Miesięczne archiwum: Luty 2013

Czekoladowo-malinowe brownies, na Czekoladowy Weekend

chocolat2013

Gdy ktoś zapyta mnie, jaki czekoladowy deser lubię najbardziej, bez wahania odpowiem, że najbardziej lubię… kawałek dobrej, nieprzetworzonej czekolady. Najchętniej takiej od ‘czekoladnika’ (maître chocolatier). Koniecznie gorzkiej – minimum 70% kakao. Uwielbiam tę z dodatkiem skórki pomarańczowej, ale również tę z orzeszkami piniowymi, z suszonymi morelami, z figami, z karmelizowanymi migdałami lub z pistacjami. I kawałek takiej czekolady całkowicie wystarcza mi do szczęścia – szczególnie w towarzystwie dobrej, gorzkiej kawy :)

(na zdjęciu obok : na górze – czekolada z orzeszkami piniowymi, nieco po lewej – z karmelizowanymi migdałami i na spodzie – pomarańczowa)

A jedyne, co lubię bardziej, od kostki czekolady, to… rozpuszczona czekolada! Unoszący się wtedy aromat i aksamitna wręcz tekstura przyciągają mnie jak magnes, bardzo niebezpieczny magnes ;) I to jest właściwie moja największa przyjemność podczas przygotowywania czekoladowych deserów – topienie czekolady :) Kto wie – może w którymś z wcześniejszych wcieleń parałam się czekoladowym przetwórstwem? I może minęłam się z powołaniem? ;)

W tym roku na Czekoladowy Weekend (poprowadzony dzięki Atinie) przygotowałam więc również coś na bazie rozpuszczonej czekolady, coś dla miłośników dosyć ciężkich, wilgotnych czekoladowych deserów. Jest to coś jak brownies lecz o bardziej ‚truflowej’, kremowej konsystencji. Jestem pewna, że nie może Wam nie posmakować :).
Przepis oryginalny pochodzi z magazynu Donny Hay (październik-listopad 2011), a pod przepisem znajdziecie kilka uwag / ewentualnych możliwych modyfikacji.

gateau_choc_donnah011

Czekoladowo-malinowe mini brownies

na 4 foremki o śr.10 cm

200 g posiekanej czekoaldy (używam gorzkiej, 70% kakao)
60 g masła
90 g ciemnego cukru trzcinowego
60 ml śmietany (25-35% tłuszczu)
3 jajka
35 g mąki
ok. 200 g malin (poza sezonem mrożonych)
opcjonalnie : malinowy sos / coulis

Piekarnik nagrzać do 150°-160°C.
Czekoladę, śmietanę, masło i cukier umieścić w rondlu i podgrzewać na bardzo wolnym ogniu, aż wszystkie składniki się roztopią i połączą (mieszamy od czasu do czasu, aż otrzymamy jednolitą, gładką masę). Jajka rozbełtać i wymieszać z mąką. Lekko przestudzoną masę czekoladową połączyć z masą jajeczną i dokładnie wymieszać, a następnie przelać do natłuszczonych / wyłożonych papierem foremek i na wierzchu ułożyć maliny (zamrożone). Piec ok. 35 minut (lub do otrzymania naszej ulubionej konsystencji). Najlepiej smakują na ciepło.

Wersja II
Ja osobiście preferuję nieco inny sposób wykonania tego typu deserów, poniżej więc druga wersja :

Śmietanę mocno podgrzać z cukrem (jednak nie doprowadzić do zagotowania) i gdy cukier się rozpuści – wlać ją na posiekaną czekoladę i pozostawić na chwilę. Gdy czekolada zaczyna się rozpuszczać – mieszać aż do całkowitego rozpuszczenia; dodać kawałki miękkiego masła, ponownie wymieszać, następnie dodawać po jednym jajku, a na koniec – mąkę. Reszta jak wyżej.

gateau_choc_donnah02
Uwagi :

- Donna Hay podaje te mini-brownies z czekoladowym ganache, jednak dla mnie to trochę za dużo czekoladowego szczęścia, podaję więc tego typu wypieki z malinowym coulis oraz – ewentualnie – z crème fraîche (choć najlepiej smakują z gałką lodów waniliowych :))

- przygotowując malinowy sos /coulis, gotuję mrożone maliny z dodatkiem 2-3 łyżek miodu (na 250-300 g malin) i odrobiny soku z cytryny, a następnie przecieram przez sito

- jeśli chcemy otrzymać wypiek o nieco lżejszej konsystencji, mniej zwartej niż typowe brownies, polecam ubicie białek na pianę i delikatne dodanie ich do masy czekoladowej (tak jak np. w przypadku tego ciasta – klik)

- w wersji bezglutenowej możemy zamiast mąki użyć skrobi ziemniaczanej / kukurydzianej czy bardzo drobno zmielonych migdałów

- jeśli pieczemy browies w nieco wyższej teperaturze, należy oczywiście odpowiednio skrócić czas ich pieczenia

gateau_choc_donnah3

Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim udanego tygodnia!

