Dzień Świętego Marcina

Wczoraj w wielu domach (i na wielu blogach ;) ) gościły poznańskie rogale Świętego Marcina. W Szwajcarii wprawdzie się takowych nie wypieka rzecz jasna, jednak istnieje inna tradycja związana z tym dniem. Otóż w weekend poprzedzający dzień Świętego Marcina (najczęściej w drugą niedzielę listopada) w niektórych regionach świętuje się koniec prac w polu (coś podobnego do dożynek czy do święta Dziękczynienia). Tradycja ta jest szczególnie żywa w kantonie Jura w północno-zachodniej Szwajcarii.

Początek listopada to dla rolników czas, gdy plony zostały już zebrane, gdy pracy w polach praktycznie już nie ma i gdy można podziękować Pani Naturze za jej dary, świętując przy suto zastawionym stole ;) Naprawdę suto, bowiem tradycyjny posiłek tego dnia liczy sobie dwanaście różnych dań! Niestety, jako że podstawą tego posiłku jest ubijany na tę okazję świniak ;) my koncentrujemy się zazwyczaj na deserze :)

Może pamiętacie gdy jakiś czas temu pisałam Wam o pewnym słono-słodkim wypieku, bardzo tutaj popularnym – la salée au sucre. W kantonie Jura o którym Wam przed chwilą wspomniałam wypieka się coś podobnego : le totché. Ciasto na spód jest bardzo podobne, dawniej bowiem używano ‘resztek’ ciasta chlebowego do wypieku tego typu tart. Natomiast różnica między tymi dwoma specjalnościami leży jednak w nadzieniu : do salée au sucre używa się słodkiej i tłustej śmietany oraz cukru, do wyrobu totché zaś używa się lekko kwaśniej śmietany i – w wersji tradycyjnej – nie dodaje się cukru. W niektórych regionach dodawano do nadzienia również nieco mąki, by ciasto było bardziej syte i szafranu, by otrzymać apetyczny kolor, jednocześnie dodając mniej jajek (lub nie dodając ich wcale). Istnieje też inny wariant ciasta, do którego dodaje się ugotowane i przeciśnięte przez praskę ziemniaki.

Jak już wspominałam, dawniej ciasto na spód było ciastem chlebowym, dopiero później zaczęto do niego dodawać masło, czasem jajka czy odrobinę kirschu i to w takiej ‘bogatszej’ wersji chyba najbardziej mi ono smakuje. Co do nadzienia natomiast, to jest ono dosyć specyficzne w smaku, ze względu na wspomniany brak cukru. Przyznam szczerze, że osobiście preferuję tę wersję ze słodką nutą, jednak od czasu do czasu warto spróbować czegoś innego, nieprawdaż ? ;)

*

totche

(przepis dostałam kiedyś od teściowej, jednak można go znaleźć w większości tutejszych domów, książek
czy – aktualnie – stron internetowych ;) )

Le Totché

Na formę o średnicy 28-30 cm

Ciasto :
350 g mąki pszennej
1/4 – 1/2 łyżeczki soli
15 g pokruszonych świeżych drożdży
200 ml mleka
30 g stopionego i przestudzonego masła
1 małe rozkłócone jajko
1-2 łyżeczki kirschu (można pominąć)
1 niepełna łyżka oliwy z oliwek

Nadzienie :
250 ml lekko kwaśnej śmietany*
1 żółtko (lub całe jajko)
szczypta soli

*(jeśli nasza śmietana jest zbyt kwaśna, możemy wymieszać ją z kremówką dla otrzymania odpowiedniego smaku)


Drożdże rozpuścić w letnim mleku. Masło stopić. Mąkę wymieszać z solą, w środek wlać rozpuszczone drożdże, masło, jajko i kirsch i zacząć wyrabiać ciasto (jeśli ciasto jest zbyt suche – dodać jeszcze odrobinę mleka). Następnie stopniowo dodawać oliwę. Gdy ciasto jest już elastyczne i błyszczące, przykrywamy je ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około 2 godziny.

Następnie ciasto rozpłaszczamy, wyklejamy nim natłuszczoną foremkę i pozostawiamy na ok. 20 minut. Formujemy brzeg ciasta, smarujemy go mlekiem a spód nakłuwamy widelcem (ja również lekko ugniatam go palcami, jak przy wypieku salée au sucre). Wlewamy na ciasto śmietanę wymieszaną z żółtkiem / jajkiem) i pieczemy ok. 30 minut w 200°C (obniżam nieco temperaturę pod koniec pieczenia).

