Archiwa kategorii: bez jajek i mleka krowiego

Ciasto na pierogi / ravioli doskonałe (bez jajek)

raviolis_asperges5

Wiecie już, że za makaronem nie przepadam, w związku z czym ten domowy przygotowuję niezwykle rzadko; wyjątek stanowią jednak niektóre ravioli (pierogi / uszka…) z cienkiego, delikatnego ciasta, najchętniej z jakimś ciekawym, oryginalnym farszem.
Nie ukrywam, iż lepienie pierogów i im podobnych tworów nie jest moją ulubioną formą spędzania wolnego czasu ;) dlatego też popełniam je niezwykle rzadko. Od czasu do czasu jednak porywam się na ten szalony pomysł (po czym sprzątając kuchnię z fruwającej wszędzie mąki obiecuję sobie, iż prędko się to nie powtórzy ;)).

raviolis_asperges_avant
Od czasu alergii niestety musiałam pożegnać się z tradycyjnym, jajecznym makaronem; wcześniej przygotowywałam najczęściej taki podstawowy, czyli 100 g mąki + 1 jajko (lub tylko żółtka), używając do ciasta czasami również jakichś dodatków smakowych, jak np. otartą skórkę cytryny (również cytryna + mak świetnie smakowała!), papryczkę z Espelette, curry, szafran, zioła czy szpinak (w kolejce czekają również np. buraki :)). Teraz jednak przyszła pora, by przerzucić się na przepis babciny, z dodatkiem wrzątku zamiast jajek. Dzięki zaparzonej w tej sposób mące ciasto staje się elastyczne i idealnie wałkuje się i skleja, a pierożki absolutnie nie rozklejają się podczas gotowania.

raviolis_asperges02
Niestety mam wrażenie, że pierogi / ravioli z ciasta bez dodatku jajek nieco bardziej marszczą się podczas gotowania, na szczęście jednak zupełnie nie zmienia to ich walorów smakowych :)
Przepis z pewnością już znacie, jest to bowiem dosyć tradycyjny sposób przygotowania ciasta na pierogi czy wigilijne uszka, na prośbę Siostry jednak dodaję go również do blogowej kolekcji, teraz w wiosennej, szparagowej (a nawet szparagowo-truflowej ;)) odsłonie.

(do ciasta dodałam tym razem sporą szczyptę szafranu, by otrzymać bardziej apetyczny kolor ciasta; na zdjęciu poniżej ravioli z farszem z mieszanki białych i zielonych szparagów, a pod przepisem – z samych zielonych i rukoli)

raviolis_asperges03
Ciasto na pierogi / ravioli (bez jajek)

2 szklanki mąki
1 szklanka wrzątku
1 łyżka oliwy
(opcjonalnie – spora szczypta sproszkowanego szafranu, rozpuszczona uprzednio w odrobinie wody)

Mąkę wsypać do misy miksera / robota, zalać wrzątkiem i wyrobić z dodatkiem oliwy  na gładkie, elastyczne ciasto (jako iż każda mąka inaczej chłonie płyn, wody możemy na początku dodać odrobinę mniej i ewentualnie dodać jej więcej podczas wyrabiania ciasta; wyrabiając ciasto ręcznie możemy na początku mieszać je drewnianą łyżką, by się nie poparzyć). Gdy ciasto lekko przestygnie – odstawić je do lodówki na minimum godzinę (zawinięte w folię spożywczą lub umieszczone w hermetycznym pojemniku).
Następnie podzielić ciasto na kilka części i każdą z nich rozwałkować na lekko umączonym blacie na pożądaną grubość (używam maszynki do makaronu), a następnie nałożyć ulubiony farsz, bardzo dokładnie skleić uszka (smaruję brzegi wodą) odkładając je na lekko umączonym blacie / tacy / ściereczce i ugotować je w osolonej wodzie* (ok. 1-2 minuty, gdy wypłyną na powierzchnię, są gotowe).

