Grudzień umknął mi w tym roku… Zapodział się gdzieś, jak zapomniana już dawno zgubiona rękawiczka. Mam wrażenie, że zasnęłam tylko na chwilę i obudziłam się całe trzy tygodnie później. Z jednej strony to dobrze – ominęła mnie gorączka przedświątecznych zakupów, przygotowań, tłumów na ulicach… Z drugiej jednak strony z żalem spoglądam na wciąż nieudekorowane mieszkanie i na ziejącą pustką lodówkę.
Na szczęście mam już to co najważniejsze – opłatki oraz kapustę kiszoną + suszone grzyby na wigilijną kapustę (choć w tym roku będzie też druga moja ulubiona jej wersja – kapusta z grochem :)). I jeszcze obowiązkowo oczywiście buraki na barszcz (również na wywarze z suszonych grzybów). A o całej reszcie pomyślę dopiero jutro… Z pewnością będzie ponownie ten oto pasztet z orzechami i czerwona kapusta w skandynawskim stylu.
Być może będzie masa daktylowo-pomarańczowa do wegańskiego piernika, a może tylko coś à la wegański stollen (testowany po raz pierwszy w zeszłym roku…). Po raz pierwszy chyba nie wiem jeszcze nawet, co jutro upiekę…
‚ Najważniejsze jednak, by w tym świątecznym czasie nie zabrakło nam spokoju i pogody ducha, i byśmy nie zapomnieli o tym, co tak naprawdę jest najważniejsze. By w pogoni za pewnymi rzeczami nie zapomnieć o nas samych i o tych, którzy nas potrzebują. Niech będą to radosne i pogodne dni dla nas wszystkich, a Nowy Rok niech przyniesie nam moc pozytywnej energii na każdy dzień. Czego i Wam, i sobie, życzę z całego serca :)
Jeśli wciąż szukacie pomysłów na jakieś ostatnie świąteczne prezenty, dzisiejszy wpis może okazać się pomocny (tym bardziej, iż jest to bardzo szybka preparacja, nie wymagająca ani długiego gotowania, ani też późniejszego czekania na efekt końcowy). Wystarczy dobre kakao, kilka ulubionych przypraw oraz pusty słoiczek, et voilà :)
Oczywiście wszędzie tam, gdy składników jest niewiele, bardziej niż zwykle liczy się ich jakość. Dlatego warto jest użyć tu dobrego kakao (lub czekolady w proszku…), czy też na przykład karobu (czyli tzw. mączki chleba świętojańskiego), jeśli używacie go w swojej diecie. I do tego przyprawy – jakie i ile się lubi :)
Przygotowanie – najprostsze z możliwych : na 100 g kakao dodaję minimum 2-3 łyżeczki mielonego cynamonu (kory lub kwiatu…) i do tego – wedle nastroju lub wedle upodobań osoby, dla której mieszanka ta jest przeznaczona – możemy dodać np. ½ – ¾ łyżeczki zmielonego kardamonu, ok. ½ łyżeczki imbiru w proszku, ok. 1/8 – ¼ łyżeczki mielonych goździków; pasują tutaj wszelkie korzenne, zimowe, rozgrzewające przyprawy – anyż, gałka muszkatołowa lub jej kwiat (mace), a nawet pieprz czy ostra papryczka. Ja oczywiście nagminnie dodaję tu startą tonkę (1-2 ziarenka na 100 g kakao). Można oczywiście też dodać tutaj cukier (wybieram wtedy trzcinowy), ja jednak wolę opcję bez cukru, by każdy obdarowany mógł sam zdecydować czy i czym ma ochotę swój napój dosłodzić.
Gotową mieszankę zamykamy w słoiczkach lub hermetycznych pojemniczkach, i w stosownym momencie umieszczamy pod choinką ;)
Więcej pomysłów na kulinarne podarki znajdziecie tutaj – klik. Polecam Wam np. zeszłoroczny zimowy dżem z suszonymi owocami, świąteczny chutney oraz – równie szybki jak dzisiejsze kakao – miód z dodatkiem orzechów (przepisy tutaj – klik)
Można też pokusić się o przygotowanie pysznego syropu korzennego z czarnej porzeczki – klik, który zużyjemy później np. do skandynawskiej wersji grzanego wina :) Choć oczywiście jednym z najmilej widzianych świątecznych podarków są bez wątpienia wszelakie pierniczki i ciasteczka, których i na Waszych stołach z pewnością nie zabraknie :)
EDYCJA : ciekawe etykietki do wydrukowania można znaleźć np. na stronie blog.worldlabel.com (te których użyłam – wersja bezpłatna – są do pobrania tutaj – klik)
Wprawdzie z małym poślizgiem, ale udało mi się jednak upiec tegoroczne bułeczki szafranowe. Przydały się jak znalazł, poranek dziś był bowiem wyjątkowo mroczny i mglisty (na szczęście reszta dnia była już pogodna i słoneczna – może to właśnie dzięki bułeczkom? ;)). No i nareszcie w domu zrobiło się nieco bardziej świątecznie (spędzanie pięciu dni w tygodniu w szpitalu niestety nie sprzyja świątecznym przygotowaniom…).
