Roczne archiwum: 2013

Migdały – kiełki i mleko

lait_amandes1
W dzisiejszym ‘kiełkowym’ odcinku coś dla tych, którzy cierpią na brak czasu lub cierpliwości w zajmowaniu się hodowlą kiełków. Nie na wszystkie plony bowiem trzeba czekać kilka długich dni, niektóre z nich można konsumować już po kilku godzinach namoczenia (i ewentualnie kilku godzinach kiełkowania), tak jak wspominałam już jakiś czas temu a propos słonecznika – klik).
W ten właśnie szybki sposób możemy przygotować wszelkie orzechy i nasiona oleiste : migdały, pestki dyni, słonecznik, sezam, itd. Wystarczy najpierw zalać je wodą (migdały – koniecznie ze skórką – zalewamy dobrze ciepłą wodą, nie gorącą / wrzątkiem!) i pozostawić do namoczenia na 8-12 godzin, a następnie wypłukać i albo konsumować od razu, albo pozostawić je na 1-2 dni do dalszego kiełkowania, płucząc je 2-3 razy dziennie tak jak zostało to opisane w pierwszym kiełkowym wpisie – klik.
Zaletą skiełkowanych orzechów / nasion jest przede wszystkim fakt, iż proces kiełkowania potęguje zawarte w nich ilości witamin i mikroelementów. Poza tym uprzednie namaczanie powoduje, że orzechy stają się lekkostrawne i są lepiej przyswajane przez nasz organizm.

amandes_germes
Na powyższym zdjęciu widnieją 2-dniowe skiełkowane migdały (migdałów nie kielłkujemy dłużej niż 48h). Są one bogate w dobre, zdrowe  tłuszcze i białko, są też bardzo dobrym źródłem wapnia i fosforu, żelaza, potasu, cynku, miedzi i magnezu, zawierają też dużo witaminy E oraz niezbędne dla nas aminokwasy. Olej zawarty w migdałach chroni ściany żołądka i działa jak swoisty ‘opatrunek’, a tłuszcze, cukry i białko są idealnym pokarmem dla mięśni, mózgu i systemu nerwowego (podobno 30 g zjadanych orzechów / migdałów dziennie pomaga obniżyć poziom złego cholesterolu i zmniejsza ryzyko zaburzeń pracy układu sercowo-naczyniowego).
Migdały mają działanie alkalizujące / zasadowe, co jest wyjątkowo ważne w utrzymaniu równowagi zasadowo-kwasowej, której zachwianie prowadzi do zakłócenia pracy organizmu, a w konsekwencji  również do wielu schorzeń.
(aktualnie coraz więcej mówi się / pisze o tzw. ‘odkwaszaniu’ organizmu, jest to jednak osobny, dosyć rozległy temat, nie będę go więc niestety dziś tutaj poruszać; w razie pytań, ewentualnym zainteresowanym chętnie prześlę mailowo kilka informacji / linków).

Przygotowanie mleka roślinnego (na przykładzie migdałowego)

Namoczone / skiełkowane orzechy i nasiona możemy również wykorzystać do przygotowania mleka roślinnego, które będzie zdecydowanie bogatsze w mikroelementy niż to, przygotowane bez uprzedniego namaczania (a przy okazji będzie też bardzo lekkostrawne, jak same skiełkowane orzechy / nasiona).
Jeśli zależy nam na zachowaniu wszystkich cennych substancji (i jeśli interesujemy się np. dietami typu ‘raw’), przygotujmy mleko  z dodatkiem zimnej wody i unikajmy zbyt długiego miksowania migdałów / orzechów, by niepotrzebnie ich nie ogrzewać; dobrze jest miksować orzechy z wody kilka razy, po ok. 10-15 sekund, robiąc następnie ok. 30 sekundową przerwę (nadmierne ‘ogrzanie’ miksowanych orzechów powoduje wydzielanie się tłuszczu). Przygotowane na surowo mleko migdałowe np. zachowuje nie tylko wszystkie mikroelementy, ale jest też wyjątkowo bogate w łatwo przyswajalny przez organizm wapń, co jest wyjątkowo ważne dla osób na diecie wegetariańskiej czy wegańskiej.
Kupne mleka roślinne, oprócz tego, iż zawierają często dodatek np. skrobi do zagęszczenia czy maltodekstryny oraz cukru (mleka ‘bio’ zazwyczaj nie zawierają konserwantów) niestety nie są tak wyraziste w smaku jak mleko, które możemy przygotować domowym sposobem. Jeśli więc lubimy wiedzieć, co jemy i jeśli chcemy przygotować takie mleko, jakie nam będzie najlepiej odpowiadać, warto przygotować je własnoręcznie, tym bardziej, że zajmuje to naprawdę przysłowiową ‘chwilę’ ;)

