Archiwa kategorii: przetwory

Jesień, owoce i przetwory

pommesverger
*
Koniec września to idealny czas na spacery wśród sadów. Gałęzie uginają się pod ciężarem owoców, a jesienne słońce nadaje zieleni wyjątkowej barwy.

*
pommesverger1
*
Najchętniej rozłożyłabym tutaj mój piknikowy koc w kratę i spędziła leniwe popłudnie… Jednak jako iż sad nie jest mój niestety, korzystam z uprzejmości jego właścicieli i zadowalam się krótką sesją foto, która idealnie pasuje na dzisiejszy Dzień Jabłka (po raz czwarty już organizowany przez Tatter).

*

pommesverger2

*
Pojawiające się na straganach jabłka, gruszki i śliwki to znak, że jesień czeka już u naszych progów. I mimo iż nadal można jeszcze kupić truskawki (późna odmiana ‘mara des bois’, o lekko poziomkowym smaku), to nie mam już teraz na nie ochoty. Z targu i farmy wracam z koszykiem wypełnionym sezonowymi owocami, których sporą część zamykam w słoikach. W szary, zimowy poranek będą jak znalazł ;)

*

owocejesien

jabłka, gruszki, śliwki i pigwa

*
Jako że dziś jabłek zabraknąć tu nie może, oto małe jabłkowe co nieco. Idealne nie tylko jako dodatek np. do naleśników, ale i do delikatnej brioszki na śniadanie.
W zależności od typu użytych jabłek dodamy więcej lub mniej cukru, do smaku. Możemy użyć dwóch różnych rodzajów jabłek – takich, które rozgotowują się szybciej oraz takich, które pozostają bardziej zwarte, wtedy otrzymamy ciekawszą konsystencję dżemu. Możemy też dodać np. ziarenka z jednej laski wanilii lub odrobinę utartej tonki, która nadada jabłkom ciekawego aromatu.

(uwaga : u mnie jak zwykle proporcje na niewielką ilość przetworów, warto więc je podwoić, a nawet potroić ;) )

*

pommesraisinsnoix2

Korzenne jabłka z rodzynkami i orzechami

1 kg jabłek (waga po obraniu i spreparowaniu)
sok z 1/2 małej cytryny*
ok. 100 g rodzynek
40 ml rumu + 20 ml gorącej wody
ok. 150 – 200 g cukru (więcej, jeśli lubicie słodsze dżemy)
ok. 1 łyżeczka zmielonego cynamonu
ok. 150 g orzechów włoskich

*można pominąć, jeśli używamy mocno kwaśnych jabłek

Rodzynki zamoczyć w rumie wymieszanym z gorącą wodą, przykryć i odstawić na ok. 20 minut, a następnie dokładnie je osuszyć.
Orzechy lekko uprażyć na suchej patelni (lub w piekarniku) na lekko złoty kolor i posiekać.
Jabłka umyć, osuszyć, obrać ze skórki, pokroić w średniej wielkości kostkę i wymieszać z sokiem z cytryny. Dodać cukier, cynamon, rodzynki (możemy też dodać odrobinę wody) i smażyć na wolnym ogniu do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Pod koniec smażenia dodać orzechy i po kilku minutach gorący dżem przełożyć do czystych, wyparzonych (i osuszonych) lub wypieczonych słoików.
Jeśli chcemy dżem przechowywać dość długo, można go dodatkowo zapasteryzować – klik.

*

*   *   *

Druga dzisiejsza propozycja, to mariaż trzech jesiennych owoców z dodatkiem porto oraz korzennych przypraw. Jeśli lubicie grzane wino, to i te powidła z pewnością przypadną Wam do gustu. Proporcje owoców i przypraw możecie oczywiście zmodyfikować wedle uznania (przyznaję, że ja najczęściej robię te powidła ‘na oko’… ;) ).

*

pommeprunepoireporto

Jesienne powidła z korzenną nutą i porto


(waga owoców już po obraniu i spreparowaniu)

750 g śliwek  (węgierek)
250 g jabłek
250 g gruszek
sok z 1/2 małej cytryny
ok. 200 g cukru (więcej, jeśli lubicie słodsze dżemy)
1-2 laski cynamonu (lub ok. 1,5 łyżeczki zmielonego cynamonu)
mały kawałek (ok. 1-1,5 cm) świeżego startego imbiru
(lub 1/4 – 1/2 łyżeczki zmielonego imbiru)
1 kapsułka kardamonu (lub ok. 1/4 łyżeczki zmielonego kardamonu)
1 goździk (lub szczypta zmielonych goździków)
otarta skórka z 1 pomarańczy
50-60 ml porto*

