Jak dobrze, że jest internet i możliwość zakupów za jego pośrednictwem! Dwa miesiące bez wizyty w księgarni to dla mnie prawdziwa tortura… I choć i tak nic nie zastąpi możliwości przeglądania książek ‘na żywo’, to takie wirtualne zakupy są aktualnie choć częściowym pocieszeniem.
Czasem, wracając z zakupów i wertując książkę już w domu, na spokojnie, zdarza mi się żałować, że jednak ją kupiłam (żaden to jednak problem, wraz z kwitkiem odnoszę ją do księgarni). Tym razem na szczęście moje książkowe łowy okazały się nader udane i – przynajmniej na razie – zakupu żadnej z nich nie żałuję ;)
Jako pierwsza na mojej liście była książka Marine Labrune ‘Les imprévus de Marine’ (‘imprévu’ to coś co jest nieprzewidziane, niespodziewane). Jej przepisy urzekły mnie już w czasopiśmie ‘Saveurs’ : szybkie, nieskomplikowane i smakowite, okraszone nader apetycznymi zdjęciami.
Dlatego gdy kilka miesięcy temu przeczytałam o jej książce, wiedziałam, że chcę ją mieć. I tak też się stało. W związku z czym, mogę potwierdzić, że jest tak jak lubię (i jak już kiedyś wspominałam na blogu ;) ) : smakowicie, szybko, i super łatwo ;) Pod każdym przepisem są dodatkowe rady i uwagi, a oprawa graficzna i zdjęcia prezentowanych potraw są niewątpliwym dodatkowym atutem tej książki. Nic dodać, nic ująć.
Kolejną pozycją jest ‘Super Natural Cooking’ Heidi Swanson (autorka bloga ‘101 Cookbooks’). Jako, że mój angielski nie jest niestety na takim poziomie jak francuski, to wahałam się nieco nad zakupem tej książki (już od kilku miesięcy…). Stwierdziłam jednak, że może będzie to dobra motywacja dla odświeżenia i podtrzymania angielskiego na przyzwoitym poziomie ;) Choć dopiero za jakiś czas okaże się, czy był to dobry pomysł.
Na pierwszy rzut oka książka wygląda dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałam : jasna, przejrzysta, grafiką przypominająca nieco blog autorki. Ciekawe przepisy, dopiski na temat wielu produktów, które nie wszyscy może znają (niektóre zboża, jak np. amarantus, mniej znane warzywa, nasiona, czy np. syrop z agawy), co z pewnością jest dobrym pomysłem dla ‘odkrywających’ tego typu kuchnię. Jest o tym co lubię, czyli o tym co zdrowe i dobre dla naszego organizmu i co – wbrew temu, co myślą niektórzy ;) – nie jest synonimem kulinarnej nudy. Klimatyczne zdjęcia zrobione przez samą autorkę świetnie dopełniają całości. Polecam zainteresowanym.
W ostatniej przesyłce znalazły się jeszcze dwie książki z serii ‘Australian Women’s Weekly’, a mianowicie : ‘Great Vegetarian Food’ oraz ‘Vegie Food: Low Fat and Delicious’. Książki z tej serii są zazwyczaj napisane dosyć łatwym, przystępnym językiem, a co najważniejsze – przepisy są sympatyczne i chyba zawsze się udają (czego niestety nie mogę powiedzieć o niektórych testowanych przeze mnie ‘książkowych’ przepisach). I mimo, iż tych dwóch pozycji wcześniej nie wertowałam, to – tak jak pozostałe książki z tej serii – miło mnie one zaskoczyły. O testowanych z nich przepisach też mam nadzieję kiedyś napiszę ;)
Przyznaję, że nie za często wspominam tu o moich nowych książkowych nabytkach, jednak jako że większość z nich jest po francusku, domyślam się, że niewiele osób to interesuje ;) Dlatego pokazuję Wam tylko te, które najbardziej mi się spodobały, by Was tu nie zanudzać ;)
Kolejna książkowa lista już czeka na zrealizowanie, choć niektóre pozycje mają do mnie dotrzeć dopiero za kilka tygodni. Ja zaś już teraz niecierpliwie czekam na książkę Béatrice Peltre piszącej na ‘La Tartine Gourmande’ i z całą pewnością nie będę zwlekać z jej zakupem ani chwili! Uwielbiam jej zdjęcia, przepisy, teksty. A jako, że autorka jest już w ostatniej fazie przygotowań, to mam cichą nadzieję, że już niebawem będę mogła ‘na żywo’ cieszyć się jej publikacją.