lait_amandes4
Na ok. 1 litr mleka migdałowego / roślinnego potrzebujemy :

200 g migdałów ze skórką (lub innych orzechów, najlepiej ekologicznych / bio)
1 litr wody + woda do namoczenia (idealnie źródlana lub przefiltrowana)
opcjonalnie – dodatki smakowe (szczegóły poniżej)

Jeśli chcemy otrzymać mleko roślinne o wyrazistym smaku, użyjmy więcej orzechów / nasion (używam np. minmum 200 g migdałów na 1 litr wody), jeśli jednak potrzebujemy mleka delikatniejszego, użyjmy od 100 do 150 g orzechów.

Migdały – koniecznie ze skórką* – zalewamy dobrze ciepłą wodą (nie wrzątkiem!) i odstawiamy na 12 godzin (pod koniec moczenia możemy ewentualnie ponownie zalać je ciepłą wodą, by łatwiej obrać je później ze skórki). Następnie płuczemy je i obieramy ze skórki, która dosyć łatwo odchodzi od napęczniałych w wodzie migdałów. Przekładamy je do blendera, dodajemy 1-2 szklanki świeżej wody (nie tej z moczenia) i miksujemy przez 10-15 sekund, następnie robimy przerwę (ok. 30 sekund), dolewamy kolejną szklankę wody, ponownie miksujemy 10-15 sekund, znów robimy 30 sekundową przerwę i powtarzamy operację. Jeśli mamy wrażenie, że migdały nie są jeszcze odpowiednio drobno zmiksowane – miksujemy jeszcze raz. Na tym etapie mleko migdałowe jest już gotowe, możemy więc już teraz przelać je na sito wyłożone gazą i przefiltrować; jeśli jednak chcemy uzyskać bardziej wyrazisty smak, możemy zmiksowane z wodą migdały odstawić na kilka godzin do lodówki i dopiero wtedy je przefiltrować (ja tę właśnie opcję preferuję, lecz gdy czasu mam mniej, filtruję mleko od razu).
Filtrowane migdały najpierw pozostawiam na sicie, a gdy większość mleka zostanie już przefiltrowana, wyżymam migdałowe wytłoki jak najmocniej (tak, jak wyżymamy np. pranie ;)), by uzyskać jak najwięcej mleka (zazwyczaj z 1 litra wody uzyskuję ok. 900-950 ml mleka).

* Brązowa skórka chroni migdały przed oksydacją / utlenieniem (a utlenione kwasy tłuszczowe mogą podobno być szkodliwe, jeśli spożywa się je w dużej ilości); ponadto migdały bez skórki często nie kiełkują, gdyż podczas przemysłowego obierania ich ze skórki poddawane są bardzo wysokiej temperaturze, która niestety uszkadza mający kiełkować zarodek.

lait_amandes02
Wytłoków (zwanych okarą) absolutnie nie wyrzucamy! Możemy użyć ich do wypieków i deserów, jako dodatek do porannej owsianki czy zapiekanych owoców, a nawet do przygotowania takiej oto wielkanocnej wegańskiej paschy - klik, jaką niedawno prezentowała na swoim blogu Pinkcake. Możemy też zużytkować je w sposób niekulinarny, przygotowując z nich np. domowy peeling czy maseczkę :)

