Archiwa kategorii: zima

Francuska zupa cebulowa

oignons01

Gdy daaawno dawno temu ;) po raz pierwszy spróbowałam we Francji zupy cebulowej, nie mogłam uwierzyć, że jest tam naprawdę tylko cebula! I że z cebuli można przygotować coś tak pysznego (pod warunkiem oczywiście, że nasz system trawienny nie buntuje się na sam dźwięk słowa ‘cebula’ ;)). Babcia Eliza (Mémé Elise, o której wspominałam między innymi à propos innej francuskiej zupy – soupe au pistou) mawiała, iż nie ma nic prostszego od zupy cebulowej – wszak wystarczy nam cebula i woda, trochę tłuszczu, ewentualnie liść laurowy czy tymianek + nieco wolnego czasu ;)

oignons4

Zupa ta wywodzi się z prostej, rustykalnej kuchni, z czasów gdy cebula była dla wielu rodzin jednym z nielicznych dostępnych zimą warzyw. Z czasem recepturę wzbogacono o dodatek wina, a zamiast wody zaczęto używać bulionu (o zupie z dodatkiem wina i jej wariantach przeczytacie więcej poniżej, pod przepisem). Ja osobiście pomijam mąkę, wolę bowiem, gdy zupa robi się przyjemnie gęsta od samej cebuli i długiego jej gotowania (wina natomiast radzę absolutnie nie pomijać! ;)).

soupe_oignon11

Sekretem smaku tej zupy jest skarmelizowana, długo duszona cebula. Nie może być ona tylko zeszklona, musi być lekko brązowa, acz nie przypalona (etapy karmelizowania cebuli możecie zobaczyć tutaj – klik). Cebula staje się wtedy lekko słodka, deliatna i aromatyczna i nie ma już nic wspólnego ze smakiem (i zapachem ;)) swojego surowego odpowiednika. Jeśli do tego dodamy jeszcze białe wino czy koniak, a na koniec grzanki i stopiony ser, to żaden mroźny wieczór nie będzie nam już straszny ;)

soupe_oignon01

Francuska zupa cebulowa

na 3-4 małe porcje

500 g cebuli (waga po obraniu)
2-3 łyżki oliwy (lub pół na pół oliwa + masło)
1 ząbek czosnku
200 ml białego wina (lub brandy / koniaku / sherry…)
ok.750-800 ml bulionu (lub wody)
kilka łodyżek świeżego tymianku
sól i świeżo mielony pieprz
dodatkowo – kilka kromek chleba / bagietki + starty ser (typu comté lub gruyère)

Cebulę obrać i pokroić w cienkie krążki (używam ‚mandoliny’), czosnek zmiażdżyć i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę). Tłuszcz rozgrzać w garnku / rondlu o grubym dnie, dodać pokrojoną cebulę i smażyć ją na średnim ogniu (mieszając tylko od czasu do czasu, by się nie przypaliła) przez ok. 25-30 minut (ostatnie przygotowane w tym sezonie, smażone przez ok. 45-60 min – jeszcze lepsze), aż stanie się lekko brązowa, skarmelizowana.  Pod koniec dodać czosnek, dusić jeszcze ok. minutę, wlać wino / koniak, dobrze wszystko zamieszać by ‘odkleić’ skaramelizowaną cebulę od dna garnka (w kuchni francuskiej nazywa się tę czynność ‘déglacer’); po ok. minucie zmniejszyć ogień i gotować tak długo, aż płyn zredukuje się mniej więcej o połowę. Wtedy dodać bulion oraz tymianek i gotować zupę na wolnym ogniu (pod przykryciem) przez minimum 30-40 minut. Doprawić świeżo zmielonym pieprzem i ewentualnie solą.
Kromki chleba lub bagietki zgrilować (w piekarniku, tosterze lub na patelni), zupę wlać do miseczek, nałożyć grzanki, posypać je serem i zapiec kilka minut w piekarniku pod rozgrzanym grillem, aż ser się rozpuści i lekko zrumieni. Podawać natychmiast.

