Czy zgadniecie, jakie było pierwsze polskie słowo, którego nauczył się mój mąż? (poza zwrotami grzecznościowymi rzecz jasna ;) ) Otóż był to… krupnik! Ku uciesze mojej mamy, krupnik bardzo mu posmakował i od tego czasu regularnie gości on na naszym stole. I choć nie zawsze może podobny jest do tego tradycyjnego, to i tak nazywam go krupnikiem. Jak na przykład dziś. Choć dziś wolę nazwać go jednak pseudo krupnikiem, by nie narazić się tradycjonalistom ;)
*
Do tego pseudo krupniku użyłam warzywa, które chyba dosyć rzadko gości na polskich stołach, a mianowicie białej rzepy (czy też białej rzodkwi – po francusku ‘navet’). Najbardziej lubię tę młodą, która pojawia się na straganach na początku lata, ma bowiem delikatniejszy smak i nawet Ci, którzy za nią nie przepadają – nie wyczuwają jej w moim pseudo krupniku ;) Oczywiście zupę można przygotować również bardziej tradycyjnie – z ziemniakami zamiast białej rzepy. I do tego sporo natki pietruszki oraz kilka łodyżek lubczyku z mojej balkonowej hodowli (lubczyk na szczęście przetrwał atak mszyc, a wszystko to za sprawą larw biedronek, o których wspominałam tutaj :) ). I jeszcze spora szczypta kurkumy – dla słonecznego koloru i dla zdrowia ;)
Wpis czekał na publikację już od czerwca, jednak temperatury tych ostatnich dwóch miesięcy nie sprzyjały pisaniu o rozgrzewających zupach ;) Dziś jednak jest mokro i szaro (i trochę chłodno…) zupa więc ponownie bulgocze w garnku. A przy okazji zagości też i na blogu ;)
(całkiem niedawno o białej rzepie pisała również Miss_Coco a propos wytrawnej tarty tatin z białą rzepą właśnie, serdecznie polecam Wam lekturę jej posta – klik).
*
Pseudo krupnik z białą rzepą
6 łyżek kaszy jęczmiennej
ok. 1,3 – 1,5 litra bulionu
ok. 500 g warzyw (np. 150 – 200 g marchewki + 300 g białej rzepy lub ‘mieszanki’ rzepy i ziemniaków)*
1/2 łyżeczki kurkumy
1-2 liście laurowe
kilka ziarenek ziela angielskiego oraz czarnego pieprzu
natka pietruszki + kilka gałązek lubczyku
Kaszę dobrze wypłukać w zimnej wodzie (kilkukrotnie ją zmieniając). Następnie zalać ją bulionem, dodać przyprawy i gotować ok. 15-20 minut.
W tym czasie przygotować warzywa : umyć je i zetrzeć na tarce na dużych otworach (ziemniaki kroimy w małą kostkę). Do kaszy dodać warzywa i gotować jeszcze ok. 20-25 minut. Na kilka minut przed końcem gotowania dodać poszatkowaną natkę pietruszki i lubczyk (ile lubimy).
Smacznego!
*
*Liście tej młodej rzepy możemy wykorzystać do zrobienia pysznej, zielonej zupy, np. takiej jak ta z liści rzodkiewki – klik.
*
intrygujący krupniczek- najpierw ta rzepa potem kurkuma. a wygląda świetnie- a o rzepie to ja zapomniałam totalnie
Ciekawa ta zupka:) jeszcze nie widziałam białej rzepy:)czarną tak, nawet jadłam nie raz…
Pozdrawiam cieplutko!
I ja kocham krupnik, to taka uniwersalna i kojąca zupa. Wygląda pysznie!:)
Pseudo nie pseudo, bardzo lubie biala rzepe i szkoda, ze w Polsce jest ona nieznana. Kupuje te zupe!
Biale, mlode rzepki to cymes!
