Kolejna weekendowa sałatka, która trafiła do dzisiejszego ‘lunchowego’ pudełka, bardzo podobna do tej poprzedniej (korzystam z faktu, iż w takiej wersji sałatka świetnie smakuje również na zimno, więc często jest to moja ‚pracowa baza sałatkowa’ ;) ). I tym razem użyłam pieczonych szparagów (z dodatkiem skórki cytrynowej) i dodałam plasterki rzodkiewki oraz pieczone słodkie ziemniaki; do tego musztardowo-szczypiorkowy vinaigrette (tak jak w zeszłorocznym przepisie – klik). I oczywiście quinoa, która idealnie do takich sałatek pasuje.
A oprócz szparagów, w weekend ponownie gościł w kuchni również rabarbar oraz kolejny chleb. Ale o tym już w następnych wpisach…
Poniedziałkowa sałatka ze szparagami (II)
- ugotowana komosa / quinoa (szczegóły tutaj – klik)
- plastry (ok. 1,5 cm) upieczonych słodkich ziemniaków (pieczone ok. 15 min w 220°C)
- zielone szparagi – upieczone lub ugotowane na parze (odłamujemy zdrewniałe końcówki szparagów i – jeśli je pieczemy – skrapiamy je oliwą wymieszaną z otartą skórką z cytryny i odrobiną soku, solimy i pieczemy w 220°C, ok. 7-10 minut, w zależności od grubości szparagów, mają pozostać lekko chrupkie; jeśli szparagi gotujemy – gotujemy je ok. 3 minuty, a następnie natychmiast przekładamy do naczynia z zimną wodą; jeśli są grubsze – gotujemy je nieco dłużej)
- rukola
-plasterki rzodkiewki
- vinaigrette (podobny jak tutaj – klik) : ok. 3 łyżki oliwy + 1-1,5 łyżki soku z cytryny + ½ – ¾ łyżeczki musztardy + drobno posiekana cebula dymka (osobno biała i zielona część), szczypiorek, sól i pieprz do smaku
Gdyby kilkanaście lat temu ktoś powiedział mi, że z własnej nieprzymuszonej woli będę na weekendowy poranek nastawiać budzik tylko po to, by przygotować zaczyn na chleb, pewnie bym mu nie uwierzyła. A jednak! :) I choć nie wstaję skoro świt, to mimo wszystko dłuższa drzemka nie wchodzi w takie dni w rachubę (po francusku określana jako ‘grasse matinée’, czyli ‘tłusty poranek’ ;) ).
Jak wspominałam w ostatnim chlebowym wpisie – od czasu do czasu do takiego domowego chleba przygotowuję pastę z łososia. Czasami jest ona tylko z wędzonym łososiem, czasem również z dodatkiem świeżego (lubię również tatar na bazie dwóch łososi). A dodatki do ryby zmieniają się w zależności od nastroju i zawartości kuchennych szafek : czasami są to kapary, suszone pomidory czy awokado; czasem jest wersja bardziej orientalna, z dodatkiem sosu sojowego, imbiru i sezamu, a często taka jak dziś – z łososiem gotowanym w białym winie.
Przepis oryginalny znalazłam jakiś czas temu na stronie New York Timesa i nieznacznie tylko go zmodyfikowałam na nasze potrzeby. Zamiast crème fraîche jest gęsty, owczy jogurt, a zamiast koperku – szczypiorek. Dodaję też nieco musztardy (bardzo delikatna, z całymi ziarnami gorczycy, na bazie białego wina Chasselas), choć oczywiście można ten dodatek pominąć.
Pasta z łososia
(Anne Kearney’s Double-Salmon Rillettes – oryginał tutaj – klik)
250 g łososia (świeży filet)
1-2 szalotki, poszatkowane
1-2 łyżki oliwy (lub masła)
250 ml białego, wytrawnego wina
3 grube paski skórki z cytryny
125 g wędzonego łososia (pokrojony w cienkie wstążki)
1 łyżeczka musztardy (można pominąć)
2 – 3 łyżki gęstego jogurtu (używam owczego)
2 łyżki soku z cytryny + otarta skórka z ½ cytryny
kilka łyżek posiekanego szczypiorku
sól, pieprz do smaku
Łososia umyć i osuszyć, pokroić na ok. 5 cm kawałki, lekko doprawić solą i pieprzem.
Szalotki chwilę poddusić (ok. 1 min., nie rumienimy!) na rozgrzanym tłuszczu, dodać wino, łososia i skórkę z cytryny i gotować kilka minut (łosoś ma pozostać jeszcze delikatnie różowy), ok. 3 minuty (dłużej, jeśli kawałki ryby są grubsze).
Przełożyć kawałki łososia do osobnego naczynia (pozbawiamy go jak największej ilości szalotek). Resztę winnego sosu zredukować (gotujemy ok. 15 minut), przecedzić i dodać ok. 2-3 łyżki do łososia, rybę lekko rozdrobnić widelcem, pozostawić na ok. 10 minut. Następnie dodać wędzonego łososia, sok i otartą skórkę z cytryny, musztardę, jogurt i posiekany szczypiorek i wszystko dobrze wymieszać.
