Archiwa kategorii: male danie

Bakłażan zapiekany z pomidorami

aubergines_tomates01
Czasami siebie nie lubię… (ale tylko czasami ;)). Za brak organizacji i tracony później przez to niepotrzebnie czas. Na przykład wtedy, gdy w niewytłumaczony sposób ‘ginie’ czekający od tygodni na przygotowanie przepis… Jeszcze w piątek leżał grzecznie na stole (wpisywałam składniki na listę zakupów) a w niedzielę niestety okazało się, że przepisu nie ma… Domyślam się, że w tym magicznym zniknięciu pomogło mu sobotnie sprzątanie, ale rzecz jasna zupełnie mnie to nie pociesza…
Jedyne, co wiem na pewno, to że przepis pochodził z jakiegoś angielskiego czasopisma (Delicious? BBC Good Food? Choć może jednak coś innego…); pamiętam też listę głównych składników (dzięki liście zakupów ;)) i sposób wykonania mniej więcej w 90% :)
Mimo braku oryginalnej receptury, bakłażan zawitał na niedzielnym stole (dobrze, że zrobiło się trochę chłodniej, gdyż włączanie piekarnika ostatnimi czasy było czystym masochizmem…) i okazał się być bardzo smaczną letnią przekąską.

Dziś za to znalazłam w kuchni paczkę rodzynek, która – domyślam się – była zakupiona również do tegoż przepisu… ;) Ale to nic – i bez nich bakłażany były pyszne :)

Edycja : Przepis z przyjemnością dodaję do trwającej właśnie u Mopsa akcji ‘Warzywa psiankowate’

aubergines_tomates02
Bakłażan zapiekany z pomidorami

2 bakłażany
250 g pomidorków koktajlowych
1-2 ząbki czosnku
1 szalotka
1-2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
sól, pieprz – do smaku
oliwa
pęczek natki pietruszki (lub listki mięty)
orzeszki piniowe (zrumienione na suchej patelni)
opcjonalnie (moja wersja) : ocet balsamiczny (lub balsamiczna redukcja), nieco otartej skórki z cytryny lub np. spora szczypta wędzonej papryki, czarne oliwki…

Piekarnik nagrzać do 180-200˚C.
Bakłażany umyć, osuszyć, przekroić na pół (na długość) a następnie naciąć ich miąższ w kratkę (nacięcia mają być głębokie, uważamy jednak by nie przeciąć skórki) i umieścić w naczyniu żaroodpornym (możemy je uprzednio lekko natłuścić).
Czosnek pokroić w cienkie plasterki i umieścić je w nacięciach bakłażana, a następnie posmarować połówki bakłażana oliwą (używam w tym celu pędzelka) i wstawić do piekarnika na ok. 40-45 minut.
Pomidory umyć, osuszyć i przekroić na połówki.
Szalotkę drobno poszatkować.
Wymieszać w salaterce koncentrat pomidorowy z 2-3 łyżkami oliwy (jeśli chcemy otrzymać więcej ‘sosu’ podczas pieczenia, możemy dodać również 1-2 łyżki wody), następnie dodać szalotkę i pomidory, doprawić do smaku (na tym etapie możemy dodać nieco redukcji balsamicznej, otartą skórkę z cytryny lub nieco papryki wędzonej) i dokładnie wymieszać.
Wyciągnąć naczynie z bakłażanami z piekarnika, dodać przygotowane uprzednio pomidory (układamy je wokół bakłażanów), bakłażany lekko posolić i ewentualnie skropić jeszcze całość lekko oliwą , a następnie ponownie wstawić naczynie do piekarnika na kolejne 30-40 minut (długość pieczenia należy dostosować do wielkości bakłażanów). Jeśli bakłażany zbyt mocno brązowieją, pod koniec pieczenia możemy przykryć naczynie.
Podawać bakłażany nakładając na nie pomidory, z dodatkiem posiekanej natki pietruszki i podprażonymi orzeszkami piniowymi.