*zamiast porto możemy użyć innego czerwonego wina  (często używam np. pinot noir)

Owoce umyć i dokładnie osuszyć. Jabłka i gruszki obrać ze skórki, pokroić w kostkę i wymieszać z sokiem z cytryny. Śliwki wypestkować i pokroić (każdą połówkę na dwie lub cztery części). Ziarenka kardamonu i goździk rozdrobnić w moździerzu. Cukier wymieszać z przyprawami i skórką z pomarańczy i połową zasypać owoce, lekko wymieszać, dodać pozostały cukier, przykryć owoce i odstawić na noc.
Następnego dnia zagotować owoce, dodać porto i smażyć aż do uzyskania odpowiedniej gęstości (możemy przygotować ten dżem podobną metodą dwudniową, jak powidła śliwkowe, czyli po pierwszym smażeniu –  odparowując jak najwęcej soku – odstawiamy owoce do wystygnięcia i dopiero na drugi dzień smażymy do uzyskania odpowiedniej konsystencji i wekujemy).
Gorący dżem przełożyć do czystych, wyparzonych (i osuszonych) lub wypieczonych słoików (jeśli użyliśmy całej laski cynamonu – wyciągnąć ją przed wekowaniem).
Jeśli chcemy dżem przechowywać dość długo, można go dodatkowo zapasteryzować – klik.

*

* * *

To jeszcze nie koniec śliwkowych szaleństw, w następnym wpisie bowiem zapaszam Was na (czekające już od kilku dni w kolejce…) przetwory śliwkowo-figowe, o ile lubicie figi rzecz jasna :)

*

A skoro mamy już jesień, to oczywiście nie może zabraknąć kolejnego Festiwalu Dyni, który – i w tym roku – planuję mniej więcej na koniec października, ale o tym już niebawem ;)

*

dynie201000

*

Pozdrawiam serdecznie !
*

*   *   *

- zdjęcia sadu zrobione zostały na farmie, na której dwa razy w tygodniu zaopatruję się w sezonowe warzywa i owoce – ‘Le Taulard’

- zdjęcie dyni – dyniowa farma ‘self-service’ – ‘La Grange aux courges’
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Koniec lata i przetwory ze śliwek

campagnesept*

Kończące się lato jest dla nas wyjątkowo łaskawe. Słońce i upały nas nie opuszczają (odpukuję…) i właściwie tylko zerkając w kalendarz przypominam sobie, że to już wrzesień. Że to już koniec września… Korzystam więc ile mogę z tej wspaniałej aury (dziś było nieco ponad 30 stopni!) i wygrzewam się na słońcu jak jaszczurka. A wracając do domu zamykam lato w słoikach ;)

Tym razem śliwki, bowiem czas już najwyższy by pomyśleć o śliwkowych przetworach na zimę.
*

sliwki2010

*

Najpierw jednak słów kilka dla Basi, która zapytała mnie, czy mam tutaj dostęp do tych prawdziwych ‘węgierek’. Tak jak pisałam w poprzednim poście, najczęściej spotyka się tutaj dwie odmiany śliwek : ‘Fellenberg’ oraz śliwkę ‘z Bazylei’ :
*

*

pruneaufellenbergbale

Fellenberg (większa) po lewej; śliwka z Bazylei (mniejsza) po prawej

*

Nie umiem niestety powiedzieć, jak te odmiany mają się do polskich węgierek oraz czy i która jest ich stuprocentowym odpowiednikiem. Mam wrażenie, że to jednak ta druga (z Bazylei) bardziej przypomina w smaku węgierki, choć powidła robię i z tych drugich (Fellenberg) i są równie smaczne. A może ktoś z Was, drodzy czytelnicy, podpowie czy śliwki ze zdjęć podobne są do polskich węgierek? Będę niezmiernie wdzięczna ;)

*

Przejdźmy jednak do konkretów, wszak śliwki czekają na przetworzenie ;)

*

confituresniadanie222

powidła po pierwszym dniu smażenia

*

Tak jak z pewnością większość z Was, każdej jesieni robię zapas powideł śliwkowych. Co roku bardzo podobnie : pierwszego dnia smażę wypestkowane śliwki z dodatkiem odrobiny wody (do godziny) i odstawiam je do wystygnięcia; drugiego dnia (lub tego samego dnia wieczorem) znów smażę je ok. godzinę (regularnie mieszając) i ponownie odstawiam; trzeciego dnia mniej więcej w połowie gotowania dodaję nieco cukru (do smaku) – najczęściej trzcinowy – i gdy konsystencja powideł jest już odpowiednia, przekładam je do wyparzonych / wypieczonych słoików i pasteryzuję ok. 20 minut. Zazwyczaj robię jedną porcję ‘al naturale’ ;) a drugą w wersji korzennej : w zależności od nastroju dodaję cynamonu, czasem również nieco imbiru, kardamonu, goździków czy otartej skórki z pomarańczy. A czasem i rumu (dodam, że z amaretto i armaniakiem również świetnie smakują! ;) ).