(edycja – styczeń 2013)

soupe_oignon22

uwagi :
- jak wspominałam na początku wpisu, zupę cebulową można też zagęścić mąką (tak przygotowuje się ją w tradycyjny sposób) : gdy cebula jest już dobrze zrumieniona / skarmelizowana, dodajemy mąkę i mieszamy dusząc przez ok. minutę lub dwie, później zaś dodajemy wino i bulion, jak w przepisie powyżej

- przygotowując zupę tylko z dodatkiem wina, pod koniec gotowania możemy również dodać 2-3 łyżki koniaku (a raczej nie ‘możemy’, a ‘zdecydowanie powinniśmy’! ;))
(możemy też użyć pół na pół wina i koniaku)

- jeśli zaś zamiast wina / koniaku użyjemy sherry, to nadamy zupie przyjemnego, (bardzo) lekko słodkiego posmaku, co w połączeniu z karamelizowaną cebulą smakuje wyśmienicie; przetestowałam ten sposób dzięki przepisowi z linka, który podawałam Wam wyżej (klik) i muszę przyznać, iż dodatek sherry nie jest złym pomysłem ;)

- używając bulionu warzywnego (lub tylko wody…) możemy też dodać np. 1-2 liście laurowe i 2-3 ziarenka ziela angielskiego

- zupę przed podaniem można ewentualnie zmiksować, jeśli Wasi domownicy wolą zupy o bardziej kremowej konsystencji

- ostatnio (właśnie do miksowanej zupy), zamiast ząbka czosnku dodawanego podczas gotowania zupy użyłam czosnku pieczonego, który zmiksowałam później z zupą, polecam!

- ewentualnie zgrilowane kromki chleba możemy również lekko natrzeć ząbkiem czosnku

- ja czasami dodaję też odrobinę mielonego kuminu, ale to już oczywiście nie będzie ta tradycyjna, francuska wersja ;)

Tym zaś, którzy chcą poznać więcej tego typu francuskich ‚rustykalnych’ przepisów, polecam np. pięknie wydaną książkę Laury Washburn – ‚The French Country Table’.


french-country-table-washburn-laura

Pozdrawiam i zapraszam na cebulowy ciąg dalszy w kolejnym wpisie :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Masa daktylowo-pomarańczowa

daktyle2
daktyle – te większe to odmiana Medjool, pyszne same w sobie…


Domyślam się, że macie już aktualnie nieco dosyć świątecznych wpisów i przepisów ;) Nic z tego – dziś czeka na Was jeszcze jeden zaległy, a że obiecany Zieleninie, to dzielnie zamiast pójść w objęcia Morfeusza, zasiadam do komputera. I jedno jest pewne : będzie dziś krótko i rzeczowo :D

Przejdźmy zatem do konkretów.

piernik2


Niektórzy z Was być może już ten przepis znają, ja zaś poznałam go dzięki Alicji, która jest nieocenioną skarbnicą wspaniałych receptur. I gdy kilka lat temu spróbowałam polecanej przez nią masy daktylowo-pomarańczonej -  przepadłam z kretesem! Nie ma już teraz Świąt i pierników bez tego smakołyku. A że przygotowanie masy zajmie Wam zaledwie kilka minut (plus gotowanie), to grzechem by było jej nie spróbować! Minimum wysiłku i maksimum smaku. Pod warunkiem oczywiście, że lubicie daktyle ;)

Tutaj – klik możecie zapoznać się z oryginalnym przepisem, zgodnym z Kuchnią Pięciu Przemian. Poniżej zaś moja aktualna wersja, nieco ‘uproszczona’.

masa_daktylowa2

Masa daktylowo-pomarańczowa

(inspirowana tym przepisem)

500 g daktyli
2-3 pomarańcze
opcjonalnie – odrobina cynamonu

Pomarańcze sparzyć, wyszorować i osuszyć. Zetrzeć skórkę i wycisnąć sok. Daktyle zalać sokiem z pomarańczy, dodać otartą skórkę i ewentualnie odrobinę cynamonu i gotować na małym ogniu do miękkości (ok. 20 min.), a następnie zmiksować.

