Archiwa autora: Bea

Żytni chleb radzieckiego żolnierza, czyli styczniowe wspólne pieczenie

chleb_zolnierza_zakwas
Lubię, gdy w domu pachnie świeżo upieczonym chlebem. Najlepiej dobrym, żytnim razowcem. To już rytuał. W czwartek wieczorem lub w piątek rano (w zależności od wybranej na weekend receptury) ‘karmię’ zakwas, a wracając z pracy nastawiam zaczyn, by w sobotę rano móc upiec kolejny bochenek.
Tym razem wybór padł na żytni chleb radzieckiego żolnierza, a wszystko to za sprawą Amber, gdyż (nareszcie! ;)) udało mi się dołączyć do wspólnego pieczenia w tegorocznej styczniowej edycji blogowej piekarni (Amber, raz jeszcze dziękuję za zaproszenie!).
Jak większość tego typu żytnich razowców – chleb ten jest zwarty i nie wyrasta tak mocno jak chleby z dodatkiem jasnej mąki, mnie jednak ta konsystencja odpowiada. Jeśli wszystkie etapy były przeprowadzone tak jak powinny, to chleb nie jest ‚kleisty’ i daje się pokroić się na bardzo cienkie kromki (świetnie smakował jako dodatek do wyrazistych serów i lampki wina, choć tytułowy radziecki żołnierz zapewne popijał go nieco innym trunkiem ;)).
Do ciasta dodałam (tradycyjnie już) nieco mielonego kuminu oraz sproszkowanego słodu (data ważności pogania, więc używam go częściej niż zazwyczaj…). A jako iż mój zaczyn był tym razem naprawdę bardzo leniwy, dodałam również odrobinę drożdży, by pomóc ciastu rosnąć.

chleb_zolnierza1
Jako, że zamarzył mi się (dlaczego?!) bochenek z pięknym, odciśniętym koszykowym wzorkiem – połowę ciasta przełożyłam do keksówki, a połowę do wysypanego mąką koszyka. Bardzo mocno wysypanego mąką koszyka. I choć tuż przed umieszczeniem w nim ciasta ręka mi lekko zadrżała (ostatni eksperyment z samym koszykiem, bez ściereczki,  zakończył się przyklejonym do niego na amen ciastem…), to chęć wyprodukowania ładnego chleba wzięła górę. Niestety… :( Przy odwracaniu wyrośniętego już ciasta okazało się, że i tym razem przykleiło się ono w do dna koszyka i spektakularnie oderwało chlebowi tę wzorkową ‘czapeczkę’ :D Mimo wszystko delikatnie ją odkleiłam i ‘przysztukowałam’ ;) do chleba, co oczywiście zaowocowało urodziwym plaskaczem, który można pokazać tylko z góry i zjeść w zaciszu domowych pieleszy ;). Na szczęście ten z keksówki jest idealnie równy, uratował więc pewną serową degustację :)

Poniżej zamieszczam przepis z moimi niewielkimi zmianami, a po pełną wersję odsyłam do Amber – klik oraz do Gucia – klik.

(opis przygotowania ciasta zakwaszonego metodą metodą trójfazową na stronie M. Zielińskiej – klik)

 

chleb_zolnierza03

Żytni chleb radzieckiego żółnierza

(wg przepisu podanego przez Gucia, również u Amber – klik)

składniki na jeden bochenek chleba o wadze ok. 1 kg

375 g ciasta zakwaszonego z mąki żytniej razowej
(przygotowane dobę wcześniej metodą trójfazową, szczegóły tutaj)
450g mąki żytniej razowej
1 łżeczka mielonego kuminu
1 łyżka sproszkowanego słodu
15 g soli
330 ml dobrze ciepłej wody (ok. 40°C)
(jeśli zakwas jest młody lub rozleniwiony – możemy dodać odrobinę drożdży)

