*
Ostatnio na nowo zagłębiłam się w lekturze ‘Pod słońcem Toskanii’. Gdy czytam książki po raz ‘któryś’ z kolei, zawsze dostrzegam coś innego, za każdym razem inne opisy i szczegóły mnie urzekają. Tym razem, czytając i zajadając soczyste morele, spodobało mi się np. powiedzenie : ‘morele w kolorze wschodu słońca’ i stwierdziłam, że chyba pasuje ono do tych moich (choć właściwie waham się tu nad kolorem wschodu i zachodu słońca ;) ). I na tym kończy się zapewne podobieństwo moich moreli do tych opisywanych przez Frances, moje bowiem niestety nie rosły wśród falistych, toskańskich wzgórz ;) Rosły jednak wśród równie pięknych pejzaży, w naszym tutejszym morelowym zagłębiu :)
To w 1838 w kantonie Valais / Wallis posadzono pierwsze drzewka morelowe (Rzymianie nazywali morele ‘wczesnym jabłkiem’) i odmianę tę nazwano imieniem jej ‘pioniera’ – Luizet (od nazwiska Francuza Gabriela Luizet). Rocznie w kantonie Valais zbiera się kilka ton moreli (z różnych odmian, owocujących od początku lipca do końca sierpnia). Coroczne zbiory zależą rzecz jasna od warunków pogodowych, Valais jednak ma do zaoferowania wspaniały, suchy i słoneczny mikroklimat oraz dobre naturalne nawodnienie terenu, co świetnie sprzyja morelowym (i nie tylko) sadom.
Morele to prawie narodowy, szwajcarski owoc ;) Każda chyba pani domu robi morelowe przetwory, tarty czy musy. W Valais produkuje się też abricotine – 40 % alkohol morelowy (aktualnie chroniony apelacją AOC).
Przyznaję, że morele pokochałam właśnie tutaj, na helweckiej ziemi ;) Wcześniej zawsze twierdziłam, że za morelami nie przepadam, teraz jednak są zdecydowanie jednym z moich ulubionych owoców. Zastanawiałam się, co zrobić z nimi tym razem. Ciasto? Tartę? Szybki deser? Crumble? Tak! Będzie crumble :) Więc teraz szybki przegląd kuchennych zapasów : są mielone migdały i jest jeszcze ‘resztka’ lawendowego miodu, czyli wszystko czego mi potrzeba do morelowego szczęścia ;) By lawendowy aromat był bardziej wyczuwalny, dodam też odrobinę olejku lawendowego, nie chcę bowiem dodawać samych kwiatów, które ‘przeszkadzają’ mi potem w koncumpcji ;) Jeśli jednak i Wy macie ochotę użyć olejku, pamiętajcie, by nie dodawać go więcej niż 2-3 krople, olejki bowiem są niezwykle skoncentrowaną formą samej rośliny – do wyprodukowania 1 litra olejku lawendowego potrzeba aż 130 kg kwiatów lawendy!
Poza specyficznym, wspaniałym zapachem, olejek lawendowy ma niezwykle wszechstronne działanie : jest nie tylko relaksujący, lecz także działa antyseptycznie, antybiotycznie czy przeciwbólowo. Aromaterapeuci mówią, że jeśli mielibyśmy mieć tylko jeden uniwersalny olejek w domu, to z całą pewnością powinien to być właśnie olejek lawendowy. Równie dobrze wspomaga wygląd naszej skóry, jak i nasz organizm i psychikę. Czego można chcieć więcej? Jedząc pyszny deser, ‘robimy dobrze’ nie tylko naszym kubkom smakowym, ale i nam samym ;)
*
Morelowo-lawendowy crumble
(z kruszonką mistrza Hermé)
na ok. kilogram moreli :
ok. 40 g masła
ok. 40 g miodu lawendowego
2-3 krople olejku lawendowego
migdałowa kruszonka :
60 g zimnego masła
60 g mąki
60 g cukru
60 g bardzo drobno zmielonych migdałów
szczypta soli
+ masło do wysmarowania formy
Nagrzać piekarnik do 180ºC.
Formę do zapiekania wysmarować masłem.
Składniki kruszonki w miarę szybko dobrze razem wymieszać i pokruszyć (lub posiekać).
