Archiwa kategorii: slodkosci

Czekoladowy Weekend

carechoc2
*
To już po raz trzeci mam zaszczyt zaprosić Was do wspólnej, czekoladowej zabawy. Mam nadzieję, że i tym razem nasze grono będzie liczne :) Kto bowiem nie lubi czekolady? ;) Zgodzicie się chyba, że czekolada jest niezwykła… Delikatnie rozpływając się na języku praktycznie natychmiast poprawia nam nastrój, rozbudza zmysły. Kawałek dobrej czekolady już sam w sobie jest dla mnie idealnym comfort food. To moja mała wielka słabość ;) Choć może to już nałóg? Nawet jeśli tak – to jaki przyjemny! :)

*carrechoc

Oto nowa szwajcarska ekologiczna czekolada; czyż nie jest urocza? ;) )

*

O czekoladzie pisałam Wam już sporo w poprzednich latach, dlatego też dziś – by Was nie zanudzać ;) – ‘teorii’ nie będzie (chętni mogą oczywiście zerknąć do poprzednich wpisów – tutaj i tutaj ).

W ciągu kilku ostatnich tygodni ‘przerobiłam’ kilkanaście tabliczek czekolady i przetestowałam sporo przepisów. Niektóre potrzebowały kosmetycznych poprawek, inne nie, jeszcze inne stały się inspiracją do powstania czegoś zupełnie nowego. Wszystkich nie zamieszczę w ten weekend, wszak co za dużo… ;) Jednak wszystkie z nich kiedyś z pewnością pojawią się jeszcze na blogu, obiecuję :)

Na nasz tegoroczny Czekoladowy Weekend wybrałam ostatecznie trzy przepisy. Są łatwe i w miarę szybkie do przygotowania, aromatyczne i (jak dla mnie…) wyjątkowo smakowite :)

*marakuja

*
Na początek – smakowite małe co nieco, a mianowicie trufle według przepisu Mistrza Hermé. Czekolada została tutaj ‘ożeniona’ z owocem marakui, a to – wierzcie mi na słowo – bardzo dobrana para ! (urzekł mnie już jakiś czas temu przepis na czekoladowy fondant z sosem z dodatkiem owoców marakui właśnie)
Choć masa jest nieco kłopotliwa podczas formowania, to gwarantuję Wam, że smak gotowych trufelków wynagradza cały ten trud :)

*truffespassion1

Trufle o smaku marakui

Na ok. 35 sztuk

50 g masła
350 g dobrej jakości czekolady (u mnie : 70% kakao)
10 owoców marakui
2 łyżki miodu akacjowego lub innego kwiatowego
kakao do obtaczania

Masło pokroić w małą kostkę i pozostawić w temperaturze pokojowej. Czekoladę posiekać. Owoce marakui przekroić na pół, ich miąższ przełożyć na sitko i dobrze odsączyć (mieszając i odciskając pestki łyżeczką). Otrzymany w ten sposób sok zagotować z dodatkiem miodu. Następnie partiami dodawać czekoladę delikatnie mieszając. Gdy czekolada jest już stopiona partiami dodajemy masło, delikatnie mieszając. Następnie przekładamy masę do salaterki, studzimy, przykrywamy folią i odstawiamy do lodówki na minimum 2 godziny by masa odpowiednio stężała.
Ze schłodzonej masy łyżeczką formujemy kulki które obtaczamy w kakao; uwaga : masa jest dosyć klejąca, nie należy zbyt długo ‘ugniatać’ jej w palcach gdyż szybko się nagrzewa i klei do rąk.
(w oryginalnym przepisie masę wylewamy do wyłożonej papierem kwadratowej / prostokątnej formy a następnie ktoimy zimną masę na kawałki i obtaczamy w kakao)
Uformowane trufelki przechowujemy w lodówce w szczelnym pojemniku.

