Roczne archiwum: 2012

Po nitce do… brzoskwiniowego sorbetu

brzoskwinie_pieczone

Najpierw, dzięki Ewie, trafiłam na pewien blog i na to zdjęcie – klik. I choć (tak jak pisałam już poprzednio) sierpniowe temperatury zachęcają bardziej do omijania piekarnika niż do jego używania, to sorbet (sherbet) z pieczonych brzoskwiń natychmiast przemówił do mojej wyobraźni. Krótkie poszukiwania zdjęć o tej nazwie w internecie okazały się bardzo owocne i już kilka minut później trafiłam na przepis i na bloga, z którego pochodzi to apetyczne zdjęcie.
Jako iż chciałam otrzymać jak najbardziej intensywny brzoskwiniowy smak (a jak najmniej ‘mleczny’), postanowiłam zamienić śmietanę na jogurt (jak w przypadku wcześniejszego sorbetu melonowego) dodająć niewielką jego ilość. Cukier zastąpiłam miodem oraz dodałam kilka listków aromatycznej werbeny cytrynowej (lippia trójlistna), która od czasu zeszłorocznego dżemu brzoskwiniowego – klik stała się jednym z ulubionych brzoskwiniowych dodatków.

lippia2012

werbena cytrynowa – lippia trójlistna

Przygotowując tego typu lody / sorbety na bazie śmietany czy mleka, wszelkie ‘aromatyczne’ dodatki można oczywiście uprzednio zagotować z mlekiem / śmietaną i pozostawić na minimum kilkanaście minut (maksymalnie na kilka godzin); można też przygotować syrop cukrowy i to w nim pozostawić gałązki werbeny do naciągnięcia. Ja jednak (ze względu na pominięcie śmietany oraz użycie miodu a nie cukru) zdecydowałam się na dodatek roztartych i posiekanych świeżych listków werbeny, zmiksowanych później z brzoskwiniami. Często stosuję ten właśnie sposób w deserach czy koktajlach, w których kawałki zmiksowanych listków nie przeszkadzają w konsystencji czy smaku produktu końcowego (jako dodatek do deserów często stosuje się np. cukier werbenowy, czyli listki dokładnie roztarte z cukrem). A jako iż żywot mojej lippi dobiega już końca w tym sezonie, to staram się jak najbardziej wykorzystać ostatnie jej gałązki.
Sorbet ten świetnie smakuje również w wersji lawendowej, można też dodać tutaj odrobinę wanilii lub chlust amaretto ;), czyli praktycznie wszystko, co do brzoskwini pasuje. W wersji ‘au naturel’ też jest pysznie :)

(poniżej moja wersja sorbetu, a przepis oryginalny dla zainteresowanych tutaj – klik)

sorbet_peches_roties01

Sorbet z pieczonych brzoskwini

1 kg słodkich, dojrzałych brzoskwini (ok. 7-8 sztuk)
1-2 łyżki cukru trzcinowego (użyłam ciemnego)
100 g jogurtu naturalnego (używam owczego, 6% tłuszczu)
ok. 3 łyżki delikatnego miodu (lub cukru)
kilkanaście listków werbeny cytrynowej (można pominąć)

kilka godzin przed przygotowaniem lub dzień wcześniej :

Piekarnik nagrzać do 200°C.
Brzoskiwnie umyć, osuszyć, przekroić i pozbawić pestek. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posypać cukrem i piec ok. 20 minut. Następnie pozbawić owoce skórki, wystudzić, przełożyć połówki brzoskwini do hermetycznego naczynia (dodałam również skarmelizowany sok, który wytworzył się podczas pieczenia) i schłodzić w lodówce przez kilka godzin (lub przez noc).
Umieścić brzoskwinie wraz z sokiem (który z nich podczas chłodzenia wypłynie) w blenderze, dodać miód lub cukier oraz jogurt. Listki werbeny lekko rozetrzeć, posiekać, dodać do blendera i zmiksować wszystko na gładką masę. Następnie przełożyć do maszyny do lodów lub do zamrażalnika (jednak w tym drugim przypadku należy pamiętać o regularnym mieszaniu masy, by uniknąć krystalizacji; poza tym konsystencja lodów z maszyny mimo wszystko jest wg mnie lepsza).

sorbet_peches_roties3

uwagi :

- dzięki dodatkowi cukru brzoskwinie lekko karamelizują się podczas pieczenia, można jednak oczywiście cukier na tym etapie pominąć

