Roczne archiwum: 2012

Zamiast czerwonej kapusty, ‚nut roast’ oraz grzybowo-winnego sosu…

Serdecznie dziękuję Wam za świąteczne życzenia, komentarze i przemiłe maile, jakie od Was otrzymałam. Niestety tegoroczne Święta i koniec roku zdecydowanie nie wyglądają tak, jak powinny… Za oknem wiosna, zamiast białej, mróżnej zimy, a w domu przez prawie dwa tygodnie był mini-szpital ;) Zużyte więc zostały tony miodu, czosnku i imbiru (plus echinacea…) oraz spore ilości olejków eterycznych (przede wszystkim z drzewa herbacianego – naturalny antybiotyk, cyprysowy – by złagodzić kaszel, eukaliptusowy itd.). O hektolitrach soku z czarnego bzu, herbatce lipowej i naturalnej witaminie C oczywiście nawet nie wspominam ;). Jednak co innego spędza mi aktualnie sen z oczu (na szczęście tylko w przenośni ;)), a wszystko to za sprawą ostatniej ‘sesji zdjęciowej’… Już kilka dni temu miała się tutaj pojawić pyszna, świąteczna czerwona kapusta (z pomarańczami, cynamonem i żurawiną) w towarzystwie ‘nut roast’ (czyli orzechowo-kasztanowej ‘pieczeni’), z sosem na bazie suszonych grzybów i czerwonego wina. Niestety tego dnia aparat postanowił zastrajkować i ostatnie (jedyne…) zdjęcie, jakie udało się zrobić, wygląda tak :

migawka

Po analizie objawów okazuje się, iż to migawka wyzionęła ducha (na zdjęciu ‘skrzydełko’ migawki…) i sama jestem sobie winna, gdyż zbagatelizowałam objawy, które aparat demonstrował już od pewnego (dosyć długiego…) czasu. Teraz mam więc odpowiednią nauczkę :(
Serwis niestety może zająć się aparatem dopiero od 3-go stycznia (2 stycznia też jest u nas dniem wolnym od pracy, co zdecydowanie po raz pierwszy mi przeszkadza ;)). Jak się pewnie domyślacie, ogarnęła mnie chwilowa czarna rozpacz… Wszak kulinarny bloger bez aparatu jak bez ręki! :( Na szczęście w ramach pocieszenia, urodzinowy Mikołaj ;) zaproponwał, by wykorzystać ten fakt i pomyśleć również o zmianie modelu, od kilku dni więc czytam i porównuję i codziennie praktycznie zmieniam zdanie ;) Ale wczoraj ostateczny wybór (chyba…) został dokonany. Chyba ;)

Jednak póki co, nie będę miała dla Was nowych zdjęć (dziś wieczorem miał tu być oczywiście szampan…  ;)), mogę co najwyżej zaproponować Wam same przepisy, obawiam się jendak, iż ‘gołe’ teksty będą o wiele mniej motywujące do wypróbowania przepisów, wszak z tego co często piszecie, zdjęcia pomagają przemówić do naszej kulinarnej wyobraźni… Będzie więc z pewnością kolejny wpis książkowy (po Świętach znów ubyło mi wolnego miejsca na półkach ;)), będzie też coś, co nie wymaga (nowych) zdjęć, mam jednak nadzieję, że już w przyszłym tygodniu sytuacja ta powoli zacznie wracać do normy. A tymczasem proszę Was o wyrozumiałość i cierpliwość…

Skoro tak kończy się rok, to można chyba mieć nadzieję, iż ten Nowy będzie jednak lepszy, prawda? Ale żeby nie zapeszać, to pozwólcie że z noworocznymi życzeniami dla Was (i dla siebie ;)) poczekam do jutra :)
Jeśli planujecie dziś jakieś sylwestrowe szaleństwa, to życzę Wam udanej zabawy i szampańskiego nastroju, a wszystkim bez wyjątku – miłego, pogodnego dnia! :)

I do poczytania już jutro! :))


PS. Przy okazji napiszcie proszę, czy wolicie, by ewentualne przepisy pojawiły się tutaj bez zdjęć, czy też wolicie poczekać na ich ‘pełną’, fotograficzną wersję? Zdjęcia robione ‚awaryjnym’ aparatem kompaktowym są bowiem tak beznadziejne, że wolę ich nie publikować…

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pogodnych i spokojnych…

Moi Drodzy,

Czas już najwyższy by życzyć Wam spokojnych i pogodnych Świąt!
Jeśli spędzacie je z Waszymi bliskimi, niech będą pełne rodzinnego ciepła, uśmiechu i serdeczności. Niech będzie też to czas refleksji i zadumy nad tym, co dla każdego z nas jest najważniejsze. A w ferworze świątecznych przygotowań nie zapomninajmy, że tak naprawdę nie jest ważne co (i ile ;)) pojawi się na naszych stołach, ale to, z kim do niego zasiądziemy :)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników bloga i raz jeszcze życzę Wam wspaniałych Świąt!

