Od tak długiego już czasu tak dużo i często mówi się o ekologii i ‘ekologicznym’ jedzeniu. Prawda jest jednak taka, że jak to często bywa, dużo się mówi a niewiele robi. Nie myślcie proszę, że jestem taka 100% ‘zielona’, bo niestety nie jestem. W żadnej dziedzinie życia nie jestem za skrajnością, uważam jednak, że jeśli możemy zrobić coś dobrego dla siebie i dla środowiska, to jak najbardziej powinniśmy.
Z napisaniem tego postu noszę się już od pewnego czasu, ale nigdy nie byłam wystarczająco pewna, że zainteresuje to moich czytelników; jednak po obejrzeniu pewnego reportażu kilka dni temu, stwierdziłam, że może jednak warto?
Reportaż ten (nie pierwszy z tej serii) dotyczył owoców i warzyw hiszpańskich, a konkretnie papryki. Nie będę opisywać wszystkiego szczegółowo (tutaj tekst programu po francusku + zdjęcia), powiem tylko, że informacje, zdjęcia oraz testy są naprawdę szokujące… Zacznę od tego, że pracujący tam ludzie żyją w naprawdę nieludzkich, niewolniczych warunkach; używa się całej masy środków chemicznych (pestycydy i spółka, przy czym niektóre z nich są nawet zabronione w Europie!); nie wiem jak Wy, ale ja osobiście jakoś nie mam ochoty jeść warzyw, na których jest 4-5 różnych pestycydów, ale to nie tylko o to chodzi : chemia niszczy przecież glebę, przedostaje się również do wody. Nie mówiąc o tym, że pracujący na tych uprawach ludzie nie mają pojęcia, co to za substancje i jakie są konsekwencje pracy w takich warunkach. Spójrzcie, jak wygląda powietrze po rozpyleniu pestycydów :
A wszystko to osiada na warzywach a następnie trafia do naszych żołądków :(
To nie pierwszy tego typu test dotyczący hiszpańskich warzyw i owoców; zeszłoroczny test truskawek był równie przerażający :( A co do tego właśnie ostatniego testu papryki, to równie ‘zła’ okazała się ta holenderska : 5 różnych pestycydów .
Ten wtorkowy reportaż stał się dla mnie przysłowiową ‘kroplą’; nie chcę, naprawdę nie chcę przykładać ręki do tego typu sytuacji i nawet jeśli mój osobisty bojkot hiszpańskich warzyw niewiele zmieni, to postanowiłam się do niego przyłączyć.
Problem hiszpańskich warzyw jest jednak częścią innego problemu, a mianowicie owoców i warzyw niesezonowych. Najlepszym tego przykładem są truskawki, które można kupić nawet zimą. Wiadomo, że tego typu niesezonowe produkty praktycznie nie mają żadnego smaku, ale są też niesamowicie naszpikowane chemią, nie tylko dlatego, by w ogóle urosły, lecz rownież dlatego, by przetrwały – często dość długi – transport. Jakiś czas temu powstała bojkotująca tego typu niesezonowe produkty szwajcarska strona Ras-la-fraise (aktualnie również po niemiecku) gdzie można więcej na ten temat przeczytać. Oczywiście, co do niektórych produktów niestety nie mamy wyboru, bowiem mango czy banany u nas nie urosną ;) ale jeśli taki wybór mamy, to może warto się nad nim choć przez chwilę zastanowić? I poczekać kilka miesięcy na prawdziwie smakowite warzywa i owoce :) Będzie to dobre nie tylko dla nas samych i dla naszego organizmu, ale i dla natury i środowiska; oraz dla naszego – gdziekolwiek mieszkacie ;) – rodzimego rolnictwa. Może warto bowiem pomyśleć nie tylko o nas, ale również o tych, którzy poświęcają całe swoje życie temu, by nas wszystkich wyżywić.