Uwagi :
- w oryginale bakłażany pieczemy tylko 30 min., a następnie dodatkowe 30 już z pomidorami, u mnie jednak było to zdecydowanie za krótko i bakłażany nie były wtedy tak miękkie, jak być powinny

- będzie pasował tutaj również np. tymianek (czarne oliwki wg mnie też dobrze się tu wkomponują)

- możemy też ewentualnie dodać tu pod koniec zapiekania ser (np. kozi, czy też fetę lub mozzarellę), lub wykorzystać bakłażany jako dodatek do mięsnego dania

- tak jak pisałam wyżej – w oryginale (na 90%… ;)) był tutaj również dodatek rodzynek (oraz cukru), ja jednak je pominęłam

A dla wielbicieli bakłażana – kilka wcześniejszych przepisów – klik.


*   *   *

Pozdrawiam serdecznie i już teraz życzę Wam miłego weekendu!
A ja wracam do pakowania walizek i zostawiam Was na krótki (ostatni mój wakacyjny…) tydzień :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Zupa z groszku, na zimno

soupe_froide_petitpois1

Przy aktualnie panujących temperaturach organizm zdecydowanie domaga się jedynie lekkich, orzeźwiających posiłków. Najczęściej są więc to wszelakie sałatki, koktajle owocowe czy soki warzywne. A jeśli zupy, to najchętniej w wersji na zimno.
Wracając z w sobotę z targu ze sporą ze ilością świeżego groszku, przypomniałam sobie pewną pyszną przystawkę jedzoną w Toskanii (Marghe, dziękuję za zrobione wtedy zdjęcia! :)).

soupe_froide_petitpois_italie
Był to krem z groszku, podany z dodatkiem kawałków sera robiola, pomidorków koktajlowych i – o ile dobrze pamiętam – szynki parmeńskiej (Marghe, proszę o ewentualną korektę dotyczącą wędliny ;)).
Postanowiłam więc zrobić coś podobnego, choć oczywiście nie śmiem porównywać mojej wersji do tej toskańskiej!

robiola_plus_kozi
Zamiast sera robiola (tutaj można kupić jedynie krowi, ‘świeży’, o konsystencji bardziej serka do smarowania niż do krojenia…) użyłam serka koziego, robionego przez jedną z pań u której kupuję warzywa na targu (ten po lewej). Ma on dosyć zwartą konsystencję, idealnie więc nadaje się do krojenia i zdaje egzamin jako dodatek do tego typu preparacji.

soupe_froide_petitpois3
Tego typu zupę można przygotować na dwa sposoby; w wersji pierwszej może ona nieco stracić świeży, zielony kolor groszku. Za to w wersji drugiej (odrobinę tylko dłuższej) zachowamy ładniejszy kolor (i według mnie również bardziej intensywny ‘groszkowy’ smak). Poniżej podaję obydwa warianty, wybierzcie to, co bardziej Wam odpowiada.
Oczywiście można tu również dodać np. nieco śmietany czy jogurtu podczas miksowania zupy, jednak bez nich danie jest lżejsze i bardziej lekkostrawne.

soupe_froide_petitpois2
Zupa z groszku, na zimno

na ok. 500-700 ml zupy

500 g groszku (waga po obraniu, może też być mrożony)
2-3 łyżki oliwy / oleju
2 średnie lub 3 mniejsze szalotki
2-3 ząbki czosnku
ok. 400-500 ml lekkiego bulionu
garść listków bazylii
kilkanaście listków mięty (nieco mniej niż bazylii)
otarta skórka z 1 małej cytryny
sok z ½ limonki (do smaku)
sól, świeżo mielony pieprz – do smaku
dodatkowo :
listki bazylii i mięty do dekoracji  /  pomidorki koktajlowe /  kozi ser  /  szynka parmeńska  /  orzeszki piniowe

Wersja I :
Szalotki drobno posiekać i zeszklić na rozgrzanym tłuszczu; następnie dodać zmiażdżony czosnek i jeszcze chwilę smażyć. Dodać groszek, zalać bulionem i gotować do miękkości (z dodatkiem soku z cytryny). Zmiksować z dodatkiem listków mięty, bazylii i skórki cytrynowej, doprawić do smaku.

