Archiwa kategorii: bez jajek i mleka krowiego

Risotto z kasztanami i pieczoną dynią

kasztany2013
Listopad pachnie pieczonymi kasztanami. Niesione w papierowej torbie miło rozgrzewają dłonie, a później, rozłupywane, lekko parzą w palce. Są nie tylko smaczne, ale i niezwykle zdrowe – bogate między innymi w witaminy z grupy B, w potas, żelazo, magnez i miedź. Zawierają dużo skrobi (a mało tłuszczy), co potęguje poczucie sytości; są też bogate w witaminę C, dzięki czemu wzmacniają również nasz układ immunologiczny (są więc idealną jesienną przekąską :)).
Te dzisiejsze zostały zużyte do pysznego kasztanowo – dyniowego risotto. Przetestowane już w zeszłym sezonie, stało się ono jednym z naszych ulubionych, jesiennych dań. Kolejny comfort food, który idealnie rozgrzewa i zapewnia energię na dłuuugie godziny.

Jak pisałam już w przypadku poprzednich risottowych wpisów – najczęściej do ich przygotowania używam ryżu Carnaroli, nieco rzadziej Vialone Nano (choć oczywiście powszechnie używane Arborio też się rzecz jasna nadaje). Do tego szalotka, czosnek i białe wino (choć w wersji dla dzieci możemy oczywiście je pominąć); i jeszcze dobry, delikatny bulion (wszak ma tylko dopełniać smak dania, a nie dominować), który podczas dodawania go do gotującego się ryżu musi być wciąż gorący (dodanie zimnego płynu powoduje nagłe obniżenie temperatury i zatrzymuje gotowanie ryżu). A potem już tylko mieszanie, które ułatwia uwalnianie się skrobi z ziarenek ryżu (i nawet jeśli niektórzy preferują dodatek całości bulionu jednorazowo, ja zdecydowanie wolę moją ‘mieszaną’ wersję; jest w tym – wbrew pozorom – coś niezwykle kojącego…).

Dzisiejsze zdjęcia robione przy mocno zachmurzonym niebie były nie lada wyzwaniem… Z kilkunastu udało mi się wybrać tylko to jedno, ale jako iż obiecałam Atinie orzechowy wpis, to spieszę z dołączeniem go do Orzechowego Tygodnia (i dziękuję Atino, że poczekałaś na spóźnialską :* ).

risotto_chataignes01

Risotto z kasztanami i pieczoną dynią

4 porcjie

ok. 700 – 800 g dyni o dość suchym miąższu (waga już po przygotowaniu)
1-2 łyżki oliwy
spora szczypta płatków chili
2 gałązki świeżego rozmarynu
kilka gałązek tymianku

2 szalotki (lub 1 mała cebula)
2 ząbki czosnku
2-3 łyżki oliwy (lub pół na pół masło i oliwa)
2-3 gałązki tymianku
spora szczypta płatków chili
250 g ryżu do risotto (Carnaroli lub Vialone Nano, ewentualnie Arborio)
ok. 150 ml białego wytrawnego wina
ok. 1 ¼  litra wywaru / bulionu (używam warzywnego)
ok. 100-150 g sera pecorino lub parmezanu (startego)*
ok. 75 g suszonej żurawiny
200 g upieczonych / ugotowanych kasztanów, rozdrobnionych
sól, świeżo mielony pieprz
+ tymianek do dekoracji
*w oryginale : 100 g mascarpone + 100 g parmezanu

