Wczoraj i dziś nareszcie udało mi się znaleźć trochę czasu na tegoroczne lipcowe przetwory. Na taśmie głównie czarna porzeczka (morele będą przetwarzane dopiero w sierpniu…). Zastanawiam się tylko, czy nie jest już za późno na porzeczkowy wpis…? Czy macie jeszcze dostęp do jej owoców? Jeśli tak, chętnie opublikuje przepisy w przyszłym tygodniu.
Truskawki z początku tegorocznego sezonu smakowały dosyć tragicznie. Te pierwsze, czerwcowe, były mało słodkie, zupełnie bez wyrazu (nie ma się czemu dziwić – pogoda była w maju i czerwcu iście brytyjska ;)) i z przerażeniem myślałam o wiszącym nad nami widmie owocwej klęski urodzaju…
Na szczęście lipiec rozwiał wszystkie moje / nasze obawy rozpieszczając nas słońcem i upałami, więc i owoce są teraz słodkie, soczyste i aromatyczne. Dokładnie takie, jak powinny :)
(A skoro o upałach i słońcu mowa, to wciąż nie mogę oswoić się z myślą, iż przy takiej oto letniej pogodzie i 35 stopniowym skwarze w sklepach od tygodnia panoszą się już… golfy, botki i kozaki! Brrr… Od samego patrzenia na nie robi mi się gorąco :/ Niezwykle frustrujący jest też fakt, iż trudno już teraz np. o sandałki – wszak trzeba było je kupić w lutym / marcu, jak usłyszała moja Siostra od jednej z ekspedientek ;))
Co środę na porannej przerwie wychodzę na owocowe zakupy na targu (panie z owocami przyjeżdżają nieco później niż ‘mój’ pan od warzyw, u którego zaopatruję się przed pracą). Miło jest móc wyjść wprost z budynku na tętniącą życiem ulicę zapełnioną kolorowymi straganami, gdzie kupić można prawie wszystko – nawet suszoną lipę, sery, jajka czy domowe przetwory. Czasami trudno jest się zdecydować (zdecydowanie jednak wolę ‚cierpieć’ na nadmiar towaru, niż na jego brak ;)).
Truskawki, maliny i czereśnie są więc aktualnie stałym punktem programu, zmienia się tylko ewentualnie ich ilość i proporcje ;) Staram się zrekompensować sobie czerwcową ‘posuchę’ i w ciągu dnia najchętniej żywię się właśnie owocami. A żeby jak najwięcej dostarczyć ich organizmowi – miksuję i serwuję w formie koktajlu.
Ostatni, weekendowy, był z dodatkiem ananasa (nota bene również z targu, choć rzecz jasna nie od tutejszego rolnika ;)), gdyż od czasu truskawkowo-ananasowego dżemu i nalewki jest to jedno z naszych ulubionych połączeń.
Koktajl truskawkowo-ananasowy
250 g truskawek
250 g ananasa
otarta skórka z 1 limonki
200-250 ml soku z pomarańczy*
(lub 150 ml soku + 1 szklanka kostek lodu)
opcjonalnie : kilkanaście listków werbeny trójlistnej (Lippia Citriodora) czy też melisy (lub nasiona z 1 laski wanilii lub 1 małe otarto ziarno tonki)
ewentualnie – odrobina miodu / cukru / syropu z agawy, do smaku
Truskawki umyć, osuszyć, odszypułkować, ewentualnie przekroić i umieścić w dzbanku blendera. Ananasa obrać, pozbawić twardej, środkowej części, pokroić na mniejsze kawałki, przełożyć do blendera. Dodać otartą skórkę z limonki, sok z pomarańczy (najlepiej świeżo wyciśnięty) oraz ewentualne dodatki. Zmiksować. Podawać dobrze schłodzone.
*ilość płynu regulujemy w zależności od tego, jaką konsystencję preferujemy
Sok pomarańczowy (całość lub tylko jego część) możemy też zastąpić np. mlekeim kokosowym (to zdecydowanie moja ulubiona wersja :)), jak na zdjęciu powyżej (tu w towarzystwie koreczków z ananasem i trukskawką). A na weekendowy wieczór mile widziana jest również wersja z małym (lub większym ;)) chlustem rumu lub Cointreau ;)
Kilka innych receptur na upalne dni znajdziecie również w kategorii ‘napoje’ – klik, a w zakładce ‘lodowej’ – klika szybkich, łatwych i smacznych propozycji na owocowe smakołyki. Polecam również dwie wcześniejsze owocowe ‘zupy’ na bazie białego wina (nie mają nic wspólnego z owocowymi zupami z naszego dzieciństwa! ;))
Sezon na bób wciąż trwa*, co piątek wracam więc z farmy z olbrzymią porcją tych pysznych, zielonych strąków.
*(upały również, nie narzekam jednak, wychodząc z założenia, iż lepsze to niż niż chłód i słota ;))
Co drugi piątek zaś na ‘naszą’ farmę przyjeżdża pani z serami owczymi własnego wyrobu, zabieram więc zawsze wtedy ze sobą szklany pojemnik, który napełniamy pysznymi serowymi ‘kulkami’ :) Są idealnym dodatkiem do szybkich sałatek czy kanapek, szczególnie przy obecnie panującym skwarze…
Jak wspominałam już wielokrotnie – najczęściej gotuję bób na parze, dosyć krótko (3-4 minuty), by pozostał jeszcze lekko ‘al dente’, a następnie natychmiast zanurzam go w lodowatej wodzie, by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować ten świeży, zielony kolor. A później podaję np. ze zgrillowaną cukinią, pomidorami i kozim lub owczym serem; czasami dodaję też orkiszowy kuskus lub komosę, jeśli sałatka ma być bardziej pożywna.