Morele umyć, osuszyć, przepołowić i wypestkować, pokroić w ćwiartki.
Masło i miód roztopić, nastęśnie dodać morele i podgotować je kilka minut. Zdjąć garnek z ognia, przełożyć owoce do foremki a do maślano-miodowego sosu dodać olejek lawendowy. Wymieszać i polać nim owoce. Następnie posypać kruszonką i piec ok. 25 minut.
Crumble świetnie smakuje sam, lub w towarzystwie kulki waniliowych lodów. Z lawendowymi również świetnie by się komponował ;)
Smacznego!
*
*
Lubiącym lawendę polecam również prezentowany przeze mnie rok temu syrop lawendowy, świetny jako dodatek do deserów czy napojów oraz zeszłoroczny przepis Małgosi na przepyszne nektarynki w syropie miodowo – lawendowym.
*
*
Pozdrawiam serdecznie!
*
*
Beo, alez Twoje crumble musi pięknie pachnieć i smakować! Morele wyglądają tak soczyście, cudownie:)))
Piękne zdjęcia, piękne zapachy :))
Pozdrawiam cieplutko:)
Majana
uwielbiam morele
uwielbiam je najbardziej ze wszystkich owoców
te mniej dojrzałe, lekko kwaśne
i te najsłodsze, miękkie
lubię i te polskie, choc są mniej słodkie
i te zagraniczne
i ten kolor wschodu słońca
mogę się nimi zachwycac bez końca
dzisiaj zjadłam już 5
i pewnie zjadłabym więcej gdybym tylko miała je w zasięgu ręki
albo chociaż kuchni :-)
najpyszniejsze są dla mnie w wersji ‚na surowo’
nigdy nie jadłam crumble
ale z chęcią zjadam kruszonkę z różnych ciast
myślę więc,
że mu byc to pyszne połaczenie
i lawendą mnie zaciekawiłaś
pysznie!
Beo, ale cudowne to crumble :) I do tego ta lawenda … ach nic tylko wąchać i jeść, a potem piec znów, by móc wąchać i jeść :)))
Jakie ciekawe połączenie! Będę musiała wybróbować, kiedy wpadną mi w ręce morele :) Jedno wiem na pewno – nigdy nie porwę się na wyprodukowanie olejku lawendowego własnej roboty ;) Ale lawendowego syropu jak najbardziej. Dzięki za przypomnienie przepisu. Czy kwiaty lawendy do syropu muszą być świeże czy suszone, czy nie ma znaczenia?
Lawenda… Lawenda… Jestem zaintrygowana. :-)
Beo, Twoje zdjęcia są obłędne. Nie mogę wprost się nimi nasycić. A może to moje ukryte łakomstwo??:-)
Morele były ze mną od urodzenia. Sześć wielkich drzew, które wiosną zasysypywały bielą kwiecia cały ogród i potem latem, kiedy gałęzie ich łamały się pod ciężarem przeogromnych owoców. Mieliśmy wyjątkowo duże, smaczne, soczyste i słodkie morele. Najpyszniejsze z drzewa. Mniej pyszne w przetworach, no ale czego chcieć jak się latem przejadaliśmy świeżymi owocami….
Dzięki tym morelom miałam najsłodsze dzieciństwo….
Pozdrawiam Cię gorąco
Bea, katujesz mnie bezlitośnie! Znów będę musiała przyjechać do Ciebie na deser. :D Nie ma rady! Szykuj deser! :)
Acha, i strasznie podoba mi się Twoja foremka. :) Jak ja lubię takie gadżety… Cudo! A Ty masz ich na dodatek niezliczone ilości. :)
Nigdy nie łączyłam moreli z lawendą, ale twój opis jest taki wymowny, że nie pozostaje nic innego jak tylko się skusić :). Zaczarowałaś mnie swoimi opowieściami i przepisami. Jesteś niesamowita ! :D
O kurcze Bea ,miód muszę zrobić sama ,gdzieś widziałam przepis , olejek kupie taki prawdziwy lawendowy
tzw leczniczy:)
i zrobię ,trochę to potrwa ale nie za długo mi się skończą takie morele ,oj jakie te morele teraz pyszne
Wyglada bardzo apetycznie. Nie podejrzewalam, ze Szwajcaria moze miec morelowy raj ;)
Intryguje mnie ta lawenda :s jakos tak mi sie nie za dobrze kojarzy…hmm… na pewno jest zjadliwa?Q?