A teraz wracam do mojej ‘tytułowej’ sałatki :)
Nie jest to niestety żaden ‚niesamowity’ przepis, nie o to mi bowiem dziś chodziło. Jest to sałatka, która powstała z moich ekologicznych zakupów, a mianowicie : młode, tutejsze ziemniaki, wprawdzie jeszcze szklarniowe, lecz też tutejsze (a nie hiszpańskie czy marokańskie) pomidory, tutejsze zioła i wspaniały, kozi ser prosto z gór ;) Wyszła z tego pyszna, wiosenna sałatka, dobra i dla podniebienia i dla naszego środowiska :)
*
Wiosenna sałatka z ziołowym winegretem
tym razem, proporcje dowolne ;)
do sałatki :
ziemniaki ugotowane na parze, w łupinkach
pomidor
ser kozi – lub Wasz ulubiony :)
do sosu :
oliwa z oliwek
sok cytrynowy
musztarda
zioła (jakie lubicie : u mnie koperek i kolendra)
cebula dymka
sól, pieprz do smaku
Ugotowane ziemniaki obrać i pokroić w plasterki; pomidory pokroić w małe ćwiartki, ser pokroić lub pokruszyć (w zależności od jego konsystencji).
3-4 łyżki oliwy wymieszać z 2 łyżkami soku cytrynowego, dodać ok. łyżkę musztardy (w zależności od jej ostrości i Waszych upodobań ;) musztarda której ja używam (z ziarenkami gorczycy) nie jest zbyt ostra, daję jej więc sporo); dobrze wszystko wymieszać, doprawić do smaku. Zioła oraz cebulę dymkę drobno pokroić i wymieszać z sosem, następnie suto polać nim sałatkę.
Mnie osobiście nic nie smakuje tak, jak tego typu ziołowo-musztardowy vinaigrette. Serwuję go bardzo często, za każdym razem używając innych ziół. Można oczywiście przygotować go bez musztardy lub tylko z niewielką jej ilością, jednak w tej wersji mnie osobiście najbardziej smakuje.
To tyle na temat dzisiejszej sałatki :)
Wprawdzie mój ‘ekologiczny’ wstęp był nieco dłuższy niż pierwotny zamysł i być może nie wszystkim czytającym przypadł on do gustu, lecz bardzo chciałam Wam o tym wszystkim napisać. I równie ważne jest dla mnie Wasze zdanie na ten temat; nawet, jeśli powiecie, że to o czym dziś napisałam zupełnie Was nie interesuje ;)
Pozdrawiam serdecznie!
*
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
EDYCJA
Po przeczytaniu dzisiejszego wpisu u Liski, pragnę jeszcze dopisać coś, o czym nie napisałam tu wcześniej, a co jest niesamowicie ważne, mianowicie o tym, że transport tego typu pozasezonowych warzyw i owoców jest przecież bardzo nieekologiczny już ze względu na samo zanieczyszczenie środowiska. Dziękuję więc ‘Biurowi Prasowemu’ ;) za wspomnienie o tym w komentarzach, co pozwolę sobie zacytować i tutaj :
Biuro Prasowe :
Bardzo się z Tobą zgadzam, w dodatku takie truskawki w środku zimy ciągną za sobą tony spalin z paliwa, które zużyto do ich transportu.
Bea :
Tak ‚BP’, transport takich owocow i warzyw jest olbrzymim problemem dla srodowiska; kiedy widze szparagi z Peru lub jablka z Chile przyslowiowy noz otwiera mi sie w kieszeni… I wiem ze ja z pewnoscia ich nigdy nie kupie.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Pozdrawiam i dziekuje za tak pozytywny odzew :)
*
Pamietam jak na poczatku mojego pobytu w Belgii, jakos tak tuz po przyjezdzie, moj maz chcial mi zrobic niespodzianke i ze sklepu przyniosl mi pieknie wygladajace truskawki (w styczniu).
Zachecona ich wygladem sprobowalam. Jedna, druga… byly w ogole bez smaku, jak… woda. Bleeee… Pamietam, ze powiedzialam mezowi, ze jest mi bardzo przykro, ale tego sie nie da jesc.
A on biedny w ogole nie rozumial o co mi chodzi…
Bardzo się z Tobą zgadzam, w dodatku takie truskawki w środku zimy ciągną za sobą tony spalin z paliwa, które zużyto do ich transportu.
Bea te tematy bardzo mnie interesują
Makrobiotycy uważają ,że najlepiej jeść to co rośnie obok nas -i pewnie maja 100% racji ,choć mi trudno do końca zrezygnować z bananów ,mango ,awokado itp,ale już truskawki kupuję tylko w sezonie ,tak samo pomidory itc
Oczywiście mój wybór sezonowych ,rodzimych produktów powinien sie spodobać też naszym rolnikom ,hm tak myślę
Bea jak to dobrze ,że piszesz o takich ważnych rzeczach ,dziękuję
Tak ‚BP’, transport takich owocow i warzyw jest olbrzymim problemem dla srodowiska; kiedy widze szparagi z Peru lub jablka z Chile przyslowiowy noz otwiera mi sie w kieszeni… I wiem ze ja z pewnoscia ich nigdy nie kupie. Chodzi tutaj tez o szacunek : nie tylko dla srodowiska, ale tez dla ludzi, ktorzy w niewolniczych warunkach pracuja na tego typu plantacjach.
