Roczne archiwum: 2011

Dyniowe szaleństwo, czyli Festiwal Dyni 2011

festiwal_dyni20111Dyniowy Festiwal dobiega już końca. Mam nadzieję, że i tym razem dobrze (i smakowicie ;)) się bawiliście i że dynia zyskała nowych zwolenników. Lista festiwalowych przepisów się wydłuża i – jak co roku – niezwykle ciekawie się zapowiada :)
Pora więc i na moje tegoroczne propozycje (a przynajmniej na tę ich część, którą udało mi się uwiecznić na zdjęciach ;)).

Jak pisałam wczoraj – weekend zaczął się od przygotowania dyniowego puree. W tym celu naszą ulubioną dynię wystarczy wydrążyć, pokroić na plastry, ułożyć na blasze, skropić oliwą i upiec do miękkości w temp. 200°. Następnie miąższ należy dokładnie rozetrzeć widelcem lub przetrzeć przez praskę / sito czy też zmiksować. Jeśli miąższ dyni jest dosyć wilgotny, odsączamy go na sicie. I voilà! Puree gotowe :) Teraz należy już tylko zdecydować, do czego go użyjemy ;)

(puree możemy też przygotować gotując dynię na parze lub w odrobinie wody, wtedy jednak miąższ będzie nieco bardziej wilgotny i trzeba będzie mocniej go odsączyć przed użyciem; nadmiar tak przygotowanej dyni można również zapasteryzować, o czym wspominałam w zeszłorocznym wpisie – klik).

Moja pierwsza propozycja na użycie upieczonej dyni, to przepis pochodzący z pięknie wydanej książki Silveny Rowe‘Purple Citrus & Sweet Perfume : Cuisine of the Eastern Mediterranean’, którą znacie być może między innymi z występów w BBC’s Saturday Kitchen. Przyznaję, że do zakupu książki skusiła mnie… przepiękna okładka oraz równie piękne zdjęcia. Przepisy oczywiście również ;) Między innymi ten poniższy, na hummus z dyni z dodatkiem za’ataru (w zeszłym roku pokazywałam Wam taki oto hummus z ciecierzycą i dynią – klik, a tutaj możecie zobaczyć niezwykle klimatyczne zdjęcia tej potrawy, prezentowane rok temu przez Lulę Lu – klik).

dynia_pasta_zaatar

Dyniowy hummus z za’atarem

(Silvena Rowe – ‘Purple Citrus & Sweet Perfume : Cuisine of the Eastern Mediterranean’)

ok. 450 g dyni (użyłam już upieczonego wcześniej miąższu)
3-4 łyżki oliwy, sól
3 żąbki czosnku, zmiażdżone i przeciśnięte przez praskę
1 łyżka soku z cytryny (w oryginale 3)
1 łyżka przyprawy za’atar*
3 łyżeczki mielonego kuminu
2 łyżki tahini
2 łyżki pestek z dyni, zrumienionych na suchej patelni (tym razem pominęłam)

Piekarnik rozgrzać do 200°. Dynię pokroić w plastry, ułożyć na blasze do pieczenia, skropić oliwą, posolić. Piec do miękkości (mniejsze kawałki ok. 20 minut, większe 35-40), wystudzić, a następnie dokładnie rozetrzeć miąższ dyni widelcem. Dodać pozostałe składniki, wymieszać i przed podaniem posypać pestkami dyni (w przepisie oryginalnym 1 łyżkę tahini dodajemy do masy a drugą polewamy gotową pastę już w naczyniu).

*jeśli nie mamy gotowej przyprawy za’atar, możemy przygotować ją sami; oto proporcje jakie podaje autorka :
2 łyżki oregano (lub tymianku), 1 łyżka majeranku, 2 łyżki lekko uprażonych nasion sezamu, 1 łyżka sumaku, ½ łyżeczki soli – wszystko wymieszać i przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku


*  *  *

Druga propozycja to dyniowe gnocchi, nieco jednak inne od klasycznych, mąkę zastąpiłam bowiem mielonymi migdałami (ze względu na dietę niektórych gości). Jako iż masa jest lekko klejąca, zamiast ‘ręcznie’ formować kulki z ciasta (wyjątkowo nie lubię sklejonych ciastem rąk… ;)), formowałam je jak ‘quenelles’ za pomocą dwóch łyżek – podpatrzyłam pomysł w Toskanii u Marghe, która w ten sposób formuje swoje ‘gli gnudi’ :)

przepis (zmodyfikowany) stąd – klik (a dla zainteresowanych również krótki film instruktażowy o formowaniu ‘quenelles’ tutaj – klik)


dynia_ricotta_migd

Dyniowe gnocchi z ricottą i migdałami

500 g dyni (lub gotowego już puree, bardzo dobrze odsączonego)
2-3 łyżki oliwy
500 g ricotty
250 ml startego parmezanu
125 ml mielonych migdałów (w oryginale mąka)
1 jajko
sól, pieprz do smaku
dodatkowo – starty parmezan i oliwa (lub masło szałwiowe) do podania

