Po świątecznym rozleniwieniu, powoli wracam do blogowego pisania, bardzo powoli…
Jak wspominałam wcześniej w którymś z komentarzy, święta nie są dla mnie tak do końca radosnym czasem, zawsze bowiem spędzam je bez części rodziny. Wiem, wiem, wszystkiego mieć nie można. Oczywiście co rok znoszę to lepiej, ale i tak zawsze jest trochę smutno. Jest to dla mnie również czas wielu przemyśleń, choć nie w sensie podsumowań czy noworocznych postanowień. Ot, trochę zimowo-świątecznej melancholii ;)
Dzisiejszy tekst miałam napisać już wczoraj. Czego rzecz jasna nie zrobiłam. Jak zwykle. I dziś pewnie niewiele już napiszę… Od ponad dwóch godzin bowiem walczę z okropną migreną :/ Pulsujący ból rozrywa skroń, światło bijące z ekranu komputera każe mrużyć oczy, trudno mi zebrać myśli. Dziś będzie więc krótko ;)
Jak może wiecie / pamiętacie, dziś – w święto Trzech Króli – w niektórych krajach Europy (a może i świata?) konsumuje się pewien tradycyjny wypiek, zwany (w wolnym tłumaczeniu ;) ) ciastem Trzech Króli. Już w poprzednich latach pisałam Wam o nim i prezentowałam jeden z przepisów na to ‘chałkopodobne’ tutejsze ciasto (zeszłoroczny przepis tutaj – klik, a nieco więcej o samej tradycji tutaj – klik). I tym razem nie mogło go u nas zabraknąć. Jedynym ‘ale’ był fakt, że… że zachciało nam się czegoś bardziej brioszkowego i mocno cytrusowego. Dlatego zamiast tradycyjnego przepisu, postanowiłam wykorzystać ten na naszą ulubioną brioszkę cytrusową i jedynie kształt ciasta pozostał tradycyjny ;) Czyli jedna większa kulka ciasta po środku i osiem mniejszych przyklejonych do niej bułeczek :) I oczywiście przynosząca szczęście figurynka oraz złota korona dla Króla! lub Królowej ;)
*
Tu jeszcze w całej krasie, z czekającą na Króla (lub Królową…) koroną :)
Brioszka cytrusowa
(dziś z 2/3 oryginalnej porcji)
330 g mąki
otarta skórka z 1 cytryny, z 1 małej pomarańczy i z 1 limonki
80 g miękkiego masla
2 jajka
letnie mleko
1,5 łyżeczki suchych drożdży
50 g cukru
0,5 łyżeczki soli
+ żółtko i 1 łyżka śmietanki do posmarowania
Jajka roztrzepać w miarce i dolać tyle mleka, by otrzymać 200 ml płynu. Mąkę wymieszać z solą. Dodać pozostałe składniki i wyrobić na gładkie ciasto (można zrobić to przy użyciu maszyny do chleba lub robota). Ciasto na początku jest dosyć lepkie, później jednak nie klei się już do ścianek miski. Po wyrobieniu ciasta przykrywamy je ściereczką i pozostawiamy do wyrośnięcia aż podwoi objętość (lub do końca cyklu ‘ciasto’ w maszynie). Następnie odcinamy ¼ ciasta i formujemy z niego kulkę, którą umieszczamy na środku arkusza papieru do pieczenia. Resztę ciasta dzielimy na 8 równych kawałków, z każdego formujemy kulkę i ‘przyklejamy’ je do wcześniej uformowanego środka ciasta. Przykrywamy i zostawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 30-45 minut (ja przykrywam dużą misą, dzięki temu nie mam już problemu przyklejającej się do ciasta ściereczki ;) ).
Piekarnik rozgrzewamy do 200°C.
Żółtko mieszamy ze śmietanką i smarujemy ciasto. Możemy też posypać je kryształkami cukru.
Pieczemy ok. 30 minut.
