Od prawie tygodnia robię zapasy. Na jesienną słotę i długie, zimowe wieczory. Gromadzę to, co teraz najcenniejsze i co już niedługo się skończy – ciepłe i nader przyjemne wrześniowe słońce :) Jak jaszczurka wygrzewam się w jego rozleniwiających promieniach dziwiąc się, że słońce może we wrześniu być jeszcze tak mocne i gorące. Z lubością zatapiam się we Wzgórzach Toskanii oraz w Winnicy w Toskanii Ferenc’a Máté i wirtualnie przenoszę się w ten cudowny, malowniczy świat. Wieczorem mam ochotę kulinarnie pozostać w toskańskich klimatach i na stole pojawiają się pieczone warzywa (cukinia, bakłażan, papryka), pokrojone aromatyczne pomidory, a wszystko zostaje suto skropione pyszną oliwą z oliwek z odrobiną balsamico i szczyptą soli. Do tego listki świeżej bazylii, plasterki mozzarelli lub kawałki pecorino i oczywiście toskańskie wino. A słońce zatopione w kieliszku tego rubinowego nektaru maluje wokół niesamowite barwy .
Obydwie wspomniane książki bardzo mi przypadły do gustu (tak jak czytane już kilka lat temu Pod słońcem Toskanii, do którego regularnie powracam). Choć właściwie zamiast czytać Wzgorza i Winnicę w Toskanii powinnam chyba była zacząć od książki ‘Wino śliwkowe’ Angeli Davis-Gardner, by pozostać w temacie aktualnych przetworów ;) Śliwkowy czas bowiem trwa, co gorsza – za niedługo niestety się skończy.
Co roku robię powidła śliwkowe, smażone przez trzy dni. Nie są to takie bardzo klasyczne powidła, bowiem ostatniego dnia dodaję do nich nieco jasnego cukru trzcinowego. Pierwszego dnia smażę wypestkowane śliwki z dodatkiem odrobiny wody (ok. 40 minut) i odstawiam je; drugiego dnia znów gotuję je ok. 30-40 minut (regularnie mieszając) i ponownie odstawiam; trzeciego dnia mniej więcej w połowie gotowania dodaję trochę cukru i cynamonu, czasem nieco rumu. Gdy konsystencja jest już odpowiednia, przekładam powidła do wyparzonych słoików i pasteryzuję ok. 15-20 minut.
W podobny sposób przygotowuję też śliwki z jabłkami oraz z jabłkami i gruszkami; smażę je wtedy tylko dwa dni – pierwszego dnia same śliwki, drugiego już z dodatkiem jabłek i / lub gruszek. Na koniec dodaję cukier do smaku (są to zawsze minimalne ilości) oraz przyprawy : cynamon, imbir, goździki. Mimo, że sama jem znikome ilości dżemów, konfitur czy powideł, to takie domowe przetwory są również świetnym pomysłem na prezentowe małe co nieco. Najchętniej robię tylko kilka słoiczków z kazdego rodzaju dżemu, chcę bowiem móc każdego obdarować czymś innym. Mając nadzieję, że trafię w jego gust ;)
Prócz tych śliwkowych dżemów i powideł, co roku robię też śliwki w słodkiej marynacie, które cieszą się dość dużym powodzeniem. Idealne jako dodatek do lodów i wszelakich deserów stały się nieodzownym elementem mojej jesienno-zimowej kuchni. Przepis pochodzi z Poradnika Domowego sprzed dobrych kilkunastu już lat.
Śliwki w słodkiej marynacie
2 kg śliwek
4 szklanki wody
4 szklanki cukru
4 łyżeczki kwasku cytynowego
przyprawy : gozdziki, cynamon, świeży imbir
lub : gorczyca, ziele angielskie, pieprz
Śliwki – dojrzałe lecz jędrne – umyć, nadkroić z jednej strony, wypestkować; do jednej ze śliwek włożyć 2 goździki, mały kawałek cynamonu i imbiru lub 2 ziarenka pieprzu, ziela angielskiego i kilka ziarenek gorczycy. Śliwkę z przyprawami umiejscowić na dnie słoika i ułożyć resztę śliwek nie uciskając ich zbyt mocno w słoiku.
Wodę zagotować z cukrem, następnie dodać kwasek cytrynowy, zalać wrzątkiem owoce, słoiki dobrze zakręcić i pasteryzować jak zazwyczaj (w zależności od wielkości słoików pasteryzuję je od 15 do 20 minut)
Wystudzone słoiki odstawić w ciemne i chłodne miejsce na minimum 2 miesiące.
* * *
W tym roku postanowiłam też przetestować pewien śliwkowy przepis podany przez Joannę na forum CinCin. Są to powidła śliwkowe, do których pod koniec smażenia dodaje się kakao i gorzką czekoladę. Jeśli lubicie smak śliwek w czekoladzie, to i ten przepis z pewnością przypadnie Wam do gustu. Podaję Wam więc oryginalny przepis Joanny wraz z moimi modyfikacjami.
