Roczne archiwum: 2014

Wiosenna zupa-krem z sałatą

laitue_morges3
Zimni ogrodnicy (‘Saints de glace’ lub ‘saintes glaces’ po francusku) i w tym roku o nas nie zapomnieli i już od zeszłej niedzieli katują nas lodowatym wiatrem (tutejsza ‘bise’ nawet latem potrafi bardzo skutecznie obniżyć wakacyjne temperatury). Wczoraj żałowałam nawet, że rękawiczki czekają już w czeluściach szafy na kolejny jesienno-zimowy sezon, wyjątkowo bowiem teraz by się przydały. Zaliczyliśmy już wichury, ulewy, grad, a teraz już ‘tylko’ ten uporczywy wiatr (dzięki któremu na szczęście chmury poszły precz i słońce nas już nie opuszcza).

(uwaga uwaga! – mimo mało wiosennej pogody zaczyna już kwitnąć czarny bez, pora więc pomyśleć o syropie! – klik :))

Przy takiej aurze sałatki chwilowo idą w zapomnienie, a myśli ponownie kierują się w stronę jakiejś rozgrzewającej zupy. Żeby jednak było mimo wszystko wiosennie, do zupy trafiają nowalijki i wszelaka zielenina, która akurat ‘zalega’ w lodówce. Tym razem wykorzystałam nadprogramową ilość czekającej na zmiłowanie się sałaty oraz kilka zapomnianych ziemniaków (mając teraz już te młode, te z zeszłego sezonu najchętniej zużywam do zupy właśnie, tym bardziej, że i ich smak, i wygląd pozostawia już nieco do życzenia…).

tymianek
Zupę z dodatkiem sałaty bardzo często przygotowywała Mémé Élise (już niedługo znów przyjdzie pora na Jej pyszną soupe au pistou). Sałata była tutaj albo dodatkiem, albo głównym składnikiem, w zależności od tego, co w ogrodzie w danym tygodniu bardziej obrodziło; często z dodatkiem ziemniaków, by zupa była bardziej syta, choć i bez nich można ją przygotować. I tak naprawdę można tu dodać absolutnie wszystko – pora zamiast cebuli / szalotki (lub cebuli dymki, dodając posiekany szczypior pod koniec gotowania), liście szpinaku czy buraka liściowego (jak np. w przypadku tej zupy – klik) lub listki rzodkiewki czy roszponki. A w wersji mocno rozbudowanej pojawi się marchewka, fenkuł czy łodyga selera (wtedy można też przygotować zupę na bazie soffritto np.).
U mnie tym razem nieco więcej ziemniaków niż sałaty (jako iż zupa ta z założenia była ‘resztkowa’ ;)), w wersji mocno minimalistycznej (choć polecam też przygotowanie jej również w taki sposób, jak zupę z buraka liściowego – z dodatkiem białego wina). Używam tutaj sałaty rzymskiej, lecz w jednej z naszych lokalnych odmian (laitue de Morges, widoczna na pierwszym zdjęciu), której liście są nieco bardziej miękkie, o jaśniejszym zabarwieniu i lekko bordowych brzegach (wygląda trochę jak skrzyżowanie sałaty rzymskiej z dębową), a smak nieco delikatniejszy. Zaletą sałat rzymskich (zwarte główki o długich liściach) są właśnie ich chrupkie liście, dzięki czemu można z powodzeniem używać ich również do gotowania czy duszenia (np. zgrilowane serca takiej sałaty świetnie smakują z dodatkiem lekkiego dressingu; lekko podduszone też są świetnym, obiadowym dodatkiem).

soupe_laitue
Wiosenna zupa-krem z sałatą rzymską

ok. 500 g ziemniaków
2-3 szalotki (lub 1 cebula)
2 łyżki oliwy
1-2 ząbki czosnku
1 główka sałaty rzymskiej (u mnie ok. 350 g)
1 pęczek natki pietruszki
kilka gałązek lubczyku
ok. 1 litr bulionu / wody
sól, pieprz + odrobina soku z cytryny, do smaku
(opcjonalnie – gałka muszkatołowa lub spora szczypta mielonego kuminu)

