Archiwa kategorii: bez jajek i mleka krowiego

Bruschette? Crostini? Grzanki! :)

bruschetta_feves1

Przede mną kolejny gorący tydzień, nie tylko jeśli chodzi o temperatury, ale przede wszystkim o koniec kolejnego kursu i egzaminy (choć to oczywiście biedni uczniowie mają stres, nie ja ;)). W kuchni w związku z tym pojawia się przede wszystkim to, co szybkie i bezproblemowe, a dzisiejsza bruschetta* jest idealnym tego przykładem.


* ze względu na dodatki, moja poniższa propozycja być może nie powinna zwać się bruschettą, która to tradycyjnie serwowana jest z oliwą, czosnkiem i pomidorami (czasami również z mozzarellą), a raczej ‘crostini’, które to mają bardziej różnorodne dodatki; ze względów jednak ‘rozmiarowych’ ;) bardziej skłaniam się ku nazwie ‚bruschetta’, crostini bowiem są zazwyczaj o wiele mniejsze, na 2-3 kęsy…


W wersji bardziej sytej – z dodatkiem kremowego serka i rzodkiewek, w wersji ‘biedniejszej’ ;) z samym bobem i pecorino. A do tego oczywiście nasza ulubiona oliwa oraz zioła :)

bruschetta_feves003

Grzanki z bobem i serowo-rzodkiewkowym kremem

ok. 500 g bobu (waga po wyłuskaniu)
mały pęczek rzodkiewek
150 g kremowego serka (używam koziego lub owczego)
2-3 łyżki jogurtu (w zależności od konsystencji, jaką chcemy otrzymać)
sól, pieprz do smaku
pecorino lub parmezan
oliwa
bazylia lub mięta
nieco otartej skórki z cytryny + ok. ½ – ¾ łyżki soku
1 ząbek czosnku (można pominąć)
kilka kromek chleba (do zapieczenia)

Rzodkiewki umyć, osuszyć i zetrzeć na tarce (na grubych oczkach). Dodać ser i jogurt, wymieszać, doprawić do smaku.
Bób ugotować na parze lub w lekko osolonej wodzie do miękkości (połowę ziaren wyciągam z garnka wcześniej, by pozostała lekko chrupka – po ok. 3 minutach – resztę gotuję kilka minut dłużej, by łatwiej można je było rozetrzeć). Bób po ugotowaniu natychmiast przełożyć do lodowatej wody, by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować ładny, zielony kolor. Obrać z łusek i połowę rozetrzeć widelcem (lub lekko zmiksować), dodać starte pecorino lub parmezan (ok. 2-3 łyżki), drobno posiekane listki bazylii lub mięty, ok. 2 łyżki oliwy, sok i skórkę z cytryny oraz roztarty ząbek czosnku (można pominąć), wymieszać, dodać resztę zachowanego bobu, doprawić do smaku.
Chleb zrumienić kilka minut na suchej, rozgrzanej patelni (lub w piekarniku, tosterze czy na patelni grillowej) i każdą kromkę skropić lekko oliwą (tradycyjnie tego typu grzanki naciera się również ząbkiem czosnku, tym razem jednak etap ten pomijam, jako iż czosnek jest już składnikiem pasty…). Posmarować chleb kremem rzodkiewkowym, a następnie nałożyć ok. 2 łyżki bobu. Przed podaniem posypać dodatkowo wiórkami sera.

(inspiracja – ten oto przepis Béatrice Peltre, u mnie jednak w wersji mocno uproszczonej…)

bruschetta_feves2

Jak pisałam wyżej, możemy pominąć dodatek rzodkiewkowego serka i przygotować grzanki z samym bobem (do rozgniecionego bobu można też dodać 1-2 łyżki kremowego serka, np. ricotty), też będzie pysznie :)
Dodatek szynki parmeńskiej również jak najbardziej tutaj pasuje :)

bruschetta_feves_parme

PS. A mnie przy tej okazji przypomniały się oczywiście przepyszne bruschette i crostini jakie jadłam w Pienzy – klik, tak jak pisałam wtedy – chyba najlepsze, jakich w ciągu tamtego toskańskiego tygodnia dane mi było spróbować; nie ukrywam, że nie obraziłabym się, gdybym mogła się teraz ponownie znaleźć…


