Archiwa kategorii: lato

Mango. Awokado. Koktajl.

cocktail_mangue_avocat03
Przyznaję iż wiele receptur pojawia się na naszym stole dzięki moim uczniom z różnych zakątków świata. Nawet Ci, którzy nie najlepiej radzą sobie jeszcze z językiem, czerpią wielką radość z opowiadania o ulubionych daniach i o tradycjach kulinarnych danego kraju czy regionu. I cieszą się przeogromnie gdy mówię im, że przepis wypróbowałam i że danie i nam przypadło do gustu.
Tak było również z dzisiejszym koktajlem. Gdy N. z Rosji opowiadała w miniony piątek o swojej ulubionej sałatce z awokado, M. z Erytrei patrzył na nią z dosyć niewyraźną miną, tłumacząc nam, że dla niego awokado jest tylko i wyłącznie do picia. Upewniliśmy się więc najpierw, czy nie myli awokado z orzechem kokosowym ;) po czym dowiedzieliśmy się, że chodzi mu o zmiksowanie awokado (i tu wszystko stało się jasne) i podanie go w postaci koktajlu, jak czyni również wielu moich uczniów z Ameryki Południowej na ten przykład.

Ale wróćmy do M. i do jego koktajlu z awokado. Otóż jego ulubioną wersją jest ta z dodatkiem mango, a gdy koktajl ma być bardziej syty (możemy bez problemu zastąpić nim jeden posiłek) dodaje on również banana. Miksuje wszystko tylko z wodą, ja jednak postanowiłam użyć tutaj wody kokosowej, która czekała akurat na zużycie (choć i z sokiem pomarańczowej koktajl świetnie smakuje). Werdykt? Koktajl jest wręcz orgazmiczny! :D (pod warunkiem rzecz jasna, że lubicie mango ;)).
Ponadto jest to prawdziwa bomba zdrowotno-witaminowa : nie przejmujcie się absolutnie ilością kalorii / zawartością tłuszczu w awokado czy cukru w mango – są to zdrowe, potrzebne naszemu organizmowi komponenty i wierzcie mi – to nie od tego typu kalorii się tyje (wieeele kilogramów na minusie sprawia, że wiem o czym piszę… ;)).
Poniżej – moja wersja podstawowa koktajlu oraz kilka ‘wariacji na temat’, a zainteresowanych zdrowotnymi walorami składników koktajlu (by niepotrzebnie nie powielać tego, o czym napisali już inni…) zapraszam do przeczytania kilku informacji np. tutaj (o mango), tutaj (o awokado) i tutaj (o wodzie kokosowej).

(przy okazji polecam Wam również kilka pomysłów u Wiktorii - klik, zdecydowanie warto je wypróbować…)

cocktail_mangue_avocat2
(edycja 4.04 – dopisek dot. soku z limonki…)

Koktajl z mango i awokado

wersja I :
2 owoce mango
1 awokado
min. 500 – 750 ml wody kokosowej (lub soku pomarańczowego / jabłkowego / wody mineralnej…)
opcjonalnie – nieco świeżego imbiru + sok z ok. 1/2 limonki / małej cytryny

Obrane i pokrojone owoce umieścić w blenderze i zmiksować z dodatkiem wybranego płynu (płynu dodajemy więcej / mniej w zależności od konsystencji jaką chcemy otrzymać).

wersja II :
jak wyżej + świeży szpinak / rukola (ilość wedle uznania, 1-2 spore garści)

Szpinak / rukolę dokładnie myjemy i miksujemy z pozostałymi składnikami.

wersja III :
2 owoce mango
1 banan
1 awokado (lub tylko mango + banan)
min.750 ml wody kokosowej (lub soku pomarańczowego / jabłkowego / wody mineralnej…)

Przygotowanie jak wyżej.

Jeśli wolimy wersję bardziej sytą, część płynów możemy również zastąpić mlekiem kokosowym.