Śliwki w czekoladzie
(cytuję za Joanną)
2,5 kg wypestkowanych dojrzałych śliwek węgierek
około 700 – 800 g cukru (ilość zależna od stopnia dojrzałości śliwek)
2 opakowania cukru z wanilią lub nacięta laska wanilii (pominęłam)
50 – 100 g kakao Deco Morreno (użyłam Van Houten)
1 tabliczka 100 g gorzkiej lub deserowej czekolady (u mnie gorzka 70%)
(u mnie dodatkowo kilka łyżek rumu)
Śliwki zemleć w maszynce do mięsa, smażyć, dodając cukier, do uzyskania pożądanej konsystencji. Pod koniec smażenia dodać kakao i połamaną czekoladę. Smażyć jeszcze kilka minut. Przekładać do wyparzonych słoiczków, zamknąć wyparzonymi pokrywkami i studzić powoli ustawione „do góry nogami” pod kocykiem.
Ja śliwek nie mieliłam przed smażeniem, za to zmiksowałam je ‘żyrafą’ podczas smażenia gdy były już wystarczająco miękkie; cukier dodałam na samym końcu, następnie rum, a po uzyskaniu odpowiedniej konsystencji – kakao (50g) i czekoladę. Gotowe słoiczki pasteryzowałam ok. 15 min.
Joanno, dziękuję za tak smaczny przepis :)
*
A przepisy te dopisuję do tegorocznej Spiżarni Peli.
Pozdrawiam!
#
Oba przepisy brzmią cudownie! Uwielbiam śliwki i jak mi się uda nie zjeśc wszystkich, jakie kupię, to może skuszę się, na któryś z podanych przez Ciebie przepisów:) Ale muszę powiedzieć, że zawsze wiedziałam, że robisz piękne zdjęcia, ale żeby zwykłemu słoikowi zrobic takie piękne zdjęcie …. no jestem pełna podziwu:) Cudowne! Pozdrawiam serdecznie:)
Na takie śliwki w czekoladzie to bym się chętnie załapała :)
Ach! I Ciebie Betsi wzięło na Toskanię :)
Ja niedawno skończyłam „Moją kuchnię pachnąca bazylią” Tessy, a teraz czeka na mnie „Dziennik Toskański” :) A i Lipka tez ostatnio w italiańskich klimatach jest :) Nie mówiąc już o Dużej Siostrze ;)
pozdr!
Bea, oba przepisy wyglądają świetnie, ale te śliwki w słodkiej marynacie brzmią pysznie. Zapisuję :) U mnie w domu poza tradycyjnymi powidłami robi się tylko śliwki w occie.
Pozdrawiam serdecznie!
Witaj Beatko!:)
Zawsze lubię Cię czytać i oglądac Twoje zdjęcia. Są powalające !Zgadzam się z Atinką :)
Podziwiam, że robisz te wszystkie przetwory, wszystko musi smakować obłędnie a jak pachnieć!
Uwielbiam powidła śliwkowe – to dla mnie najlepsiejszy dżem pod słoncem. Mogę je paluchem wyjadac ze słoika, zresztą robiłam to zawsze i do teraz :)
Nigdy nie próbowałam z dodatkiem czekolady czy kakao, ale nie wątpię, że takie powidła są przepyszne. Chętnie na świeżej chrupiącej bułeczce bym je widziała :))
Podziwam, cudne!:))
Pozdrawiam na dobry dzionek:)
Sliwki w czekoladzie – mniam, mniam!
Bea ciesze sie, ze podzielilas sie przepisem, bo ja na CinCin raczej juz nie mam czasu, a tak dzieki Tobie wiem co w najblizszym czasie bede robic w kuchni ;)
Milego dnia!
A właśnie a propo’s toskanskich klimatów. Duża Siostra czyli ja jak najbardziej. Tessę czytałam,ale „Kuchni pachnącej Bazylią” jeszcze nie, więc musze zamówic :) Ksiązek F.Mate nie czytałam, ale zamierzam. A w ksiązkach Mayes jestem zakochana po uszy :)
A wczoraj sobie przetłumaczyłam przepis z włoskiego bloga i jestem dumna hy hy ;))
Beo, te sliwki w czekoladzie sa niesamowite, musza smakowac oblednie:) ja tez juz powoli zabieram sie do robienia powidel, tylko tydzien temu pan z warzywniaka mowil, ze wegierni nie nadaja sie jeszcze na powidla. Musze, wiec chwile poczekac:)
pozdrawiam piatkowo:*
a ja wkrotce sie zabiore za ulubione (przez core tez) sliwki w occie bo moje wegierkowe drzewka sa dla mnie w tym roku laskawe :)
pozdrawiam
Bea, pozwolisz, że „odgapię” przepis na śliwki w marynacie :)
Miałam przyjemność jeść to cudo, ale sama nigdy nie robiłam. Co więcej, nie pomyslałam o tym, żeby poszukać przepisu. A to takie proste :)
A śliwki w czekoladzie tez robię, rokrocznie. I truskawki i wiśnie :) Uwielbiam.
powidla juz mamy, sliwki z bardzo podobnej slodkiej marynacie tez, kusza mnie jabkla z gruszkami ale juz pewno nie zdaze, zapamietam przepis i za rok sproboje
Bea, spróbuj jeszcze „Jeżdżąc po cytrynach” Crisa Stewarta: http://merlin.pl/Jezdzac-po-cytrynach-Optymista-w-Andaluzji_Chris-Stewart/browse/product/1,556761.html
Może Ci się spodoba :)
Śliwki wyglądają zachęcająco. Uwielbiam robić przetwory, ale moja kuchnia przypomina później pobojowisko i… sprzątać mi się nie chce ;)
Ściskam cieplutko!