Piękna metalowa miseczka, przypomina mi moja babcię :) a z młodej rzepy robiłam tylko sałatki, jakoś nie kocham jej zbyt mocnym uczuciem ;) z Polski pamiętam tylko czarną i jak się z niej robiło maseczkę na włosy. Nawet płukanie włosów nie zmyło do końca zapachu, a jak popadał deszcz, to włosy wilgotniały i śmierdziały rzepą, ze cały autobus czuł smrodek rzepowy :) :) :)
a mąż zna trochę język polski, czy tylko używa swój rodzimy franc. ? :) bo obrzedy polskie napewno. Pytam, bo mąż mojej koleżanki niemiec, nauczył się kilka słów i koniec, nie chce poznac jej mowy ani kraju. Taki uparty facet jest :)
robisz Bea piękne zdjęcia zupom :)))
Hm wiesz ja jestem strasznie lubna jeśli chodzi o warzywa , nie ma chyba takich , których nie lubię
Uwielbiam też zupy , bardzo lubię wszelkie krupniki i taki to by mi bardzo smakował
alez mnie zaskoczylas tym krupnikiem z rzepa,musialabys mnie widziec,jaka mine zrobilam ;) (hihi) ,ale musze przyznac,ze ciekawie brzmi,na dodatek jeszcze z ta kurkuma… do tego pieknie dzieki niej wyglada!!!
Pozdrawiam cieplutko po dlugiej nieobecnosci :)
Smakowita! Mam nadzieje, ze bede jeszcze calkiem rzeska staruszka kiedy do Pl wroci takie bogactwo na stragany ;)
bo krupnik to jest najlepsza zupa na swiecie… zaraz po pomidorowej :)
Zgadza sie zimno, mokro i jesiennie… brrrrrr
Milego WE!
Bea, stylizacja i zdjęcia jak zawsze Mistrzowskie! Krupników nie jadam… Jakoś nigdy ich nie polubiłam. Natomiast przepis na Twój pseudokrupnik zapisuję i na pewno wypróbuję. Ps. Czy myślisz, że kaszę można w tym przepisie zastąpić quinoa lub agapantusem? Pzdr Aniado
Pięknie się prezentuje, taka sycącą musi być … krupnik to jedna z najlepszych zup:)
Ciekawy ten krupniczek i ma piękny kolor :) Wpadłabym do Ciebie na taką pyszną zupkę:)
Pozdrawiam:*
Ależ ma pocieszny żółty kolor ten Twój pseudokrupnik!
Powiem jeszcze, że wyobraziłam sobie Twojego męża mówiącego „krupnik”. I nie byłam w stanie się nie uśmiechnąć. ;)
Pozdrawiam!
Mojemu za to zasmakował bardzo kapuśniak :) Krupnik robię rzadko, częściej jadamy kasze w innej postaci, ale może jesienią go zrobię. Wracają upały i jakoś na ciepłe zupy ochoty brak.
Jaka śliczna zupka – oj, szkoda, że u nas 30 stopni, bo już bym robiła…. tylko lubczyka nie mam (ale znalazłam nasionka, więc zasieję wkrótce)…. białą rzepą zachwyciłam się po raz pierwszy w tym roku, ale udało mi się ją znaleźć na targu tylko raz – była niebywale smaczna i delikatna…
Pozdrawiam
coś mi się wydaje, że bardzo by mi taki krupniczek zasmakował :)
Fajnie, że przypomniałaś o tej rzepie. Muszę zagadać do Babci co i jak:)
I wygląda tak zdrowo i lekko.
Jak sobie przywiozę kurkumę z miasta i rzepę do poeksperymentuję.