Piekarnik rozgrzać do 200°. Dynię pokroić w plastry / kawałki, ułożyć na blasze do pieczenia, skropić oliwą, posolić. Piec do miękkości (mniejsze kawałki ok. 20 minut, większe 35-40), wystudzić. Miąższ dokładnie rozetrzeć widelcem (lub zmiksować / przetrzeć przez sito), a następnie wymieszać z ricottą, parmezanem i migdałami / mąką oraz jajkiem tak, by powstała jednolita, zwarta masa (możemy ewentualnie dodać więcej migdałów / mąki jeśli masa nie jest dostatecznie zwarta; uwaga – jeśli dodamy zbyt dużo mąki, gnocchi będą twarde po ugotowaniu). Z masy formujemy kulki i gotujemy je we wrzącej, osolonej wodzie przez ok. minutę (gdy będą ugotowane, wypłyną na powierzchnię).
Podawać posypane parmezanem i polane oliwą (ja wybrałam aromatyczne masło szałwiowe).


*  *  *

Pora na coś słodkiego.
Do tej pory piekłam ciasta dyniowe z dodatkiem świeżego, startego miąższu (moim ulubionym pozostaje to zeszłoroczne – klik), tym razem jednak postanowiłam przygotować coś z dodatkiem puree właśnie. Wybrałam przepis, który być może już znacie – ciasto dyniowo-pomarańczowe z przepisu podanego przez Bajaderkę (oryginał tutaj – klik). Dokonałam kilku niewielkich zmian, zastępując np. część mąki mielonymi orzechami, dodając więcej bakalii i zamieniając mielone goździki (za którymi nie przepadamy) na większą ilość cynamonu. Do ciasta użyłam również razowej mąki orkiszowej, w związku z czym jest ono nieco mniej wilgotne od oryginału, jednak równie pyszne :)

dynia_ciasto_bajaderka

Ciasto dyniowo-pomarańczowe

na formę babkową z kominkiem o śr. 21-22 cm

120 g miękkiego masła
175 g cukru
2 jajka (w temp. pokojowej)
250 ml przecieru z dyni (ok. 260 g), w temp. pokojowej
otarta skórka z 1-2 pomarańczy
ok. 60 ml świeżego soku pomarańczowego (u mnie z dodatkiem Grand Marnier)
200 g mąki (u mnie pół na pół pszenna biała + orkiszowa razowa)
50 g bardzo drobno zmielonych orzechów
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
(opcjonalnie  – 1 łyżeczka przyprawy do piernika, ewentualnie mniej cynamonu))
80 g grubo posiekanych orzechów włoskich (tym razem użyłam pekanów)
90 g grubo pokrojonych daktyli
+ 1 łyżka mąki do obtoczenia bakalii

Piekarnik rozgrzać do 180°.
Formę natłuścić. Przesianą mąkę wymieszać z proszkiem, sodą, solą i przyprawami. Posiekane orzechy i daktyle wymieszać z 1 łyżką mąki.
Masło ubić z cukrem i jednym jajkiem na gładką masę, następnie dodać drugie jajko i jeszcze chwilę ubijać. Stale mieszając dodać przecier z dyni, otartą skórkę z pomarańczy, mielone orzechy  i  ¼ mąki, a następnie partiami dodawać sok z pomarańczy i resztę mąki (nie mieszamy zbyt długo a tylko do połączenia się składników). Na koniec dodać posiekane orzechy i daktyle, lekko wymieszać, przełożyć do formy i piec ok. 50 – 55 minut (lub do suchego patyczka).


