Zanim będzie o tofu – jeszcze słów kilka o czekoladzie, a raczej o podsumowaniu ;)
Jako, że nie ma już dodatkowych uwag a propos ewentualnych zmian w spisie, dopisuję więc kod bannerka dla zainteresowanych (i w podsumowaniu, i tutaj). Możecie umieścić go na swoich blogach, by szybko trafić na spis naszych czekoladowych potraw. I raz jeszcze serdecznie dziękuję Wam za tę wspaniałą, czekoladową zabawę :)
* * * * *
A teraz pora już na wspomniane (i zapomniane…) tofu. A właściwie może nie tyle zapomniane, co cierpliwie czekające na swoją kolej już od kilku długich miesięcy. Zawsze jednak było coś ‘ważniejszego’ ;) Aż do dziś. Stwierdziłam bowiem, że koniec zimy to chyba dosyć dobry czas dla tego typu potrawę. Choć właściwie może powinnam mówić bardziej o początku wiosny, u nas bowiem od tygodnia coraz bardziej czuć ją w powietrzu. Oby już tak zostało ;)
Przepis dedykuję Margot, już bowiem jakiś czas temu rozmawiałyśmy o książce i o przepisie.
Dzisiejsza propozycja pochodzi z książki z przepisami z restauracji Hiltl (mieszczącej się w Zurychu) i wydanej z okazji stulecia tejże restauracji. Jej wyjątkowość polega na tym, że Hiltl był (i nadal jest… ) pierwszą wegetariańską restauracją w Europie. Otwarta ona została w 1898 roku pod nazwą ‘Vegetaria’. Doszło jednak do tego w dosyć nietypowy sposób… Pan Ambrosius Hiltl bowiem z gastronomią miał początkowo niewiele wspólnego i pracował w zupełnie innej branży – a mianowicie krawieckiej. Pewnego dnia jednak okazało się, że cierpi on na poważną chorobę (prawdopodobnie gorączka reumatyczna, na którą wtedy nie było właściwie antidotum) i lekarze stwierdzili, iż nic już dla niego zrobić nie mogą i że tylko diametralna zmiana sposobu odżywiania może go uratować od szybkiej, niechybnej śmierci. Przede wszystkim, należało całkowicie wykluczyć mięso z jadłospisu. W ten oto sposób pan Hiltl zainetresował się wegetarianizmem i jego adeptami, którzy nie byli wtedy zbyt pozytywnie odbierani ;) Co ciekawe, mniej więcej w tym samym czasie, słynny doktor Maximilian Bircher-Benner (‘wynalazca’ przepisu na ‘bircher müesli’, który z pewnością znacie) otworzył klinikę w której leczył swych pacjentów m.in. dietą bezmięsną.
Dzięki zastosowanej diecie Ambrosius Hiltl nie tylko wyleczył się z choroby (dożył 92 lat w zdrowiu i świetnej formie), ale tak bardzo upodobał sobie wegetariański jadłospis, że postanowił zrobić coś więcej : otworzyć pierwszą wegetariańską restaurację. A w tamtych czasach było to nader ryzykowne przedsięwzięcie ;)
Restauracja doczekała się jednak wielkiego rozgłosu i renomy, a dziś prowadzona jest przez wnuczka słynnego założyciela – Rolfa Hiltl (chętnych zapraszam również na stronę internetową restauracji).
Przepis, który wybrałam, to ulubiony sposób rodziny Hiltl na tofu (który przy okazji stał się moim ulubionym przepisem z tej książki). Nie martwcie się jednak, jeśli nie macie ochoty na ‘sojowe mięso’, z powodzeniem możecie zastąpić tofu np. piersią z kurczaka, smakuje wybornie!
