Archiwa kategorii: kuchnia włoska

Pappa al pomodoro, czyli włoska ‘pomidorówka’ z toskańskim rodowodem

tomates2013
Gdyby zapytano mnie, z czego najtrudniej było by mi w kuchni zrezygnować, bez wahania odpowiem, że (pomijając dynię rzecz jasna! ;)) były by to pomidory. Uwielbiam najprostszą sałatkę pomidorową z dodatkiem posiekanej cebuli / szalotki i szczypiorku (choć w moim rodzinnym domu była to sałatka z dodatkiem śmietany…) czy – jeszcze prościej – te same składniki w wersji ‘kanapkowej’, czyli kromka dobrego chleba na zakwasie suto obłożona plastrami pomidora i posypana poszatkowaną cebulą i szczypiorkiem (a do tego oczywiście spora szczypta świeżo zmielonego pieprzu oraz soli, a najlepiej lekko ‘chrupiącej’ pod zębami fleur de sel).
Jak dziecko byłam w stanie żywić się na okrągło pomidorami i żółtym serem (i jeszcze żurkiem, ale o tym wspomnę w następnym wpisie… ;)) i miłość do tych dwóch składników pozostała do dziś. Ulubionym obiadem była zupa pomidorowa z ryżem oraz gołąbki, z tym że w gołąbkach najbardziej lubiłam… sos pomidorowy właśnie :D

pappa_al_pomodoro0011
Ktoś, kto kocha pomidory oraz chleb, nie może nie pokochać toskańskiej wersji ‘pomidorówki’, zwanej ‘pappa al pomodoro’ (co – przyznacie sami – brzmi o wiele lepiej w oryginale niż w tłumaczeniu, ‘pappa’ bowiem oznacza ‘papkę’ ;)). To kolejne danie wywodzące się z tzw. biednej kuchni (cucina povera), które powstało nie tylko po to, by zużyć nadmiar łatwo dostępnych wszystkim pomidorów, ale przede wszystkim po to, by móc zutylizować resztki czerstwego chleba, który jest jednym ze składników zupy (wszak biedne rodziny dbały o to, by niczego nie wyrzucać i by jak najlepiej zagospodarować to, co było do dyspozycji).

Pierwszą ‘pappa al pomodoro’ ugotowałam kiedyś z jednego z ‘książkowych’, tradycyjnych przepisów. Później skorzystałam z porady pewnej mojej byłej włoskiej uczennicy i część pomidorów upiekłam (z dodatkiem odrobiny oregano), co świetnie wpłynęło na smak zupy. Ostatnio zaś, ze względu na nadmiar pomidorków olivetti (nie mogłam ich nie kupić – były idealnie dojrzałe i słodkie, naprawdę rzadko jadłam tak dobre pomidory…) dodałam również ich część już po ugotowaniu zupy, na surowo, by zachować ich niepowtarzalny smak, a przy okazji by wzbogacić teksturę zupy. Ta ‘trójwymiarowa’ wersja okazała się najlepszą z dotychczasowych, również z dodatkiem grzanek z podsmażonego wcześniej na odrobinie oliwy chleba, by było bardziej chrupiąco, a mniej ‘papkowo’ ;)
A co do chleba jeszcze, to jeśli akurat nie posiadacie czerstwego pieczywa, wystarczy lekko podpiec je w piekarniku czy na mocno rozgrzanej patelni, co przy okazji doda smaku i samemu chlebowi, i zupie.

pappa_al_pomodoro02
Pappa al pomodoro, czyli toskańska pomidorowa z chlebem

(proporcje dosyć orientacyjne…)

ok. 700 g pomidorów
ok. 350 g pomidorków olivetti lub koktajlowych (do upieczenia)
+ ok. 250 g pomidorków olivetti lub koktajlowych (na surowo)
spora szczypta suszonego oregano (opcjonalnie)
4-5 ząbków czosnku
pęczek bazylii
kilka łyżek oliwy do smażenia + do polania
sól, pieprz
opcjonalnie – szczypta płatków chili
kilka kromek czerstwego chleba (najlepiej jeśli podpieczemy go wcześniej lub zrumienimy na patelni)