*często nie dodaję soli do ciasta na makaron, solę jedynie wodę do gotowania (ok. 1 łyżeczka soli na 1 litr wody), co w połączeniu z odpowiednio doprawionym farszem / sosem będzie już wystarczająco słone

Pierogów / ravioli z tych proporcji wychodzi dosyć dużo, dlatego możecie ewentualnie przygotować je z połowy porcji, lub też część ich bezpośrednio zamrozić.

raviolis_asperges_avant02
Farsz tym razem był szparagowy :

ok. 300 g ugotowanych al dente szparagów (kilka minut na parze, następnie natychmiast przekładam je do lodowatej wody, by zatrzymać proces gotowania, odsączam, osuszam, miskuję) + ok. 75 – 100 g koziego sera białego + 2-3 łyżki startego sera typu pecorino / parmezan + otarta skórka z ½ cytryny, sól i świeżo zmielony pieprz do smaku

W drugiej wersji zielone szparagi zostały zmiksowane z dodatkiem rukoli (reszta jak powyżej) i podane ze szparagowym puree (ugotowane zielone szparagi zmiksowane z odrobiną rukoli i z niewielką ilością bulionu, do otrzymania konsystencji gęstego sosu, doprawione solą, pieprzem i oliwą).

raviolis_asperges4
Obydwie wersje podane zostały z przygotowanymi na patelni cytrynowymi szparagami : gdy woda na ravioli zaczyna się gotować, przygotowane uprzednio główki szparagów wrzucam na patelnię z rozgrzanym tłuszczem i smażę kilka minut (mają pozostać al dente), doprawiając solą, odrobiną soku z cytryny i otartą skórką z cytryny; w tym czasie wrzucam ravioli do gotującej się wody , a następnie wyławiam je i odsączone natychmiast przekładam na patelnię do szparagów (ewentualnie możemy dodać nieco wody z gotowania ravioli lub z gotowania szparagów do farszu) i podsmażam wszystko razem krótką chwilę. Przekładam na talerze i podaję ze startym pecorino (na zdjęciu toskańskie pecorino z truflami), a że szparagi świetnie według mnie smakują z aromatem trufli właśnie, to skrapiam całość odrobiną truflowej oliwy (nie ukrywam, że kilka plasterków trufli również świetnie tu pasuje – tym razem niestety ze słoiczka…).

raviolis_asperges01

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zielono mi. Koktajl / smoothie i o dietach słów kilka.

 

glowing_smoothie01
Wiosna już w pełni, stragany uginają się od nowalijek, łatwiej więc teraz o zmianę naszego menu na lżejsze (a wakacyjne plany i przegląd mody plażowej również zdecydowanie niektórych z nas bardziej teraz wiosną motywują ;)).
Od dłuższego już czasu coraz większy rozgłos zdobywa pewne zielone smoothie autorstwa Kimberly Snyder (wspominałam o niej à propos tego pysznego sosu z orzeszków piniowych – klik, po raz kolejny dzękuję więc Wiktorii, za podzielenie się ze mną tym ‚odkryciem’…) na temat którego peany głoszą również liczne gwiazdy Hollywood. Koktajl ten zowie się ‘promiennym’ (‚glowing green smoothie’, wybaczcie moje wolne tłumaczenie…), gdyż zapewnia nam sporą dawkę witamin i mikroelementów, oczyszcza nasz organizm z toksyn i odkwasza, a przy okazji pomaga w walce z nadprogramowymi kilogramami. Na dodatek – smakuje lepiej niż można by to sobie wyobrazić (i zdecydowanie lepiej smakuje niż wygląda na poniższym zdjęciu ;)).