(przepis oryginalny : Larousse – ‘Comme un Chef’ )
*

*      *      *      *      *

*
poiresporto
*
A teraz coś, co nazwałam ‘czekoladową pokusą’, to bowiem temu wypiekowi było mi najtrudniej się oprzeć ;) Porto dodane do ciasta, oraz powstały z gotowania gruszek w porto syrop nadają mu naprawdę niesamowitego posmaku. Podczas pieczenia czekoladowa masa robi się lekko chrupka na powierzni, w środku zaś pozostaje przyjemnie miękka. To z całą pewnością nasz tegoroczny czekoladowy hit :)
*

poiresportochoc3

Czekoladowa pokusa z gruszką

3-4 indywidualne porcje

2 gruszki
300 ml porto (lub porto zmieszanego z czerwonym winem)
1 laska cynamonu
60 g cukru (u mnie : ciemny trzcinowy)

130 g czekolady (u mnie : 70% kakao)
100 g masła
100 g cukru
80 g bardzo drobno zmielonych migdałów
2 jajka
2 łyżki porto

Gruszki obrać, przekroić na pół i delikatnie pozbawić gniazd nasiennych. Ułożyć je w garnku (przekrojoną częścią na dół), dodać porto, cukier, cynamon i zagotować. Gotować owoce ok. 20-25 minut uważając by nie doprowadzić do rozgotowania. Następnie gruszki przełożyć na półmisek i zostawić do wystudzenia, a porto dalej gotować aż do powstania gęstego syropu.
Przestudzone gruszki pokroić w plasterki.
Piekarnik nagrzać do 180°.
Czekoladę, masło i cukier stopić w kąpieli wodnej, lekko przestudzić, następnie dodać pojedynczo jajka, migdały oraz porto, starannie mieszając.
Wysmarować masłem indywidualne naczynia do zapiekania, wlać do nich masę czekoladową i ułożyć gruszki lekko je dociskając.
Piec 20-25 (w zależności od konsystencji jaką chcemy uzyskać).
Podawać jeszcze ciepłe, polane podgrzanym wcześniej syropem z porto.

(inspiracja na gruszki w porto : Larousse – ‘Irrésistible chocolat’; masa czekoladowa – pomysł własny ;))
*

*      *      *      *      *

*

I na koniec coś na rozgrzewkę :) Wybitnie dla dorosłych. Ciepła czekolada na szary, zimowy wieczór. Czekolada, pomarańcza, cynamon, a do tego – rum i Grand Marnier. Uwaga : to uzależnia :)

*
chocochaud3

Czekolada dla dorosłych

2 duże lub 4 mniejsze porcje

130 g czekolady (u mnie : 70% kakao)
150 ml słodkiej śmietany
350 ml mleka
1 łyżka miodu z kwiatów pomarańczy lub akacjowego
(u mnie tym razem syrop z agawy)
otarta skórka z 1 małej pomarańczy (niepryskanej)
płaska łyżeczka zmielonego cynamonu
50 ml brązowego rumu*
30 ml Grand Marnier*

*lub wedle uznania ;)

Czekoladę, mleko, śmietankę, skórkę pomarańczową i cynamon umieszczamy w rondelku i podgrzewamy delikatnie mieszając, aż czekolada dobrze się stopi. Gdy mieszanka jest już jednolita i dobrze ciepła dodajemy do niej alkohol, wlewamy do blendera i miksujemy. Podajemy natychmiast.

*

(inspiracja : Larousse – ‘Irrésistible chocolat’)
*

*      *      *      *      *

*
To tyle czekoladowego szaleństwa na dziś moi drodzy. Powoli zaczynam wędrówkę po Waszych blogach, by popatrzeć na Wasze wspaniałe smakołyki :)

Pozdrawiam bardzo serdecznie! I życzę miłej, czekoladowej niedzieli :)

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Na rozgrzewkę :)

Dziś już nie będzie warzywnie ;) Choć też będzie rozgrzewająco ;)