Pokusiłam się nawet o przygotowanie kilku innych kształtów niż w poprzednich latach (polecam Wam np. tę oto stronę z rysunkami – klik), jednak podczas pieczenia niektóre z bułeczek niestety lekko się odkształciły. Na szczęście – jak zawsze powtarzam – w niczym nie umniejsza to ich walorów smakowych ;). A w przyszłym roku zrobię te w kształcie liry (i może będą choć w połowie tak piękne jak te u Kamili? :) ).
Tym razem (jak wspominałam w poprzednim wpisie) wersja Lussekatternie do końca tradycyjna, lecz przystosowana do potrzeb takich alergików jak ja, czyli bez jajek i nabiału. Na mleku migdałowym (jeśli chcecie przygotować je domowym sposobem, szczegóły tutaj – klik), z oliwą i z dodatkiem razowej mąki orkiszowej. Choć bułeczki są nieco mniej puszyste niż te tradycyjne (sprawia to dodatek mąki razowej), to mimo wszystko pozostają delikatne, a dzięki dodatkom ‘roślinnym’ – dłużej utrzymują świeżość (ciasto to posłużyło mi też niedawno jako baza do ‘zawijańców’, takich jak te dyniowe – klik, lecz z bardziej świątecznym, zimowym nadzieniem).
Bułeczki drożdżowe z szafranem, bez jajek i nabiału
na ok. 13 sztuk
250 g orkiszowej mąki razowej (lub pszennej)
250 g mąki pszennej
ok. 7 g drożdży instant (lub ok. 20 g świeżych drożdży*)
1/4 łyżeczki soli
ok. 175 g cukru (używam jasnego trzcinowego, zmielonego)
ok. 280 ml letniego mleka (u mnie migdałowe)
ok. 0,5 g szafranu (użyłam sproszkowanego)
75 ml oliwy / oleju dodatkowo : rodzynki, mleko + odrobina szafranu do posmarowania
Szafran rozpuścić w letnim mleku (jeśli używamy ‘nitek’ szafranu – uprzednio lekko je rozcieramy, np. w moździerzu). Mąkę wymieszać z solą, utworzyć zagłębienie, wlać mleko i oliwę, dodać cukier i drożdże (*jeśli używamy świeżych drożdży, należy rozrobić je uprzednio w ok. ¼ szklance ciepłego mleka – czekamy chwilę, aż drożdże lekko się ‘zapienią, a następnie dodajemy je do mąki; suszonych drożdży ‘instant’ możemy używać od razu, bez uprzedniego rozpuszczania ich w ciepłym płynie) i wyrobić gładkie ciasto (uwaga : mimo iż ciasto jest dosyć lepkie, starajmy się nie dodawać zbyt dużo mąki, bułeczki będą bowiem wtedy suche i twarde).
Przełożyć gotowe ciasto do naoliwionej misy, przykryć (ściereczką lub folią spożywczą) i pozostawić do wyrośnięcia na ok. 1,5 godziny (ciasto powinno podwoić objętość).
Wyrośnięte ciasto przełożyć na lekko umączony blat i podzielić na ok. 12-13 części (u mnie – ok. 80 g każda). Z ciasta przygotować wałeczki o długości 15-20 cm a następnie formować z nich literkę ‘S’. Bułeczki układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i w każdej z nich umieścić po 2 rodzynki. Ponownie odstawić do wyrośnięcia, na ok. 30 minut.
W tym czasie piekarnik rozgrzać do 220°.
Bułeczki przed pieczeniem posmarować mlekiem z dodatkiem odrobiny szafranu i piec ok. 15 minut (im większe bułeczki tym odpowiednio dłuższy czas pieczenia).
Po wyjęciu z piekarnika raz jeszcze posmarować bułeczki mlekiem i wystudzić na kratce.
A żeby grudniowej tradycji stało się zadość, to dziś wieczorem zagości pierwsze w tym sezonie grzane wino :) Jako pierwsze zawsze przygotowuję je wg tej naszej, tradycyjnej receptury – klik, ale i to w wersji skandynawskiej cieszy się wielkim powodzeniem :)