Piekarnik rozgrzać do 200-220°.
Pomidorki ułożyć w naczyniu do zapiekania lub na blasze, skropić oliwą, posolić, posypać odrobiną oregano (można pominąć) i piec ok. 15 minut, aż pomidorki zaczną lekko pękać.
Pomidory naciąć na krzyż na czubku, sparzyć wrzątkiem (zanurzyć na maks. minutę), a następnie obrać ze skórki. Pokroić na ćwiartki, pozbawić twardych części i pokroić na mniejsze kawałki.
Oberwać listki bazylii, łodygi zachować.
Czosnek zmiażdzyć i bardzo drobno posiekać (lub rozetrzeć), a następnie lekko podsmażyć go na oliwie, na niezbyt mocnym ogniu (nie chodzi bowiem o to, by czosnek jak najmocniej się zrumienił, lecz o to, by nadał aromatu oliwie), dodając również ewentualnie lekko rozgniecione łodygi bazylii (można pominąć i zamrozić łodygi do późniejszego wykorzystania). Po kilku minutach dodać również płatki chili, a następnie pokrojone pomidory, doprawić solą i pieprzem i gotować ok. 10 – 15 minut. Następnie dodać upieczone pomidorki koktajlowe, kawałki chleba, pokrojone lub porwane na kawałki listki bazylii, wymieszać, doprawić do smaku i gotować jeszcze chwilę, aż chleb się ‘rozpadnie’ (jeśli zupa jest zbyt gęsta, możemy dodać nieco wody lub lekkiego bulionu warzywnego).
Przed podaniem wyłowić gałązki bazylii i dodać przekrojone na pół pomidorki koktajlowe, ewentualnie doprawić jeszcze solą i pieprzem, a na talerzu skropić każdą porcję oliwą (zupę można podawać na ciepło lub uprzednio przestudzoną).

pappa_al_pomodoro_double
Pomidorki, które wcześniej podpiekam, suto polewam oliwą, która świetnie sprawdza się później również np. do ‘moczenia’ w niej chleba (przywykłam do tego we Francji i tak już zostało ;)).

Powyższa wersja jest wersją dosyć prostą, ‘podstawową’, choć z upływem czasu receptura zupy uległa pewnym modyfikacjom; niektórzy dodają do niej również cebulę, inni podsmażają wcześniej pora czy też dodają pieczoną paprykę, jeszcze inni przygotowują ją na bazie soffritto (trochę jak w przypadku wspominanego niedawno pomidorowego sosu – ‘sugo finto’), mnie jednak ta minimalistyczna wersja całkowicie wystarcza do szczęścia :)
Jak w większości tego typu dań – im mniej składników, tym ważniejsza jest ich jakość, gdyż tylko wtedy otrzymamy naprawdę dobry efekt końcowy; użyjmy więc jak najmocniej dojrzałych, aromatycznych pomidorów oraz dobrej oliwy. Stawianie na jakość, a nie na ilość zdecydowanie i tutaj popłaca :)


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli!

(a w następnym wpisie – z pewnością już jutro – wrócę jeszcze do Toskanii, pomidorów i toskańskiego chleba… :))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Toskańskie pici i sugo finto

sugo_finto_casserole
Od naszego powrotu z Toskanii minęły już dwa miesiące, a ja wciąż nie uporałam się z toskańskimi wpisami… Postaram się więc choć częściowo nadrobić te zaległości (o ile macie jeszcze ochotę, by ‘męczyć’ Was wakacyjnymi zdjęciami ;)).