Była już na blogu sałatka z bobem i grillowaną cukinią (pyszna!), była wersja z pomidorami – klik, były też grzanki (w stylu bruschette / crostini) z rzodkiewkowym serkiem lub szynką parmeńską – klik. Dziś również grzanki, lecz z pomysłu Donny Hay (uwielbiam jej przepisy – a przede wszystkim zdjęcia – i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny numer jej magazynu…); jako dodatek do bobu i koziego sera jest tutaj pyszny sos z pieczonej papryki, który od razu podbił nasze serca (a raczej nasze kubki smakowe i żołądki ;)). Bardzo nieznacznie zmodyfikowałam przepis dodając odrobinę świeżych ziół, więcej papryki i mniej czosnku, a zamiast migdałów – tym razem orzeszki piniowe, które czekały akurat na zużycie. Połączenie bobu, pieczonej papryki, kremowego serka i orzeszków okazało się tak pyszne, że nawet Ci, którzy właśnie skończyli obiad, niecierpliwie czekali na koniec sesji zdjęciowej ;)
(przy okazji przypominam o ewentualnym zamrożeniu bobu, jeśli oczywiście macie taką możliwość…)
Grzanki z bobem, pieczoną papryką i kozim / owczym serem
na 4 porcje
1 główka czosnku + 4 ząbki (można je pominąć)
1 łyżka oliwy + do polania
200 g papryki
1 łyżka octu z sherry (u mnie balsamiczny)
1 łyżeczka cukru (pomijam)
50-60 g migdałów (w oryginale bez skórki) lub orzeszków piniowych
sól morska + świeżo zmielony pieprz
4 duże kromki chleba – najlepiej na zakwasie (lub 8 mniejszych)
150 g białego, miękkiego koziego lub owczego sera
ok. ½ szklanki ugotowanego bobu opcjonalnie : świeża bazylia + oregano lub tymianek
Rozgrzać piekarnik do 200-220°C.
Główkę czosnku przekroić na pół (ścinamy górną część główki) i ułożć na wyłożonej papierem blasze wraz z dodatkowymi 4 ząbkami, polać lekko oliwą; piec (wraz z papryką, szczegóły poniżej) przez ok. 25-30 minut (pojedyncze ząbki wyciągamy już po ok. 10 minutach).
Paprykę umyć, osuszyć, ułożyć na blasze obok czosnku i opiec z każdej strony aż skórka będzie lekko czarna. Przełożyć paprykę do hermetycznego naczynia (używam szklanego) lub ewentualnie do worka. szczelnie zamknąć i pozostawić do wystygnięcia (dzięki temu paprykę łatwiej będzie obrać ze skórki).
Bób ugotować na parze (ok. 3-4 minuty, większe ziarna do 5-6 min) i natychmiast przełożyć do lodowatej wody, by zachować jego kolor i chrupkość; po ostudzeniu obrać i wymieszać z odrobiną oliwy, dodać kilka posiekanych listków bazylii, lekko doprawić solą i pieprzem.
Obrać paprykę ze skórki, oczyścić z nasion i przełożyć do malaksera. Dodać 4 upieczone ząbki czosnku (‘wyciskamy’ ich miąższ z osłonki), ocet, oliwę, cukier (jeśli używamy), migdały lub zrumienione na suchej patelni orzeszki piniowe, sól i pieprz do smaku oraz ok. ½ łyżeczki świeżych listków oregano lub tymianku, zmiksować na pastę.
Kromki chleba zrumienić kilka minut na suchej, rozgrzanej patelni (lub w piekarniku, tosterze czy na patelni grillowej) i każdą kromkę skropić lekko oliwą, a następnie natrzeć upieczoną główką czosnku. Na chlebie rozsmarować ser, na niego nałożyć sos paprykowy oraz bób; skropić odrobiną oliwy i ewentualnie posypać zrumienionymi na suchej patelni orzeszkami piniowymi lub płatkami migdałów (u mnie również czerwony pieprz, który lubię szczególnie za jego walory ‚dekoracyjne’ ;)).
Uwagi :
- czosnku można użyć nieco mniej; u nas te dodatkowe 4 ząbki są zbędne, gdyż jedna połówka główki wystarcza mi do natarcia chleba, a drugą (mniejszą) dodaję do sosu paprykowego
- nie dodaję tutaj cukru, gdyż zazwyczaj używam zredukowanego uprzednio octu balsamicznego, który sam w sobie jest już lekko słodki
- według mnie, sos paprykowy jest ciekawszy właśnie z odrobiną świeżego oregano lub tymianku (najchętniej używam tymianku cytrynowego), a bób zyskuje na smaku w towarzystwie bazylii; sos możecie również przygotować wcześniej (przy aktualnych upałach piekarnik włączam tylko wyjątkowo – albo bardzo wczesnym porankiem, albo bardzo późnym wieczorem…) i przy okazji z podwójnej (lub potrójnej ;)) porcji, jest bowiem naprawdę pyszny! (mój jest pomarańczowy, gdyż czerwonej papryki aktualnie nie ma na farmie, jest za to zielona i pomarańczowa :))