(przepis pochodzi z ksiazki : ‚La machine à pain : 300 recettes 300 photographies‚)
Pięna ta broszka, szczegolnia podoba mi sie połączenie skóki z limonki, pomarańczy i cytryny. Ach! jak ona musi pięknie pachnieć ;)
Beo – doskonale mogę Cię zrozumieć, bo z bólami głowy jestem od lat „za pan brat” – niestety.
Życzę szybkiej poprawy i ulgi.
Ściskam serdecznie (ale delikatnie)
śliczna, pyszna była na 100%
a ja w tym roku nie zrobiłam bo nie starczyło czasu:(
Droga Beo!
U mnie na Swieta jest podobnie. z pewnych wzgledow nie moge odwiedzic kraju w zimie i swieta to zawsze mniej lub bardziej melancholia.
no i u nas tez dzis drozdzowka!:)
ale nie Trojkoronna, tylko taka z bakaliami.
a ostatnio chodzi za mna kokos.
nie masz ochoty na Rafaello?
znamkilka przepisow, ale twoje sa zawsze takie szachetne…
pozdrawiam cieplo znad ….zamarznietego Jeziora Bodenskeigo:)
Beatko, podrzuć mi jedną bułeczkę. :) Tak bym coś dobrego upiekła i zjadła (prawdę mówiąc cokolwiek :)), a nie mam kiedy. :( Piękny wypiek. :) I jakiś taki… słoneczny. :)
Beatko Kochana, zdrówka Ci zyczę! Niech główka juz nie boli. Przytulam:***
Brioszka wygląda tak słonecznie, tak pięknie, prawdziwie królewska.
Bardzo, bardzo mi się podoba :))
Sciskam:**
Wygląda bosko :)
Beo uwielbiam brioszki, wszystkie bez wyjątku, a ta cutrusowa musi być pyszna…niestety nie skosztuje :)…ale może choć upiekę!
Jeny! Mnie tak ostatnio na drożdzowe wzięło, że chyba upiekę! Wczoraj prawie w nocy piekłam drożdżówki z domowymi powidłami, ale winę zrzucam na hormony kobiety ciężarnej ;)
Zdjęcie jak zawsze piękne i szalenie apetyczne!
Pozdrawiam noworocznie!
Ahhh, taką jedną bułeczkę na jutrzejsze śniadanko poproszę!
Jestem ostatnio na etapie jedzenia wszystkiego, co zawiera w sobie cytrynkę, więc ta Twoja piękna broszka BARDZO by mi podpasowała:)
Oj bidulko, nie mam pojęcia co to znaczy migrena, ale wierzę, że to nic przyjemnego:( Ale zawsze można się pocieszyć tym, że już jutro jej nie będzie :D
Całusy:*
Jaka apetyczna, śliczna :)
Napewno skorzystam z przepisu, poniewaz uwielbiam brioche:) Niestety musze sie od nich trzymac z daleka bo uzalezniam sie natychmiastowo:) ale ta zrobie, a co tam- zawsze mozna pojsc na silownie:))
Piekłam już tę brioszkę nie raz, tylko ją trochę oszukałam bo była skórka z pomarańczy i odrobina cytrynowej. Pyszna jest . Tylko u mnie zawsze w wersji dużej. Jakoś do głowy mi nie przyszło zrobić małe bułeczki. A tak pięknie wyglądają te Twoje.
Brioszka cytrusowa? Brzmi bardzo ciekawie! A ten mały król(ik) jest rewelacyjny :-)
Wygląda i brzmi przepysznie!
Swoją drogą ciekawa jestem, komu dostała się figurynka, dająca tytuł Króla czy też Królowej. ;)
Pozdrawiam!
Wygląda wspaniale:)
Bea, jesteś straszna!
A już sobie powiedziałam, że w tym tygodniu nic extra oprócz chleba nie piekę!
Dobrego samopoczucia życzę..
Piękna ta brioszka Bea. Tradycja też ciekawa.