I wybaczcie proszę jakość poniższego zdjęcia, robione jednak było jeszcze na początku mojej kontuzji, nie miałam więc ani ochoty ani energii na dłuższą sesję zdjęciową… ;)
*
Tofu (lub kurczak) w limonkowym sosie
na 3-4 porcje
marynata
50 ml sosu sojowego
sok z 1 limonki
1-2 zmiażdżone ząbki czosnku
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka łagodnego curry (Madras)
1 łyżeczka sproszkowanego ekstraktu warzywnego (możemy pominąć)*
*to nic innego jak sproszkowane, suszone warzywa, trochę jak bulion w proszku, jednak bez glutamianów, ekologiczny i bez soli, tym bardziej iż dzięki sosowi sojowemu danie będzie już wystarczająco słone
500 g tofu
2 marchewki
1/2 dużego pora (biała część)
1 pęczek młodej cebulki ze szczypiorem
300 ml białego (wytrawnego) wina
50 ml soku z limonki (ok. 2 limonki)
50 ml oleju arachidowego
1 kawałek imbiru (wielkości orzecha)
400 ml bulionu warzywnego
1 łyżeczka maizeny
szczypta cukru (można pominąć)
1 łyżeczka sosu sojowego
2 limonki
Tofu pokroić w 1 cm kostkę. Wymieszać wszystkie składniki marynaty, dodać tofu i pozostawić minimum na 3 godziny.
Marchewkę i pora pokroić w cienkie paseczki (julienne), cebulkę i szczypior w cienkie talarki. Zagotować wino z sokiem z limonki i gotując zredukować do 100 ml.
Tofu odsączyć, marynatę zachować.
Rozgrzać dobrze patelnię z olejem i usmażyć tofu na złoto. Przełożyć tofu do miseczki i w tej samej patelni podsmażyć marchewkę, pora i starty (lub bardzo drobno poszatkowany) imbir (możemy też podsmażyć tę białą część cebulki, jeśli nie najlepiej trawimy ją na surowo). Dodać zredukowane wino, marynatę i bulion. Gotować warzywa do miękkości.
Następnie zagęścić maizeną, dodać usmażone tofu i cebulkę ze szczypiorkiem. Doprawić cukrem i sosem sojowym.
Serwować z ryżem basmati, udekorowane cząstkami limonki.
Jak pisałam wyżej – danie to można przygotować również używając np. piersi kurczaka. Obydwie wersje są pyszne i z pewnością każda z nich znajdzie swoich zwolenników ;)
Smacznego!
*
Wspaniałe danie. A jeśli nie mam maizeny można zagęścić mąką?
Można, oczywiście, aczkolwiek ‚plusem’ maizeny – skrobii jest to, że można dać jej mniej i że jest ‚lżejsza’ od mąki.
Ja tam kupuję obie wersje – i z tofu, i z kurakiem. :) Uwielbiam takie warzywne obiadki. Pozdrowienia!
ja kupuje z tofu,akurat z corka umowilysmy sie na wegetarianski tydzien,jak wroci z nart,wiec akurat jak znalazl!!!! do tego wyglada niezwykle apetycznie :)
Milego poniedzialku zycze :)
Beatko,
Ja chętnie z tofu, bardzo je lubię i jak dostanę świeże, to pewnie się pokuszę:)
Wiesz, apropos tej restauracji, to świetnie, że prowadzi ją wnuk założyciela, z reguły jak interes dobrze się rozwija, to rodzina go potem sprzedaje.
Pozdrawiam!
(u mnie już też prawie wiosna)
Bea, co Ty mówisz? Zdjęcie jest piękne, niczego mu nie brakuje :)) A obiadek bardzo w moim typie. Zamiast tofu faktycznie bym dała kurczaka, albo chętniej – poprzestała na samych warzywach. Uwielbiam takie chrupiące warzywka w aromatycznym sosie :)
miłego tygodnia, buziaki :*
Świetne danie! Muszę wypróbować :) A baner mam już na blogu :) Pozdrawiam ciepło!
Bea dziękuję za dedykacje , ty wiesz co tygryski lubią najbardziej ****
Rzeczywiście tofu uwielbiam i bardzo podziwiam odwagę przodków szwajcarskiej restauracji ,że odważyli się otworzyć taką restauracje W Polce nadal potrzeba odwagi ,żeby otworzyć wegetariańską restauracje
Oh pysznie wyglada! koniecznie musze wypróbować :)
O! już wiem co będzie dziś na obiad:) Takie tofu to specjalnie dla mnie chyba, wygląda przepysznie!
Beo dziekuje za ten przepis podwojnie!
