Gdy alergia na jajka i produkty mleczne się nasila (i gdy kończy się np. tak jak w tym tygodniu na pogotowiu ;)), trzeba niestety obejść się smakiem na widok czekoladowego brownies z malinami i zadowolić się czymś innym. Najczęściej na pocieszenie przygotowuję sobie wtedy crumble, czyli sezonowe owoce zapiekane pod kruszonką, w której masło zastępuję oliwą / olejem. Tym razem była wersja gruszkowa, z dodatkiem likieru z czarnej porzeczki (choć najczęściej używam tutaj porto), z migdałami i pekanami / orzechami włoskimi. Przepis oryginalny zawiera również dodatek czekolady, choć ja osobiście wolę wersję tylko owocową (przepis pochodzi z ksiażki ‘How to bake’ autorstwa Paula Hollywood, z której przetestowałam już sporo przepisów i którą polecam fanom Paula :)). ‚
Gruszkowe crumble z pekanami (i czekoladą)
na formę 28×18 (lub 4-6 mniejszych foremek)
4 dojrzałe, słodkie gruszki
2-3 łyżki syropu klonowego (lub miodu)
ok. 100 ml porto (lub likieru z czarnej porzeczki) na kruszonkę :
50 g mąki (u mnie razowa orkiszowa)
50 g płatków owsianych
25 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
½ łyżeczki cynamonu
ok. 40 ml oliwy / delikatnego oleju (w oryginale 50 g zimnego masła)
50 g posiekanych pekanów (lub orzechów włoskich)
25 g migdałów w płatkach opcjonalnie – 50 g dobrej gorzkiej czekolady, posiekanej
Piekarnik nagrzać do 180°C.
Natłuścić formę do zapiekania o wymiarach 28×18 (lub kilka mniejszych foremek).
Gruszki obrać, oczyścić z gniazd nasiennych i pokroić w plastry. Przełożyć je na dno formy, zalać równomiernie winem i syropem klonowym i zapiec 10 min.
W tym czasie przygotować kruszonkę : mąkę, płatki, cukier i cynamon wymieszać, dodać pokrojone w kostkę masło i rozetrzeć na kruszonkę (lub – dodawać powoli oliwę / olej mieszając tak, by utworzyć kruszonkę). Następnie dodać orzechy i migdały i ponownie wymieszać.
Gruszki wyjąć z piekarnika, posypać czekoladą (można pominąć) a następnie kruszonką i piec ok. 20 minut (aż kruszonka dobrze się zrumieni). Podawać na ciepło, np. z dodatkiem gałki lodów lub crème fraîche. ‚
tutaj wersja z czekoladą
Uwagi :
- w oryginale autor używa białego wina, mnie jednak o wiele bardziej przypadła do gustu wersja z czerwonym porto lub ta z likierem z czarnej porzeczki
- jak pisałam już przy okazji kilku wcześniejszych przepisów, od kiedy muszę ograniczać produkty na bazie mleka, bardzo często robię kruszonkę wegańską z dodatkiem oliwy / oleju właśnie (do wymieszanej z cukrem i przyprawami mąki dodaję powoli oliwę i mieszam tak, by powstawała kruszonka o zadowalającej mnie konsystencji; zazwyczaj zużywam mniej oliwy niż potrzebnego do kruszonki masła)
- dodatek czekolady nie jest tutaj konieczny, ale to tylko moja subiektywna opinia (wszak ja czekoladę najbardziej lubię przed pieczeniem ;))
‚
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam udanego weekendu, czy to z crumble czy bez ;)
(u mnie dla odmiany będzie tym razem wersja jabłkowo-bananowa, z rumem i tonką :))
‚
PS. Dopiszcie proszę w komentarzach czy chcecie, bym napisała coś więcej o książce ‚How to bake’, czy też znacie już ją i nie ma takiej potrzeby…
‘Food from Plenty’ to zbiór ponad 300 przepisów na dania proste i sezonowe, często pomagające wykorzystać również tak zwane ‘resztki’ (zgadzam się, słowo to może nie jest zbyt apetyczne ;)). Na kartkach 11 rozdziałów znajdziecie przepisy na pyszne dania mięsne czy rybne, z użyciem warzyw, owoców, zbóż, roślin strączkowych czy jajek. Wiele z nich opatrzonych jest zdjęciami, które bardzo skutecznie pobudzają wyobraźnię (nic na to nie poradzę, jestem jednak wzrokowcem…).