Ja od jakiegoś czasu jestem fanką wszelkich brioszek.
Życzę Ci z całej mocy, żeby migrena poszła precz:)
Współczuję migreny! kiedyś miewałem…okropność. Czasem pomagała rada pewnego lekarza: 50g wódki, koniaku lub coś innego ale mocnego i potem sen… (rozszerza naczynia) Pozdrawiam!
Beo,
i ja Swieta spedzam z dala od rodziny. Tymbardziej ciesze sie, ze jestm tu z mezem i coreczka. Tak jak piszesz- co roku jakos lzej.
Smacznie sie wypiek prezentuje :D
Wygląda niebotycznie – apetycznie :) Mmm… Aż czuję zapach… Jak zwykle widzę tutaj nieprzebrane smakowitości i natychmiast robię się głodna – jedzenia i kulinarnych przygód.
Pozdrawiam :)
Piękne i na pewno bardzo apetyczne. Urzekła mnie ta korona. Oby ból głowy minął jak najszybciej. Pozdrawiam, Ola
O pamiętam? W Luksemburgu też to robiliśmy i na lekcjach francuskiego, choć ciasto miało zwykle okrągły kształt, a w środku bywał orzech.
A co trzeba zrobić żeby dostać koronę? :))) Byłam bardzo grzeczna i miła w zeszłym roku :D
Brioszka jak malowana!
Uściki :*
Beo, taką śliczną, słoneczną bułeczkę upiekłaś i sie smutasz? ;)
Też powoli wracam po świątecznym lenistwie, od kilku dni usiłuję zamknąć 2009 rok, ale nie daje się pierun jeden ;)
Zdrówka życzę i buziaki przesyłam Aga
Gosiu, tą limonkę to ja ‘dorzuciłam’, uwielbiam bowiem takie mocno cytrusowe smaki :) W oryginale na 500 g mąki jest skórka tylko z ½ cytryny + ½ pomarańczy, a jak dla mnie to stanowczo za mało.
Pelu, dziś na razie jest dobrze (po wczorajszej podwójnej dawce leku przeciwbólowego); niestety będzie wiało coś jak halny (bardzo zimny nasz ‘tutejszy’ wiatr, wiejący z północy na wschód), a wtedy bóle głowy dają się we znaki niestety :/
Margot, Ty tyle pieczesz, że wcale nie dziwię się, że nie miałaś już czasu… U mnie to był pierwszy wypiek od świąt ;)
Cafe ole, Rafaello w sensie ‘trufli’ czy ciasta ? Bo i ciasto o takiej nazwie istnieje, lecz nigdy go jeszcze nie piekłam. Na kokos to ja mam zawsze ochotę ( na słodkie ogólnie niestety też ;) ), tyle tylko, że powoli powinnam zacząć to nieco poświątecznie ograniczać… :/
Jezioro Bodeńskie z pewnością i zimą pięknie wygląda, prawda? :)
Dziękuję Małgosiu! Rano byłam lekko podłamana, gdyż niebo było usłane chmurami i w mieszkaniu było ciemno. Jednak gdy wróciłam z zakupów – nagle wyszło słońce! Zamiast więc zjeść obiad, najpierw postanowiłam wykorzystać pogodę do zdjęć ;) Godzinę później znów było ciemno :/
Majanko, też się ucieszyłam, że mi taka ‘równa’ wyszła :) A że to mój sprawdzony przepis, to wiedziałam, że i tym razem nie sprawi problemów ;)
Isadoro, dziękuję!