Ziemniaki obrać, umyć i pokroić w małą kostkę (lub zetrzeć na tarce, jeśli chcemy by zupa bardzo szybko się ugotowała).
Szalotki obrać, poszatkować i delikatnie zrumienić na rozgrzanym tłuszczu. Czosnek obrać, zmiażdżyć i posiekać (lub przecisnąć przez praskę), dodać do szalotek i podsmażyć jeszcze ok. 1 minutę. Następnie dodać ziemniaki, zalać bulionem i ugotować do miękkości.
W tym czasie dokładnie umyć i osuszyć liście sałaty i porwać na mniejsze kawałki (jeśli używamy białych, grubych końcówek liści, dodamy je do zupy kilka minut przed końcem gotowania). Zioła umyć i poszatkować. Gdy ziemniaki są już miękkie – dodać sałatę i zioła, dokładnie wymieszać i po chwili zmiksować. Doprawić do smaku solą, świeżo zmielonym pieprzem i odrobiną soku z cytryny.

*   *   *

Życzę Wam udanego, słonecznego weekendu (oby już bez wizyt ‘zimnych ogrodników’ ;)).
U mnie do piekarnika trafią za chwilę duńskie bułeczki kardamonowe (z jednodniowym opóźnieniem, gdyż w Danii to wczoraj gościły na stołach), a na obiad ponownie będą szparagi i młode ziemniaki, tym razem z dodatkiem łososia konfitowanego w oliwie (i jeśli tylko starczy mi czasu na sesję zdjęciową, to oczywiście przepisy również i tutaj się pojawią).


Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Ciasto na pierogi / ravioli doskonałe (bez jajek)

raviolis_asperges5

Wiecie już, że za makaronem nie przepadam, w związku z czym ten domowy przygotowuję niezwykle rzadko; wyjątek stanowią jednak niektóre ravioli (pierogi / uszka…) z cienkiego, delikatnego ciasta, najchętniej z jakimś ciekawym, oryginalnym farszem.
Nie ukrywam, iż lepienie pierogów i im podobnych tworów nie jest moją ulubioną formą spędzania wolnego czasu ;) dlatego też popełniam je niezwykle rzadko. Od czasu do czasu jednak porywam się na ten szalony pomysł (po czym sprzątając kuchnię z fruwającej wszędzie mąki obiecuję sobie, iż prędko się to nie powtórzy ;)).

raviolis_asperges_avant
Od czasu alergii niestety musiałam pożegnać się z tradycyjnym, jajecznym makaronem; wcześniej przygotowywałam najczęściej taki podstawowy, czyli 100 g mąki + 1 jajko (lub tylko żółtka), używając do ciasta czasami również jakichś dodatków smakowych, jak np. otartą skórkę cytryny (również cytryna + mak świetnie smakowała!), papryczkę z Espelette, curry, szafran, zioła czy szpinak (w kolejce czekają również np. buraki :)). Teraz jednak przyszła pora, by przerzucić się na przepis babciny, z dodatkiem wrzątku zamiast jajek. Dzięki zaparzonej w tej sposób mące ciasto staje się elastyczne i idealnie wałkuje się i skleja, a pierożki absolutnie nie rozklejają się podczas gotowania.

raviolis_asperges02
Niestety mam wrażenie, że pierogi / ravioli z ciasta bez dodatku jajek nieco bardziej marszczą się podczas gotowania, na szczęście jednak zupełnie nie zmienia to ich walorów smakowych :)
Przepis z pewnością już znacie, jest to bowiem dosyć tradycyjny sposób przygotowania ciasta na pierogi czy wigilijne uszka, na prośbę Siostry jednak dodaję go również do blogowej kolekcji, teraz w wiosennej, szparagowej (a nawet szparagowo-truflowej ;)) odsłonie.

(do ciasta dodałam tym razem sporą szczyptę szafranu, by otrzymać bardziej apetyczny kolor ciasta; na zdjęciu poniżej ravioli z farszem z mieszanki białych i zielonych szparagów, a pod przepisem – z samych zielonych i rukoli)

raviolis_asperges03
Ciasto na pierogi / ravioli (bez jajek)

2 szklanki mąki
1 szklanka wrzątku
1 łyżka oliwy
(opcjonalnie – spora szczypta sproszkowanego szafranu, rozpuszczona uprzednio w odrobinie wody)

