Roczne archiwum: 2014

Zielono mi. Koktajl / smoothie i o dietach słów kilka.

 

glowing_smoothie01
Wiosna już w pełni, stragany uginają się od nowalijek, łatwiej więc teraz o zmianę naszego menu na lżejsze (a wakacyjne plany i przegląd mody plażowej również zdecydowanie niektórych z nas bardziej teraz wiosną motywują ;)).
Od dłuższego już czasu coraz większy rozgłos zdobywa pewne zielone smoothie autorstwa Kimberly Snyder (wspominałam o niej à propos tego pysznego sosu z orzeszków piniowych – klik, po raz kolejny dzękuję więc Wiktorii, za podzielenie się ze mną tym ‚odkryciem’…) na temat którego peany głoszą również liczne gwiazdy Hollywood. Koktajl ten zowie się ‘promiennym’ (‚glowing green smoothie’, wybaczcie moje wolne tłumaczenie…), gdyż zapewnia nam sporą dawkę witamin i mikroelementów, oczyszcza nasz organizm z toksyn i odkwasza, a przy okazji pomaga w walce z nadprogramowymi kilogramami. Na dodatek – smakuje lepiej niż można by to sobie wyobrazić (i zdecydowanie lepiej smakuje niż wygląda na poniższym zdjęciu ;)).

Podstawą koktajlu są zielone warzywa : szpinak, sałata rzymska, łodyga selera i / lub ogórek (opcjonalnie również natka pietruszki lub świeżej kolendry), do których dodajemy jabłko i cytrynę; jeśli chcemy otrzymać bardziej pożywny koktajl – dodajemy również banana, a jeśli potrzebujemy nieco więcej naturalnej słodyczy – gruszkę (ja pomijam). Tak jak w przypadku soków, które przygotowuję w wyciskarce (pisałam o nich np. tutaj – klik), najczęściej dodaję tu również trochę świeżego imbiru, który lekko wyostrza smak koktajlu, a przy okazji pobudza nasz system trawienny i wspomaga system odpornościowy (podobno obniża również poziom cukru oraz cholesterolu).

W przypadku tego typu koktajli czy soków bardziej niż zwykle ważne jest, by używać (w miarę możliwości rzecz jasna…) ekologicznych warzyw i owoców. Oczywiście biorąc pod uwagę samo zanieczyszczenie powietrza, gleby i wód nic w dzisiejszych czasach nie może chyba być tak naprawdę w 100% ekologiczne, ale jeśli możemy ‘wrzucić’ w siebie trochę mniej chemii niż zazwyczaj, to zdecydowanie warto (poza tym, skoro pestycydy zostały stworzone po to, by niszczyć pewne żywe organizmy, to ich nadmierna ilość w pożywieniu z pewnością i dla naszego organizmu nie jest przecież obojętna…).
Szczegóły dotyczące receptury (i jej kilku wariantów) już poniżej, a pod przepisem o diecie* słów kilka…

* Edycja : Przy okazji dopiszę / sprostuję, iż używając słowa ‚dieta’ absolutnie nie mam na myśli wszelakich diet odchudzających, a ogólny styl odżywiania (zresztą słowo to, wywodzące się z greki, oznaczało również zdaje się szerzej pojmowany styl życia / niejako filozofię życiową, a nie tylko samo odżywianie się, czy też współczesne restrykcje żywieniowe…).

glowing_smoothie02
Zielony koktajl / smoothie

(proporcje nieco zmodyfikowane; oryginał również tutaj – klik)

1 szklanka wody (filtrowanej lub źródlanej)
1,5 – 2 szklanki posiekanego szpinaku
1 – 1,5 szklanki posiekanej sałaty rzymskiej
ok. ½ szklanki posiekanej łodygi selera (lub w sezonie – ogórek)
½ dużego banana (lub 1 mały)
1 jabłko (podzielone na mniejsze części, pozbawione gniazd nasiennych)
1 mała gruszka (jak wyżej) – można pominąć
sok z cytryny, do smaku (lub ok. ½ cytryny, obranej i pozbawionej pestek)
opcjonalnie – mały pęczek natki pietruszki / kolendry; kostki lodu (jeśli chcemy otrzymać mocno orzeźwiający koktajl)
(u mnie również dodatkowo odrobina świeżo startego imbiru)

Do blendera wlewamy wodę, dodajemy wszystkie zielone składniki, miksujemy; po chwili dodajemy jabłko i gruszkę, ponownie miksujemy. Na koniec dodajemy banana i sok z cytryny (u mnie również ewentualnie starty imbir) i miksujemy do otrzymania odpowiedniej konsystencji.