Kass, no tak, zapomniałam że to już teraz… Ja sobie daję czas mniej więcej do końca stycznia (bo przed nami jeszcze rocznica ślubu oraz moje urodziny ;) ) ale już od lutego znów będzie inaczej. Oczywiście na blogu żadną dietą katować Was nie będę ;)
Marto, chętnie wymienię się na drożdzówkę z powidłami :) Miło mi, że zdjęcie się podoba, zimą niestety trudno o satysfakcjonujący rezultat…
Gosiu, ja też właśnie ostatnio znów mam taką fazę na cytrusowe aromaty; to pewnie reakcja na piernikowe smaki goszczące w domu od listopada ;) Częstuj się więc proszę :)
A co do migreny, to dawniej nie miałam pojęcia, że to co się u mnie pojawia to migrena właśnie. Nie były to bowiem okropne bóle trwające godzinami. Niestety okazało się, że to właśnie migreny, choć ‘ataki’ miewam na szczęście rzadko – raz w roku, czasem rzadziej. Ale nawet raz w roku nikomu tego nie życzę :/
Nobleva, dziękuję :)
Arku, ja dlatego zawsze piekę z mniejszych porcji ;) Tym bardziej że na siłownię od pewnego czasu już nie chodzę. Ale dojrzewam do zakupu domowego ‘orbitreka’ ;)
Krystyno, wcale nie oszukujesz, tylko ją za każdym razem dostosowujesz do swoich potrzeb ;)
Nam też się spodobało w tej bułeczkowej wersji, choć to wszystko zależy rzecz jasna od czasu i energii jakimi dysponuję i czasami jest tylko w wersji ‘podstawowej’ ;)
Wiesz Kuba, dawniej można było kupić o wiele ładniejsze figurynki; mnie najbardziej podobają się białe, klasyczne. Od pewnego czasu niestety na rynku są praktycznie wyłącznie myszki Miki, kaczory Donaldy itp. Koszmar… Więc tych tradycyjnych pilnuję jak oka w głowie ;)
Zay, pierwsza się dostała… aparatowi fotograficznemu ;) A drugą zostawiłam mężowi (i tak bowiem pamiętałam, gdzie była ;))
Wiosenko, dziękuję!
Atrio, wybacz że kuszę ;) Ale w Trzech Króli musiałam… ;)
Lu, jeśli lubisz brioszki, to może i ta Ci posmakuje? Tą z kardamonem też bardzo lubię :)
(dziękuję za życzenia, migrena sobie poszła – odpukać… )
Robercie, takiej mikstury jeszzce nie próbowałam, ale kto wie – może faktycznie zadziała? Obiecam przetestować następnym razem ;)
Ewo, to są właśnie uroki mieszkania tak daleko…
Vinrouge, miło mi bardzo, że i do Ciebie brioszka przemawia ;) Jeśli lubisz takie smaki, to polecam, bo jest szybka, niekłopotliwa i smaczna :)
Olu, też lubię tę tradycję, nawet koronę jestem w stanie na chwilę założyć ;) Miłe jest to, że i duzi i mali się w to ‘bawią’. Sympatyczna tradycja :)
GN, no tak, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że i w Luksemburgu wypieka się takie korony :) I przyznam, że u nas też się pojawiają te calkiem okrągłe, ale ja lubię tę tradycyjną ‘kulkową’ ;)
PS. Nie wiedziałam, że Ty też z frakcji francuskojęzycznej :)
Poleczko, trzeba tylko trafić na figurynkę ;) I to w taki sposób, by sobie przy okazji zęba nie złamać ;))
Aga, już się nie smutam ;)
Ja też jeszcze nie do końca niestety ‘zamknęłam’ ten ostatni rok… ale mam nadzieję, że uczynię to jak najszybciej ;)
*
Pozdrawiam serdecznie!
O raju…taka ciepłą brioszka, masełko i mleczko..Niebo w gębie!
Śliczne bułeczkowe ciasto :)))
Cytrynowa musi być przepyszna:)))
Zaraz bym się za taką brioszkę zabrała i nic by z niej nie zostało ;) Piękna!
Witaj poswiatecznie Beatko :) Twoja brioszka juz zostala zapisana w moim kajeciku do jak najszybszego zrobienia :)) Wyglada rewelacyjnie!
Wypiek może mniej tradycyjny ale nadal wspaniały !