Wspomniane przed chwilą ‘resztki’ są dla autorki ważnym tematem, gdyż – jak często mówi / pisze ona w wywiadach i artykułach – warto zastanowić się nad tym, ile żywności marnujemy i co możemy zrobić nie tylko by tego uniknąć, ale przy okazji by stworzyć z nich coś nowego i naprawdę smacznego (a swoją drogą – jeśli znacie jakieś bardziej eleganckie określenie dla owych ‘resztek’ koniecznie się nim ze mną podzielcie… ;)).
Mieszkająca w Londynie Diana Henry jest dwukrotną lauretką nagrody The Guild of Food Writers za jej pracę dla magazynu Stella (The Sunday Telegraph), gdzie raz w tygodniu można przeczytać jej artykuły i przepisy (zainteresowanych odsyłam tutaj – klik). Pisuje ona również dla innych czasopism, nie tylko angielskich, ale i amerykańskich, australijskich czy nowozelandzkich. Jej przepisy (tak jak i w ‘Roasted Figs’) mają w sobie coś ciepłego, swojskiego, domowego. Nie ma tutaj nadęcia i niepotrzebnej ekstrawagancj, są za to pyszne, nieskomplikowane receptury z wielu zakątków świata (ciekawostka : jeden z przepisów zowie się ‘Silesian heaven’, czyli śląski raj! Jest to przepis na wieprzowinę duszoną z suszonymi owocami moczonymi uprzednio w herbacie; w przepisie widnieje również dodatek np. cydru i brązowego cukru, które może jednak nie do końca kojarzą się ze śląskim specjałem ;)).
W ‘Food from Plenty’ podoba mi się również to, iż często pod przepisem znaleźć można dodatkowe uwagi czy pomysły na inne danie z podobnym składnikiem (jak na zdjęciu obok – można kliknąć, by je powiększyć). Dzięki temu mam dziś dla Was nie jedną, a dwie zupy soczewicowe, które są nieco odmienne od tych, które robię zazwyczaj. I tak oto – zamiast mojej sztandarowej soczewicowo-pomidorowej zupy w indyjskim stylu (często robionej też w formie gęstego, lekko pikantnego gulaszu czy sosu, jesienią dodatkowo z naszą ukochaną dynią…), zapraszam na wersję marokańską, z karmelizowaną cebulą i jogurtem oraz na soczewicowo-pomidorową ze szpinakiem. A obydwie pochodzą z rozdziału o bardzo obiecującym tytule : Soup, beautiful soup :)
‚
Marokańska zupa z czerwoną soczewicą, karmelizowaną cebulą i jogurtem
3 łyżki oliwy
1 cebula
2 łodygi selera
3 ząbki czosnku
1 łyżka mielonego kuminu
½ łyżki mielonej kolendry
2 łyżeczki przyprawy ras el hanout
280 g czerwonej soczewicy
400 g pokrojonych pomidorów z puszki (używam butelkowego przecieru eko)
ok. 1,2 litra bulionu lub wody
sól, pieprz do smaku
świeża, posiekana kolendra (ok. 6 łyżek + dodatkowo do dekoracji) do karmelizowanej cebuli :
2 cebule
2 łyżki oliwy
½ łyżeczki cynamonu
2 łyżeczki ciemnego cukru trzcinowego
1 czerwona papryczka chilli
sok z ½ małej cytryny
Soczewicę wypłukać w zimnej wodzie (płuczemy tak długo, aż woda będzie czysta).
Cebulę, czosnek i łodygi selera drobno pokroić / posiekać.
Rozgrzać oliwę w garnku o grubym dnie. Poddusić / podsmażyć cebulę i łodygi selera aż zaczną mięknąć (nie doprowadzając do zbrązowienia). Następnie dodać czosnek i przyprawy i smażyć jeszcze 1-2 minuty, a następnie dodać wszystkie pozostałe składniki (oprócz świeżej kolendry) i gotować przez ok. 30 minut (u mnie nieco krócej), aż soczewica dobrze się rozgotuje. Wtedy dodać posiekaną kolendrę i doprawić do smaku.
Dwie dodatkowe cebule pokroić na dosyć cienkie plastry. Papryczkę pozbawić nasion i drobno posiekać / pokroić. Cebulę podmażyć na gorącej oliwie, do zbrązowienia. Wtedy dodać cynamon, cukier i chilli, dobrze wymieszać. Gdy cukier się całkowicie rozpuści, dodać sok z cytryny i doprawić.