PS. Ostrzegam – każdy wariant działa uzależniająco! ;)

cocktail_mangue_avocat01

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Panzanella, czyli włoski sposób na czerstwy chleb

pain
Nie lubię wyrzucać. I nie chodzi tutaj absolutnie o zamiłowanie do ‘chomikowania’ (choć czasy komuny zdecydowanie taki odruch wśród obywateli niestety wyrobiły, ale to już całkiem osobny temat…), lecz o tzw. marnotrawstwo, szczególnie jeśli chodzi o żywność.
Jak wspominałam na początku roku – klik, staram się jak mogę, by jak najmniej jedzenia trafiało do mojego kosza, a ściślej rzecz biorąc – na kompost. I o ile widok resztek owoców czy warzyw w kompostowym kuble jestem jeszcze w stanie jakoś ‘przeżyć’, to zdecydowanie gorzej jest, gdy trafiają do niego całkiem spore ilości chleba…
Gdy sięgam pamięcią w przeszłość, nie przypominam sobie, bym widziała babcię wyrzucającą chleb. Sama go wypiekała, ręcznie wyrabiając ciasto w wielkiej, drewnianej dzieży (choć może tylko widziana oczami diecka wydawała sie taka olbrzymia ;)) i każdy jego kawałek był później skrupulatnie wykorzystany, aż do następnego, sobotniego wypieku . Nic się nie marnowało, nic nie wyrzucano. A gdy chleb stawał się zbyt czerstwy do kanapek, babcia i mama odsmażały jego kromki na maśle (choć babcia pewnie też i na smalcu ;)) i było to zdecydowanie jedno z ulubionych dań mojego dzieciństwa (na pierwszym miejscu plasował się zawsze żur z ‘wdrabianym’ do niego chlebem i do dziś jest na liście dań, które ‚życzę sobie’ podczas wakacji w Polsce :)).

panzanella01
Mam wrażenie, że to w tych ‘biedniejszych’ społeczeństwach szacunek do jedzenia (a chleba w szczególności) od zawsze był większy; nie tylko ze względów czysto finansowych, ale i ze względu na pracę włożoną w wyprodukowanie danych składników. We Francji sposobem na zagospodarowanie czerstwego chleba stał się ‘pain perdu’ (tzw. francuskie tosty), czyli kromki chleba namaczane w mleku, a później – w lepszych czasach ;) – w mieszance mleka, jajek i odrobiny cukru, i odsmażane na maśle; taki namoczony w mleku chleb stawał się również bazą do innych wypieków i deserów, a dziś chętnie używa się również zamiast chleba lekko podsuszonej czy podpieczonej w piekarniku / tosterze brioszki. Podobne pomysły na wykorzystanie chleba znajdziemy w kuchni hiszpańskiej, portugalskiej, niemieckiej czy w Ameryce Południowej. Mnie zaś zdecydowanie najbardziej do gustu przypadła wersja na słono, czyli włoska panzanella, idealna na szybki obiad czy kolację latem (dzisiejsza będzie prawdopodobnie jedną z ostatnich w tym sezonie, gdyż aktualne temperatury coraz częściej skłaniają nas do zjedzenia czegoś na ciepło…).

Kluczowym składnikiem tej sałatki jest czerstwy chleb. Ten toskański, wypiekany bez soli (zwany tam chlebem sciocco lub sciapo) jest swoistym wyzwaniem dla przyzwyczajonego do tradycyjnego chleba podnienbienia ;), jednak w towarzystwie wszelakich dobrze słonych salsicce, salumi toscani oraz jako baza do bruschette i crostini chleb taki sprawdza się doskonale (niedawno  wspominała o nim również Agnieszka – klik). Jest też idealny do takich dań jak opisana ostatnio pappa al pomodoro czy dzisiejsza panzanella, gdyż po namoczeniu i odciśnięciu miąższ takiego chleba bez soli nie staje się swoistą ‘papką’, za to pozwala na idealne rozkruszenie go, co dosyć dobrze widać na poniższym zdjęciu :
panzanella_Marghe                                          Panzanella jedzona w Toskanii, w trakcie przygotowania jej przez Marghe :)