(A z niekulinarnych lektur, jako wielbicielka ‘Filarów ziemi’, niecierpliwie czekam na przesyłkę z kolejną książką K. Folleta – ‘Świat bez końca’).
Z przyjemnością poczytam też o Waszych ostatnich lekturach, nie tylko kulinarnych rzecz jasna ;) Powoli zaczynam bowiem kompletować tegoroczną ‘polską’ listę książkowych zakupów więc chętnie dowiem się, co Wam się ostatnio na polskim rynku wydawniczym spodobało.
Pozdrawiam serdecznie i już po niedzieli zapraszam na pierwszy, przetestowany wczoraj przepis z książki ‘Les imprévus de Marine’ – będzie coś słodkiego do popołudniowej kawy :)
Wow nie wiedziałam Heidi Swanson wydała książke! oh jakbym chciała ją mieć! i nawet to, że po angielsku jest mnie nie przeraża, bo dzięki tłumaczeniu różnych ciekawych przepisów znalezionych w czeluściach internetu trochę zapoznałam się z kulinarnym angielskim ;)
Beatko, sama tak pięknie piszesz,nie tylko o jedzeniu, że powinnaś wydać książke
Filary ziemi to moja ulubiona książka Zdradzę Ci że Świat bez końca jest równie znakomity. Rewelacyjnie oddana atmosfera średniowiecza, inni autorzy Folletowi w tym względzie nie dorównują Aż rrobi się smutno, gdy kończy się czytać tak dobre książki
Świetne pozycje! Szczególnie zazdroszczę tych z serii Australian Women’s Weekly, mam jedną o ciasteczkach i jest świetna :) Niecierpliwie czekam na nowy wpis :)
A z nie kulinarnych książek, dopiero co skończyłam czytać ‚Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd’ Kazimierza Nowaka, jego listy z prawie pięcioletniej podróży po Afryce, gdy pokonał trasę Trypolis-Kapsztad-Algier na rowerze, piechotą, łodzią, w latach 30-tych. Jestem oczarowana jego relacjami. I to bedzie mój najbliższy ksiażkowy zakup :)
Heidi Swanson , wiesz Bea jak mnie ona kusi ,ale czy dam radę z niej korzystać?No nie wiem ,jak myślisz?
Béatrice Peltre ,super ,że takie osoby wydaja książki ,jej blog jest unikatowy , bo nie tylko piękny ale jeszcze używa takie produkty nietuzinkowe
Ja i tak sie ciesze bo w tym roku udało się mi kupić kilka fajnych książek-Zaskakujące tofu ,Przemytnicy marchewki,groszku i soczewicy , Kuchnie wegetariańską Rozmysłowicz, a ostatnio taką o pierogach, kluskach ,placuszkach i jest poza 3 przepisami wegetariańska
http://www.empik.com/domowa-pierogarnia-ksiazka,prod11950294,p
Beo, lubie czytac o ksiazkach, zwlaszcza kulinarnych. Milo byloby poczytac takze o francuskich. Jesli wiec znajdziesz chwile napisz i o nich. Moze ktores zostaly wydane takze w j. angielskim?
Bardzo lubie blog „1001 Cookbooks” ale nie trafilam na te ksiazke, musze wiec udac sie do wiekszej ksiegarni niz moja najblizsza.