masa_daktylowa_piernik2

Masy tej możemy użyć do przełożenia pierników czy też – jak radzi Alicja – mazurków, a mnie przyznam się szczerze masa ta smakuje nawet jako dodatek do śniadaniowych tostów czy do pełnoziarnistych ciastek / krakersów (po zmiksowaniu przekładam masę do słoiczka; przechowywana w lodówce nieco twardnieje). Jako iż pomarańcze gotowane w całości mogą nadawać masie lekkiej goryczki, dlatego właśnie od pewnego czasu używam tylko wyciśniętego soku i otartej skórki. Cynamon możecie oczywiście pominąć, lubię jednak tę delikatną, korzenną nutę jakiej dodaje on masie. Jestem pewna, że i Wy ją polubicie :)

piernik1

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Kapusta wigilijna i krokiety, dla Zieleniny :)

kapusta_bn4

Gdyby nie Zielenina i jej świąteczna akcja ‘Wegetariańskie Święta z Zieleniną’klik, to dzisiejszego wpisu z pewnością by tutaj nie było, do początku stycznia bowiem teoretycznie miała być blogowa przerwa ;) Postawnowiłam jednak z zaproszenia Zieleniny skorzystać, fotografując wczoraj cudem ocalałe wigilijne ‘pozostałości’ (niestety niezbyt fotogeniczne same w sobie ;)).

Jak pewnie zauważyliście, do tej pory w zakładce ‘Boże Narodzenie’ gościły na blogu tylko słodkości. Dlaczego? Z pewnością dlatego, iż po pierwsze – tylko słodkości przygotowuję przed Świętami, nie ‘testuję’ wigilijnych dań wcześniej i nie robię ‘prób generalnych’; po drugie – aparat w te dni odpoczywa od kulinarnych zdjęć ;) a po trzecie, przygotowuję tylko kilka typowo polskich, wigilijnych dań i zawsze mam wrażenie, że przecież tego typu przepisy każdy przygotowuje według swoich rodzinnych, wigilijnych tradycji.
Od kiedy Święta spędzam na obczyźnie, te wigilijne potrawy są dla mnie czymś niezmiennym, nie podlegającym żadnym ‘modernizacjom’ czy ‘ulepszeniom’. Przygotowuję je tak, jak robiło się to u Mamy, tyle tylko, że ilość dań jest u mnie (bardzo) symboliczna ;) Nie ma karpia (którego smaku nigdy nie lubiłam – jak i ości, które zawsze trafiały się akurat w moim kawałku ;)), nie ma ryby w galarecie w kilku odmianach, rzadko też gości zupa grzybowa, za którą nie przepadam niestety. Zawsze jednak musi być barszcz czerwony, kompot z suszu oraz wigilijna kapusta z grzybami, bez których Wigilia nie była by Wigilią :) I o ile barszcz czerwony gotuję w sposób mało tradycyjny (jest to bardziej zupa-krem właściwie…), to wigilijną kapustę od lat przygotowuję według niezmienionej receptury. I co roku musi ona pojawić się na naszym stole :)

kapusta_bn1

A skoro już o tych tradycyjnych potrawach mowa, to pamiętam lekkie zdziwienie malujące się na twarzach moich francuskich znajomych, gdy po raz pierwszy – ponad 20 lat temu – zapytali mnie o polskie wigilijne menu. Podczas gdy na ich stole pysznił się łosoś, przegrzebki, foie gras, faszerowany indyk, a później szampan i bûche de Noël, ja opowiadałam im między innymi o zupie z buraków, kiszonej kapuście, karpiu i śledziach, co w zestawieniu z francuskimi smakołykami brzmiało dosyć ‘dziwnie’ ;) Nie mówiąc już o tym, że było to z lekka dla nich egzotyczne ;) Kapusta kiszona? Buraki? Śledź?!? Ah, i jeszcze ciasto z makiem na dokładkę! Z makiem? Naprawdę? Mak jest dobry do posypania bułeczek np., ale żeby tak piec z niego całe ciasto?!? No cóż, trzeba chyba wyssać te nasze smakołyki z mlekiem matki, w przeciwnym bowiem razie nieco trudno jest zainteresować nimi przywykłych do francuskiego menu gości ;)

A wracając do wigilijnej kapusty, to być może w wielu domach robi się ją inaczej, ja jednak podaję Wam naszą / moją domową wersję, która co roku pojawia się na wigilijnym stole (to jedno z tych dań, które zdecydowanie lepiej smakuje niż wygląda ;)).