Bea, wszystko super i smacznie wygląda. :)
Ja w tym roku przetworów owocowych robiłam niewiele, bo zostało mi jeszcze wiele słoików z lat ubiegłych. Ale właśnie śliwkom odmówić nie potrafiłam i takie konfitury przez 3 dni smażone zrobić musiałam i zrobiłam. :) U mnie są z dodatkiem goździków. :) Smakują pierwszorzędnie. :) Będą w sam raz do nadziewania drożdżowych bułeczek maślanych. :)
Beatko dzięki Tobie zamówiłam właśnie „Wzgórza Toskanii” :)
Cieszę się, że śliwkowe przetwory Wam się podobają :)
Atinko, dziękuję za miłe słowa :)
Kasiu, zrób koniecznie bo pyszne! :)
Oczko, mnie Toskania ‘trzyma’ już od wielu lat ;) I regularnie powraca :) ‘Dziennik Toskański’ też już zamówiłam, ale o ‘Kuchni pachnącej bazylią’ nie pomyślałam… I chyba jeszcze dziś to zmienię ;)
Aga, te śliwki w marynacie są naprawdę świetne jako dodatek do deserów i ciast, może i Wam posmakują ?
Majanko, szalenie mi miło, że zdjęcia Wam się podobają :) Ja też uwielbiam powidła śliwkowe, i te w czekoladzie też bardzo mi posmakowały, choć to oczywiście co innego niż tradycyjne powidła.
A co do książek, to polecam Ci te F. Mate, jak dla mnie są świetne! Mam nadzieję, że Tobie też się spodobają (ps. szybka jesteś ! :) )
I pochwal się koniecznie, jaki przepis sobie przetłumaczyłaś !
Karolko, cieszę się, że mogłam się przydać ;)
A u mnie widzisz Olu już praktycznie koniec węgierek :/ Ale to nic, inne odmiany są bardzo podobne i też świetnie się nadają na przetwory, więc mam nadzieję, że i ja jeszcze coś upluję ;)
Leloop, zazdroszczę Ci tej śliwy ;)
Agatko, pozwalam jak najbardziej ! :)
Viri, ja też nie wiem czy w tym roku zdążę z tymi jabłkowo-gruszkowymi, ale tak jak piszesz – nic straconego, będą za rok :)
Lisko, ‘Jeżdżąc po cytrynach’ zakupiłam już w lipcu, tylko czeka na swoją kolejkę ;) A przetwory dlatego też robię w małych ilościach, bo i pobojowisko potem mniejsze ;)
No właśnie Małgosiu, u mnie też śliwki co roku obowiązkowo, nawet jeśli na nic innego nie mam już czasu ;)
Pozdrawiam serdecznie !
Oj Beo. Zazdroszcze Ci zapalu do tych przetworow. Mnie brakuje i czasu ostatnio, i zapalu i nawet spizarki :D
A propozycja sliwek w czekoladzie brzmi kuszaco :D
Ja tak lubię robić przetwory, nie bardzo mam gdzie je trzymać ,ale to drobiazg:DDD
te czekoladowe znam i wiem że sa pyszne
ale takie marynowane nie
nie chce być nachalna, ale o słoiczek takich konfitur poproszę! ślicznie proszę !
mniam
Znow nie moge napatrzec sie na zdjecia. Jak Ty to robisz, ze wszystko prezentuje sie na nich tak pieknie?
Sliwki w czekoladzie bardzo lubie wiec Twoj przepis na pewno przypadlby mi do gustu :)
Ja tez wlasnie czytam „Winnice w Toskanii” :) A w drodze jest juz ksiazka „Wzgorza Toskanii” :))
W mój gust trafiłaś na pewno :) Świetny pomysł, z takimi smacznymi prezentami.
Ja również nie jem zbyt dużo dżemów, więc jeśli już cokolwiek robię to właśnie powidła śliwkowe. Czekam wówczas na najpóźniejsze, najsłodsze, lekko już pomarszczone węgierki i nie dosładzam ich w ogóle. Takie węgierki to teraz rzadkość, producenci zrywają owoce zanim całkiem dojrzeją, lepiej się wówczas transportują ale naprawdę warto ich poszukać na targu u jakiegoś rolnika-tradycjonalisty.
Śliwek z czekoladą muszę spróbować.
Pozdrawiam!
Oba przepisy bardzo trafione w mój gust, zdjęcia również piękne:). W tym roku śliwki zrobiła mi Mama. Nie zdążę sama żadnych śliwek przetworzyć w tym roku, ale w przyszłym mam nadzieję, że sie uda. Pozdrawiam Cie dzisiaj deszczowo :)
Ach sliwki, powidla! Wiesz Bea, te w zalewie brzmia ciekawie, ale szczezre to fanem klasycznego powidla wegierkowego jestem, wiec jesli mowisz ze polaczenie z czekolada przypomina sliwki w czekoladzie, to jak tylko dopadne wegierki to sie skusze :-)
Pozdrowienia!
ale pieknie wygladaja… mmmmm…. bardzo liubie sliwki :)
Śliwki w słodkiej marynacie, zakochałam się, jutro skocze po śliwki :)
Skuszę się niewątpliwie na ten pierwszy przepis, bo czekodżemów śliwkowych i nie tylko mam jeszcze spory zapas z ubiegłego roku :-)
Poweim prosto z mostu – nie przepadam za śliwkami. Ale Twoje przetwory Beo, na tych zdjęciach wyglądają tak, że jestem w stanie zapomnieć, że nie lubię śliwek. Chętnie bym spróbował, tylko mieszkasz trochę daleko…. :(
Od tego roku mam spiżarnię i nie wykręcę się brakiem miejsca :) ale prawda jest taka, że boję się, że nie podołam. Wydaje mi się, że to jeszcze nie na moją „rękę” ale być może czas już spróbować. Marzą mi się przetwory własnej roboty, a moje ukochane śliwki niebawem się kończą.
