Widzę, że chętnych na makaron sporo, spieszę więc ze szczegółami… I mam nadzieję, że prostota mojej makaronowej propozycji Was zbytnio nie rozczaruje ;)
Najpierw jednak wyjaśnię (a propos komentarzy do poprzedniego wpisu), że makaron, który widnieje na zdjęciach (to tylko jego część…) kupuję z dobroci dla męża ;) to on jest bowiem głównym jego konsumentem (a często dostajemy go również od wracających z Italii znajomych). Dla mnie zaś makaron mógłby całkowicie nie istnieć… I tak jak pisała Leloop w komentarzach – i u mnie plasuje się on zdecydowanie na jednym z ostatnich miejsc. Nic na to nie poradzę i nie mam nawet jakiegoś logicznego wytłumaczenia na to. Ot – nie lubię i już. Nie to co dynia czy sery! :D
Oczywiście wiem, jak smakuje makaron, gdyż mimo wszystko jadam go od czasu do czasu. Czasami smakuje mi on bardziej, czasami mniej (zależy to głównie od dodatków – uwielbiam np. taki z niebieskim pleśniowym serem i podsmażonymi kostkami bakłażana…), ale nigdy nie będzie to danie, które wybiorę z własnej nieprzymuszonej woli, gdy ktoś zapyta mnie, na co mam ochotę. Po złamaniu stopy kilka lat temu, gdy musiałam kilka długich miesięcy spędzić głównie w pozycji horyzontalnej, największym nieszczęściem była dla mnie codzienna, makaronowa opcja przygotowywanego przez męża obiadu :D Bardzo szybko więc przerzuciłam się na kanapki ;) A zdecydowanie jednym z gorszych wspomnień z dzieciństwa są łazanki z kapustą mojej mamy :/
Oczywiście najbardziej lubię chyba makaron świeży, szczególnie ten mocno jajeczny, czego od czasu nietolerancji na jajka niestety również muszę unikać. Nadal jednak nie mogę powiedzieć, że wybiorę go z własnej, nieprzymuszonej woli ;) Maszynka do makaronu spoczywa więc w czeluściach kuchennej szafki i czeka na lepsze czasy, a ja poprzestaję na uszczuplaniu aktualnych zapasów. Jest wśród nich makaron z atramentem kałamarnicy, z dodatkiem barolo, z czosnkiem niedźwiedzim, z dynią… Są toskańskie pici, liguryjskie trofie / trofiette, pizzocheri z Lombardii, sycylijskie anelli, ale oczywiście i te bardziej popularne – spaghetti, tagliatelle, pappardelle, penne, rigatoni, orecchiette czy conchiglioni* (lubię te ostatnie faszerowane i zapiekane). A czasami dla odmiany jest np. gryczana, japońska soba.
*mam nadzieję, że nie pomyliłam pisowni w/w nazw, szczególnie w liczbie mnogiej…
W ostatni weekend ‘padło’ na liguryjskie trofie. Ich nazwa pochodzi od czasownika ‘strufuggiâ’ (dialekt liguryjski), co oznacza ‘trzeć, pocierać, ocierać’ (podaję za źródłem wydawnictwa Phaidon), a nazwa ta jest związana z ruchem, jaki konieczny jest do nadania im tego charakterystycznego kształtu (tutaj – klik możecie dokładniej zobaczyć, jak należy je ‘rolować’, a tutaj – klik – jak uzyskać inne kształty makaronu, co w wydaniu tej pani wydaje się dziecinnie proste ;)).
Trofie najczęściej serwuje się z sosami typu pesto, a w przepisach regionalnych – również z dodatkiem ziemniaków i fasoli. Ja ze względów wizualnych tym razem zrezygnowałam z pesto (często robię pesto z rukoli lub np. ze świeżego szpinaku) i podałam trofie z lekko podduszonymi listkami szpinaku i suszonymi pomidorami, by choć na chwilę w domu zrobiło się wiosennie i kolorowo ;) Do tego sporo startego pecorino i garść zrumienionych uprzednio orzeszków piniowych, dzięki czemu makaron stał się choć trochę przyjemniejszy dla moich kubków smakowych ;)
(wiem wiem moi drodzy – szpinak to nie jest może zbyt ortodoksyjne połączenie dla włoskich trofie, jednak jedynym warunkiem była dla mnie tym razem ‘zjadliwość’ ;) dania oraz jego ewentualna fotogeniczność :))
Makaron ze szpinakiem i suszonymi pomidorami
na 2 porcje
ok. 60-80 g suchego makaronu na osobę (lub ok. 100 g świeżego)
ok. 100 g suszonych pomidorów (w oliwie)
2-3 łyżki oliwy
1 ząbek czosnku
ok. 200 g świeżego szpinaku
sól, pieprz do smaku
starte pecorino lub parmezan
opcjonalnie – orzeszki piniowe
W dużym garnku zagotować wodę na makaron i ugotować go al dente w posolonej wodzie wg instrukcji na opakowaniu.
W tym czasie przygotować pozostałe składniki – orzeszki zrumienić na suchej patelni. Czosnek obrać, rozgnieść i drobno posiekać (lub przecisnąć przez praskę). Pomidory odsączyć i pokroić na mniejsze kawałki. Szpinak dokładnie wypłukać i osuszyć (używam ‘wirówki’ / suszarki do sałaty). Jeśli listki są duże – lekko poszatkować.
Czosnek przesmażyć na rozgrzanej oliwie ok. 1 minutę (możemy użyć oliwy z suszonych pomidorów), po chwili dodać pomidory, podsmażyć ok. 2 minuty, dodać szpinak i dusić wszystko (mieszając) przez ok. 2-3 minuty, aż szpinak lekko ‘zwiędnie’ (jeśli liście są większe – dusimy je 3-4 minuty). Następnie dodać ugotowany al dente makaron + ok. 2 łyżki wody z gotowania makaronu, doprawić do smaku i wszystko razem dobrze wymieszać na patelni. Podawać ze startym pecorino lub parmezanem i – ewentualnie – orzeszkami piniowymi.
- sos zaczynam przygotowywać na ok. 5-7 minut przed końcem gotowania makaronu
- tego typu danie możemy również przygotować z dodatkiem rukoli, dla ‘zaostrzenia’ smaku; możemy też z połowy surowego szpinaku (lub rukoli) przygotować pesto i dodać je w ostatniej chwili do podmażonych pomidorów
- gdy tęsknota za słońcem i południowymi smakami jest duża, dodaję tu jeszcze garść czarnych oliwek :)
A tutaj – przed dodaniem sera :
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!
‚