*  *  *


dynia_ricotta_sernik2

A jeśli czasu mamy niewiele i nie chcemy brudzić więcej niż jedną miskę i widelec ;), wtedy możemy przygotować takie oto mini-pseudo- serniczki. Celowo piszę, iż są to ‘pseudo’ serniczki, ich tekstura bowiem nie do końca przypomina tradycyjny sernik czy cheesecake; piekę je w indywidualnych foremkach, dzięki czemu jest szybko i praktycznie. A goście na diecie są zadowoleni, że deser jest bez mąki :)

dynia_ricotta_sernik

Pseudo-serniczki z dyni i ricotty

na 7-8 indywidualnych porcji

400 g puree z dyni
250 g ricotty
1 jajko + 2 żółtka
100 g cukru pudru (u mnie zmielony trzcinowy)
½ łyżeczki cynamonu
otarta skórka z 1 pomarańczy
opcjonalnie – 50 g płatków migdałowych (część zachować do posypania)
+ 2 łyżki cukru trzcinowego do posypania

Piekarnik rozgrzać do 180°. Foremki natłuścić.
Ricottę wymieszać dokładnie z dyniowym puree na gładką masę (ewentualnie zmiksować). Dodać pozostałe składniki i dobrze wymieszać (możemy pominąć dodatek płatków migdałowych). Przelać masę do foremek, posypać odrobiną cukru oraz płatkami migdałowymi i piec ok. 25-30 minut.


*  *  *

I na koniec jeszcze zupa, choć nieco poza dzisiejszą tematyką, przygotowana jest bowiem ze świeżej dyni, a nie z dyniowego puree. Stwierdziłam jednak, że tym, którzy piekarnika nie mają, też się należy jakiś przepis! ;) Jest więc zupa, niezwykle delikatna i aromatyczna, z dodatkiem imbiru, pomarańczy i mleka kokosowego. Przgygotowałam ją na bazie przepisu na zupę marchewkowo-pomarańczową, zamieniając marchew na dynię i dodając również mleko kokosowe, zupa bowiem nie do końca odpowiadała mi w swoim ‘pomarańczowym’ tylko wydaniu. Na szczęście mleko kokosowe idealnie dopełniło smak zupy :)

dynia_zupa

Zupa dyniowo-pomarańczowa z mlekiem kokosowym

na ok. 4 porcje

3 łyżki oliwy / oleju
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
kawałek świeżego imbiru (ok. 2 cm)
ok. 800 g dyni (waga po obraniu)
sok z 2 pomarańczy + otarta skórka z 1 pomarańczy
ok. 800 ml delikatnego bulionu
150 ml mleka kokosowego
sól, pieprz do smaku
do dekoracji – świeża kolendra + skórka z pomarańczy

Dynię obrać, oczyścić i pokroić w kostkę. Imbir zetrzeć (powinniśmy otrzymać ok. 1 płaską łyżkę). Czosnek zmiażdżyć i poszatkować. Cebulę poszatkować i udusić na rozgrzanej oliwie. Po kilku minutach (4-5) dodać czosnek i imbir i dusić jeszcze chwilę. Następnie dodać dynię, sok i skórkę z pomarańczy i tyle bulionu / wywaru, by zakryć warzywa. Gotować do miękkości (ok. 20-25 minut), następnie dodać mleko kokosowe i całość zmiksować. Podawać zupę udekorowaną np. listkami kolendry i paskami otartej skórki z pomarańczy (dodałam również odrobinę czerwonego pieprzu dla ozdoby).


*  *  *

A na obiad była dziś dynia w najprostszym wydaniu :

dynia_pieczona_ziemn

- upieczona z odrobina oliwy, rozmarynu i tymianku, z dodatkiem pieczonych ziemniaków (dla kontrastu wybrałam fioletowe ;)). Do tego nieco startego pecorino (tym razem toskańskie ‘resztki’ truflowego, mocno dojrzałego pecorino). I nawet listopad nie jest nam straszny, gdy w kuchni wciąż tyle mamy ciepłych kolorów ;)

dynia_pieczona_ziemn2

To tyle na dziś moi drodzy. Przepraszam za ten lekki ‚poślizg’ i mam nadzieję, że przetrwaliście ten przydługi post ;)

Pozdrawiam Was serdecznie!
I – jak wspominałam w poprzednim poście – ciekawa jestem, które z przygotowanych przez Was do tej pory dyniowych dań okazały się największym ‚hitem’ ;), które z nich najbardziej przypadły do gustu Waszym kubkom smakowym, szczególnie jeśli jest to Wasze pierwsze spotkanie z dynią i jeśli dopiero próbujecie się z nią polubić.
Chętnie poczytam o Waszej prywatnej liście dyniowych ‚przebojów’ tego sezonu :)

EDYCJA

Grrr… Okazuje się, iż nocna pora nie służy zajmowaniu się blogiem :/ Właśnie skasowałam poprzedni post, a co za tym idzie również Wasze komentarze do niego i ewentualne linki ‚festiwalowe’ :( Jutro sprawdzę, czy mam gdzieś jeszcze kopię do odzyskania; przepraszam (przede wszystkim ze względu na Wasze komentarze :/ ).

