Oto obiecany przepis na aromatyczny sos z werbeną, curry i mlekiem kokosowym. Jak i poprzedni, znalazłam go całkiem przypadkowo, szukając werbenowych inspiracji ;) Gdy zobaczyłam, że jest to sos z mlekiem kokosowym, od razu pomyślałam, że to coś dla mnie, bowiem niedawno zrobiłam polecane przez Agnieszkę bakłażanowe curry ze Sri Lanki (również z mlekiem kokosowym), które baaardzo przypadło mi / nam do gustu.
Przepis ten to curry z żabnicy, czy też diabła morskiego jeśli wolicie (oryginał tutaj); przyznam ze wstydem, że zawsze widziałam tylko filety tej ryby i nigdy nie zainteresowałam się jej ‘ogólnym’ wyglądem ;) Jednak tym razem, już po zakupieniu filetów, stwierdziłam, że sprawdzę jak ‘to’ się nazywa po polsku; i gdy trafiłam na zdjęcie tego stwora w internecie stwierdziłam, że może lepiej że nie znałam go wcześniej ‘z twarzy’, bo pewnie bym go nie kupila :))
A wracając do sosu, to okazał się niesamowity : delikatny i bardzo aromatyczny, na stałe wszedł już do naszego menu :) Tyle tylko, że zamiast z rybą teraz najczęściej serwuję go z tofu lub panirem (nawet z serkiem halloumi bardzo nam smakuje!); jest świetnym dodatkiem również do wszelkiego rodzaju placków czy burgerów wege. Serdecznie Wam go polecam :)
*
Rybne curry w kokosowym sosie
1 kg filetów z żabnicy (u mnie 380g)
4 cebule (u mnie 1)
2 ząbki czosnku (dałam ‘różowy’)
2 gałązki werbeny ‘cytrynowej’ (u mnie oczywiście więcej ;) )
2 pomidory
1 łyżka cukru trzcinowego (u mnie ciemny)
1 cytryna
1 limonka
200 ml mleka kokosowego (ja dodałam 250 ml)
3 łyżki oleju / oliwy
1 łyżka naszego ulubionego curry
8 gałązek kolendry
sól, pieprz
Filety żabnicy pokroić w dość dużą kostkę. Poszatkować cebulę i zmiażdżyć czosnek. Drobno posiekać werbenę. Pomidory obrać ze skórki i drobno je pokroić. Cytryny sparzyć. Z limonki zetrzeć skórkę, a z cytryny obrać tylko jeden długi pasek skórki. Wycisnąć sok (i z cytryny i z limonki).
Na patelni z wysokim brzegiem rozgrzać olej i obsmażyć rybę z każdej strony, następnie przełożyć ją do innego naczynia. W oleju podsmażyć cebulę i czosnek, następnie dodać werbenę, cukier trzcinowy i mieszając gotować przez 2-3 minuty, następnie dodać curry i dobrze wymieszać. Dodać usmażoną wcześniej rybę, pomidory, mleko kokosowe, skórki cytrynowe i sok, doprawić do smaku, dobrze lecz delikatnie wymieszać. Przykryć i gotować na wolnym ogniu 15 minut. Następnie wyciągnąc pasek skórki cytrynowej i dodać posiekaną kolendrę. Serwować dobrze ciepłe, najlepiej z aromatycznym ryżem (np. tajlandzkim)
Moje uwagi :
Po usmażeniu ryby olej wyglądał nad wyraz ‘dziwnie’, w związku z czym do smażenia cebuli użyłam nowej porcji oleju (co dla nas i tak było lepszym wyjściem gdyż dzięki temu sos miał mniej ‘rybny’ smak); co do ilości cebuli, według mnie jedna w zupełności wystarczy, ale my nie lubimy bardzo mocno cebulowych potraw, więc nic nie stoi na przeszkodzie by wypróbować oryginalne proporcje. A tak a propos proporcji jeszcze, to wydaje mi się, że tego sosu było by mało na kilogram filetów, gdyż dla nas to było w sam raz na te 380g ; ale faktem jest, że lubimy, gdy sosu jest duuużo :) Co do curry natomiast, to polecam Wam jakąś średnio-ostrą mieszankę (u mnie była to mieszanka tajska).
Smacznego !