A Atinie raz jeszcze dziękuję za pieczę nad tegorocznym Czekoladowym Weekendem :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Jedenaste – nie wyrzucaj!

nie_marnuj2Zmobilizowana przez Qd (w komentarzach do przedostatniego wpisu – klik), postanowiłam powrócić do tematu ‘resztek’, a konkretnie rzecz biorąc – do problemu marnowanej przez nas żywności.

Choć nie lubię statystyk (a mój humanistyczny umysł ma lekką awersję do liczb…), to czasami przedstawienie pewnych zjawisk w ten właśnie statystyczno-procentowy sposób zdecydowanie przemawia do wyobraźni. Dlatego zacznę od przytoczenia kilku liczb właśnie…

Według ostatniego raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Żywienia i Rolnictwa (FAO), 1/3 produkowanej przez nas żywności trafia do kosza, natomiast według opublikowanego pod koniec ubiegłego roku raportu ‘Global food, waste not, want not’ (grudzień 2012, Wielka Brytania – IMECHE) do śmieci trafia nie 1/3 a połowa produkowanej żywności, czyli  prawie 2 miliardy ton. Czy nie jest to przerażające?! Co roku w Unii Europejskiej wyrzuca się 3 miliony ton chleba; chleba, który można by jeszcze zużytkować w inny sposób… (w Wiedniu np. codziennie wyrzuca się praktycznie połowę wyprodukowanego pieczywa :/ ).
Najwięcej żywności trafia na europejskie śmietniki w Wielkiej Brytanii (ok. 1,6 mln ton rocznie), na drugim miejscu plasują się Niemcy, później Francja i Holandia. Polska zajmuje piąte miejsce – wyrzucamy prawie 9 milionów ton żywności rocznie (tabelka na str. nr 4 raportu Federacji Polskich Banków Żywności – klik).
Najczęściej do śmietnika trafia wspomniane już wyżej pieczywo, później warzywa / owoce i wędliny, a następnie mięso, jogurty, mleko i sery (co ciekawe – ponad połowy tego marnotrastwa można by uniknąć…).

Oczywiście do marnotrawstwa dochodzi na każdym etapie produkcji żywności, a nie tylko w naszych domach. Duże koncerny i supermarkety do sprzedaży nie dopuszczają warzyw i owoców o ‘niestandardowym’ wyglądzie, dlatego już na etapie ich skupu odrzuca się ogromną ilość produktów, które – mimo iż całkowicie nadają się do konsumpcji – trafią na wysypisko, a nie do naszego koszyka. Jest to właśnie jedna z przyczyn, dla których kupuję wszystko co mogę bezpośrednio od rolnika / producenta, limitując konieczność zakupów w ‘sieciówkach’ do minimum. Nie ma to dla mnie znaczenia, czy marchewka jest prosta czy krzywa, czy pomidory mają nierównomierne ubarwienie, czy jabłka są za małe / za duże. Wiem, że płacę rolnikowi za jego (ciężką i mozolną) pracę i że dzięki temu połowa jego plonów nie zostanie bezsensownie zmarnowana.
Duża część żywności ulega zniszczeniu / uszkodzeniu również podczas długiego transportu, dlatego również z tego powodu warto propagować kupowanie produktów sezonowych i lokalnych, które przebywają jak najkrótszą drogę od producenta do konsumenta (nie wspominając nawet o chemii, jaką są naszpikowane warzywa czy owoce, by taki długi transport przetrwały…).