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pieczona dynia, raz jeszcze :)


festiwal_dyni20111Gdybym miała wybrać tylko jedno ulubione danie z dyni, to z całą pewnością by mi się to nie udało, dynię bowiem lubię w każdej praktycznie wersji – no może tylko poza taką marynowaną w occie oraz tą na mleku i z zacierkami ;) Na słodko i na słono, surowa, pieczona, gotowana, smażona, duszona… Z ‘dodatkami’ i bez. Nie mogłabym już teraz wyobrazić sobie jesieni i zimy bez dyniowych smakołyków. I z tego co widzę – Wy również ;)

Niewiele zmieniło się od moich wpisów sprzed roku czy sprzed dwóch lat – nadal najczęściej przygotowuję dynię pieczoną, by później móc wykorzystać ją do innych dań (lub spałaszować samą, na szybką przekąskę ;)). A zupa przygotowana z takiej upieczonej dyni to poezja! Ma o wiele bardziej intensywny smak i aromat (jak większość dań z użyciem pieczonych warzyw zresztą).

(a skoro już o pieczonej dyni mowa, to zerknijcie również do wczorajszego wpisu Małgosi – klik :) )

dynia_papryka

Dzisiejsza (a właściwie sobotnia ;)) zupa powstała z pieczonej dyni, papryki i czosnku. Jeśli czosnku nie lubicie (lub macie problemy z jego trawieniem), możecie oczywiście go pominąć, przyznam jednak, że jego dodatek świetnie komponuje się z warzywami i nadaje zupie ‘charakteru’ ;) Papryki możecie dodać wedle uznania – mniej, jeśli wolicie bardziej dyniowy smak zupy, więcej, by uyskać bardziej intensywny kolor i poczuć smak papryki (która nota bene świetnie do dyni pasuje). Poniżej moja wersja, a do zrobienia zupy przyczyniła się Cremebrulee, której przepis możecie zobaczyć tutaj – klik.



soupe_courge_poivrons

Zupa-krem z pieczonej dyni, papryki i czosnku

1 dynia Butternut (1,2 kg po wydrążeniu)
3 duże papryki (350-450 g)
1 główka czosnku
oliwa
½ – ¾ łyżeczki kuminu (można pominąć)
sól, pieprz
300-500 ml bulionu warzywnego
śmietana (crème fraîche)

Pikarnik nagrzać do 200-220°.
Dynię przekroić, wydrążyć, posmarować oliwą wymieszaną z kuminem i posolić. Paprykę umyć i osuszyć. Z czosnku ściąć górną część (ok. 1/3) i posmarować oliwą. Warzywa umieścić na blasze i piec ok. 30-40 minut (dynię ewentualnie nieco dłużej), przewracając paprykę podczas pieczenia, by równomiernie się przypiekła.
Gdy papryka jest już mocno przypieczona, obieramy ją ze skórki (możemy wcześniej umieścić ją na kilka-kilkanaście minut w hermetycznym naczyniu lub zawinąć w folię, by skórka łatwiej odchodziła), czyścimy z nasion i kroimy na kawałki. Miąższ dyni, paprykę oraz oddzielony od łusek czosnek miksujemy z gorącym bulionem i doprawiamy do smaku (ilość bulionu zależy od konsystencji jaką chcemy otrzymać).
Podajemy zupę z odrobiną śmietany i / lub z dodatkiem oleju z pestek dyni oraz prażonych pestek (jak np. tutaj – klik); u mnie tym razem z grzankami :)

A z ‘resztek’ warto przygotować sałatkę z dodatkiem rukoli, orzechów i np. słodko-kwaśnego vinaigrette (podobnie jak we wcześniej podawanym linku), warzywa te naprawdę świetnie do siebie pasują.