Powyższa receptura jest dosyć ogólną bazą koktajlu i nawet w poszczególnych książkach Kimberly* proporcje składników nieco się różnią, warto więc dostosować rodzaj i ilość produktów nie tylko do naszych kubków smakowych, ale i do zawartości naszej lodówki. U mnie jest zazwyczaj zdecydowanie mniej szpinaku, a więcej sałaty i np. rukoli (tak jak w przypadku koktajlu z mango – klik), za niedługo idealnym dodatkiem będzie też ogórek. Dodaję też więcej soku z cytryny niż w oryginale (u Kimberly to ok. 1 łyżka, u mnie minimum ½ cytryny) i – jak wspominałam – często również odrobinę imbiru (u autorki pojawia się również dodatek stewii, ja jednak nie dosładzam już tego typu koktajli).
Jak pisałam wyżej – z tych samych składników składników (pomijając banana) możemy przygotować sok w wyciskarce, zamiast zmiksowanego koktajlu (ja przygotowuję je najczęściej na zmianę).

* Kimberly Snyder – ‘The Beauty Detox Solution’ (2011)
- ‘The Beauty Detox Food’ (2013)

*    *    *

Dietę, którą promuje Kimberly Snyder nazwałabym ‘zdroworozsądkową’. Jest to wypadkowa kilku znanych w dietetyce zasad, które tym razem zebrano w logiczną całość. Znajdziemy tu np. elementy Kuchni Pięciu Przemian, diety Montignaca czy tzw. diety rozdzielnej / rozlącznej.

Poniżej przykładowy dekalog przyjaznej naszemu organizmowi diety :

1. Spożywajmy więcej produktów zasadowych, a mniej kwasowych (najlepszy jest stosunek 80% – 20%), w tym więcej surowych warzyw i owoców.

2. Spożywajmy więcej produktów roślinnych (w tym białka roślinnego), a nieco mniej odzwierzęcych.

3. Jedzmy owoce między posiłkami (albo najpóźniej 30-45 minut przed posiłkiem, albo ok. 3 godziny po posiłku) by uniknąć problemów trawiennych (wyjątkiem jest tutaj jabłko).

4. Zaczynajmy posiłek od najlżejszego dania (najlepiej zasadowego) i kończmy na tym mniej lekkostrawnym i bardziej kwasowym (czyli – jak wspominałam wyżej – po raz kolejny wygrywa zdrowy rozsądek…).

5. Starajmy się nie łączyć w tym samym posiłku białka z węglowodanami (dieta rozdzielna).

6. Starajmy się nie łączyć w tym samym posiłku dwóch różnych typów białka (np. jajko + wędlina).

7. Unikajmy produktów o wysokim indeksie glikemicznym (IG – ważny element diety Montignaca, co naście lat temu wraz z dietą rozłączną całkowicie odmieniło moje problemy wagowo-dietowe).

8. Unikajmy cukru, produktów rafinowanych, wysoko przetworzonych.

9. Spożywajmy więcej kasz, warzyw strączkowych, orzechów, więcej zdrowych tłusczy (lecz nie w nadmiarze).

10. Spożywajmy mniej mleka i jego przetworów (z perspektywy aktualnych kilku lat alergii i wykluczeniu z mojej diety ‘krowizny’ stwierdzam, że to naprawdę działa i pomaga w pozbyciu się wielu dolegliwości… ).

