… prawdziwa kobieta :) Każe na siebie czekać, kokietuje. Najpierw wabi nas pierwszymi promieniami słońca i powietrzem przepełnionym Jej zapachem, kilka dni później jednak zmienia zdanie i wycofuje się dyskretnie, pozostawiając nam jedynie te miłe wspomnienia i przedwczesną radość. La donna est mobile ;)
Znów ubieram więc nieco cieplejszą kurtkę i botki, a nowy trencz niestety jeszcze będzie musiał trochę poczekać. Ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Wbrew pozorom lubię czekać. To też przecież ma swój urok :)
Na targu również widać, że wiosna coraz bliżej. Jest już młodziutki szpinak (ten na zdjęciu z pierwszego tegorocznego plonu), jest i grumolo verde – czyli rustykalna odmiana cykorii rodem z Piemontu, która jest jedną z pierwszych wiosennych ‘sałat’ (wspominałam Wam o niej zeszłej wiosny – klik). Ich zieleń pięknie komponuje się na przykład z purpurowym odcieniem czerwonej cykorii (radicchio) i chyba zgodzicie się ze mną, że już samo patrzenie na nie dodaje energii i poprawia nam nastrój :)
Pojawiają się już też młode listki mniszka lekarskiego (taraxacum officinale). Po francusku mniszek nazywa się ‘dent-de-lion’ czyli ‘lwi ząb’. Prawda, że to urocza nazwa? :) Ma też on drugą, nieco bardziej ‘pospolitą’ nazwę, nie jestem jednak pewna, czy na blogu kulinarnym przystoi o niej pisać, gdyż… ‘pissenlit’ to ni mniej ni więcej – ‘siusianie w łóżko’ ;) ) Korzeń mniszka lekarskiego jest bowiem jednym z najbardziej efektywnych ziół oczyszczających, między innymi ze względu na jego właściwości moczopędne właśnie.
Listki mniszka są niezwykle cenne dla naszego organizmu; zawierają one przede wszystkim sporo witaminy A, B i C oraz mikroelementów (między innymi potas, wapno i żelazo). Mniszek charakteryzuje się działaniem wspomagającym przemianę materii oraz pobudzającym apetyt (przede wszystkim dzięki składnikom goryczkowym). Jego korzeń (tak jak i korzeń cykorii) po ususzeniu i uprażeniu używany jest do produkcji bardzo zdrowej kawy zbożowej.
Młode listki mniszka (zbierane przed kwitnięciem, wtedy są najdelikatniejsze i zawierają najmniej goryczki) możemy konsumować na surowo – we wszelakich sałatkach czy np. jako dodatek do ziołowego domowego serka. Możemy też lekko poddusić je z czosnkiem na oliwie (jak młody szpinak) czy dodać je do omletu, zupy, sosu. Ta niezwykła roślina z całą pewnością pozwoli nam urozmaicić i wzbogacić nasze wiosenne menu.
*
* * *
Wybaczcie, że dziś bez przepisu, jednak ten tydzień był / jest dla mnie nieco ‘zabiegany’, na szczęście dosyć pozytywnie ‘zabiegany’ ;)
Życzę Wam wszystkim udanego weekendu oraz coraz częstszych wizyt Pani Wiosny :) Ja zaś wracam do przygotowań dla pewnego wyjątkowego Gościa (dlaczego ‘gość’ nie ma rodzaju żeńskiego?!?), którego (a raczej którą ;) ) widziałam ostatnio prawie dwa lata temu. To będzie więc z całą pewnością bardzo sympatyczny weekend, czego i Wam wszystkim serdecznie życzę :)
*
Pozdrawiam!
*
Beatko,
Ależ apetyczny ten durszlak!
Udanego weekendu i masz rację, czekanie ma swój urok:)
Jak patrzę na te zdjęcia to już czuję wiosnę. Czytając Twój wpis doszłam do wniosku, że popełniłam wielki życiowy błąd, bo w czasie pobytu w Szwajcarii nie byłam na targu. Nie wiem jak to się stało. Czas wrócić tam.