I jeszcze nie tyle przepis, co pomysł, który spodobał mi się w jednym z ostatnich numerów duńskiego czasopisma MAD. Otóż pokazano tam ciekawy sposób serwowania pieczonej dyni Butternut, np. na przystawkę :

pieczony_butternut

- dynię (wraz ze skórką, która przytrzyma odpowiednio miąższ podczas pieczenia) kroimy na plastry, wydrążamy, układamy na blasze, smarujemy oliwą, solimy i pieczemy do miękkości (ok. 15-20 minut w zależności od grubości plastrów), a następnie na talerzu – w ‘otworze’ dyni – układamy przygotowane wcześniej warzywa / farsz (w MAD były to warzywa z azjatycką nutą, u mnie bakłażan i cukinia z patelni + pieczony czosnek i papryka). Prawda, że wygląda to dosyć oryginalnie? ;)


*   *   *

I na koniec jeszcze podziękowania dla wszystkich zaglądających tutaj. I dla tych stałych, i dla anonimowych czytelników. Za kolejny wspólny rok (już czwarty! :)), za Wasze ciepłe słowa, maile, za to, że nadal macie ochotę tu zaglądać :) Wszak bez Was blog byłby tylko monologiem i pisaniem sobie a muzom ;) Dziękuję też za Waszą cierpliwość (nie grzeszę niestety regularnością w odpisywaniu na maile na ten przykład…), za pomoc i wszystkie przejawy Waszej sympatii. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i – mimo ciągłego braku wolnego czasu ;) – motywuje do dalszego pisania. Oby na jak najdłużej :)

Pozdrawiam serdecznie! I zapraszam już niebawem na dyniowy ciąg dalszy ;)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Festiwal Dyni 2011

dynie2011

Bez czego nie wyobrażamy sobie jesieni? Z pewnością bez złoto-czerwonych liści. Bez kasztanów i żołędzi zbieranych podczas jesiennych spacerów. Bez wieczorów w towarzystwie kubka gorącej herbaty, ciepłego pledu i dobrej książki. A w kuchni oczywiście nie może wtedy zabraknąć dyni! :)

Dziś więc – choć z lekkim ‘poślizgiem’ ;) – serdecznie zapraszam Was na tegoroczny Festiwal Dyni (mam nadzieję, że i tym razem wielbicieli dyni oraz pomysłów nie zabraknie ;)).

courges2011_9

Jak stali czytelnicy bloga mogli się już przez te kilka lat zorientować, jestem prawdziwą dynioholiczką ;)
Tak, tak moi drodzy – dynie kocham prawie tak bardzo jak sery i dobre wino! :D Tak więc i w tym roku – jak na porządną dynioholiczkę przystało ;) – zgromadziłam całkiem sporą kolekcję dyniowych zapasów. Jesienne szarugi i zimowe wieczory już mi więc niestraszne, towarzyszyć bowiem mi / nam będą dynie wszelakiej maści, niektóre naprawdę wyjątkowej urody (ale sami się o tym poniżej przekonacie ;)).

Na początku października zagościło u mnie 50 dyniowych okazów różnej maści (choć od tej pory liczba ta się nieznacznie powiększyła…). Tak jak i w poprzednich latach, udałam się na tutejsze ‚wyspecjalizowane’ w dyniach farmy, które oferują spory wybór odmian.

Pierwsza (już tradycyjnie :)), to dyniowa farma ‘self service’ - ‚La grange aux courges’ :

courges2011_4

od lewej : Rouge Vif d’Étampes – Jarrahdale – Lyric – Potimarron – Nagydobosi – Guatemalan Blue
oraz Small Sugar w głębi po prawej

courges2011_2

Za każdym razem podziwiam zapał właścicieli farmy, gdyż przygotowanie takiej ilości dyni do sprzedaży to naprawdę sporo pracy. Trzeba je zważyć, ‘ometkować’ i poukładać, nie wspominając oczywiście o zbiorach i zwożeniu tych wszystkich okazów…

courges2011_5

od lewej : Potimarron – Nagydobosi – Guatemalan Blue – Small Sugar – patisony
oraz Orange Magic i Blue Magic w głębi po prawej

courges2011_8

od lewej : Karat Gold – Musquée de Provence – dynie makaronowe – Grey Star – Butternut (dynie piżmowe) – Appalachian

courges2011_10

Co krok kuszą mnie kolejne odmiany, a mąż z lekkim przerażeniem w oczach patrzy na zapełniające się torby zakupowe ;) A ja zapisuję kolejne ceny w kieszonkowym kalkulatorze :)

courges2011_11

Druga ‘na liście’ jest farma ‘1001 courges’ :

courges2011_12

Wprawdzie nie ma tam (jak na razie ;)) aż 1000 odmian, ale jest ich podobno ponad 170, a to jednak całkiem niemało!