No dobrze, powiecie mi teraz, że owszem, możemy kupować nasze warzywa i owoce na targu, ale nie mamy niestety wpływu na to, że dany sklep wyrzuca niesprzedany towar, czy że jakaś jego część ulega zepsuciu podczas transportu. Mamy jednak stuprocentowy wpływ na to, co trafia do śmieci w naszym domu. Zastanówmy się więc, dlaczego trafia do niego aż 9 milionów ton żywności rocznie?!
Odpowiedź według mnie jest dosyć prosta : wyrzucamy, ponieważ za dużo kupujemy. Kropka.
Dla pokolenia naszych rodziców czy dziadków, wyrzucanie jedzenia było czymś niewyobrażalnym. Kupowało się tylko to, czego się potrzebowało (choć często i z tym bywały przecież problemy…), nie wyrzucało się czerstwego chleba czy pozostałych z obiadu ziemniaków czy kaszy. O mięsie nawet nie wspominając (tym bardziej, że niezwykle rzadko gościło ono na stołach).
Dziś wszystko mamy w zasięgu ręki, wszystko możemy bez problemu kupić w każdej chwili. To tylko kwestia wyciągnięcia ręki i wrzucenia jednego produktu więcej do koszyka. Nie wiem, czy tak naprawdę go potrzebuję, nie wiem, czy go zużyję, ale na wszelki wypadek kupię. I oczywiście kupię więcej, niż potrzebuję. Później okazuje się, że w czeluściach lodówki czy szafek znajdujemy przeterminowane produkty, o których zupełnie zapomnieliśmy, lub na zużycie których nie wystarczyło nam czasu lub odpowiedniej okazji (statystycznie 1/3 wyrzucanej przez nas żywności jest jeszcze w opakowaniu fabrycznym). Psują się i więdną źle przechowywane owoce, warzywa, wędliny czy sery. Do kosza trafiają pozostałości z naszych posiłków, na zagospodarowanie których nie mamy pomysłu (lub ochoty). Czy też produkty, które zakupiliśmy z myślą o konkretnym daniu, lecz nie wiemy do czego zużyć to, co pozostało.

Problemem są też widniejące na opakowaniach daty ważności (szczegóły do przeczytania na str. nr 9 wspomnianego już wyżej raportu – klik). O ile w przypadku mięsa czy wędlin daty przydatności do spożycia należy przestrzegać (choć i tutaj w przypadku hermetycznych opakowań margines może być spory), o tyle w przypadku jogurtu np. nie ma to już tak wielkiego znaczenia. Nie wiem, czy sami już tego doświadczyliście, ale jogurt nawet dwa tygodnie po przekroczeniu terminu przydatności do spożycia wciąż nadaje się do konsumpcji. Dlatego zamiast mechanicznie wyrzucać go patrząc na widniejącą na opakowaniu datę, wystarczy organoleptycznie sprawdzić stan produktu. Hermetycznie zamknięty nie psuje się on przecież z dnia na dzień, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Data przydatności do spożycia ważna jest w przypadku produktów świeżych (jak wspomniane mięso czy wędliny), jednak ta widniejąca na produktach typu cukier, sól czy ryż ma już zdecydowanie mniejsze znaczenie (oznacza ona, że prawidłowo przechowywany produkt zachowa wszystkie swoje właściwości co najmniej do tej daty, nie oznacza to jednak, iż po jej przekroczeniu staje się on toksyczny; warto więc nie wyrzucać produktu tylko dlatego, że jest on – teoretycznie – przeterminowany).

Marnowana i wyrzucana żywność, to nie tylko nasza prywatna strata finansowa, ale również niepotrzebna strata zużytej do produkcji tejże żywności energii oraz wody. Jak możemy przeczytać w raporcie Federacji Polskich Banków Żywności – ”produkcja 30% żywności, która nie została skonsumowana, powoduje zwiększenie o 50% zużycia wody do celów nawadniania. Do wyprodukowania 1 kg wołowiny zużywa się średnio od 5 do 10 tys. litrów wody,(…) jednego udka kurczaka (150 g) aż 650 litrów wody.” Zdajmy sobie sprawę, że 70% terenów uprawnych służy aktualnie do wykarmienia zwierząt hodowlanych, wycina się lasy Amazonii po to, by siać soję, potrzebną do wykarmienia hodowanych dla nas zwierząt; zwierząt hodowanych w niezbyt humanitarnych warunkach po to, byśmy mogli nabyć  mięso, które i tak trafi kiedyś do śmietnika. Poza tym – mniej spożywanego mięsa, to mniej hodowlanych zwierząt, mniej przemysłowego chowu, a co za tym idzie – być może lepsze warunki tegoż chowu? Wiem, wiem, jestem idealistką, ale wciąż mam nadzieję, że ziarnko do ziarnka…
Według statystyk Światowego Programu Żywnościowego (World Food Programme), produkowanej aktualnie żywności powinno bez najmniejszego problemu wystarczyć dla całej ludności naszego globu. Tym bardziej więc szokujący jest fakt, iż wyrzucamy tak wielką część jedzenia, gdy co siódma osoba na świecie zagrożona jest głodem

