‚Co zjadła Katie’, czyli książkowe nowości na mojej półce

Powrót do rzeczywistości po ponad 2 tygodniach przerwy nie jest łatwy…  Wybaczcie więc proszę, iż dopiero teraz siadam do pisania (jak widać chyba nie do końca uda mi się zrealizować moje pierwsze – i jedyne właściwie – postanowienie, by nareszcie być choć trochę lepiej zorganizowaną i systematyczną;)).

Dziś zatem pierwszy obiecany wpis o nowych książkach, które pod koniec roku pojawiły się na mojej półce (a raczej pierwsza jego część… ;)).

what-katie-ateZacznę od prezentu mocno przedświątecznego, jakim była książka ‘What Katie Ate’. Jakież było moje zdumienie, gdy w październiku zeszłego roku odkryłam francuską wersję książki na półkach tutejszej księgarni! Zazwyczaj sporo trzeba odczekać zanim francuskie tłumaczenie dotrze do druku (a w przypadku książek kulinarnych do tej pory wydawnictwa niestety nie reagowały z prędkością światła ;)), tym razem jednak francuska wersja ukazała się na rynku wcześniej niż angielska – europejska, która pojawi się dopiero w lutym (Małgoś, dziękuję za info :)).

Autorką książki jest Katie Quinn Davies (Irlandka mieszkająca i pracująca aktualnie w Australii), którą z pewością znacie już z tytułowego bloga ‘What Katie Ate’. Jeśli lubicie jej przepisy i charakterystyczny styl jej zdjęć, to książka Was nie rozczaruje, gdyż jest ona utrzymana w podobnym charakterze : klimat retro, czcionka naśladująca druk starej maszyny do pisania i grube, matowe kartki ‘pożółkłego’ papieru. Wszystko bardzo starannie oprawione w płócienną okładkę z wytłoczonym tytułem (a propos okładki, ta w wersji amerykańskiej – klik zdecydowanie mniej mi się podoba; na szczęście francuska jest dokładnie taka, jak w oryginale…)

Na prawie 300 stronach znajdziemy tu nie tylko przepisy, ale i drobne porady i krótkie opowieści, którymi opatrzone są receptury. Nie są to dania wymyślne czy skomplikowane, ale sama Katie mówi / pisze, iż jej kuchnia ma przede wszystkim być prosta i sezonowa (czyli dokładnie taka, jaką i ja preferuję). Znajdziemy tutaj pomysły na śniadania, obiady i kolacje; na sałatki, małe przekąski i napoje, na warzywa i sosy oraz na desery (ciasta, zapiekane owoce, musy, lody…). Jednym słowem – każdy może znaleźć tutaj coś dla siebie :)

katie-quinn-davies_bio

źródło : wydawnictwo Penguin – klik

Zdjęcia Katie od pewnego czasu można oglądać również na łamach czasopism, np. ‘Living’ Marthy Stewart czy ‘Delicious’. Jak wspomniałam wyżej, jej styl jest dosyć charakterystyczny, odmienny od stylu innej słynnej Australijki – Donny Hay, u której przeważa biel i spory minimalizm (nie ukrywam, iż uwielbiam fotografie Donny; od kilku miesięcy sporo czasu spędzam nie tylko z jej książkami, ale i z elektroniczną, ‚iPadową’ wersją jej czasopisma…). U Kate zdjęcia utrzymane są w nieco ciemniejszych tonacjach, są zdecydowanie bardziej rustykalne. Jej kompozycje sprawiają wrażenie bardzo dobrze przemyślanych i – mimo panującego na nich artystycznego nieładu ;) – idealnie zaplanowanych (praca w zawodzie grafika z całą pewnością pomogła Kate w wyrobieniu sobie fotograficznego ‘oka’). Czysta rozkosz dla wielbicieli ‘vintage’owych’ klimatów :)

(tutaj – klik więcej na temat książki, a dla jej posiadaczy – na stronie wydawnictwa mała errata dotycząca kilku przepisów – klik)

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam już niebawem na książkowy ciąg dalszy :)

PS. Melduję, iż aktualnie ‘rozgryzam’ nowy aparat, tak więc przepisy i zdjęcia powoli zaczną się znów ukazywać na łamach bloga :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

2012 w kulinarnej pigułce

Witam wszystkich serdecznie w Nowym Roku i raz jeszcze dziękuję za wszystkie świąteczno-noworoczne życzenia! Mam nadzieję, że miło spędziliście wczorajszy wieczór i życzę Wam, by cały 2013 rok był równie udany ;) Niech przyniesie Wam wiele pozytywnych wrażeń, ciekawych doświadczeń i moc niezapomnianych przeżyć. Niech będzie to dla nas wszystkich dobry rok :)

A dziś, tradycyjnie już ;) zapraszam na blogowy przegląd minionego roku w ‘kulinarnej pigułce’. Lubię porównywać to, co pojawiło się na blogu w poprzednich latach, lubię patrząc na zdjęcia przypominać sobie niektóre smaki, zapomniane receptury. I powoli cieszyć się myślą, że już za kilkanaście tygodni będziemy mogli delektować się pierwszymi nowalijkami :)

(a tutaj poprzednie mozaiki : 2011 – klik, 2010 – klik)

mozaique2012_2
Spośród przepisów, które pojawiły się na blogu na początku roku, sporym powodzeniem wciąż cieszy się francuska zupa cebulowa klik, karmelizowana cebula oraz serowa tarta z jej dodatkiem. Zupa marchewkowo-imbirowa również zalicza się do zeszłorocznych faworytów ;) I jeszcze naleśnikiklik, o których znów pewnie przypomnę na początku lutego :)

mozaique2012_1


Potem już robi się coraz bardziej kolorowo : szparagi, rabarbar, bób, groszek…

mozaique2012_3


Zieleń jest już wszędzie, a przede wszystkim na wiosennym talerzu :)

mozaique2012_4


I oczywiście czerwcowe truskawki, których pochłaniam latem olbrzymie ilości (najchętniej jak najmniej przetworzone…).