Wiesz Bea, że te prawdziwe, walezańskie morele są już praktycznie niedostępne? Niestety chęć zarobku wzięła górę nad jakością produktu… W ogóle nie opłaca się ich uprawiać, bo akurat owoce tej odmiany muszą koniecznie dojrzewać na drzewie, a nie w chłodni. W przeciwnym wypadku są po prostu niedobre. Problem polega na tym, ze dojrzały owoc należy zerwać z drzewa i szybko zjeść, a już na pewno nie można ich przewozić. Dlatego większość drzewek morelowych została wycięta i zastąpiona innymi, zdecydowanie gorszymi odmianami :( Jest jeszcze niewiele miejsc, w których można je znaleźć… jednym z nich jest ogród ciotki mojego męża ;)
Crumbel piękny. Taki letni!
BTW jestem w trakcie pisania notki o morelach z lawendą ;)
Blokowy duszek nas natchną ;)
Crumble w kolorze wschodzącego słońca ukazującego się zza zielonej łąki (naczynie:)). Wygląda wspaniale i na pewno tak smakuje:)
Nie dalej jak wczoraj zrobiłam pot pourri z mojej balkonowej lawendy. A olejek lawendowy używam zimą w czasie przeziębień, doskonale odtyka nos:)
Zainspirowałaś mnie … pójdę po morele:)
Ciesze sie, ze morele i lawenda przypadly Wam do gustu :)
Majanko, dziekuje slicznie!
Asiejo, jesli lubisz kruszonke, to crumble tym bardziej powinno Ci posmakowac!
Tili, masz racje : piec, wachac, jesc… Piec, wachac, jesc… ;)
Komarko, w przepisach, ktore mam do tego syropu uzywa sie suchych kwiatow, jednak spokojnie mozna uzyc swiezych, tyle tylko, ze daje sie ich wtedy mniej wiecej 2 razy tyle co suszonych.
Poswix, moze nawet dasz sie namowic na cos takiego? ;)
Alizee, zazdroszcze takiego sadu! I tych morelowych drzewek…
Malgosiu, przyjezdzaj! :)) A foremek az tak duzo niestety nie mam i wierz mi, to sa calkiem zliczone ilosci ;)
Szarlotku, sprobuj koniecznie!
Margot, wiem, ze na Ciebie zawsze mozna liczyc! :)
Dagal, zareczam, ze lawenda jest zjadliwa ;) pod warunkiem, ze lubi sie jej smak rzecz jasna :) W ciasteczkach, deserach, lodach, czekoladkach, konfiturach… Ale mozesz oczywiscie zrobic crumble i bez tej lawendy, sam miod nada juz mu ciekawego smaku.
Anoushko, wiem, ze tych moreli jest coraz mniej, ale nie sadzilam, ze wycinaja jakies niesamowite ilosci drzewek… Na szczescie wlasnie w paru miejscach mozna je jeszcze znalezc ;)
No i faktycznie widze, ze jakas blogowa telepatia! :))
Masz racje Kasiu, jeszcze ta zielona laka :) A co lawendy, to i ja uzywam jej bardzo czesto i to w celach calkiem niekulinarnych wlasnie ;)
Alez to musi smakowac!
Morele to jedne z moich ulubionych owoców lata…a jeszcze ta cała lawendowo-kruszonkowo otoczka…rewelacja!
przepis na miód już mam
http://glimmercreations.blogspot.com/2009/04/miod-lawendowy.html
jeszcze tylko przejdę się do sklepu zielarskiego po olejek( znowu od 2 miesięcy mamy sklep zielarski :))
I chyba weekend piekę :D
bardzo fajne połączenie:) narazie delektuje sie morelami na surowo ale jak mi sie znudza to taki crumble przyrządze:))
uwielbiam „pod sloncem toskanii”!! a crumble wyglada przepysznie :-)
A ja nadal za morelami nie przepadam. Nie czekam na ten krótki okres w roku kiedy się pojawiają, wygrzane słońcem, słodkie i soczyste. Smak moreli znam, czasami się skuszę, ale zupełnie nie myślę o tym, że mi ich brakuje. Zupełnie odwrotnie niż truskawki, na które czekam z niecierpliwością i jak już są, to objadam się i chodzę z bolącym brzuchem :)
A Twoje morele wyglądają zupełnie nie jak morele :) Czy na pewno nimi są? :D
ja także bardzo kocham morele i chciałabym je jakoś przerobić, żeby mieć na zimę, ale bez cukru… co byś poleciła? zmiksowac je i zamrozić?