W zeszłym sezonie polecałam Wam również pyszne śliwki w czekoladzie; na bazie przepisu podanego przez Joannę na forum CinCin zrobiłam coś nieco innego, wzbogacając dżem o suszone śliwki. Muszę (nieskromnie ;) ) przyznać, że był to całkiem dobry pomysł i wiem, że i niektórym z Was przepis ten przypadł już do gustu. Jeśli więc macie ochotę na coś więcej niż tradycyjne powidła, polecam Wam ten oto zeszłoroczny przepis :

*

pruneauxchocolat

Śliwki w czekoladzie II

400 g suszonych śliwek (waga po wypestkowaniu)
50 ml rumu + 50 ml gorącej wody
900 g śliwek
250 g cukru (użyłam trzcinowego)
1,5 łyżeczki cynamonu
0,5 łyżeczki imbiru w proszku
szczypta zmielonych goździków
2 łyżki kakao
50 g gorzkiej czekolady (o zawartości 70% kakao)

Suszone śliwki pokroiłam w małą kostkę i namoczyłam w rumie z wodą (przykryte folią i pozostawione na noc). Następnego dnia umyłam, wypestkowałam i pokroiłam śliwki, dodałam namoczone suszone śliwki i smażyłam na wolnym ogniu aż masa była dobrze rozgotowana i gęsta. Wtedy zmiksowałam wszystko, jeszcze chwilę smażyłam, dodałam cukier i przyprawy i pozostawiłam na wolnym ogniu regularnie mieszając, aż masa dobrze zgęstniała. Dodałam kakao i czekoladę, dokładnie wymieszałam, przełożyłam do wyparzonych słoików i zapasteryzowałam.
*

*   *   *

Jeśli natomiast czasu macie niewiele i smażenie oraz wekowanie przetworów zupełnie Was nie pociąga, proponuję prezentowany również w zeszłym sezonie przepis na śliwki w słodkiej, aromatycznej marynacie klik, które robię już od dobrych kilkunastu lat; szybkie, banalnie proste, idealne np. do zimowych deserów.

Tym zaś, którzy wolą śliwki w wersji nieco bardziej wytrawnej polecam zaszłoroczny przepis na śliwkowy chutney - klik :

*

chutneypruneaux1

*

*  *  *

*

To tyle na dziś na temat śliwek. Mam jeszcze kilka czekających w kolejce przepisów i jeśli tylko zdążę z sesją zdjęciową ;) to zamieszczę je tutaj już niebawem.

A tymczasem wracam do smażenia tegorocznych powideł… :)
*

Pozdrawiam serdecznie!

*
confituresniadanie

na śniadanie do wyboru : powidła tradycyjne lub z czekoladą

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Owoce czarnego bzu – przetwory

czarnybez01
*
Powoli nadchodzi czas przetworów z owoców czarnego bzu. Jako, że dostaję coraz więcej pytań na ich temat, stwierdziłam, że pora opublikować czekający w kolejce post.

W czerwcu pisałam Wam o syropie z kwiatów czarnego bzu. Kwiaty (te, których wielbiciele syropu nie zerwali ;) ) zdążyły już jednak przeobrazić się w owoce i zdobią swoimi granatowo-fioletowymi koralami gałęzie drzew. Czas więc najwyższy, by zaplanować kolejne przetwory :)

Owoce czarnego bzu (Sambucus nigra ) są niezwykle zdrowe : zawierają dużo witaminy C jak i witaminy z grupy B oraz – między innymi – olejki eteryczne i kwasy organiczne. Działają one przede wszystkim napotnie i przeciwbólowo, dlatego często stosowane są w stanach grypowo-przeziębieniowych, jako natularna alternatywa dla aspiryny ;) Pić można herbatki z suszonych owoców, sok lub syrop rozcieńczone wodą, a także wszelakie nalewki / tynktury (dające świetne rezultaty również w problemach z zatokami i ogólnie z systemem odpornościowym).