Piekarnik nagrzać do 200°C. Obraną i oczyszczoną z nasion dynię pokroić w ok. 1,5 cm grubości plastry, ułożyć na blasze, posmarować oliwą wymieszaną z płatkami chili (można pominąć), dodać tymianek i rozmaryn, posolić i upiec do miękkości (ok. 15 – 20 minut). Po upieczeniu pokroić w kostkę.
Wywar / bulion zagotować i pozostawić na najmniejszym ogniu, by cały czas był ciepły. Szalotki drobno poszatkować, czosnek zmiażdżyć i poszatkować.
Tłuszcz rozgrzać w rondlu i udusić cebulę (ok. 4-5 minut) nie dopuszczając do zbrązowienia. Następnie dodać czosnek, tymianek i chili i dusić jeszcze ok. 1 min., po czym dodać ryż, lekko posolić (nie za dużo gdyż dodawany później ser jest już słony), wymieszać i smażyć ok. 2-3 minuty na wolnym ogniu stale mieszając, aż ryż stanie się lekko przeźroczysty. Dodać wino, zamieszać i gdy wino już odparuje – wlać ok. 2 chochle wywaru / bulionu i gotować na wolnym ogniu regularnie mieszając; za każdym razem gdy ryż wchłonie już większość płynu dolać kolejną chochlę / półtorej wywaru i gotować od czasu do czasu mieszając; mniej więcej w połowie gotowania wyłowić łodyżki tymianku i dodać połowę upieczonej, pokrojonej w kostkę dyni, a pod koniec gotowania – kasztany i żurawinę.
Gdy ryż ma już odpowiednią dla nas konsystencję (po ok. 18 – 20 min.) zdjąć garnek z ognia, dodać starty ser oraz resztę upieczonej, pokrojonej dyni i dokładnie wymieszać, doprawić do smaku.
Przed podaniem posypać dodatkowo tymiankiem i – ewentualnie – startym pecorino / parmezanem.

*   *   *

Przepis oryginalny pochodzi z książki ‘Cook, Eat, Smile’  (nic więc dziwnego, że wywołuje uśmiech na twarzach jedzących! ;)).
Zmieniłam nieznacznie proporcje, dodałam odrobinę chili na rozgrzewkę, więcej tymianku, pominęłam też mascarpone (nadal z powodów uczuleniowych…), za to dodałam nieco więcej mojego ukochanego  pecorino (prosto z Pienzy! :)). Polecam!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Kryzysowe ciasto czekoladowe

gateau_chocolat_vegan01
Gdy trzeba unikać nabiału i jajek, upieczenie dobrego ciasta bywa nie lada wyzwaniem. Owszem – mój bananowiec oraz jego dyniowa wersja są naprawdę smaczne, ale ileż można piec dokładnie to samo! Czasami potrzeba jakiejś odmiany, prawda? Wszak rutyny należy się wystrzegać, nie tylko w kuchni ;)
Sporo wegańskich przepisów, które przetestowałam pozostawiało wiele do życzenia, przede wszystkim jeśli chodzi o konsystencję wypieku. Nie lubię (i nie używam) proszkowego substytutu jajka (zbyt długa lista składników + dodatek tłuszczu palmowego, którego unikam), a jeśli już naprawdę muszę – używam zmielonego siemienia lnianego lub nasion chia (zmieszanych z wodą), choć i tutaj i konsystencja, i smak nie zawsze są takie jak bym sobie tego życzyła. Do każdego nowego przepisu podchodzę więc jak do jeża, starając się unikać kulinarnych rozczarowań.
Podobnie było z przepisem na czekoladowe ciasto bez jajek i nabiału, opublikowanym u Sabrine d’Aubergine (blog ‚Fragole a merenda’) wiosną tego roku – musiał najpierw swoje odczekać w kolejce i nabrać mocy prawnej ;) A gdy już je upiekłam, pojawiły się ogromne wyrzuty sumienia, że… że nie uczyniłam tego wcześniej! To był naprawdę wielki błąd, przed którym Was przestrzegam :)

Środkiem spulchniającym jest tutaj soda, która dzięki dodatkowi octu powoduje natychmiastową reakcję chemiczną* (dlatego po krótkim wymieszaniu składników należy natychmiast wlać masę do formy i wstawić do piekarnika). Ciasto świetnie rośnie, jest dosyć puszyste i – jeśli nie przetrzymamy go zbyt długo w piekarniku – pozostaje wilgotne. Absolutnie nie czuć w nim ani smaku sody, ani octu (i nawet osoby, które zazwyczaj stronią od wypieków z użyciem sody, pochłaniają to ciasto w zastraszającym tempie ;)).