:) Ja właśnie odkopałam swoją Pod niebem Toskanii… i znowu czytam. Za każdym razem odnajduję w niej kawałek czegoś „nowego”, co bardziej mi się zapisuje w głowie.
Pozdrawiam Cię serdcznie
M.
Jak to dobrze, że mi jeszcze trochę węgierek zostało.
Obie Twoje propozycje bardzo mi sie podobają
Ewo, mnie niestety prawie cały przetworowy sezon ominął, postanowiłam więc choć trochę nadrobić śliwkami. I tak jak pisałam wyżej : robię małe ilości, by się nimi nie znudzić i by nie mieć ich ‘dość’ ;) Choć brak czasu i spiżarki to oczywiście już inny problem ;)
Margot, może więc skusisz się również na te marynowane ? :)
Aga, chętnie Cię wirtualnie poczestuję ! :))
A tak a propos, to oczywiście zrobiłam z minimalnej porcji i już teraz żałuję…
Lukrecjo, Neringo, Magdo miło mi, że się podoba :)
Dziękuję Majko ! Widzę, że i Ty połknęłaś toskańskiego bakcyla ;)
Masz rację Felu, takie węgierki to teraz rzadkość; tutaj nie robi się tego typu powideł niestety i często ludzie patrzą na mnie jak na szaloną gdy opowiadam o smażeniu śliwek przez trzy dni ;)
Co do zakupów, to warzyw i owoców praktycznie nie kupuję w sklepach, a już tym bardziej na przetwory; zawsze u znanych mi sprzedawców na targu lub bezpośrednio na farmie, na której dwa razy w tygodniu otwarty jest sklepik z ichniejszymi produktami. Tyle tylko, że pracując w centrum i przechodząc przez targ, zawsze pytałam kiedy będą się kończyć śliwki np. i kiedy powinnam przyjćść po moje przetworowe zakupy. Jednak teraz, będąc cały czas w domu (nadal stopa, jak pewnie pamiętacie ;) ) wiele produktów mi niestety ‘umknęło’, a nie mam możliwości pójść lub pojechać po nie gdzie indziej :/ Ale to nic, nadrobię to sobie w przyszłym roku ;)
Kasiu, to miło, że mama Ci je zrobiła :) U nas teściowa robi bardzo dobre konfitury, tyle tylko, że dla nas niestety za słodkie. Dlatego zawsze robię je sama ;)
Basiu, mnie przypomina! :) A jako, że śliwka w czekoladzie to śliwka suszona, to ja już sobie wymyśliłam, że zrobię jeszcze jedną porcję pół na pół z suszonymi śliwkami właśnie, macerowanymi w czymś procentowym ;) Mam nadzieję, że to będzie dobry pomysł :)
Ato, mam więc nadzieję, że śliwki Ci posmakują; ilość i typ przypraw dostosuj oczywiście do Twoich kubków smakowych ;)
Fakt Bagli, mieszkam trochę za daleko ;) Ale jeśli nie lubisz śliwek, to pewnie i te moje by Ci nie posmakowały ;)) Dziękuję za wizytę !
Moniko, podołasz z pewnością! Przetwory to naprawdę nic trudnego, choć na początku trzeba nauczyć się obserwować np. gęstość i zastyganie konfitur by wiedzieć, kiedy będą najlepsze do zasłoikowania. Ja dużo eksperymentowałam, gdyż przepisy którymi dysponowałam – zawierające np. kilogram cukru na kilogram owoców – są naprawdę nie dla nas. Nie chcę też używać żelfiksu itp., wolę sama eksperymentować z naturalną pektyną. I zaręczam, że warto :) Trzymam więc kciuki za Twoje przetwory ! :)
A co do książek, to też właśnie lubię powracać do niektórych z nich i odkrywać je na nowo po jakimś czasie. To bardzo przyjemne uczucie :)
Cieszę się, że Ci się podobają Marghe :) Ja mam cichą nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda mi się jeszcze dokupić trochę śliwek…
Pozdrawiam !
Idę po śliwki! Te w czekoladzie mną wstrząsnęły, choć i ja – jak Basia- jestem zwolenniczką klasycznych powideł śliwkowych smażonych bez cukru.
Ja już książek o Toskanii czy też Prowansji nie czytam, bo mnie znudziły śmiertelnie, ale do Tessy mam sentyment. Pozdrawiam, Beo :)
Czekoladowe są cza-do-we!:)
Mam ochotę na trochę Toskanii… Zobaczymy, co Liska Ci poleciła :)
śliwki w czekoladzie zapowiadają się pysznie. niech no już minie tydzień pełen powtórek i chociaż kilka słoiczków takimi cudami zapełnię.