Ciasto zakwaszone dokładnie wymieszać z wodą (jeśli musimy użyć drożdży, dodajemy je na tym etapie). Mąkę wymieszać z solą, słodem i kuminem; dodać ją do zaczynu i dosyć szybko wyrobić – tylko do połączenia się składników i uzyskania jednolitej konsystencji (ciasto będzie dosyć gęste). Pozostawić do fermentacji na ok. 2 godziny w 30°C, ciasto lekko urośnie i pojawią się pęcherzyki powietrza. Przełożyć ciasto do natłuszczonych i wysypanych otrębami foremek (lub uformować bochenki i przełożyć do wyłożonych ściereczką i suto wysypanych mąką koszyków), posmarować wierzch ciasta (ręką) olejem / oliwą, przykryć szczelnie folią i odstawić do ponownego wyrośnięcia w 30°C na 35-50 minut.
Piekarnik rozgrzać do 250°C.
Piec chleby ok. 12-15 minut w 250°C, a następnie ok. 40 minut w 200-220°C (w początkowej fazie piekę z parą). Jeśli pieczemy chleby w foremce i lubimy dobrze wypieczoną skórkę, to przed końcem pieczenia wyciągamy chleby z foremki i dopiekamy je kilka minut już bezpośrednio na blasze.
Natychmiast po wyjęciu z pieca posmarować / spryskać chleby wodą. Jak pisała kiedyś Qd na forum, chleb ten dobrze jest po upieczenu owinąc w ściereczkę i włożyc do worka, by mógł powoli stygnąć. Najlepiej kroić go dopiero na drugi dzień.

Tym, którzy będą chcieli upiec ten chleb, polecam również przeczytanie wątku na forum CinCin, gdzie znajduje się sporo cennych uwag (którymi i ja się sugerowałam).

Pozdrawiam serdecznie!


*   *   *
Styczniowy chleb piekli :

Aciri 
Ania
AniaW
Alucha Alucha
Amber
Arnika
Basia
Bea
Bożena
Bożenka
Danusia
Dosia
Doowa
Dorota
Dorota
Gatita
Gosia
Gucio
Iga
Joanna
Jola
Kamila
Karolina
Krecia
Łucja
Magda
Małgosia i Piotr
Margot
Marysia
Marzena
Mysia
Olimpia
Renata S
Wiosenka
Wisła

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zimowe warzywa i sok

légumes_jus1
Styczeń w mojej kuchni wciąż pełen jest warzyw, choć teraz częściej niż dawniej w postaci soków (a wszystko to za sprawą pewnego hojnego Mikołaja ;)).
Ale zacznijmy od początku…
Soki do tej pory przygotowywałam najczęściej w sokowirówce (plus oczywiście wszelakie koktajle miksowane blenderem). Mimo, iż sokowirówka była solidna, szybka i praktyczna w użyciu, to z lekka frustrował mnie zawsze fakt, że odpadki pozostawały niestety bardzo mokre, co oznaczało ‘utopioną’ tam część soku. I do tego mnóstwo piany na powierzchni oraz rozwarstwiający się sok, który na dnie bardziej przypominał pastelową, koloryzowaną wodę niż sok właśnie… Gdy więc w zeszłym roku ‘odkryłam’ u teściów jakość soków z domowej wyciskarki, zrozumiałam, że to jest TO! I że sokowirówka natychmiast może przejść na zasłużoną emeryturę ;)
Poza tym jakość soków z wyciskarki jest nieporównanie lepsza, gdyż warzywa / owoce są bardzo powoli zgniatane, a nie masakrowane podczas szatkowania i późniejszego ‘odwirowywania’ (sokowirówka to kilka-kilkanaście tysięcy obrotów na minutę, a wyciskarka ok. 80 – 100). Nie ma więc tutaj niepotrzebnego napowietrzania oraz nagrzewania i utleniania soku, które mogą powodować straty składników odżywczych.