W ogóle bardzo lubię te Twoje wpisy o różnych warzywach:)
Najbardziej podoba mi się połączenie kaszy i kurkumy. Mniam :) Póki co – u nas upał, więc z krupnikiem poczekam…
Uściski :)
Cieszę się, że mój pseudo krupnik Wam się podoba; wczoraj wyjątkowo przydał się na rozgrzewkę, a przy okazji przepędził deszcz i chłód ;)
*
PannoM, polecam rzepę jako dodatek do takich zup :)
Andziu, czarną rzepę uwielbiam! Często jadałam surówkę z tartej rzepy z kwaśną śmietaną, pyyycha :)
Tak właśnie Patrycjo – to bardzo kojąca zupa :)
Magdo, dokładnie tak ! :)
An, właśnie dlatego tę miseczkę kupiłam, przypominała mi bowiem taki ‘babciny’ talerz, jaki widywałam zawsze podczas wakacji na wsi :) Maseczki na włosy sama nie stosowałam, ale dużo o niej słyszałam, to fakt ;)
A co do męża, to zna tylko kilka słów w sumie, sam by sobie po polsku zdecydowanie nie poradził ;)) Twierdzi, że to przeze mnie, za dobrze bowiem władam francuskim ;) A tak poza tym, to nie ma on faktycznie zbytniej motywacji do nauki, gdyż przyznam ze wstydem, że najbardziej lubię do PL jeździć sama; mąż bowiem chciałby jeździć i zwiedzać, a ja – siedzieć z rodzinką i przyjaciółmi i gadać, gadać, gadać… ;) Tak więc na sporadyczne utrzymanie stosunków polsko-szwajcarskich jego zdolności językowe nie są zbytnio potrzebne. I może i dobrze, bo zdolności językowe są u niego marne niestety ;) No i mnie to zupełnie nie przeszkadza; ja sama po polsku praktycznie rzadko mówię (a jeśli już to czytam lub piszę), właściwie dopiero od kiedy mam bloga to moje kontakty z językiem polskim zrobiły się takie intensywne :) Łapię się na tym, że czasami zupełnie już nie wiem, jak coś powiedzieć po polsku, bo to jednak francuskiego używam na co dzień. Ale póki mnie jeszcze rozumiecie, to nie jest tak źle ;))
Margot, a ja mam takie ‘znielubiane’ warzywa i zdecydowanie na pierwszym miejscu jest brukselka; nie tknę jej za żadne skarby ! ;))
Gosiu, witaj :) Szkoda w takim razie, że miny nie mogę zobaczyć ;))
Olu, to ja Ci życzę, by to się stało zanim będziesz staruszką ;)
Anoushko, u mnie też na pierwszym miejscu pomidorowa zawsze była :) Teraz chyba jednak dyniowa ;)
A co do ‘jesiennie’ to pozwolę się nie zgodzić – dla mnie ponad 20 stopni to zdecydowanie jeszcze lato ;)
Aniu, dziękuję serdecznie! :)
Myślę że z powodzeniem możesz kaszę zastąpić czym chcesz, tylko czas gotowania dopasuj wtedy do użytego składnika (z quinoa np. możesz wszystko ugotować razem, bo 20 min. to będzie wystarczająco długo). Jedyna różnica, to że kasza w krupniku dodaje takiej ‘kleistości’, a z quinoa np. będzie już mieć zupełnie inną konsystencję. Ale to przecież tylko kwestia smaku i kulinarnych upodobań :)
Piegowata, zgadzam się całkowicie :)
Majano, zapraszam :)
Zay, to jest bardzo zabawne gdy on mówi po polsku, ma bardzo śmieszny akcent ;) Poza tym niektóre słówka to prawdziwe pułapki przecież. Gdy siostrzeńcy byli mali, to mieli niezłą zabawę prosząc o powtórzenie różnych słówek typu ‘w Szczebrzeszynie’ ;)
Lashqueen, no widzisz, a mojemu kapuśniak zdecydowanie nie posmakował niestety; ogólnie wszystko co lekko kwaśne mu nie posmakowało : mój ukochany żur, ogórki kiszone czy śledzie – omija to wszystko z daleka ;) Za to buraczki takie zaprawiane na zimę, barszcz czerwony czy placki ziemniaczane uplasowały się bardzo wysoko ;)
No właśnie Wsamraziku, lubię gdy ta biała rzepa jest taka młodziutka i delikatna; takie malutkie to nawet ugotowane tylko na parze i podane z lekkim ziołowym winegretem są pyszne!
PS. Przepraszam, że jeszcze nie odpisałam… :/
MagdoK, Atrio, mam więc nadzieję, że i Wam posmakuje :)
Anno, u nas na szczęście ochłodzenie było tylko jednodniowe i dziś znów jest cieplutko i słonecznie :)
*
Dziękuję wszystkim serdecznie za wizytę i komentarze ! I pozdrawiam słonecznie i weekendowo :)
Zanim zagłębiłam się w przepis mą uwagę przykuła śliczna miseczka :)
Krupnik znam w dwóch wersjach – Mamy delikatny z ryżem, biały, prawie przeźroczysty i Taty z kaszą siny i z kawałkami mięsa. Oba pyszne,
Bardzo lubię tą zupę.
A rzepy nigdy nie dodawałam do zupy! Toż to musi być wspaniały smak! Dziękuję za pomysł :)
Miłego weekendu !
Kiedy byłam mała wpychano we mnie krupnik siłą i potrafiłam przetrzymać mamę nawet kilka godzin. Niestety rygor pod tytułem „nie odejdziesz od stołu dopóki nie zjesz” był u mnie w domu bardzo straszny.