Podstawą koktajlu są zielone warzywa : szpinak, sałata rzymska, łodyga selera i / lub ogórek (opcjonalnie również natka pietruszki lub świeżej kolendry), do których dodajemy jabłko i cytrynę; jeśli chcemy otrzymać bardziej pożywny koktajl – dodajemy również banana, a jeśli potrzebujemy nieco więcej naturalnej słodyczy – gruszkę (ja pomijam). Tak jak w przypadku soków, które przygotowuję w wyciskarce (pisałam o nich np. tutaj – klik), najczęściej dodaję tu również trochę świeżego imbiru, który lekko wyostrza smak koktajlu, a przy okazji pobudza nasz system trawienny i wspomaga system odpornościowy (podobno obniża również poziom cukru oraz cholesterolu).

W przypadku tego typu koktajli czy soków bardziej niż zwykle ważne jest, by używać (w miarę możliwości rzecz jasna…) ekologicznych warzyw i owoców. Oczywiście biorąc pod uwagę samo zanieczyszczenie powietrza, gleby i wód nic w dzisiejszych czasach nie może chyba być tak naprawdę w 100% ekologiczne, ale jeśli możemy ‘wrzucić’ w siebie trochę mniej chemii niż zazwyczaj, to zdecydowanie warto (poza tym, skoro pestycydy zostały stworzone po to, by niszczyć pewne żywe organizmy, to ich nadmierna ilość w pożywieniu z pewnością i dla naszego organizmu nie jest przecież obojętna…).
Szczegóły dotyczące receptury (i jej kilku wariantów) już poniżej, a pod przepisem o diecie* słów kilka…

* Edycja : Przy okazji dopiszę / sprostuję, iż używając słowa ‚dieta’ absolutnie nie mam na myśli wszelakich diet odchudzających, a ogólny styl odżywiania (zresztą słowo to, wywodzące się z greki, oznaczało również zdaje się szerzej pojmowany styl życia / niejako filozofię życiową, a nie tylko samo odżywianie się, czy też współczesne restrykcje żywieniowe…).

glowing_smoothie02
Zielony koktajl / smoothie

(proporcje nieco zmodyfikowane; oryginał również tutaj – klik)

1 szklanka wody (filtrowanej lub źródlanej)
1,5 – 2 szklanki posiekanego szpinaku
1 – 1,5 szklanki posiekanej sałaty rzymskiej
ok. ½ szklanki posiekanej łodygi selera (lub w sezonie – ogórek)
½ dużego banana (lub 1 mały)
1 jabłko (podzielone na mniejsze części, pozbawione gniazd nasiennych)
1 mała gruszka (jak wyżej) – można pominąć
sok z cytryny, do smaku (lub ok. ½ cytryny, obranej i pozbawionej pestek)
opcjonalnie – mały pęczek natki pietruszki / kolendry; kostki lodu (jeśli chcemy otrzymać mocno orzeźwiający koktajl)
(u mnie również dodatkowo odrobina świeżo startego imbiru)

Do blendera wlewamy wodę, dodajemy wszystkie zielone składniki, miksujemy; po chwili dodajemy jabłko i gruszkę, ponownie miksujemy. Na koniec dodajemy banana i sok z cytryny (u mnie również ewentualnie starty imbir) i miksujemy do otrzymania odpowiedniej konsystencji.

Powyższa receptura jest dosyć ogólną bazą koktajlu i nawet w poszczególnych książkach Kimberly* proporcje składników nieco się różnią, warto więc dostosować rodzaj i ilość produktów nie tylko do naszych kubków smakowych, ale i do zawartości naszej lodówki. U mnie jest zazwyczaj zdecydowanie mniej szpinaku, a więcej sałaty i np. rukoli (tak jak w przypadku koktajlu z mango – klik), za niedługo idealnym dodatkiem będzie też ogórek. Dodaję też więcej soku z cytryny niż w oryginale (u Kimberly to ok. 1 łyżka, u mnie minimum ½ cytryny) i – jak wspominałam – często również odrobinę imbiru (u autorki pojawia się również dodatek stewii, ja jednak nie dosładzam już tego typu koktajli).
Jak pisałam wyżej – z tych samych składników składników (pomijając banana) możemy przygotować sok w wyciskarce, zamiast zmiksowanego koktajlu (ja przygotowuję je najczęściej na zmianę).