jus_courge_double
Dwa wałki ślimakowe (piszę tu o modelu, który posiadam) najpierw rozdrabniają, później miażdżą i tłoczą surowiec, a na koniec filtrują płyn przez mikrootwory. Otrzymany w ten sposób sok jest lekkostrawny (przy czym wciąż bogaty w witaminy i mikroelementy) i wyjątkowo polecany we wszelkiego rodzaju kuracjach sokowych (a na przykładzie teściów widzę, że czyni przysłowiowe cuda…).
A jeśli z reguły nie interesują Was witaminy i mikroelementy ;) to może przekona Was efektywność wyciskarek, zużywają one bowiem o wiele mniej prądu niż sokoworówki, a poza tym dzięki nim otrzymujemy naprawdę więcej soku (i praktycznie suche wytłoczyny).  Zresztą świetnie widać to np. tutaj – klik lub tutaj  (mój sokowirówkowy sok z dyni wyglądał tak jak w drugim linku – zerknijcie od 26 sekundy…).
Niektóre wyciskarki mają również dodatkowe wkłady, dzięki którym możemy otrzymać gęste preparacje typu musy, puree czy sorbety przy użyciu mrożonych owoców (przyznaję, że mojej jeszcze nie przetestowałam, ale co się odwlecze… ;)).
Jedynym minusem (oprócz ceny rzecz jasna…) jest fakt, iż używanie wyciskarki może być nieco bardziej czasochłonne, ja jednak teraz już bym z niej zrezygnowała. Poza tym tylko dzięki niej udaje mi się zaserwować co poniektórym ;) całkiem imponującą ilość surowych warzyw! A co za tym idzie – niesamowity zastrzyk witaminowo-energetyczny, który z pewnością nam się teraz przyda.

jus_légumes1
Warzywa do soku kupuję z uprawy biodynamicznej (ewentualnie ekologicznej).
Aktualnie najczęściej jest to dynia / marchewka + dodatki, np.:
- fenkuł
- burak
- seler (korzeń i / lub nać)
- pasternak
- jarmuż
lub to, co akurat znajduje się w szufladkach lodówki ;) choć to dynia stanowi teraz bazę soków (nie pochania tak jak marchewka np. metali ciężkich z gleby, warto więc dać jej pierwszeństwo na naszej warzywnej liście).
Do tego zawsze dodaję kawałek imbiru oraz cytryny, często również jabłko. Świetnie smakuje sok z dodatkiem zamrożonej w sezonie aronii, choć niestety nasze rodzinne zapasy powoli już się teraz kończą. Najczęściej przygotowuję mieszanki z 2-3 warzyw, wybierając je nie tylko ze względu na smak, ale również ze względu na ich wartości odżywcze (niestety kolor niektórych z nich nie zawsze jest zbytnio fotogeniczny, więc pewnie nie wszystkie będą tutaj gościć ;)).

A na koniec mała (dyniowa…) ciekawostka : tak wyglądała jedna z muszkatołowych dyni (prowansalska) rozkrojona na początku listopada :

courge_jus
Po raz pierwszy widziałam skiełkowane nasiona w tak daleko posuniętym stadium (niektóre kiełki miały już ponad 10 cm długości!). Nawet te, które zimują u mnie przez prawie rok nie wyglądają tak jak ta. Trafił mi się jak widać wyjątkowo żwawy egzemplarz ;)


Pozdrawiam serdecznie!

 

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Piernik zamiast ‘galette’

ciasto_powidla001
Dziś w Szwajcarii każdy może zostać Królem lub Królową, a wszystko to za sprawą święta Trzech Króli i tradycyjnej tu galette des Rois (lub gâteau des Rois / couronne des Rois), o czym wspominałam np. tutaj – klik  i tutaj. Moje dzisiejsze ciasto (drożdżowe, tak jak poprzednie) niestety jest dopiero w fazie wyrastania (niestety powrót do pracy ma znów swoje czasowe złe strony ;)), tak więc tegorocznych zdjęć niestety nie będzie. Będzie za to jeden z naszych ulubionych ostatnio wypieków – pseudo piernik, czyli ciasto z powidłami, które regularnie gości na naszym zimowym stole.
Dawniej piekłam je z rodzinnego przepisu – klik, tym razem jednak powstała jego wersja bez jajek i nabiału (czyli przy okazji jest to wersja ekonomiczna ;)). Domowe powidła śliwkowe, sporo przypraw korzennych i dodatek imbiru kandyzowanego (a dzięki Bee – również dodatek suszonych śliwek), to wyjątkowo udany mariaż. Jak większość tego typu wypieków – ciasto z każdym dniem zyskuje na smaku, warto więc uzbroić się w cierpliwość i dać mu odpocząć choć jeden dzień ;)

