od góry : Roquefort, Fourme d’Ambert
na dole po lewej – Cashel Blue, po prawej – Bleu d’Auvergne
*
To, że kocham sery, nie jest już chyba dla nikogo tajemnicą ;)
Mam swoje ulubione gatunki, choć tak naprawę lubię je chyba wszystkie bez większych wyjątków. Ogólnie zasada jest jedna : ser, aby urzec moje kubki smakowe, musi być charakterny ;) Wie to również Pani z ‘mojego’ sklepiku z serami i gdy proszę / pytam o jakiś ser, to często odpowiada : ‘Nieee, ten Pani nie posmakuje! Jest zbyt mało wyrazisty. Ale tego niech Pani koniecznie dziś spróbuje!’ I zazwyczaj nie kończy się tylko na degustacji, ale i na zakupie owego sera rzecz jasna.
Sery pleśniowe, szczególnie te niebieskie, kupuję zazwyczaj z myślą o jakimś konkretnym daniu; czasami są to wytrawne mufinki (jak np. te – klik), serowy sos (uwielbiam sos z Gorgonzoli!), czy np. nasz ulubiony placek ziemniaczano-serowy (prezentowany daaawno, dawno temu, na samym początku bloga – klik), który od nastu lat regularnie pojawia się na naszym stole, co u mnie jest raczej rzadkością ;) ).
*
irlandzki Cashel blue
*
Nie wszyscy lubią niebieskie sery pleśniowe, to fakt; mają one dosyć specyficzny smak i zapach (przede wszystkim zapach ;) ), który nie każdemu odpowiada. Swą nazwę (bleu / blue) zawdzięczają one zielonkawoniebieskim żyłkom pleśni (penicillium roqueforti), które przerastają kremowe wnętrze sera. W trakcie dojrzewania sery są nakłuwane, dzięki czemu dostające się do wnętrza powietrze umożliwia rozwój pleśni. Większość niebieskich serów produkowana jest z mleka krowiego (jak np. sery typu Gorgonzola, francuskie sery Fourme d’Ambert czy Bleu d’Auvergne, angielski Stilton lub Devon blue czy irlandzki Cashel blue), jest jednak kilka wyjątków. Najbardziej znany jest chyba francuski Roquefort : kremowy, słony, o wyrazistym smaku, wytwarzany z mleka owczego i dojrzewający ok. 3 miesiące w wilgotnych jaskiniach. Jest także niebieski ser z Korsyki (Bleu de Corse), angielski Yorkshire blue i Lanark blue oraz wspaniałe kozie sery pleśniowe rodem z Hiszpanii. Sery kozie i owcze mają specyficzny, bardziej wyrazisty smak niż te produkowane z mleka krowiego i to właśnie dzięki temu są moimi zdecydowanymi faworytami.
Sery tego typu są również pysznym dodatkiem do zup, którym dodają wyrazistości, jak np. w przypadku dzisiejszej zupy brokułowej. Najczęściej używam tutaj sera Roquefort (owczy, nie wywołuje więc reakcji alergicznych), ale możemy użyć dowolnego sera (warto dodać, że różnią się one nie tylko smakiem, ale i konsystencją : od miękkiej, kremowej gorgonzoli, przez nieco bardziej zwarte sery jak wspomniany już Roquefort czy ich polska wersja – Rokpol (wytwarzany z mleka krowiego), aż do twardszych, jak np. Stilton (jego irlandzki kuzyn – Cashel blue – ma nieco bardziej miękką konsystencję, jak i owcza jego wersja – Crosier blue).
*
A teraz już czas na wspomnianą zupę. Jest szybka, smaczna i syta. Idealna gdy temperatury wciąż mało wiosenne. I gdy czasu zdecydowanie niewiele. Moja ulubiona :)
*
Kremowa zupa brokułowa z niebieskim serem
2 łyżki oliwy
1 cebula
1-2 ząbki czosnku
500 g różyczek brokuła (teraz, poza sezonem można użyć mrożonych)
1 duży ziemniak (ok. 200g)
ok. 1 – 1,2 litra bulionu
sól, pieprz do smaku
spora garść (ok. 50 g) orzechów włoskich
niebieski ser pleśniowy (ok. 100-150g)
opcjonalnie : grzanki
Cebulę i czosnek obrać; cebulę drobno posiekać, czosnek zmiażdzyć. Ziemniak obrać, pokroić w kostkę, opłukać. Różyczki brokuła (świeże) opłukać.
Cebulę i czosnek udusić na rozgrzanej oliwie (kilka minut), dodać ziemniaki, zalać bulionem, zagotować i po ok. 5-7 minutach dodać brokuły. Gotować jeszcze ok. 8-10 minut (w zależności od wielkości różyczek), do miękkości (mrożone brokuły gotujemy nieco krócej niż świeże). Zupę zmiksować, doprawić do smaku (uwaga : nie solimy zbytnio zupy, ser bowiem nada jej odpowiedniego smaku).
Orzechy zrumienić na suchej patelni.
Każdą porcję zupy udekorować orzechami i kawałkami sera pleśniowego (opcjonalnie – możemy też przygotować w piekarniku grzanki z serem pleśniowym).
Smacznego!