Po raz trzeci już mam przyjemność zaprosić Was na nasz blogowy Festiwal Dyni, zapoczątkowany przez Bernadettę. I mam nadzieję, że po raz kolejny grono miłośników tego jesiennego warzywa znacznie się powiększy :)
Z tego co piszecie mi w licznych mailach, komentarzach, na Waszych blogach czy forach wnioskuję, że dynia zyskuje coraz większą popularność (co – rzecz jasna – niezmiernie mnie cieszy :) ).
Jak wspominałam już rok temu - do rodziny dyniowatych należy blisko 1000 roślin (poza dynią również np. cukinia, patison, ogórek i melon). To niesamowite warzywo jest nie tylko smaczne, ale i wyjątkowo zdrowe; dynia jest bogatym źródłem karotenu, przeciwutleniaczy, witamin A, C, E, i B, błonnika, kwasu foliowego oraz wielu składników mineralnych (m.in. cynku, żelaza, wapnia, magnezu, potasu i fosforu). Jest lekkostrawna i nisko kaloryczna, a zatem bardzo przyjazna również dla naszej sylwetki. Zalecana jest osobom z nadciśnieniem tętniczym, miażdżycą, z zaburzeniami przemiany materii czy niewydolnością nerek. Jednym słowem – samo zdrowie! :) A przy okazji tak wielkie pole do kulinarnego popisu :) Wszak z dyni można przygotować praktycznie wszystko : sałatki, zupy, farsze wszelakie, tarty, zapiekanki, suflety, szaszłyki, musy, lody, ciasta czy przetwory. Możemy ją gotować, piec, dusić, smażyć czy marynować. Czy to na słodko czy na ostro, dynia smakuje wybornie w każdej chyba postaci. A tym, którzy twierdzą, że dyni nie lubią zawsze odpowiadam, że według mnie nie trafili jeszcze na swój ulubiony gatunek dyni lub na przepis, który przypadnie do gustu ich kubkom smakowym ;)
Tak jak i w poprzednich latach, tak i tym razem chciałam pokazać Wam jakieś ciekawe odmiany dyni. Wszystkie urzekają różnorodnością swoich kształtów i kolorów. Dynie olbrzymie (Cucurbita maxima), piżmowe (Cucurbita moschata) czy zwyczajne (Cucurbita pepo) – każda ma coś wyjątkowego do zaoferowania.
Tym razem szczególnie ucieszył mnie zakup wszelakich białych, szarych oraz zielonych i ‘niebieskich’ odmian, nie zawsze bowiem łatwo można je kupić (a są one naprawdę wyjątkowo smaczne). Niestety ten rok nie był zbytnio dla dyń łaskawy – dosyć chłodna i zbyt wilgotna wiosna, a później zbyt suche lato nie pomogły niestety hodowcom dyni. Tym bardziej więc się cieszę z moich tegorocznych dyniowych łowów :)
A tak wyglądają moje ulubione dyniowe farmy na których najczęściej się zaopatruję :
*
Dynie równiutko poukładane, podpisane (dosyć szczegółowy opis każdej odmiany), z przyklejoną na każdej z nich ceną, czekają na chętnych :))
nie
*
- farma Pani Martine Meldem :
*
- farma ’1001 dyni’ :
*
poniżej ‚odkryta’ w tym roku dynia ‚Spaghetti Orangetti’ :
Kamo Kamo :
muszkatołowa z Laosu :
*
*
Sami chyba przyznacie, że niesłychanie trudno jest dokonać ostatecznego wyboru i zdecydować, które z dyni powinny pojechać z nami do domu ;)
A oto odmiany które ostatecznie w tym roku zamieszkały pod naszym dachem ;)
*
*
Ponoć jedna z najlepszych dyń z Afryki Południowej o bardzo dobrej jakości ciemnopomarańczowym miąższu. Można ją przechowywać ok. 4-5 miesięcy.
*
Valenciano, o lekko orzechowym smaku, ciemno pomarańczowy miąższ. Można ją przechowywać ok. 6-7 miesięcy.