Wersja II :
Przygotować misę z lodowatą wodą (dobrze jest dodać tu kostki lodu).
Groszek wrzucić do dobrze posolonego* wrzątku, gotować 2-3 minuty, wyłowić łyżką cedzakową i przełożyć do zimnej wody (by groszek zachował swój jasny kolor).
Szalotki drobno posiekać i zeszklić na rozgrzanym tłuszczu; następnie dodać zmiażdżony czosnek i jeszcze chwilę smażyć (nie doprowadzamy do zbrązowienia).
Następnie odsączyć groszek i przełożyć go do blendera, dodać bulion, przesmażone szalotki z czosnkiem, sok* i skórkę z cytryny / limonki oraz listki mięty i bazylii i zmiksować na gładko, doprawić do smaku (bulionu dodajemy więcej / mniej, w zależności od tego jaką wolimy konsystencję zupy). Jeśli nasz blender / mikser nie najlepiej radzi sobie ze skórkami groszku i jeśli zależy nam na idealnie gładkiej konsystencji, to zupę dodatkowo możemy przetrzeć przez sito.
Podawać zupę dobrze schłodzoną, z dodatkiem np. kawałków koziego sera, pomidorków koktajlowych czy szynki parmeńskiej (pomidorki możemy też np. wcześniej zamarynować z dodatkiem oliwy, odrobiny octu balsamicznego i posiekanych listków bazylii).

*dzięki dodatkowi soli i soku z cytryny zachowamy jasny, zielony kolor groszku

soupe_froide_petitpois4
Do zupy możemy też dodać chrupki akcent w postaci grzanek, np. przygotowanych podobnie jak do tej wcześniejszej zupy pokrzywowej – klik; ja tym razem podałam również okrągłe, żytnie (ekologiczne) grzanki przywiezione z Engadyny, które posmarowane zostały serkiem wymieszanym z posiekanymi listkami bazylii.

Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego tygodnia! :)

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

Sałatka na poniedziałek (pod hasłem ‘nakarm mózg’ ;))

salade_quinoa_brocolis_asperges3
Sporo ostatnio rozmawialiśmy w klasie na temat mózgu (nie mylimy z móżdżkiem! ;)), gdyż jedna z uczestniczek kursu jest naukowcem – specjalistką w dziedzinie mózgu właśnie. Carmen (z Peru) jest prawdziwą pasjonatką : potrafi w niezwykle ciekawy i przystępny sposób opowiadać nam różne ciekawostki, można słuchać jej bez końca (niestety to już ostatni tydzień aktualnego kursu, czego bardzo żałuję…).
Jako iż jednym z tematów jest zawsze na kursie jedzenie / odżywianie, to Carmen nie omieszkała podzielić się z nami kilkoma ciekawostkami na temat tego, w co powinna obfitować dieta dobra dla mózgu (nie tylko po to, by mieć bystry umysł i uniknąć problemów z pamięcią, ale przede wszystkim również po to, by chronić nas np. przed chorobą Alzheimera). Ważne są tu oczywiście wszelkie tłuszcze jednonienasycone / kwasy omega-3 (oraz kwas alfa-linolenowy zawarty w zielonych warzywach), białko, węglowodany złożone, witaminy z grupy B, witamina E i C, kwas foliowy, rutyna, kurkumina, zawarte w owocach i warzywach flawonoidy / antocyjany. Skrzętnie spisałam więc listę wymienianych przez Carmen produktów (szczegóły pod koniec wpisu) i zainspirowana nią przygotowałam prostą sałatkę na ostatni weekendowy piknik (która smakowała chyba nie tylko ze względu na jej walory zdrowotne ;))

salade_quinoa_brocolis_asperges01
Sałatka, nie tylko dla mózgu ;)

- komosa ryżowa / quinoa ugotowana z dodatkiem kurkumy (na 1 szklankę komosy dodaję 1 płaską łyżeczkę kurkumy oraz sporą szczyptę świeżo zmielonego pieprzu); przed gotowaniem płuczemy komosę w zimnej wodzie, aby pozbyć się odpowiedzialnych za gorzki posmak saponin (jeśli woda nie pieni się zbytnio – wystarczy jedno płukanie, jeśli jednak mocno się pieni i jest dosyć mętna – płuczemy ziarna 3 razy i odcedzamy na sicie), a następnie gotujemy ją dodając ok. 2 objętości wody (czyli na każdą szklankę nasion – ok. 2 szklanki wody) oraz ok. ½ łyżeczki soli (po ok. 12-15 minutach z ziaren wyłaniają się małe ‘sprężynki’, co oznacza, że komosa jest już ugotowana)
(zamiast komosy możemy użyć np. kaszy jaglanej)