Zrobilam tofu wczoraj na obiad’ ale nie bylo tak pyszne jak Twoje bo go nie zamarynowalam a pozniej juz bylo za pozno bo w brzuchu burczalo! :)))
Za to ja Tobie sprzedam niedlugo przepis na pyszny sos do tofu, grzybowy tylko musze wpis na blogu zrobic :)
Wiosenne buziaki i miego dnia Kochana :*
Wyglada bardzo apetycznie!
Szkoda ze nie mialam okazji sprobowac tofu…
akurat kupilam Tofu wczoraj:) spadlas mi z nieba z tym przepisem Beo;)
pozdrawiam cieplo
Podoba mi się to danie! Chętnie spróbowałabym i w wersji z tofu i z kurczakiem :) Choć ja skłaniam sie bardziej ku mięsku :)
A zdjęcie śliczne i bardzo apetyczne!
Pozdrawiam ciepło:)
przyznaje sie bez bicia ;-) , ze wybieram wersje z kurczakiem! a zdjecie jest tak przekonujace, ze slow brak… pozdrawiam! :-)
I jedna i druga wersja bardzo mi się podoba :) Znaczy i tofu i kurczak.
Jej :) Uwielbiam Twojego bloga, można się tyle ciekawego z niego dowiedzieć. Ha, pierwsza wegetariańska restauracja…Chciałabym ją odwiedzić ;) Szkoda tylko ,że w Polsce nadal o takie knajpki ciężko. Pewnie są, ale nadal dosyć ubogo…
Wiesz co, Beo? Jeżeli to jest złe zdjęcie, to wolę nawet nie myśleć, jak oceniasz zdjęcia moje. Bo nawet i do tego brakuje im lat świetlnych. ;))
Co do przepisu – narobiłaś mi smaka, wiesz?
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za ten przepis i tak dokładny opis słynnej restauracji Hiltl. Ja sama jestem w podobnej sytuacji jak pan Hiltl, choroba reumatyczna autoagresywna (http://pl.wikipedia.org/wiki/Autoagresja_komórek) – i nie uleczalna przez tak zwaną „nowoczesną medycynę”.
Gdybym żyła w Indiach bycie wegetarianinem nie stanowiło by żadnego problemu, nawet by mnie uważano za bardzo inteligentną i nastawioną humanistycznie i altruistycznie. Co innego gdy się jest Polakiem (nasza kraj przez dziesięciolecia był pierwszym – światowo – we wszystkich statystykach o spożyciu mięsa na głowę/rok), u nas dania wegetariańskie nazywają się „bezmięsne” i Polacy często tej ironii nawet nie zauważają. Ja – z powodu ciężkiej choroby – stałam się 99% wegetarianką przesz noc (jem zwykle tylko produkty roślinne, choroba zabrania też jajka i mleko), i był to cios prawie niszczący całe moje życie. Oczywiście nie zniszczyło, tylko na prawdę uratowało, choroba się zatrzymała, i nagle „magicznie” zaczęłam się zmieniać z ciężko chorej „babci” z powrotem w młodą kobietę. I mimo to wiem że to brzmi cynicznie, bo wielu wegetarianin przestaje jeść mięso z powodów altruistycznych, a ja tylko bo mnie choroba zmusiła. No i teraz żyję sobie „do góry nogami” – ale żyję :) Uważają mnie za „wariatkę” albo „mającą ekstrawaganckie wymagania”, ale lepiej być wariatką niż nieboszczką :D
Tofu to zabawa, zawiera białko najlepszej jakości (więcej niż steki albo mleko), a poza tym wapń, żelazo, magnez itp. Właściwie błędnie uważane jest za „wegetariańskie mięso”, bo to naprawdę jest po prostu – niefermentowany – serek (który dziwnym trafem może też mięso, albo i jajka zastąpić), tylko robiony z mleka sojowego a nie krowiego. Tak też właśnie można to jeść, jak serek w plastrach na kanapkę, parę kropli oliwy, soku z cytryny, sól, czosnek, szczypiorek. Ja również w podobny sposób, z pomocą miksera, robię pyszny twarożek na kanapki. Mniam :)
nie dane bylo mi jeszcze spróbować tofu , choć co krok spotykam je na rożnych blogach i w rożnych przepisach , to zawsze cos stanie mi na drodze przed jego kupnem. Lubie dania wegetariańskie , lecz tak na dłuższą metę raczej trudno byłoby mi zrezygnować z kurczaka ;D
…aaaaaa i gdzie ta zła jakość zdjęcia ? :) Pozdrawiam.