Serwować dobrze ciepłą zupę z dodatkiem karmelizowanej cebuli, jogurtu i świeżej kolendry.
Uwagi :
- jeśli chcemy pominąć dodatek karmelizowanej cebuli, autorka radzi by dodać do zupy dwie posiekane papryczki chilli (bez nasion) lub nieco harissy, do smaku (przygotowując zupę dla siebie zdecydowanie pomijam papryczki chilli…)
- zupa jest dosyć gęsta, możemy więc ewentualnie dodać więcej bulionu / wody
- część soku z cytryny można dodać również do zupy
- dodatek jogurtu można ewentualnie pominąć, jednak jeśli nasza zupa jest dosyć pikantna, złagodzi on ten smak
‚
Zupa z brązowej soczewicy i szpinaku
3 łyżki oliwy
1 cebula
1 łodyga selera
2-3 ząbki czosnku
½ łyżeczki płatków chilli
250 g brązowej soczewicy
3 posiekane pomidory (poza sezonem używam butelkowego przecieru pomidorowego eko)
2 gałązki świeżego tymianku
ok. 1 litr bulionu lub wody
sól, pieprz do smaku
250 g świeżego młodego szpinaku
sok z ½ małej cytryny
dodatkowo – 4 łyżki oliwy (pomijam)
Soczewicę wypłukać w zimnej wodzie.
Cebulę, czosnek i łodygę selera drobno pokroić / posiekać.
Rozgrzać oliwę w garnku o grubym dnie. Poddusić / podsmażyć cebulę i łodygi selera aż zaczną mięknąć (nie doprowadzając do zbrązowienia), ok. 8 minut. Następnie dodać czosnek, tymianek i płatki chilli, podsmażyć jeszcze chwilę, dodać soczewicę, pomidory oraz bulion / wodę i gotować na wolnym ogniu (pod przykryciem) przez ok. 45 minut, ewentualnie dolewając więcej płynu, jeśli zupa jest zbyt gęsta. Następnie dodać starannie wypłukany szpinak i po chwili zdjąć z ognia (gdy szpinak ‘owiędnie’), dodać sok z cytryny (i ewentualnie oliwę) i doprawić do smaku.
‚
Obydwie zupy są pyszne, syte i przyjemnie rozgrzewające, czyli idealne na tę porę roku :) U nas dzis rano znów było cudownie biało i o dziwo śnieg jeszcze nie stopniał! ‚Soczewicówki’ przydadzą się więc jak najbardziej :)
‚
Pozdrawiam serdecznie!
‚
PS. Jako iż dostałam kilka maili z zapytaniem o Czekoladowy Weekend pragnę poinformować i tu na łamach, iż niestety w tym roku nie planuję kolejnej edycji… Brak czasu i ‚głowy’ do zorganizowania tegorocznej edycji niestety wziął górę, za co serdecznie przepraszam :/
Książkę Davida Loftusa – od blisko 25 lat parającego się fotografią kulinarną – ‘wciągnęłam’ na mikołajkowo-świąteczną listę za sprawą recenzji Margotki – klik. Jego zdjęcia znacie z pewnością z książek Jamiego Olivera, gdyż obaj panowie współpracują ze sobą od wielu już lat. Jak mówi sam Jamie – geniusz Davida polega na tym, iż potrafi on pokazać piękno i wyrafinowanie absolutnie każdej potrawy; zdjęcia Loftusa są niezwykle minimalistyczne i naturalne, skupia się on bowiem na samym daniu, a nie na sztucznie wystylizowanej otoczce kadru. ‘Around the World in 80 Dishes’ (‘W 80 dań dookoła świata’) to kulinarna podróż, którą odbywamy wraz Fileasem Foogiem i z Passepartout (Obieżyświatem) – bohaterami powieści Juliusza Verne’a. ‘W 80 dni dookoła świata’ było jedną z ulubionych powieści Davida, dlatego właśnie postanowił połączyć żniwo swoich kulinarno-fotograficznych podróży z zamysłem Verne’a, tworząc oryginalną i wyjątkowo smakowitą książkę.
