Wakacje i lato zdecydowanie mnie rozleniwiają (również blogowo ;)). Każdą wolną chwilę spędzam w plenerze, naiwnie mając nadzieję, iż uda się zrobić zapasy słonecznego ciepla i zachować je na długie, jesienno-zimowe miesiące, jak słoiczki dżemów na półkach spiżarni…
Gotowania i przetwarzania było ostatnimi czasy mało, wracając bowiem z całodziennych wycieczek kontentujemy się szybkimi, nieskomplikowanymi daniami, co nie jest trudne, gdy ma się do dyspozycji pyszne, sierpniowe warzywa i owoce. Codziennie na stół trafiają więc pomidory (moje ulubione to te ‘malinowe’ lub malutkie ‘olivetti’, które aktualnie smakują wręcz bosssko :)), młode cukinie (to te najmniejsze mają najlepszy, delikatny smak) i do tego bakłażany lub papryka.
Ten śródziemnomorski tercet składający się z pomidorów, cukinii i bakłażana od dawna należy do moich ulubionych i to właśnie teraz, u schyłku gorącego, słonecznego lata, warzywa te smakują najlepiej. Do tego jeszcze tylko aromatyczna oliwa, kilka gałązek świeżo zerwanych ziół i tak naprawdę niewiele już brakuje do osiągnięcia kulinarnej nirwany (rzecz jasna nie zapominając o akompaniamencie lampki dobrego wina ;)).
Schyłek lata to zdecydowanie jedna z piękniejszych pór roku; ten przejściowy czas między pełnią lata a jesienią (w filozofii taoistycznej i medycynie chińskiej zwany Piątą Porą Roku, o której wspominałam również tutaj – klik ), to czas najbliższego kontaktu z Ziemią i jej plonami. A ostatnie plony na jakie czekam teraz niecierpliwie, to oczywiście dynie, które już powoli zaczynają pojawiać się na straganach :)
Niestety dynie z końca sierpnia nie są jeszcze tak smaczne jak te październikowe; nie mają jeszcze tej charakterystycznej głębi smaku, nie są jeszcze dostatecznie dojrzałe. Poza tym dojrzewają one również podczas późniejszego ‘leżakowania’, trzeba więc poczekać jeszcze trochę, by móc w pełni cieszyć się ich smakiem.
Nie mogłam jednak oprzeć się pokusie i przechodząc ostatnio na targu koło straganów z dyniami mimo wszystko kupiłam dwa małe Butternuty i dwie Hokkaido, które zostały upieczone i spałaszowane jako dodatek do sałatki z bakłażana, cukinii, pomidorów i orkiszowo-komosowej kaszki kuskus. I choć dynia sama w sobie nie była jeszcze tak smaczna, jak w pełni sezonu, to zdecydowanie zyskała na smaku w towarzystwie pełnych słońca warzyw.
Sałatka z pieczoną dynią
wszystkie warzywa umyć i osuszyć; przygotować też kuskus lub komosę, płaskurkę czy kaszę jaglaną
- dynię (mały Butternut lub Hokkaido) przekroić, wydrążyć, pokroić na ćwiartki, ułożyć na wyłożonej papierem blasze, posmarować oliwą, lekko posolić i upiec do miękkości w piekariku nagrzanym do 200°
- na suchej patelni zrumienić orzeszki piniowe (lub migdały czy inne ulubione orzechy)
- pomidorki koktajlowe (u mnie ‘olivetti’) przekroić na pół, dodać pokrojoną w cienkie piórka szalotkę, 1-2 łyżki oliwy, nieco octu balsamicznego, doprawić do smaku, wymieszać, odstawić
- bakłażana pokroić w kostkę i usmażyć na rozgrzanej oliwie do miękkości, dodając 1 rozgnieciony ząbek czosnku; doprawić do smaku, dodać posiekaną natkę pietruszki, ostawić
- cukinię pokroić w plastry i usmażyć / upiec / zgrillować (lubię, gdy cukinia jest jeszcze lekko chrupka); doprawić do smaku, odstawić
- usmażone warzywa oraz pomidorki wymieszać z przygotowanym uprzednio kuskusem (lub komosą, płaskurką czy kaszą jaglaną), dodać kilka posiekanych listków bazylii (u mnie tym razem również kilka listków werbeny cytrynowej); sałatkę posypać orzechami i podawać z upieczoną dynią (odmiany Hokkaido nie obieram ze skórki).
Do sałatki i pieczonej dyni świetnie pasował również dodatek tego oto sosu z pieczonej papryki – klik i choć nie jest on tutaj konieczny, to idealnie dopełnia się z resztą warzyw. A jako, iż sałatka smakuje również na zimno, to jutro znajdzie się w moim ‘lunczowym’ pudełku do pracy :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!
‚