To w zasadzie główne elementy zdrowego odżywiania do którego zachęca Kimberly Snyder; w jej książkach (oraz na jej blogu) znajdziecie oczywiście o wiele więcej szczegółów dotyczących danych produktów oraz ich wpływu na nasze zdrowie, na nasz organizm, samopoczucie, na wygląd naszej skóry. Warto podkreślić, iż nie chodzi tu o kolejną dietę-cud, dzięki której zrzucicie w ekspresowym tempie X nadprogramowych kilogramów (które zresztą równie szybko wrócą na dawne miejsce w niedługim czasie po zakończeniu diety…), a jedynie o to, by trochę bardziej zadbać o nasz organizm. Porzućcie więc katorżnicze diety, nie starajcie się chudnąć w ekspresowym tempie, zapomnijcie o liczeniu kalorii; nie wierzcie, że awokado, banany czy orzechy tuczą – to są zdrowe kalorie i zdrowe tłuszcze, których nasz organizm bardzo potrzebuje, i to z pewnością nie z ich powodu nie mieścimy się wiosną w nasze ulubione ubrania ;)
(przy okazji polecam Wam świetny wpis Małgosi na temat diety-cud – klik oraz liczenia kalorii właśnie, podpisuję się pod każdym Jej słowem :))

Oczywiście powyższe dywagacje na temat zdrowego odżywiania (o którym regularnie wspominam na blogu) oraz powyższe ‘10 przykazań’ nie oznaczają, że trzeba już na zawsze zapomnieć o pewnych naszych ulubionych daniach – wszak nie od dziś wiadomo, iż ważnym czynnikiem naszej diety jest również przyjemność jaką czerpiemy z jedzenia. Warto jednak zmodyfikować choć część naszych nawyków żywieniowych, by zadbać o to co najcenniejsze – wszak już Kochanowski we ‘Fraszkach’ nas instruował! Oby nie na próżno ;)


Pozdrawiam serdecznie (i mam cichą nadzieję, że wytrwaliście do końca dzisiejszego wpisu…? ;))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Drożdżowe bułeczki z rabarbarem

fleurs_mai_double
Wciąż zapominam, że u Was dziś dzień wolny od pracy, ba – zazwyczaj na dodatek dosyć krótki tydzień w pracy i przedłużony majowy weekend; dobrze, że mam akurat ferie, gdyż bardzo bym Wam zazdrościła ;). Mam nadzieję, że aura sprzyjać będzie piknikom i przebywaniu na łonie natury i że miło spędzicie ten pierwszy długi majowy weekend.
U nas niestety pogoda nie dopisała (dopiero w niedzielę ma ponoć być słonecznie i sucho), tak więc pocieszyć trzeba się będzie na przykład takimi oto bułeczkami z rabarbarem :

rhubarbe_petits_pains_double3
Przygotowuję je na bazie tego samego ciasta o którym wspominałam à propos strucli makowej – klik, za każdym razem zmieniając tylko typ użytej mąki oraz ewentualne dodatki. Niestety z dodatkiem mąki razowej bułeczki nie są tak puszyste jak te tradycyjne, mają też nieco inną strukturę niż te przygotowywane z dodatkiem jajek i masła; dlatego jeśli nie cierpicie na żadne alergie, możecie przygotować ciasto np. z tej oto receptury na wcześniejsze dyniowe ślimaki – klik lub tak jak prezentowane kiedyś na blogu buchty – klik (a jeśli nie macie ochoty ‘bawić się’ w wałkowanie i zwijanie ciasta, to przygotujcie bułeczki właśnie tak jak wspomniane buchty).
Dżemu rabarbarowego z podanych poniżej wychodzi odrobinę więcej niż potrzeba go do bułeczek, ta niewielka nadwyżka jednak zdecydowanie bardzo szybko znika jako dodatek do porannego tosta ;)

(przepis dodaję również do wypiekowej listy u Wisły – klik)

rhubarbe_petits_pains2
Drożdżowe bułeczki z rabarbarem (bez jajek i nabiału)

