Roczne archiwum: 2013

Aloo gobi, czyli kalafior z ziemniakami w indyjskim wydaniu

aloo_gobi1

Dania kuchni indyjskiej pokochałam daawno dawno temu, choć wtedy były to głównie posiłki jadane w restauracji lub – jak zwykle – za sprawą moich międzynarodowych uczniów (których nota bene bardzo cieszy, gdy zna się i lubi potrawy typowe dla ich kuchni). Później zaczęłam się interesować również ajurwedą i pewnego dnia (jakieś 8-10 lat temu) zapisałyśmy się z przyjaciółką na krótki, jednodniowy kurs kuchni ajurwedyjskiej (oczywiście z gotowaniem i degustacją włącznie :)). Teraz dania kuchni indyjskiej / ajurwedyjskiej bywają na moim stole dosyć regularnie (choć nie codziennie) i  są zdecydowanie jednymi z moich ulubionych.
Jako iż jakiś czas temu kupiłam jeden z ostatnich już kalafiorów tej zimy (tzn. ostatni lokalny, nie importowany), postanowiłam przygotować nasze ulubione  ‘aloo gobi’, czyli kalafior z ziemniakami w indyjskim wydaniu właśnie (aloo to ziemniaki, a gobi / gobhi – kalafior). Jest to niezwykle popularne danie nie tylko w Indiach, ale i w Pakistanie i nie ma właściwie jednego jedynego przepisu na nie (to pewnie tak, jak z naszym rodzimym bigosem ;)). Czasami dodaje się również papryczki chilli (ja pomjam), czasem również pomidory. Niektórzy oprócz standardowej mieszanki kumin-kolendra-kurkuma dodają również nieco garam masala czy innej ulubionej mieszanki curry. Baza jednak najczęściej pozostaje ta sama : kalafior, ziemniaki, czosnek, imbir i wspomniane już przyprawy – kumin, kolendra i kurkuma.

Co do ilości przypraw, radzę na początek użyć ich nieco mniej i dopiero później ewentualnie zwiększyć ich ilość (ja lubię mocno aromatyczne dania, szczególnie jeśli chodzi o kumin i kolendrę, ale wiem, że nie wszyscy są wielkimi ich zwolennikami ;)); czasami, zamiast nasion kuminu dodaję np. nasiona gorczycy, które nadają daniu lekkiej goryczki, choć nie jest to oczywiście tradycyjna wersja aloo gobi.
Jeśli chcemy uzyskać nieco ostrzejszy smak, dodajemy 2-3 zielone lub czerwone papryczki chilli (lub ok. ½ – ¾ łyżeczki sproszkowanej). W niektórych przepisach możemy również spotkać się z dodatkiem sproszkowanego mango; ten sporządzany z niedojrzałych owoców mango proszek nadaje potrawom lekko kwaskowego smaku (można oczywiście zastąpić odrobiną soku z cytryny); w innych zaś, do przypraw dodaje się również suszone listki kozieradki (fenugryki), ja jednak ten dodatek pomijam.

Dzięki wskazówkom Madhur Jaffrey (ze wspomnianej niedano książki ‘Curry Nation’) tym razem zużyłam również wszystkie listki z kalafiora, czego wcześniej nie praktykowałam. Polecam ten dodatek, gdyż listki są całkiem smaczne, a przy okazji mniej odpadków trafi do kosza / na kompost (dawniej zjadała je moja świnka morska ;)).

aloo_gobi2

Aloo gobi, czyli kalafior z ziemniakiem w indyjskim wydaniu

ok. 600 g kalafiora*
ok. 400 g ziemniaków*
3-4 łyżki masła klarowanego (ghee) lub oliwy
1 cebula lub 2 szalotki
2 ząbki czosnku
1-1 ½ łyżeczki nasion kuminu (lub 1 łyżeczka nasion goryczycy)
spora szczypta asfetydy (można pominąć)
ok. 20-25 g świeżego imbiru
¾ -1 łyżeczka mielonej kolendry
1-1 ½ łyżeczki mielonego kuminu
ok. ¾ łyżeczki kurkumy
(+ ewentualnie ok. ¾ łyżeczki mieszanki garam masala lub waszej ulubionej mieszanki curry)
ok. 1-1 ½ łyżeczki soli
świeże liście kolendry
opcjonalnie – odrobina soku z cytryny lub ok. 1 łyżeczka sproszkowanego mango