By pozostać we włoskiej tematyce, dziś słów kilka o pysznym sosie pomidorowym, który był u nas dodatkiem do toskańskich pici, wyglądających jak grube, mocno rustykalne ;) spaghetti, tradycyjnie wyrabianych tylko z mąki i wody (czyli bezjajeczny makaron w sam raz i dla mnie ;)). Czy oznacza to, że nareszcie polubiłam makaron? Nieee, długo jeszcze makaron nie znajdzie się chyba na mojej liście kulinarnych bestsellerów, ale podany z dobrym sosem plasuje się zdecydowanie coraz wyżej, choć nie na tyle, bym częściej porywała się w domu na jego wyrób (dzisiejsze pici to ‚resztki’ wakacyjnych zakupów :)).

sugo_finto_pici01
Dzisiejszy ‘sugo finto’, czyli sos ‘fałszywy’, to kolejna potrawa tzw. biednej kuchni (cucina povera), w której mięso było rzadkim, odświętnym dodatkiem, a sosy takie jak ten miały ‘udawać’ ich odpowiedniki z mięsną wkładką (stąd nazwa ‘finto’, czyli ‘fałszywy, oszukany’).
Jego bazą jest popularne we włoskiej kuchni soffritto, czyli bardzo drobno posiekane* i podsmażone wcześniej na tłuszczu warzywa, które stają się dzięki temu niezwykle aromatyczne; najczęściej jest to cebula, marchewka i seler, które np. Laura Santtini nazywa Trzema Muszkieterami kuchni włoskiej (w roli d’Artagnana zapewne czosnek ;)), a Pamela Sheldon Johns – Świętą Trójcą ;). Dodajmy jeszcze do tego czosnek, natkę pietruszki, kilka listków szałwii i gałązkę rozmarynu, podlejmy czerwonym winem i koniecznie użyjmy aromatycznych, pachnących słońcem pomidorów. Dzięki tym oto składnikom (i dzięki wcześniejszemu soffritto) otrzymamy niezwykle aromatyczną, intensywną preparację, która ożywi każde najprostsze nawet danie. A jeśli całość posypiemy jeszcze startym parmezanem, to otrzymamy coś, co być może zbliży nas do smaku umami (U-Mamma! jak mawia wspominana już Laura Santtini :) Prawda, że to idealne określenie dla tego typu dań? :)).
Dzisiejszy przepis to ‘wypadkowa’ tych oto dwóch receptur, znalezionych na stronie Emiko – klik oraz Julii – klik. Sos z dodatkiem czosnku, szałwii i rozmarynu smakował nam o wiele bardziej, nie rezygnujmy więc z nich, sos bowiem zdecydowanie zyskuje w ich towarzystwie. A o samych pici wspomnę jeszcze w następnym wpisie, gdyż łączy je z moimi wakacjami krótka anegdota…

sugo_finto1
* u Julii możecie zobaczyć, jak drobno wszystko powinno być posiekane (u mnie niestety nie było aż tak drobno… ale było smacznie, a to ponoć najważniejsze! ;))

sugo_finto_pici2

‘Sugo finto’, czyli sos pomidorowy z aromatycznym soffritto i czerwonym winem

na 4 porcje

kilka łyżek oliwy
ok. 600 g pomidorów (można też użyć pelati lub ewentualnie przecieru pomidorowego)
1 cebula
1 marchewka
1 duża łodga selera
1 pęczek pietruszki
1-2 ząbki czosnku (można pominąć)
½ kieliszka czerwonego wina (u mnie nieco więcej…)
sól, pieprz
opcjonalnie : 3-4 listki szałwii, 1 łodyżka rozmarynu + kilka listków bazylii do dekoracji (lub dodane do sosu)