(można też – tak jak przy wypieku chleba – wstawić do piekarnika naczynie z odrobiną wody)

Smacznego!

*

*  *  *  *  **

I jeszcze notka dla zainteresowanych : według źródeł etymologicznych, ‘totché’ ma podobno te same korzenie co starofrancuskie ‘tourtel’ (co znaczyło ‘duży okrągły chleb’), które to słowo pochodzi z łacińskiego ‘torta’ i we francuskim przekształciło się w ‘tourte’ i ‘tarte’, choć dziś niewiele osób o tym wie / pamięta.

(inne ciekawostki na temat tradycyjnych produktów szwajcarskich znajdziecie również np. tutaj )
*

*  *  *  *  *

Pozdrawiam serdecznie!
*

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Google Plus
  • Pinterest
  • Blogger
  • RSS
  • Email

38 odpowiedzi nt. „Dzień Świętego Marcina

  1. Dziwnograj

    Ech, ja pochodzę z Sosnowca, a mieszkam w Bielsku-Białej i ani rogali, ani Le Totché nie pieczemy ;) Jedynym pocieszeniem jest ,że mogę sobie popatrzeć na takie piękne wypieki na blogach innych. Oj, Beo! Jak zazdroszczę Ci mieszkania w Szwajcarii. Byłam tam zimą zeszłego roku i zachwyciła mnie w 100% zaczynając od uprzejmych ludzi a kończąc na zapierającym dech w piersiach górskich widokach.

    Odpowiedz
  2. Bea Autor wpisu

    Atino, cieszę się bardzo :)

    Grażyno, Majano, ja osobiście wolę tę wersję z cukrem, ale kto wie – może i taka komuś posmakuje ;)

    Dziwnograju, ja też niestety nigdy tych rogali marcińskich nie kosztowałam niestety, jednak jako wielbicielka maku jestem pewna, że by mi smakowały :) Ale jako, że o mak tu nie jest łatwo, to stał się on dla mnie prawdziwym rarytasem, prawie jak dla niektórych kawior czy trufle ;)
    A co do Szwajcarii, jej widoków i ludzkiej uprzejmości w 100% się z Tobą zgodzę :)

    Pozdrawiam !

    Odpowiedz
  3. Lu

    Bea sprezentowałaś nam dziś słońce na talerzu i bardzo Ci za to w ten słotny dzień dziękuję :)
    Myślę że mi by smakowały obie wersje i słodka i ta słona. Ale ja jestem drożdżożercą;)

    Odpowiedz
  4. Bea Autor wpisu

    Lu, i nam dziś niestety tego słońca będzie trzeba… A wczoraj było tak przyjemnie :(

    Cudawianko, połowa to może nie, ale jakaś część z pewnością ;)

    Odpowiedz
  5. Gosi@

    Ciekawie brzmi ten wypiek,lubie czytac o zwyczajach regionalnych panujacych gdzies indziej :).W Niemczech na Sw.Marcina jada sie paczki (tak,jak w tlusty czwartek w PL) we wszelkich wariantach i na stolach tradycyjnie kroluje ges
    Pozdrwaiam :)

    Odpowiedz
  6. zawszepolka

    Mniam mniam wyglada jak najsmaczniejsza drozdzowka z serem z najlepszej cukierni pod sloncem!

    PS
    wreszcie udalo mi sie tu zajrzec, bo serwery w pracy blokuja mi polowe blogow :(

    kiss kiss
    :*

    Odpowiedz
  7. Monika.L

    Och jak ja lubię przeczytać coś nowego, z innego kawałeczka świata :)
    To t… wygląda super apetycznie. A ja uwielbiam takie opisy.

    Pozdrawiam
    i dziękuję za ciepłe słowa
    M. :)

    Odpowiedz
  8. Zaytoon

    Bardzo intrygujący i smacznie wyglądający przepis! Swoją drogą – całkiem ciekawe tradycje można zaobserwować w Szwajcarii. Nie spodziewałam się, że i tam można spotkać jakże swojsko brzmiące Dożynki!