:)
Piękne zdjęcia!
Bea, no ten przepis z suszonymi ‚procentowymi’ i czekolada to czuje ze bedzie hit! Wiesz, pomyslalam sobie ze jak zdobede wegierki (czyt. przywioze z PL:) to zrobie obie wersje, widze ze jest wiecej nas szalencow co robia powidla przez 3 dni :)
A z trzymaniem sie przepisow, to ciekawe co pisalas – ja np. mam straszna tendencje do wlasnych 3 groszy, ale przyzeklam sobie, ze gdy robie cos pierwszy raz to choc na poczatku zrobie bez zmian…
Pozdrowienia!
PS. Bea, powiedz mi prosze skad Ty w Szwajcarii wegierki wytrzasnelas? :)
Anno, wstrznąsnęły powiadasz ? Mam nadzieję, że pozytywnie ;)
A skoro do Tessy masz sentyment, to mam nadzieję, że i mnie się spodoba :)
Aniu, książka polecana przez Liskę jest o Andaluzji, nie o Toskanii niestety, ale ponoć też sympatyczna.
Peggy, trzymam więc kciuki by tydzień powtórek szybko się skończył ;)
Basiu, te węgierki tutaj to nie do końca jestem pewna czy to takie samę węgierki jak w PL, ale jest to najlepsza i najbardziej polecana odmiana śliwek tutaj (i najbardziej ceniona : Fellenberg – nazywana tutaj klrólową śliwek ;) ) stąd moja dedukcja, że to coś jak nasze polskie węgierki właśnie ; i mam nadzieję, że się nie mylę. A nawet jeśli się mylę to nic takiego, gdyż są naprawdę pyszne ;) I gdy tylko dokupię śliwek po niedzieli, to wezmę się za te podwójnie śliwkowo-czekoladowe powidła :)
Co do przepisów to staram się robić tak jak Ty – za pierwszym razem jednak nic nie zmieniać ale… ciężko mi to idzie ;) Tym barzdiej, że tak jak pisałam wyżej – oczami wyobraźni już widzę tę ‘moją’ nową wersję :))
PS. Basiu, przesyłka dotarła ! ! ! Baaardzo serdecznie dziękuję a na maila odpiszę jutro, dobrze ?
Pozdrawiam serdecznie !
Witaj Beo
Ja także smażę powidła trzy dni – wsumie to się same smażą :)
Ale te śliweczki w czekoladzie – zaczarowały mnie – muszę koniecznie je zrobić. Już zrobiłam wiśnie w czekoladzie i napewno zrobię te Twoje śliweczki :) tylko muszę jeszcze troszeczkę poczekać na te właściwe węgierki.
pozdrawiam
EWelosa
Zrobiłam :)
I te w czekoladzie (Twoją metodą Bea, znaczy się potraktowałam żyrafą w garnku) i te w słodkiej zalewie.
Tyle tylko, że nie doczytałam jak należy i przyprawy dodałam do więcej niż jednej śliwki :)
Nie sądzę, żeby to zaszkodziło
Wyglądają (słodkie) i pachną (czekoladowe) pięknie :)
Ewo, wisnie w czekoladzie to tez fajny pomysl! Chetnie i ja zrobie w przyszlym roku :)
Marghe, to ciesze sie, ze tez je zrobilas :) Nie sadze, ze wiecej przypraw sliwkom zaszkodzi, beda tylko bardziej aromatyczne ;) Ja musze koniecznie dorobic ich wiecej, o ile jeszcze zdobede sliwki ;)
Pozdrawiam!
Pyszne te Twoje przetwory. Ja planuję powidła śliwkowe, ale raczej takie szybkie jednodniowe. Chociaż od początku lata miałam zamiar zrobić już kilka innych przetworów i jak na razie nic z tego. Trzymaj kciuki, może wreszcie się uda :)
Przetwórstwo to dziedzina, o której mogę powoli zapomnieć. Niestety, w tym kraju, nie ma takiej możliwości(no, może byłyby, ale znacznie trudniej). Ale bardzo chętnie sobie pooglądam efekty pracy innych;) Patrząc na te śliwki z czekolada… rozmarzam się….
Ale pyszne propozycje :) ja teraz też przetwarzam :) i też w małych ilosciach, ale za to więcej rodzajów ;-) a Twoje śliwki w czekoladzie chetnie wypróbuję :)
Bea! Zrobiłam te śliweczki!
Dowód na moim blogu ;-)
http://hobbyata.blogspot.com/2009/09/historia-jednego-poranka_14.html
Bardzo fajny ten przepis na śliwki w słodkiej marynacie.
Chętnie wypróbuję :)
Witaj Beo
Gdy opowiadłam mężowi o moich kolejnych planach słoikowych przysłuchiwał się temu nasz synuś i stwierdził stanowczym głosem:
„- Tego o czym ty teraz opowiadasz ja napewno nie będę jadł „.
Gdy następnego dnia wrócił z przedszkola ja już przygotowywałam śliweczki do miksowania ich żyrafą a on chodził i wąchając pytał :
„- Co tutaj tak ślicznie pachnie ?”
Pomagał mi wrzucając czekoladę i wsypując kakao. Oczywiście skusił się i spróbował – najpierw paluszkiem a potem to już łyżeczką. Tak więc posmakowało mu badzo – zresztą nie tylko jemu.