Ksiezniczko, zgadzam sie w zupelnosci! Ja od pewnego czasu czekam na sezon truskawkowy i wtedy jezdzimy kupowac je ‚na pole’ i sami je zrywamy; takie prosto z krzaczka tez maja zupelnie inny smak niz te ‚sklepowe’ :)
Margot, ciesze sie ze tego typu tematy Cie interesuja (i mam nadzieje, ze beda interesowac coraz wiecej osob); zgadzam sie z tym co piszesz o makrobiotyce i o tym by jesc najwiecej tego, co rosnie w naszym klimacie, co nie oznacza, ze musimy calkowicie zrezygnowac z bananow czy mango, ale to wlasnie te rosnace ‚u nas’ owoce i warzywa powinny stanowic wieksza czesc naszego pozywienia. I nam, i przyrodzie wyjdzie to na zdrowie :)
Ja rowniez jestem jestem zwolennieczka ekologicznej zywnosci. Problem jednak polega na tym ze tak naprawde to do konca nie wiemy co kupujemy. Nawet taki szary rolnik uzywa mase chemikalii. Co do truskawek to sa one w Portugalii jak z obrazka, co z tego jak bez smaku, nawet w pelnym sezonie. Ostatnio duzo czytam rowniez o zdrowszych kosmetykach. Czas cos zrobic dla siebie i Ziemi. Powinnismy zyc z nia w harmonii.
Bea , po pierwsze podoba mi sie twoje podejscie , bez skrajnosci i fanatyzmu, po prostu przekazujesz innym rozpowszechniasz inromacje na temat produkcji zywnosci :)
Oczywiście nie mamy specjalnego wyboru jesli chodzi o owoce egzotyczne , choc mi ochota na banany przeszla sama , od kiedy poznalam smak prawdziwych bananow, te dostepne u nas zupelnie mi nie smakuja.Ostatnio ogladalam program o hodowli i transporcie tych owocow, banany rosna w workach nasaczonych pestycydami, potem zaprawiane sa srodkami antygrzybicznymi i innymi , ktore pozwola przetrwac transport, na koniec juz na miejscu , znow za pomoca chemii zostaje sztucznie wywolane dojrzewanie.Nic wiec dziwnego , ze sa zupelnie bez smaku.
Niby nie mamy wyboru , wplywu , ale to nie do konca prawda. Te przykladowe banany traktowane sa w ten sposob dzieki nam. Klient z EU nie kupi banana z plamkami, chcemy owoce idealne , jak z obrazka, wiec dostajemy : chemiczne banany, pestycydowe i woskowane cytryny i pomarncze.
Ale przeciez masa owoców hodowana jest tez w krajach bałkanskich czy Afryce Polnocnej , skad droga na nasz stol jest zdecydowanie krotsza.
W bogatszych krajach EU sa juz miejsca gdzie mozna kupic ekologiczne owoce egzotyczne.Nie wygladaja one tak ladnie jak te „chemiczne” i sa drozsze , ale przeciez mozemy jesc je rzadziej za to ze smakiem.
Moze musimy zaczac szukac , dopytywac sie , by dac handlowcom znak , ze jest zapotrzebowanie na ekologiczne owoce egzotyczne.
Co do reszty , to z pomoca przychodzi nam dzisiejsza technologia.Poza sezonem mamy mrozonki , puszki z zywnoscia pochodzaca z naszego kraju i zbierana w sezonie.Sami tez mozemy robic zapasy,mrozic , pakowac w sloiki czy nawet suszyc w suszarce do warzyw.