courges2011_13

Jedynym mankamentem tego miejsca jest fakt, iż ze względu na tak dużą ilość uprawianych odmian (i niezbyt dużą powierzchnię do dyspozycji), sporo dyni wykładanych jest pojedynczo i niestety kilku odmian, które chciałam kupić, akurat w dniu mojej wizyty już nie było :/ Zacznę chyba myśleć o przeprowadzce ;)

spagh_trifetti_ambercup1

po lewej – Ambercup, obok – dynia Trifetti, z rodziny ‘makaronowych’

phoenix

Powyżej  amerykański Phoenix, którego chciałam w tym roku kupić, w ostatniej jednak chwili opis jego smaku lekko mnie zniechęcił – smakuje on bowiem ponoć dosyć ‘marchewkowo’, a przecież nie po to kupuję dynie, by mieć wrażenie, iż jem marchewkę! :D Choć bardzo możliwe, ż za rok zmienię zdanie ;)

A tutaj wyjątkowo dekoracyjna odmiana – Galeux d’Eysines :

galeux

I jeszcze Tonda Padana – wizualnie bardzo podobna do KamoKamo, które pokazywałam Wam rok temu, choć zdecydowanie większa  :


tonda_padana

Co roku kupuję kilka ulubionych, znanych mi już odmian, zawsze jednak staram się też zaopatrzyć w jakieś nowe dynie; przy wyborze najczęściej kieruję się oczywiście opisem smaku i jakości miąższu danej odmiany, choć niektóre gatunki kupuję też ze względu na ciekawy kształt czy kolor.
W tym roku zagościły u nas między innymi :

australian_butter

Australian Butter (Cucurbita maxima)
Dynia rodem z Australii ; ma pomarańczowo-różową skórkę i pomarańczowy, dość zwarty miaższ (waga ok. 5-6 kg). Można ją przechowywać do 3 miesięcy.


bonbon

Bon Bon (Cucurbita maxima)
Hybryda z rodziny Buttercup; ciemnozielone, lekko spłaszczone owoce (do ok. 2 kg), ciemnopomarańczowy, zwarty miążsż.
Można ją przechowywać przez ok. 3-4 miesiące.


buen_gusto

Buen Gusto (Cucurbita maxima)
Odmiana hiszpańska, wyjątkowo dekoracyjna. Ma żółto-pomarańczowy, suchy miąższ, a owoce mogą ważyć ok. 7 kg.
Można ją przechowywać od 4 do 8 miesięcy.


chacha

Cha Cha (Cucurbita maxima)
Amerykańska hybryda z rodziny Kabocha. Owoce okrągłe, lekko spłaszczone (do 2 kg), miąższ ciemnopomarańczowy i suchy.
Można ją przechowywać przez ok. 3-4 miesiące.

etna

Etna (Cucurbita maxima)
Nowa hybryda rodem z Australii (wyjątkowo produktywna). Owoce szare, okrągłe, lekko spłaszczone (waga ok. 5-6 kg), o wyraźnych ‘żebrach’ (przy okazji proszę o pomoc w sprawie fachowego nazewnictwa tych ‘żeber’ po polsku :)).
Miąższ lekko słodkawy, bardzo dobrej jakości. Można przechowywać od 7 do 12 miesięcy.


everest

Everest (Cucurbita maxima)
Tak jak powyższa Etna – to również nowa hybryda rodem z Australii, o praktycznie identycznych cechach.

green_delicious

Green Delicious (Cucurbita maxima)
Odmiana amerykańska, bardzo popularna. Owoce w kształcie serca, ciemnozielone  (waga od 2 do 5 kg), miąższ żółto-pomarańczowy, suchy, o lekko kasztanowym smaku.
Można ją przechowywać przez ok. 5-6 miesięcy.

golden_delicious

Golden Delicious (Cucurbita maxima)
Odmiana amerykańska powstała ze skrzyżowania Green Delicious oraz Boston Marrow (istnieje od 1926 r.). Podobno szczególnie polecana w żywieniu dzieci i niemowląt ze względu na wyjątkowo wysoką zawartość witamin.
Owoce w kształcie serca, ciemnopomarańczowe  (waga od 4 do 8 kg), miąższ żółto-pomarańczowy, suchy,zwarty, o lekko kasztanowym smaku.
Można ją przechowywać od 4 do 6 miesięcy.

guatemalan_blue

Guatemalan Blue (Cucurbita maxima)
Dynia ‘bananowa’ rodem z Guatemali. Owoce zielone, lekko ‘prążkowane’, o wadze ok. 3-3,5 kg. Miąższ żółto-pomarańczowy, dość suchy.
Można przechowywać ok. 5 miesięcy.