Beo, fajnie, że polecasz te książki. Zawsze jest łatwiej wybrać w księgarni taką książkę, o której się słyszało, że jest dobra. Książkę Heidi bardzo chciałabym mieć. Lubię jej blog. Również pierwsza, o której piszesz brzmi ciekawie, lecz niestety nie znam francuskiego:(
witaj Beo,
jestem w przelocie w domu, jutro znow wyruszam do Polski, tym razem na dluzej. nie mam sily pisac, stad milczenie, sorry :/
ksiazek kucharskich juz dawno nie kupuje, internet w zupelnosci mi wystarcza ;) a z niekucharskich nadrabiam teraz zaleglosci, podroze ksztalca ;) ostatnio przeczytalam „Dom nad rozlewiskiem” pani Kalicinskiej, czytajac myslalam caly czas o Magodzie z Chaty, pewnie troche podobna historia. troche jednak pod koniec sie juz nudzilam i na pewno nie zajrze do kolejnych tomow. Teraz koncze sympatyczna ksiazeczke o Bretanii „Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał)” Mark’a Greenside, moge Ci kiedys podeslac :), w Gdyni czekaja na mnie rozpoczete „Wzgorza Toskanii” tu z kolei myslalam o Agnieszce z Porto i biografia Gustawa Holoubka, acha i jeszcze koncze „Ta ksiązka uratuje Ci życie”
A.M. Homes’a, kupilam ja w chwili gdy mi sie walil swiat, zycia wprawdzie nie uratowala ale troche przy niej odpoczelam. jak widzisz zadne filozoficzne traktaty to nie sa ale chyba tego mi w tym momencie trzeba.
Beo, napisze wiecej z Gdyni na priv. bo zabieram sprzet tym razem. pozdrawiam
a jak Twoje kopytko :) ?
Ja mam straszliwego bzika na punkcie książek kucharskich…:)Marzy mi się taka kulinarna biblioteczka:P
Pozdrawiam:)
Aga, masz racje : dzieki roznym internetowym wpisom i moje slownictwo kulinarne sie powiekszylo ;)
Beato-imienniczko :) Dziekuje za mile slowa, jednak jako wielka realistka wiem, ze niestety talentu literackiego mi brak, jak i wielu innych ;) A o Swiecie bez konca tez mowila mi juz kolezanka z Argentyny, gdyz ksiazka byla przetlumaczona na hiszpanski szybciej niz na francuski :/ Ale mam nadzieje, ze sama za kilka dni sie przekonam, co o niej mysle i jestem pewna, ze nie bede zawiedziona ;) ).
Aklat, ja z serii AWW mialam do tej pory trzy i faktycznie bardzo je lubie; a dzieki Ewenie na liste wpadla jeszcze jedna ;)
Ksiazki o ktorej piszesz nie znam, ale brzmi ciekawie, wiec chetnie sie nia zainteresuje. Dziekuje :)
Margot, ja wlasnie sama nie wiem co Ci odpowiedziec, bo nie wiem nie wiem dokladnie, jak sobie radzisz z angielskim… ale nie wydaje mi sie ta ksiazka bardzo skomplikowana (skoro radzisz sobie z Nigella, to moze i z Heidi sobie poradzisz?
No i dzieki Tobie zawsze mam mnostwo fajnych tytulow (tych ‚Przemytnikow’ i ‚Tofu’ bardzo chetnie poogladam w PL i pewnie kupie ;) ). Tylko pierogi chyba nie beda dla mnie, gdyz moje zdolnosci manualne ich lepienia raczej do chwalebnych nie naleza ;)
Ewo, jesli lubisz ten blog, to i ksiazka Ci sie z pewnoscia spodoba; a o francuskich ksiazkach ktore posiadam malo pisze, bo one albo wege, albo o zdrowym zywieniu, albo o kielkach… ;) Ale o takich ‚normalniejszych’ chetnie bede tu wspominac :)
No wlasnie Kasiu, ja tez lubie czytac o ksiazkach, ktore inni polecaja, choc wiadomo – de gustibus, wiec nie wszystko sie wszystkim musi podobac.