bn_2012

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zimowy dżem, chutney i kulinarnych podarków cd.

przetwory_bn11Kulinarne podarki planuję praktycznie przez cały rok. Często są to wszelakie dżemy czy syropy, które powstają wraz z przemijającymi porami roku. Sezon zaczynam wiosną od przetworów z rabarbaru, później zaś pojawiają się truskawki i kwiaty czarnego bzu, czereśnie, morele, jeżyny, brzoskwinie, czarna porzeczka, śliwki, figi i gruszki. Dla tych, którzy wolą bardziej wytrawne smaki powstają słoiczki np. z karmelizowaną cebulą i wszelakie chutney’e. A dla tych, którzy wolą coś bardziej płynnego ;) – syropy, nalewki i aromatyczne mieszanki rumowe. Czasami są to również aromatyzowane oliwy lub octy, mieszanki przypraw (np. do jakiegoś konkretnego dania) lub przeróżne sole smakowe. Wszystko zależy od czasu, jaki mam do dyspozycji i od kulinarnej weny ;)

Dzisiejsze propozycje to z całą pewnością jedne z ostatnich tegorocznych kulinarnych podarków. Zamknięte w słoiczkach smaki zimy, które z pewnością umilą nie tylko styczniowe śniadania czy podwieczorki. Suszone owoce, korzenne przyprawy i aromat pomarańczy. Na słodko, w formie zimowego dżemu z dodatkiem jabłek lub bardziej wytrawnie, jako pyszny, świąteczno-noworoczny chutney. A dla tych, którzy mają mniej czasu, coś wyjątkowo szybkiego, a effektownego  – delikatnie prażone orzechy z żurawiną i miodem (szczegóły na końcu dzisiejszego wpisu).

Na początek mam dla Was przepis na zimowy dżem z jabłkami i suszonymi owocami, o korzenno-pomarańczowym aromacie (przepis własny, przygotowywany od kilku lat, choć nie zawsze w dokładnie takim samym wydaniu). A jeśli wolicie pyszny, zimowy chutney, to polecam wypróbowany niedawno przepis Hairy Bikers - dwóch szalonych brodaczy na motocyklach ;), idealny np. jako dodatek do sera (chutney rzecz jasna, nie motocyklista ;)). Jeśli więc w przedświątecznej krzątaninie znajdziecie  jeszcze kilka minut wolnego czasu, to koniecznie przygotujcie którąś z tych zimowych propozycji, są tego naprawdę warte :)

przetwory_bn_confit001

Zimowy dżem z suszonymi owocami

(receptura własna)

ok. 4 x 250 ml

200 g suszonych moreli
100 g suszonej żurawiny
200 ml soku z pomarańczy (sok z 2 dużych pomarańczy, ewentualnie rozcieńczony odrobiną wody)
otarta skórka z 1 dużej pomarańczy
150 g daktyli (pokrojonych)
100 g suszonych (miękkich) fig (pokrojonych w ćwiartki lub ósemki)
ok. 450 g jabłek (waga po obraniu)
ok. 30-50 g jasnego cukru trzcinowego
ok. 30-50 g miodu
+ ok. 100-150 ml wody / soku pomarańczowego lub jabłkowego
2 laski cynamonu
spora szczypta zmielonych goździków
zmielone ziarna z 3 kapsułek kardamonu (ok ¼ łyżeczki, można pominąć)
opcjonalnie – chlust Cointreau, Grand Marnier lub rumu

Morele pokroić w paski i razem z żurawiną zalać podgrzanym sokiem z pomarańczy, zostawić na min. godzinę.
Obrane jabłka oczyścić z gniazd nasiennych i pokroić w średniej wielkości kostkę (lub zetrzeć na tarce) i przełożyć je do garnka o grubym dnie (używam garnka żeliwnego), dodać cukier + ok. 100 ml wody i dusić przez ok. 10 min., aż jabłka dobrze zmiękną. Następnie dodać suszone owoce wraz z sokiem, w którym się moczyły, daktyle, otartą skórkę pomarańczową,  miód oraz przyprawy, dokładnie wymieszać i smażyć na wolnym ogniu przez ok. 20-30 minut, od czasu do czasu mieszając. Jeśli dżem będzie zbyt gęsty, możemy dodać nieco więcej płynu (wody, soku z pomarańczy lub soku jabłkowego). Pod koniec smażenia dodać chlust likieru, dokładnie wymieszać i po kilku minutach gotowy dżem (po wyciągnięciu lasek cynamonu) przełożyć do czystych, suchych i gorących słoików (najlepiej jest wyprażyć je w piekarniku) i szczelnie zamknąć.

