Archiwa autora: Bea

Czekoladowe zaproszenie

Moi drodzy, mam dziś dla Was podwójne zaproszenie, gdyż w ramach wspólnego chlebowego pieczenia z Amber postanowiłyśmy zaproponować Wam pewien wyjątkowy chleb, którym przy okazji uczcimy tegoroczny Czekoladowy Weekend (który – nota bene – w tym roku wyjątkowo staje się Czekoladowym Tygodniem, by każdy zainteresowany zdążył z publikacją :)).

Ale po kolei…

W zaproszeniu u Amberklik dowiecie się o szczegółach naszej lutowej Piekarni.
Tym razem upieczemy czekoladowy chleb na zakwasie z przepisu Emmanuela Hadjiandreou (przepis pochodzi z jego wspaniałej książki ‘How to make bread’, o której napiszę więcej podczas chlebowej publikacji). Wypiek ten jest aromatyczny, dosyć łatwy w przygotowaniu, ciasto nie sprawia tu żadnych problemów. Dodatek rodzynek przełamuje wytrawny smak chleba i świetnie komponuje się z jego czekoladowym aromatem (u mnie chleb powstał bez dodatku czekoladowych chipsów jak w oryginale, tylko z rodzynkami, co wg mnie było już wystarczającym słodkim akcentem).
Dla tych, którzy nie dysponują zakwasem przygotowałam również drożdżową wersję tego chleba  (‘przerobiłam’ przepis używając jako bazy przepisu autora na bagietki na drożdżowym poolish i eksperyment okazał się jak najbardziej godny polecenia :)). Tak więc każdy będzie mógł wybrać opcję, która najlepiej mu odpowiada :)

baner_czeko_tydzien2Jak wspomniałam już na początku wpisu – ta chlebowa propozycja będzie częścią tegorocznego Czekoladowego Tygodnia (to właśnie z myślą o naszych blogowych piekarzach i piekarkach postanowiłam przedłużyć czas trwania tegorocznej akcji).
Już po raz siódmy czekolada wirtualnie połączy nasze kuchnie. Tym razem czekam na Wasze wpisy w dniach od 15 do 23 lutego. Zasady naszego wspólnego kucharzenia są niezmienne : wystarczy przygotować coś z czekoladą w roli głównej i w dniach trwania Czekoladowego Tygodnia opublikować przepis na Waszym blogu i opatrzyć go banerem lub linkiem do zaproszenia (tylko tak oznaczone wpisy będą figurować w późniejszym podsumowaniu), a następnie przesłać mi mailowo odpowiednie dane (adres w zakładce ‘kontakt’ w prawym górnym rogu bloga).
By usprawnić i przyspieszyć nasze czeko-podsumowanie, proszę Was o przesyłanie mi dokładnych informacji (blogowy ‘nick’ / pseudonim, nazwa bloga, nazwa przygotowanego dania + osobny link do niego), co bardzo ułatwia mi przygotowanie późniejszego spisu potraw. Już teraz dziękuję więc za pomoc i wyrozumiałość :)

(uwaga : nie dodajemy wpisów archiwalnych!)


W poszukiwaniu czekoladowych inspiracji polecam Wam również podsumowania naszych wcześniejszych czekoladowych weekendów (i przy okazji raz jeszcze dziękuję Atinie, która dwukrotnie przyszła mi z pomocą prowadzenia CzekoWeekendu…) : 2013klik, 2012klik, 2011klik, 2010klik, 2009klik oraz 2008klik.

Chętni mogą także umieścić czekoladowy banner na swoim blogu (wystarczy skopiować poniższy kod html) :

Zapraszam wszystkich serdecznie!