Jul, fajnie ze i Ty masz ksiazkowgo bzika :) Widzialam wlasnie na Twoim blogu, ze mamy troche wspolnych ‘slabosci’ ;)
Leloop kochana! Jak dobrze, ze sie odezwalas! Nie chcialam Cie niepokoic wiec cierpliwie czekalam na Twoje wiesci… Nie przepraszaj, rozumiem przeciez. Nadal o Tobie / o Was mysle i trzymam kciuki. Dasz znac, gdy bedziesz chciala / mogla…
O “Domu nad rozlewiskiem” czytalam jakis czas temu i… jakos ostatecznie nie kupilam. Ale we wrzesniu bede miala go w rekach, wiec zobacze czy mi sie spodoba. Fajnie, ze skojarzylo Ci sie z Magoda, teraz zdecydowanie mam ochote to przeczytac ;)
“Nie będę Francuzem” nie znam; czy to zostalo wydane tez po francusku? Jak na razie nie widze… A chetnie kiedys przeczytam :) Tej ‘Toskanii’ tez po francusku nie widze! Kurcze, dlaczego tak mozolnie wszystko jest tlumaczone na francuski?!? Nie podoba mie sie to… Za to A.M. Homes po francusku jest, wiec sie w niego zaopatrze; tez mi sie chyba przyda ;)
A kopytko ma sie troche lepiej, choc nadal chodze o kulach, o ile chodzeniem nazwac to mozna ;) Jutro wizyta kontrolna wiec dowiem sie, co dalej.
Pozdrawiam Cie serdecznie, przesylam mnostwo fluidow i czekam na wiesci…
Tej pierwszej pozycji Tobie zazdroszcze. I chociaz wiem, ze nie zrozumialabym ani slowa, to jesli zdjecia w srodku ksiazki sa tak samo piekne jak to na okladce, z checia obejrzalabym cala od poczatku do konca. Nad polskimi pozycjami pomysle i dam znac :)
Sciskam :)
u mnie książki kulinarne kończą się na prezencie ślubnym i staraj babcinej książce kucharskiej z lat 20 XX wieku
albo sama wymyślam dania albo znajduję je w internecie :)
na przykład u Ciebie :D
Wiesz Bea, ze takie kupowianie ksiazek podlega pod uzaleznienia ;)
Wiem cos o tym :D
Ta ksiazka Marine od dawna do mnie puszcza oczko… Po przeczytaniu Twojej opini, chyba juz nie starczy mi sily, zeby jej sie oprzec ;)
Milego tygodnia!
Ja kulinarnie zaczynam sięgać zera, dna albo czego tam jeszcze. Po prostu zaczynam stronić od garów, a kiedyś byłam wielką miłośniczką gotowania, pieczenia…. zbierałam przepisy, próbowałam, smakowałam…. jesoooo jak ludzie się zmieniają (znaczy ja ten ludź!!).
Ostatnio dłuugo męczyłam Stephenie Meyer cztery tomiska o wampirach, przy czym przy czwartym wysiadłam (boszzzzzzzz ja czytam takie książki, to też świadczy o czymś dziwacznym) choć książka/i napisana dość gładko, jednak chyba jej przydużo.
Teraz czuję się jakaś pustawa, na szczęście mam kilka nieprzeczytanych książek.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Poleczko, mnie wlasnie to zdjecie z okladki tak urzeklo, ze wiedzialam, iz te ksiazke miec musze :) Zdjecia w srodku rownie piekne, choc to z okladki z pewnoscia jest jednym z piekniejszych.