*waga po spreparowaniu; można również użyć warzyw pół na pół

Kalafior umyć, osuszyć i podzielić na szypułki (zachować również młode listki). Ziemniaki obrać, opłukać, osuszyć i pokroić w średniej wielkości kostkę. Cebulę / szalotki drobno posiekać. Czosnek zmiażdżyć i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę). Imbir obrać i zetrzeć na drobnej tarce, lub pokroić w cienkie paski (julienne).
Rozgrzać tłuszcz i dodać cebulę. Po ok. 2 minutach dodać nasiona kuminu (lub gorczycy) i asfetydę i smażyć przez kilka minut, aż kumin zacznie mocno pachnieć (a nasiona gorczycy będą lekko ‘strzelać’). Wtedy dodać czosnek, imbir, mielony kumin i kolendrę i smażyć jeszcze przez ok. 1 minutę; następnie dodać kurkumę oraz pokrojone warzywa, dokładnie wymieszać i podsmażyć wszystko przez 2-3 minuty. Dodać kilka łyżek wody, posolić, wymieszać i duisć pod przykryciem do miękkości, ok. 20 minut lub dłużej, w zależności od wielkości kawałków warzyw (w trakcie duszenia możemy w razie potrzeby dodać nieco więcej wody). Na koniec ewentualnie skropić odrobiną soku z cytryny lub wymieszać z dodatkiem ok. 1 łyżeczki sproszkowanego mango (można pominąć) i posypać posiekaną kolendrą.
Podawać z chlebkami typu naan / chapati etc. lub z soczewicowym dalem i jogurtowym sosem raita.

aloo_gobi3

Na koniec możemy też dodać np. zielony groszek; poza sezonem używam mrożonego groszku, który bardzo krótko gotuję na parze (2-3 minuty), a następnie natychmiast zanurzam w lodowatej wodzie, by zatrzymać proces gotowania oraz zachować piękną, groszkową zieleń.

A już po niedzieli zapraszam na kolejne trydycyjne indyjskie danie –  najprostszy soczewicowy dal (daal / dhal / dahl).

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia!

(ja właśnie zakładam ciepłą kurtkę i rękawiczki i wybieram się na spacer do zasypanego śniegiem lasu :))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Wegański pasztet orzechowy (‘nut roast’)

nut_roast1
Od kiedy mój organizm zaczął niezbyt dobrze tolerować jajka i ‘krowiznę’, staram się unikać tych produktów wszędzie tam gdzie to możliwe, a przynajmniej mocno je ograniczać. Jeśli tylko brak jajek nie wpływa zbyt negatywnie na smak czy konsystencję potrawy, to zastępuję je innymi składnikami, zazwyczaj z dosyć dobrym skutkiem (niestety o jajecznicy i jajkach sadzonych musiałam chwilowo zapomnieć… :/ ).
Tak właśnie od czasu alergii jest np. z wszelakimi wegetariańskimi / wegańskimi pasztetami, które piekę dosyć regularnie (i najczęściej ‘na oko’ ;)). Są idealnym dodatkiem do obiadu czy kolacji, ale też dobrym pomysłem na lunch do pracy (lub na poranne śniadanie, dla tych którzy je jadają :)).
Inspiracją do upieczenia pasztetu, który przygotowałam na minione Święta był jeden z odcinków programu ‘Nigel Slater’s 12 Tastes of Christmas’, a dokładnie rzecz biorąc jego przepis na ‘porcini nut patties’ (orzechowo-borowikowe paszteciki), gdzie połączenie kasztanów, orzechów i suszonych borowików brzmiało wyjątkowo świątecznie :).
Mój, poza tymi trzema składnikami, ma niewiele wspólnego z oryginałem, ale bardzo nam w tej wersji posmakował. Zamiast jajka dodałam ugotowaną czerwoną soczewicę, która pomaga zaspoić masę (a w drugiej wersji zamiast soczewicy był dodatek pasternaku i selera); nie dodałam bułki tartej, za to sporo orzechów i kasztanów i mimo, iż pasztet jest dosyć delikatny, to nie kruszy się, nie rozpada. Polecam upieczenie go w kąpieli wodnej, gdyż świetnie wpływa to na konsystencję pasztetu -  jest dzięki temu kremowy i wilgotny.
Na Święta podany był on ze wspomnianą w poprzednim wpisie kapustą czerwoną w skandynawskim stylu – klik oraz z winno-grzybowym sosem (przepis poniżej).

