Kilka tygodni temu, w jednym z moich ulubionych sklepów, na jednym z moich ulubionych stoisk (czytaj – na stoisku z serami :D ) pojawiły się marynowane kozie serki w trzech wersjach : z ziołami i pomidorami, z przyprawami oraz w marynacie z dodatkiem cytrusowych skórek. To ta ostatnia propozycja najbardziej do mnie przemówiła (nie tylko ze względów smakowych, ale i wizualnych) i aromatyczny, pachnący cytrusami serek natychmiast podbił moje serce (a dzięki późniejszej rozmowie z przemiłą panią ekspedientką wróciłam nie tylko z kolejnym serkiem, ale również z potrzebnymi do jego marynaty składnikami, by smak ten odtworzyć później w domu…).
Świeżość cytrusów* idealnie pasuje do białego, koziego serka (konsystencją przypomina on nieco ricottę); do tego listki tymianku (polecam cytrynowy), aromatyczny, czerwony pieprz oraz dobra oliwa, a na koniec – oczywiście kromka dobrego chleba :)
*cytrusy wybieramy najlepiej niewoskowane, ekologiczne
Kozi serek marynowany w cytrusowych skórkach (Chèvre frais mariné aux zestes d’agrumes)
kilka białych kozich serków
otarta skórka z 1 małej pomarańczy
otarta skórka z 2 cytryn
otarta skórka z 2 limonek
ok. ½ łyżeczki świeżych listków tymianku (polecam cytrynowy)
czerwony pieprz, do smaku (kilka obrotów młynkiem)
oliwa, ok. 150 – 200 ml (+ ewentualnie nieco więcej do wlania na dno naczynia)
Serki umieścić w głębszym naczyniu. Wszystkie składniki wymieszać z oliwą i rozłożyć je na serkach. Wlać resztę oliwy na dno naczynia i w razie potrzeby dolać jej nieco więcej na dno tak, by było jej min. 0,5 cm na dnie naczynia. Przykryć serki i pozostawić w chłodnym miejscu, by nasiąknęły aromatem marynaty.
Tego typu marynata jest również świetnym dodatkiem np. do pieczonych warzyw (m.in. do ziemniaków, cukinii czy bakłażana) i to właśnie w ten sposób spożywamy ją ostatnio w trakcie letnich obiadów lub szybkich kolacji. Polecam!
‚ Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam udanego tygodnia! ‚
Do pewnych smaków podobno trzeba ‘dorosnąć’. Być może jest w tym trochę prawdy, potrzeba mi bowiem było czasu by przemóc się i zacząć przygotowywać desery typu panna cotta. Nie przepadam za konsystencją potraw z dodatkiem żelatyny, nigdy nie lubiłam galaretek, a z jedzonego u mamy ciasta z zatopionymi w galaretce owocami zawsze najbardziej lubiłam biszkopt oraz mozolnie wydłubywane z galaretki same owoce ;)
Teraz, od czasu alergii, gdy niestety muszę latem zapomnieć np. o ukochanym tiramisu czy o tradycyjnych lodach, czasami sięgam właśnie po panna cottę, najczęściej na bazie mleka kokosowego. To zdecydowanie najszybszy i najprostszy deser tego typu, jaki można sobie wyobrazić : aż minuta gotowania + późniejsze stygnięcie i chłodzenie.
Używam tutaj najczęściej pozyskiwanego z wodorostów agaru, ale możecie oczywiście użyć żelatyny, dostosowując odpowiednio jej ilość do pozostałych składników. Różnica w użyciu między agarem a żelatyną polega na tym, iż agar rozpuszczamy w gorącym płynie – musimy koniecznie masę + agar zagotować, w przeciwnym bowiem razie nie zgęstnieje ona (uwaga : agar jest mniej więcej 6-8 razy silniejszy od żelatyny, co oznacza, że zamiast 1 g agaru użyjemy ok. 6-8 g żelatyny).