*
*
Dynia pochodząca z Azji. Miąższ żółto-pomarańczowy, słodki, lekko ‘mączny’ i delikatny w smaku. Idealna np. do risotto. Można ją przechowywać ok. 5-9 miesięcy.
*
*
Bardzo popularna odmiana amerykańska, uprawiana od 1909 roku. Miąższ żółto-pomarańczowy, ‘suchy’, bardzo dobrej jakości.
Można ją przechowywać ponad rok.
*
*
Odmiana amerykańska, dynia małych rozmiarów (maks. 1,5 kg). Można ją przechowywać ok. 6-7 miesięcy.
*
*
Odmiana amerykańska, bardzo popularna. Prawda, że oryginalna? :)
Miąższ żółto-pomarańczowy, ‘suchy’, bardzo dobrej jakości. Można ją przechowywać ponad rok.
*
*
Tak jak u poprzednich prezentowanych dyni odmiany Hubbard – miąższ żółto-pomarańczowy, ‘suchy’, bardzo dobrej jakości. Można ją przechowywać ok. 5-6 miesięcy.
*
*
Dynia rodem z Taiwanu. Owoce lekko spłaszczone, waga do 3 kg. Miąższ pomarańczowy, lekko ‘mączny’, bardzo dobrej jakości.
Można ją przechowywać ok. 5-8 miesięcy.
*
*
Dawna odmiana japońska. Miąższ żółto-pomarańczowy, orzechowy smak.
Można ją przechowywać od 6 do 12 miesięcy.
*
*
Buttercup, to kolejna amerykańska dynia (bardzo popularna i niezwykle ceniona) o wspaniałym, lekko kasztanowym smaku i świetnej jakości miąższu. Niestety nie można jej przechowywać zbyt długo, ok. 3-4 miesiące.
*
*
Sweet Mama to bardzo ceniona w Ameryce i Japonii odmiana (druga jej nazwa to Tsurunashi-Yakko). Miąższ bardzo dobrej jakości, ‘sychy’, o lekko kasztanowym smaku.
Można ją przechowywać od 5 do 12 miesięcy.
*
*
Nowa odmiana o dobrej jakości, orzechowo-kasztanowym miąższu. Owoce dosyć małe, waga ok. 1 kg.
Można ją przechowywać ok. 5 miesięcy.
*
*
Nowa odmiana, hybryda z rodziny dyni piżmowej (Cucurbita moschata). Owoce o wadze 4-5 kg, miąższ żółto-pomarańczowy, ścisły, delikatny.
Można ją przechowywać ok. 4-8 miesięcy.
*
*
Pyszna włoska odmiana dyni o świetnej jakości miąższu, na którą ‚polowałam’ już od pewnego czasu ;)
To dosyć późna odmiana, która potrzebuje stosunkowo dużo ciepła, nie w każdym klimacie więc dobrze owocuje.
Można ją przechowywać ok. 4-8 miesięcy.
*
*
To dynia sięgająca korzeniami plemienia Dakotów. Miąższ dobrej jakości, zwarty, słodkawy. Odmiana ta jest niezwykle cenna ze względu na swe wyjątkowe wartości odżywcze (witaminy + karoten). Podobno bardzo polecana szczególnie jako pożywienie dla dzieci.
Można ją przechowywać ok. 5-8 miesięcy.
*
*
*
Dynię tę kupiłam przede wszystkim ze względu na jej uroczy wygląd :)
Te nieduże owoce (do 1 kg) świetnie nadają się np. do faszerowania i zapiekania. Można ją przechowywać ok. 4-7 miesięcy.
*
*
*
Delicata to – jak sama nazwa wskazuje – dynia o bardzo delikatnym smaku, dzięki czemu świetnie nadaje się również do przygotowania dań deserowych, lodów, konfitur. Najlepsze są te w miarę świeżo zerwane okazy, gdyż po upływie ok. 3 miesięcy miąższ Delicaty staje się dosyć ‘mączysty’.
*
*
Tak jak u powyższej Delicaty – delikatny miąższ o lekko orzechowym smaku. Najlepsza do 3 miesięcy po zbiorze.
*
*
Jedna z bardziej interesujących smakowo odmian dyni. Miąższ o niezwykle wyjątkowym, delikatnym i subtelnym smaku.