    Pozdrawiam,
    Zay

    Odpowiedz
  9. Małgoś.dz

    12 dań? To jak nasza tradycyjna Wigilia! :)
    A ja muszę w końcu zabrać się za salée au sucre, bo już dawno temu to sobie obiecałam. Oczywiście zamiary sobie, a życie sobie… Ale do czasu, w końcu je dopadnę. :)

    Odpowiedz
  10. lo

    Jak ja lubię czytać Twoje opisy i zgłębiać specjalności regionalne. Te niuansiki: tu kwaśna śmietana, tu słodka. Z przyjemnością i dużą ciekawością upiekę to ciasto jak będziemy robić w domu festiwal kulinarny Szwajcarii. Pozdrawiam mocno.

    Odpowiedz
  11. Kuchasia

    Bea, Twoje zdjęcia są zachwycające, i te piękne słoneczko na talerzu….rozmarzyłam się, a na sercu jakoś tak błogo i wiosennie, podczas gdy za oknem plucha. Uwielbiam, gdy tak pięknie piszesz, wchodzę na Twoją stronkę i przenoszę się w zupełnie inną rzeczywistość, a jednocześnie uczę się wielu nowych i ciekawych rzeczy. Przepis, jeśli pozwolisz, zachowuję do wypróbowania :-) Pozdrawiam serdecznie!

    Odpowiedz
  12. Tilianara

    Zawsze jak wpadam do Ciebie to coś ciekawego się dowiaduję i na takie smakołyki patrzę że aż ślinka leci :)
    A wiesz, że ja właśnie na Twoją dyniową zupkę z Jamajki ostrzę ząbki – pewnie jakoś w tygodniu zrobię, albo może nawet już jutro :)

    Odpowiedz
  13. Bea Autor wpisu

    Miło mi bardzo, że wpis i przepis Wam się spodobał :)

    Gosiu, to mnie by się u Was też podobało, bo pączki kocham; choć te szwajcarskie nie umywają się do polskich ;)

    Pinosie, z kirschem faktycznie ma fajny smaczek ;)

    Poleczko, niestety nie smakuje jak takowa drożdżówka z serem ;) Ale i te u nas były niedawno, za sprawą Atiny i Majany :))
    PS. Mam nadzieje, ze takiego adresu .com Ci nie zablokują ;)

    Miło mi Moniko! Mam nadzieję, że ‘małej’ już lepiej?

    Zay, też się kiedyś tego po Szwajcarii nie spodziewałam ;) A tyle pewnie jeszcze ‘odkryć’ przede mną! Wiele produktów wytwarzanych jest bowiem tylko w danych regionach i tylko tam spróbować ich można (jak piwo np., którego jest ponad 30 gatunków, a tylko kilka z nich można kupić w tej ‘ogólnej’ dystrybucji; na szczęście ja piwa nie lubię, tylko mój mąż ;) ).

    Margot, wiem, wiem ;) Może i tego spróbujesz? ;)

    Gosiu, dziękuję! I częstuj się proszę :)

    Odpowiedz
  14. Bea Autor wpisu

    Aga, to jest dosyć specyficzne, ja wolę to słodkie.

    Małgosiu, no prawie ;) Jest wtedy od 9 do 12 dań, trochę mniej ‘restrykcyjnie’ jak na naszej Wigilii ;) I mam nadzieję, że kiedyś jednak będzie czas i na salée au sucre ;)

    Wiewiórko, ciekawa jestem, która by Ci bardziej posmakowała :)

    Lo, a wiesz, że to dzięki blogowi zaczęłam się bardziej w pewne rzeczy zagłębiać? I męczyć pytaniami teściową oraz całe otoczenie ;) Fajne to jest :)
    Słuchaj, a czy Wy na serio będziecie robić taki festiwal ? Czy to żart tylko ? ;)

    Majko, Ptasiu, Mirabelko, cieszę się bardzo :)

    Kuchasiu, u mnie też plucha niestety; więc tak jak piszesz – chociaż takie wypieki przynoszą trochę słońca właśnie ;) Oczywiście, że pozwalam na wypróbowanie przepisu ;) Choć raz jeszcze pozwolę sobie powtórzyć, że może ta wersja z cukrem będzie smaczniejsza ;)

    Tili, mam w takim razie nadzieję, że zupa Ci posmakuje :) Koniecznie daj znać!

    *

    Pozdrawiam serdecznie!