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego tygodnia!
A ja wracam do testów;)

bruschetta_feves_radis01

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pod znakiem bobu :)

salade_feves2

W czerwcu na naszych talerzach nie może oczywiście zabraknąć bobu! Więc gdy tylko pojawi się na straganach, to kilka razy w tygodniu obowiązkowo zajmuje miejsce w czołówce mojego czerwcowego menu :)
Sezon na bób trwa niestety dosyć krótko, dlatego to właśnie teraz należy korzystać z niego do woli. Bogaty w białko, błonnik, węglowodany, witaminy (witaminy z grupy B, witaminę A oraz C) oraz mikroelementy (przede wszystkim wapń, fosfor, żelazo, magnez oraz potas), bób jest niezwykle cennym składnikiem naszej diety i już od starożytych czasów gościł na stołach, będąc często podstawą ówczesnej diety.
Najlepiej jest ugotować go na parze, wtedy bowiem zachowamy większość jego cennych substancji odżywczych (zamiast niepotrzebnie wylewać je z wodą ;)). Po ok. 3 minutach gotowania natychmiast przekładamy bób do lodowatej wody, by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować jego  piękny, zielony kolor; przygotowanie bobu na parze może przypaść do gustu również tym, którzy nie lubią zapachu gotującego się bobu, bowiem w ciągu tych kilku krótkich minut zapach jest praktycznie niewyczuwalny.

salade_feves01

Reszta zależy już od nastroju i naszej inwencji : możemy na przykład przygotować taką oto sałatkę, dodając upieczoną lub zgrillowaną cukinię, pomidorki koktajlowe i mocno ziołowy, delikatny sos vinaigrette (tym razem była to bazylia, pietruszka i odrobina mięty, ząbek czosnku, otarta skórka z cytryny + nieco soku, z dodatkiem oliwy, soli i pieprzu). A dla tych, którzy lubią bardziej syte posiłki – dodatkowo młode, pieczone ziemniaki z tymiankiem i oregano. Sałatka świetnie pasuje również jako warzywny dodatek do grilla (wczorajsze ‘resztki’ zakończyły żywot w akompaniamencie pieczonych batatów…).
Często podaję takie sałatki z dodatkiem sera owczego lub koziego – najczęściej są to wiórki pecorino, świeża feta prosto z gór ;) lub takie oto owcze serki w stylu labneh (uwielbiam zdjęcia serowych kulek na tym blogu – klik). Oczywiście dodatek kilku plasterków szynki parmeńskiej również można wziąć pod uwagę :)

salade_feves3

A skoro o mariażu bobu i cukinii mowa, to polecam Wam również zeszłoroczną sałatkęklik z dodatkiem orzeszków piniowych, która na stałe chyba weszła już do naszego letniego repertuaru. A jeśli cierpicie na ‘bobową’ klęskę urodzaju, nie omieszkajcie zamrozić jego nadwyżek – będą miłym dodatkiem do jesiennego menu :)

Pozdrawiam serdecznie!

zielona_salatka0006

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Nie tylko na piknik – pieczone warzywa i quinoa

quinoa_patates_douces4

Co zrobić, gdy spodoba nam się przepis na danie z dynią w roli głównej, którą akurat absolutnie nie dysponujemy? Oczywiście czym prędzej zamienić ją na coś ‘dyniopodobnego’! Na słodkie ziemniaki na ten przykład, które i smakiem i konsystencją dynię częściowo przypominają. Tak też uczyniłam po lekturze ostatniego numeru ‘Good Food’, gdzie na jednym ze zdjęć widnieje wyjątkowo przemawiająca do mnie sałatka : quinoa, pieczona dynia i cebula, migdały, pistacje, suszone morele i mięta. I do tego sos jogurtowy z tahini. Może danie to brzmi mało wiosennie, jednak wbrew pozorom świetnie teraz pasuje, również na piknik na ten przykład : sałatkę można przygotować wcześniej, a jogurtowy sos jest wręcz idealny na aktualne upały (nareszcie! :)).
Ja do sałatki dodałam również plastry pieczonej cukinii, a przy drugim podejściu pominęłam suszone morele, bez których całość jednak lepiej nam smakuje. Ale to oczwiście kwestia gustu, a raczej smaku ;)
Quinoa i orzechy są tutaj świetnym dodatkiem nie tylko smakowym, ale i zdrowotnym, komosa ryżowa jest bowiem niezwykle bogata w białko, a migdały i pistacje dostarczą nam między innymi dobroczynnych tłuszczów nienasyconych; poza tym sałatka ta jest naprawdę smaczna (i sycąca), warto więc, by zagościła na naszym stole :)