Mleko migdałowe przechowujemy w lodówce do 2-3 dni (przed użyciem należy je wstrząsnąć, gdyż lekko rozwarstwia się).
Najtrwalsze do przechowywania jest mleko sojowe** (z pewnością dlatego, iż jest uprzednio gotowane), do 5-6 dni; mleka zbożowe / ryżowe również są dosyć trwałe, jednak te przygotowywane z migdałów i orzechów mają właśnie nieco krótszy okres trwałości (zazwyczaj do 2-3 dni właśnie). Najmniej trwałe jest wspomniane mleko migdałowe, to z orzechów nerkowca wytrzymuje nieco dłużej. By przedłużyć żywotność naszego mleka roślinnego przechowujmy je w jak najniższej temperaturze w lodówce (czyli idealnie nie na półce drzwi lodówki, gdzie temperatura jest wyższa niż w pozostałych jej partiach). Dobrze jest też przelać gotowe, świeże mleko do wysterylizowanych butelek / słoiczków, co może ewentualnie przedłużyć ich zdatność do spożycia o dzień lub dwa.

**Skoro już mowa o mleku roślinnym i o soi, przyznam, że to właśnie sojowe mleko pijam najrzadziej, a właściwie praktycznie go nie pijam… Nie tylko ze względu na jego smak, który nie do końca do mnie przemawia (zdecydowanie bardziej wolę mleka orzechowe), ale również ze względu na fakt, iż podobno najlepsze dla naszego organizmu są produkty sojowe poddawane uprzedniej fermentacji, a domowe mleko sojowe takie niestety nie jest. Poza tym soja zawiera dużo fitoestrogenów, nie w każdym więc wieku i nie dla wszystkich jest ona zalecana, a przynajmniej nie w zbyt dużych ilościach (na co ‘uczulano’ nas również podczas kursów na temat fitoterapii i zdrowego odżywiania, a pierwsze z nich robiłam już kilkanaście lat temu). A do tego dochodzi jeszcze niestety problem soi genetycznie modyfikowanej…

Tego typu mleka roślinne możemy przygotować praktycznie z większości nasion oleistych czy zbóż. Możemy przygotować domowe mleko kokosowe, kasztanowe, pistacjowe, czy każde inne orzechowe (z pekanów, orzeszków ziemnych, piniowych, z orzechów nerkowca, itd.); możemy przygotować nawet mleko z pestek dyni, słonecznika czy sezamu, choć lepiej jest mieszać je z innymi nasionami / orzechami. Zresztą mieszanie różnych nasion i orzechów podnosi nie tylko walory smakowe mleka, ale przede wszystkim jego walory zdrowotne, możemy bowiem uzupełniać to, czego danemu produktowi brakuje.
Warto jest też eksperymentować z mieszankami orzechów tak, by ich smak i tekstura dopełniały się; orzechy laskowe z migdałami czy orzechy nerkowca z laskowymi lub z migdałami. Mleko otrzymywane z orzechów nerkowca ma wyjątkowo delikatny smak oraz bardziej kremową konsystencję niż np. samo mleko migdałowe. Po namoczeniu orzechy nerkowca stają się bardzo miękkie, wyjątkowo łatwo więc jest je zmiksować praktycznie ‘na gładko’. Są one wyjątkowo bogate między innymi w żelazo i fosfor (niestety tych suszonych i łuskanych nie można właściwie doprowadzić do fazy kiełkowania).

Mleka roślinne można również dodatkowo słodzić, np. miodem, syropem klonowym, syropem z agawy, słodem, czy każdym innym produktem, którego zazwyczaj używacie (choć mleko może wtedy mieć tendencję do szybszej fermentacji). By uzyskać słodki smak bez dodatku cukru / miodu itp. można też tego typu mleka zmiksować np. z dodatkiem kilku daktyli czy nawet rodzynek, co dodatkowo polepsza też konsystencję mleka i nada mu przyjemnego smaku. Nasza zimowa daktylowo-pomarańczowa wersja z cynamonem jest wyjątkowo aromatyczna :)
Możemy też przygotowywać mleka ‘smakowe’, używając np. wanilii czy tonki, lub przypraw takich jak cynamon, kardamon, imbir (czy każdej Waszej ulubionej), czy też dodając np. nieco wody z kwiatów pomarańczy czy też wody różanej (mleko pistacjowe z dodatkiem wody różanej to prawdziwa delicja! migdałowe z wodą pomarańczową również :)). Możemy też zmiksować mleko z dodakiem kakao czy karobu, by otrzymać zimny napój o smaku czekoladowym.