Jeśli używamy świeżych pomidorów, należy je sparzyć, przełożyć do zimnej wody, następnie obrać ze skórki, przekroić na ćwiartki oddzielając nasiona, a następnie pokroić w kostkę.
Oliwę rozgrzać w garnku o grubym dnie (używam garnka żeliwnego).
Czosnek zmiażdżyć i bardzo drobno poszatkować.
Cebulę, marchewkę, łodygę selera oraz natkę pietruszki bardzo drobno poszatkować (również listki szałwii, jeśli je dodajemy; rozmaryn dodaję w całości i wyławiam pod koniec gotowania) i podsmażyć na rozgrzanym tłuszczu (mniej więcej w połowie smażenia dodać czosnek) przez ok. 10 minut (mieszając od czasu do czasu) aż cebula będzie dobrze zeszklona, a warzywa będą już intensywnie pachnieć. Wtedy wlać wino (zdeglasować) i gotować jeszcze kilka minut, aż wino częściowo się zredukuje. Następnie dodać pomidory, doprawić solą i pieprzem i gotować ok. 35 – 45 minut, aż sos stanie się odpowiednio gęsty (podczas duszenia, w zależności od tego jaką konsystencję sosu chcemy uzyskać, możemy również dodać nieco wody).
Sos ten można też potraktować jako bazę sosu mięsnego i po przygotowaniu soffritto dodać mięso, zrumienić je i dalej postępować jak kolejnych etapach przepisu.
Podając sos z makaronem, podgrzewamy sos i dodajemy do niego ugotowany al dente makaron, dolewając ewentualnie kilka łyżek wody z gotowania makaronu. Mieszamy dokładnie i przekładamy na talerze; możemy ewentualnie posypać startym parmezanem lub pecorino.

Smacznego!

sugo_finto_pici3

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Bób i pieczona papryka

fromage_brebis_ferme1Sezon na bób wciąż trwa*, co piątek wracam więc z farmy z olbrzymią porcją tych pysznych, zielonych strąków.
*(upały również, nie narzekam jednak, wychodząc z założenia, iż lepsze to niż niż chłód i słota ;))
Co drugi piątek zaś na ‘naszą’ farmę przyjeżdża pani z serami owczymi własnego wyrobu, zabieram więc zawsze wtedy ze sobą szklany pojemnik, który napełniamy pysznymi serowymi ‘kulkami’ :) Są idealnym dodatkiem do szybkich sałatek czy kanapek, szczególnie przy obecnie panującym skwarze…

Jak wspominałam już wielokrotnie – najczęściej gotuję bób na parze, dosyć krótko (3-4 minuty), by pozostał jeszcze lekko ‘al dente’, a następnie natychmiast zanurzam go w lodowatej wodzie, by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować ten świeży, zielony kolor. A później podaję np. ze zgrillowaną cukinią, pomidorami i kozim lub owczym serem; czasami dodaję też orkiszowy kuskus lub komosę, jeśli sałatka ma być bardziej pożywna.

Była już na blogu sałatka z bobem i grillowaną cukinią (pyszna!), była wersja z pomidoramiklik, były też grzanki (w stylu bruschette / crostini) z rzodkiewkowym serkiem lub szynką parmeńską – klik. Dziś również grzanki, lecz z pomysłu Donny Hay (uwielbiam jej przepisy – a przede wszystkim zdjęcia – i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny numer jej magazynu…); jako dodatek do bobu i koziego sera jest tutaj pyszny sos z pieczonej papryki, który od razu podbił nasze serca (a raczej nasze kubki smakowe i żołądki ;)). Bardzo nieznacznie zmodyfikowałam przepis dodając odrobinę świeżych ziół, więcej papryki i mniej czosnku, a zamiast migdałów – tym razem orzeszki piniowe, które czekały akurat na zużycie. Połączenie bobu, pieczonej papryki, kremowego serka i orzeszków okazało się tak pyszne, że nawet Ci, którzy właśnie skończyli obiad, niecierpliwie czekali na koniec sesji zdjęciowej ;)

