Archiwa kategorii: lato

Kokosowa kruszonka. Na szybko.

Miniony tydzień należał do bardzo gorących, i to nie tylko ze względu na panujące na zewnątrz temperatury, ale przede wszystkim ze względu na egzaminowy czas w szkole. Koniec każdego kursu to egzaminy, testy, poprawy, wystawianie ocen, obliczanie średnich… Dziś zakończyłam 90% całej tej ‘papierkowej zabawy’ i z ulgą dotarłam do domu, po wielu godzinach sprawdzania testów. I choć takich ‘prawdziwych’ wakacji niestety nie mam (pracuję w prywatnej szkole językowej, w której kursy trwają przez cały rok), to i tak cieszę się z nadchodzącego tygodnia przerwy. Miło będzie znów nic nie musieć ;) Tym bardziej, że na wypróbowanie czeka sporo nowych przepisów :)

Przyznaję, że ostatnimi czasy niewiele gotuję. Brak wolnego czasu i trwające nadal upały nie sprzyjają siedzeniu w kuchni. Poza tym ja i tak najbardziej w takie dni lubię zajadać się sałatką z malinowych pomidorów suto skropionych oliwą :) Czasami dołącza do nich awokado, czasami ogórek czy zielona sałata. Hektolitry wody z cytryną dopełniają to upalne menu, a najlepszy deser to miseczka świeżych, sezonowych owoców. Czereśnie, maliny, jagody, porzeczki, agrest czy morele są świetną, orzeźwiającą przekąską. I tylko czasami, gdy mam ochotę na coś bardziej ‘deserowego’, zapiekam je z niewielką ilością kruszonki; wszyscy najchętniej pałaszują takie crumble z dodatkiem gałki lodów, ja jednak nadal muszę zadowalać się samymi owocami.

Ostatnia wariacja na temat crumble to truskawki, maliny i jagody wymieszane z odrobiną skórki cytrynowej i z limoncello (a połowa z Grand Marnier). Do tego przygotowałam kokosową kruszonkę z zakupionej jakiś czas temu mąki kokosowej, która idealnie pasuje do owoców. Pod warunkiem, że lubimy kokosowe smaki rzecz jasna ;) Kruszonkę możemy oczywiście przygotować z każdego innego przepisu; ja mam trzy ulubione : kruszonkę ‘duńską’ – klik, kruszonkę migdałową – klik oraz kruszonkę Bajaderki – klik.

*

crumblecoco

Owoce z kokosową kruszonką

50 g masła (lub nieutwardzanej margaryny)
65 g mąki kokosowej (lub pszennej)
50 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)

owoce sezonowe (u mnie maliny, truskawki i jagody)
otarta skórka z jednej cytryny
odrobina limoncello do smaku (lub Grand Marnier, jeśli wolicie pomarańczową nutę)
syrop z agawy (lub cukier) do smaku

*

Piekarnik nagrzać do 180ºC.
Składniki kruszonki w miarę szybko dobrze razem wymieszać i pokruszyć (lub posiekać), odstawić w chłodne miejsce.
Owoce umyć i osuszyć. Truskawki pokroić na mniejsze kawałki. Wymieszać owoce z otartą skórką z cytryny i limoncello (lub z Grand Manier) oraz z syropem z agawy / cukrem i przełożyć je do natłuszczonych foremek. Posypać owoce kruszonkę i piec ok. 20 minut.
Podawać z lodami (lub bez ;) ).

Smacznego !

*    *    *

A na koniec chcę podzielić się z Wami  pewną dobrą nowiną (odpukuję przy okazji, by nie zapeszyć… ;) ). Otóż podczas ostatniego seansu akupunktury pani terapeutka stwierdziła, że mój organizm coraz lepiej reaguje na jajko i że powinnam spróbować ponownie włączyć je do mojego jadłospisu. Testu jajecznego dokonałam wczoraj po południu (przygotowałam bardzo szybkie ciasto ucierane z owocami) i okazało się, że organizm rzeczywiście całkiem nieźle reaguje! Odczułam tylko bardzo delikatne ‘ciepło’ na policzkach, sama jednak nie wiem, czy było to związane z samą konsumpcją jajka czy też bardziej ze stresem tym spowodowanym ;) Za kilka dni test powtórzę i mam cichą nadzieję, że będzie on tak samo pozytywny jak ten wczorajszy. Proszę więc o kciuki! Z pewnością się przydadzą :)

A przy okazji dodam, że to zaimprowizowane ciasto okazało się na tyle smaczne, że powtórzę je (i sfotografuję ;) ) z pewnością już niebawem.

Pozdrawiam serdecznie !