Można ją przechowywać ok. 4-6 miesięcy.
*
Kilka zakupionych w tym roku dyni cukrowych (sugar pumpkins) :
*
*
Przechowywanie : 4-5 miesięcy
*
*
Przechowywanie : 4-7 miesięcy
Small Sugar, nazywana również Sugar Pie. Przechowywanie : 4-6 miesięcy
Baby Bear – bardzo popularna i lubiana w Ameryce odmiana o dobrej jakości miąższu.
Przechowywanie : 2-3 miesiące
I jeszcze kolekcja miniaturek :
*
*
Te malutkie dynie (waga od 150 do 300 g) świetnie nadają się do faszerowania i zapiekania.
Można je przechowywać od 4 do 8 miesięcy, jednak najlepiej smakują te ‘młodsze’ okazy.
Dynie Baby Boo (to ta kremowa na zdjęciu) są nieco mniejsze (100-200 g) i mają dodatkowo orzechowo-kasztanowy smak. Przechowywanie : ok. 5 miesięcy.
*
I jeszcze jeden tegoroczny nabytek, któremu nie mogłam się oprzeć ;)
*
*
Niestety ‘pani od dyń’ ;) nie pamiętała jej nazwy, ‘roboczo’ więc nazwałam ją sobie ‘Warted Green’ (co w wolnym tłumaczeniu brzmi : dynia ‘zielona brodawkowa’ – prawda, że po angielsku zdecydowanie lepiej ? ;) ).
Jeśli ktoś z Was zna dokładną nazwę tej odmiany, będę wdzięczna za pomoc :) A póki co, napawam się niezwykłym wyglądem tego zielonego stwora ;)
Oczywiście nie zabrakło też kilku moich ulubionych odmian, które kupuję co roku (wybaczcie proszę zeszłoroczne zdjęcia, jednak wspomniany już ostatnio przeze mnie remont niestety nie pozwolił mi na zrobienie tylu zdjęć, ile pierwotnie sobie zaplanowałam… :/ ) :
*
*
Butternut to chyba najbardziej ‘uniwersalna’ dynia; miękka, ułatwiająca obieranie skórka, bardzo małe gniazdo nasienne (więc stosunkowo niewiele ‘odpadów’ ;) ), a do tego dobrej jakości miąższ i przyjemny smak. Kupuję ją praktycznie przez całą zimę, jest to bowiem bardzo łatwo dostępna i popularna tutaj odmiana.
*
*
Nie mogło również zabraknąć dwóch moich ulubionych odmian : amerykańskiej Ambercup oraz japońskiej Potimarron (rodzina Hokkaido). To niezwykle smaczne dynie o kasztanowym smaku i suchym, świetnej jakości miąższu. Pyszne np. upieczone z przyprawami na blasze (tak jak wspominałam o tym tutaj – klik).
*
*
To była pierwsza zakupiona i zjedzona w tym sezonie dynia :) Wyjątkowo dobrze smakowała z sosem z gorgonzoli.
*
*
Dokupiłam też kilka dyni z rodziny Acorn (po dwie z każdego rodzaju), które również z całą pewnością zakończą niebawem żywot w piekarniku ;)
*
* * *
Mam nadzieję, że ta wirtualna podróż w świat dyni przypadła Wam do gustu. Gdyby nie fakt, że samochód wyzionął ducha, było by jeszcze kilka innych okazów. Ale to nic, przynajmniej zostanie nam jeszcze coś nowego na przyszły rok ;)
Ciekawa jestem, które z prezentowanych tu dziś dyni już znacie i lubicie, które wyjątkowo Wam się spodobały, którą to Wy najchętniej kupilibyście będąc na jednej z tych dyniowych farm… :)
*
*
Pozdrawiam serdecznie!