Lukrecjo, ja ‚zaczynalam’ z kuchnia polska (tez prezent slubny ;) ) i nigdy nie sadzilam, ze kiedys tyle sie tego bedzie… I Ja wlasciwie malo z tych ksiazek gotuje (by nie powiedziec bardzo malo) ale lubie je miec, wertowac, ogladac piekne zdjecia. Lubie albumy impresjonistow, ale lubie tez ladnie wydane pozycje kulinarne, z czystego ‚kolekcjonerstwa’ ;)
I milo mi, ze i u mnie cos ciekawego znajdujesz ;)
Anoushko, no wiem niestety ;) I chyba zaczyna mnie to powoli przerazac… bo co to bedzie za kilka lat? ;)
Alizee, ja nigdy nie myslalam, ze bede jakos szczegolnie lubic gotowanie, wrecz przeciwnie; wiec masz racje, ludzie sie zmieniaja. Tak jak wszystko wokol nas wciaz sie zmienia. I nie chodzi o to, ze jest lepiej czy gorzej, jest tylko inaczej.
S. Meyer nie znam, ale jak o wampirach to raczej nie dla mnie, mam za slabe nerwy ;)
Ja tez jeszcze mam kilka nieprzeczytanych ksiazek, ale ja musze miec odpowiedni nastroj na dana lekture, wiec czekaja w kolejce na ‚ich’ czas :)
Pozdrawiam!
Książki wybrałas bardzo interesujące i z ciekawością będę wyglądał efektów ich czytania. Nie znam niestety żadnej z tych pozycji – no ale teraz – dzięki Tobie poznam :) To jedna z wielu zalet stron i blogów kulinarnych, że można przeczytac całą masę nowych rzeczy, poznać nie tylko nowe przepisy ale też opinie o nich – innych ludzi. I wreszcie móc sobie polecać książki nawzajem….
Książek kucharskich jednak polecał Ci nie będę – bo przy Twoim rozeznaniu i kolekcji jaką uzbierałaś – masz wszystko niemalże czego potrzebujesz. Za to z literatury pięknej polecam gorąco „Bieguni” Olgi Tokarczuk. Po tej powieści jestem już zupełnie pewien, że to jedna z najwiekszych polskich pisarek. Słowem posluguje sie tak plastycznie i z taką lekkością, jakby przekładała nalesniki w patelni na drugą stronę, podrzucając je aż pod chmury, przy okazji i łapala z powrotem z cyrkową zręcznością… Na dodatek jej książki są… po prostu mądre, pełne znakomitych spostrzeżeń i interesujących refleksji…
ja takze uwielbiam ksiazki jednak przezrazają mnie ich ceny. Ksiazki które podałas prezentuja sie barzo ciekawie. Przyam ze o autorkach i ich przepisach nigdy nie słyszalam ale cos czuje ze to sie niedługo dzieki tobie Beo zmieni ;)
pozdrawiam
Bea, jak zwykle cudnie opisujesz swoje kulinarne lektury. Z niejaką zazdrością zawsze przeglądam pozycje, które mi podsyłasz do „przejrzenia”. I zawsze tak samo żałuję, że nasz rynek kulinarnych książek jest tak bardzo skromny…
Bea, Uwielbiam Heidi, jest Ona dla mnie duza inspiracja. U nas Heidi jest dosyc znana osoba w swiecie kulinarnym, szczegolnie od czasu kiedy coraz wiecej ludzi zaczelo odbiegac od tradycyjnego “american fast food” I “tv diners” I przywiazywac wage do zywnosci ekologicznej. Artykuly, przepisy I zdjecia Heidi czesto mozna znalezc w czsopismach kulinarnych. Moja biblioteka kulinarna jest bardzo obszerna ze wzgledu na to ze znajomi I rodzina wiedzac jak bardzo lubie gotowac, kupuja mi kziazki kulinarne na prezenty. Mam kilka ulubionych ksiazek do ktorych czesto siegam, mam tez ksiazki, ktorych nawet nie otwarlam. Ja osobiscie najczesciej korzystam z przepisow zamieczanych w miesiecznikach kulinarnych “Gourmet” oraz “Bon Appetit”, bez ktorych nie moge zyc. Zawieraja one przepisy “na czasie” co pozwala mi na uzywanie dostepnych I sezonalnych produktow. Poza tym znalezione tam przepisy sa przewaznie szybkie, nowoczesne I smaczne :)
Heidi Swanson napisała zaledwie 2 ksiażki kucharskie ( pierwsza zostal wydana aż 5 lat temu) i jej slawa wynika jedynie z popularności blogu. Na gruncie amerykańskim jest niemalże nieznana i ciekaw jestem dlaczego Joanna DC uważa ją za popularną. Popularny blog to zbyt mało, zwłaszcza, że wegetarianska konkurencja bardzo silna, dlatego Swanson dorabia sprzedając witaminy. Jedyna gazeta, ktore dostrzegła Swanson to brytyjski „Telegraph”.