Niezwykle smakowicie wygląda…tak że oprzeć się nie można i chce się lizać ekran ;-)
I co z zaleceniami dietetycznymi ?! Zero cukru i białej mąki… Nie wiem czy dam radę ;-)
Ciekawa sprawa ale własnie wczoraj mama przyniosła dzieciom taką właśnie kwiatową chałkę-czyżby polscy piekarze wiedzieli coś o tym zwyczaju ?
A ja mam skądś taką figurkę i zastanawiałam się, co to oryginalnie mogło być, więc teraz już wiem, że nie należy się zastanawiać, tylko nosić zawsze przy sobie z przekonaniem, że przynosi szczęście. Brioszka piękna i pewnie pyszna, szkoda że można załapać się jedynie na wirtualny kawałeczek, co ma jednak tę zaletę, że dla wszystkich starcza.
Mam nadzieję, że ból głowy już dawno minął. Pozdrowienia :)
Mnie dziś męczyła migrena, więc znam to uczucie. Tyle, że ja nie mam w sobie wówczas na tyle determinacji, by móc cokolwiek napisać – więc tym bardziej Cię podziwiam :) a ciasto wygląda wspaniale, chętnie bym zjadła kawałek, popijając szklanką ciepłego mleka… :)
Iście królewska! :)))
Mogę zrobić jakiś masaż skroni zrobić i kawę cytrynową zaparzyć… To jak? ;)
Ja również leniwie zaczęłam ten rok, choć wszelkie horoskopy zapowiadają, że ma być pracowity, zobaczymy;) Brioszka śliczna, szkoda, ze moja taka nie chciała wyjść. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Jakoś mi szkoda, że w polskiej tradycji nie piecze się żadnego specjalnego ciasta na Trzech Króli, ale w tym roku wielu ludzi paradowało po Krakowskim przedmieściu w koronach na głowach – miała miejsce świąteczna procesja do żłóbka…
Piękna i bardzo słoneczna ta brioszka, Beo :)
Miło mi, że ‘kulkowa’ brioszka przypadła Wam do gustu :)
*
Cyryllo, tylko nie liż ekranu proszę! :))
Trzymam kciuki za Twoje zero cukru i białej mąki, na początku z pewnością nie jest łatwo… I ciekawa jestem genezy kwiatowej chałki w PL ;)
KaroLino, mam więc nadzieję, że figurka przyniesie Ci szczęście :) A do wirtualnych zalet wszelakich wypieków dopiszę jeszcze, że na szczęście w takiej wersji nie tuczą ;)
PS. Tak, migrena zażegnana ;)
Mirabelko, częstuj się proszę! Tylko z mlekiem może być u mnie gorzej ;)
Oczko, masaż skroni powiadasz… Pewnie faktycznie by pomógł :) A kawy cytrynowej jeszcze nie testowałam…
Amatoreczko, a dlaczego Twoja brioszka nie chciała wyjść?
Anno, też uważam, że szkoda; to taki sympatyczny zwyczaj! A już za niedługo będą naleśniki ;)
*
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Bea, Witam po dlugiej przerwie, serdecznie pozdrawiam i zycze wszystkiego co naj, naj, szczegolnie zdrowia w tym Nowym Roku!
Zupelnie Cie rozumie kiedy piszesz ze okres swiateczny jest dla Ciebie czasem nie tak do konca radosnym, spedzanym bowiem bez czesci rodziny. Ja rowniez jestem daleko od calej mojej rodziny juz od 18 lat, wiec swieta nie sa dla mnie latwym okresem.
Pomimo ze moja rodzina nie jest tutaj za mna, jestem zupelnie pochlonieta cala rodzina mojego meza. Pomiedzy wszystkimi glosnymi wujkami, ciotkami, kuzynami, babciami, dziadziami, dziecmi, psami i papuga, ktorzy nie daja mnie i Davidowi spokoju szczegolnie w czasie swiat, nie mialam nawet czasu odwiedzic Ciebie, innych blogow, any nawet mojego wlasnego… Uhhh, ale juz jestem… jescze raz najserdeczniej pozdrawiam i pochwlam wszystkie Twoje swiateczne cuda kulinarne. Same pysznosci!