Tak jak wczorajsza pappa al pomodoro, i to danie wywodzi się z czasów, gdy biedna chłopska kuchnia niewiele miała do zaoferowania. Na początku więc sałatka ta składała się podobno tylko z namoczonego chleba, do którego dodawało się poszatkowaną cebulę, oliwę i ocet. Później zaczęto dodawać do niej uprawiane w ogródku zioła i ogórki (choć te ostatnie nie wszędzie są obowiązkowym składnikiem sałatki), a jeszcze później – pomidory.
Czytając o genezie panzanelli po moim pierwszym powrocie z Toskanii miałam wrażenie, iż spór o to, co można a czego nie można do niej dodawać przypomina nieco dyskusje na temat sałatki nicejskiej; i tak na przykład dodatek ogórka jest ponoć popularny w okolicach Florencji i Arezzo (a niezbyt mile widziany w Sienie ;)), w Chianti dodaje się jajka na twardo, w Livorno – filety anchois, a w Viareggio – tuńczyka. Najbogatsza wersja panzanelli pochodzi zaś z okolic Garfagnany (znanej miłośnikom farro / płaskurki), gdzie tzw. ‚Panzanella del Prete’ (czyli ‘sałatka księdza’) zawiera dodatkowo czerwoną cykorię (radicchio), fenkuł, marchewkę, paprykę, szynkę, ser pecorino, tuńczyka oraz filety anchois, kapary oraz jajka na twardo.* Jednak – jak wszyscy zgodnie podkreślają – najważniejszy jest tutaj toskański chleb :)
Jeśli takowego nie mamy na podorędziu, wybieramy jak najlepszy chleb (pomijamy wszelaką bezsmakową ‘watę’ z marketu), cebulę, dojrzałe, aromatyczne pomidory, bazylię i jak najlepszą oliwę i ocet winny. I ewentualnie ogórek. Inne dodatki już na waszą odpowiedzialność ;)

*źródło – ‘Toscana a tavola’

panzanella02

Panzanella

ok. 300 – 400 g czerstwego chleba (np. typu ciabatta)
4-5 dobrze dojrzałych pomidorów
1-2 czerwone cebule*
(opcjonalnie – 1 mały ogórek)
świeża bazylia
sól + świeżo mielony pieprz
oliwa + ocet winny (używam balsamicznego)

*jeśli używamy białej cebuli, Marghe – u której miałam przyjemność gościć podczas moich Toskańskich wojaży dwa lata temu – radzi, by namoczyć ją uprzednio w occie, co złagodzi jej smak

Jeśli chleb jest mocno czerstwy, namoczyć go przez kilkanaście minut w zimnej wodzie, a następnie bardzo dokładnie odcisnąć i rozdrobnić / pokruszyć (jeśli chleb nie jest czerstwy, pomijamy etap namaczania, gdyż sok z pomidorów oraz oliwa i ocet wystarczą by nadać sałatce odpowiednią konsystencję).
Cebulę pokroić w piórka, pomidory (i ewentualnie ogórek) pokroić na kawałki, listki bazylii poszatkować lub ręcznie ‘porwać’ na mniejsze kawałki. Przygotowane warzywa połączyć z pokruszonym chlebem, suto skropić oliwą, doprawić solą i pieprzem, dodać nieco octu do smaku i bardzo dokładnie wymieszać. Odstawić w chłodne miejsce na min. 30 minut, by smaki ‚przegryzły się’. Serwować dobrze schłodzoną.