I zapraszam na kolejne festiwalowe odcinki ;)
A ja już od jutra zaczynam wędrówkę śladami Waszych blogowych smakołyków ;)
*
Uwielbiam te Twoje wpisy wprowadzające :) Cudowne zdjęcia z farm, a potem zdjęcia kolejnych okazów :) Dzięki temu wiem, ze w zeszłym roku tak bardzo mi smakowała ta zielona Sweet Mama – oj jaka pyszna była. A w tym roku z tych co kupiłam rozpoznałam Potimaron, choć na etykiecie było napisane, że to hakaido;) No ale skoro piszesz, że to z tej rodziny, to wszystko jest zrozumiałe:)
A ja czekam na Twoje dyniowe smakołyki :)
Pozdrawiam!
Tak tak, Hokkaido to ich nazwa ‚ogólna’ :)
Magiczna podróż w świat dyń! Uwielbiam Twoje posty Beatko!
Te zdjęcia z farm i poszczególnych rodzajów dyń mnie powalają, są niesamowite. W ogóle to ja zawsze dowiem się czegoś ciekawego i nowego u Ciebie. O niektórych dyniach (a właściwie prawie o wiekszości) nawet nie słyszałam . Ja kupuję taką zwykłą, pomarańczową, nawet nie wiem jaka to odmiana ;)Tylko taką znajduje w sklepie.
Wszystkie są cudne,chciałoby się spróbować każdej:)
Pozdrawiam ciepło:)
Wiesz Majanko, jeszcze kilka lat temu tutaj też wybór był zdecydowanie mniejszy, więc może i w PL niebawem się to zmieni :)
Wspaniały post! Niesamowite warzywo ta dynia. Mam dynię piżmową w domu, kupioną do chlebka, ale może uda mi się wyszukać coś innego, bo przed Hallowe’en w Irlandii dyń nie brakuje :)
Sa przecudne -wszystkie!!!! niektore przecudnie paskudne,ale interesujace:) bylam niedawno na Festynie Dyni i tez byla masa roznych,moze nie az taka roznorodnosc gatunkow,ale naprawde sporo nieznanych mi do tej pory,a miedzy innymi zaprezentowanych tutaj przez Ciebie :) Ja sobie procz tradycyjnych Hokkaido,pizmowej i kilku roznych sztuk mini-jadalnych zakupilam sobie jedna dynie Siam i wlasnie mysle,co by tu z niej przyrzadzic…..
Pozdrawiam cieplutko :) i z mila checia po raz kolejny dolaczylam sie do Twojego Festiwalu Dyn :)
Bea no to teraz nie ma opcji, żebym się zdecydowała na nasionka :) Cudny wstęp do festiwalu, jesteś skarbnicą wiedzy. Pozdrawiam i szaleję dyniowo
w pobliskiej miejscowości, przy drodze, w końcu października pojawiają się stosy dyń, pół kilometra pomarańczowego pobocza. zatrzymałam się tam w zeszłym roku i zapytałam jakie mają odmiany, odpowiedź była powalająca: „jadalne i ozdobne” :))
Wow. Imponująca kolekcja! Szczerze powiedziawszy to fanem dyni nie jestem, ale zawsze z wielką przyjemnością oglądam Twoja posty i zazdroszczę tych farm. Chętnie bym się wybrała na jedną z nich, popodziwiała, zdjęcia może i jakieś porobiła :p
Teraz spojrzałam na wcześniejszy komentarz i z przykrością muszę stwierdzić, że ja też z tych, co to znają ‚jadalne i ozdobne’ ;) może dlatego jakoś szczególnie mnie nie pociąga to warzywo.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na relacje z przemiany dyń w cuda :D
Ja także jestem fanką bloga ! Na pocieszenie tym, którzy mają zdolności mobilne mogę polecić małą wioskę w Małopolsce na trasie Kraków – Sandomierz tuż przed Nowym Brzeskiem, jest to zagłębie farm dyniowych. Dziś przejeżdżając kupiłam kilka ładnych okazów, a jutro wrócę tam z większym zapasem gotówki po kolejne.
Jejku, ile tych odmian jest!! Nie miałam pojęcia. Na dzisiaj planuję danie z dynią, mimo że za dynią nie przepadam. Ale to tylko ze wzgledu na Twój festiwal :))).
Tak naprawdę, to chcę z dynią nadal eksperymentować, bo może w końcu trafię na jakieś danie, dzięki któremu ją zjem z prawdziwą przyjemnością.