*zawsze uczono mnie, by używać sody, a nie proszku do wypieków zawierających kwaśny dodatek, nigdy jednak nie tłumacząc dlaczego; jeśli więc chcecie ten problem zgłębić, to zapraszam do lektury jednego z wpisów Wisły – klik

Jak pisze Sabrine – rodowód tej receptury sięga biednych, kryzysowych czasów Ameryki; jest to banalnie proste, jednomiskowe ciasto, które nie może się nie udać (i chyba nie może nie smakować…) i którego przygotowanie zajmuje pięć długich minut :D A największym komplementem dla takiego ‘biednego’ wypieku jest fakt, iż wszyscy dopytują o przepis i nie wierzą, że nie ma w nim ani jajek, ani masła na ten przykład. I ochoczo sięgają po kolejny kawałek :)

gateau_chocolat_vegan02
Kryzysowe ciasto czekoladowe (‘Wacky cake’)

(wg ‚Fragole a merenda’, z niewielkimi zmianami)

keksówka  ~ 23-25 cm x 10 cm (wymiary spodu)

260 g mąki (używam T650 – 720)
40 g kakao w proszku (gorzkiego)
165 – 180 g cukru (używam zmielonego trzcinowego)
1 łyżeczka sody
¼ łyżeczki soli
(opcjonalnie – 100 g b. drobno posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej)
ok. 80 ml oliwy / oleju
1 łyżka octu (używam jabłkowego lub cydrowego)
250 – 300 ml wody / soku pomarańczowego (lub innego płynu)

Piekarnik nagrzać do 170-180 st.
Keksówkę wyłożyć papierem do pieczenia.
Wymieszać w misce suche składniki (wraz z ewentualną skórką pomarańczową). Zrobić dwa oddalone od siebie zagłębienia – jedno mniejsze i drugie większe; najpierw w większe zagłębienie wlać oliwę / olej, a następnie w drugie – ocet, po czym natychmiast wlać sok pomarańczowy / wodę i dokładnie wymieszać (dosyć szybko, nie dłużej niż 20-30 sekund). Przelać masę do formy, lekko wygładzić wierzch i natychmiast wstawić do piekarnika.
Piec ok. 30 – 35 minut (ciasto ma wciąż być lekko błyszczące na powierzchni; jeśli jest matowe, oznacza to, iż będzie lekko przesuszone…). Pozostawić jeszcze kilka minut w formie, a następnie wystudzić na kratce.

(edycja – 10.11.2013)

Uwagi :

U nas przepis ten zaczął żyć własnym życiem i doczekał się wielu ‘wariacji na temat’; przede wszystkim dodaję mniej cukru (ok. 165 g zamiast 180 g), a zamiast wody często używam soku pomarańczowego (może być też z chlustem Cointreau czy rumu – zastępuję nimi ok. 50 ml soku). Do tej pomarańczowej wersji idealnie pasuje kandyzowana skórka pomarańczowa (lub świeża, otarta skórka, jeśli wolicie…), a ostatnio ok. 1/3 soku zastąpiłam mocną kawą, co zyskało jeszcze większe rzesze zwolenników :). Ostatnio był również niewielki dodatek podgrzanego uprzednio dżemu pomarańczowego, wymieszanego z sokiem, co nadało jeszcze lepszej konsystencji i smaku…
Czasami, w zależności od typu użytej mąki i jej chłonności, zdarzało się, iż potrzebowałam więcej płynu, do 300 ml, zaczynam jednak zawsze od 250 ml i jeśli podczas mieszania widzę, że masa jest dosyć sucha – dolewam jeszcze 30 – 50 ml.
Oczywiście jak to u mnie bywa – dodatkiem do ciast bardzo często jest również moja ulubiona starta tonka, której aromat i tym razem świetnie tutaj pasuje (spodobała nam się równeż wersja posmarowana po upieczeniu podgrzanym uprzednio dżemem pomarańczowym / mandarynkowym czy z marakui).
Ciasto można też upiec zamieniając połowę mąki na razową (używam orkiszowej), choć wtedy trzeba zazwyczaj użyć nieco więcej płynu.
Jak wspominałam wyżej – ważne jest, by nie przesuszyć ciasta zbytnio podczas pieczenia, dlatego (jak pisze również Sabrine), dobrze jest upiec je w nieco szerszej keksówce czy np. w foremce chlebowej. A jeśli okaże się mniej wilgotne niż być powinno, zawsze można nasączyć je dodatkowo tuż po upieczeniu, lub podać z syropem pomarańczowo-mandarynkowym (o który nota bene jestem proszona nawet wtedy, gdy ciasto jest odpowiednio wilgotne… ;)).