Oprócz wszystkich przytoczonych powyżej argumentów, dla mnie osobiście problem wyrzucania jedzenia wiąże się również z czym innym. Z czymś chyba już niemodnym i lekko trącącym myszką. A mianowicie z szacunkiem. Z szacunkiem do ciężkiej pracy rolnika i do plonu jego starań. Jeśli sami choć raz staraliście się coś wyhodować, upiec chleb czy zrobić domowy twaróg, wiecie, ile potrzeba czasu i energii, by osiągnąć zadowalający efekt. I trudno chyba jest sobie wyobrazić, że owoc naszej pracy trafia później bezpośrednio do kosza.
Nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi mi tutaj o moralizatorstwo; chodzi mi tylko o to, by choć przez chwilę zastanowić się wypełniając nasz koszyk podczas kolejnych zakupów, gotując jutrzejszy obiad czy robiąc przegląd naszej lodówki i kuchennych szafek.

Nie twierdzę, że u mnie nigdy nic się nie marnuje (niestety zdarza się, że czasami jakies ‘resztki’ trafiają do kosza czy na kompost…), jednak z roku na rok ilości te są naprawdę coraz mniejsze. Mimo iż nie planuję dokładnie każdych zakupów, to znam już nasze przyzwyczajenia, wiem ile mniej więcej produktów potrzebuję / zużywam do danego dania, wiem ile mniej więcej zjadamy i zawsze kupuję… m n i e j, niż teoretycznie powinnam ;) Nawet planując posiłki na długi weekend czy na Święta, planuję o jedno-dwa dania mniej, zawsze bowiem zostaje kawałek tarty, porcja warzyw czy zupy, które można będzie wykorzystać na drugi dzień. Z ‘resztek’ ugotowanej kaszy, ryżu czy ziemniaków można zrobić szybkie kotleciki; z warzyw – pyszną frittatę czy zapiekankę; z chleba – na przykład aromatyczne, francuskie tosty – ‘pain perdu’ (choć Babcia i Mama zużywały go często do zupy chlebowej / wodzianki, a ja w dzieciństwie najchętniej do mojego ukochanego żuru :)).

Może więc klucz do ograniczenia jedzeniowego marnotrawstwa jest podobny do przepisu na dobrą dietę? M n i e j!!! Mniej nieprzemyślanych zakupów, mniej niepotrzebnie kupowanego jedzenia, mniej wyrzucanych produktów… Lepiej przecież kupić mniej dobrego jakościowo produktu, niż dużo taniego erzacu. Niestety ‘cudów nie ma’ – produkt o szokująco niskiej cenie nie może być najwyższej jakości. Tanie szparagi wędrują do nas przez pół świata, przez co smakiem niestety nie przypominają tych świeżo ścinanych. Tanie hiszpańskie truskawki czy pomidory smakują jak plastik (poza tym, ich uprawa pozostawia wiele do życzenia…). Dlatego kupując mniej zadbamy nie tylko o stan naszego portfela, ale i o nas samych. I być może częściowo również o nasze środowisko.


I na koniec – 11 przykazań ‘niemarnotrawienia’ ;)

1.    Przed wyjściem na zakupy sprawdźmy zawartość lodówki / szafek, by niepotrzebnie nie kupować produktów, które już się tam znajdują…

2.    Obliczmy ile danego składnika / produktu potrzebujemy, przygotujmy listę zakupów i starajmy się jej trzymać.

3.    Planujmy jedno danie mniej w tygodniu, z pewnością uda nam się bowiem przygotować coś z tego, co postanie z poprzednich posiłków lub z tego, co znajduje się w czeluściach naszych szafek i lodówki (a propos – czy pamiętacie cykl Gospodarnej Narzeczonej ‘Tydzień bez zakupów’? jak najbardziej warte przypomnienia…)

4.    Odpowiednio przechowujmy produkty tak, by maksymalnie przedłużyć ich świeżość (nie zapominajmy, iż każda część lodówki ma inną temperaturę…), a wszystko, co można warto również zamrozić, by uniknąć ewentualnego późniejszego wyrzucenia / zepsucia.

