W kwestii jedzenia (i nie tylko jedzenia zresztą…) miewam ‘fazy’. Mogę przez dosyć długi okres regularnie coś konsumować, a następnie – przez równie długi czas – zupełnie nie mieć na to ochoty. Bywa tak również z ulubionymi ubraniami, kolorami czy odwiedzanymi miejscami. Było tak i z pastą słonecznikową, której wspomnienie przywołała ostatnio Dżemdżus. Lata temu przygotowywała ją dla mnie przyjaciółka, gdy zużyć trzeba było nadmiar kiełków słonecznika. Przyjaciółka na miano TopChefa pewnie by nie zasłużyła ;) ale to dzięki niej nauczyłam się komponować zdrowe posiłki, dowiedziałam się jak (i dlaczego) hodować kiełki, poznałam smak komosy, karobu, płatków drożdżowych i wielu innych ‘dziwnych’ produktów, o których ponad 20 lat temu nawet nie słyszałam, a które teraz są stałym elementem mojej kuchni.
Tak było również z pastami do chleba. Były te na bazie tofu lub ugotowanej czerwonej soczewicy, były wszelakie strączkowe i ‘pestkowe’. Często z dodatkiem curry i ewentualnych warzyw, które czekały na zużycie. A czasami jako produkt uboczny naszej nadprodukcji kiełków słonecznika :)
Oczywiście do tego typu pasty możemy użyć tylko namoczonych uprzednio ziaren, nie musimy ich kiełkować, ja jednak najczęściej wybieram tę właśnie opcję (większa dawka witamin i mikroelementów). Jak pisałam w jednym z wcześniejszych kiełkowych wpisów – kiełki słonecznika – oprócz tego, że są przecież niezwykle smaczne – są bogate przede wszystkim w witaminę E i C, w żelazo i tłuszcze nienasycone, zawierają również dużo białka, przydadzą się więc jako uzupełnienie naszej diety, szczególnie teraz na przednówku.
Poniżej moja wersja podstawowa pasty oraz drugi wariant, bardziej śródziemnomorski; polecam również wersję bazyliowo-pomidorową na blogu MyNewRoots oraz wspomnianą wyżej pastę słonecznikową u Dżemdżus z dodatkiem suszonych pomidorów i przesmażonej cebuli (a jeśli wolicie pieczone pasztety, wypróbujcie koniecznie np. ten selerowo-pieczarkowy – klik, sojowo-warzywny – klik, sojowo-soczewicowy – klik lub ten orzechowy – klik).
Pasta słonecznikowa (wersja podstawowa)
250 g ziaren słonecznika (2 niepełne szklanki)
pęczek natki pietruszki
szczypior z 1 cebuli dymki
1- 2 ząbki czosnku (opcjonalnie)
½ cytryny (sok + skórka)
4-5 łyżek wody
sól, pieprz do smaku
(opcjonalnie – sos sojowy lub płatki drożdżowe, do smaku)
Ziarna słonecznika zalać wodą (używam dużego 1,5 – 2 l słoika) i pozostawić na 6-8 godzin. Następnie odsączyć i opłukać nasiona (pozbywamy się na ile to możliwe przeźroczystych osłonek) i od razu użyć do pasty lub odstawić na 12-24 h do skiełkowania (wodę odsączamy, słoik przykrywamy gazą i przytwierdzamy ją gumką i ustawiamy pod kątem ‘do góry nogami’ tak, by ewentualny nadmiar wody mógł spłyać po ściankach słoika, jak widać to tutaj – klik).
Natkę pietruszki i szczypior umyć i pokroić na mniejsze kawałki.
Wszystkie składniki umieścić w malakserze / blenderze i zmiksować dodając tyle wody, by otrzymać gładką, jednolitą masę. Doprawić do smaku solą (lub sosem sojowym) i świeżo zmielonym pieprzem. Przechowywać w lodówce do kilku dni.
wersja ‚śródziemnomorska’ (podobnie jak na blogu MyNewRoots)
do powyższej listy składników dodać :
kilka – kilkanaście suszonych pomidorów
garść czarnych oliwek (używam liguryjskich)
mały pęczek bazylii (zamiast pietruszki i szczypioru, lub pietruszka + bazylia)
ewentualnie – spora szczypta oregano / tymianku
Pomidory zalać gorącą wodą i odstawić do namoczenia na kilkanaście minut (lub użyć pomidorów w oliwie, odsączonych). Pokroić je na kawałki i zmiksować z dodatkiem pozostałych składników (soku z cytryny użyjmy tutaj mniej, do smaku, gdyż pomidory mogą nadać już lekko kwaskowej nuty), doprawić do smaku.
Uwagi :
- do tego typu pasztetu w sezonie dodaję również np. upieczoną paprykę czy inne upieczone / podsmażone / ugotowane warzywa
- możemy dodać tutaj również kilka łyżek ugotowanej czerwonej soczewicy – otrzymamy wtedy jeszcze bardziej treściwą pastę
- wersja z dodatkiem ulubionej mieszanki curry czy colombo również świetnie smakuje (ja lubię wtedy dodatek świeżej kolendry)
- zamiast kupnej cebuli-dymki używam szczypioru z domowej hodowli (z cebuli lub czosnku, jak pokazywałam np. tutaj – klik)
Do pasty można również dodać ok. 2-3 łyżeczki płatków drożdżowch (to tzw. nieaktywne drożdże), jeśli je lubicie i używacie. Są one bogatym źródłem witamin z grupy B, dlatego często polecane są jako dodatek do wegetariańskiej diety (więcej możecie przeczytać o nich np. tutaj – klik). Nadają one potrawom dosyć charakterystycznego posmaku (nieco podobnego do smaku sera), a przy okazji są naturalnym wzmacniaczem smaku (tak więc dodając do pasty sosu sojowego lub płatków drożdżowych zbliżymy się do smaku umami :)).
(uwaga : osoby z zespołem jelita drażliwego mogą źle reagować na dodatek płatków drożdżowych)
‚
Pozdrawiam serdecznie!
‚