mozaique2012_5


Zamykam w słoikach sezonowe dary, a ostatnie lody, sorbety, chłodniki i grzanki towarzyszą schyłkowi lata (które zdecydowanie za krótko trwa…).

mozaique2012_6


Na szczęście dynie skutecznie polepszają jesienny nastrój (a kilka egzemplarzy wciąż czeka jeszcze na zużycie… :)).

mozaique2012_7


Grudniowy, świąteczno-noworoczny czas jest chyba jednym z najprzyjemniejszych w roku :)

mozaique2012_8

Ciekawa jestem, co Wam z tych zeszłorocznych blogowych propozycji najbardziej podobało się / smakowało? Które z przepisów  (lub zdjęć) najbardziej przypadły Wam do gustu? Co ewentualnie chcielibyście częściej widywać na blogu?
Wasze opinie i komentarze są zawsze mile widziane :)


Pozdrawiam serdecznie raz jeszcze życząc Wam wszystkim dobrego roku!

(i  – jak pisałam wczoraj – proszę o odrobinę cierpliwości, gdyż nowe wpisy wymagające zdjęć są niestety chwilowo niemożliwe z powodu awarii aparatu… :( )

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zamiast czerwonej kapusty, ‚nut roast’ oraz grzybowo-winnego sosu…

Serdecznie dziękuję Wam za świąteczne życzenia, komentarze i przemiłe maile, jakie od Was otrzymałam. Niestety tegoroczne Święta i koniec roku zdecydowanie nie wyglądają tak, jak powinny… Za oknem wiosna, zamiast białej, mróżnej zimy, a w domu przez prawie dwa tygodnie był mini-szpital ;) Zużyte więc zostały tony miodu, czosnku i imbiru (plus echinacea…) oraz spore ilości olejków eterycznych (przede wszystkim z drzewa herbacianego – naturalny antybiotyk, cyprysowy – by złagodzić kaszel, eukaliptusowy itd.). O hektolitrach soku z czarnego bzu, herbatce lipowej i naturalnej witaminie C oczywiście nawet nie wspominam ;). Jednak co innego spędza mi aktualnie sen z oczu (na szczęście tylko w przenośni ;)), a wszystko to za sprawą ostatniej ‘sesji zdjęciowej’… Już kilka dni temu miała się tutaj pojawić pyszna, świąteczna czerwona kapusta (z pomarańczami, cynamonem i żurawiną) w towarzystwie ‘nut roast’ (czyli orzechowo-kasztanowej ‘pieczeni’), z sosem na bazie suszonych grzybów i czerwonego wina. Niestety tego dnia aparat postanowił zastrajkować i ostatnie (jedyne…) zdjęcie, jakie udało się zrobić, wygląda tak :

migawka

Po analizie objawów okazuje się, iż to migawka wyzionęła ducha (na zdjęciu ‘skrzydełko’ migawki…) i sama jestem sobie winna, gdyż zbagatelizowałam objawy, które aparat demonstrował już od pewnego (dosyć długiego…) czasu. Teraz mam więc odpowiednią nauczkę :(
Serwis niestety może zająć się aparatem dopiero od 3-go stycznia (2 stycznia też jest u nas dniem wolnym od pracy, co zdecydowanie po raz pierwszy mi przeszkadza ;)). Jak się pewnie domyślacie, ogarnęła mnie chwilowa czarna rozpacz… Wszak kulinarny bloger bez aparatu jak bez ręki! :( Na szczęście w ramach pocieszenia, urodzinowy Mikołaj ;) zaproponwał, by wykorzystać ten fakt i pomyśleć również o zmianie modelu, od kilku dni więc czytam i porównuję i codziennie praktycznie zmieniam zdanie ;) Ale wczoraj ostateczny wybór (chyba…) został dokonany. Chyba ;)

Jednak póki co, nie będę miała dla Was nowych zdjęć (dziś wieczorem miał tu być oczywiście szampan…  ;)), mogę co najwyżej zaproponować Wam same przepisy, obawiam się jendak, iż ‘gołe’ teksty będą o wiele mniej motywujące do wypróbowania przepisów, wszak z tego co często piszecie, zdjęcia pomagają przemówić do naszej kulinarnej wyobraźni… Będzie więc z pewnością kolejny wpis książkowy (po Świętach znów ubyło mi wolnego miejsca na półkach ;)), będzie też coś, co nie wymaga (nowych) zdjęć, mam jednak nadzieję, że już w przyszłym tygodniu sytuacja ta powoli zacznie wracać do normy. A tymczasem proszę Was o wyrozumiałość i cierpliwość…

Skoro tak kończy się rok, to można chyba mieć nadzieję, iż ten Nowy będzie jednak lepszy, prawda? Ale żeby nie zapeszać, to pozwólcie że z noworocznymi życzeniami dla Was (i dla siebie ;)) poczekam do jutra :)
Jeśli planujecie dziś jakieś sylwestrowe szaleństwa, to życzę Wam udanej zabawy i szampańskiego nastroju, a wszystkim bez wyjątku – miłego, pogodnego dnia! :)

I do poczytania już jutro! :))


PS. Przy okazji napiszcie proszę, czy wolicie, by ewentualne przepisy pojawiły się tutaj bez zdjęć, czy też wolicie poczekać na ich ‘pełną’, fotograficzną wersję? Zdjęcia robione ‚awaryjnym’ aparatem kompaktowym są bowiem tak beznadziejne, że wolę ich nie publikować…

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email