- skórkę na brzoskwiniach można pozostawić, ja jednak wolę konsystencję sorbetu bez skórki; użyłam tutaj mieszanki białych i żółtych brzoskwini (kilka z nich pozostawiłam do pieczenia z pestką, tylko dlatego iż niestety trudno było się jej pozbyć bez nadmiernego uszkodzenia owoców)

- sorbet jest mocno owocowy, delikatny i aromatyczny; jak większość tego typu domowych lodów – należy odpowiednio wcześniej wyciągnąć go z zamrażalnika, gdyż nie jest po zamrożeniu tak miękki jak jego kupne odpowiedniki

- jako iż nadal unikam dodatku jajek oraz ograniczam produkty mleczne, a przede wszystkim ‘krowiznę’ (nietolerancja pokarmowa, na szczęście już bardziej łagodna niż na początku…), dlatego właśnie wybieram tego typu minimalistyczne sorbety, choć (niestety! ;)) uwielbiam smak typowych, tradycyjnych lodów…

- jak pisałam wyżej – sorbet ten można przygotować również np. z dodatkiem lawendy, wanilii czy ‘chlustu’ amaretto lub bez żadnych dodatków, też będzie smacznie :)

- i na koniec ostatnia rada : dobrze jest od razu przygotować podwójną porcję sorbetu ;)

Pozdrawiam serdecznie!

sorbet_peches_roties002

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Drożdżowy ‚ślimak’ z makiem i śliwkami

sliwkowe_z_makiem1

Przyznaję iż ciasta i różnorakie ‘piekarnikowe’ słodkości pojawiają się ostatnimi czasy nieco rzadziej na blogu, ale jesienią pewnie znów się to trochę zmieni. Aktualne upały nadal skutecznie zniechęcają do używania wszelakich ‘rozgrzewających’ ustensyliów, dlatego o wiele bardziej mi po drodze z sorbetami czy owocowymi deserami niż z ciastami. W miniony weekend jednak dwie bratnie (czy raczej siostrzane ;)) dusze bardzo skutecznie zmotywowały mnie do popełnienia pewnego wypieku i choć ciasto mimo wszystko trochę bardziej kojarzy mi się z końcem września niż z upalnym latem, to absolutnie nie żałuję, że je upiekłam. Wręcz przeciwnie : ciasto jest nie tylko atrakcyjne wizualnie, ale przede wszystkim naprawdę pyszne : makowo-marcepanowe nadzienie świetnie pasuje do śliwek, a odrobina morelowego dżemu oraz migdały są tutaj doskonałym dodatkiem.
Oczywiście jak zwykle dokonałam kilku zmian, dlatego po oryginalny przepis odsyłam Was tutajklik (w tłumaczeniu oczywiście pomoże wujek Google ;)), a poniżej moja weekendowa wersja (a siostrzanym duszom raz jeszcze dziękuję za motywację! :))

sliwkowe_z_makiem22

Ciasto drożdzowe ze śliwkami i makiem

na tortownicę o średnicy ok. 28 cm

na ciasto :
375 g mąki (użyłam 250 g mąki T650 + 100 g mąki orkiszowej razowej)
1,5 łyżeczki suszonych drożdży (w oryginale 20 g świeżych)
1 duże jajko  + 1 żółtko
65 g masła
2,5 łyżki oliwy
szczypta soli
60 g cukru (u mnie jasny trzcinowy, mielony)
150 ml mleka

na nadzienie :
80 g mielonego maku (u mnie niestety nie był mielony)
100 ml mleka
2 łyżki miodu
1,5 łyżki dżemu morelowego
szczypta soli
50 g marcepana
mały chlust amaretto lub rumu (ok. ½  łyżki – można pominąć)
ok. 2-3 łyżki mielonych migdałów

dodatkowo :
ok. 750 g śliwek
1 łyżka mleka
2 łyżki cukru + ¼ – ½ łyżeczki cynamonu
płatki migdałowe