#
Ja też się boję całej żabnicy!! Jest przerażająca. Ale „mięsko” ma pyszne. A filety pokrojone w większą kostkę są też świetne do szaszłyków z grilla. A twoje curry z pewnością wypróbuję, tylko boję się , że bez cytrynowej werbeny. Czym by tu ją zastąpić….
A moze zastapic ja trawa cytrynowa? bo ona tez nada tego typowego, ‚cytrynowego’ posmaku; a werbeny u siebie ne pewno nie znajdziesz Agnieszko?
ps. ufff… ciesze sie, ze nie tylko mnie zabnica przeraza :))
U Ciebie to nawet żabnica wygląda apetycznie-nie mówię ,żebym to zjadła
Ale sos (kurcze werbeny nie widzę nigdzie) może wykorzystam do czegoś innego
p.s spakowana?
Margot, zabnica sie zatopila w sosie, wiec jej nie widac :) A teraz – tak jak pisalam w poscie – robie zawsze sam sos do tofu itp. (nawet tylko do ryzu i warzyw), bo jest naprawde pyszny! a jesli nie znajdziesz ani werbeny ani trawy cytrynowej, to zrob bez! smak nie bedzie dokladnie taki sam, ale i tak bedzie dobre, zobaczysz! :)
A pewnie,że zrobię I to pewnie szybciej niż sobie myślisz
Ja też mam ,,za chwilę” urlop ,a że na dłużej się nigdzie wybieram to sobie będę dogadzać w kuchni
p.s co z walizkami?
To daj koniecznie znac czy smakowalo :)
ps. walizki nadal puste ;)
Żabnica jest piękna i smaczna :)
Zazwyczaj piekę ją całą w piekarniku, ale przy następnej okazji chętnie wypróbuję Twój przepis.
No prosze, bylam pewna, ze nikomu sie taka zabnica podobac nie moze! :) Mam nadzieje, ze bedzie smakowac!
Nawet jesli ta ryba nie wyglada sympatyczna, zjadlabym z chciecia twoj curry !
Beo, no właśnie trawa cytrynowa mi po głowie chodziła. Werbena u mnie jest jak najbardziej, ale nie cytrynowa raczej. A czy znasz może jej łacińską botaniczną nazwę? Może nasiona gdzieś upoluję…
Bea, Ty jestes niemożliwa! ;-) U Ciebie nawet diabeł morski z przerażającą gębą, wygląda na talerzu mega apetycznie.
A co do werbeny cytrynowej, pytałam o nie swojej stałej sprzedawczyni sadzonek wszelakich – nie ma, nie było i pewnie nie będzie. :/
Marysiu, dziekuje bardzo :) i zaluje ze nie moge wirtualnie Ci go troche podeslac ;)
Agnieszko, lacinska nazwa to Lippia citriodora lub Aloysia triphylla; po angielsku Lemon Verbena. Tutaj jest o niej po francusku : http://fr.wikipedia.org/wiki/Aloysia_citrodora
Po powrocie z wakacji chetnie popytam w tutejszych sklepach ogrodniczych, ale to w drugiej polowie lipca, dobrze?
Malgosiu, gdyby byl upieczony caly (jak u Anoushki ;) to pewnie nadal by byl przerazajacy :)
A jesli znajde nasionka werbeny to i Tobie oczywiscie dam znac :)
zapomniałam Bea napisać że zrobiłam ten sos do tofu i było pyszne
Witam, mam na imię Dorota
Trafiłam tu właściwie przypadkiem, kliknełam odsyłacz ze strony Liski. Bardzo zaciekawił mnie ten sos z werbeną cytrynową. Zasatanowiło mnie czy to może być ta sama werbena, którą pachniała Ellen, mama Scarlet O’hary z Przemineło wiatrem. Jak też moze pachnieć ta werbena, a może oprócz cytrynowej są też inne odmiany? Bardzo zastanawiające;) Pozdrawiam:)
Bea, ta Twoja zabnica (przyznam, ze nigdy nie slyszalam tego slowa) to po prostu Monkfish? Pozdrawiam.