Doprawić do smaku solą i świeżo zmielonym pieprzem.
Uwagi :
- wędzonego łososia można również zastąpić inną wędzoną rybą, np. pstrągiem
- w oryginalnym przepisie szalotek nie dusimy wcześniej, tylko bezpośrednio dodajemy je wraz z łososiem do wina
- rybę możemy rozdrobnić pozostawiając bardziej wyczuwalne kawałki, by otrzymać konsystencję podobną do ‘rillettes’ (jak w oryginale)
- jak pisałam wyżej – musztardy używam delikatnej, z całymi ziarnami gorczycy, na bazie białego wina (Chasselas)
- w oryginale dodajemy koperek, u nas jednak pasta najczęściej jest ze szczypiorkiem (mąż niestety od koperku stroni…)
Dziś, jak co roku pierwszego maja, ulice zapełniły się sprzedawanymi na każdym rogu bukiecikami konwalii. Tak jak we Francji czy w Belgii, ofiarowuje się je tutaj bliskim, co ma ponoć zapewnić obdarowanym szczęście. Ponoć ;)
Ja kupiłam dzisiejszy bukiecik na targu, w drodze do pracy (tak tak, u nas 1 maja niestety nie jest dniem wolnym od pracy…), przy okazji – tradycyjnie już – ucinając sobie krótką pogawędkę z przemiłym starszym panem, u którego w każdą środę robię moje ‘targowe’ zakupy (i specjalnie dla tych naszych pogawędek przychodzę pół godziny wcześniej niż zwykle :)).
Dziś do koszyka znów trafiło sporo ‘zieleniny’, gdyż organizm po dłuiej, tegorocznej zimie bardziej niż zwykle domaga się witamin i nowalijek. Wszelkie rozgrzewające zupy soczewicowe czy cebulowe dawno poszły już w zapomnienie, a miejsca ustępują im teraz pierwsze sałaty i rzodkiewki. A jako iż staram się jedzenia nie marnować – klik, to liście rzodkiewki nie trafiają na kompost, ale bezpośrednio na nasz talerz. Często w formie zupy - klik, dziś w formie wiosennej pasty do chleba. Bez dodatku sera jak np. w przypadku pesto, z niewielką tylko ilością oliwy / oleju, czyli idealna przekąska dla takich alergików jak ja ;) Kremowości nadaje paście miąższ awokado, który przy okazji łagodzi jej smak. Do tego jeszcze sok i skórka z cytryny, sporo szczypiorku i plasterki rzodkiewek, a jeśli nie planujemy jedzenia pasty w pracy ;) – również ząbek czosnku. I kilka stostowanych kromek orkiszowego razowca, który idealnie tutaj dziś pasował.
Oczywiście najlepiej, by warzywa były ekologiczne, gdyż pestycydy i środki owadobójcze niekoniecznie powinny być składnikiem naszej wiosennej pasty ;)
(dziś wprawdzie miała tu zagościć pasta z łososia, stwierdziłam jednak, że na pierwszy dzień maja zdecydowanie bardziej pasuje coś bardziej wiosennego i zielonego ;) )
Pasta z liści rzodkiewki i awokado(czyli pseudo pesto)
100 g orzeszków piniowych (lub innych orzechów czy np. nasion słonecznika)
liście z 2 pęczków rzodkiewki (ok. 100 g)
1 awokado
sok z ½ małej cytryny / limonki (1-2 łyżki)+ nieco otartej skórki
1 łyżka oliwy (lub oleju, np. z pistacji)
(opcjonalnie – 1 ząbek czosnku)
pęczek szczypiorku, drobno posiekany
sól, pieprz do do smaku
chleb / grzanki
kilka rzodkiewek pokrojonych w plasterki
Orzeszki lekko zrumienić na suchej patelni.
Liście dokładnie umyć (jeśli są dosyć ‚upiaszczone’ – zamoczyć je na kilka minut w zimnej wodzie), osuszyć (używam ‘wirówki’ do sałaty), oderwać twarde ogonki i umieścić liście w blenderze / malakserze. Dodać wydrążony miąższ z awokado, sok z ½ cytryny + nieco startej skórki, orzeszki, ok. 2 łyżki oliwy oraz sporą szczyptę soli i świeżo zmielonego pieprzu (i ząbek czosnku, jeśli go dodajemy), zmiksować. Na koniec dodać szczypiorek, wymieszać.
Serwować np. z lekko stosowanym pieczywem, z dodatkiem plasterków rzodkiewki (choć i jako dodatek do makaronu świetnie smakuje!).
Zerknijcie też do Truskawkowej Ani – klik, u której znajdziecie rzodkiewkowo-liściasty ;) przepis bardziej podobny do klasycznego pesto (a tutaj przepis Clotilde – klik, dla francuskojęzycznych czytelników).