Masło roztopić i wystudzić.
Mąkę wymieszać z solą, zrobić zagłębienie, dodać drożdże, cukier + pozostałe skladniki i wyrabiać przez kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne.
(jeśli używamy świeżych drożdży : rozprowadzamy je najpierw w letnim mleku i odstawiamy na kilka minut i gdy zaczną się ‘pienić’ – doddajemy je do mąki wraz z pozostałymi składnikami)
Uformować kulę, przełożyć ciasto do lekko naoliwionej miski, przykryć i odstawić do wyrośnięcia (aż ciasto podwoi objętość, na minimum godzinę).
Przygotować nadzienie : zetrzeć marcepan (ścieram na dużych oczkach – można wcześniej umieścić go na chwilę w zamrażalniku, łatwiej będzie go zetrzeć).
Zagotować mleko, dodać mak i gotować chwilę na wolnym ogniu; następnie dodać  sól, miód oraz dżem i gotować jeszcze kilka minut (stale mieszając) aż masa lekko zgęstnieje. Następnie dodać starty marcepan (oraz ewentualnie alkohol), dobrze wymieszać i po chwili zdjąć z ognia, dodać mielone migdały, wymieszać, odstawić do wystygnięcia (masa nie może być zbyt rzadka).
Śliwki umyć, osuszyć, przekroić na pół, pozbawić pestek.
Piekarnik nagrzać do 180-200 °C.
Wyrośnięte ciasto rozwałkować na lekko wysypanej mąką stolnicy (lub na papierze do pieczenia) na prostokąt o wymiarach ok. 30 × 40 cm i przekroić wzdłuż na trzy paski. Na środku każdego paska nałożyć masę makową, brzegi ciasta lekko posmarować mlekiem i ‘zrolować’ tworząc wałeczki, szczelnie dociskając brzegi ciasta.
Gotowe wałeczki układamy w formie ślimaka w wyłożonej papierem i / lub natłuszczonej foremce, pozostawiając lekki odstęp między brzegami każdej warstwy; następnie między warstwami ciasta układamy połówki śliwek, posypujemy cukrem wymieszanym z cynamonem (można pominąć), posypujemy płatkami migdałowymi i pieczemy ok. 45 minut (jeśli ciasto zbyt szybko się rumieni, możemy przykryć je folią pod koniec pieczenia).

sliwkowe_z_makiem3

Uwagi :
- dzięki dodatkowi oliwy ciasto nieco dłużej pozostaje świeże (podobno tak robiła zawsze moja Babcia…); drugiego dnia było nadal smaczne, co nie zawsze niestety sprawdza się w przypadku ciast drożdżowych, choć oczywiście i tak najlepiej smakuje w dzień pieczenia :)

- jeśli śliwki są mocno soczyste radzę dodać ich nieco mniej (u mnie było to ok. 650-700 g), by uniknąć ewentualnego zakalca

- przez ok. 15 minut piekłam ciasto w 200°C, następnie obniżyłam temperaturę do 180°C

- w oryginale ciasto po wyciągnięciu z piekarnika smaruje się dodatkowo gorącym dżemem morelowym, ja jednak wolałam posypkę z płatków migdałowych (a dżem świetnie sprawdził się jako dodatek do masy makowej :))

- przez dodatek mąki razowej ciasto jest oczywiście nieco mniej puszyste niż przy użyciu całkowicie białej mąki  (np. tortowej), mnie jednak zupełnie to nie przeszkadza :)

Mam nadzieję, że i Wy ulegniecie pokusie tego ciasta (o ile oczywiście lubicie mak i śliwki ;)), gdyż jest naprawdę warte przygotowania (i wbrew pozorom jest mniej skomplikowane niż wydaje się to na początku czytania przepisu ;)).


Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Melonowe orzeźwienie

Zapowiada się dziś najgorętszy dzień tegorocznego lata. Ogłoszono już nawet alarm pogodowy ze względu na falę upałów, która podobno ma utrzymać się do czwartku. W kuchni więc unikam piekarnika oraz większości gotowanych potraw (za wyjątkiem pewnego wczorajszego wypieku, szczegóły na początku przyszłego tygodnia ;)) i najchętniej sięgam po wszelakie chłodniki, guacamole czy tabbouleh (właśnie stwierdziłam, że chyba powinnam stworzyć nową kategorię na blogu – dania na upalne lato / dania bez gotowania…).