5.    Nie sugerujmy się zawsze datami ważności; posłuchajmy zdrowego rozsądku i zaufajmy naszym wrażeniom wizualnym i organoleptycznym ;)

6.    Kupujmy sezonowo i lokalnie; krótszy transport, to mniej zmarnowanych w czasie jego  trwania produktów.

7.    Na ile to możliwe, kupujmy produkty bezpośrednio od rolnika / producenta (przeczytajcie koniecznie o Grupie Solidarnych Zakupów u Chilli – klik)

8.    Kupujmy m n i e j!! Nasz koszyk nie musi być wypełniony po brzegi, a lodówka nie musi pękać w szwach, skoro i tak spora część jej zawartości ma później znaleźć się w koszu na śmieci…

9.    Nie zapominajmy, iż wyrzucone jedzenie, to nie tylko wyrzucone pieniądze, ale również marnotrawstwo zużytej do jego produkcji energii i wody (olbrzymiej ilości niepotrzebnie zużytej wody, której niektórzy mieszkańcy naszego globu nie mają pod dostatkiem :/ )

10.    Dzielmy się tym, czego być może nie zużyjemy; zawsze lepiej jest zanieść kawałek ciasta sąsiadce czy też kolegom w pracy (potwierdzam! ;)), niż bezmyślnie go wyrzucić.

11.    Nie wyrzucajmy!! Starajmy się jak najlepiej zagospodarować nasze ‘resztki’, wierzcie mi – naprawdę można przygotować z nich wiele przysmaków :)


Zdaję sobie sprawę, iż poruszony dziś problem, to temat-rzeka, gdyż wiąże się z nim wiele dodatkowych aspektów. Sporo można tu jeszcze dopisać, ale kto będzie mieć wtedy siłę, by dortwać do końca tego tekstu? ;) Dlatego mam nadzieję, że w komentarzach podzielicie się ze mną (i z pozostałymi czytelnikami bloga) Waszymi spostrzeżeniami na ten temat oraz ewentualnymi dodatkowymi informacjami, których we wpisie nie uwzględniłam.
Mam nadzieję, że wpis ten będzie dla nas wszystkich powodem do kilku refleksji… Jak pisała wcześniej Qd (cytuję…) : ”Ci co wiedzą, to i tak zarządzają raz w tygodniu obiad ‘przegląd lodówki’.
Ci co nie wiedzą – dowiedzą się.
Ci, co nie mają ochoty czytać… no to ich problem:)
Może choć paru osobom otworzą się oczy?”

Chętnie przeczytam, jakie są Wasze doświadczenia i przemyślenia w tym temacie, czy problematyka ta Was interesuje, czy Was dotyczy…


Pozdrawiam serdecznie!

A Qd raz jeszcze dziękuję za korekcyjno-redakcyjną pomoc i cierpliwość :)



Dodatkowe informacje i linki :

- jeśli nie znacie jeszcze serwisu ‘Nie Marnuję’klik, to polecam Wam zerknięcie na ich stronę; znajdziecie tam wiele porad i przepisów, które być może pomogą Wam ograniczyć niepotrzebnie wyrzucane produkty (warto również odwiedzić stronę Banków Żywnościklik) oraz dodatkowe informacje i linki

- Grupa Solidarnych Zakupówklik

- krótki zwiastun filmu ‘Taste The Waste (podpisy dostępne w okienku, w kilku językach), zobaczcie koniecznie! (zobaczcie również ten oto fragment reportażu ‚We Feed The World’ – klik; edycja : film można zobaczyć w wersji polskiej np. na stronie ‚iplex’ – emitowany był również przez TVP)

- tutaj ‘Taste The Waste’ do obejrzenia – klik

- dla francuskojęzycznych czytelników – reportaż ‘Le scandale du gaspillage’ (emitowany 3.06.2012, przez Arte)  oraz kilka ciekawych artykułów również tutaj – klik

- dla władających niemieckim – szwajcarska strona ‘Foodwaste’

- dla mieszkających w CH – zeszłoroczne wydanie ‘A bon entendeur’klik poświęcone tej właśnie tematyce

I jeszcze dwa polecane Wam już wcześniej linki (a propos książki ‘Food Matters’ – klik) :
‘Food, Inc’ – ‘Korporacyjna żywność’ (to link do pierwszej części; pozostałe znajdziecie w prawej kolumnie otwierającej się strony)
oraz  ‘Food matters’ (link do pierwszej części, pozostałe w prawej kolumnie otwierającej się strony Youtube; jest tam również wywiad z Markiem Bittmanem)

Źródła wykorzystane / cytowane :

Raport Federacji Polskich Banków Żywności – klik

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email