(syrop przygotowuję gotując sok z pomarańczy z dodatkiem soku z marakui i miodu z kwiatów pomarańczy, czasami dodając niewielki chlust rumu ;) oraz  1-2 lekko zmiażdżone ziarna tonki; syrop gotuję kilka – kilkanaście minut, aż odpowiednio zgęstnieje, a następnie dodaję do niego cząstki mandarynek lub pomarańczy i odstawiam do maceracji na kilka godzin, a najlepiej na całą noc; przed podaniem lekko podgrzewam)

gateau_chocolat_vegan_cafe02

edycja 10.11.2013 : oto ostatnia wersja pomarańczowo-kawowa, z syropem pomarańczowo-mandarynkowym (z dodatkiem marakui)

Dziś ciasto w wersji kawowo-pomarańczowej (oczywiście z dodatkiem syropu i mandarynek ;)) umiliło współpracownikom całodniowe szkolenie (a całkiem niedawno zdobyło drugie miejsce w pewnym wypiekowym konkursie! Na dodatek Ci, którzy nie zdążyli zagłosować, po degustacji stwierdzili, że to właśnie TO było ich ulubione ciasto… :)).

Ancora una volta – grazie per questa deliziosa ricetta Sabrine! Baci :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Ze śliwką jej do twarzy…

courge_pruneaux2

… czyli dyniowe ciasto ze śliwkami na festiwalowy fnisz :)

Dynia lubi się ze śliwkami. I to nawet bardzo. W zeszłym sezonie przygotowałam coś à la powidła śliwkowo – dyniowe (wiem wiem – poprawne nazewnictwo oraz puryści wymagają, by powidła były tylko i wyłącznie śliwkowe…) i efekt był na tyle ciekawy, by kontynuować eksperymenty. Tym razem więc powstało ciasto dyniowo-śliwkowe (w przerwach między smażeniem kolejnych porcji wrześniowo-październikowych dżemów ;)). Bazą ponownie stał się wcześniejszy bananowiec – klik; banany zostały zastąpione dyniowym puree, które nie tylko nadaje ciastu odpowiedniej wilgoci, ale i pięknego, jesiennego koloru. A skoro już o dyniowym puree mowa, to oczywiście zachęcam Was do przygotowania tego własnego, domowego – dynię wystarczy bowiem pokroić na ćwiartki lub w grube plastry, ułożyć na wyłożonej papierem blasze i upiec do miękkości (szczegóły tutaj - kilk). Ja ostatnimi czasy najczęściej przekrajam dynię na pół, wydrążam i piekę, a później wybieram łyżką upieczony miąższ, który bardzo łatwo odchodzi wtedy od skórki (dynię Hokkaido możemy oczywiście bez problemu konsumować ze skórką). Można też dynię ugotować (najlepiej na parze), wtedy jednak puree będzie bardziej wilgotne niż to powstałe dzięki upieczeniu.

gateau_courge_prun2
Dyniowego puree z puszki miałam ‘przyjemność’ (w cudzysłowie, gdyż przyjemność to była wielce wątpliwa…) spróbować dwa razy – pierwszy i ostatni; dla kogoś, kto kocha dynie za ich smak, ten puszkowy ‘wynalazek’ to prawdziwa porażka. Nie wiem, jakiego gatunku dyni używa się do produkcji tego cuda, ale z całą pewnością nie jest to żadna z ciekawych smakowo odmian. Dlatego jeśli i Wy kochacie dynie, omijajcie tę puszkową wersję szerokim łukiem! Ma ona naprawdę niewiele wspólnego z oryginałem.