Piękna zieleninka. Szkoda, że u nas takiej nie ma.
absolutnie domagam sie wiosny, a nawet lata, oraz salat roznych :)
Patrząc na te cudowne zdjęcia nabrałam energii i uwierzyłam, że za oknem mamy cudowną wiosnę!
Iii.. .u nas ta zielenina jeszcze nie taka ładna! I oczywiście nie ma takiego wyboru, szkoda, szkoda. Zdjęcia tak zielone, że dodały mi energii, bo ledwo z łóżka wstałam i do Warszawy gnać muszę. :)
Piękne zdjęcia!
Niestety na mojej łące mniszek pojawi się dopiero za jakieś dwa miesiące. BUU!
Miłego spotkania życzę!
Właśnie, u nas wiosna się krygowała, nęciła, kusiła, a potem BĘC! Śnieg, mróz, lodowaty wiatr i JA całkiem zdruzgotana tym biegiem rzeczy ;)
Swietne zdjęcia, Beo. Czuć w nich wiosnę!
Beo, ależ wiosennie się zrobiło u Ciebie! A u mnie za oknem właśnie pada śnieg i jest lekki mróz.
Ten mniszek bardzo mnie kusi każdego roku, ale jakoś do tej pory go nie zrywałam. Może w tym roku się uda?
Żuczę Ci miłego weekendu z Gościem(ą):)
Miło popatrzeć Beatko, gdy śnieg i mróz za oknem !
Mniszka u mnie w ogrodzie dostatek, w tym roku mu nie popuszczę i będą sałatki w winegrecie, jak nic :)
miło popatrzeć na takie kolory :)
u mnie wprawdzie cudne słońce od kilku dni ale w nocy i -5 bywa :/ dziś rano wszystko jest białe od szronu.
samo patrzenie na Twoja zieleninę poprawia nastrój ale nie dla mnie ona, nie znoszę nawet odrobiny goryczki. mniszka mam w ogrodzie delikatnie mówiąc do znudzenia, już nawet kwitł co poniektóry ale jak dla mnie nieużyteczny, nawet królików nie mam a koty nie za bardzo lubią witaminy. jego nazwę znam oczywiście z tej „praktycznej” strony o „lwim zębie” nawet nie słyszałam. swoja droga nasi przodkowie byli mniej „poprawni politycznie” i mówili wprost o pewnych sprawach, może żyło im się łatwiej ?
ciesze się, ze jesteś pozytywnie zabiegana :)
Bea, śliczne te zielenie i te cykorie czerwone, ja sobie dziś kupiłam białą:) a i szpinak dziś kupiłam , człowiek teskni do zieleni :P
wiesz ja bardzo lubię takie miszkowe listki , zresztą później te kwiatki też ,robię ten słynny ,,miodek”
ps miłego weekendu z gościem
p.s 2 tofu w weekend robię
Magicznie mnie przeniosłaś w ciepłe dni. Kontem oka widzę jak słońce sączy się przez okno, słyszę kosiarkę koszącą bujną trawę przed blokiem. Chwila, kosiarka? Niestety, to tylko maszyna do odśnieżania chodników Ale iluzja przez chwilę była doskonałą :)
Mniszek, jego kwiaty, uwielbiam. W zeszłym roku robiliśmy nalewkę mniszkową i doskonały miodek mniszkowy. Zostało jeszcze kilka słoiczków tego złocistego syropu o konsystencji płynnego miodu. Ale listków nie miałam okazji jeszcze jeść.
Kilka lat temu środowiska feministyczne prowadziły akcję zachęcającą do nadawania żeńskich końcówek. A więc miłego weekendu z wyjątkową Gością :)
Dziś właśnie budząc się i wyglądając za okno poczułam na własnej skórze jak kapryśna jest wiosna.
Bo u nas zniknęła po prostu! Się zima znowu panoszy :)
Zdjęcia piękne, pełne wiosny, pełne zdrowia…
Pięknych chwil w najbliższych dniach!
Beatko, widzę przepiękne, wiosenne zdjęcia! Oczy trudno oderwać!
Szkoda, że w PL pani wiosna taka himeryczna. Wygląda na to, że w walce z zimą ciągle jeszcze nie ma szans.