* Kimberly Snyder – ‘The Beauty Detox Solution’ (2011)
- ‘The Beauty Detox Food’ (2013)

*    *    *

Dietę, którą promuje Kimberly Snyder nazwałabym ‘zdroworozsądkową’. Jest to wypadkowa kilku znanych w dietetyce zasad, które tym razem zebrano w logiczną całość. Znajdziemy tu np. elementy Kuchni Pięciu Przemian, diety Montignaca czy tzw. diety rozdzielnej / rozlącznej.

Poniżej przykładowy dekalog przyjaznej naszemu organizmowi diety :

1. Spożywajmy więcej produktów zasadowych, a mniej kwasowych (najlepszy jest stosunek 80% – 20%), w tym więcej surowych warzyw i owoców.

2. Spożywajmy więcej produktów roślinnych (w tym białka roślinnego), a nieco mniej odzwierzęcych.

3. Jedzmy owoce między posiłkami (albo najpóźniej 30-45 minut przed posiłkiem, albo ok. 3 godziny po posiłku) by uniknąć problemów trawiennych (wyjątkiem jest tutaj jabłko).

4. Zaczynajmy posiłek od najlżejszego dania (najlepiej zasadowego) i kończmy na tym mniej lekkostrawnym i bardziej kwasowym (czyli – jak wspominałam wyżej – po raz kolejny wygrywa zdrowy rozsądek…).

5. Starajmy się nie łączyć w tym samym posiłku białka z węglowodanami (dieta rozdzielna).

6. Starajmy się nie łączyć w tym samym posiłku dwóch różnych typów białka (np. jajko + wędlina).

7. Unikajmy produktów o wysokim indeksie glikemicznym (IG – ważny element diety Montignaca, co naście lat temu wraz z dietą rozłączną całkowicie odmieniło moje problemy wagowo-dietowe).

8. Unikajmy cukru, produktów rafinowanych, wysoko przetworzonych.

9. Spożywajmy więcej kasz, warzyw strączkowych, orzechów, więcej zdrowych tłusczy (lecz nie w nadmiarze).

10. Spożywajmy mniej mleka i jego przetworów (z perspektywy aktualnych kilku lat alergii i wykluczeniu z mojej diety ‘krowizny’ stwierdzam, że to naprawdę działa i pomaga w pozbyciu się wielu dolegliwości… ).

To w zasadzie główne elementy zdrowego odżywiania do którego zachęca Kimberly Snyder; w jej książkach (oraz na jej blogu) znajdziecie oczywiście o wiele więcej szczegółów dotyczących danych produktów oraz ich wpływu na nasze zdrowie, na nasz organizm, samopoczucie, na wygląd naszej skóry. Warto podkreślić, iż nie chodzi tu o kolejną dietę-cud, dzięki której zrzucicie w ekspresowym tempie X nadprogramowych kilogramów (które zresztą równie szybko wrócą na dawne miejsce w niedługim czasie po zakończeniu diety…), a jedynie o to, by trochę bardziej zadbać o nasz organizm. Porzućcie więc katorżnicze diety, nie starajcie się chudnąć w ekspresowym tempie, zapomnijcie o liczeniu kalorii; nie wierzcie, że awokado, banany czy orzechy tuczą – to są zdrowe kalorie i zdrowe tłuszcze, których nasz organizm bardzo potrzebuje, i to z pewnością nie z ich powodu nie mieścimy się wiosną w nasze ulubione ubrania ;)
(przy okazji polecam Wam świetny wpis Małgosi na temat diety-cud – klik oraz liczenia kalorii właśnie, podpisuję się pod każdym Jej słowem :))