Uwolniłam się od najbardziej znienawidzonej zupy dopiero kiedy miałam jakieś 15 lat. Na obiad przyszli dziadkowie, wujek z ciocią i jeszcze parę osób. Mama zaserwowała krupnik, w który wpatrywałam się dobre parę minut zanim udało mi się wykrztusić z siebie słowo. Wszyscy jedli ze smakiem co jakiś czas poganiając mnie żebym zaczęła jeść. Kiedy oznajmiłam, że w zupie są robaki nikt nie uwierzył i jedli dalej. (Ciągle wszędzie znajduje robaki i nikt mi nie wierzy, szczególnie kiedy myślą, że to wykręt związany z krupnikiem). Niestety jak się przyjrzeli okazało się, że miałam racje i absolutnie cała powierzchnia zupy to były białe robale z kaszy. Jako jedyna uniknęłam pochłonięcia tych uroczych żyjątek i raz na zawsze wszyscy dali mi spokój z krupnikiem.
To taka historia żeby przełamać słodkie komentarze;)
Twój krupnik wygląda tak ślicznie i apetycznie, że zaczełam być strasznie głodna, ale na taką zupkę i biorę się do gotowania :)
eee tam, poradził by sobie :) każdy Szwajcar zna angielski i w Polsce spokojnie by sobie dał radę :)
A co do wpisu wyżej, to chyba, kaszę się płucze i przegląda zanim zacznie sie nią gotować, w ten sposób można takiego wkładu obiadowego uniknąć. Takie przypadki się zdarzają, że w ryżu, w mącznych produktach mogą mieszkać robaki, i można je również nieświadomie kupić wraz z produktem w sklepie. Dlatego produkty ogląda się , przesiewa się, płucze się itd. i to chyba jest oczywiste dla każdego :)
Takze – ta łyżka dziekciu w miodzie nie popsuła mojego stosunku do uwielbiania krupniku i wszelkich mączno-kaszowych produktów :) zwłaszcza jesienią, kiedy jest chłodno
ścickam An
Matko i córko! Beatko, u Ciebie nawet zwykła (choć w tym wypadki nie taka znowu zwykła :)) zupa wygląda tak, że człowiek od razu głodnieje. :)
Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam krupnik. Chyba jeszcze wtedy, gdy moja Babcia była ze mną. Ona była mistrzynią zup, zwłaszcza tych zwykłych, tradycyjnych, polskich… I krupniki były wśród nich, choć na pewno bez rzepy.
A co do samej rzepy, to tak naprawdę jest to dla mnie nieznane warzywo. W każdym razie nie znane kulinarnie… Na naszych straganach czasem można rzepę zobaczyć, ale chyba jakąś inną odmianę, która zdecydowanie nie wygląda tak ładnie, jak ta na Twoim pierwszym zdjęciu. Jest bardziej szara, nieregularna i chyba z wyglądu bliżej jej do brukwi, niż rzepy białej…
Beo, zrobiłam ten krupnik, chociaż niestety bez rzepy ( nie było wczoraj w sklepie, może jutro na targu dostanę), i bez lubczyka ( po angielsku lovage – też ładnie), ale zamiast dodałam poszatkowane listki selera naciowego i dużo dobrej pietruszki. Mój był w wersji marchewkowo-selerowo-ziemniaczano-kaszanej, ale oczywiscie z dodatkiem kurkumy i muszę przyznać, że wyglądał PRAWIE jak Twój, hihiihhi… a w smaku był rewelacyjny, bo dodadałam również trochę wędzonej papryki w proszku i kostkę bulionu na wędzonym boczku….na odpowiedź czekam cierpliwie ;=)
Polko, u mnie krupnik bywał tylko ‘szary’, z kaszy właśnie, i oczywiście też z kawałkami mięsa, które bardzo starannie wybierałam z talerza od najmłodszych lat ;) A z ryżem była tzw. zupa ryżowa i też bardzo ją lubiłam. Ale ja właściwie już od dziecka byłam bardziej warzywno-zupna niż mięsna; i słodyczowa, baaardzo słodyczowa :)
Sarenko, współczuję przygody z robakami :/ Na szczęście nigdy mi się jeszcze nic takiego nie przytrafiło, ale domyślam się, że jest to średnio przyjemne ;)