Dzięki przepisom wielu znanych i mniej znanych szefów kuchni (np. wspomnianego już Jamiego Olivera, Nigelli, Rose Gray, Gennaro Contaldo, Hestona Blumenthala, Alice Waters czy Rachel Khoo, czy też samego autora) odwiedzimy Londyn, Paryż, Egipt, Indie, Azję i Amerykę. Wybór receptur oraz wspomniane już świetne zdjęcia Davida są jak idealny koktajl, od którego naprawdę trudno jest się oderwać :)
Danie z okładki to sałatka z kaki, granatem, orzechami i rukolą, i według Davida to jedna z najlepszych sałatek, jakie kiedykolwiek jadł :)
A co do okładki jeszcze, to wersja francuska wygląda nieco inaczej – klik, wydawnictwo Hachette bowiem postanowiło nawiązać do tematyki Verne’a, co szczerze mówiąc nie zaszodziło chyba zbytnio książce (choć nie ukrywam, iż tytułowa sałatka naprawdę apetycznie się prezentuje :)).
Kolejna pozycja to coś dla wielbicieli kuchni indyjskiej.
Jej autorką jest Madhur Jaffrey – urodzona w Delhi indyjska aktorka i pisarka, która napisała blisko trzydzieści książek kulinarnych (pierwsza z nich – ‘An Invitation to Indian Cooking’ – została wydana 40 lat temu i zyskała wtedy opinię jednej z najlepszych książek o kuchni indyjskiej).
Tym razem Madhur Jaffrey przedstawia ponad 100 przepisów na ulubione brytyjskie wersje curry (i nie tylko curry, gdyż pierwszy rozdział poświęcony jest np. przekąskom i zupom). Znajdziemy tu przepisy tradycyjne, często z lekkim, nowoczesnym twistem.
Książka podzielona jest na 11 rozdziałów : przekąski i zupy, baranina, wieprzowina i wołowina, jajka i drób, ryby i owoce morza, dania wegetariańskie, dal, ryż i pieczywo, sałatki i chutneye, napoje i słodkości, mieszanki przypraw; ostatna część (niestety tylko dwie strony…) to kilka słów o produktach i technikach używanych w kuchni indyjskiej.
Książki Madhur Jaffrey sześciokrotnie otrzymały prestiżową Nagrodę Fundacji imienia Jamesa Bearda (czyli coś w stylu kulinarnych Oscarów ;)), można więc polecać je praktycznie ‘w ciemno’ (swoją drogą 80-cio letnia Madhur jest w świetnej formie – być może widzieliście ją kilka miesięcy temu na ekranie w ‘Saturday Kitchen’ Jamesa Martina; zdecydowanie chciałabym być w takiej formie w jej wieku ;)).
Pozostając w klimatach kuchni indyjskiej, słów kilka o o książce Anjum Anand‘Indian Vegetarian Feast’. Ci, którzy znają już autorkę – klikwiedzą, iż stara się ona spopularyzować kuchnię indyjską, ucząc jak przygotować zdrowe posiłki zawierające mniej tłuszczu, a więcej tego, co dla organizmu najcenniejsze. Propaguje ona gotowanie według zasad ajurwedy i jedna z jej wcześniejszych książek w całości poświęcona była temu właśnie zagadnieniu (‘Anjum’s Eat Right for Your Body Type: the super-healthy diet inspired by Ayurveda’; ja proponowałam Wam dwa lata temu jeden z przepisów z tej książki – szpinak z kokosem i przyprawami –klik).
Anjum wychowała się w Indiach w domu, w którym królowały dania wegetariańskie (mama wegetarianka, lecz tata mięsożerny ;)) i w jej aktualnej kuchni również przeważają wegetariańskie posiłki (mąż jest wegetarianinem). Jej przepisy są pełne domowego ciepła, są niewymuszone i ‘nieprzekombinowane’ (w cudzysłowie, gdyż nie do końca jestem przekonana do tego słowa w j. polskim ;)). Tradycyjne, często ‘odchudzone’ receptury przeplatają się z tymi bardziej nowoczesnymi, a niektóre z nich są również inspirowane licznymi podróżami Anjum, wszystkie dania pozostają jednak wierne indyjskiej kuchni.
W ‘Indian Vegetarian Feast’ znajdziemy przepisy na śniadania, napoje, przystawki i małe przekąski, sałatki, dania główne, dania z dodatkiem jajek, nabiału, warzyw strączkowych i zbóż. Nie zabrakło tu również deserów i choć jest tu ich zaledwie kilka, to ma się ochotę natychmiast wypróbować każdy z nich (nie bez kozery więc rozdział im poświęcony nosi wielce wymowny tytuł ‘divine desserts’ ;)).