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Kulinarny raj ;)

legumesvertsjuin
*
Przełom czerwca i lipca to prawdziwy, kulinarny raj :)

Podczas każdej wizyty na farmie i targu wypatruję kolejnych sezonowych produktów. I co kilka dni pojawia się coś nowego :) Najchętniej kupiłabym wszystkiego po trochu i właściwie tylko coraz cięższy wiklinowy kosz przypomina mi o tym, że pora zakończyć zakupy. Powiedzcie jednak sami, jak można przejść obojętnie obok tych wszystkich wspaniałości? ;)
Na jednym ze straganów wdzięczą się pełne czerwcowego słońca kwiaty cukinii :

*

fleursdecourgettes
*

Wszędzie pełno wszelakich młodych fasolek i strąków zielonego groszku
*

legumesvertsjuin2
*
oraz – mojego ulubionego – groszku cukrowego, który to ostatnio kupuję w ilościach niemal hurtowych ;)
Umyte i oczyszczone z włókien strąki gotuję zaledwie kilka minut na parze – tylko tyle, by groszek lekko zmiękł, lecz by nadal był lekko chrupki. Tuż po ugotowaniu dobrze jest zanurzyć warzywa w lodowatej wodzie by zatrzymać proces gotowania oraz by zachować ich piękny, zielony kolor.

*

poismangetout2
*
Podczas jednej z ostatnich wizyt na farmie jej właścicielka powiedziała mi, że bardzo lubi obserwować mnie podczas zakupów, bowiem gdy tylko mój wzrok spocznie na jakimś ‘nowym’, sezonowym warzywie czy owocu, na mojej twarzy natychmiast pojawia się olbrzymi uśmiech :D
Tak było np. tydzień temu, gdy nareszcie pojawił się bób :)
*

feves11
*
Zielone, pękate strąki (świeżo przywiezione z pola) natychmiast trafiły do mojego wiklinowego koszyka.
*

feves2
*
Potem już tylko kilka minut łuskania (no dobrze, może nie kilka, a kilkanaście ;) ), kilka minut gotowania na parze, kolejna chwila łuskania, odrobina soli i pyszna przekąska gotowa :)
Jeśli natomiast posiłek ma być nieco bardziej sycący, przygotowuję taką oto sałatkę :

*
pdetfevespois2
*
Młode ziemniaki przekrajam na pół i duszę w oliwie z dodatkiem czosnku (ziemniaki można też upiec w piekarniku lub ugotować na parze np.); bób oraz groszek cukrowy gotuję na parze (zaledwie kilka minut, by – jak pisałam wcześniej – warzywa lekko zmiękły, lecz by pozostały lekko chrupkie). Przed podaniem całość skrapiam cytrynowo-ziołowym sosem vinaigrette. Do tego kilka plasterków malinowego pomidora i jestem w kulinarnym siódmym niebie ;)

*

pdetfevespois
*
A na deser – wystarczy miseczka świeżych owoców.
Truskawki powoli ustępują miejsca czereśniom, pojawiły się już maliny, jagody i porzeczki oraz pierwsze morele. Za niedługo cieszyć się też będzie można wiśniami i brzoskwiniami. Czy nie mam więc racji pisząc o kulinarnym raju ? ;)

*

Pozdrawiam serdecznie !

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Przetworów cd. Syrop z kwiatów lipy.

Wprawdzie nadal jest u mnie truskawkowo, ale – jak niedawno wspominała u siebie Usagi – ileż można pisać o kolejnych, truskawkowych dżemach ? ;) Dziś więc mała przerwa, choć nadal będzie ‘przetworowo’ :)
*

tilleul
*

W komentarzach do wpisu o syropie z kwiatów czarnego bzu, Justyna zapytała mnie czy w podobny sposób można przygotować syrop z kwiatów lipy. Jako że dzięki uprzejmości teściów kwiaty lipy do mnie dotarły, postanowiłam więc i ten syrop przygotować, choć muszę przyznać, że zazwyczaj używałam tego robionego przez teściów właśnie ;)

Jeszcze kilkanaście lat temu lipa kojarzyła mi się li i jedynie z herbatką wypijaną podczas grypy czy wszelakich epizodów przeziębieniowych. Ma ona – oprócz właściwości napotnych – podobno również właściwości przeciwskurczowe i uspokajające, pomaga między innymi przy bezsenności i migrenie. Herbatkę taką możemy oczywiście kupić np. w aptece czy sklepie zielarskim, możemy też ewentulnie własnoręcznie ususzyć kwiatostany lipy (suszymy zawsze w zacienionym, suchym i przewiewnym miejscu).
Lipy możemy również użyć do aromatyzowania niektórych potraw (np. sosów czy deserów), możemy też przygotować z niej wszelakie nalewki (kilka ciekawych przepisów znalazłam np. tutaj – klik).

Ja przygotowałam z nich syrop, a resztę wykorzystam do wspomnianej zimowej herbatki właśnie. Póki co jednak o zimie staram się jeszcze nie myśleć ;)

*

siroptilleul2

Syrop z kwiatów lipy

z dedykacją dla Justyny ;)

.
Przygotować go możemy dokładnie tak, jak wspomniany wcześniej syrop z kwiatów czarnego bzu.