Mąkę wsypać do misy miksera / robota, zalać wrzątkiem i wyrobić z dodatkiem oliwy  na gładkie, elastyczne ciasto (jako iż każda mąka inaczej chłonie płyn, wody możemy na początku dodać odrobinę mniej i ewentualnie dodać jej więcej podczas wyrabiania ciasta; wyrabiając ciasto ręcznie możemy na początku mieszać je drewnianą łyżką, by się nie poparzyć). Gdy ciasto lekko przestygnie – odstawić je do lodówki na minimum godzinę (zawinięte w folię spożywczą lub umieszczone w hermetycznym pojemniku).
Następnie podzielić ciasto na kilka części i każdą z nich rozwałkować na lekko umączonym blacie na pożądaną grubość (używam maszynki do makaronu), a następnie nałożyć ulubiony farsz, bardzo dokładnie skleić uszka (smaruję brzegi wodą) odkładając je na lekko umączonym blacie / tacy / ściereczce i ugotować je w osolonej wodzie* (ok. 1-2 minuty, gdy wypłyną na powierzchnię, są gotowe).

*często nie dodaję soli do ciasta na makaron, solę jedynie wodę do gotowania (ok. 1 łyżeczka soli na 1 litr wody), co w połączeniu z odpowiednio doprawionym farszem / sosem będzie już wystarczająco słone

Pierogów / ravioli z tych proporcji wychodzi dosyć dużo, dlatego możecie ewentualnie przygotować je z połowy porcji, lub też część ich bezpośrednio zamrozić.

raviolis_asperges_avant02
Farsz tym razem był szparagowy :

ok. 300 g ugotowanych al dente szparagów (kilka minut na parze, następnie natychmiast przekładam je do lodowatej wody, by zatrzymać proces gotowania, odsączam, osuszam, miskuję) + ok. 75 – 100 g koziego sera białego + 2-3 łyżki startego sera typu pecorino / parmezan + otarta skórka z ½ cytryny, sól i świeżo zmielony pieprz do smaku

W drugiej wersji zielone szparagi zostały zmiksowane z dodatkiem rukoli (reszta jak powyżej) i podane ze szparagowym puree (ugotowane zielone szparagi zmiksowane z odrobiną rukoli i z niewielką ilością bulionu, do otrzymania konsystencji gęstego sosu, doprawione solą, pieprzem i oliwą).

raviolis_asperges4
Obydwie wersje podane zostały z przygotowanymi na patelni cytrynowymi szparagami : gdy woda na ravioli zaczyna się gotować, przygotowane uprzednio główki szparagów wrzucam na patelnię z rozgrzanym tłuszczem i smażę kilka minut (mają pozostać al dente), doprawiając solą, odrobiną soku z cytryny i otartą skórką z cytryny; w tym czasie wrzucam ravioli do gotującej się wody , a następnie wyławiam je i odsączone natychmiast przekładam na patelnię do szparagów (ewentualnie możemy dodać nieco wody z gotowania ravioli lub z gotowania szparagów do farszu) i podsmażam wszystko razem krótką chwilę. Przekładam na talerze i podaję ze startym pecorino (na zdjęciu toskańskie pecorino z truflami), a że szparagi świetnie według mnie smakują z aromatem trufli właśnie, to skrapiam całość odrobiną truflowej oliwy (nie ukrywam, że kilka plasterków trufli również świetnie tu pasuje – tym razem niestety ze słoiczka…).

raviolis_asperges01

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

W kulinarnym raju

nowalijki_farma_maj
Mimo chmurzącego się nieba, straszących nas czarnych chmur i dosyć pesymistycznej prognozy pogody, patrząc na zawartość powyższej skrzynki wiadomo już, że to z całą pewnością będzie bardzo udany weekend :) Podczas zakupów na farmie okazało się dziś bowiem, że są już pierwsze tegoroczne truskawki!!! Prosto z pola, nie z żadnej szklarni czy foliówki. Może nie są jeszcze tak słodkie jak te czerwcowe, gorące od słońca, ale są naprawdę pyszne! Zjemy je delektując się każdym ich kęsem, prawie że z namaszczeniem, bez żadnych dodatków. To dla mnie najlepszy z możliwych deserów w maju – porcja aromatycznych truskawek :)
Drugą równie miłą niespodzianką były młode ziemniaki i kapusta – wiadomo już więc, co będzie jutro na obiad (jako pierwsza na stół trafi ta tradycyjna, wiosenna wersja kapusty – klik, a dopiero gdy już się nią nacieszymy, przyjdzie pora na tę z dodatkiem curry).
Poza tym na farmie znów zaczął się sezon ‘owczy’, nie odmówiłam więc sobie przyjemności zakupienia sporej ilości serków – będą idealnym dodatkiem nie tylko do szparagów :)


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam udanego weekendu!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email