Pozdrawiam!
Lasqueen, a czy jadlas kiedys konfitury dyniowe ? Obdarowali mnie kiedys nimi wlasnie znajomi z Wloch (confetura di zucca, mam nadzieje, ze nie zrobilam bledu). Smakuja przecudownie, bo sa gotowane z winem, zreszta szczegoly wkrotce u mnie. Mam nadzieje, ze sie przekonasz, bo dynia jest zadziwiajaca jako warzywo. Pozdrowienia.
Konfitury z dyni nie jadłam, chyba nawet nigdy się na nią nie natknęłam w żadnym sklepie.
Z winem mówisz? No właśnie – dynia ma to do siebie, że sama nie jest zbyt ciekawa smakowo, dopiero z jakimś dodatkiem jest zjadliwa wg mnie :). Inne warzywa i owoce można jeść same i smakują rewelacyjnie. To, co dyni towarzyszy sprawia dopiero, że danie smakuje. Takie są jak do tej pory moje odczucia po eksperymentach z dynią :). Pozdrawiam!
Bea, a jak się nazywa taka długa dynia: 1,5 m, zielona skórka, żółty miąższ, bez pestek?
Bo kupiłam taką, bardzo smaczna, mało dyniowa w smaku ale pan rolnik nie potrafił mi powiedzieć, bo kupuje nasiona po obrazkach i nazwami się nie przejmuje uznając, że i tak ich nie wymówi ani nie zapamięta.
Na myśl przychodzi mi Lunga, ale ona ma pestki, tylko że stosunkowo mało…
Sluchaj Bea, ja mam woz, wiec moze cie tam zawioze jeszcze raz, jesli twoj wysiadl ? Bo po twojej prezentacji, po prostu chce sie tam byc i to natychmiast ;)
Kupilabym wszystkie oczywiscie, a najchetniej nasiona i posadzila u siebie.
Co do dyni w ogrodzie mam troche smieszna anegdote. Kiedy wprowadzilismy sie do obecnego domu, ogrod zostal czesciowo wykarczowany i, ze tak powiem, swiecil pustkami. Zeby go na predce jakos zazielenic, bo na prace ogrodowe nie bylo na poczatku i czasu i pieniedzy, posadzilam dynie, miedzy innymi, oprocz pomaranczowych dyn, kilka zielonych okazow, ktore wymieniasz. Torebki z nasionkami gdzies sie zapodzialy, i kiedy w ogrodzie pojawily sie na jesieni dynie, juz nie pamietalam co i gdzie posadzilam. Ktos ze znajomych orzekl wtedy, ze sa to dynie ozdobne a nie jadalne, i wyobraz sobie, ze ich nie zjedlismy ! A byly ich kosze ! Uzywalismy ich do celow dekoracyjnych, zanosilam nawet kolezankom do pracy, ktore dla ozdoby ustawialy je sobie na biurku lub parapecie… Tylko jedna kolezanka uznala, ze dynia nadaje sie jak najbardziej do spozycia i upiekla ja w piekarniku.
Kiedy na wiosne odnalazlam potem koszyk z torebkami z nasionami i przeczytalam na opakowaniu, ze jest to dynia ceniona przez dzialkowiczow ze wzgledu na swoje nieslychane walory kulinarne, nie moglam w to uwierzyc. A dzisiaj ogrod przypomina znowu dzungle i na dynie i inne warzywa mam coraz mniej miejsca.
Beo, zapraszam na wczorajszy crumble z dynia i chorizo oraz tarteletki z konfitura dyniowa, ale to wkrotce. Przysle ci oczywiscie dokladne linki do podsumowania, tak jak prosilas.
Wow! Beo, zebrałaś chyba wszystkie możliwe odmiany! I ze względu na dynie tęsknię za życiem w Niemczech – bo tutaj mam wrażenie jakoś tak mizerniej w tym temacie :) ale postaram się dołączyć!
Uściski!
Chyba się popłaczę… Ja chcę choć na jedną z tych farm!! Toż to jest istny raj dla miłośnika dyni, takiego jak ja.. Ile kolorów, ile kształtów. Na prawdę, zazdroszczę..