Miło mi, że przepis i ta krótka historia Was zainteresowały :)
*
Kasiu, Isadoro, Aklat, dziękuję serdecznie !
Gosiu, mam nadzieję, że córce też posmakuje :)
Masz rację Patrycjo, też myślę, że to bardzo dobry znak !
RainDrop, Majano, Cudawianko, z kurczakiem też jest pyszne :)
Prawda Margot ? Teraz nie jest łatwo, a co dopiero wtedy… Ale jak widać, to był świetny pomysł ;)
Sarenko, Olu, cieszę się bardzo:)
Poleczko, my wprawdzie mało grzybowi jesteśmy (nie ze względu na smak, tylko trawienie niestety), ale i tak chętnie o tym sosie poczytam; a nawet bardzo chętnie :)
Neringo, nie wiem czy by Ci smakowało, tofu jest bowiem dosyć specyficzne; mnie w każdym razie za pierwszym razem nie przypadło zbytnio do gustu, dopiero później nauczyłam sie je przygotowywać tak, by przypodobać je moim kubkom smakowym ;)
Dziwnograju, ja miałam tam być latem zeszłego roku, niestety stopa bardzo skutecznie pokrzyżowała mi wszystkie zeszłoroczne plany; ale co się odwlecze… ;)
Zay, przede wszystkim nie oceniam zdjęć innych, wychodzę bowiem z założenia że każdy stara się zrobić to jak najlepiej potrafi. A co do tego akurat zdjęcia, to już po zrobieniu (i zjedzeniu ;)) pomyślałam, że mogłam to zaprazentować nieco inaczej, nie tak ‘prosto’. Ale to nic, najważniejsze, że mogę Wam je pokazać :)
I cieszę się bardzo, że Ci narobiłam smaka :)
Witaj Kasiu! Gdy zaczęłam czytać Twój komentarz, miałam zupełnie inną minę niż teraz, bowiem – mimo iż Cię osobiście nie znam – nie masz pojęcia jak bardzo cieszę się, że i Tobie dieta wegetariańska (czy nawet wegańska) tak bardzo pomogła! Masz rację bowiem, że medycyna konwencjonalna niewiele niestety potrafi w tym wypadku pomóc (jak i w wypadku mojej stopy z resztą też ;) ). I niestety zgodzę się z Tobą, że bycie wege w PL chyba nadal nie jest łatwe, a przynajmniej nie we wszystkich kręgach społeczno-zawodowo-rodzinnych. Poza tym niektóre produkty nie zawsze przecież łatwo jest kupić, co dodatkowo utrudnia gotowanie.
Może dziwnie to zabrzmi, ale zauważyłam, że ludzie łatwiej akceptują fakt bycia wege ze względów zdrowotnych niż jeśli jest to ‘tylko’ świadomy, osobisty wybór. W każdym razie w Twoim przypadku najważniejsze jest, że znów dobrze się czujesz i że choroba się zatrzymała! Nawet jeśli jest to za cenę jak piszesz – życia ‘do góry nogami’.
A co do tofu, to oczywiście masz rację, że to bardziej serek, dlatego gdy piszę o ‘sojowym mięsie’ – używam cudzysłowiu właśnie ;) Ja nauczyłam się z niego robić praktycznie wszystko, choć na kanapki wybieram jakiś ‘smakowy’ egzemplarz, albo wcześniej też marynuję ten naturalny (robię latem fajną zapiekankę z tofu marynowanym w ziołach – z pomidorami i ziarnami słonecznika, też pewnie kiedyś wstawię na bloga; i coś jak ‘pulpeciki’ – pycha ! :)).
Maddie, może spróbuj kiedyś ? Ciekawa jestem, czy Ci posmakuje :) No i nie martw się, nikt Ci nie każe rezygnować z kurczaka ;)
PS. Nie chodziło mi tyle jakość, co o zamysł artystyczny ;))
*
Pozdrawiam serdecznie !
Tak mi się wydaje, że spodobałaby mi się ta książka. Podoba mi się też pomysł na tofu, bo jakoś nie mam pomysłu jak do niego podejść, jakaś jedna próba, którą pamiętam, była kompletnie bez smaku, a pozostały kontakt z tofu to kostki z tzw. chińskich restauracji śmierdzące palonym olejem. Co jednak nie sprawiło wcale, że nie mam zamiaru dać się przekonać. Pozdrawiam!