Wiem jak bardzo cieszysz się na przyjazd Gościa, tym bardziej więc życzę Wam cudownie spędzonego czasu! :**
Beo kochana, zyczę udanego weekendu z miłym Gościem! :)
strasznie mi się podoba to porównanie wiosny do kobiety :-)
cudnego weekendu Droga Beo!
Lwi ząb – cudnie. W tym roku zaprzęgnę strzałeczkę na wycieczkę i wybiorę się na jakąś dziką łąkę w poszukiwaniu rzeczonego. Zupa mi się marzy :)
No, widzę, że Wiosna w pełni!
W Krakowie szpinak można znaleźć albo w marketach albo pojawia się już na targach: niestety są to duże, wyrośnięte liście, utaplane w błocie…
Przymierzam się na zakup wirówki do sałaty i mam nadzieję, że będę mogła jeszcze lepiej wykorzystać pojawiajacą się zieleninę.
O m niszku lekarskim myślalam jakiś czas temu, coby przybliżyć na moim blogu tę zapomnianą (?) a może niestosowaną w kuchni roślinę. Problem jest taki że nigdy tutaj nie spotkałam młodych listków w sprzedaży, ale na szczęście mam rodzinę na wsi i tam mlecza a mlecza.
Z takich ciekawostek, słyszałam o placuszkach z podbiału robionych w regionie gór świętokrzyskich (takie oierwsze, mini-mlecze na początku wiosny), ale póki co nie udało mi się dostać przepisu…
ps. to nic że nie ma przepisu dziś na Twoim blogu. I tak jest pięknie!
Bea, ale się pysznią te kędzierzawe główki z durszlaka, a jakie nasycone kolory.
Chętnie bym coś u Ciebie schrupała ;))).
Miłego weekendu :)
Dziękuję serdecznie za wszystkie miłe słowa i komentarze kochani!
Teraz krótka przerwa na kawę (i na kilka słów do Was ;)) a później szykowanie ostatnich drobiazgów dla Gościa ;)
*
Lo, w takim razie następnym razem koniecznie zawitaj na jakimś warzywnym targu :) Mnie bardzo podoba się w Lugano : stragany są przed sklepami, na ulicach, jest kolorowo i bardzo apetycznie. Ale i ‘mój’ targ jest niczego sobie ;)
Jagódko, może będzie trochę wcześniej jednak ? Oby :)
Leloop, u nas też teraz w nocy chłodno, choć może nie aż –5. W dzień za to na szczęście słonko, więc jest nieco przyjemniej.
A co do goryczki, to ja też za bardzo za nią nie przepadam, jednak w tych młodych mleczach jak dla mnie nie ma jej zbyt dużo. Podobno by pozbyć się tej goryczki można wymoczyć listki 30 minut w osolonej wodzie (1 łyżka na litr wody), zastanawiam się tylko, czy wtedy witaminy i mikroelementy nadal w tych listkach będą ;)
A co do ‘poprawności politycznej’ to nasi przodkowie z całą pewnością się nią nie przejmowali :)
O tak Margot, mnie też już tęskno do zieleni :)
PS. Mam nadzieję, że tofu Ci posmakuje ! :))
Lula Lu, maszyna do odśnieżania chodników ? ! ? U nas wprawdzie troszkę chłodno, ale na szczęście śniegu ani grama.
A co do mniszka, to miód z niego czy syropy również bardzo lubię (niedawno miałam okazję spróbować), choć sama jeszcze nie robiłam.
Akcja dodawania żeńskich końcówek bardzo mi się podoba :)
Asiejko, to przez te kaprysy tak mi sie skojarzyła ;)
Atrio, ja zdecydowanie wolę te najmłodsze listki, są delikatniejsze w smaku oraz szybsze w obróbce. Zakup wirówki jak najbardziej polecam, ja już nie wyobrażam sobie bez niej życia ;)
A o mniszek na łonie natury rzeczywiście nie jest trudno, życzę więc owocnych zbiorów :)
O placuszkach z podbiału nie słyszałam, jednak znalazłam coś takiego :
http://www.odnowica.neostrada.pl/inicjatywy/LSS/kulinaria.html
piszą o czymś a la podpłomyki z podbiałem, nie jestem jednak pewna czy to te, o których Ty wspominasz Atrio.