Preparacje z dodatkiem agaru mogą mieć nieco bardziej zwartą konsystencję niż te z użyciem żelatyny, dlatego zazwyczaj nie dodaję go zbyt dużo, szczególnie wtedy, jeśli deser przygotowywany jest dzień wcześniej (wg mnie jednak najlepszą konsystencję otrzymujemy w dniu przygotowania deseru). Przy okazji warto też dodać, iż agar-agar ułatwia trawienie i wspomaga wydalanie toksyn z organizmu; używa się go również jako środek wspomagający chudnięcie, czego ja akurat osobiście potwierdzić nie mogę, nigdy bowiem nie testowałam agaru pod tym kątem…
Dziś mam dla Was naszą ostatnią, weekendową wersję kokosowej panna cotty (choć właściwie żadna z niej ‘panna’, skoro tytułowej śmietany w niej brak ;)) w dwóch odsłonach : limonkowo-waniliowej z sosem malinowym (lub z mango) oraz w wersji malinowej z mango. Ta druga powstała trochę przez przypadek (‘resztkowo’ ;)), okazało się jednak, że połączenie malin i mango świetnie razem współgra. Polecam :)
Kokosowa panna cotta
na 4 większe lub 5-6 mniejszych porcji
500 ml mleka kokosowego
ok. 75 g miodu (lub cukru czy innego środka słodzącego)
1 laska wanilii
otarta skórka z 2 cytryn + 2 limonek
½ łyżeczki agaru w proszku* na sos :
ok. 300 g malin (można użyć mrożonych)
ok. 2 łyżki miodu / cukru
otarta skórka z ½ pomarańczy
+ kilka świeżych malin do dekoracji lub :
mango
listki werbeny cytrynowej (lub otarta skórka z 1 limonki)
2-3 łyżki soku pomarańczowego
Mleko kokosowe przelać do rondelka. Laskę wanilii przekroić, wyskrobać nożem nasiona i dodać wraz z miodem i otartymi skórkami cytrusów do mleka. Wsypać agar-agar i mieszając zagotować preparację. Następnie gotować jeszcze przez ok. minutę (regularnie mieszając), zdjąć z ognia, mieszać jeszcze przez chwilę, po czym przelać do przygotowanych naczyń i wystudzić. Wstawić do lodówki, podawać schłodzone np. z sosem malinowym lub z pokrojonym mango. Sos malinowy :
Maliny przełożyć do rondelka, dodać miód / cukier i otartą skórkę i gotować kilka minut, aż owoce się ‘rozpadną’. Następnie przetrzeć masę przez sito i wystudzić.
Mango pokroić w małą kostkę i wymieszać z posiekanymi listkami werbeny cytrynowej (lub z otartą skórką z limonki) oraz z odrobiną soku pomarańczowego; przykryć i odstawić w chłodne miejsce do maceracji.
Kokosowo-malinowa panna cotta
na 4 większe lub 5-6 mniejszych porcji
400 ml mleka kokosowego
100 ml sosu malinowego (przygotowany jak wyżej)
ok. 50 g miodu (lub cukru czy innego środka słodzącego)
otarta skórka z 1 cytryny
½ łyżeczki agaru w proszku*
Mleko kokosowe przelać do rondelka. Dodać sos malinowy, miód / cukier i otartą skórkę z cytryny, wymieszać. Wsypać agar-agar i stale mieszając zagotować preparację. Następnie gotować jeszcze przez ok. minutę (regularnie mieszając), zdjąć z ognia, mieszać jeszcze przez chwilę, po czym przelać do przygotowanych naczyń i wystudzić. Wstawić do lodówki, podawać schłodzone np. z sosem malinowym i z pokrojonym mango (jak wyżej)
Uwagi :
- ilość agaru* należy dostosować do zaleceń producenta; w moim przypadku (agar bio firmy Morga) to ½ łyżeczki na 500 ml płynu
- ważne jest, by zacząć mieszać preparację zaraz po dodaniu agaru, by nie utworzyły się grudki i by konsystencja była jednolita (z tego powodu często zaleca się wymieszanie agaru z cukrem, by łatwiej równomiernie rozprowadzić go w płynie lub uprzednie rozpuszczenie go w niewielkiej ilości gorącej wody i dodanie już tak przygotowanego płynnego agaru
- panna cottę często przygotowuję w słoiczkach, łatwo bowiem można je wtedy zabrać w plener / na piknik czy jako deser do pracy ‚
* * * ‚
Zupełnie nie wiem jak to się stało, że minęły już dwa tygodnie od mojego ostatniego wpisu… Przyznaję, że czerwcowe słońce i upały nieco mnie rozleniwiły i trudno było mi się zmotywować, by zasiąść do pisania, wolne chwile bowiem zdecydowanie milej spędza się w plenerze czy nawet na tarasie, niż przed ekranem komputera (mea culpa…).