melon_cavaillon

W takie dni idealnie sprawdza się również melon – po krótkim pobycie w lodówce robi się przyjemnie chłodny i stanowi pyszną, orzeźwiającą przekąskę (często serwowany z dodatkiem szynki parmeńskiej jako ‚apéritif‚). A pokrojony i zamrożony bardzo szybko może zmienić się na przykład w smoothie czy sorbet / sherbet. Na dodatek należący do tej samej rodziny co ogórek, arbuz, cukinia i dynia, melon jest niezwykle zdrowy : zawiera cenne dla naszego organizmu przeciwutleniacze, minerały (szczególnie dużo potasu) oraz prowitaminę A / beta karoten (dotyczy to przede wszystkim melonów o pomarańczowym miąższu) a także witaminę C. Jest niskokaloryczny , reguluje naszą gospodarkę wodną i – podobno – obniża również ciśnienie krwi. Jest też sprzymierzeńcem naszej urody, zdecydowanie więc warto się z nim zaprzyjańnić ;)

Moją ulubioną odmianą melona jest francuski ‘charentais’ / ‘melon de Cavaillon’, o aromatycznym, słodkim miąższu. Kupując melona wybierajmy owoce, które są ciężkie, oznacza to bowiem, iż mają dużo soku i są w miarę świeże. Te, którym zaczyna ‘odrywać’ się ogonej, są już idealnie dojrzałe, unikajmy jednak owoców z widocznymi uszkodzeniami skórki czy plamami typu ‘obicia’ owocu w transporcie.

sorbet_melon01

pierwsza wersja sorbetu – zdjęcie z początku lipca 2012

Melonowy deser / sorbet

(inspiracja – ‘Saveurs’, nr 194, lipiec-sierpień 2012)

ok. 500-600 g zamrożonych kostek melona
(1 średniej wielkości melon typu kantalupa)
100 g jogurtu naturalnego (używam owczego, 6% tłuszczu)
3 łyżki miodu z kwiatów pomarańczy
2-3 łyżki soku z cytryny
opcjonalnie – chlust likieru pomarańczowego i / lub otarta skórka z 1 małej pomarańczy

Kilka – kilkanaście godzin wcześniej : melona kroimy na ćwiartki, wydrążamy, pozbawiamy skórki, kroimy w niezbyt dużą kostkę i zamrażamy. Następnie umieszczamy melonowe kostki w blenderze i miksujemy z resztą dodatków na gładką masę. Podajemy natychmiast lub umieszczamy jeszcze na chwilę w zamrażalniku, jeśli chcemy otrzymać bardziej zwartą konsystencję. Podajemy np. z dodatkiem malin lub malinowego sosu (coulis).

(wersja II : zamrożony melon, 2 duże świeże brzoskwinie + kilka moreli, reszta jak wyżej)

sorbet_melon4

Przygotowując malinowy sos, możemy zmiksować z odrobiną cukru i przetrzeć przez sito świeże maliny, możemy też użyć tych mrożonych (zazwyczaj tak właśnie robię). Zamrożone maliny zagotowuję w rondelku z odrobiną miodu lub jasnego cukru trzcinowego, dodaję trochę soku z cytryny i po kilku minutach, gdy owoce są już dobrze miękkie, przecieram je przez sito, by pozbyć się pestek. Jeśli potrzebuję gęstszego coulis, gotuję przetarte owoce jeszcze przez chwilę (tym razem dodałam również nieco otartej skórki z cytryny).

sorbet_melon2

Na dwóch powyższych zdjęciach widnieje druga wersja deseru, która powstała dosyć spontanicznie, z nadmiaru mocno dojrzałych brzoskwiń i moreli. Do blendera, oprócz melona (ok. 400-500 g) dodałam dwie brzoskwinie i kilka moreli i zmiksowałam wszystko na gładką masę. Smak – również w połączeniu z malinowym sosem – był naprawdę wyśmienity; to idealny, lekki deser na tego typu upalne dni :)
(niestety deser ten dosyć szybko się topi, dlatego nie czekamy zbyt długo z konsumpcją efektu końcowego ;) )

sorbet_melon3

W podobny sposób możemy przygotować orzeźwiający, melonowy (lub melonowo-brzoskwiniowy) napój typu smoothie, a dzięki zamrożonym kawałkom owoców nie trzeba już dodawać lodu (choć oczywiście można). Jogurt można też zastąpić wodą czy naturalnym sokiem owocowym, ja jednak lubię tę delikatną, prawie aksamitną konsystencję jaką otrzymujemy przez dodatek jogurtu. A jeśli zmiksujemy owoce np. z dodatkiem delikatnego, białego wina, otrzymamy pyszny, wakacyjny koktajl dla dorosłych ;)

Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam pięknej, słonecznej niedzieli!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email