Teściowa mi podpowiedziała, że syrop możemy przygotować z samych kwiatów (im więcej ich użyjemy, tym bardziej intensywny będzie nasz syrop, minimum to ok. 60-80 g świeżych kwiatów), ale również z kwiatów wraz z listkami (wtedy jednak otrzymamy syrop lipowy, a nie z kwiatów lipy ;) o nieco odmiennym smaku) i wtedy na litr wody potrzebujemy ok. 2 garści kwiatostanów lipy.
Przygotowujemy zalewę : zagotowujemy 1 litr wody + 1 kg cukru (u mnie tym razem trzcinowy) + 20 g kwasku cytrynowego (lub sok  z 1 cytryny) i wrzątkiem zalewamy kwiaty (wszystkie muszą być zakryte syropem), przykrywamy i odstawiamy na ok. 2 dni, delikatnie mieszając zawartość naczynia raz dziennie. Następnie dokładnie filtrujemy syrop i przelewamy do wyparzonych butelek; jeśli chcemy przechowywać go dosyć długo, radzę syrop zapasteryzować : syrop po przefiltrowaniu zagotować i wlać do wyparzonych butelek. Syrop który nie jest pasteryzowany przechowuję zawsze w lodówce, a pasteryzowany – w piwnicy. Po otwarciu syrop przechowujemy w lodówce.

Tak jak już wspominałam poprzednio – w podobny sposób możemy przygotować również inne syropy, np. z liści melisy, mięty czy werbeny, a im więcej ziół użyjemy, tym bardziej aromatyczny będzie nasz syrop.
Aktualnie rośnie u mnie na balknie mięta lawendowa oraz szałwia ananasowa i muszę przyznać, że i ich aromat bardzo chętnie zamknęłabym w buteleczce syropu ;) Niestety nie sądze, że uda mi się to w tym sezonie, roślinki są bowiem jeszcze dosyć małe niestety. Ale co się odwlecze… ;)
*

*   *   *

A na koniec, nawiązując do poprzedniego wpisu (a przede wszystkim do części dotyczącej pasteryzacji), pozwolę sobie zacytować słowa Lulki, która w komentarzach wspomniała o praktykowanym przez nią (i wg mnie bardzo ciekawym) sposobie pasteryzacji konfitur w piekarniku.

Cytuję :

„Chciałam coś podpowiedzieć w sprawie pasteryzacji dżemów, robię je w domu od lat (najlepsze w mojej spiżarce są agrestowe), otóż pasteryzuję słoiczki tak samo jak Ty, tylko zostawiam je otwarte w temp. ok. 150 st.C tak długo, aż utworzy się na nich skorupka, wtedy można spokojnie zakręcić wieczka i masz pewność, że nie pojawi się żadna pleśn. To stary sposób mojej śp. teściowej, jeszcze sprzed wojny.
Kiedyś jeszcze na wierzch gorącego dżemu kładło się kółeczko wycięte z pergaminu i zamoczone w spirytusie, ale moim zdaniem ‘zapiekanie’ dżemu przez około 20-25 minut zupełnie wystarczy.
Oczywiście przed napełnieniem także wyprażam umyte słoiki w piekarniku, aby mieć pewność, że są idealnie czyste.”

Wczoraj zapasteryzowałam w ten właśnie sposób część moich truskawkowych dżemów, co i Wam polecam; a Lulce raz jeszcze serdecznie dziękuję za sugestię :)

Polecam Wam również lekturę tego oto artykułu dotyczącego pasteryzacji (pisałam o nim w komentarzach, nie wiem jednak, czy wszyscy do nich ‘wracają’ ;) ).

*

nalewkatruskawkowa1
*

Co do nalewki truskawkowej zaś, o którą pytano mnie w poprzednim wpisie, postanowiłam opublikować przepis na blogu (lub przepisy w liczbie mnogiej, gdyż nalewek testowanych będzie kilka ;)) dopiero po ewentualnej degustacji, chciałabym bowiem móc coś więcej o nich powiedzieć, co teraz jest jeszcze niestety niemożliwe. Chętnie natomiast podam Wam linki do poleconych mi przepisów, może i Wy bowiem macie ochotę poeksperymentować z nalewkami :)

- pierwsza to propozycja Kamili – klik (u mnie, jak radzi Nergesca – zamiast 0.5 litra spirytusu : 0.75 litra wódki)

- druga, to przepis z Figi FotoForum

- trzecia, to przepis polecany przez An z Chatki (przepis w komentarzach pod postem)

- a czwarta, to mieszanka kilku francuskojęzycznych przepisów, głównie na bazie rumu i mojego ulubionego Grand Marnier :) ale o tego typu eksperymencie napisać można dopiero po degustacji ;)

*

A skoro już o nalewkach mowa, to mam do Was przy okazji wielką prośbę : jako, że w tym temacie jestem typowym laikiem, chętnie poczytam o Waszych wskazówkach, radach i doświadczeniach w tym temacie. Jeśli oczywiście zechcecie się nimi ze mną podzielić :)

*

Pozdrawiam serdecznie !
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email