(przy okazji przypominam o ewentualnym zamrożeniu bobu, jeśli oczywiście macie taką możliwość…)

bruschette_feves_poivrons01
Grzanki z bobem, pieczoną papryką i kozim / owczym serem

na 4 porcje

1 główka czosnku + 4 ząbki (można je pominąć)
1 łyżka oliwy + do polania
200 g papryki
1 łyżka octu z sherry (u mnie balsamiczny)
1 łyżeczka cukru (pomijam)
50-60 g migdałów (w oryginale bez skórki) lub orzeszków piniowych
sól morska + świeżo zmielony pieprz
4 duże kromki chleba – najlepiej na zakwasie (lub 8 mniejszych)
150 g białego, miękkiego koziego lub owczego sera
ok. ½ szklanki ugotowanego bobu
opcjonalnie : świeża bazylia + oregano lub tymianek

Rozgrzać piekarnik do 200-220°C.
Główkę czosnku przekroić na pół (ścinamy górną część główki) i ułożć na wyłożonej papierem blasze wraz z dodatkowymi 4 ząbkami, polać lekko oliwą; piec (wraz z papryką, szczegóły poniżej) przez ok. 25-30 minut (pojedyncze ząbki wyciągamy już po ok. 10 minutach).
Paprykę umyć, osuszyć, ułożyć na blasze obok czosnku i opiec z każdej strony aż skórka będzie lekko czarna. Przełożyć paprykę do hermetycznego naczynia (używam szklanego) lub ewentualnie do worka. szczelnie zamknąć i pozostawić do wystygnięcia (dzięki temu paprykę łatwiej będzie obrać ze skórki).
Bób ugotować na parze (ok. 3-4 minuty, większe ziarna do 5-6 min) i natychmiast przełożyć do lodowatej wody, by zachować jego kolor i chrupkość; po ostudzeniu obrać i wymieszać z odrobiną oliwy, dodać kilka posiekanych listków bazylii, lekko doprawić solą i pieprzem.
Obrać paprykę ze skórki, oczyścić z nasion i przełożyć do malaksera. Dodać 4 upieczone ząbki czosnku (‘wyciskamy’ ich miąższ z osłonki), ocet, oliwę, cukier (jeśli używamy), migdały lub zrumienione na suchej patelni orzeszki piniowe, sól i pieprz do smaku oraz ok. ½ łyżeczki świeżych listków oregano lub tymianku, zmiksować na pastę.
Kromki chleba zrumienić kilka minut na suchej, rozgrzanej patelni (lub w piekarniku, tosterze czy na patelni grillowej) i każdą kromkę skropić lekko oliwą, a następnie natrzeć upieczoną główką czosnku. Na chlebie rozsmarować ser, na niego nałożyć sos paprykowy oraz bób; skropić odrobiną oliwy i ewentualnie posypać zrumienionymi na suchej patelni orzeszkami piniowymi lub płatkami migdałów (u mnie również czerwony pieprz, który lubię szczególnie za jego walory ‚dekoracyjne’ ;)).

bruschette_feves_poivrons2
Uwagi :

- czosnku można użyć nieco mniej; u nas te dodatkowe 4 ząbki są zbędne, gdyż jedna połówka główki wystarcza mi do natarcia chleba, a drugą (mniejszą) dodaję do sosu paprykowego

- nie dodaję tutaj cukru, gdyż zazwyczaj używam zredukowanego uprzednio octu balsamicznego, który sam w sobie jest już lekko słodki

- według mnie, sos paprykowy jest ciekawszy właśnie z odrobiną świeżego oregano lub tymianku (najchętniej używam tymianku cytrynowego), a bób zyskuje na smaku w towarzystwie bazylii; sos możecie również przygotować wcześniej (przy aktualnych upałach piekarnik włączam tylko wyjątkowo – albo bardzo wczesnym porankiem, albo bardzo późnym wieczorem…) i przy okazji z podwójnej (lub potrójnej ;)) porcji, jest bowiem naprawdę pyszny! (mój jest pomarańczowy, gdyż czerwonej papryki aktualnie nie ma na farmie, jest za to zielona i pomarańczowa :))

bruschette_feves_double2

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!

(a wielbicielom pieczonej papryki polecam również tę włoską peperonatę – klik)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email