Poniżej w towarzystwie pokazywanej już we wcześniejszych edycjach Festiwalu – Pink Jumbo Banana :

banana_guatemala

Pink Jumbo Banana (Cucurbita maxima)
Owoce mogą być dosyć pokaźnych rozmiarów (nawet do metra długości), waga od 5 do 20-30 kg (ten na zdjęciu waży niecałe 6 kg). Miąższ żółto-pomarańczowy, dość suchy.
Można przechowywać od 5 do 7 miesięcy.

hayato

Hayato (Cucurbita moschata)
To japońska odmiana, która potrzebuje dużo słońca i ciepła, nie w każdym klimacie więc dobrze rośnie. Owoce są dosyć małe (waga do kilograma), miąższ żółto-pomarańczowy, lekko słodki (niestety jest go dosyć mało… ;)).
Można przechowywać od 4 do 8 miesięcy.

hokkaido

Uchiki Kuri / Red Kuri, zwana najczęściej dynią Hokkaido (Cucurbita maxima)
Ciemnopomarańczowa skórka i mocno pomarańczowy, suchy miąższ o kasztanowym smaku. To niezwykle cenna dynia ze względu na wysoki poziom witaminy A oraz karotenu. Może długo ‘leżakować’, co dodatkowo podnosi jej wartości odżywcze. Dyni z tej rodziny nie musimy obierać ze skórki, co jest ich dodatkowym atutem ;) pod warunkiem rzecz jasna, iż bardzo dokładnie je umyjemy / wyszorujemy przed użyciem.

melonette_jaspee


Melonette Jaspée de Vendée (Cucurbita pepo)
Owoce kremowo-żółte, podobne nieco do melona, skórka lekko ‘chropowata’. Miąższ pomarańczowy o delikatnym smaku. Częst używana do ciast czy konfitur.
Można przechowywać do 6 miesięcy.

moonshine

Moonshine (Cucurbita maxima)
Nowa hybryda amerykańska. Biało-kremowe owoce, pomarańczowy miąższ dobrej jakości.
Można ją przechowywać od 4 do 9 miesięcy, w optymalnych warunkach nawet do roku.

moranga

Moranga Exposiçao (Cucurbita maxima)
Brazylijska odmiana o oryginalnym, lekko różowym kolorze (miąższ pomarańczowy). Waga do 5-6 kg.
Można przechowywać do 6 miesięcy.

nagydobosi


Nagydobosi Sutötök (Cucurbita maxima)
Węgierska odmiana, wyjątkowo smaczna. Szaro-niebieskie owoce o wadze od 4 do 9 kg, żółto-pomarańczowy miąższ bardzo dobrej jakości.
Można przechowywać do 7 miesięcy, w optymalnych warunkach nawet dłużej.

orange_magic

Orange Magic (Cucurbita maxima)
Dynia z rodziny Hubbard. Owoce dosyć małe (waga do 2 – 2,5 kg), miąższ pomarańczowy, dosyć suchy, o orzechowym smaku.
Można przechowywać od 6 do 8 miesięcy.

orangetti


Orangetti (Cucurbita pepo)
Dynie z rodziny ‘makaronowej’, rodem z Israela. Owoce koloru pomarańczowego (waga od 1 do 2 kg), miąższ jasnożółty.
Można przechowywać do 6 miesięcy.

permanent400

Permanent (Cucurbita maxima)
Dynia rodem z Taiwanu. Owoce lekko spłaszczone, waga do 3 kg. Miąższ pomarańczowy, lekko ‘mączny’, bardzo dobrej jakości.
Można ją przechowywać ok. 5-8 miesięcy.

potiron_geneve


Potiron de Genève (Cucurbita maxima)
Dynia rodem z Genewy, która praktycznie zniknęła z uprawy i dopiero od 2007 roku ponownie została wprowadzona na rynek (dzięki KCB-Samen). Czerwono-pomarańczowe owoce, okrągłe i spłaszczone, miąższ żóąto-pomarańczowy, dosyć suchy, o lekko słodkim, owocowym smaku.
Można przechowywać do 8 miesięcy.


saint400

Saint (Cucurbita moschata)
Dynia rodem z Tajlandii. Owoce lekko spłaszczone, ‘nakrapiane’ , waga do 1,5 kg. Miąższ ciemnopomarańczowy, lekko słodki, o delikatnym smaku.
Można przechowywać od 7 do 10 miesięcy.

sucrine_berry

Sweet Berry / Sucrine du Berry (Cucurbita moschata)
Odmiana francuska w kształcie gruszki. Zielono-pomarańczowe owoce o wadze od 1 do 2 kg, które można zbierać zanim będą w pełni dojrzałe (dojrzewają w czasie ‘leżakowania’). Miąższ żółto-pomarańczowy, soczysty, lekko słodki.
Można przechowywać do 7 miesięcy, a nawet dłużej.