Lu, sama byłam bardzo zdziwiona, że światło i przesłona tak ładnie tym razem uwidoczniły kolory :) To jedno z niewielu moich zdjęć, które mi się podoba ot tak, ‘au naturel’ ;))
*
Pozdrawiam serdecznie !
Nie mogę się już doczekac tych wszystkich nowalijek :) marzy mi się młody szpinak, rzodkiewka, sałata… Ach rozmarzyłam sie :) Teraz tym bardziej czekam na wiosnę :)
Witaj Beatko!
Jaka piękna wiosna u Ciebie , te kolory zieleni, ach!
Wiesz,ze ja nigdy mleczyku dla siebie nie zbierałam, tylko dla świnki morskiej, to jej przysmak. Muszę kiedyś też spróbowac :)))
Pozdrawiam cieplo i milego weekendu zyczę!
Czyli angielskie dandelion to wariant nazwy francuskiej? Ciekawe. A solo go nigdy nie jadłam (bo wydaje mi się, że czasem występuje w gotowych mieszankach sałat).
Chociaż jestem przeciwna stereotypowemu myśleniu, to ta Pani Wiosna rzeczywiście jakaś taka kapryśna, chociaż ja udaję, że jest inaczej i pomijam już ciepły sweter i czapkę, a czy słusznie, to pewnie się okaże jutro, bo zrobiłam sobie dzisiaj całkiem długi spacer i nie powiem, zimno mi było. A różnymi sałatami rzeczywiście chyba na razie trzeba zrekompensować brak listków na drzewach (chociaż sprawdzałam, takie niby-pączki na końcówkach gałązek już są!) i całkiem to może być smaczna rekompensata. Miłego weekendu!
nie widzę u siebie wiosny
zimo
leży śnieg
wieje
i tylko patrzę czy pogoda nadaję sie na spacer z 4 tyg synkiem
Tak, czosnek niedźwiedzi i mniszek to u nas sobie trzeba samemu zebrać… Intrygują mnie te właściwości oczyszczające. Muszę o tym poczytać w oczekiwaniu na wiosnę :)
Beo! Tak mi już brak tych zieloności, takich prawdziwych, nie ze sklepu! U nas to jeszcze nawet trawa nie kiełkuje…. Jak patrzę na Twoje zdjęcia, to mam ochotę tak zanurzyć się w tej misie, zwłaszcza z listkami mlecza :)))
A mnie ta goryczka nie przeszkadza, zdarzało mi się do sałatek wrzucać też kwiatki, które są bardziej od listków gorzkie. A jak pięknie wyglądają!
Radicchio ma przepiękny kolor. Muszę poszukać u nas, może kiedyś znajdę ;)
Miłego nowego tygodnia.
P.S. Księciunio śpiewa sobie ‚La donna è mobile qual piuma al vento’…
Widząc te zdjęcia nie można powiedzieć, że wiosna nie zbliża się ogromniastymi krokami. Cudownie nasycone barwą; optymistyczne. Aż czuć ciepły wietrzyk. ;)
Beo, skłamałam okrutnie. Byłam na uroczym targu w Bernie. Kupowaliśmy sery i szwajcarskie wina, które wtedy poznawałam. A potem z wysoka patrzyliśmy na rzekę, która miała niesamowity szmaragdowy kolor. Mieliśmy spędzić tam jeden dzień, a zostaliśmy trzy, bo nikt z nas nie chciał wyjeżdżać. Potem Gruyere i Lac Leman (uwielbiam tę nazwę jeziora po francusku) i festiwal jazzowy. A potem Genewa, z której mam piękne wspomnienia i suszone liście. W Lugano bylismy wracając do Polski z włoskiej części, ale targu wtedy nie było, ale słynny drewniany most stał jak przed wiekami. Znowu przywołałaś piękne szwajcarskie wspomnienia. Chyba czas tam wrócić.
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze!