(swoją drogą, nie bardzo rozumiem ideę dyniowych przepisów w czerwcowo-lipcowych wydaniach kulinarnych czasopism, ale to już osobny temat ;))

quinoa_patates_douces1

Orzechowa sałatka z pieczonymi warzywami i quinoą

4 porcje

200 g quinoi (komosy ryżowej)
ok. 600-800 g słodkich ziemniaków / batatów
2 cebule
2-3 cukinie (mój dodatek, można pominąć)
85 g płatków migdałowych
85 g pistacji
10 suszonych moreli
garść świeżej mięty
ok. 100-120 g naturalnego jogurtu (u mnie owczy)
ok. 2-4 łyżki pasty sezamowej tahini
sok z 1 cytryny
oliwa
sól, pieprz do smaku

Piekarnik rozgrzać do 220°C.
Quinoę dobrze wypłukać w zimnej wodzie (kilka razy, aż woda będzie całkiem czysta), odsączyć i ugotować w mniej więcej podwójnej ilości wody (ok. 1,5 – 2 razy) przez ok. 15 minut (gdy quinoa jest ugotowana, widzimy coś à la ‘spiralę’ na zawnątrz). Jeśli wody było nieco za dużo – odsączyć komosę na sicie.
Bataty obrać i pokroić na ćwiartki lub na plastry; cebulę obrać i pokroić w ósemki; cukinię umyć, osuszyć i pokroić na plastry (niezbyt cienkie; ważne jest, by wszystkie warzywa były pokrojone na podobnej grubości kawałki, by upiekły się mniej więcej w tym samym czasie). Warzywa ułożyć na blasze, skropić oliwą, lekko posolić i piec ok. 15-20 minut (mają się zrumienić i odpowiednio zmięknąć).
Płatki migdałowe zrumienić na suchej patelni. Pistacje ewentualnie posiekać. Miętę drobno poszatkować. Morele pokroić na mniejsze kawałki.
Jogurt wymieszać z tahini oraz mniej więcej połową soku cytrynowego, doprawić do smaku.
Upieczone warzywa wymieszać z quinoą (bataty pokroiłam na mniejsze kawałki), dodać orzechy, morele i miętę, polać oliwą (ok. 1-2 łyżki) i sokiem cytrynowym, doprawić do smaku, wymieszać.
Podawać z jogurtowo-sezamowym sosem.

źródło : ‚BBC Good Food’, lipiec 2012

quinoa_patates_douces03

Uwagi :
- w przepisie oryginalnym przygotowujemy sos mieszając 4 łyżki jogurtu + 1 łyżkę tahini, dla mnie jednak jest to zbyt mała porcja na 4 osoby; dodałam też więcej tahini, smak sosu był bowiem dla mnie zbyt mało wyrazisty

- dodatek cukinii świetnie tutaj pasuje, choć – jak pisałam na wstępie – w tym wariancie wolę pominąć morele; orzechy i mięta są całkowicie wystarczającym dopełnieniem smaku

- sałatka świetnie smakuje i na ciepło i na zimno, może więc być też ciekawym pomysłem na piknik czy na lunch do pracy; quinoę możemy też zazstąpić np. bulgurem czy kuskusem

- do sałatki możemy wykorzystać resztki wcześniej upieczonych czy grillowanych warzyw

Pozdrawiam serdecznie!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email