Ostatnio wspominałam Wam o przepisach z nowych książek, które miałam ochotę wypróbować. Jednym z nich były ciasteczka mocno imbirowe z książki ‘Gingerbread’ Jennifer Lindner McGlinn
Spodobało mi się i zdjęcie, i sama ich nazwa – Old-Time Gingersnaps :) Mam sentyment do potraw typu ‘old-time’… To trochę jak przenieść się w przeszłość, zamknąć oczy i wyobrazić sobie babcię przygotowującą takie pyszne ciasteczka dla roześmianych wnucząt; mały domek z kamienia z zielonymi okiennicami, drewniana, przytulna kuchnia, na środku olbrzymi, stary stół, a na nim obrus w czerwoną kratę. Niestety nie do końca pokrywa się to z moimi kulinarnymi wspomnieniami z dzieciństwa, gdyż babcia ciasteczek nie robiła, za to piekła chleb i pyszne, drożdżowe ciasta. Ale od czego mamy wyobraźnię, nieprawdaż? ;)

*
biscuitsgingmelasse3

*
Ciasteczka polecam przede wszystkim miłośnikom imbirowych i korzennych smaków. Konsystencją przypominają mi nieco szwedzkie ciasteczka kakaowe, o których wspominałam Wam dwa lata temu. Po wyjęciu z piekarnika bowiem są one jeszcze dosyć miękkie, za to mocno twardnieją podczas stygnięcia. Są lekko chrupiące i bardzo aromatyczne, a dodatek melasy nadaje im specyficznego posmaku. Ze zdumieniem stwierdziłam, że bardzo smakują dzieciom (‘przetestowałam’ na pociechach przyjaciółki ;) ). I Mariance (lat 2) i Michałowi (lat 9) barrrdzo smakowały :)

*

biscuitsgingembremelasse

Ciasteczka imbirowe w stylu retro ;)

Old-Time Gingersnaps

ok. 30 – 40 sztuk

2 szklanki mąki
2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki imbiru w proszku
1,5 łyżeczki mielonego cynamonu
3/4 łyżeczki mielonych gozdzików
170 g roztopionego i ostudzonego masła
1 szklanka cukru (u mnie mniej, jasny cukier trzcinowy)
1/4 szklanki melasy
1 duże jajko

+ cukier do obtaczania ciasteczek

Wymieszać mąkę, sodę, sól i przyprawy w średniej wielkości misce.
W dużej misce wymieszać masło, cukier i melasę. Dodać jajko i dobrze wymieszać. Następnie mieszając stopniowo dodawać mąkę z przyprawami (powstanie dosyć miękkie ciasto). Miskę przykryć folią i wstawić do lodówki na minimum 2 godziny (lub na całą noc).
Piekarnik nagrzać do 180°C.
Z ciasta formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczamy je w cukrze (u mnie również w trzcinowym) i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (w odległości ok. 5-6 cm – ciasteczka bowiem mocno się ‘rozlewają’ podczas pieczenia; jeśli w kuchni jest dosyć ciepło, wstawiajmy czekające na pieczenie ciasteczka w chłodne miejsce).
Pieczemy ciasteczka w środkowej części piekarnika przez ok. 10-12 minut (popękania nadal mają być wilgotne). Po wyciągnięciu z piekarnika pozostawiamy ciasteczka na blasze przez 1 minutę, następnie studzimy je na kratce.
(uwaga – ciasteczka mocno twardnieją stygnąc, z piekarnika należy je wyjmować jeszcze miękkie)
Przechowujemy w hermetycznym pudełku.

*

*    *    *    *    *

*

Miałam o tym nie wspominać, ale… ale był to na tyle miły akcent tych ostatnich dni, że i z Wami mam ochotę się nim podzielić ;) Otóż jak ‘doniosła’ mi w komentarzach Cafe ole (której serdecznie dziękuję za info…), tydzień temu w ‘Rzeczpospolitej’ ukazał się artykuł o blogach kulinarnych, w którym i o mojej skromnej Kuchni wspomniano ;)
Nie ukrywam, że było mi (i nadal jest! ;)) bardzo miło :)
To taki wirtualny prezent, więc tym bardziej dziś bardzo mnie on cieszy ;)

*

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę udanego weekendu!