Powoli wracam dziś do wirtualnego świata… ;)
*
Kasiu, i mnie się marzy ;)
Majano, ja też onegdaj dla świnki tylko zbierałam :)
Tak tak Ptasiu, to z francuskiego właśnie :)
KaroLino, to rzecz jasna tylko z przymrużeniem oka o tych kobiecych kaprysach ;)
Mam nadzieję, że jakoś przetrwałaś po tym spacerze? Ja wczoraj taki ‘zaliczyłam’, dziś za to nie wychodzę z domu nawet na krok !
Lukrecjo, ja mam nadzieję, że to już blisko, coraz bliżej… :) Choć na spacery z maluszkiem to z pewnością nie jest teraz idealna pogoda przy takim zimnie i wietrze niestety :/
An-no, poczytaj koniecznie !
Niedzielko, widzę, że i Ty jesteś prawdziwą fanką takich wszelakich ‘listków’ ;)
Masz rację a.moineau, qual piuma al vento :)
Zay, byle tylko nie kazała zbytnio na siebie czekać ;)
No proszę Lo, była więc całkiem miła wycieczka widzę :)
PS. Czy ten most drewniany to w Lugano ? Nie w Luzern może ?
PPS. Może faktycznie czas wrócić na helwecką ziemię ? ;)
Oby do wiosny…
wlasnie przetrwalam tutejsza nawalnice sniezna i po dwoch dnia zupelnego odciecia od swiata i po odkopaniu drogi przez sasiadow (spychaczem :) zajgladam na twoja strone, a tu tak zielono. Jutro zakupuje zielone.
Pozdrawiam serdecznie
a tam bez przepisu, ale z jaką inspiracją i powiewem naprawdę wiosennym! :)
Beatko mam nadzieję, że weekend miałaś udany.
Od samego patrzenia na pierwsze zdjęcie buzia mi się śmieje od ucha do ucha i już chcę Pani Wiosny. Niech przyjdzie, kusi, wabi …
Uściski :*
Och, ależ ci zazdroszczę tego dostępu do tylu odmian sałat i zieleninki!:D
Pierwsza fotka jest rewelacyjna :) Tymczasem wiosna idzie i dojść nie może :( Dzisiejsza pogoda troszkę mnie dobiła.. „od soboty powrót zimy…”!!! buuuu.. Na szczęście takie fotki ratują nastrój ;)
No do Ciebie to wiosna przyszla w takich pieknych szatach , ze tylko pozazdrosic :)
Marysiu, śnieżnej nawałnicy nie zazdroszczę :/ Dobrze, że choć na talerzu morzemy przywołać wiosnę ;)
Zwegowani, oby i sama wiosna się tymi zdjęciami zainspirowała ;)
Poleczko, weekend był cudny! Choć wszystko co dobre zdecydowanie zbyt szybko mija…
Olu, też sobie zazdroszczę ;) Choć w myśl zasady, że chłowiek pragnie tego, czego nie ma – wolałabym mieć je w swoim własnym ogródku, a nie tylko na targu ;)
Milk_chocolate, u nas też znów się gdzieś ‘zgubiła’ :/ Przez kilka dni wiał okropny, lodowaty wiatr i znów nie sposób było wyjść bez zimowej kurtki i rękawiczek :(
Magoldie, przyszła tylko straganowo niestety ;) Ale lepsze to niż nic :)
*
Pozdrawiam serdecznie !
Ogólnie przyjęta żeńska forma gościa to gościni :)
No i znowu skłamałam. Masz całkowicie rację. Czas wrócić. Ale targ był w 100% w Bernie. A w Lugano byliśmy wracając znad jeziora Maggiore. A propos czytałaś „Miasteczko nietoperzy” Dario Fo? Zawsze mi się myli Lugano, Locarno i Luzern. Wstyd!
MG, goscini powiadasz?!? Chyba u mnie sie nie przyjmie ;)
Lo, nic sie nie stalo, te wszystkie miasta na ‚L’ moga sie przeciez mylic :) ‚Miasteczka nietoperzy’ nie czytalam, ale zaraz sobie zapisze i wypozycze przy nastepnej wizycie w bibliotece; a na kolejna wizyte w CH moze faktycznie warto sie pokusic? ;)
Pozdrawiam serdecznie!