350 g mąki pszennej
(tym razem 150 g orkiszowej razowej + 200 g pszennej T 820)
ok. 5-7 g drożdży instant (lub ok. 15-20 g świeżych drożdży*)
1/4 łyżeczki soli
ok. 130 g cukru (używam jasnego trzcinowego, zmielonego)
otarta skórka z 1 małej cytryny
ok. 180 – 200 ml letniego mleka (u mnie migdałowe)
ok. ¼ łyżeczki mielonego kardamonu
50 ml oliwy / oleju

na masę :
500 g rabarbaru
2-3 łyżki miodu z kwiatów pomarańczy
2-3 łyżki cukru (jak wyżej)
1 łyżka soku z cytryny
otarta skórka z 1 pomarańczy
dodatkowo :
- płatki migdałowe, do posypania
- cukier puder, na lukier (opcjonalne)

Przygotować dżem (można to zrobić również dzień wcześniej) :
Rabarbar umyć, osuszyć i pokroić niezbyt grube plastry. Umieścić w rondlu o grubym dnie, dodać pozostałe składniki, wymieszać i zagotować; gotować na wolnym ogniu aż do otrzymania odpowiedniej konsystencji – dżem do ciasta musi być dosyć dobrze wysmażony, by nie wypływał później w trakcie pieczenia (u mnie trwało to niecałą godzinę).
Jeśli chcemy przygotować rabarbarowy lukier do ciasta, 1- 2 łyżki soku z początku smażenia rabarbaru zachowujemy do późniejszego użycia.
Gotowy dżem wystudzić, a jeśli przygotowujemy go dużo wcześniej – umieścić w lodówce do czasu użycia.

Mąkę wymieszać z solą, utworzyć zagłębienie, wlać mleko i oliwę, dodać cukier i drożdże (*jeśli używamy świeżych drożdży, należy rozrobić je uprzednio w ok. ¼ szklance ciepłego mleka – czekamy chwilę, aż drożdże lekko się ‘zapienią, a następnie dodajemy je do mąki; suszonych drożdży ‘instant’ możemy używać od razu, bez uprzedniego rozpuszczania ich w ciepłym płynie) oraz otartą skórkę z cytryny i wyrabiać przez 5-7 minut aż ciasto będzie gładkie i elastyczne (uwaga : mimo iż ciasto jest dosyć lepkie, starajmy się nie dodawać zbyt dużo mąki, bułeczki będą bowiem wtedy suche i twarde, ciasto będzie też słabiej rosło).
Przełożyć gotowe ciasto do naoliwionej misy, przykryć (ściereczką, folią spożywczą lub umieścić w dużym worku) i pozostawić do wyrośnięcia na ok. 1 – 1,5 godziny (ciasto powinno podwoić objętość, choć przy dużej ilości mąki razowej trwa to nieco dłużej).
Wyrośnięte ciasto odgazować, przełożyć na wysypany mąką (lub wyłożony papierem) blat i rozwałkować na prostokąt (na grubość ok. 0,5 cm), posmarować przygotowanym wcześniej dżemem rabarbarowym (pozostawiając ok. 1 cm ciasta od brzegu) i posypać płatkami migdałowymi. Następnie zwinąć ciasto w rulon (od długiego boku) i dobrze docisnąć brzegi, by ciasto się rozkleiło podczas pieczenia. Ostrym nożem pokroić rulon na ok. 7 kawałków i ułożyć ‘ślimaczki’ w tortownicy (o średnicy ok. 22-24 cm), ewentualnie posypać dodatkowo płatkami migdałowymi. Przykryć foremkę i pozostawić bułeczki do ponownego wyrośnięcia (na ok. 30 – 45 minut).
Piekarnik nagrzać do 200 – 220°C.
Piec bułeczki w 180 – 200°C przez ok. 25-30 minut (jeśli zbyt mocno się rumienią możemy przykryć je papierem / folią aluminiową pod koniec pieczenia i obniżyć nieco temperaturę). Wystudzić na kratce.
Przygotować lukier (opcjonalnie) : wymieszać cukier puder z taką ilością soku rabarbarowego, by otrzymać dosyć gęsty lukier; udekorować nim wystudzone bułeczki.

rhubarbe_petits_pains1
Uwagi:

- jako iż każda mąka chłonie nieco więcej /mniej płynu, dostosujmy jego ilość do konsystencji ciasta

- ciasto po wyrobieniu nadal może być lekko klejące, nie dosypujmy jednak zbyt dużo mąki, by nie stało się ono później za suche