I odsyłam do Amber po chlebowe szczegóły :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pod znakiem naleśnika

crepes_vegan2014
Jutro, w Święto Matki Gromnicznej, na naszym stole jak co roku tradycyjnie pojawią się naleśniki. Ich okrągły kształt ma symbolizować słońce, wydłużające się dni i rychły powrót wiosny (więcej o historii naszej Chandeleur tutajklik). Nie wiem, na ile możemy w tym roku liczyć na rychłą wiosnę, jednak faktem jest, iż wczoraj zobaczyłam już olbrzymie pąki na magnoliach (sic!). Obawiam się więc, że jeśli nagle nadejdzie fala mrozu i zimna, to magnolie niestety nie najlepiej to zniosą :( Choć oczywiście nie mam absolutnie nic przeciwko rychłej wiośnie ! ;)

Wróćmy jednak do naleśników.
Zanim pojawią się tutaj moje tegoroczne (tym razem bez jajek niestety…), pozwalam sobie przypomnieć Wam wcześniejsze naleśnikowe receptury – klik : w wersji pomarańczowej, kasztanowej i kokosowej. I tak jak wspominałam we wcześniejszych wpisach – nie zapomnijcie o tradycji, według której podrzucając pierwszy smażony naleśnik należy w drugiej dłoni trzymać również monetę, co (podobno… ;)) zapewni nam szczęście i dostatek na cały rok :)

Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego weekendu (być może również pod znakiem naleśnika? ;)).
A już jutro wieczorem zapraszam na pewne czekoladowe ogłoszenie… :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Jarmuż, sok i o jodzie słów kilka…

jarmuz_sok
Jeśli jarmużu nie macie jeszcze dosyć ;) i jeśli na surowo Wam on niestraszny, to polecam również sok, który będzie jeszcze lepszą bombą witaminową (i tak jak pisałam w poprzednim ‘sokowym’  wpisie – dobrze jest użyć ekologicznych warzyw / owoców i niewoskowanych cytrusów, na ile to oczywiście możliwe…).

Proporcje dosyć dowolne (podpatrzone u teściów) :
na około 500 ml liści jarmużu* dodaję dwa małe jabłka, kawałek imbiru (2-3 cm) oraz ok. ¼ – ½ małej cytryny (pozbawiam ją białej części skórki, która nadaje goryczy). Radzę spróbować soku pod koniec wyciskania warzyw i zdecydować, czy wolicie dodać nieco więcej cytryny, imbiru czy jabłka. Po takiej dawce witaminy C żadne katary i przeziębienia imać się Was nie będą! :)

* jak pisałam wcześniej – moje listki jarmużu są małe, więc częściej podchodzę do nich objętościowo niż wagowo


*   *   *

Przy okazji i tutaj dopiszę odpowiedź na pytanie zamieszczone przez Lo w komentarzach do poprzedniego wpisu, à propos jarmużu i faktu, iż spowalnia on wchłanianie jodu.
Czy to prawda? Tak, jak najbardziej.
Tak jak wiele innych roślin – nie tylko krzyżowych (np. brukselka, kalafior, brokuły, ale i soja, fasola czy nawet podobno cebula…), jarmuż zawiera goitrogeny, które powodują zaburzenia wchłaniania jodu (zainteresowanych tematem odsyłam np. tutaj – klik). Tyle tylko, że jeśli spożywamy jarmuż zaledwie kilka razy w tygodniu i nie w dawkach kilogramowych, to naprawdę nie powinno nam to spędzać snu z powiek. No chyba, że wszelakie warzywa kapustne były by podstawą naszej diety przez cały rok, w co raczej wątpię ;)
Poza tym ważny jest fakt iż fermentacja lub obróbka cieplna neutralizuje problem goitrogenów (wg badań o wiele skuteczniejsze okazuje się gotowanie warzyw w wodzie niż na parze, choć wtedy niestety pozbawiamy je również innych cennych substancji); podobny problem dotyczy soi na przykład – jej nadmiar może nie być dla naszego organizmu przyjazny, jednak problem ten w znacznie mniejszej mierze dotyczy produktów poddawanych uprzedniej fermentacji.

Czy powinniśmy więc unikać jarmużu? Nie! Absolutnie nie. Wystarczy tylko – tak jak do wszystkiego – podejść do niego mądrze i z umiarem. Szkoda by było wykluczyć z naszej diety tak cenne warzywo – klik, ma bowiem do zaoferowania zdecydowanie więcej korzyści niż wad. A jeśli obawiacie się o poziom jodu w organizmie, wystarczy wzbogacić dietę o ten pierwiastek, nie wykluczając jednak jarmużu (jeśli zaś wiecie, że macie problemy z tarczycą, to lekarz / dietetyk sam powie Wam wtedy czy i z czego należy zrezygnować).


Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email