*
czarnybez1
*

Ważne jest, by zbierać owoce jak najbardziej dojrzałe (ciemno fioletowe) i podczas przygotowania odrzucać te, które są jeszcze zielone / czerwone. Niedojrzałe owoce zawierają bowiem sporo sambunigryny, która po spożyciu rozkładana jest przez organizm do cyjanowodoru i może powodować objawy złego samopoczucia (mdłości, wymioty, uczucie słabości). Na szczęście podczas przetwarzania (suszenie, gotowanie itp.) sambunigryna ulega rozkładowi, dzięki czemu przetwory z owoców czarnego bzu nie są dla nas szkodliwe. Pamiętajmy jednak, że nie należy spożywać świeżych, nieprzetworzonych owoców czarnego bzu !

Według niektórych źródeł – należy koniecznie oddzielić pestki od miąższu owoców, to bowiem pestki wydzielają kwas cyjanowodorowy. Według innych zaś źródeł – obróbka termiczna całkowicie neutralizuje sambunigrynę, nawet w pestkach. Osobiście nie spotkałam się nigdy z żadnymi przykrymi dolegliwościami, choć konfitury jadam również te z całymi owocami. Jeśli jednak macie obawy lub wątpliwości, zamiast konfitury z całych owoców możecie przygotować ‘galaretkę’ z przetartego miąższu. Jednak jako iż pektyna znajduje się przede wszystkim w pestkach, do wyrobu galaretki musimy użyć albo dużej ilości cukru, albo dodać do niej nieco pektyny (najlepiej tej naturalnej, np. w postaci pestek i skórek jabłkowych, o czym wspominałam tutaj – klik).

*

czarnybez2
*

Poniżej kilka propozycji na przetwory z tych niezwykle zdrowych owoców. W tym roku mam również ochotę przetestować przepis Komarki na marmoladę z czarnego bzu i jabłek – klik, to połączenie smakowe wyjątkowo bowiem do mnie przemawia (przy okazji – gwoli porównania ;)  – u Komarki możecie zobaczyć owoce czarnego bzu w późniejszym stadium dojrzewania, moje bowiem były zrywane dosyć wcześnie).

Podobno świetnie smakują również połączenia : czarny bez – jeżyny oraz czarny bez – truskawki / maliny, jednak będę je testować dopiero w przyszłym sezonie.

*


czarnybezprzetwory4*

Sok

owoce czarnego bzu
woda (mniej niż połowa wagi owoców)

Owoce umyć, osuszyć, odzdzielić od gałązek (dobrze w tym celu spisuje się widelec). Zalać owoce wodą, zagotować i gotować przez kilka minut na dosyć mocnym ogniu, aż owoce zaczną ‘pękać’. Gdy owoce lekko przestygną – przefiltrować sok pozostawiając owoce do powolnego odsączenia, bez ugniatania ich (dobrze jest pozostawić je na kilka godzin).

Z tak otrzymanego soku możemy przygotować np. syrop, ‘melasę’ lub galaretkę (którą ja robię niezwykle rzadko,  w galaretkach bowiem ‘specjalizuje’ się moja teściowa ;) ). Można też przygotować likier z czarnego bzu.

Syrop

Na każde 500 ml soku dodajemy 400-500 g cukru oraz sok z 1/2  cytryny.
Składniki zagotować, ściągnąć szumowiny a następnie przelać gorący syrop do wyparzonych / wypieczonych suchych butelek i natychmiast szczelnie zamknąć.
Przechowywać w chłodnym, ciemnym miejscu do 6 miesięcy. Po ptwarciu przechowywać w lodówce.

‚Melasa’

(na zdjęciu w miseczce)

Zagotować 500 ml soku + 1 łyżkę soku z cytryny + 250-300 g cukru i gotować na wolnym ogniu (mieszając od czasu do czasu) tak długo, aż otrzymamy konsystencję zbliżoną do miodu. Następnie przełożyć do wyparzonych / wypieczonych suchych słoików i natychmiast szczelnie zamknąć. Można dodatkowo zapasteryzować – klik.