Ja też jak Alizee mam morelowe wspomnienia z dzieciństwa. Mój ojciec kochal morele. To delikatne i kapryśne drzewa. Każdą, która nie wytrzymala zimy wymieniał na nowe drzewko, które szybko rosło, nieco pokraczne i lepkie od wciąż wypływającej z pnia żywicy. Owoce były olbrzymie i pachnące jak te z Twojego crumble. Placek morelowy był codziennie…. Ech…
Tu gdzie mieszkam nie ma takich moreli. Przegrały walkę z brzoskwiniami. Czasem pojawiają się morelki wielkości śliwek. Taka odmiana, przeznaczona głównie do suszenia. Tylko blado przypominają te z mojego dzieciństwa.
Pyszny pomysł Bea!
uwielbiam morele, wprawdzie w połączeniu z lawendą jeszcze nie próbowałam, ale Twoje crumble wygląda obłędnie, prawie czuję ten smak :) wspaniałości
Ale pyszności! Szkoda, że mój mąż moreli nie lubi, bo jak sama bym zjadła taką porcję to…. Oj wolę nie myśleć ;)
Ale jak będziemy rozszerzać sad to drzewko morelowe sobie zasadzę, a co!
Ściskam serdecznie
Kass, Viridianko, smacznego ;)
Margot, jestes niesamowita :)
Cudawianki, witaj w klubie ;)
Agatko, ja w sumie to caly rok czyms sie ciesze i na cos czekam; tym bardziej, ze nie kupuje niesezonowych produktow, wiec w sumie na kazdy czekam rownie niecierpliwie. Choc oczywiscie niektore ciesza mnie bardziej, inne moze nieco mniej ;) A moje morele naprawde sa morelami :)
Aga, jesli chcesz je zamrozic bez cukru, to zmiksuj wlasnie surowe owoce, dodaj soku z cytryny by nie czernialy i do mrozenia )
Desmondzie, i Tobie w takim razie zazdroszcze morelowych wspomnien! Szkoda, że teraz przegraly walkę z brzoskwiniami :/
Magdo, mam nadzieje, ze kiedys wyprobujesz ten morelowo-lawendowy smaki i ze Ci przypadnie do gustu :)
Jo-hanah, ja czesto pieke z polowy porcji tylko dla siebie, gdyz mąż nie lubi zbytnio gotowanych czy pieczonych owocow. I życzę drzewek morelowych w ‘nowym’ sadzie w takim razie!
Pozdrawiam!
Twoje morele wyglądają przepięknie, zaciekawiłaś mnie tą lawendą. Urocza forma.
Będę do Ciebie zaglądać :)
Pozdrawiam!
a gdzieś czytałam, że mrożone bardzo kwaśnieją, to prawda?
Piękne zdjęcia Beatko, naprawdę, aż oczu oderwać nie mogę. A o tym ślicznym naczyniu w groszki to ja marzę już od dłuższego czasu. Wchodziłam już nawet do sklepu z zamiarem jego kupna i to chyba niezliczoną ilość razy. Ostatecznie zawsze zdołałam się oprzeć, ale to pewnie tylko kwestia czasu ;-) Pozdrawiam ciepło!!!
Mmmmmmmm……. Oczu oderwać się nie da!:)
Cóż za pyszności, chyba jak większość jestem fanką moreli i przyznaję, że najczęściej jadam je na surowo, Twój crumble jest jednak tak zachwycający, że muszę skorzystać z przepisu i spróbować tych słodkości. Pozdrawiam, Kuchasia :-) P.S. Zdjęcia jak zwykle – rewelacja!