nut_roast02

Wegański pasztet orzechowo-grzybowy

proporcje na formę ok. 11 x 24 cm

40-45 g suszonych borowików
(ok. 15 g więcej jeśli przygotowujemy również sos, przepis poniżej)
ok. 100-150 g czerwonej soczewicy (lub ok. 200 g pasternaku, korzenia selera)
3 łyżki oliwy / oleju / masła
100 g pora (biała część)
1 ząbek czosnku
200 g ugotowanych / upieczonych kasztanów
200 g orzechów nerkowca (lub innych, waszych ulubionych)
50 ml wywaru grzybowego
2-3 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka suszonego rozmarynu
1-1,5 łyżeczki suszonego tymianku

Grzyby zalać ok. 400 ml gorącej wody (jeśli będziemy przygotowywać również poniższy sos winno-grzybowy, zalewamy je ok. 800 ml wody), odstawić na min. 30 minut, a następnie ugotować do miękkości. Przełożyć grzyby na sito, zachowując wodę z ich gotowania do pasztetu (i ewentualnie do sosu).
Soczewicę wypłukać w zimnej wodzie (płuczemy tak długo, aż woda będzie czysta) i ugotować w lekko posolonej wodzie (ok. 1,5 do 2 objętości wody na 1 obj. soczewicy) do miękkości (ok. 15-20 minut). Przestudzić.
Piekarnik rozgrzać do 200°.
Białą część pora umyć, osuszyć i pokroić w plasterki. Ząbek czosnku zmiażdżyć i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę). Rozgrzać tłuszcz na patelni i poddusić na nim pora z dodatkiem czosnku, aż lekko zmięknie.
Następnie orzechy, kasztany, pora, grzyby oraz ok. 2/3 ugotowanej soczewicy umieścić w malakserze, dodać zioła oraz ok. 50 ml wywaru z ugotowanych grzybów i 2-3 łyżki sosu sojowego, doprawić świeżo zmielonym pieprzem (kilka obrotów młynkiem), zmiksować. Jeśli masa nie wiąże się dostatecznie – dodajemy pozostałą część soczewicy. Po zmiksowaniu możemy ewentualnie dodać więcej soli / sosu sojowego czy pieprzu, do smaku.
Zagotować wodę w czajniku (potrzebna będzie do kąpieli wodnej).
Gotową masę przełożyć do natłuszczonego lub wyłożonego papierem naczynia / keksówki, a następnie formę z masą wstawić do większego naczynia żaroodpornego / brytfanny i delikatnie wlać do niego zagotowaną uprzednio wodę, mniej więcej do 1/2 wysokości foremki z masą. Piec pasztet przez ok. godzinę (jeśli używamy głębszej foremki lub jeśli pieczemy pasztet z podwójnej porcji – przedłużamy odpowiednio czas pieczenia).

nut_roast04Uwagi :

- pasztet pieczony w kąpieli wodnej (bain-marie) jest bardziej wilgotny i delikatniejszy, ale możemy oczywiście upiec go w keksówce tylko na blasze piekarnika, bez kąpieli wodnej

- piekąc pasztet na Święta do jednej z porcji dodałam również żurawinę i posiekane pistacje (ładnie prezentuje się pasztet przełożony żurawinową masą, jak np. u Lorraine Pascale – klik lub gdy żurawiny wyłożymy na dno foremki, jak np. u Jamiego – klik).

- poza sezonem kasztanów używam już ugotowanych (polecam ekologiczne kasztany w słoiku, nie w plastikowym, hermetycznym opakowaniu – ze względów zdrowotnych)

- zamiast soczewicy możemy również dodać ok. 200g upieczonych (lub ugotowanych) warzyw korzeniowych (u mnie najczęściej z dodatkiem pasternaku lub selera, może być np. pół na pół)

- możemy też upiec małe paszteciki formując z masy kulki (jak na zdjęciu obok), paszteciki mogą jednak wtedy być bardziej suche (pieczemy je przez ok. 30-35 minut w 200°); można też usmażyć je na patelni, formując spłaszczone kotleciki / coś à la orzechowe burgery – na drugi (i trzeci ;)) dzień smakują równie dobrze i świetnie sprawdzają się np. jako lunch do pracy, polecam!