(w dzisiejszym wpisie – zdjęcia trzech różnych wersji, różniące się w zasadzie tylko ilością użytego kakao…)

ciasto_powidla02
Pseudo piernik czyli szybkie ciasto z powidłami

keksówka  10,5cm (spód 8cm) x 25cm

150 – 180 g suszonych śliwek (lub ewentualnie moreli, rodzynek, żurawiny…)
50 – 75 g imbiru kandyzowanego
300 g mąki (u mnie 200 g pszennej T650 + 100 g orkiszowej z pełnego przemiału, T1050 – 1150)
spora szczypta soli
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia (lub ¾ ł. sody + ¾ ł. proszku)
otarta skórka z 1 pomarańczy
otarta skórka z ½ cytryny
2,5 łyżki gorzkiego kakao
1 łyżeczka cynamonu* + ½ łyżeczki imbiru w proszku* + ¼ – ½ łyżeczki mielonego kardamonu*
¼ – ½ łyżeczki startej gałki muszkatołowej* + ¼ łyżeczki mielonego anyżu* + 1/8 – 1/4 mielonych łyżeczki goździków*
(* lub ok. 2,5 – 3 łyżeczki waszej ulubionej przyprawy piernikowej, najlepiej domowej)
200 g powideł śliwkowych
2 łyżki syropu imbirowego (lub imbirowo-korzennego)
100 ml płynnego miodu lub syropu z agawy (ok. 6 łyżek)
ok. 100 ml mleka (używam roślinnego, migdałowego)
125 ml oleju / oliwy

Piekarnik rozgrzać do 170°.
Keksówkę natłuścić lub wyłożyć papierem do pieczenia.
Śliwki pokroić na mniejsze kawałki, imbir dość drobno posiekać i wymieszać z 1-2 łyżkami mąki (z przygotowanych 300 g).
Suche składniki wymieszać.
Powidła wymieszać z miodem i syropem imbirowym.
Suche składniki połączyć z mokrymi, dodać posiekane śliwki i imbir i dokładnie wymieszać (nie za długo, tylko do połączenia się składników).
Przelać masę do keksówki i piec ok. 55 – 60 minut (do suchego patyczka).
Po upieczeniu pozostawić na kilka minut w formie, a następnie wystudzić na kratce.

ciasto_powidla03
Uwagi :

- jak w przypadku większości ucieranych ciast pamiętajmy, by wszystkie składniki miały temperaturę pokojową (jeśli mleko jest zimne, lekko je podgrzewamy)

- jeśli wolimy bardziej słodkie ciasta, możemy dodać tu również ok. 50 g cukru, dla nas jednak słodycz miodu i powideł jest wystarczająca

- jeśli pomijamy dodatek syropu imbirowego dodajemy proporcjonalnie więcej miodu + ewentualnie 1 łyżkę mleka

- jeśli pomijamy dodatek imbiru kandyzowanego, możemy ewentualnie dodać więcej imbiru w proszku

- jeśli pomijamy dodatek suszonych śliwek, możemy dodać 1-2 łyżki mleka mniej

- pierwotnie piekłam to ciasto z dodatkiem sody, jednak użycie samego proszku nie robi w tym przypadku wielkiej różnicy (przetestowane ;))

- przy użyciu większej ilości mąki razowej należy ewentualnie dodać nieco więcej płynu; część mąki możemy też zazstąpić mielonymi migdałami lub orzechami

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email