Oczywiście powyższe dywagacje na temat zdrowego odżywiania (o którym regularnie wspominam na blogu) oraz powyższe ‘10 przykazań’ nie oznaczają, że trzeba już na zawsze zapomnieć o pewnych naszych ulubionych daniach – wszak nie od dziś wiadomo, iż ważnym czynnikiem naszej diety jest również przyjemność jaką czerpiemy z jedzenia. Warto jednak zmodyfikować choć część naszych nawyków żywieniowych, by zadbać o to co najcenniejsze – wszak już Kochanowski we ‘Fraszkach’ nas instruował! Oby nie na próżno ;)


Pozdrawiam serdecznie (i mam cichą nadzieję, że wytrwaliście do końca dzisiejszego wpisu…? ;))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Drożdżowe bułeczki z rabarbarem

fleurs_mai_double
Wciąż zapominam, że u Was dziś dzień wolny od pracy, ba – zazwyczaj na dodatek dosyć krótki tydzień w pracy i przedłużony majowy weekend; dobrze, że mam akurat ferie, gdyż bardzo bym Wam zazdrościła ;). Mam nadzieję, że aura sprzyjać będzie piknikom i przebywaniu na łonie natury i że miło spędzicie ten pierwszy długi majowy weekend.
U nas niestety pogoda nie dopisała (dopiero w niedzielę ma ponoć być słonecznie i sucho), tak więc pocieszyć trzeba się będzie na przykład takimi oto bułeczkami z rabarbarem :

rhubarbe_petits_pains_double3
Przygotowuję je na bazie tego samego ciasta o którym wspominałam à propos strucli makowej – klik, za każdym razem zmieniając tylko typ użytej mąki oraz ewentualne dodatki. Niestety z dodatkiem mąki razowej bułeczki nie są tak puszyste jak te tradycyjne, mają też nieco inną strukturę niż te przygotowywane z dodatkiem jajek i masła; dlatego jeśli nie cierpicie na żadne alergie, możecie przygotować ciasto np. z tej oto receptury na wcześniejsze dyniowe ślimaki – klik lub tak jak prezentowane kiedyś na blogu buchty – klik (a jeśli nie macie ochoty ‘bawić się’ w wałkowanie i zwijanie ciasta, to przygotujcie bułeczki właśnie tak jak wspomniane buchty).
Dżemu rabarbarowego z podanych poniżej wychodzi odrobinę więcej niż potrzeba go do bułeczek, ta niewielka nadwyżka jednak zdecydowanie bardzo szybko znika jako dodatek do porannego tosta ;)

(przepis dodaję również do wypiekowej listy u Wisły – klik)

rhubarbe_petits_pains2
Drożdżowe bułeczki z rabarbarem (bez jajek i nabiału)

350 g mąki pszennej
(tym razem 150 g orkiszowej razowej + 200 g pszennej T 820)
ok. 5-7 g drożdży instant (lub ok. 15-20 g świeżych drożdży*)
1/4 łyżeczki soli
ok. 130 g cukru (używam jasnego trzcinowego, zmielonego)
otarta skórka z 1 małej cytryny
ok. 180 – 200 ml letniego mleka (u mnie migdałowe)
ok. ¼ łyżeczki mielonego kardamonu
50 ml oliwy / oleju

na masę :
500 g rabarbaru
2-3 łyżki miodu z kwiatów pomarańczy
2-3 łyżki cukru (jak wyżej)
1 łyżka soku z cytryny
otarta skórka z 1 pomarańczy
dodatkowo :
- płatki migdałowe, do posypania
- cukier puder, na lukier (opcjonalne)

Przygotować dżem (można to zrobić również dzień wcześniej) :
Rabarbar umyć, osuszyć i pokroić niezbyt grube plastry. Umieścić w rondlu o grubym dnie, dodać pozostałe składniki, wymieszać i zagotować; gotować na wolnym ogniu aż do otrzymania odpowiedniej konsystencji – dżem do ciasta musi być dosyć dobrze wysmażony, by nie wypływał później w trakcie pieczenia (u mnie trwało to niecałą godzinę).
Jeśli chcemy przygotować rabarbarowy lukier do ciasta, 1- 2 łyżki soku z początku smażenia rabarbaru zachowujemy do późniejszego użycia.
Gotowy dżem wystudzić, a jeśli przygotowujemy go dużo wcześniej – umieścić w lodówce do czasu użycia.