*

A ja idę testować ‚dietetyczny’ cheescake z syropem z agawy między innymi ;)

*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

(Po)świątecznie

Po świątecznym rozleniwieniu, powoli wracam do blogowego pisania, bardzo powoli…
Jak wspominałam wcześniej w którymś z komentarzy, święta nie są dla mnie tak do końca radosnym czasem, zawsze bowiem spędzam je bez części rodziny. Wiem, wiem, wszystkiego mieć nie można. Oczywiście co rok znoszę to lepiej, ale i tak zawsze jest trochę smutno. Jest to dla mnie również czas wielu przemyśleń, choć nie w sensie podsumowań czy noworocznych postanowień. Ot, trochę zimowo-świątecznej melancholii ;)

Dzisiejszy tekst miałam napisać już wczoraj. Czego rzecz jasna nie zrobiłam. Jak zwykle. I dziś pewnie niewiele już napiszę… Od ponad dwóch godzin bowiem walczę z okropną migreną :/ Pulsujący ból rozrywa skroń, światło bijące z ekranu komputera każe mrużyć oczy, trudno mi zebrać myśli. Dziś będzie więc krótko ;)

Jak może wiecie / pamiętacie, dziś – w święto Trzech Króli – w niektórych krajach Europy (a może i świata?) konsumuje się pewien tradycyjny wypiek, zwany (w wolnym tłumaczeniu ;) ) ciastem Trzech Króli. Już w poprzednich latach pisałam Wam o nim i prezentowałam jeden z przepisów na to ‘chałkopodobne’ tutejsze ciasto (zeszłoroczny przepis tutaj – klik, a nieco więcej o samej tradycji tutaj – klik). I tym razem nie mogło go u nas zabraknąć. Jedynym ‘ale’ był fakt, że… że zachciało nam się czegoś bardziej brioszkowego i mocno cytrusowego. Dlatego zamiast tradycyjnego przepisu, postanowiłam wykorzystać ten na naszą ulubioną brioszkę cytrusową i jedynie kształt ciasta pozostał tradycyjny ;) Czyli jedna większa kulka ciasta po środku i osiem mniejszych przyklejonych do niej bułeczek :) I oczywiście przynosząca szczęście figurynka oraz złota korona dla Króla! lub Królowej ;)
*
briochedesrois1

Tu jeszcze w całej krasie, z czekającą na Króla (lub Królową…) koroną :)

Brioszka cytrusowa

(dziś z 2/3 oryginalnej porcji)

330 g mąki
otarta skórka z 1 cytryny, z 1 małej pomarańczy i z 1 limonki
80 g miękkiego masla
2 jajka
letnie mleko
1,5 łyżeczki suchych drożdży
50 g cukru
0,5 łyżeczki soli

+ żółtko i 1 łyżka śmietanki do posmarowania

Jajka roztrzepać w miarce i dolać tyle mleka, by otrzymać 200 ml płynu. Mąkę wymieszać z solą. Dodać pozostałe składniki i wyrobić na gładkie ciasto (można zrobić to przy użyciu maszyny do chleba lub robota). Ciasto na początku jest dosyć lepkie, później jednak nie klei się już do ścianek miski. Po wyrobieniu ciasta przykrywamy je ściereczką i pozostawiamy do wyrośnięcia aż podwoi objętość (lub do końca cyklu ‘ciasto’ w maszynie). Następnie odcinamy ¼ ciasta i formujemy z niego kulkę, którą umieszczamy na środku arkusza papieru do pieczenia. Resztę ciasta dzielimy na 8 równych kawałków, z każdego formujemy kulkę i ‘przyklejamy’ je do wcześniej uformowanego środka ciasta. Przykrywamy i zostawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 30-45 minut (ja przykrywam dużą misą, dzięki temu nie mam już problemu przyklejającej się do ciasta ściereczki ;) ).
Piekarnik rozgrzewamy do 200°C.
Żółtko mieszamy ze śmietanką i smarujemy ciasto. Możemy też posypać je kryształkami cukru.
Pieczemy ok. 30 minut.

Smacznego!
#
briochedesrois2
*

(przepis pochodzi z ksiazki : ‚La machine à pain : 300 recettes 300 photographies‚)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email