kapusta_bn3

Wigilijna kapusta z grzybami

ok. 200 g suszonych grzybów
1 kg kiszonej kapusty
1 duża cebula
3 łyżki oliwy, oleju lub masła
3 liście laurowe
po kilka ziarenek czarnego pieprzu, ziela angielskiego i jałowca

opcjonalnie : ok. ½- ¾ łyżeczki mielonego kuminu lub kminku (mój dodatek ;))

Grzyby namoczyć w przegotowanej ciepłej wodzie (minimum kilka godzin lub całą noc), a następnie ugotować w wodzie z ich moczenia (ok. 20-30 min.), przestudzić, odcedzić (wodę z gotowania zachować!) i lekko poszatkować.
Kapustę – jeśli jest dosyć kwaśna – wypłukać w zimnej wodzie, dobrze odcisnąć  i poszatkować (niezbyt drobno).
Cebulę drobno posiekać i zeszklić na tłuszczu. Następnie dodać kapustę, dusić kilka minut z cebulą (5-10 min.), po czym dodać ok. 150-200 ml wody z gotowania grzybów (filtruję ją wcześniej przez sitko wyłożone gazą), grzyby oraz przyprawy i dusimy na wolnym ogniu przez około godzinę. Od czasu do czasu mieszamy i ewentualnie dolewamy nieco wody z gotowania grzybów, jeśli kapusta zaczyna przywierać do dna garnka / jest zbyt sucha.
Kapusta ta najlepsza jest na drugi dzień, a nawet na trzeci ;) dlatego warto przygotować ją wcześniej, gdyż to odgrzewana nabiera odpowiedniego smaku (solimy ją dopiero pod koniec gotowania, gdyż ukiszona kapusta sama w sobie jest już dosyć słona).

Ja bardzo lubię, gdy kapusta ma mocno grzybowy smak, dlatego grzybów dodaję sporo. Zawsze też przygotowuję jej więcej, z nadwyżki można bowiem przygotować np. farsz  do wszelakich świątecznych pasztecików czy kulebiaka.
Niektórzy dodają też do takiej kapusty np. wędzone śliwki (tak jak wspominała o tym niedawno Belgia – klik), i choć i ja tę wersję polubiłam, to na Wigilię przygotowuję tylko tę z dzieciństwa ;)

*   *   *

Innym daniem, które regularnie gości na moim stole (nie tylko w Święta) są krokiety ziemniaczano-orzechowe (w mojej wersji bardziej w formie kotlecików niż krokietów). Przepis na nie pochodził z jakiegoś czasopisma (niestety nie pomnę z jakiego…) i dodawało się tam również  przesmażoną cebulę oraz zmiażdżony ząbek czosnku. Jakiś czas temu jednak wypróbowałam przepis podany przez Seniorkę na forum CinCin i wyjątkowo ;) praktycznie nic nie zmieniłam. Krokiety są pysznie orzechowe i świetnie smakują np. polane sosem grzybowym (niestety zdjęć z sosem Wam oszczędzę ;)).
Polecam, nie tylko na Wigilię :)

krokiety_ziemniacz2

Krokiety / kotleciki ziemniaczano-orzechowe

300 g świeżo ugotowanych ziemniaków
100 g zmielonych orzechów włoskich (często dodaję nieco więcej)
1 jajko
czubata łyżka tartej bułki (zastępuję ją większą ilością orzechów)
1-2 łyżki drobno posiekanej natki pietruszki
sól, pieprz
jajko i bułka / orzechy do panierowania
tłuszcz do smażenia

Ziemniaki przecisnąć przez praskę, dodać pozostałe składniki, doprawić do smaku i wyrobić na jednolitą masę (ma być ona dosyć zwarta). Formować małe krokiety lub kotleciki i ewentualnie panierować je w jajku i bułce tartej (tym razem panierowałam je w orzechach, część jednak pozostawiłam bez panierki). Smażyć na rozgrzanej patelni (używam patelni ceramicznej i smażę praktycznie bez tłuszczu) aż krokiety będą rumiane.
Krokiety takie można przygotować wcześniej (nie rumieniąc ich bardzo mocno), odgrzewając je ponownie na patelni tuż przed podaniem.

krokiety_ziemniacz11


kotlecik na pierwszym planie bez panierki, drugi – w panierce orzechowej



Pozdrawiam serdecznie! I zapraszam na ‚ciąg dalszy’
już po Nowym Roku ;)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email