- ciasto można wałkować przez papier do pieczenia lub folię spożywczą, dzięki czemu unikniemy dodatkowego podsypywania ciasta mąką i zachowamy odpowiednią jego konsystencję

- jeśli nie jesteśmy uczuleniowcami – wyrośnięte bułeczki możemy posmarować stopionym masłem lub żółtkiem wymieszanym z mlekiem, w przeciwnym jednak razie ten etap pomijamy… ;)


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam udanego, długiego weekendu! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Szparagi 2014

asperges2014_2
Szparagi w tym roku zaczęły się bardzo wcześnie, już na początku kwietnia. Słoneczna wiosna i łagodna zima zdecydowanie bardzo nam w tym pomogły. Jak co roku korzystamy więc z sezonu, by nacieszyć się nimi do woli – wszak już pod koniec czerwca trzeba się będzie z nimi pożegnać. Oczywiście w sklepach przez długie miesiące można będzie kupić te z Peru czy Meksyku, najczęściej jednak są one łykowate (wysychają podczas zbyt długiego transportu) i smaku ich nie można porównywać z tymi świeżymi, prosto z pola (przy okazji mieszkającym w Warszawie i okolicy przypominam, iż u Państwa Majlertów można kupić takie właśnie wspaniałe szparagi prosto z pola, zdecydowanie więc warto skorzystać z trwającego właśnie sezonu).

asperges_citron2014_2
Tradycyjnie już jako pierwsze pojawiły się na stole szparagi w wersji cytrynowejklik, choć tym razem przygotowane na patelni (piekarnik zajęty był bowiem przez rabarbarowe bułeczki, ale o nich będzie słow kilka następnym razem :)). Posypane zostały kwiatami kwitnącego właśnie czosnku niedźwiedziego, których subtelny, lekko czosnkowy i dosyć zaskakujący smak świetnie tutaj pasuje (a serwowane były z cytrynowo-‘szyczypiorową’ komosą).
Cytrynowe szparagi były też wczoraj dodatkiem do rybnych szaszłyków, które serwowała moja niegotująca przyjaciółka. Niestety kupuje ona już gotowe, (surowe) szaszłyki, w których kawałki ryby oddzielone są plastrami papryki, którą my akurat nie najlepiej trawimy w takiej postaci (jedynie ta pieczona i obrana ze skórki nie powoduje żadnych ‘sensacji’…). Postanowiłam zatem pozbyć się kawałków papryki i przygotowałam nową wersję szaszłyków nabijając na patyki rybę rozdzielaną główkami szparagów (a odcięte ich części trafiły do zupy).

asperges_brochettes_poisson01
Z ‘nowości’ zaś powstała w tym roku pizza ze szparagami, na bazie opublikowanego niedawno ciasta na piwieklik. Tak jak w oryginale – spód ciasta posmarowałam musztardą (na bazie białego wina i całych ziaren gorczycy), posypałam drobno posiekanym szczypiorem i dodałam pokrojone w ok. 3 cm kawałki szparagi (łodygi kroję na mniejsze kawałki, a główki – na dłuższe). Całość posypana została startym, owczym serem (wybierzmy dobrze topiący się ser, o dosyć wyrazistym smaku). Ewentualny dodatek np. szynki parmeńskiej również świetnie tutaj pasuje.

pizza_asperges
Po więcej przepisów jak zwykle odsyłam do zakładki ‘szparagi’, a szczegóły dotyczące ich przygotowania znajdziecie również tutajklik (wraz z przepisem na pyszne, sezamowe szparagi z patelni).

A z moich ulubionych receptur polecam Wam między innymi :

- dwie sałatki ze szparagami : tutaj klik i tutaj
- pieczone szparagi z oliwkami
- szparagowe pesto
- pesto z orzeszków ziemnych (idealne jako dodatek do szparagów)
- szparagi z batatami
- szparagi ze szpinakiem i kokosem
- dwie zupy szparagowe : tutajklik i tutaj
- oraz szparagowo-cytrynowe risotto z czosnkiem niedźwiedzim (z dedykacją dla Małgosi i Piotra :))


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email