Beo aż brak mi słów… Ciasto wygląda cudownie, a morele i lawenda muszą nadawać mu cudowny smak i aromat. Dla mnie całkiem nowe połączenie smaków, ale niezmiernie fascynujące…
Dziekuje bardzo za mile komentarze! Ciesze sie, ze Wam sie to polaczenie spodobalo :)
Aga, jakos nie wydaje mi sie, zeby moje byly kwasniejsze przez zamrozenie… Najczesciej mrozilam cale owoce, do pozniejszych tart np. Mrozilam tez gotowe ‘coulis’ do deserow, ale to juz z odrobina cukru. Moze ewentualnie sprobuj z mala iloscia i zobaczysz, czy Ci takie odpowiadaja?
Karolciu, dziekuje Ci bardzo :) A co do naczynia, to mnie tez sie juz od pewnego czasu marzylo cos w groszki, wiec gdy przez przypadek kiedys zobaczylam to (za bardzo smieszna cene na dodatek…) nie moglam go nie kupic ;) Bylo tez takie blekitne, teraz mysle, ze bardzo by do Ciebie pasowalo :)
Pozdrawiam !
Ale słodko i słonecznie! :-) W sam raz na dzisiaj .. bo nie powiem co się dzieje tutaj za oknem :(
Piękne naczynie! Czy to z jakiegoś takiego ogólno dostępnego sklepu? :))))) Jeśli tak to chętnie się tam wybiorę :))))))
Witaj Poleczko :) U nas dzis troche chmur i troche slonca, wiec chetnie Ci go odrobine podesle ;)
Foremki to byl niestety taki jednorazowy ‚rzut’, tym bardziej, ze to takie zupelnie ‚no name’, z calkiem zwyklego sklepu. Byly jeszcze kwadratowe, mniejsze i wieksze i dlugo nie moglam zdecydowac, ktore powinnam kupic ;) A czy Ty sie moze wybierasz do CH kiedys?!? Koniecznie daj znac!
Od dawna mam ochotę na coś lawendowego i zastanawiam się jak tu lawende zdatna do konsumpcji dostać. A ciacho wygląda pysznie :)
Beo ale pyszności! Lecę już do Ciebie, może załapię się jeszcze na odrobinkę takiego pysznego deserka;) Koniecznie muszę sobie zrobic ten syrop lawendowy – już przeczytałam nawet jak;) A przy okazji mam pytanie, masz może melisę w ogródku? Ja mam krzaczek i zastanawiam się co można by z niej przygotować.
Bea, co za fantastyczna kombinacja. Uwielbiam morele i kocham lawende! Poza tym ksiazka „Under the Tuscan Sun” nalezy do jednej z moich ulubionych „czytanek”; sam film, ktory jest dobrze zrobiony widzialam 8 razy:) Pozdrowienia :)
Co tam lawenda, jakie piękne zdjęcia, Beo!
Beo,
Twój blog mi się niesamowicie spodobał, ciekawe przepisy, opowieści i przepiękne zdjęcia zasługują wg mnie na nagrody Kreativ Blogger Award i Beautiful Blog Award :)
Więcej informacji znajdziesz tutaj: http://www.glutenfreemuffin.com/2009/07/kreativ-blogger-i-beautiful-blog-award.html
Pozdrawiam!
A wiesz, że błękitne w groszki już mam, tylko takie malutkie, okrągłe, kiedyś pewnie pokażę…a teraz mi się marzy większe, prostokątne, zielone lub czerwone…tylko u mnie to okropnie drogie niestety jest :-(
Oh Bea, wczoraj zajrzalam tu do Ciebie, nie zdazylam sie wpisac, bo tak mnie zarazlilas ze pobieglam na targ jerozolimski po morele. I co? spoznilam sie o jakis miesiac – musialam zadowolic sie wielkimi sliwkami :-)
Piekne to Twoje crumble, moja Mama zjadlaby ze 2 blaszki, tak lubi lawende :-)
A wiesz Bea, piszesz o kolorze wschodu i zachodu slonca, wlasnie kilkanascie dni temu zastanawialismy sie ze znajomymi czy gdyby czlowieka obudzic tak nie w 5 ni w 9 (gdyby nie wiedzial czy to dzien czy noc) to czy wiedzialby ze to wschod czy zachod slonca?… Usciski :-)
a ja mrozisz w całości? po rozmrożeniu nie są ciapowate? ja chce zamrozić by w ziemie mieć do owsianki, jogurtu czy zapiekanki ryżowej
Ja przygotowalam kiedys pieczone warzywa wg przepisu z tej wlasnie ksiazki. Byly przepyszne. Co do crumble to wyglada oblednie w tym sliczniutkim zielonym naczynku :) Ja tez chce takie! :) I crumble i naczynko :)
Aklat, niestety nie wiem gdzie zdobyc lawende ‘konsumpcyjna’ w PL :( Ja moge Ci kiedys przeslac, ale to dopiero jak juz bede o dwoch nogach ;)
Atinko, na ten juz sie nie zalapiesz, ale chetnie wtedy zrobie drugi ;) A melisowe przepisy podesle Ci juz niebawem.