nut_roast5


Wszystkim lubiącym tego typu pasztety polecam również dwa wcześniejsze :
- sojowo-warzywnyklik
- oraz sojowo-soczewicowyklik

*   *   *

Dodatkiem do świątecznej orzechowej pieczeni był również wspomniany na początku wpisu sos na bazie czerwonego wina i wywaru z suszonych grzybów. Przygotowałam go – tak jak i pasztet / pieczeń – z dodatkiem rozmarynu i tymianku, a dla zagęszczenia sosu użyłam uprzednio ugotowanych, suszonych borowików.
Pomysł na dodatek zmiksowanych grzybów zaczerpnęłam od Michela Roux (seniora) z przepisu na kremowy sos (‘coulis’) ze świeżych borowików (z jego książki o sosach – klik), gdzie wszystkie składniki są na koniec miksowane na gładką masę; dzięki temu otrzymałam sos o idealnej konsystencji bez dodatku mąki / maizeny (na te proporcje płynów dodałam 3 spore łyżki ugotowanych suszonych grzybów, wszystko jednak zależy od tego, jaką konsystencję sosu preferujecie).

nut_roast3

Sos z suszonych grzybów i czerwonego wina

na ok. 500 ml sosu

ok. 3-4 łyżki ugotowanych suszonych borowików*
2-3 łyżki oliwy / oleju / masła
2 duże szalotki
1-2 ząbki czosnku
250 ml czerwonego wina
250 ml wywaru z ugotowanych, suszonych grzybów
200-250 ml bulionu warzywnego
1 liść laurowy
3 ziarenka ziela angielskiego
½ łyżeczki suszonego rozmarynu
½ – ¾ łyżeczki suszonego tymianku
sól, świeżo mielony pieprz do smaku

*ok. 15 g suszonych grzybów, które namaczamy w ok. 350-400 ml wody, a następnie gotujemy do miękkości

Szalotki obrać i drobno posiekać, czosnek zmiażdżyć i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę). Rozgrzać tłuszcz i poddusić / zeszklić szalotkę, dodać czosnek i smażyć jeszcze  chwilę (nie dopuszczamy do zrumieniena). Następnie dodać wino i gotować na średnim ogniu przez kilka-kilkanaście minut tak, by 1/3 wina odparowała (zredukować o 1/3). Następnie dodać wywar z ugotowanych grzybów oraz bulion, zioła, przyprawy i gotować przez ok. 20 minut (ponownie redukując sos o mniej więcej 1/3). Następnie ‘wyłowić’ liść laurowy oraz ziele angielskie, dodać ugotowane uprzednio grzyby i całość dokładnie zmiksować. Jeśli chcemy otrzymać idealnie gładki sos – przecedzić /przetrzeć przez sito. Doprawić do smaku solą i świeżo mielonym pieprzem.

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Kapusta czerwona w skandynawskim stylu

chou-rouge-cassis01
Jako dziecko zdecydowanie nie przepadałam za kapustą. Żadną, lecz najmniej chyba jednak za białą… Z czasem zaczęło się to zmieniać, choć i tak nie mogę powiedzieć, że jest to moje ulubione warzywo (rzecz jasna dynia wciąż na pierwszym miejscu! ;)). Zimą jednak, a szczególnie na przełomie grudnia i stycznia, jakiś wewnętrzny głos domaga się porcji czerwonej kapusty. Aromatycznej, rozgrzewającej, choć trochę innej niż ta domowa, od mamy.
Często jest to kapusta z jabłkami i cydrem, czasami z octem balsamicznym, czasem zaś z bardziej słodko-kwaśną nutą, na przykład z dodatkiem kilku łyżek dżemu (porzeczkowy, z czarnego bzu, borówkowy…). Dziś mam dla Was dwie propozycje, które zdecydowanie warto wypróbować (te, które miały się tu pojawić tuż pod koniec grudnia).