A wracając do ciasta – wprawdzie sezon śliwkowy (niestety…) już za nami, ale na pocieszenie dodam, że możemy użyć tu również mrożonych owoców, choć wtedy dobrze jest posypać wierzch ciasta zmielonymi migdałami, by wchłonęły ewentualny nadmiar soku. Do tego płatki migdałowe i szczypta korzennych przypraw. I kubek ulubionej, rozgrzewającej herbaty :)

gateau_courge_prun3
Ciasto dyniowe ze śliwkami

forma 23 x 23 cm

ok. 350 g węgierek (waga przed wydrylowaniem)
450 g puree z dyni (najlepiej Hokkaido)*
150 ml syropu klonowego
ok. 50 g cukru (używam zmielonego trzcinowego)
100 ml soku pomarańczowego / mleka / wody (tylko połowę, jeśli puree jest mocno wilgotne)
ok. 2-3 łyżki likieru pomarańczowego (używam Cointreau)
150 g mąki (T 650 – 720)
150 g mąki razowej (używam orkiszowej)
150 g mielonych migdałów
1 ½ łyżeczki proszku
½ łyżeczki sody
¼ – ½ łyżeczki cynamonu lub kardamonu (lub 1 małe starte nasionko tonki)
opcjonalnie – otarta skórka z pomarańczy, jeśli chcemy otrzymać bardziej intensywny, pomarańczowy smak

do posypania :
1 ½ łyżki cukru trzcinowego + ¼ łyżeczki cynamonu lub kardamonu
płatki migdałowe

* do przygotowania puree najczęściej polecam użycie dyni Hokkaido, ma ona bowiem dobrze suchy miąższ, który idealnie się tutaj nadaje – puree z dyni Butternut np. będzie bardziej wilgotne; przygotowując ciasto z puree z dyni Hokkaido, miksuję je dodając 100 ml wody / soku, natomiast używając dyni Butternut np. – dodaję zaledwie 1/3 płynu

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.
Śliwki umyć, osuszyć, przekroić na pół, wypestkować.
Dyniowe puree zmiksować z syropem klonowym i sokiem z pomarańczy / mlekiem / wodą; dodać likier pomarańczowy, cukier, otartą skórkę i wymieszać.
Wymieszać mąkę, proszek, sodę i przyprawy, a następnie połączyć z masą dyniową dodając również mielone migdały (mieszamy tylko do połączenia się składników, nie za długo). Przełożyć masę do wyłożonej papierem (lub natłuszczonej i wysypanej mąką) formy, ułożyć połówki śliwek (układam je ‘na stojąco’, lekko zatapiając je w cieście), posypać owoce cukrem wwymieszanym z przyprawami oraz płatkami migdałowymi.
Piec w 180 st. przez ok. godzinę, przykrywając ewentualnie ciasto pod koniec pieczenia, jeśli zbyt mocno brązowieje.
Po upieczeniu pozostawić jeszcze na kilka minut w foremce, a następnie wystudzić na kratce.

gateau_courge_prun1
Uwagi :

- jak pisałam wyżej – jeśli używamy mrożonych owoców, dobrze jest posypać wierzch ciasta zmielonymi migdałami, by wchłonęły ewentualny nadmiar soku z owoców (możemy też np. rozmrozić wcześniej owoce i osuszyć je przed użyciem ich)

- ciasto to świetnie smakuje również z figami, choć na te wersję trzeba będzie niestety poczekać do przyszłego sezonu ;)

- jeśli nie chcemy wersji pomarańczowej, wystarczy pominąć sok i zmiksować dynię z wodą lub mlekiem (u mnie np. z migdałowym), a likier możemy wtedy zastąpić np. Amaretto (idealnie pasuje do śliwek i migdałów)


*    *    *

Moi Drodzy, dziękuję Wam za wszystkie maile z linkami do Waszych wspisów, które najpóźniej w niedzielę postaram się zebrać w całość zamieszczając dyniowe podsumowanie. Już teraz dziękuję Wam za tegoroczną partycypację i za wszystkie dyniowe smakołyki, które zamieściliście na Waszych blogach. Jednocześnie przepraszam, że nie do wszystkich jeszcze dotarłam, jednak wolnego czasu w tym tygodniu naprawdę niewiele – ponownie zakończenie kursu, sprawdzanie testów i obliczanie średnich… Ale po niedzieli będzie już zdecydowanie lżej ;)

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam za kilka dni na dyniowe podsumowanie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email