Tak jak w przypadku pappa al pomodoro, i do panzanelli przygotowuję teraz zrumienione na oliwie kawałki chleba, które dodaję tuż przed podaniem sałatki, by wzbogacić jej teksturę o bardziej chrupki akcent (tym razem grzanki przygotowałam z dodatkiem oliwy, która pozostała po upieczniu pomidorów z oregano z poprzedniego wpisu, co fantastycznie wpłynęło na ich smak).


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!

Korzystam też z okazji toskańskich wpisów, by raz jeszcze podziękować Marghe za tamten niezapomniany tydzień!
Grazie mille Marghe! :*

I dodatkowo – raz jeszcze – Inkwizycji, za prześliczną tacę :))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Pappa al pomodoro, czyli włoska ‘pomidorówka’ z toskańskim rodowodem

tomates2013
Gdyby zapytano mnie, z czego najtrudniej było by mi w kuchni zrezygnować, bez wahania odpowiem, że (pomijając dynię rzecz jasna! ;)) były by to pomidory. Uwielbiam najprostszą sałatkę pomidorową z dodatkiem posiekanej cebuli / szalotki i szczypiorku (choć w moim rodzinnym domu była to sałatka z dodatkiem śmietany…) czy – jeszcze prościej – te same składniki w wersji ‘kanapkowej’, czyli kromka dobrego chleba na zakwasie suto obłożona plastrami pomidora i posypana poszatkowaną cebulą i szczypiorkiem (a do tego oczywiście spora szczypta świeżo zmielonego pieprzu oraz soli, a najlepiej lekko ‘chrupiącej’ pod zębami fleur de sel).
Jak dziecko byłam w stanie żywić się na okrągło pomidorami i żółtym serem (i jeszcze żurkiem, ale o tym wspomnę w następnym wpisie… ;)) i miłość do tych dwóch składników pozostała do dziś. Ulubionym obiadem była zupa pomidorowa z ryżem oraz gołąbki, z tym że w gołąbkach najbardziej lubiłam… sos pomidorowy właśnie :D

pappa_al_pomodoro0011
Ktoś, kto kocha pomidory oraz chleb, nie może nie pokochać toskańskiej wersji ‘pomidorówki’, zwanej ‘pappa al pomodoro’ (co – przyznacie sami – brzmi o wiele lepiej w oryginale niż w tłumaczeniu, ‘pappa’ bowiem oznacza ‘papkę’ ;)). To kolejne danie wywodzące się z tzw. biednej kuchni (cucina povera), które powstało nie tylko po to, by zużyć nadmiar łatwo dostępnych wszystkim pomidorów, ale przede wszystkim po to, by móc zutylizować resztki czerstwego chleba, który jest jednym ze składników zupy (wszak biedne rodziny dbały o to, by niczego nie wyrzucać i by jak najlepiej zagospodarować to, co było do dyspozycji).

Pierwszą ‘pappa al pomodoro’ ugotowałam kiedyś z jednego z ‘książkowych’, tradycyjnych przepisów. Później skorzystałam z porady pewnej mojej byłej włoskiej uczennicy i część pomidorów upiekłam (z dodatkiem odrobiny oregano), co świetnie wpłynęło na smak zupy. Ostatnio zaś, ze względu na nadmiar pomidorków olivetti (nie mogłam ich nie kupić – były idealnie dojrzałe i słodkie, naprawdę rzadko jadłam tak dobre pomidory…) dodałam również ich część już po ugotowaniu zupy, na surowo, by zachować ich niepowtarzalny smak, a przy okazji by wzbogacić teksturę zupy. Ta ‘trójwymiarowa’ wersja okazała się najlepszą z dotychczasowych, również z dodatkiem grzanek z podsmażonego wcześniej na odrobinie oliwy chleba, by było bardziej chrupiąco, a mniej ‘papkowo’ ;)
A co do chleba jeszcze, to jeśli akurat nie posiadacie czerstwego pieczywa, wystarczy lekko podpiec je w piekarniku czy na mocno rozgrzanej patelni, co przy okazji doda smaku i samemu chlebowi, i zupie.