Jestem pewien, że jej przepisy i wiedza jaką prezentuje sa znakomite ale do bycia osobistością ( typu Nigella) w kulinarnym świecie Heidi jeszcze daleko
ja marzę o ‚bread’ Jeffreya Hamelman’a (nie mam pojecia gdzie w Polsce moglabym ja kupic…), i o ksiazce gordona Ramsey’a… obojętnie której wszystkie są swietne moim zdaniem ale bardzo drogie niestety.
moja mala biblioteczka to: moje obiady, wloska wyprawa jamiego, happy days with the naked chef (wszystko oczywiscie jamiego) i ‚eggs’ M.Rouxa (osttanio zakupiona z ktorej bardzo bardzo sie ciesze) aha i mam jeszcze ksiazke ewy wachowicz, ale wole wyzej wymienione:))
pozdrawiam!
jak zaczynałam kucharzyć to wydawało mi się, że po co mi książki jak mam internet, a tam tyle przetestowanych przepisów… a potem okazało się że lubię zbierać książki kulinarne i coraz mniej mam wolnego miejsca, choć pewnie do Twojej kolekcji się nie umywa :) chętnie bym sobie i te przygarnęła, ale cóż… przynajmniej może kiedyś coś z którejś ugotuję za Twoim pośrednictwem :)
Masz racje Desmond, internet i blogi to kopalnia informacji; choc nie zawsze rzetelnych i wiarygodnych niestety ;)
Co do Tokarczuk, to po moim pierwszym ‘spotkaniu’ z nia uczucia mialam dosyc mieszane; mysle jednak, ze do pewnych ksiazek trzeba miec odpowiedni nastroj, dlatego chetnie sprobuje raz jeszcze, by moc ostatecznie sie przekonac, czy jest to literatura ‘dla mnie’. Bardzo spodobal mi sie Twoj opis jezyka Tokurczuk :)
Emmo, niestety sie zgodze : ksiazki ogolnie do tanich przyjemnosci nie naleza :/ Z drugiej jednak strony daje nam to szanse na bardzo rozsadne i przemyslane zakupy ;)
Małgosiu, ja tez czasami Wam ‘zazdroszcze’, bo niektore pozycje o wiele szybciej sa tlumaczone na polski niz na francuski ;) Choc ksiazek francuskich akurat o tematyce kulinarnej jest naprawde zatrzesienie; sa te ciekawsze i te mniej ciekawe, ale jest w czym wybierac, to fakt.