Uwagi :
- są to orientacyjne proporcje, które można oczywiście modyfikować, dodając mniej / więcej ulubionego składnika

- w zależności od stopnia wilgotności użytych suszonych owoców, trzeba będzie dodać więcej / mniej płynu podczas smażenia dżemu

- używam jabłek ‘do gotowania’, łatwo rozpadających się podczas obróbki cieplnej

- przypraw możemy dodać więcej, ja jednak lubię, gdy pozostają one dyskretnym tłem dla suszonych owoców

- cukru / miodu dodaję nieco mniej na początku, weryfikując smak dżemu podczas smażenia (w zależności od tego, jak słodkie są użyte suszone owoce, dodatek cukru / miodu można zredukować do minimum lub całkowicie pominąć)

- tak jak do poniższego przepisu na chutney – i tutaj można dodać imbiru (często używam tego z syropu), tym razem jednak nie chciałam, by i dżem i chutney miały zbyt podobny smak

*     *     *

przetwory_bn_chutney

‚Last minute Christmas chutney’ (wg ‚Hairy Bikers’)

na ok. 700 ml

1 łyżka delikatnej oliwy / oleju
2 czerwone cebule (ok. 200 g)
2 ząbki czosnku
2 łyżeczki startego świeżego korzenia imbiru (lub drobno posiekanego imbiru z syropu)
200 g suszonych (miękkich) moreli
150 g suszonych (miękkich) fig
100 g rodzynek
ok. 80 g jasnego cukru trzcinowego (w oryginale 150 g cukru, bez dodatku miodu)
50 g miodu
150 ml octu (używam jabłkowego lub cydrowego)
¼ startej gałki muszkatołowej
1 laska cynamonu
spora szczypta soli + świeżo zmielony pieprz

Cebule pokroić na cienkie plasterki (używam ‘mandoliny’), czosnek zmiażdżyć i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę).
Morele pokroić w paski, figi na mniejsze kawałki (ćwiartki lub ósemki).
Oliwę / olej rozgrzać w rondlu / garnku o grubym dnie (używam garnka żeliwnego) i zeszklić cebulę na wolnym ogniu (ok. 10 min.) uważając, by nie zbrązowiała. Dodać czosnek i imbir i dusić jeszcze ok. 2-3 minuty, a następnie zwiększyć ogień i stale mieszając smażyć cebulę przez ok. 4-5 minut, aż lekko zbrązowieje. Wtedy dodać suszone owoce i smażyć przez 2-3 minuty, a następnie dodać cukier, ocet i przyprawy (pieprzu dodajemy do smaku, u mnie 3-4 obroty młynkiem), wymieszać i gotować na wolnym ogniu przez ok. 30 minut, mieszając od czasu do czasu (ja dodałam również ok. 100-150 ml wody, gdyż konsystencja podczas późniejszego smażenia była niestety dosyć sucha).
Gotowy chutney (po wyciągnięciu lasek cynamonu) natychmiast przełożyć do czystych, suchych i gorących słoików (najlepiej jest wyprażyć je w piekarniku) i szczelnie zamknąć.

*     *     *

noix_au_miel

I na koniec coś, co wymaga od nas zaledwie kilku (no może kilkunastu ;)) minut przygotowania : nasze ulubione orzechy i żurawina, zatopione w miodzie. Pomysł podpatrzyłam kilka lat temu u Marthy Stewart (oryginał tutaj) i świetnie sprawdza się on jako podarek dla tych, którzy używają miodu jako np. dodatek do śniadaniowych płatków, owsianki czy pancake’ów ;) Proporcje są właściwie dowolne; u Marthy to ½ szklanki orzechów włoskich + ¼ szklanki suszonej żurawiny i ¼ szklanki suszonych moreli, a u mnie w tym roku po 1/3 migdałów, pistacji i orzechów laskowych + żurawina. Orzechy i migdały delikatnie rumienię na suchej patelni (migdały były już obrane, orzechy laskowe po uprażeniu obrałam ze skórki) i po wystudzeniu na dno słoika wlewam kilka łyżek płynnego miodu, wsypuję kilka łyżek orzechów wymieszanych z żurawiną, ponownie kilka łyżek miodu i tak na przemian, kończąc warstwą miodu. Szczelnie zamykamy słoik i przechowujemy w ciemnym miejscu.

A co do innych, bardzo prostych ‚słoikowych’ pomysłów, to można np. przygotować mieszankę do ulubionej granoli czy też ciasteczek, oczywiście z dołączonym sposobem wykonania. Dobrze jest wybrać przepis np. z dodatkiem cukru trzcinowego czy kakao, by poszczególne warstwy lepiej się odznaczały. Do tego jeszcze zawieszka w postaci ładnej foremki i prezent gotowy :)

(poniżej prezent który właśnie niedawno dostałam :))

A jeśli szukacie pomysłów na kulinarne podarki, to prezentowa akcja Cudawianki z pewnością Wam w tym pomoże :)

bocal_bn

*     *     *

Mam nadzieję, że któreś z blogowych propozycji przydały się również Wam w kompletowaniu tegorocznych prezentów (i może nie były to tylko ciasteczka? ;)). Chętnie poczytam i o Waszych pomysłach na kulinarne podarki, którymi obdarowujecie swoich bliskich :)

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email