Na szczęście ;) wczoraj się rozpadało, potraktowałam to więc jako motywację do powrotu na blogową ścieżkę. Choć jeśli całe lato będzie tak słoneczne i gorące jak miniony czerwiec (jak to możliwe, że już się skończył?! :/ ), to bardzo możliwe, że blogowe wagary jeszcze mi się przytrafią (i mam nadzieję, że mi to wspaniałomyślnie wybaczycie… ;)).
Upały wciąż trwają, część posiłków nadal więc zastępują nam sezonowe owoce. Tym razem były to pierwsze w tym sezonie francuskie melonycharentais, które najchętniej zjadamy same, w wersji sauté; okazało się, iż melonom aktualny skwar bardzo służy, gdyż były wyjątkowo słodkie i soczyste, o co na początku sezonu nie zawsze jest łatwo. Dwa zostały zamrożone na późniejszy melonowy sorbet / sherbet – klik, a jeden po raz kolejny został zmiksowany wraz z zakupionymi w piątek na farmie truskawkami (jedna z moich ulubionych odmian - Mara des bois, o smaku poziomek), z dodatkiem syropu z kwiatów czarnego bzu. Powstał pyszny, orzeźwiający i aromatyczny koktajl / smoothie, który i Wam polecam na upalne, letnie dni (dodatek syropu można oczywiście pominąć…).
(lubiącym melona przypominam również tę oto ‚zupę’ owocową – klik, również w połączeniu z truskawkami właśnie)
Melonowo-truskawkowy koktajl / smoothie
1 melon (u mnie charentais)
ok. 500 g truskawek*
ok. 2/3 – 1 szklanka płynu (wody / wody kokosowej / soku pomarańczowego lub kostki lodu)
1-2 łyżki syropu z kwiatów czarnego bzu (można pominąć i / lub dodać same kwiaty z 1-2 baldachów) (opcjonalnie – nieco otartej skórki z cytryny lub soku)
Truskawki umyć, odszypułkować, ewentualnie przekroić na mniejsze kawałki i umieścić w blenderze. Miążsż melona wydrążyć i dodać do truskawek. Zmiksować wraz z pozostałymi składnikami, dodając ewentualnie więcej płynu, w zależności od konsystencji, jaką chcemy uzyskać. Serwować natychmiast.
* Jeśli chcemy otrzymać koktajl o bardziej wyrazistym smaku melona, dodajmy mniej truskawek, ok. 250 g. Owoce dobrze jest uprzednio schłodzić (lub zmiksować je z dodatkiem kostek lodu).
* * * ‚
Weekend upłynął nam pod znakiem urodzin (po raz kolejny sprawdziła się receptura czekoladowego ciasta dla alergików ;)), wybaczcie więc proszę, że nie zdążyłam jeszcze odpisać na wszystkie komentarze / maile (mam nadzieję, że od jutra zacznę nadrabiać zaległości w korespondencji…).
‚ Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego tygodnia!