Beatko, mam nadzieję, że migrena już nie dokucza. Ściskam Cię cieplutko na zdrowie :*
A figurynkę widzę, że znalazłaś, więc szczęścia teraz mieć będziesz :)
Musiało pięknie pachnieć :))
Wybacz Kochana, że nie zdążyłam Ci złożyć noworocznych życzeń – nieoczekiwanie wyjechałam na kilka dni :) Zatem przyjmij teraz życzenia pomyślności w Nowym roku – i zdrowia!!
Na maila też nie zdążyłam odpisać – dziękuję ze te informacje o garnku! Powoli dochodzę do wniosku, że i ja się w jeden zaopatrzę, chyba właśnie takiej wielkości jak Twój nowy, bo ten większy chyba jest za duży i dla nas :)
Pozdrawiam Cię serdecznie!!
śliczności:) ale mam smaka teraz na cosik drożdżowego;)
Bardzo ładnie się przentuję.
Zresztą pisałałam już Ci na cinie;)
Śliczna ta korona:)
Buźka!
Wszystko śliczne, tylko tej główki szkoda ;)
Mam nadzieję, że już za Tobą i czujesz się lepiej.
Cieplutkie pozdrowienia przesyłam
z bardzo zimnej i zasypanej Grabiny
wracaj szybciutko do formy
całuję
M.
ja tez zrobilam ale w wersji z frangipane, choc moj maz lubi tzw. suchy Galette de Rois, „faszerowany” maslem roztartym z cukrem. ponoc kiedys i taki byl robiony ale teraz tylko jest z masa migdalowa, widzialam juz i z czekoladowa :/
pozdrawiam z baaardzo zmrozonej Bretanii, brrr …
No ale mam nadzieję, że aparat dostał jakąś okazyjną mini-koronę? ;)) A figurynka naprawdę bardzo, ale to bardzo urocza!
Joanno, jesteś!!! Ciesze się bardzo, że to tylko świąteczna przerwa w blogowaniu była, ale o tym napisałam już u Ciebie ;)
Wspaniale, że masz blisko siebie sporą rodzinę męża, wszak święta w licznym gronie mają zupełnie inny urok :)
Tili, figurynek znalazłam w tym roku nawet kilka, ale w poprzednim też, więc nie wiem czy to tak naprawdę będzie szzcęście oznaczać ;)
Ushii, mam nadzieję, że wyjazd był udany :) I cieszę się, że info o garnku się przydało ;) Na początku obawiałam się, że mogłam wybrać ten większy, a teraz okazuje się, że jest idealny! Codziennie coś w nim pichcę :)
Ilko, też właśnie taka drożdżowa brioszka za mną ‘chodziła’ :)
Olu, dziękuję ślicznie!
Tak tak Moniko, teraz już wszystko dobrze; a po brioszce pozostało tylko wspomnienie ;)
Leloop, a czy mogę zapytać czy sama robiłaś ciasto francuskie? Czy jednak z kupnego? Bo ja sama francuskiego robić nie będę, to jest pewne, a nie wiem, jaka by wyszła z kupnego… Dlatego jeśli już, to kupuję gotową ‘galette frangipane’ w ulubionej piekarnio-cukierni ;)
Z czekoladową masą u nas jeszcze nie ma, ale kto wie, pewnie za jakiś czas też się taka ‘nowość’ ukaże :/
A czy figurynki u Was są takie klasyczne? Czy też takie udziwnione jak u nas typu Donald, Titeuf itd. ?
Zay, no pewnie że dostał! ;) Wszak to on pierwszy na nią trafił ;))
*
Pozdrawiam serdecznie!