Pierwsza z nich, to kapusta z dodatkiem soku z czarnej porzeczki z przepisu Trine Hahnemann (z książki ‘Scandinavian Christmas’, o której wspominałam w grudniu – klik). Zmieniłam nieco proporcje tak, by dostosować danie do naszych kubków smakowych (te oryginalne podaję pod przepisem). W Danii podaje się tego typu czerwoną kapustę w towarzystwie małych ‘karmelowych’ ziemniaków (przepis oraz zdjęcie ze wspomnianej książki Trine Hahnemann znalazłam również na stronie Nigelli – szczegóły dla zainteresowanych tutaj – klik).

chou-rouge-cassis2

Czerwona kapusta z sokiem z czarnej porzeczki

1 główka czerwonej kapusty (ok. 1,2 – 1,5 kg)
1 mała czerwona cebula (lub 1-2 szalotki)
2-3 łyżki oliwy / oleju (w oryginale masło)
100 ml soku z czarnej porzeczki (używam ekologicznego)
1-2 liście laurowe
spora szczypta zmielonych goździków (1/8 – 1/4 łyżeczki)
1 duża laska cynamonu
sól, pieprz do smaku
+  ok. 2 łyżki miodu lub cukru, do smaku (w oryginale 100 g cukru)

Kapustę pozbawić wierzchnich liści, przekroić i poszatkować (bez twardej, środkowej części kapusty). Cebulę posiekać. W garnku o grubym dnie (używam żeliwnego) rozgrzać tłuszcz i zeszklić na nim cebulę (nie doprowadzamy do zrumienienia); następnie dodać kapustę i dusić ją przez kilka – kilkanaście minut regularnie mieszając, aż lekko ‘owiędnie’. Wtedy dodać pozostałe składniki, doprawić solą, pieprzem oraz miodem / cukrem, dobrze wymieszać i gotować na wolnym ogniu do miękkości (w oryginale – do 2 godzin, u mnie ok. 45 minut).

Uwagi :

- przepis oryginalny to : 2-2,5 kg czerwonej kapusty, 50 g masła, 1 cebula, 8 goździków, 1 laska cynamonu, 100 g cukru, 100 ml soku z czarnej porzeczki + 1 łyżka tłuszczu gęsiego; ja zdecydowałam się na dodatek zmielonych goździków, trudno jest bowiem ‘wyłowić’ je później z kapusty (a nie wszyscy lubią rozgryzać je podczas degustacji ;)), nie dodałam również gęsiego tłuszczu, którym nie dysponuję i zmniejszyłam drastycznie ilość cukru (100 g to dla mnie zdecydowanie za dużo…; przy okazji – polecam użycie miodu zamiast cukru, gdyż wzbogaca smak potrawy i nadaje jej nieco innej konsystencji)

- jak większość dań z kapusty, i ta świetnie smakuje po odgrzaniu na drugi dzień, gdy smaki dobrze się ‘przegryzą’


*   *   *

Drugim przepisem jest kapusta z dodatkiem soku z pomarańczy, dżemu żurawinowego i cynamonu, którą przygotowuje na Wigilię moja kuzynka w Danii. Dzięki tym trzem dodatkom kapusta natychmiast kojarzy się z zimą i świętami, jest lekko słodka i aromatyczna. Serdecznie polecam (a O. raz jeszcze dziękuję za przepis :* :) ).


chou-rouge-orange1

Czerwona kapusta pomarańczowo-żurawinowa

1 główka czerwonej kapusty (ok. 1,2 – 1,5 kg)
2-3 łyżki oliwy / oleju (w oryginale masło)
100 ml soku z pomarańczy (sok z 1 pomarańczy)
ok. 150 g dżemu żurawinowego lub porzeczkowego
1-2 laski cynamonu
sól, pieprz do smaku
(+ ewentualnie 1-2 łyżki miodu lub cukru trzcinowego)

Kapustę pozbawić wierzchnich liści, przekroić i poszatkować (bez twardej, środkowej części kapusty). W garnku o grubym dnie (używam żeliwnego) rozgrzać tłuszcz, a następnie poddusić na nim kapustę przez kilka – kilkanaście minut regularnie mieszając, aż kapusta lekko ‘owiędnie’. Wtedy dodać sok z pomarańczy, dżem i cynamon, doprawić solą i pieprzem, dobrze wymieszać i gotować na wolnym ogniu do miękkości (w zależności od tego jak słodki / kwaśny jest nasz dżem, możemy dodatkowo dodać nieco cukru lub miodu, do smaku).


Kapusty te były u nas w grudniu dodatkiem do świątecznego pasztetu orzechowo-grzybowego (w stylu ‘nut roast’), ale o tym już w następnym wpisie :)

Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłej niedzieli!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email