Mamy dzisiaj dzień tofu na blogach ;) U Gospodarnej też czytałam, a ona zaś pisała o nigari, o którym zaś przeczytałam u Polci w komentarzach (m. in. Twoim). No i ładnie się zapętliło wszystko ;)))
A tak z innej beczki – fajnie poczytać o wegetariańskich prekursorach :)
I dziękuję Ci jeszcze raz za słodką, dobrą czekoladową robotę (…napisała oczko, podjadając czekoladę z orzechami z paczki… ;)))
Ściskam słodko! ;)
A zapiszę sobie, a wykorzystam do obiadu, a taka sprytna będę :)
nie no ja chcę z tofu i tylko z tofu, choć z kurakiem bym nie odmówiła ;)
Obie wersje by mi na pewno pasowały :) i z tofu i z kurczakiem.
Beo, czarodziejko, Tobie jak widać piękne zdjęcia wychodzą nawet wtedy, gdy robisz je bez ochoty i energii.
Ale dzisiaj tofu na blogach widzę – u Ciebie pyszny sosik, a u Narzeczonej sposób przygotowania samego tofu :) Może czas się za to zabrać, by potem takie pyszne obiadki jeść :)
KaroLino, dania może nie są w tej książce bardzo wyszukane, ale są to bardzo smaczne propozycje. A samo tofu jest właśnie ‘bezsmakowe’, dlatego najlepiej jest je zamarynować czy ‘ożenić’ z jakimiś ciekawymi przyprawami. Ciekawa jestem, czy się jeszcze do niego przekonasz ;)
Oczko, tydzień tofu znaczy ;)
PS. Naprawdę nie ma za co :))
Usagi, będzie mi miło jeśli wykorzystasz :)
Aga, daj znać jeśli zrobisz!
Amarantko, dziękuję za miłe słowa :)
Tili, ja też już robiłam to domowe, ale faktem jest, że najczęściej jednak je teraz kupuję w sklepie ze zdrową żywnością, gdy idę po zboża na mąkę ;)
*
Pozdrawiam serdecznie !
zrobiłam dzisiaj i mogę zaopiniować z czystym sumieniem – ŚWIETNE!! pominęłam pora i wino ale za to dodałam pieczarki! pyszności
Ciesze sie niezmiernie, ze smakowalo! :)) Nastepnym razem moze i ja zrobie z pieczarkami w takim razie :)
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo mi się podoba ten przepis w obu wersjach. Nigdy jeszcze nie przygotowywałam tofu, więc pozwolę sobie na pytanie – jakie to ma być tofu – twarde? miękkie? I czy jest jakieś , które możesz polecić? Pozdrawiam serdecznie – muffingirl
To ma byc tofu twarde, takie do krojenia, nie takie do rozsmarowania. Niestety zadnego konkretnego nie polece, nie mam bowiem pojecia, jakie sa dostepne na polskim rynku :/ Ja kupuje takie ‚tutejsze’ ;)
Bea, ale apetyczne! Bardzo! Bardzo! Ja pamiętam to danie. :) I myślałam, że już nie pochwalisz się na blogu… A naprawdę jest czym. :)
A przy okazji… HIhi, zupełnym zbiegiem okoliczności – dzisiaj u mnie coś troszeczkę podobnego (tylko troszeczkę, ale jednak :)). A jako, że mam obecnie fazę właśnie na takie dania – to postaram się w najbliższych dniach przygotować Twoją wersję. :) Buziaki! :*
Heh… z jednej strony to ładnych parę lat byłem wegetarianinem ideologicznym a z drugiej jestem klasycznym przykładem mięsożercy ale… może rzeczywiście można znowu zrobić test tofu? Teraz jest to też o wiele łatwiejsze niż te chyba prawie 20 lat temu jak mięso nagle przestałem jeść na parę lat.
Tak czy siak przepis wygląda zachęcająco… a nowy-stary ( w zależności od pokolenia w domu) element obiadu może być tylko i wyłącznie plusem :-)
Dzięki za świetny przepis i kolejny pomysł na tofu!
Dzięki za świetny przepis i kolejny pomysł na tofu!!