Hmn masz racje :) Jak podkradnę ci przepis dorzucę więcej :)
Ach.. zmieniając temat wchodze tutaj prawie codziennie więc mam nadzieje że sie nie pogniewasz jeśli dodam twój blog do moich ulubionych:) Pozdrawiam ciepło:)
Beo tego właśnie nie wiem, ładnie wyrosła, semiolinę miałam a taka płaska wyszła i sucha. Muszę bardziej sie postarać widać.
Beo!
to ciasto dla mnie ;)
prawda?
przecież jestem królowa tego dnia :D
ale miło tak sobie pomysleć, że ta korona i ciacho są dla mnie.
:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:**:*:*:*:*:*
nie wiedziałam że takie ciasto piecze się na 3 Króli :) jak będę pamiętała za rok to upiekę :)
Brioszka cudna! Wygląda przepysznie i prześlicznie :)
Figurki sa jak najbardziej „po modzie” czyli na ogol z animowanego hitu kinowego dla dzieci, Nemo, Epoka Lodowcowa etc, ja tam nie nadazam ;) czasem jakas firma wypuszcza bardziej tradycyjne.
zajrzyj do mnie na bloga, jest tam jeden placek z 2006 zrobiony w kupnym ciescie francuskim, tegoroczny jest wlasnoreczny z tym, ze oszukalam troche, bo zrobilam ciasto na „danish pastry”, jest mniej tluste. wg. mnie wyszedl bardzo dobry, zjedlismy do ostatniego okruszka ;).
a w ogole to zdazylo mi sie robic juz ciasto francuskie i stwierdzilam, ze nie jest wcale trudne tylko pracochlonne, to skladanie i walkowanie z przerwami. zdecydowanie gorzej idzie mi z biszkoptem, nigdy mi nie wyszedl a proby ponawiam co jakis czas ;)
doczytalam u Malgosi chyba, ze myslisz juz o powrocie do pracy, czyzby w koncu bylo lepiej ? zycze Ci tego z calego serca :)
pozdrawiam z zasypanej po czubki kominow Bretanii :)
acha, zapomnialam. ja w ogole nie przepadam za kupnym ciastem francuskim wiec i galette specjalnie mi w nim nie smakowala :/
Beo,
myslalam o ciescie, (z akcentem na krem kokosowy), na pralinki jestem poswiatecznie uodporniona:)
pozdrawiam
Gosiu, nie tylko się nie pogniewam, ale na dodatek będzie mi baaardzo miło :)
Amatoreczko, drożdżowe wypieki czasami lubią żyć własnym życiem ;) Moje pierwsze drożdżowe np. do całkiem udanych wypieków niestety nie należało… ;)
Peggy, oczywiście że dla Ciebie! Szkoda, że nie mogę Ci kawałeczka podać przez ekran… :/
Viri, przypomnę Ci odpowiednio wcześniej jeśli chcesz ;)
Grazyno, dziękuję :)
Leloop, piękna na Twoja ‘galette’! Chylę czoła :)
A do pracy teoretycznie (odpukuję…) wracam w połowie lutego (nowy kurs) z tym, że w niepełnym wymiarze godzinowym. Ze stopą jest lepiej niż np. w październiku, to fakt, ale nadal nie tak jak być powinno niestety :/
A zasypania po czubki kominów trochę zazdroszczę ;)
Cafe ole, ciast z kremami raczej niestety nie piekę… ale popatrzę, czy mam jakiś ciekawy kokosowy przepis w moich zasoobach ;)
*
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo mi się podoba takie cytrusowe zestawienie smaków:) Zapisuję do zrobienia :)
Witaj Beo! Wybacz, że dopiero teraz złożę Ci życzenia noworoczne, ale byłam z lekka odcięta od internetowego świata przez ostatnich kilka tygodni ;) Tak więc życzę Ci (lepiej późno niż wcale ;) ) by ten Nowy Rok był radosny i szczęśliwy i byś wróciła do formy fizycznej już na dobre :)
Brioszka prezentuje się nader apetycznie! Nie znałam tego zwyczaju więc tym bardziej cieszę się, że o nim napisałaś :)
I na koniec mam małe pytanie : czy ja coś przeoczyłam czy jednak… nie zgłosiłaś Twojego bloga do konkursu? :(
Pozdrawiam noworocznie i mroźnie, Lena
PS. Oczywiscie zapomnialam – dziekuje za odpowiedz na maila! Info bardzo sie przydalo :)))
Hello :)
I love your blog i chcesz dać nagrodę. Byłbym bardzo szczęśliwy, jeśli przyjąć.