Tym bardziej, że w Polsce, o takim wyborze można pomarzyć. Ba, można zapomnieć o jakimkolwiek wyborze. Nie dalej jak dwa dni temu, będąc na targu rozglądając się za butternut usłyszałem: „Ależ proszę Pana, dynia to dynia”. Cóż, widać można i tak:((
Spencer, prawda? Może zorganizujmy jakąś wycieczkę na farmy koło Bei w następnym sezonie dyniowym ;) Bea się NA PEWNO ucieszy, jak ją wszyscy odwiedzimy :D
To i ja się piszę :).
Ja proponuje taka farme zalozyc w Polsce i rozpropagowac te dynie.
Ja to bym chciała taką farmę w Polsce. Najlepiej jakoś po środku, żeby każdemu było blisko. I byłyby i dynie, i sady, i las z grzybami. I każdy mógłby mnie odwiedzić, robiłybyśmy festyny dyni i jabłek, gotowały…
Kuchnia by była duża, otwarta na ogród, dostępna dla każdego. I można by było kolacje jadać ze wszystkimi w ogrodzie, przy stole z obrusem w zielono-czerwoną kratkę, ale i samemu w bujanym fotelu na werandzie… Esh…
Usagi to trochę jak u nas „na ranczu”. Obok jest las, z drugiej strony sad z jabłoniami i gruszami, a od tego roku w ogródku dynie :) Co prawda tylko 2 odmiany (olbrzymia i hokkaido), ale są.
Jak zwykle wpadam w zazdrość czytając Twoje wpisy wprowadzające. I zadaję sobie pytanie: czemu, czemu ja tak nie umiem? czemu ograniczam się do kilku zdań? czemu na ten czas nic o żurawince nie skrobnęłam?
I jak zwykle sama sobie odpowiadam – bo ja leniwa kobieta jestem ;)
Ja Cię ślicznie proszę – wydaj książkę z przepisami z bloga. Ja sobie ją kupię, postawię na oknie i będę oglądała niczym najcenniejszy skarb, z namaszczeniem.
Jak zwykle świetny wpis i tylko szkoda, że u mnie w okolicy maksymalnie 2-3 rodzaje dyń :(
Pozdrawiam serdecznie
Oj… nie sądzę że ktoś chciałby moje przepisy a) wydać w postaci książki, b) kupić skoro i tak są na blogu ;)
Ale miło mi bardzo, że się podobają :))
A co do ‚lenistwa’, to niestety prawda jest taka, że tego typu wpisy (przynajmniej mnie) zabierają naprawdę dużo czasu. Dlatego nie zawsze mogę tyle pisać ;) No chyba że bym przestała pracować ;))
Beo po prostu nie mogę na to patrzeć. Ja mogę dostać dynię, albo dynię i zawsze nazywa sie po prostu dynia… W tym roku są inne, żółte, ale oczywiście nikt mi nie powie co to za odmiana :(. Zazdroszczę Ci ogromnie. Postaram się dołączyć, chociaż czasu mam mało. Czekam z zapartym tchem na wpis o pure dyniowym na zimę :).
Między innymi specjalnie dla Ciebie będzie o puree już jutro :)
Beatko, zadajesz stanowczo za trudne pytania! :D Które bym kupiła??? No przecież, że wszystkie! :D
Niezmiennie podziwiam Twoją dyniową kolekcję i jestem pod wrażeniem wszystkich okazów. Co jeden, to ciekawszy.
Z tych, które już zdążyłam dzięki Tobie poznać osobiście, moim smakowym faworytem jest Butternut. Zdecydowanie! Zaraz za nią Hokkaido. Ale też i niewiele odmian miałam okazję popróbować. U nas jednak dyniowy rynek jest niezwykle ubogi.
Wizualnie bardzo podobają mi się wszystkie odmiany typu „acorn”. I jeszcze te malutkie, z serii „baby”. :) Ale tak naprawdę zazdroszczę każdej jednej. Wyobrażam sobie, jakie pyszności czarujesz z nich każdego dnia… :) Czekam z niecierpliwością czym nas tym razem pysznym poczęstujesz. :)
Kochana Beatko wiesz muszę się przyznac jestem zazdrosna a nie bywam ale zazdroszczę Ci tego targu a dyniami, tylu odmian wogólę łatwego dostępu do tak wpaniałych odmian.