Zapożyczam przepis bo jest genialny.
Jeszcze raz dziękuję za umieszczenie go tutaj :)
pozdrawiam
Ewelina
KaroLino, trzymam ! :)
Eweno, a czy mogę dopytać, dlaczego ‘nie ma takiej możliwości’? Z czystej międzynarodowej ciekawości ;)
Aklat, w takim razie widzę, że nie tylko ja przetwarzam w małych ilościach ;) Mnie się spodobała Twoja konfitura z owocami czarnego bzu, nie wiem tylko, czy uda mi się go kupić :/
Ato, cieszę się bardzo! Właśnie je wczoraj u Ciebie podziwiałam :)
Anoushko, to te o których Ci mówiłam w zeszłym roku, o ile się nie mylę. I nadal pamiętam smak Twoich wspaniałych powideł :)
Ewelino, bardzo mnie ucieszył ten opis Waszego wspólnego ‘śliwkowania’ ;) Miło mi, że przepis się przydał i że posmakował :)
Pozdrawiam serdecznie !
Przerabiam i ja śliweczki! A dostałam 20kg…. Bardzo się z nich cieszę, nie są to jednak superdojrzałe śliwki do powideł. Dlatego będę musiała je dosłodzić, chociaż zazwyczaj robię powidła zupełnie bez cukru.
Zachwyciłam się przepisem na śliwki z czekoladą a i mąż się rozmarzył, gdy mu roztoczyłam wizję wyjadania takowych łyżeczką w jakiś mroźny, niedzielny poranek :D Więc jak tylko uporam się z powidłami robię te czekoladowe!!!
Dziękuję za natchnienie i cudowne przepisy!
Meluduję ,że u mnie już zrobione:)
Pozdrówka.
Beatko, wlasnie dostałam „Wzgorza Toskanii”, tak więc chyba dziś zabiorę się do czytania :)
Pozdrawiam!
Niedzielko, az 20 kilo? Super! U mnie w tym roku niestety skromniej niz zazwyczaj ;)
Olu, mam nadzieje, ze beda smakowac zatem :)
Majanko, jestem pewna, ze Ci spodoba! I bedziemy czytac razem, bo ja jestem w drugiej polowie teraz ;)
Pozdrawiam!
O super!:) Potem zamówię tę drugą ;))
Pozdrówki ciepłe :**
Ps. Coś mi pięknie pachnie w piekarniku, mam nadzieje,ze wyjdzie jak trzeba, to do WP, ale nie powiem jeszcze co ;))
Witaj Bea:)
Zaglądam do Ciebie już jakiś czas… Zaglądam w różne blogi. Dobrze mi na kilku. U Ciebnie mi tez dobrze:).
Dziś piszę, bo pierwszy raz wzięłam Twoje propozycje do kuchni. Śliweczki (z ogrodu mojej mamy) słodkiej m. juz gotowe, a śliwkowo-kakaowo-czekoladowe powidła pasteryzują się w piekarniku. Nie mam maszynki więc potraktowałam to mikserem(starsza wersja żyrafy…???)i wyszło żadsze niż Twoje(na zdjęciu geste się wydaje)acz ciekawe…:) Ciesze się, że je zrobiłam. Myslę, ze jak wystygną(czyt. w zimie:))będą w sam raz. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
Majano, ciekawa jestem co wybralas :) Juz nie moge sie doczekac :))
Ewelajno, milo mi, ze Ci tu u mnie dobrze ;) A propos gestosci powidel, to mysle, ze nastepnym razem musisz je dluzej smazyc; ja smaze tak dlugo, az konsystencja bedzie odpowiednia. Jesli sliwki puszczaja bardzo duzo soku, to mozesz zrobic tak, jak w przypadku ‚zwyklych’ powidel : odstawic je do wystydniecia i ponowic smazenie na drugi dzien. Moje faktycznie sa dosyc geste, a te ktore robilam wczoraj wyszly jeszcze nieco bardziej geste. Ale smazylam je sporo ponad godzine.
Mam nadzieje, ze i tak te Wasze beda Wam smakowac! Cudnie, ze macie ogrod i wlasne drzewka :)
Pozdrawiam serdecznie!
Bea, ciesze sie ze przesylke dostatlas – mam nadzieje ze Ci sie przyda :-D
A wiesz z tymi sliwkami to ciekawa sprawa, mozliwe ze to b. podobna odmiana, a smakuja podobnie do wegierek (pewnie tak, glupio pytam:)?
Ja poprzednie 2 lata pobytu w Czechach szukalam wegierek (dowozilam ostatecznie z PL), a tu wszstkie sliwki nazywaja sie po prostu „švestky” – pytalam po znajomych, po sklepach, targow tu za bardzo nie ma i nic, wegierek nie znalazlam! Az tu wczoraj moja kolezanak z pracy przyniosla kopiaty talerz jak powiedziala „sliwek od rodzicow” i co? i to byly wegierki!
Juz ostrze sobie pazurki, ze w kryzysowej sytuacji dostarczy mi ich kilka kilo :-) Na przyszly tydzien planuje powidlo zwyczajne i czekoladowe, ach ciesze sie ze poddalas mi ten pomysl!