Gratuluję
Tony
http://smenvkuhniata.blogspot.com/
Przepraszamy za zamieszanie.
tak, tak, tak :)))
będę bardzo wdzięczna hi hi :D
Pewno w natłuku tylu komentarzy moj bedzie jak igła w stogu siana, ale spróbuję szczęścia…
A więc postanowiłam zajrzeć na Twoj blog, jako że lubię wszystko co jest zwiazane z kuchnia:)
Brioszka aż mi zapachniała przez laptopa i musiałam się powstrzymać żeby nie „zjeść” monitora, hehe
A swoją drogą, to pewno kiedyś kiedyś napewno upiekę cos z drożdzami, ale to bedzie kiedyś tam…
Co do Twojego pytania, to oczywiscie jestem z Siemianowic Ślaskich, nie wiem czemu, byłam pewna że wpisałam całą nazwę miejscowości. A moge zapytać skad Ty pochodzisz? z jakiego miasta??
A tak wogóle to chciałam podziekować za odwiedzenie mojej stronki,
dziekuje i pozdrawiam
Kurcza paka, u Ciebie Bea to zawsze taki zastrzyk nowosci :-) Nie mialam pojecia o brioszce Trzech Kroli – a ja z mila chcecia wykorzystam Twoja propozycje i dodam skorke z limonki do drozdzowego – to musi byc pyszne. Zdrowka po raz drugi, a sio migeno!
Szarlotku, mam nadzieję, że i Tobie posmakuje :)
Leno, serdecznie dziękuję za życzenia (i za tamtego maila :) ).
Tak jak pisałam Ci wtedy : ja…. jestem mało ‘konkursową’ osobą ;) Nie mówię, że nigdy to się nie zmieni, ale aktualnie jeszcze się nie zmieniło ;)
Tony, dziękuję bardzo za wyróżnienie! Jest mi niezwykle miło, że i Ty / Wy lubicie tu bywać :)
Nie ma sprawy Viri, zobaczymy która z nas ma lepszą pamięć ;))
Doroto, oczywiście że Twój komentarz nie zniknie jak w stogu siana! :) Czytam zawsze wszystkie, tylko czasami zapominam odpisać…
Cieszę się, że brioszka Ci się spodobała :) No i mam nadzieję, że ‘kiedyś tam’ też ją upieczesz ;)
W takim razie potwierdzam, że byłyśmy prawie że sąsiadkami (ja mieszkałam w Katowicach, tuż koło parku i wesołego miasteczka ;) ). A w Siemianowicach miałam kilku dobrych znajomych, więc często tam bywałam :)
I widzę, że dzielimy też miłość do koni :) Choć ja już teraz mniej czynnie niestety…
Basiu, dla mnie to Ty jesteś wiecznym zastrzykiem nowości :) Mam nadzieję, że cytrusowa brioszka Ci posmakuje :)
*
Pozdrawiam serdecznie!
Zapachniało mi dzisiaj takim pieczywem, muszę koniecznie spróbować upiec taką brioszę. Mam nadzieję, że po migrenie nie zostało już nawet wspomnienie, bo artykuł napisałaś dość dawno.
Pozdrawiam serdecznie!
Felu, dziekuje za troske :) A brioszka pyszna, przynajmniej dla nas ;)
Pozdrawiam!
Pingback: 2010 w kulinarnej pigułce ;) « Bea w Kuchni
Pingback: Wielkanocne bułeczki drożdżowe « Bea w Kuchni