Wiesz zawsze czekam z utęsknieniem na Twój Festiwal – zrobiłam nawet zupę dyniową mega kremową :)
Oj pyszna jest pyszna:)
serdecznie pozdrawiam
Bea, toż to dyniowy raj! Dzięki za tę piękną lekcję poglądową, bardzo się podciągnęłam w wiedzy o dyniach.
Znajomi, którym pokazałam Twój blog, ze zrozumieniem zaczęli traktować moją fascynację tym warzywem.
Możliwe, że sami jej ulegną i to będzie Twoja zasługa. :)
Pozdrawiam.
Buko, miło mi będzie niezmiernie, jeśli choć w niewielkim stopniu przyczynię się rozpropagowania dyni :)
Dziękuję Ci serdecznie za wizytę i komentarz!
Bea kolejny świetny dyniowy wpis. Kolejny o tym jak bardzo różni się rynek dyniowy u nas i u Ciebie. Ja ostatnio też padłam ofiarą tego podziału na ozdobne i jadalne. I tylko tyle, na pytania o inne odmiany rolnicy wybałuszają oczy.
Na szczęście mały wybór nie przeszkadza w przyrządzaniu wielu potraw. Co mam zamiar zrobić w tym tygodniu.
Beo, umarłam! Z zazdrości oczywiście ;-) Ty chyba półciężarówką jechałaś na tą farmę ;-) Dlaczego TAM może to być takie proste – pojechać i kupić… oj, czy naprawdę proste? bo przecież najpierw trzeba WYBRAĆ ;-) a TU – tak jak już pisały poprzedniczki- są dynie ozdobne i jadalne…
W desperacji próbowałam wyhodować sobie różne, uprzednio przez Ciebie wychwalane odmiany, z nasion zakupionych na ‚allegro’ – ale wyszła całkowita klapa…
Na pociesznie zrobię dzisiaj dynię szałwiową z odmiany ‚polskiej jadalnej’ ;-)
Pozdrawiam!
rewelacyjny post!
prawdziwy poradnik dla zielonych, czyli takich jak ja.
nie znam się na dyniach. dla każda dynia to… po prostu dynia. a tu tyle rodzajów, tyle odmian i tyle odmiennych zastosowań! zawrót głowy iście dyniowy!
świetny, bardzo pouczający post! pozdrawiam x
W zyciu nie widzialam tylu ciekawych dyni. Dziekuje za ten piekny i niezwykle ciekawy wpis.
Dziękuję bardzo za ten pokaz dyń:-) Na takiej farmie rzeczywiście sytuacja typu „osiołkowi w żłoby dano…” – u nas dziś będzie (chyba) zupa z butternut squash.
Dokładnie tak Anno Mario, osiołkowi w żłoby dano ;) Dziwnym trafem samochód odmówił posłuszeństwa właśnie w drodze na dyniową farmę ;))
Miło mi, że wpis i zdjęcia się podobają :)
Żeby nie było tak ‘różowo’ dodam, że tutaj też nie wszyscy rolnicy czy sprzedający znają się na gatunkach dyni. I często to ja na targu podpowiadam kupującym co jak się nazywa ;)
Pomysł dyniowej (i nie tylko dyniowej) wielkiej farmy świetny. Jestem pewna, że by się sprzedawały jak świeże bułeczki ;) tym bardziej że dynia to nie to samo co truskawka i transport np. o wiele lepiej znosi :) Nie znacie może jakiegoś rolnika z pasją (i z duuużą ilością pola ;))? Do tego różne ciekawe ‘zapomniane’ warzywa, sad owocowy, agroturystyka i wspólne kucharzenie. Ah! I jeszcze prawdziwy piec chlebowy! Raj na ziemi :)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie! I dziękuję za wizytę i przemiłe komentarze :)
ja już dyniować zaczęłam dawno, dziś na makaroniarach i eksperymentach kulinarnych cosik wrzuciłam :)
Jestem pod autentycznym wrażeniem. Te zdjęcia spokojnie bym powiększył i powiesił w galerii sztuki.