Joanno, witaj wiec rowniez w fanklubie ;) Choc mnie film miejscami podobal sie ciut mniej (w przeciwienstwie do Ciebie widzialam go tylko 2 razy ;) ).
Aniu, ciesze sie, ze zdjecia sie podobaja :)
Fellu, dziekuje za wspaniale wyroznienie! Niezmiernie mi milo :)
O, czerwone tez mi sie marzy Karolciu; ale nie widzialam tutaj niestety nic co by mi sie na 100% podobalo…
Basiu, przykro mi, ze nie masz moreli :( Chetnie bym Ci troche przeslala ;) Ale sliwki tez pewnie sa pyszne! No i zazdroszcze mamy lubiacej lawende :)
A co do Twojego pytania, to faktycznie ciekawe, czy bysmy tak od razu poznali… Trzeba kiedys przetestowac ;)
Aga, ja robilam tak : przepolowione, wypestkowane morele, ulozone na plasko na tacy i przykryte (folia, woreczkiem itp.) na ok. 3 godziny do zamrazarki (chyba ze masz funkcje szybkiego mrozenia to troche krocej) i potem do woreczkow czy co tam chcesz i gotowe. Dla mnie ciapowate zupelnie nie byly, ale wiadomo, ze nie sa dokladnie takie jak swiezy owoc. I ja uzywalam ich najczesciej do ciast pozniej wiec ewentualna ciapowatosc tez mi mniej przeszkadzala ;)
Majko, czestuj sie! ;) A przepisy w ksiazce sa faktycznie bardzo smakowite!
Pozdrawiam !
Wyglądają pięknie! Nabrałam wielkiej ochoty na takie słoneczne crumble!…:)
Bea, widzisz teraz czytam komentarze u Ciebie i strasznie zaluje ze nie olsnilo mnie przed wyjazdem by kupic tu morele i zamrozic, jakos sie ludzilam ze bede wiecznie ;) Ale jest wiele ciekawych owocow, wiec mam nadzjeje ze je sobie czyms zastapie!
Strasznie jestem ciekawa z tym wschodem i zachodem, jakbys kiedys sprawdazala to daj znac posze :-) Buzka :*
C’est la pleine saison des fruits et on en profite un maximum pour toute la petite famille…Ah, les pêches, tiens du coup je vais m’en prendre une qui attend sagement qu’on la mange avant de la faire cuire…Bon week-end !!!!!
Właśnie takie danie za mną chodzi, od kiedy zdałam sobie sprawę, że w ciastach z kruszonką najbardziej lubię kruszonkę;)
A czy mogę wstawić Twój przepis do Kwiatowej Książki Kucharskiej?
Beatko, przygotowane i zjedzone ze smakiem. :) Co prawda troszkę musiałam zaimprowizować, bo olejku lawendowego nie miałam (ale zamierzam kupić, bo tak sugestywnie o nim opowiedziałaś), więc użyłam po prostu suszonej lawendy. Jedliśmy z lodami waniliowymi. Pycha. :)
Aaa, a wracając jeszcze do samej lawendy, to ja mam na jej punkcie kompletnego bzika. Lawendowe kosmetyki są u mnie na porządku dziennym. :)
o kurcze, w życiu czegoś takiego nie widziałam, ale musi być dobre :)
Bonjour Eleonora!