Anytsujx, mam nadzieję, że Ci posmakuje w takim razie :) U nas za chwilę kolacja, dziś coś à la ratatouille ;)
An, zapweniam, że on naprawdę jest językowym antytalentem ;)
A co do robaczków, to tylko raz miałam tę ‘przyjemność’ (choć dosyć pośrednio, nie na talerzu na szczęście…), a były to mole niestety :/ Skończyło się na wyrzuceniu wszystkich zapasów, dosyć bowiem miałam zastanawiania się, czy może jeszcze jednak gdzieś coś się wylęgnie. A wszystko zaczęło się od bardzo ciekawie zapowiadającej się mąki z prażonej kukurydzy slow food; widocznie była bardzo smaczna ;)
Małgosiu, dokładnie to samo mogę powiedzieć o Twoich zdjęciach :)
Moją Babcię najbardziej chyba kojarzę z prażuchami z kwaśnym mlekiem. I pyszną pomidorową z ryżem :) U drugiej Babci zaś był zawsze wspaniały drożdżowy placek z kruszonką oraz kluski na parze – niebo w gębie ! :)
A co do rzepy, to u nas najbardziej znana jest ta : http://pl.wikipedia.org/wiki/Rzepa
i tej jest najwięcej w sklepach. Ta biała bywa w sumie tylko na targu lub na farmie, ale to tę najbardziej lubię.
Wsamraziku, ależ jesteś szybka! :) Cieszę się niezmiernie, że wersja z kurkumą Ci posmakowała. Też dodaję nać selera gdy nie dodaję lubczyku (po francusku ‘livèche’ :) ). A jesienią robię z korzeniem selera właśnie (teraz na farmie nie ma jeszcze tego nowego). Ja ostatnio miałam taką fazę paprykową i stwierdziłam, że muszę nieco się powstrzymać, w przeciwnym bowiem razie wszystkie moje potrawy będą mieć podobny smak ;)
A czasami do tego krupniku dodaję też kuminu w proszku, który bardzo lubimy; też fajnie smakuje.
(ps. odpiszę jutro, promise… ;))
*
Pozdrawiam serdecznie !
Bea, naprawdę nie lubisz brukselki?Wiesz kogo jak kogo ale Ciebie bym nie podejrzewała o takie ,,nielubienie”:PPPP
No i jak ja mam nie być głodna? Wyobrażasz to sobie? Tu żadna dieta nie pomoże, skoro co wieczór tak sobie serfuję, przeglądam, oglądam. I właśnie się zaśliniłam – jak ja dawno nie jadłam krupniku!!!
Beo, taka szybka to ja jednak nie jestem (dwa dni to sporo czasu ;=) ). A ta Twoja zupka mnie nawoływała tak powabnie, jak syrenki podróżników po morzach, że musiałam n aten śpiew odpowiedzieć. Kurkumę kocham od lat, i używam kiedy tylko mogę (a ponieważ jest raczej neutralna smakowo, to nawet czasami daje szczyptę do rosołu,dla „zdrowego” kolorku – pewnie tradycjonaliści żegnaliby się lewą ręka na taką profanację, gdyby wiedzieli, hihiihihih, więc proszę zachowajmy to między sobą, dobrze?). Co do papryczki, to zgadzam sie zupełnie; ja też pilnuję się, żeby nie dodawac jej do wszystkiego….
a wiesz, ze Twoja propozycja krupniku jakoś bardziej trafia w moje gusta niż tradycyjny krupnik :)
Margot, no nie mogę się jakoś z brukselką przeprosić niestety… ale kto wie, może kiedyś? ;)
Usagi, doskonale Cię rozumiem i trzymam kciuki za silną wolę w takim razie :)
No wiesz Wsamraziku, na mnie niektóre przepisy czekają już od roku, inne jeszcze dłużej, więc te dwa dni to dla mnie naprawdę rekordowe tempo ;)
Kurkumy i ja dodaję gdzie tylko mogę (np. również do ciast) gdyż jej neutralny smak jest tutaj właśnie wielkim plusem, prawda ?
PS. Czekam niecierpliwie na Twojego bloga ! :))
Aga, bardzo mnie to cieszy :)
*
Pozdrawiam serdecznie !
bea, świetny krupnik!!
sama taki robię czesto – bez mięsa. I uwielbiam go jeszcze ze szczypiorkiem an wierzchu.