Poza tym „zimowa” kuchnia polska wcale nie jest nudna i uboga, mamy ziemniaki , buraki , kapusty , grzyby , pory itd. Warto tez zainteresowac sie troche zapomnianymi warzywami jak chocby rzepa czy jarmuz.Zdrowa , zielona salatka zima ? Też mozliwe, mamy szpinak zimowy czy roszponke.No i oczywiscie przepyszne , zdrowe :kiszona kapuste i ogorki :)
Przepraszam , ze sie rozpisalam, podobbnie jak u Bei mialo byc krocej ;)
Agato, nie wiem niestety do konca jak to jest w innych krajach, ale na szczescie tu w Szwajcarii prawo i kontrole sa dosyc rygorystyczne, tak wiec naprawde mam wieksze zaufanie do ‘tutejszych’ warzyw niz chocby tych hiszpanskich; a czesto przeprowadzane testy konsumencko-laboratoryjne rowniez tego dowodza. Co do kosmetykow, to i ja od pewnego czasu staram sie uzywac tych, w ktorych najmniej jest chemii (na ile to mozliwe), w ktorych nie ma rakotworczych czy uczulajacych substancji. Czesto sama przygotowuje rozne specyfiki z dodatkiem olejkow eterycznych, co moja skora (sklonna do uczulen) baaardzo lubi :)
Bernadetto, nigdy nie lubilam skrajnosci i fanatyzmu. Czesto slysze, ze to co robie przeciez i tak niczego nie zmieni i nie wystarczy, ze to tylko kropla w morzu ekologicznych potrzeb; ja jednak wychodze z zalozenia, ze przeciez lepsze to niz nic ;)
To co piszesz o bananach to niestety prawda. Mam to szczescie, ze tutaj i banany mozna kupic ekologiczne, wiec jesli juz kupuje, to tylko te. I to prawda niestety, ze to klienci chca miec sliczne i estetyczne owoce, nie zastanawiajac sie jaka tak naprawde jest wartosc odzywcza takiego nafaszerowanego chemia owocu czy warzywa.
I tak jak piszesz, ja rowniez poza sezonem korzystam z roznych mrozonek i przetworow, bo to swietna forma urozmaicenia jesienno-zimowych posilkow :)
Straszne to, co piszesz. Ten temat również jest mi bardzo bliski i często o nim myślę. Niestety czasem nie mogę się powstrzymać i kupuję maliny czy truskawki w środku zimy albo młode ziemniaki w grudniu. A potem, jak ostatnio, przez trzy tygodnie mam uczulenie…
Tak jak przeraża mnie hodowla roślin w ten sposób, podobnie podchodzę np. do jajek od kur trzymanych przez całe życie w klatkach. Dawniej, jajko z bazaru, było jajkiem ‚od baby’, dziś ma na sobie stempel z „3″, symbolem kury trzymanej w klatce, a sprzedawca poleca je jako ‚wiejskie’. Prawdopodobnie 9,5 osoby na 10 nabiera się na kłamstwa. Widzę światełko w tunelu i myślę, że blogi kulinarne i takie wpisy jak Twój, przyczyniaja sie do tego, że zaczniemy jeść i żyć bardziej swiadomie. Dziękuję Ci za to.
Ja poza sezonem, jesli mam ochote na maliny np. to kupuje wtedy mrozone (tez ekologiczne) i cos z nich przygotowuje; pewnie, ze to nie to samo co swiezy owoc, ale z tych ‘swiezych’ niesezonowych produktow juz sie chyba wyleczylam na dobre ;)
Jajka, od kiedy pamietam, kupujemy tylko i wylacznie te od ‘szczesliwych kur’ :) A teraz kiedy jade na zakupy prosto do rolnika, zawsze kupuje tam rowniez i jajka.
Co do swiatelka w tunelu, to faktycznie jest, ale szkoda, ze nadal takie slabe. Mam jednak nadzieje, ze bedzie coraz lepiej i nawet jesli nasze blogowe info nie wystarcza, by to zmienic, to moze sprawi, ze choc kilka osob po przeczytaniu tego zacznie cos zmieniac w swoich aktualnych przyzwyczajeniach.
Czego nam wszystkim zycze :)
tak jak pisalam na cinie jemy „swinstwa”,nie mam niestety wystarczajaco duzego ogrodu,zeby uprawiac,a szkoda,tak jak pisalam,kiedy tylko moge jem warzywa i owoce od rodziny i znajomych,a takze z okolic,ale niestety musz je rowniez kupowac w supermarketach!!!
Witaj, odkopałam ten przepis na Twoim blogu i zrobiłam taką sałatkę. Zamieściłam również u siebie przepis, oczywiście podając oryginalnego autora. Dziękuję za taki fajny przepis i pozdrawiam.