En fait, ce sont des abricots :) En général, je préfère manger des fruits ‘nature’, mais de temps en temps un petit crumble, ce n’est pas mauvais ;)
(ici je l’ai fait avec de la lavande et un crumble aux amandes – recette de Pierre Hermé).
Bon week-end à toi !
Eweno, jeśli się skusisz, to daj koniecznie znać czy smakowało :)
Basiu, co się odwlecze… ;) Teraz będziesz korzystać z innych wspaniałych smakołyków, tym bardziej, że ich u Ciebie nie brakuje, prawda ? :)
PS. Nie sądzę, że uda mi się kiedyś poeksperymentować ze wschodem słońca, ale kto wie ? Nigdy nie mówić ‘nigdy’ ;)
Pinkcake, ja też uwielbiam kruszonkę :)
A co do KKK ;))) to dlaczego nie? Zupełnie o tym nie pomyślałam wcześniej…
Małgosiu, cieszę się niezmiernie, że i ten przepis miałaś ochotę wypróbować i że smakowało! A kwiaty dodałaś do pieczenia ? Czy tylko do syropu podczas podgotowywania moreli?
Ja tez uzywam lawendy w kosmetykach, szczególnie tych własnego wyrobu rzecz jasna ;)
Blk, witaj! Miło mi, że przepis Cię zaciekawił :)
Pozdrawiam serdecznie !
Beo, wróciłam ze Szwajcarii pełna wrażeń, a tu u Ciebie lawendowo… Mam miód lawendowy i lawendę na balkonie, ale czy to lawenda „spożywcza” – nie wiem…
Pozdrawiam, wkrótce podzielę się wrażeniami ze Szwajcarii :)
Witaj Anno! Myslalam sobie o Tobie i Twoich wakacjach w CH, mam nadzieje, ze byly udane :) Z niecierpliwoscia czekam na Twoja relacje :)
Co do lawendy, to nie jestem do konca pewna, czy kwiaty kazdego gatunku mozna spozywac, gdyz np. olejek lawendy z gatunku ‚Lavandula stoechas’ ( http://en.wikipedia.org/wiki/Lavandula_stoechas )
mozna stosowac TYLKO zewnetrznie. Mysle wiec, ze dobrze by bylo wiedziec, jaki dokladnie gatunek lawendy masz u siebie, lub uzyc olejku z ‚prawdziwej’ lawendy (czyli Lavandula angustifolia / officinalis czyli tzw. lekarska, wąskolistna.
Nie chcialabym miec Cie ‚na sumieniu’… ;)
Pozdrawiam!
nie wytrzymam! slina cieknie jak szalona. Crumble wyglada oblednie kochana! :)
Rewelacja ,nawet nie zdążyłam zdjęcia zrobić
Będę je piec często i bardzo często mistrzowskie jest dla mnie w każdym calu
Bea dziękuje za przepis
Olu, milo mi ze sie podoba :)
Margot, ciesze sie baaardzo ze zrobilas i ze posmakowalo!!! :))
Pingback: Tarta czerśniowa z pistacjami « Bea w Kuchni
Pingback: Co lubią brzoskwinie, czyli brzoskwiniowe przetwory 2011 ;) « Bea w Kuchni
Mielismy dzis na obiad pieczone bataty wg Twoich rad (przyprawione mieszanka colombo), byly pyszne, natomiast deser w postaci lawendowo-morelowego crumble byl taki jak sie spodziewalam – niebianski! Gdyby nie resztka zdrowego rozsadku i obecnosc rodziny to bym sama calosc zjadla! A rodzinie tez smakowalo, i to bardzo!
O tak, pieczone bataty kocham w absolutnie kazdej wersji! Ostatnio – to a propos colombo ;) – zrobilam zupe warzywna z colombo, co bylo zupelnie niezamierzone (ale tak jest wlasnie przy pospiechu i braku koncentracji ;)), i wiesz, ze bardzo nam posmakowala! :)
Milo mi, ze cruble i Tobie przypadl do gustu – ja niestety rowniiez jestem w stanie sama zjesc bardzo nierozsadne jego ilosci… Pocieszam sie jednak, ze lepiej jest zjesc 3 porcje owocowego crumble niz np. niektorych ciast ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Pingback: Jesienne owoce pod marcepanową kruszonką « Bea w Kuchni