Juz sie nie moge doczekac kiedy to bede wszystko testowac Basiu :) Tylko bede miala kilka pytan najpierw ;)
A co do wegierek, to… to ja chyba juz nawet nie pamietam jaki one maja smak :( Jednak te, ktore tutaj kupuje sa przepyszne, wiec to mi wystarcza ;)
Ciesze sie, ze i Ty je u siebie znalazlas! Czasami tak to wlasnie bywa, zupelnie przez przypadek odkrywamy cos, czego tak dlugo szukalismy! Ja np. zawsze twierdzilam, ze tutaj nie ma ziela angielskiego. Az sie okazalo, ze oczywiscie ze jest i oczywiscie, ze je juz nawet jakis czas temu zakupilam, tyle tylko ze sie zowie : papryczka / pieprz z Jamajki ;)
Zycze smakwitych przetworow Basiu! A na maila odpisze jeszcze dzis :)
Pozdrawiam! :*
Wlasnie mialam wielki gar ze sliwkami,ale nie mialam ochoty na tradycyjny dzem. Przypadkiem tu trafiłam. Moi drodzy od godziny zajadam się dzemikiem czekoladowo-sliwkowym…….NIEBO W GEBIE
Witaj Anno! Ciesze sie niezmiernie, ze i Tobie te sliwki w czekoladzie posmakowaly :)
Pozdrawiam serdecznie!
Witajcie wszystkie miłośniczki śliwek, mam pytanko, czy te śliwki w czekoladzie to muszą być koniecznie węgierki, bo ja mam też takie ciemne jak węgierka, ale one są okrągłe, a nie wiem jak nazywa się ten gatunek. Dzięki za wszystkie podpowiedzi, jesteście super.Pozdrawiam
Ja to tak srednio do nich podeszłam,ale reszta rodzinki bardzo chwaliła!:)
Witaj Lidqo! Nie sadze, ze musza to byc wegierki, gdyz sliwki ktore kupuje tutaj chyba nie sa dokladnie takie same jak wegierki. W razie czego sprawdz na mniejszej porcji jak ten gatunek bedzie ‚zachowywal sie’ podczas gotowania / smazenia.
Olu, ale do ktorych? Do tych w czekoladzie, tak? Mnie smakuja bardzo :)
Pozdrawiam!
super przepisy, moje śliwki już mają za sobą jeden dzień gotowania, jutro dalsze… zrobie jak ten w przepisie powyżej z jabłkami i korzennymi przyprawami…. uwielbiam takie
Zrobiłam te śliwki w czekoladzie – nieziemsko słodkie, ale wspaniałe były w cieście drożdżowym :))) Następnym razem dodam mniej cukru, ale i tak na stałe zapisuję sobie ten dżemik :) Buziaki Ci Beatko za tą smaczną inspirację :*
Beatko, zrobiłam Twoje powidła – śliwkę w czekoladzie! Pyyyyyszności ! :))
Pingback: Przetwory z moreli i słów kilka o pektynie « Bea w Kuchni
Pingback: Koniec lata i przetwory ze śliwek « Bea w Kuchni
Pingback: Śliwki w słodkiej marynacie | w słoiku
Pingback: Śliwki w czekoladzie | w słoiku
Już któryś raz znajduję u Ciebie, Beo, ciekawe przepisy na dania, które akurat mnie interesują. Dziękuję! :) w sobotę akcja śliwki ;) pozdrawiam!
Agato, milo mi! Mam nadzieje, ze akcja ‚sliwki’ bedzie owocna ;)
Pozdrawiam!
Mimo że śliwki nie są moimi ulubionym owocami, to postanowiłam zrobić śliwki w czekoladzie… Są obłędnie pyszne!!! Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy jadłam coś tak wspaniałego. Po prostu rewelacja ;) Obawiam się, że jeszcze kilka porcji tego smakołyku przede mną… A dodatkowo będę mogła uszczęśliwić bliskich obdarowując ich tą pysznością.
Aniu, wspaniale wiec, ze i Tobie sliwki posmakowaly! Mam nadzieje, ze znajomym rowniez przypadna do gustu :)
Pozdrawiam!
Właśnie zaczął się sezon wiśniowy… Myślisz, że można zrobić wg tego przepisu wiśnie w czekoladzie?
Aniu, mysle ze mozna jak najbardziej!
Zobacz – Ewelosa robila je np. w taki sposob, z dodarkiem rozy : http://www.ewelosa.pl/?przepisy,14,15,w,000744,0 – brzmi rowniez smacznie, prawda?
(ps. przepraszam, ze odpisuje dopiero teraz, ale – jak informowalam w ostatnim wpisie – niestety do wczoraj nie mialam dostepu do mojej skrzynki mailowej…)
Beo, dziękuję za odpowiedź i podpowiedź :)
Z różą pewnie też jest pyszne, ale ja chyba nie jestem fanka zapachu różanego w jedzeniu (np. pączki z różą to nie mój klimat). Ale na pewno zrobię wersję Ewelosy tylko bez soku różanego, no i wg Twojego przepisu też przetestuję wersję wiśniową, obowiązkowo! ;)
ps.Nie ma za co przepraszać :)
Droga Beo, jesteś dla mnie nieustającą inspiracją kulinarną:) Przetestowałam już wiele Twoich przepisów, a wczoraj zrobiłam chutney śliwkowy, do którego zabierałam się od dawna, przesadziłam jednak chyba z goździkami i kardamonem bo smak jest mocno orientalny:D bardzo przyjemny jest delikatnie pikantny posmak chutneya, mam nadzieję, że zrobi furrorę wśród znajomych, bo ja już wypróbowałam go z serem bursztyn i smakuje bombowo!