Mleka roślinnego możemy używać w większości przepisów w zastępstwie mleka zwierzęcego, np. w ciastach, deserach, naleśnikach czy nawet w sosach (ja w ten sposób przygotowuję najczęściej moje ciasto / bułeczki drożdżowe lub naleśniki właśnie), przy okazji otrzymując dzięki temu ciekawy, oryginalny smak potrawy. Można na ich bazie przygotowywać pyszne koktajle czy smoothies, miksując je z dodatkiem ulubionych owoców.

Na bazie mleka roślinnego można również przygotowywać jogurty, jednak trudniej jest otrzymać wtedy gęstą, jedwabistą konsystencję (najczęściej zaleca się, by dodatkowo je zagęścić). Można też przygotowywać pseudo-serki / twarożki (zresztą patrząc na odcedzoną na gazie okarę, jest to pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy – wygląda jak domowy biały ser! :)).

Przy okazji odsyłam Was również do nowego bloga AsiSojaturobię, gdzie oprócz receptur na roślinne mleko (np. migdałowe i kokosowe) znajdziecie mnóstwo wspaniałych przepisów wegańskich (o mlekach roślinnych pisała również niedawno Polka, m.in. o sojowym – klik).


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Wiosenne zmiany

fleurs2_mars2012zeszłoroczny pierwszy dzień wiosny…

Wiosna w tym roku każe nam na siebie czekać. Zeszłoroczne zdjęcia przywołują wspomnienia soczystej zieleni, pierwszych kwitnących drzew i krzewów, eksplozji wiosennych kolorów. W tym roku młode, zielone listki są jeszcze mikroskopijne, a o kwinących drzewach można tylko pomarzyć…
Dziś rano powitał nas deszcz i pochmurne niebo, jednak popłudniowa aura na szczęście okazała się zdecydowanie bardziej łaskawa : słońce i ponad 20 stopni na termometrze (no dobrze, w mocno nasłonecznionym miejscu, ale zawsze to lepsze niż zero ;) ). Może więc już niebawem uda się zamienić wełniany płaszczyk na lekki, wiosenny trencz, który cierpliwie czeka w szafie na swoją kolej? :)
Na szczęście brak zieleni za oknem możemy sobie zrekompensować jej obecnością na talerzu :) Dobrze jest więc przypomnieć sobie np. o kiełkach (informacje ogólne dla zainteresowanych tutaj i tutaj, a pozostałe szczegóły w zakładce kiełki – klik), które teraz na przednówku są idealnym zastrzykiem witamin i mikroelementów (koktajle z ich dodatkiem są wyjątkowo  cennym elementem naszej diety).

rukola1
Z pojawiających się na tagru wszelakich młodych listków (szpinak, rukola, roszponka, rukiew wodna czy niebawem już listki pokrzywy czy rzodkiewki) oprócz sałatek można przygotować np. wiosenną zupę, jak np. ta z roszponką – klik lub ta z listkami rzodkiewki – klik (na szparagową z rukolą trzeba będzie chyba w tym roku nieco dużej poczekać…).