- tofu wędzone (zamiast tofu możemy użyć np. łososia, wyjątkowo bogatego w kwasy omega 3) – kroję tofu w ‘zapałki’ i podsmażam przez kilka-kilkanaście minut w odrobinie rozgrzanego oleju, suto skrapiając tamari / sosem sojowym

- ugotowane bardzo krótko na parze brokuły oraz szparagi, tak by wciąż pozostały lekko ‘al dente’ (pasują tu również te wcześniejsze szparagi w wersji sezamowej – klik)

- orzechy włoskie (i-d-e-a-l-n-e wręcz dla naszego mózgu!) oraz orzechy nerkowca (jako iż obróbka cieplna powoduje utratę części wartości odżywczych, to tylko orzechy nerkowca – nie włoskie – lekko podprażyłam na suchej patelni); migdały czy pistacje również będą tutaj świetnie pasować

- młode listki gryki i buraka (na poniższym zdjęciu listki gryki to te mniejsze, lekko ‘sercowate’; bogate są np. w potrzebną organizmowi rutynę), choć możemy tutaj użyć również młodych listków szpinaku, którego zazwyczaj używam w tego typu sałatkach

salades_mix2
Już za niedługo do sałatki można będzie dodać pierwsze sezonowe pomidory, tym razem zaś ‘w zamian’ trafiła tu garść suszonej żurawiny (słodzonej naturalnym sokiem jabłkowym).
Całość została suto skropiona sokiem z cytryny oraz olejem z orzechów laskowych wymieszanym z oliwą.

*   *   *

Po ‘wykładzie’ Carmen odetchnęłam z ulgą ;) okazało się bowiem, iż praktycznie wszystkie produkty z wymienionej przez nią listy są obecne w moim menu. Oto te najważniejsze (choć o wielu z pewnością już czytaliście) :

- algi (córka Carmen na podwieczorek zjada płaty nori :))
- awokado
- banany
- borówki / truskawki / jeżyny
- brokuły oraz wszelkie zielone warzywa liściaste
- cytrusy
- czosnek / cebula
- gruszki
- jabłka
- kakao
- komosa ryżowa / quinoa (a ja od siebie dorzucam tu również naszą rodzimą kaszę jaglaną)
- kurkuma
- len
- oliwa
- orzechy i wytwarzane z nich oleje (przede wszystkim orzechy włoskie, laskowe, migdały, pistacje czy orzechy nerkowca)
- pestki dyni (ważny jest tu zawarty w nich cynk)
- pomarańczowe warzywa
- rodzynki
- ryby bogate w kwasy omega 3 (np. łosoś, sardynki czy makrela)
- sezam (czyli również tahini)
- soja / tofu
- węglowodany złożone (czyli zboża, mąka razowa, brązowy ryż, kasze, fasola, soczewica…)
- woda!!!

Carmen opowiadała również o wynikach pewnej niezwykle ciekawej analizy dzienników znalezionych w domach opieki, prowadzonych na przestrzeni wielu lat, z których wynikało, iż osoby, które żyły najdłużej, cieszyły się najlepszym zdrowiem i nie miały problemów z pamięcią, chorobą Alzheimera itd., to osoby, które zachowywały umiar w jedzeniu (kilka mniejszych posiłków dziennie, co zresztą potwierdzają również badania na temat raka) i starały się zachowywać aktywność fizyczną (ruch i świeże powietrze są przecież niezwykle ważne dla naszego organizmu). Co ciekawe, okazuje się również, iż np. gra na jakimś instrumencie czy nauka języka obcego świetnie stymulują mózg i przedłużają nasze życie o kilka lat (o czym od teraz nie omieszkam przypominać moim uczniom ;)).
Były opowieści między innymi o tym, w jaki sposób kawa czy alkohol stymuluje nasz mózg (i dlaczego inaczej wpływa na niego np. piwo, a inaczej wino), dlaczego tuż przed snem nie należy patrzeć w ekran komputera czy telewizora, czy dlaczego zapisując się na jakiś kurs warto wybrać ten, na który będziemy musieli się ‘przemieszczać’ (wszystko opatrzone było odpowiednimi schematami :)). A na koniec był przepis na tradycyjne, peruwiańskie ceviche z dorsza (nie obiecuję czy i kiedy, ale być może i tutaj się ono pojawi :)).


Pozdrawiam serdecznie i życzę Wam miłego tygodnia!

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email