Masz racje Agnieszko, z serami ten chutney smakuje wysmienicie :)
I mam nadzieje, ze ilosc przypraw bedzie jednak ‚zjadliwa’ ;)
Pozdrawiam!
Beo śliwki w czekoladzie są przepyszne:) Pierwszy raz robiłam powidła i wyszły doskonałe. Troszkę oszukiwałam bo nie chciało mi się ich przekręcić przez maszynkę więc zasypałam je cukrem na noc a one puściły mi tyle soku że później tylko je rozgotowałam :D Jak czytam twój blog to nie mogę się powstrzymać od robienia przetworów. Pozdrawiam serdecznie monii115:>
Moni, ja tez czasami ‚oszukuje’ ;) wszystko zalezy od tego, ile czasu mam do dyspozycji… ;)
Ciesze sie, ze przepisy sie przydaja :)
Pozdrawiam!
Zajrzałam tu na chwilkę. Wydrukowałam sobie przepis na czekośliwki :) Pozdrawiam
Aniu – czekosliwki to hit kazdego roku! :)
Pozdrawiam!
Witam
W piątek do północy czytałam te przepisy i już dzisiaj dokończyłam dżemik węgierkowy, jutro śliwki w czekoladzie, a w środę śliwki w słodkiej marynacie.
Super przepisy.
Pozdrawiam
Annato – u mnie ta najwieksza partia sliwek jeszcze czeka, ale bylo juz kilka sliwkowych (i nie tylko sliwkowych :)) ‚eksperymentow’ ;)
Pozdrawiam!
kończę robić czekośliwki i nie wiem czy mam pasteryzowac czy nie??
Annato – jesli masz nowe, szczelne zakretki i jesli wkladasz goracy dzem do goracych sloikow, to i bez pasteryzacji nie powinno byc problemu; ale jesli masz watpliwosci, to moze jednak zapasteryzuj…
ok
b.dziękuję. Na wszelki wypadek zapasteryzowałam, ale …..o matko, jakie to dobre …..
chyba jeszcze zrobię.
Ciekawe ile to kalorii…, chyba mało :)
Na szczescie nie licze kalorii, nie zjadam bowiem sloiczka dzemu na raz, wiec problem niewielki ;)
Ciesze sie, ze smakuje :)
Pingback: CZEKOŚLIWKA czyli powidła śliwkowe z czekoladą « Lepszy Smak
Pingback: Powidła i przetwory śliwkowe 2011 « Bea w Kuchni
Pingback: Śliwki Anno Domini 2013 i ciasto | Bea w Kuchni
smażyć, dodając cukier, do uzyskania pożądanej konsystencji. – czyli ile? :D
Justyno – pytasz o cukier? Tyle, ile sie lubi :) Jesli sliwki sa kwasniejsze, dodaje nieco wiecej, jesli slodsze – minimum. Staram sie nie dodawac wiecej cukru niz 1/4 wagi owocow, a do powidel sliwkowych czesto daje jeszcze mniej, no ale to kwestia gustu :)
A jesli chodzi o smazenie – jego czas zalezy rowniez od ilosci dodanego cukru wlasnie i od tego, jak soczyste sa owoce; czasami moze trwac to 30 – 45 minut, a czasami ponad godzine; dzem / powidla zaczynaja sie robic geste i bulgocza troche jak lawa wulkanu ;) A jesli spora krople dzemu przelozy sie zimny talerzyk, to dosyc szybko zaczyna on ‚krzepnac’, nie rozlewa sie gdy przechylamy talerzyk. Wtedy przekladamy preparacje do sloika :)
ile rumu do przepisu z czekoladą?
Beti – tak jak pisze w przepisie : kilka lyzek, w zaleznosci od tego jak bardzo intensywny smak chcesz otrzymac; minimum wg mnie to 2-3, ale oczywiscie moze byc wiecej.
Czym można zastąpić kwasem cytrynowy w tym przepisie na marynowane śliwki?
To jest jeden z tych przepisow, ktore do mnie „mowia”. Nigdy w zyciu czegos podobnego nie robilem, ale sam wyglada po pasteryzacji sprawia, ze nie wiem, jak wytrzymam te dwa miesiace do otwarcia pierwszego sloika. No i mam juz prezenty dla calej rodziny :)
No wlasnie – idalnie sprawdza sie na prezenty :)
hej :) mam pytanko odnośnie ilości śliwek i wody. Dziś robiłam swoje pierwsze śliwki w zalewie wg przepisu teściowej i coś mi sie nie podoba. Miałam włożyć 3/4 słoika śliwek i dolać pół szklanki zalewy na duży słoik. W rezultacie po pasteryzacji mam pół słoika śliwek w zalewie.. z czego częśc wystaje ponad zalewe. Trafiłam na twój blog, bo wydaje mi sie, że takie marnotrawstwo miejsca w słoiku jest bez sensu. Ponad to martwie się o te nie przykryte śliwki. Czy moje wątpliwości są słuszne? Czy w przypadku śliwek też wystarczy tylko 2 cm od góry zostawić? Teściowa tłumaczyła mi, że śliwki puszczą sok i nie wolno więcej jak 3/4… :(