 rok. Mam wrażenie, że minął on niesamowicie szybko… Choć czasami wydaje mi się, że każdy rok, ba – każdy dzień! – jest krótszy od poprzedniego ;) Z przyjemnością wracam do niektórych wpisów, potraw i zdjęć. Czasami samo spojrzenie na któreś z nich przywołuje bardzo sympatyczne wspomnienia :)

A oto mój miniony rok w kulinarnej pigułce :

*

beawkuchni2010-1

*

Jak często powtarzam – choć kulinarnie lubię każdą porę roku, to oczywiście zawsze niecierpliwie wyczekuję przede wszystkim wiosny i lata; wszelakie nowalijki, pierwsze owoce i warzywa, to prawdziwa uczta i dla podniebienia, i dla oka.

*

beawkuchni2010-2

*

W tym roku na blogu zagościło sporo konfitur i przetworów, były kolejne zupy, były i wypieki dla uczulonych na jajka i ‘krowiznę’ (alergia ma się aktualnie lepiej, choć nadal mnie nie opuszcza ;) ).

*

beawkuchni2010-3-2

*
Szparagi, świeży bób, wszelakie sałatki czy faszerowane kwiaty cukinii, to potrawy jakie najchętniej jadłabym bez końca! Choć oczywiście tylko z sezonowych i lokalnych produktów :)

*

beawkuchni2010-41

*
A później – pierwsze jesienne owoce i warzywa. I oczywiście dynie! Wszak dyni u mnie zabraknąć nie może (nadal mam jeszcze kilka sztuk czekających na zużycie ;) ). A skoro już o dyni mowa, to największym powodzeniem cieszy się ciasto dyniowo-pomarańczowe, które robi międzynarodową karierę ;))

*

beawkuchni2010-5-1

*

I zima – czas pierników i wszelakich korzennych wypieków, aromatycznej herbaty, gorącej czekolady i wszystkiego, co miło nas rozgrzewa (na przykład imbir – nie tylko kandyzowany, ale również w postaci aromatycznego syropu).

*

beawkuchni2010-6
*

Patrząc na tę mozaikę stwierdzam, iż kulinarnie był to jednak dosyć udany rok :) Wprawdzie tylko kulinarnie, ale to już coś! ;)
Jak wspominałam w komentarzach pod poprzednim postem, przez najbliższy czas (kilka, może kilkanaście tygodni), blog będzie na nieco zwolnionych obrotach. Postaram się od czasu do czasu coś opublikować (jak dobrze mieć kilka zapomnianych zdjęć w komputerze ;) ), nie obiecuję jednak wielu nowych przepisów. Niestety nadal zmuszona jestem unikać wszelakich czynności ‚ruchowych’, kręgosłup bowiem w brzydki sposób odmówił posłuszeństwa (i z zaciśniętymi kciukami czekam na ostateczną decyzję, czy obędzie się bez operacji czy jednak nie…).
Oczywiście nadal będę odpowiadać na Wasze maile i komentarze, tylko kucharzyć będę mniej ;)

*

Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników bloga i wirtualnie już dziś dzielę się z Wami tradycyjnym ciastem Trzech Króli (zeszłoroczny wpis i przepis tutaj – klik).
*

briochedesrois1

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email