Joanno, ja niestety zupelnie nie wiem jak wyglada kwestia popularnosci Heidi w Stanach, bowiem znam ja tylko od tej blogowej strony. Cieszy mnie rzecz jasna, ze propaguje ona nieco ‘inny’ sposob odzywiania i moze dzieki temu cos sie jednak kiedys zmieni ;)
“Gourmet” i “Bon Appetit” znam tylko z ich strony internetowej, samego czasopisma niestety nigdy nie mialam okazji przegladac. Sama bardzo lubie dobrej jakosci czasopisma kulinarne i przyznaje, ze tak jak i ksiazkom – nie umiem sie im oprzec ;)
Viridianko, niestety nie wiem czy i gdzie te ksiazki sa dostepne w PL, ale mozesz pewnie zamowic przez internet w razie czego, moze ceny tez beda troche bardziej przystepne? A co do Jamie’go, to tak jak Nigelli – nie posiadam zadnej jego ksiazki :/ Jednak jako ze niedawno jego ‘Wloska wyprawa’ zostala tez przetlumaczona na francuski, to chetnie na nia zerkne i moze sie jednak zdecyduje; o ile miesne przepisy nie zajmuja polowy ksiazki ;)
Ushii, ja zaczelam kucharzyc wlasnie dzieki ksiazkom. Gdy przyjechalam tutaj, to – przyznaje – niewiele umialam ugotowac, a ze na dodatek maz ‘bezmiesny’, to przepisy od mamy na mielone czy bigos na niewiele mi sie przydaly ;) Dlatego wypozyczylam kilka ksiazek z przepisami wegetarianskimi i zakasalam rekawy ;) Potem czulam sie w kuchni na tyle pewnie, ze nie trzymalam sie juz przepisow i eksperymentowalam do woli. A od pewnego czasu doszly jeszcze inspiracje internetowe, ktore tez bardzo sobie cenie. Nadal jednak – jak i Ty – pieknie wydana ksiazka to dla mnie cos, co lubie miec w swojej biblioteczce :)
ja tez nieuwazam ze so tanie. Napisałam ze przerazają mnie ich ceny.
pozdrawiam serdecznie ;)
teraz zauważyłam ze w tamtym wpisie wkradł mi sie mały błąd. przepraszam ;)
Wiec myslimy dokladnie to samo : ze do tanich przyjemnosci niestety nie naleza ;) Mnie tez ceny niektorych ksiazek przerazaja… :/
ja wiem, ze Ty się nie bawisz w łańcuszki, ale sorry winnetou, ale do kogo miałam strzelić jak nie do Ciebie ;) ;*
O tej pierwszej książce nie słyszałam, ale już wiem, że mi się podoba ;-). A tę drugą, autorstwa Heidi Swanson mam od dawna (to właśnie tam znalazłam przepis na moje ulubione muffiny ;-) ). Gdybyś zatem potrzebowała jakiejkolwiek pomocy z tłumaczeniem przepisów, to pisz śmiało. A na książkę Beatrice z La Tartine Gourmande także czekam z wielką niecierpliwością ;-)
Pozdrawiam :-*
a wiesz co Ci polecę, jeśli jeszcze nie masz, Jajka Michel’a Roux’a, jak dla mnie świetna i marzy mi się jeszcze ta o tofu
Aga, dzieki! Odpowiem na lancuszek jutro ;) A ‚Jajka’ juz mam (alez to zabrzmialo… :D ), a ‚tofu’ chetnie poogladam w PL :)
Karolciu, jak fajnie ze i Ty masz juz te Heidi! Napisz koniecznie, ktore to muffinki :) Bardzo mozliwe, ze bede sie do Ciebie ‚usmiechac’ o pomoc jezykowa ;) I witaj w gronie fanek Béatrice :)
Tą bym chętnie sobie sprawiła: ‘Super Natural Cooking’ i widzę, że mnie znowu ze strzelaniem uprzedzono, bardzo lubię tu wpadać, więc PIF PAF
http://wegetarianka.blox.pl/2009/07/POSTRZELONA-STRZELAM-DALEJ.html
:-)
Znów podpisuję się pod Desmondem :) Uwielbiam Tokarczuk! Moze zaczęłaś od niewłąściwej ksiazki p. Olgi? „Bieguni” to dosyć cięzka książka, jeśli się nie czytało wcześniejszych. JA zaczynałam od „Prawiek i inne czasy” i to było b.dobre posunięcie. Tokarczuk to moja ulubiona polska utorka (obok Dehnela, Kapuścińskiego i Iwaszkiewicza).