Mąkę wymieszać z solą, utworzyć zagłębienie, wlać mleko i oliwę, dodać cukier i drożdże (*jeśli używamy świeżych drożdży, należy rozrobić je uprzednio w ok. ¼ szklance ciepłego mleka – czekamy chwilę, aż drożdże lekko się ‘zapienią, a następnie dodajemy je do mąki; suszonych drożdży ‘instant’ możemy używać od razu, bez uprzedniego rozpuszczania ich w ciepłym płynie) oraz otartą skórkę z cytryny i wyrabiać przez 5-7 minut aż ciasto będzie gładkie i elastyczne (uwaga : mimo iż ciasto jest dosyć lepkie, starajmy się nie dodawać zbyt dużo mąki, bułeczki będą bowiem wtedy suche i twarde, ciasto będzie też słabiej rosło).
Przełożyć gotowe ciasto do naoliwionej misy, przykryć (ściereczką, folią spożywczą lub umieścić w dużym worku) i pozostawić do wyrośnięcia na ok. 1 – 1,5 godziny (ciasto powinno podwoić objętość, choć przy dużej ilości mąki razowej trwa to nieco dłużej).
Wyrośnięte ciasto odgazować, przełożyć na wysypany mąką (lub wyłożony papierem) blat i rozwałkować na prostokąt (na grubość ok. 0,5 cm), posmarować przygotowanym wcześniej dżemem rabarbarowym (pozostawiając ok. 1 cm ciasta od brzegu) i posypać płatkami migdałowymi. Następnie zwinąć ciasto w rulon (od długiego boku) i dobrze docisnąć brzegi, by ciasto się rozkleiło podczas pieczenia. Ostrym nożem pokroić rulon na ok. 7 kawałków i ułożyć ‘ślimaczki’ w tortownicy (o średnicy ok. 22-24 cm), ewentualnie posypać dodatkowo płatkami migdałowymi. Przykryć foremkę i pozostawić bułeczki do ponownego wyrośnięcia (na ok. 30 – 45 minut).
Piekarnik nagrzać do 200 – 220°C.
Piec bułeczki w 180 – 200°C przez ok. 25-30 minut (jeśli zbyt mocno się rumienią możemy przykryć je papierem / folią aluminiową pod koniec pieczenia i obniżyć nieco temperaturę). Wystudzić na kratce.
Przygotować lukier (opcjonalnie) : wymieszać cukier puder z taką ilością soku rabarbarowego, by otrzymać dosyć gęsty lukier; udekorować nim wystudzone bułeczki.

rhubarbe_petits_pains1
Uwagi:

- jako iż każda mąka chłonie nieco więcej /mniej płynu, dostosujmy jego ilość do konsystencji ciasta

- ciasto po wyrobieniu nadal może być lekko klejące, nie dosypujmy jednak zbyt dużo mąki, by nie stało się ono później za suche

- ciasto można wałkować przez papier do pieczenia lub folię spożywczą, dzięki czemu unikniemy dodatkowego podsypywania ciasta mąką i zachowamy odpowiednią jego konsystencję

- jeśli nie jesteśmy uczuleniowcami – wyrośnięte bułeczki możemy posmarować stopionym masłem lub żółtkiem wymieszanym z mlekiem, w przeciwnym jednak razie ten etap pomijamy… ;)


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam udanego, długiego weekendu! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email