    Odpowiedz
  15. lo

    Na serio. Od czasu do czasu robimy sobie festiwal danego kraju i wtedy cały tydzień gotuję potrawy z danej kuchni. Bardzo to lubimy. A na Szwajcarię myślę, że nadejdzie niedługo czas, bo oglądaliśmy niedawno zdjęcia z naszego pobytu i wróciły piękne wspomnienia. Mój mąż przez kilka lat pracował w szwajcarskiej fimie i wtedy te nasze szwajcarskie festiwale były bardzo…czekoladowe.

    Odpowiedz
  16. Bea Autor wpisu

    To swietnie! Bardzo mi sie takie kulinaria ‚na temat’ podobaja. Ja mezowi robie polskie festiwale ;) Choc przyznaje, ze nie za czesto… No i do niektorych smakow sie jednak nie przekonal – zurek np. to calkiem nie dla niego. Niestety.

    Odpowiedz
  17. viridianka

    bardzo ciekawie wygląda, trochę jak taka wieeelka polska drożdżówa z serem… hi hi :)
    a mam jeszcze takie dyniowe pytanie:
    czy takie dynie nazywane w sklepach ozdobnymi to one nadają się do jedzenia czy faktycznie są tylko ozdobne? :]

    Odpowiedz
  18. Bea Autor wpisu

    W bardzo fajna godzine sie wstrzelilas! :)))

    Co do dyni, to te ozdobne zawieraja podobno zbyt duzo toksycznej kukurbitacyny, ich konsumpcja moze wiec nie najlepiej sie skonczyc dla naszych jelit ;)

    A drozdzowka tylko niestety wyglada jak z serem, bo niestety zupelnie tak nie smakuje ;)

    Pozdrawiam Viri!

    Odpowiedz
  19. Szarlotek

    Ciebie czyta się jak dobrą książkę :)i jeszcze te ,fantastyczne fotki pobudzające moje wyobrażenie o smaku :) Nadzienie bardzo mi przypadło do gustu i z pewnością je wykorzystam:) Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  20. viridianka

    ojej no to swoich jelit wolę jednak nie narażać na działanie kukurbitacyny (pierwszy raz o takim związku słyszę:D)
    powiem Ci że tak bardzo rozsmakowałam się dzisiejszą zupą i ciastem dyniowym że strasznie żałuję że nie kupiłam wcześniej jeszcze jakiejś dyńki i… tak jak Ty przeszłaś, to teraz ja przechodzę na pomarańczową stronę mocy dyni :P
    również pozdrowienia ciepłe ślę :)

    Odpowiedz
  21. Bea Autor wpisu

    Sarenko, juz skasowalam, zaden problem :)
    I to mnie bylo milo posmakowac Twojej zupy :) To prawie jak wspolne biesiadowanie, choc tylko wirtualne ;)

    Pozdrawiam serdecznie!

    Odpowiedz
  22. fellunia

    W końcu znalazłam czas aby przeczytać cały artykuł i wszystkie odnośniki :) Uwielbiam Twoje wyczerpujące opowieści.
    Ale szczególnie spodobała mi się ta wyszukiwarka szwajcarskich produktów regionalnych, bardzo ciekawe opracowanie, zainteresowała mnie taka sprawa, że artykuły są w różnych językach, po francusku, niemiecku lub włosku, pewnie w zależności od popularności języka w danym kantonie. Powiedz, jakich języków Szwajcarzy uczą się w szkole, czy to zależy od kantonu? Wiem, że szwagier mojego męża, Francuz, od kilku lat mieszkający w Zurychu, miał kłopot ze znalezieniem odpowiedniej pracy z powodu nieznajomości niemieckiego.
    Przepraszam, jeśli zawracam Ci głowę, ale akurat zastanowiło mnie to przy okazji tej fajnej wyszukiwarki, tam raczej każdy artykuł ma tylko jedną wersję językową, ciekawe, czy każdy Szwajcar zna te trzy języki? A może cztery, bo jeszcze rumantsch, on chyba występuje tylko w Graubünden, bywam tam czasem i wiem, że ludzie go używają ale w innych kantonach to już raczej nie?
    Serdecznie pozdrawiam :)

    Odpowiedz
  23. buruuberii

    Bea, wspanialy przepis – wiesz kirschu bym nie pominela, zakochalam sie w nim przy okazji basler brunsli :-) za to kusi mnie by dodac ciut cukru, gdy juz sie zabralabym za to ciasto… Dodam jeszcze, ze zawsze fajnie mi sie czyta Twe szwajcarskie opowieci, ciekawostki!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>