pappa_al_pomodoro02
Pappa al pomodoro, czyli toskańska pomidorowa z chlebem

(proporcje dosyć orientacyjne…)

ok. 700 g pomidorów
ok. 350 g pomidorków olivetti lub koktajlowych (do upieczenia)
+ ok. 250 g pomidorków olivetti lub koktajlowych (na surowo)
spora szczypta suszonego oregano (opcjonalnie)
4-5 ząbków czosnku
pęczek bazylii
kilka łyżek oliwy do smażenia + do polania
sól, pieprz
opcjonalnie – szczypta płatków chili
kilka kromek czerstwego chleba (najlepiej jeśli podpieczemy go wcześniej lub zrumienimy na patelni)

Piekarnik rozgrzać do 200-220°.
Pomidorki ułożyć w naczyniu do zapiekania lub na blasze, skropić oliwą, posolić, posypać odrobiną oregano (można pominąć) i piec ok. 15 minut, aż pomidorki zaczną lekko pękać.
Pomidory naciąć na krzyż na czubku, sparzyć wrzątkiem (zanurzyć na maks. minutę), a następnie obrać ze skórki. Pokroić na ćwiartki, pozbawić twardych części i pokroić na mniejsze kawałki.
Oberwać listki bazylii, łodygi zachować.
Czosnek zmiażdzyć i bardzo drobno posiekać (lub rozetrzeć), a następnie lekko podsmażyć go na oliwie, na niezbyt mocnym ogniu (nie chodzi bowiem o to, by czosnek jak najmocniej się zrumienił, lecz o to, by nadał aromatu oliwie), dodając również ewentualnie lekko rozgniecione łodygi bazylii (można pominąć i zamrozić łodygi do późniejszego wykorzystania). Po kilku minutach dodać również płatki chili, a następnie pokrojone pomidory, doprawić solą i pieprzem i gotować ok. 10 – 15 minut. Następnie dodać upieczone pomidorki koktajlowe, kawałki chleba, pokrojone lub porwane na kawałki listki bazylii, wymieszać, doprawić do smaku i gotować jeszcze chwilę, aż chleb się ‘rozpadnie’ (jeśli zupa jest zbyt gęsta, możemy dodać nieco wody lub lekkiego bulionu warzywnego).
Przed podaniem wyłowić gałązki bazylii i dodać przekrojone na pół pomidorki koktajlowe, ewentualnie doprawić jeszcze solą i pieprzem, a na talerzu skropić każdą porcję oliwą (zupę można podawać na ciepło lub uprzednio przestudzoną).

pappa_al_pomodoro_double
Pomidorki, które wcześniej podpiekam, suto polewam oliwą, która świetnie sprawdza się później również np. do ‘moczenia’ w niej chleba (przywykłam do tego we Francji i tak już zostało ;)).

Powyższa wersja jest wersją dosyć prostą, ‘podstawową’, choć z upływem czasu receptura zupy uległa pewnym modyfikacjom; niektórzy dodają do niej również cebulę, inni podsmażają wcześniej pora czy też dodają pieczoną paprykę, jeszcze inni przygotowują ją na bazie soffritto (trochę jak w przypadku wspominanego niedawno pomidorowego sosu – ‘sugo finto’), mnie jednak ta minimalistyczna wersja całkowicie wystarcza do szczęścia :)
Jak w większości tego typu dań – im mniej składników, tym ważniejsza jest ich jakość, gdyż tylko wtedy otrzymamy naprawdę dobry efekt końcowy; użyjmy więc jak najmocniej dojrzałych, aromatycznych pomidorów oraz dobrej oliwy. Stawianie na jakość, a nie na ilość zdecydowanie i tutaj popłaca :)


Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli!

(a w następnym wpisie – z pewnością już jutro – wrócę jeszcze do Toskanii, pomidorów i toskańskiego chleba… :))

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email