*

czarnybezprzetwory2

Konfitura

1 kg owoców czarnego bzu
ok. 400-500 g cukru
sok z 1/2 cytryny (więcej, jeśli podczas smażenia konsystencja jest zbyt płynna)

wersja I
Owoce umyć, osuszyć, odzdzielić od gałązek (dobrze w tym celu spisuje się widelec). Przełożyć je do rondelka, dodać odrobinę wody, cukier oraz połowę soku z cytryny, zagotować i gotować na wolnym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Mniej więcej w połowie gotowania dodać resztę soku z cytryny i gotować do otrzymania odpowiedniej konsystencji. Przełożyć do wyparzonych / wypieczonych suchych słoików i natychmiast szczelnie zamknąć. Można dodatkowo zapasteryzować – klik.

wersja II
Owoce przygotować jak powyżej, zasypać je cukrem, lekko rozgnieść widelcem i odstawić na min. 12 godzin (można je w tym czasie przemieszać).
Następnie dodać połowę soku z cytryny, zagotować i gotować na wolnym ogniu mieszając od czasu do czasu. W połowie gotowania dodać resztę soku z cytryny i gotować do otrzymania odpowiedniej konsystencji. Przełożyć do wyparzonych / wypieczonych suchych słoików i natychmiast szczelnie zamknąć. Można dodatkowo zapasteryzować.

wersja III – galaretka

Jeśli obawiamy się obecności pestek w naszej konfiturze, owoce możemy potraktować tak, jak na galaretkę, czyli gotować je najpierw przez kilka minut z dodatkiem wody (bez cukru), następnie przetrzeć je przez sito, odcedzić sok, przelać go do rondla i gotować z dodatkiem cukru i soku z cytryny aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji (tradycyjnie używa się takiej samej ilości cukru co otrzymanego soku z owoców).
Jeśli chcemy, by galaretka była idealnie przeźroczysta, pozostawiamy owoce do odsączenia na sicie nie odciskając ich, w przeciwnym bowiem razie otrzymany sok będzie mętny.
Możemy też ok. 1/4 owoców  pozostawić w całości i dodać je do galaretki, by otrzymać coś pośredniego między dżemem / konfiturą a galaretką (to wersja dla tych, którym pestki w przetworach przeszkadzają ;) ).

*

(przepisy te to ‚wypadkowa’ informacji, którymi dzielą się ze mną tutejsze gospodynie oraz z przepisów książkowych, z których korzystałam na początku mojej przygody z przetworami, m.in ‚Betty Bossi’, ‚Le confiturier’ oraz z książki kucharskiej teściowej :) )

*

*  *  *  *  *

I na koniec jeszcze kilka słów (nie do końca kulinarnie…),  znalazłam się bowiem pod ‘obstrzałem’ kilku bloggerek ;))

Za zaproszenie do zabawy dziękuję (alfabetycznie) :

Cantiq, Monsai, Mystic, Pinkcake, Shinju, Usagi, Wegetariance oraz Wiewiórce

Przyznaję, na początku chciałam (jak zwykle ;) ) wykręcić się od pisania, jednak po przeczytaniu wszystkich Waszych przemiłych słów pod adresem bloga (za które bardzo serdecznie Wam wszystkim dziękuję! ) stwierdziłam, że nie mogę pozostawić tego bez echa ;)

Lubię…

1. książki – od najmłodszych, dziecięcych lat; księgarnia i biblioteka to zdecydowanie jedne z moich ulubionych miejsc
2. leniwe, niedzielne poranki
3. lubię nic nie musieć, móc się nie spieszyć i robić to, co sprawia mi przyjemność
4. przebywanie na łonie natury – góry, jezioro, spacer w lesie, piknik na kocu w kratę – wszystko jedno gdzie, byle z dala od zgiełku miasta i warkotu silników
5. jak pisałam już jakiś czas temu – uwielbiam ‘grzebać’ w ziemi ;) byłabym baaardzo szczęśliwa, gdybym mogła mieć na własność coś więcej niż kilka balkonowych skrzynek, najlepiej również kilka zwierzaków
6. zapach powietrza o poranku i o zmierzchu, szczególnie wiosną i latem
7. swoją pracę – kontakty z uczniami z tak różnych krajów i kultur są niezwykle ciekawe i inspirujące
8. sprawiać innym radość (bardziej cieszy mnie robienie prezentów innym, niż sobie samej ;) )
9. eksperymentować w kuchni, jednak nie w sensie ‘fusion’ ;)
10. czytać Wasze komentarze i móc wirtualnie z Wami rozmawiać :) choć nie jestem zbyt dobra w szybkim odpisywaniu niestety…

A jako że decydowanie i podejmowanie wyborów nie jest moją najlepszą stroną, wybaczcie proszę, iż nie wytypuję kolejnych osób… ;)

*

Pozdrawiam serdecznie!

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email