Nie znam tej restauracji, nigdy o niej nie slyszalam. Fajny przepis. Tofu bardzo lubie, choc daleka jestem od bycia wegetarianka i niestety albo i stety, bardzo lubie mieso. Tak jak ktos gdzies kiedys napisal, to taki kulinarny kameleon. Sam bezsmakowy, natomiast przejmuje smak potrawy, przypraw, wiec za kazdym razem smakuje inaczej!
A ja jeszcze nigdy nie próbowałam tofu…. Wstyd normalnie, wiem! I może Twoja niezwykle apetycznie wyglądająca potrawa mnie wreszcie zachęci?
Podsumowanie Czekoladowego Weekendu niesamowite!!! Jestem pod wielkim wrażeniem alfabetycznego spisu – Beo jesteś wielka!!! :***
Małgosiu, no właśnie nareszcie się udało ;) A Twój makaron też bardzo mi sie podoba!
Stforze ;) też myślę, że dziś bycie wegetarianinem jest nieco łatwiejsze niż 20 lat temu, choć pewnie nie wszędzie. Ja tofu nie jadam zbyt często, ale od czasu do czasu lubię z nim poeksperymentować ;)
ZiewnięcieKota, polecam! :)
Masz rację Magdo, kulinarny kameleon :)
Niedzielko, żaden wstyd! Wszak nie wszyscy muszą znać tofu, a już tym bardziej lubić ;) Ciekawa jestem, czy Ci posmakuje jeśli zdecydujesz się kiedyś na spróbowanie :)
I cieszę się, że czekoladowy spis Ci się podoba :)
*
Pozdrawiam serdecznie!
http://kuchniaalicji.blogspot.com/2010/03/tofu-w-limonkowym-sosie.html
pyszne ***
Margot, ciesze sie bardzo, ze wyprobowalas i ze smakowalo! :)
Pozdrawiam serdecznie!
Beo, zrobiłam w wersji z kurczakiem i jesteśmy zachwyceni. Dziękuję za świetny przepis!
Katasz, baaardzo sie ciesze, ze smakowalo! Ja tez wersje z kurczakiem bardzo lubie :)
Pozdrawiam serdecznie!
Witam!
A ja mam zupełnie inny problem. Dużo się o tofu naczytałam i będąc przy okazji na zakupach u Chińczyków kupiłam cudownie świeże – bez kpiny- schodziło na bieżąco – tofu. Bardzo dobrze nastawiona przywiozłam to do domu i tu czar prysnął. Zapach mnie powalił, ale jeszcze się nie poddawałam – zamarynowałam w sosie sojowym i próbowałam tofu usmażyć. Przyznam sie że nie dobrnęłąm do końca. Zrobiło mi się niedobrze i tak skończyła się moja przygoda z tofu. Jednak dalej mam nadzieję że to moja wina. Czy tofu naprawdę ma taki charakterystyczny zapach ? wszędzie czytam że nie, że przyjmuje zapach przypraw. Jak to jest? Pozdrawiam Magdalena
Witaj Glauka. Trudno mi odpowiedziec na Twoje pytanie nt zapachu tofu… Mnie on nie ‚odrzuca’, nie pachnie mi jakos bardzo nieprzyjemnie, ale moze Ty akurat nie najlepiej znosisz ten wlasnie zapach? Sprobuj moze jeszcze raz, kupujac tofu z innego zrodla i wtedy bedziesz miec porownanie. Pomyslne mam nadzieje ;)
Pozdrawiam!
Zrobiłam, chociaż trochę poknociłam, jak zwykle, więc moja wersja była odrobinę autorska, ale i tak wyszło bardzo smaczne :) Tylko że dwie duże porcje (naprawdę duże) to mi wyszły z połowy składników, więc moim zdaniem podane proporcje to starczą na 3-4 porcje standardowe a dwie to chyba dla drwali po dniu ciężkiej pracy ;)
Glauka, tofu właściwie nie ma zapachu (przynajmniej dla mnie, ale może każdy na inne zapachy jest wrażliwy). Tofu samo w sobie według mnie jest właściwie bez smaku i bez zapachu, dopiero po przyprawieniu zyskuje smak i aromat.
Magdo, ciesze sie ze i Tobie posmakowalo :)