Beo znam ta białą piękność ale zupy z niej nie robiłam…iluz ja jeszcze rzeczy nie robiłam…chyba nie zdążę tego nadrobić:( ale krupnik tak znam:) Twoje połączenia smaków bardzo mi się podobają…
Pozdrawiam, miłej niedzieli!
o.. kruoniku nie robilam dawno, a Twoja wersja bardzo mi sie podoba i na pewno ja wyprobuje:) Zupka wyglada bardzo apetycznie:)
Beo, znalazłam ciekawą stronę prowadzoną przez Twoją immienniczkę (Francuzkę mieszkającą w Bostonie). A natknęłam się na nią szukając ciekawych przepisów na nadzienie do okrągłych cukiń….
Polecam ten blog, bo macie dużo wspólnego, przynajmniej jeżeli chodzi o jakość potraw i zdjęć:
http://www.latartinegourmande.com/2006/08/23/courgettes-rondes-farcies-au-riz-rouge-et-aux-legumes-stuffed-round-zucchinis-with-red-rice-and-vegetables/
Dzisiaj odpowiem na maila – dzięki…..
Kuchareczko, Aga, dziękuję serdecznie ! :)
Kass, też czasami mam wrażenie, że życia mi nie starczy by wszystkiego spróbować i przetestować ;)
Wsamraziku, bloga Beatrice znam i uwielbiam! Cudne zdjęcia, sympatyczne przepisy, ciepłe opowieści. Będę w siódmym niebie jeśli kiedyś uda mi sie robić choć w połowie tak piękne zdjęcia jak jej :)
*
Pozdrawiam !
Ale dorodna ta rzepa na Twoim zdjęciu! Ciekawe urozmaicenie klasycznej zupy. W kuchni przecież nie musi być nudno.
jak zwykle trafilas przepisem w moje potrzeby :-) lezala sobie rzepka w lodowce i czekala, az w koncu cos z niej zrobie. Krupniczek zrobilam, ale musialam troche go podrasowac, tj. u mnie musi byc czosnek i troche cytryny- bez tych dwoch skladnikow, nie ma u mnie zupy :-))) mama nawet sie nie spostrzegla, ze to krupnik z bialej rzepy… moj bąbel zjadl na obiad i na kolacje :-)) pyszny, zapisany i już na stałe w naszym menu. Dzieki Bea, pozdrawiam!
Bobe Majse, w kuchni zdecydowanie nie musi być nudno! I mam nadzieję, że u mnie nigdy nie będzie ;)
Kasiu, cieszę się niezmiernie, że i Tobie ten pseudo krupnik posmakował ! Mój mąż na szczęście też rzepy w nim nie wyczuwa, a baaardzo jej ponoć nie lubi ;))
*
Pozdrawiam serdecznie !
Dopiero teraz wpadłam na ten krupnik, mniam ! Pewnie już nic nie zostało ?
Bardzo mi miło, że o mojej tatin rzepkowej wspomniałaś ;))
Dostałam wreszcie białą rzepę (niektórzy twierdzą, że prawdziwy sezon na nie u nas sie dopiero zaczyna – oj to będzie krupnikowanie!) i gotuję dzisiaj podwójną porcję krupniczku (część pójdzie do zgłodniałych podróżników – moich sąsiadów)… To jest właśnie szczęście! Jeszcze raz dziekuję za przypomnienie o tej wyśmienitej zupce ;=)
Miss_coco, no niestety teraz już nic nie zostało ;) A o Twojej tatin nie mogłam nie wspomnieć ! :))
Wsamraziku, to świetnie, że udało Ci się ją dostać! U mnie na targu już jej nie ma niestety, jest tylko ta ‘zwykła’ rzepa. Cieszę się niezmiernie, że nie tylko mnie ten pseudo-krupnik smakuje :)
Pozdrawiam serdecznie !
Beo, nawet moi amerykańscy przyjaciele wpadli w zachwyt nad tym krupnikiem (z którym czekałam na nich po przyjeździe z lotniska), więc dostali po porcji na lunch następnego dnia….Bedę go na pewno gotować regularnie ;=) Uściski!
Krupnik, pycha. Ludzkość zapomina jaką pyszną i sycącą zupą jest właśnie krupnik!
Pingback: Wiosenne nowalijki i serowe ‚ostatki’ | Bea w Kuchni