Anna
Witaj Anno! Klikajac na ‚zabnice’ w tekscie trafiasz na strone Wikipedii i tam po lewej klikasz na interesujacy Cie jezyk i… masz racje :) Zabnica to Monkfish – czego wczesniej nie wiedzialam ;)
Doroto, przepraszam ze odpowiadam dopiero teraz, ale nie zauwazylam tego komentarza wczesniej :(
Nie wiem niestety czy ta sama werbena pachniala mama Scarlet :) Wiem natomiast, ze odmian z rodziny werbenowatych jest wiele, tutaj masz troche informacji na ten temat : http://pl.wikipedia.org/wiki/Werbena
I to Aloysia citrodora ma wlasnie ten intensywny, cytrynowy aromat.
Dzieki wielkie za werbene cytrynowa! Nabylam w tym roku wiosna na kiermaszu ogrodniczym ( corocznie na poczatku maja jest w Szczecinie taki kiermasz i pare stoisk z ziolami), rosla sobie na balkonie i.. zupelnie o niej zapomnialam, nawet nie wiedzialam co mam! I nagle skojarzylam, rzuciłam sie próbowac i oszalałam z zachwytu. Wczoraj posypalam posiekanymi listkami arbuz w kostke krojony – alez zyskal! Sam w sobie arbuz jest nieco mdlawy, a tu skojarzony z werbena nabral klasy, a i rozowy miazsz w zielone punkty zdecydowanie ladniej i apetyczniej wyglada.
Na marginesie: co sie robi z werbena na zime? jakos nie udalo mi sie znalezc wskazowek co do hodowli tej zieleniny…
Klaniam sie niziutko i zamiatam piorami pyl sprzed Twoich stop
qd
Witaj! Bardzo sie ciesze, ze udalo Ci sie nabyc te cytrynowa werbene! Prawda, ze nadaje potrawom niesamowitego smaku i aromatu?
Co do zimowania werbeny, to nalezy chronic ja przed zbyt niskimi temperaturami. Mozna wstawic ja do chlodnego pomieszczenia, mozna sprobowac tez przezimowac ja na dworze, jednak koniecznie ja czyms ‚opatulic’ (a jesli donica stoi np. na kamiennej podlodze, to warto ja postawic na czyms izolujacym). Jesli temperatura spada bardzo ponizej zera, to z przezimowaniem moga mimo wszystko byc problemy… Wazne : zaleca sie sciac roslinke do 10-15 cm od ziemi i przykryc spora iloscia slomy oraz ‚materialem’ izolujacym (gdy roslina zimuje w ogrodzie). Werbena na zime gubi liscie i wyglada jak ‚niezywa’ ;) jednak wiosna na nowa wzbiera i wypuszcza nowe pedy.
Trzymam kciuki bys na wiosne nadal cieszyla sie piekna werbena :)
Pozdrawiam serdecznie!
Przepis zapowiada się świetnie:) na pewno wypróbuje, zastanawiam się tylko jaką inną rybą najlepiej zastąpić żabnicę, w Polsce jest pewnie dość droga? pozdrawiam
Witaj :) Zabnice mozna oczywiscie zastapic inna ryba, wazne by byla to ryba o bialym, zwartym miesie, jak. np. dorsz czy sandacz. Grubsze filety z dorsza (szczegolnie z tej czesci blizej ogona) powinny swietnie sie spisac w tej roli.
Pozdrawiam serdecznie!
droga Beo
Dziekuje goraco za przepis.Danie jest wysmienite!!!Mieszkam we Francji,wiec nabyc te twarzowa rybe nie jest trudno.Wczoraj w dodatku byla w bardzo przystepnej cenie(bo ogolnie ta ta cena,umowmy, sie nie jest zachecajaca).Zabnica warta grzechu-zgadzam sie z Toba w zupelnosci,ze przypomina kurze mieso.Dzisiaj wpadlam na pomysl,by pozostalosci po wczorajszej kolacji,owinac w liscie banonowca(poczynilam tez kilka dodatkow)no i mialam druga cudowna kolacje na bazie tej”brzyduli”!!!
Twoj blog Beo jest kopalnia pomyslow dla mnie,zycze Ci jak najwiekszej ilosci wpisow,abym przez dlugi czas mogla epatowac mojego ukochanego francusko-hinduskiego meza swiatowymi potrawami,bo my bardzo KOCHAMY jesc.
Pozdrawiam Cie bardzo,bardzo goraco z Lyonu-Wioleta
Wioletto, zabnica w lisciach bananowca smakowala z pewnoscia wysmienicie! Ciesze sie, ze przepis sie przydal :)
Pozdrawiam serdecznie (i przepraszam, ze odpisuje dopiero dzis…)