Warto też włączyć do naszego menu np. liście mniszka lekarskiego (taraxacum officinale), który zawiera przede wszystkim sporo witamin (A, B i C) oraz mikroelementów (między innymi potas, żelazo i wapno), a ponadto pomaga nam w pobudzeniu przemiany materii (nieco więcej o mniszku pisałam tutaj – klik). Często poleca się spożywanie mniszka również w formie soków, wyciągów czy ziołowych naparów, gdyż świetnie oczyszcza organizm zmęczony nie tylko samą zimą, ale i naszą zimową dietą.
A skoro już o wiosennym detoksie mowa, polecam również pijanie herbatki / naparu z rozmarynu, który odtruwa i regeneruje wątrobę (a herbetka z ogonków czereśni wspomoże pracę nerek); do listy dobrych dla nas roślin możemy też teraz dodać np. wspomnianą już wyżej pokrzywę, czarną rzepę czy karczochy, również w formie naparów, soków, ekstraktów czy też kapsułek.
Nie zapominajmy jednak, że tak naprawdę ważne jest przede wszystkim to, co jemy i czym ‘zasilamy’ nasz organizm. Jeśli będziemy dobrze i mądrze się nim opiekować przez cały rok, nie trzeba się będzie zbytnio martwić o przesilenie wiosenne czy różne witaminowe niedobory. Wszak – ponoć – jesteśmy tym co jemy :)

*   *   *

A na koniec jeszcze dwa ogłoszenia parafialne ;)

1.    Jak pewnie zauważyliście – zmieniła się (nareszcie!) szata graficzna bloga i po prawie dwóch latach (!!!) od ‘zamówienia’ doczekałam się wiosennej odsłony bloga (ponoć lepiej późno niż… ;)). Mam nadzieję, że zmiany przypadną Wam do gustu (małe kosmetyczne przeróbki jeszcze w trakcie…) i że wszystko będzie funkcjonować tak jak powinno. Jednocześnie przepraszam za wczorajsze i dzisiejsze krótkie zablokowanie adresu, które być może jeszcze się w najbliższych dniach przytrafi (są to jednak zazwyczaj przerwy zaledwie kilkuminutowe).
Będę wdzięczna za wszelkie uwagi, szczególnie jeśli zauważycie, że cokolwiek nie funkcjonuje tak jak powinno. I proszę przy okazji o wyrozumiałość i cierpliwość ;)
Mam też mały problem z kolorystyką bloga, bowiem na ekranie komputera męża zieleń jest dosyć ciepła i wiosenna, a na moim wpada nieco w chłodny, niebieskawy odcień… Ciekawa więc jestem, jak wygląda to u Was (wciąż bowiem nie do końca wiem, co z tym fantem zrobić…).

2.    Jako, iż zainteresowanie książkami Cecylki Knedelek było spore, zdobyłam dla Was (dzięki uprzejmości wydawnictwa ‚Jedność’) trzy dodatkowe egzemplarze ‘Książki Kucharskiej’ Cecylki (z drewnianą łyżką :)), które – po wyeliminowaniu komentarzy osób już wylosowanych lub nie zainteresowanych – trafiają do :

- Edith (komentarz z dn 11 marca, 22h14)
- elisabettadem (komentarz z dn. 12 marca, 22h35)
- Majki (komentarz z dn. 12 marca, 8h56)

Proszę więc o kontakt mailowy (adres w górnym prawym rogu bloga), by książki mogły jak najszybciej do Was dotrzeć :)

Pozdrawiam serdecznie! 
I życzę Wam pięknej, słonecznej wiosny :)

 

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Ryba w mleku kokosowym

ail_ciboule
Na przednówku coraz truniej o dobry czosnek (choć aktualnie ogólnie chyba coraz trudniej o dobry czosnek…). Większość główek, które napoczynam, są albo wysuszone i zżółknięte, albo też wręcz przeciwnie – w fazie wiosennego kiełkowania :) Każda taka kiełkująca główka trafia więc do szklanego naczynia z wodą (a jeśli długość jej żywota pozwoli, to również do ziemi ;)) i spełnia swoją kulinarną funkcję nieco inaczej niż było to pierwotnie zamierzone. Ale sami przyznacie, że szkoda by było pozbyć się tak pięknego, młodego czosnkowego szczypiorku! Ten na powyższym zdjęciu ma ok. 5-6 dni i wspaniały, delikatny czosnkowy smak, który świetnie komponuje się z wieloma daniami. Dziś był np. dodatkiem do ryby zapiekanej w mleku kokosowym, z curry i kolendrą.