sweet_meat


Sweet Meat (Cucurbita maxima)
Odmiana amerykańska o dosyć słodkim miąższu, idealna do deserów i ciast. Owoce o wadze 3 do 5 kg, miąższ ciemnopomarańczowy, dosyć suchy, dobrej jakości.
Można przechowywać do 9 miesięcy.


thunder

Thunder (Cucurbita maxima)
Hybryda z rodziny Kabocha, bardzo produktywna. Owoce ciemnozielone, okrągłe i lekko spłaszczone. Miąższ ciemnożółty, dość suchy, o lekko kasztanowym smaku.
Można przechowywać od 4 do 8 miesięcy.

yukigeshou

Yukigeshou (Cucurbita maxima)
Japońska odmiana potrzebująca dużo ciepła, bardzo produktywna. Owoce lekko spłaszczone, szare, ‘nakrapiane’, miąższ ciemnożółty, dosyć suchy, bardzo dobrej jakości.
Można ją przechowywać  do 8 miesięcy.


W tym roku tradycyjnie dokupiłam również kilka odmian, których regularnie używam w kuchni (pokazywałam je również w zeszłorocznym wpisie – klik) :

kamo_kamo2011

Kamo Kamo (Cucurbita pepo)
Te nieduże owoce (do 1 kg) świetnie nadają się np. do faszerowania i zapiekania. Można ją przechowywać ok. 4-7 miesięcy.

winterluxury


Winter Luxury (Cucurbita pepo)
Jedna z bardziej interesujących smakowo odmian dyni. Miąższ o niezwykle wyjątkowym, delikatnym i subtelnym smaku.
Można ją przechowywać ok. 4-6 miesięcy.

* informacje na podstawie artykułów KCB Samen oraz ‚L’Univers des courges


Do tego kilka dyni tzw. ‚cukrowych’ :

smallsugarbabybear

oraz kilka ‚maluchów’ ;) – przede wszystkim do dekoracji :


jackbelittlebabyboo


I jeszcze :
- Delicata (Cucurbita pepo)
Jak sama nazwa wskazuje – to dynia o bardzo delikatnym smaku, dzięki czemu świetnie nadaje się również do przygotowania dań deserowych, lodów, konfitur. Najlepsze są te w miarę świeżo zerwane okazy, gdyż po upływie ok. 3 miesięcy miąższ Delicaty staje się dosyć ‚mączysty’.

delicata


- oraz Butternut,
najbardziej chyba ‘uniwersalna’ dynia; miękka, ułatwiająca obieranie skórka, bardzo małe gniazdo nasienne (więc stosunkowo niewiele ‘odpadów’ ), a do tego dobrej jakości miąższ i przyjemny smak. Kupuję ją na farmie praktycznie przez całą zimę, jest to bowiem bardzo łatwo dostępna i popularna tutaj odmiana.

butternut2011
Polecam Wam również dynie z rodziny Buttercup (w tym roku dokupiłam dwie) mają bowiem niezwykle smaczny miąższ.

buttercup

Jak pisałam już wcześniej, odpowiednio przechowywane dynie mogą przezimować długie miesiące (w zależności od odmiany rzecz jasna, nie wszystkie bowiem dobrze znoszą długie ‚leżakowanie’). Przyznacie jednak chyba, że jest to dosyć wyjątkowa naturalna ‚konserwa’, a przy tym jakże ozdobna! Do tego zdrowa, niskokaloryczna, i – przede wszystkim – niesamowicie uniwersalna, można z niej bowiem wyczarować praktycznie wszystko. Dlatego zdecydowanie warto się z dynią polubić. Tym bardziej, iż wśród tylu odmian z pewnością uda Wam się znaleźć tę ulubioną ;)


Mam nadzieję, że zdjęcia i opisy dyni Wam się przydadzą (ciekawa jestem, czy zaglądają tu inni dynioholicy, nie tylko Ci kucharzący ;)).

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam już za niedługo na festiwalowe, dyniowe smakołyki :)

*  *   *

EDYCJA

Zainteresowanym nasionami dopisuję, iż można je kupić / zamówić bezpośrednio na stronie KCB-Samen (podaję linka do wersji angielskiej, strona jest również po niemiecku i francusku – można kliknąć na flagę na lewym bocznym pasku). Forma płatności to przelew bankowy (do przesyłki dołączona będzie faktura).
Życzę udanych zakupów! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email