Chciałabym mieć ksiażkkę Heidi, podoba mi się jej styl życia i bycia. Ja sama kupiłam niedawno dwie zagraniczne ksiazki, które mnie tak ekscytują, że nie mogę w miejscu usiedzieć :) Na pewno o nich napiszę!
Te muffiny, to Espresso Banana Muffins str 38, ale troszke je przerobiłam po swojemu ;-) Jeśli chodzi o pomoc językową, to ja zawsze chętnie :-) A Béatrice…prawda, że ma talent? Nie dość, że robi takie piękne zdjęcia, to jeszcze sama wymyśla przepisy na te wszystkie pyszności. Tylko pozazdrościć.
Tak Wegetarianko, zostalam ustrzelona juz trzy razy ;) Odpowiem juz niebawem :)
Aniu, moze faktycznie zaczelam od niewlasciwej ksiazki? Choc teoria o odpowiednim momencie na dana ksiazke tez sie niestety u mnie sprawdza ;)
I czekam niecierpliwie az napiszesz o Twoich ksiazkowych zakupach!
Karolciu, dziekuje bardzo, juz zaznaczam :) I tak, Béatrice ma talent, to fakt. Juz nie moge sie doczekac tej ksiazki :)
Pozdrawiam!
Beo, tak w skrytości to się cieszę, że nie tylko ja jestem uzależniona od książek (nie tylko kulinarnych). ;) Seria AWW jest świetna, aczkolwiek gdy ma się więcej pozycji przepisy się zaczynają troszkę powtarzać. I mimo, że receptury są zwykle proste i niezawodne, raz miałam kompletną porażkę z mocno pracochłonnym ciastem na ważną uroczystość, co trochę ostudziło mój zapał. Ja Cię bardzo proszę – koniecznie pisz o swoich francuskojęzycznych książkowych zakupach kulinarnych – ja jestem nimi bardzo, bardzo zainteresowana.
A „Filary ziemi” właśnie czytam, w zeszłym tygodniu dwa razy poszłam spać o 2.30 nad ranem, bo nie mogłam przestać. ;) Choć mój paranoicznie analityczny umysł wychwycił drobne nieścisłości w narracji (np. Aliena i Richard nie wiedzą jak sobie poradzić w lesie z bandytami, a potem się okazuje, że on miał ze sobą miecz ojca……ale widać zapomniał o tym w stresie ;) ). Coś ze mnie dzisiaj malkontentka. :) Pozdrawiam Cię serdecznie, zdrowiej jak najszybciej!!!
Witaj Agnieszko :)
Nie, z cala pewnoscia nie tylko Ty jestes uzalezniona od ksiazek ;) Dziekuje za ‚ostzezenie’ o tych powtarzajacych sie przepisach w AWW, bede uwazac; choc nie zamierzem kupic calej serii, wiec moze mniej bedzie tych ‚powtorzonych’. Wspolczuje tej porazki na wazna uroczystosc, tego typu sytuacje sa bardzo denerwujace :/
A co do ksiazek po francusku, to nie wszystkie beda Cie chyba interesowac, bo wiele z nich jest o kielkach lub innych ‚zdrowych’ tematach ;) Ale chetnie bede wspominac o takich z tematyki bardziej ogolno-kulinarnej ;)
Z Tego co piszesz o ‚Filarach ziemi’ widze, ze moj umysl zupelnie nie jest az tak analityczny, gdyz ja tego faktu o mieczu nie wychwycilam :/ Ale tak to wyglada, gdy sie czytajac smazy konfitury ;)
A ta druga czesc powinnam dostac juz po niedzieli, wiec baaardzo sie ciesze i przyznaje, ze juz nie moge sie doczekac.
Pozdrawiam Agnieszko!