mscNo właśnie, ryby… Pojawiają się u mnie 3-4 razy w roku. A może nawet rzadziej. Kupuję tylko te z certyfikatem MSC, który gwarantuje, iż ryby pochodzą ze zrównoważonych połowów i nie są zagrożone wyginięciem. Aktualne, intensywne rybołóstwo szkodzi ekosystemowi morskiemu i doprowadza nie tylko do drastycznie malejących zasobów ryb, ale i do wyginięcia niektórych gatunków. Warto więc po raz kolejny postawić nie na ilość, a na jakość i kupować ryby rzadziej, jednak z dbających o ekologię źródeł. Więcej o certyfikacie MSC możecie przeczytać bezpośrednio na stronie WWFklik, a tutajklik możecie sprawdzić, które gatunki są zagrożone wyginięciem i których nie należy kupować (na dole strony znajduje się również praktyczna wersja do druku : większa – na lodówkę i mniejsza – do portfela). W sklepach zaś szukajcie ryb oznaczonych niebieskim certyfikatem MSC (tutaj oznakowane są również ryby sprzedawane na wagę – znaczek MSC znajduje się wtedy na etykietce obok ceny).


(o certyfikacie MSC po raz pierwszy pisałam 4 lata temu, à propos tuńczyka i delfinów, chętnych zapraszam więc do przeczytania również tamtego wpisu – klik)

poisson_curry_coco01

Biała ryba z curry i mlekiem kokosowym

8 świeżych filetów rybnych (w oryginale gładzica)
ok. 1½ – 2 łyżeczki zielonej lub żółtej pasty curry
mały pęczek posiekanej natki kolendry
skórka i sok z 1 limonki
200 ml mleka kokosowego
sól i świeżo mielony pieprz, do smaku
1 ½ łyżki oliwy (może być np. cytrynowa)
dodatkowo :
posiekany szczypiorek do posypania
+ ewentualnie otarta skórka z cytryny / limonki do dekoracji

Piekarnik rozgrzać do 210°C.
Natłuścić formę ceramiczną lub żaroodporną (ok. 15×15 cm, w zależności od wielkości użytych filetów).
Każydy filet posmarować pastą curry, posypać posiekaną kolendrą, otartą skórką z limonki, pososolić i lekko doprawić pieprzem. Następnie zrolować filety i ułożyć je w naczyniu (na tyle ściśle, by się nie rozwinęły). Mleko kokosowe wymieszać z sokiem z limonki oraz posiekaną natką kolendry i zalać nim filety, a następnie skropić oliwą. Piec ok. 20 minut (w zależności od wielkości / grubości filetów).
Przed podaniem posypać posiekanym szczypiorkiem (u mnie młody szczypiorek czosnkowy) lub posiekaną kolendrą oraz otartą skórką z cytryny / limonki.
Podawać np. z cytrynowym ryżem basmati lub z sałatką z quinoi / komosy (ugotowaną quinoę wymieszałam z posiekaną kolendrą, otartą skórką + odrobiną soku z limonki).

poisson_curry_coco2

Uwagi :

- ryba w przepisie dodatkowo posypana jest (do pieczenia) pokrojoną w kostkę 1 czerwoną papryką oraz 1 małym posiekanym chilli, ja jednak zazwyczaj rezygnuję z chilli, a papryki używam tylko w sezonie; zamiast kolendry jest w oryginale dodatek koperku, mnie jednak do mleka kokosowego o wiele bardziej pasuje kolendra właśnie

- tym razem użyłam żółtej pasty curry, w oryginale jednak widnieje zielona

- jeśli macie ochotę własnoręcznie przygotować pastę curry, polecam wpis na blogu Ko ko ko – klik (u mnie z minimalną ilością chilli i bez pasty krewetkowej)

EDYCJA : zapomniałam dopisać, że przepis pochodzi z duńskiego czasopisma ‚Mad’ (lipiec 2009)


Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego tygodnia!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email