Albo chociażby w gustownych ramkach w „knajpie”. Szczerze mówiąc nie widziałem jeszcze nigdzie nic takiego.
Kapitalny POST – moje gratulacje wychodzące z zachwytu.
pozdrawiam
podpisuję się pod tym obiema łapkami :)
Bea, cudnie! Ja też „zachorowałam” na dynie, w tym roku kupiłam duzo nasion na allegro i bez problemu mi wyrosły. Jadłam już swoją blue Hubbard, świetna, na pewno będą ją sadzić co rok. Jadłam delicatę, butternut, hokkaido, Sweet Dumpling, Lunga di Napoli, makaronową, prowansalską. Dynie w Polsce rosną świetnie, jeśli tylko kupi się nasiona nie ma problemu z tą rośliną.
Witam na blogu i dziekuje za komentarz! :)
Musilko, dynie rosna dobrze wtedy, gdy maja odpowiednia glebe i niestety – pogode; niektore odmiany potrzebuja duzo wiecej slonca niz inne i przede wszystkim nie za duzo zimna czy wilgoci. I dlatego wlasnie w tym roku w Polsce dynie nie wszedzie obrodzily niestety (a tez z byly z kupnych, dobrej jakosci nasion). W niektorych regionach owoce nie zdazyly sie dobrze zawiazac, nie zdazyly dojrzec. Tak wiec ciesze sie, ze choc u Ciebie nie bylo problemow :)
Droga Beatko :)
Jak zawsze jestem pod wrażeniem Twoich dyniowych (i nie tylko, acz szczególnie!) rozpraw.
Ta także wspaniała i ciekawa.
Jak bardzo – dowodem może być to, że mój małżonek, który od blogów kulinarnych stroni, czytał i oglądał przez moje ramię :)))
moc serdeczności Beatko!
Dynia, baaaardzo spora jak na nasze polskie sklepy, leży i czeka już w kuchni…podobnie jak kilka pomysłów.
miłego wieczoru
M.
Z niejakim wstydem przyznaję, że do tej pory używałam dyniowatych stworów wyłacznie jako jesiennych ozdób, a do jedynego przepisu, który posiadałam (sernik z dynią) używałam puree dyniowego z PUSZKI! No, nawet dla mnie brzmi to teraz jak świętokradztwo kulinarne , a minęło od tego czasu zaledwie kilka miesięcy.
Ale, wczoraj po powrocie z LA wybrałam sie na łowy dyniowe, i ………… matko moja, ile tego tutaj mamy… Więc na razie kupiłam cztery cudaczki – biały acorn (czyli żołądź, który będę nadziewać), delikatę i dumpling (czyli pierożkową) – obie do zupy, i golden nugget (grudka złota) – na razie nie wiem do czego, może masz Beo jakieś sugestie, np. coś zapiekanego z jajkiem?
Wobec tego fastyn dyniowy czas zacząć!
Jutro wlasnie bede pisac o puree, tym wlasnego wyrobu rzecz jasna ;)
A co gatunkow dyni, to bardzo Wam tego wyboru zazdroszcze, bo ja do niektorych odmian niestety nie mam dostepu :/ Choc oczywiscie nie skarze sie ;)
A przepis z jajkiem w jakim sensie? W sensie z uzyciem puree czy dynia cala faszerowana?
Cudnie Beo – na pewno spróbuję Twojego puree do sernika, chociaż z pewnościa nie w ramach festiwalu (czytaj – czas mi depcze po piętach, a ja mu się staram uciec ;-) )
A przepis to raczej na nadziewane małe dynie, np.ser, dynia, coś tam jeszcze, i na wierzchu wbite całe jajko; to wszystko zapiekane – właściwie to wygląda na to, że przepis się już sam jakoś stworzył, hihhi, ale będę wdzięczna za Twoje sugestie, ajk zwykle…
Beo – u Ciebie cudnych dyń pod dostatkiem, więc nie ma czego zazdrościć, ale muszę przyznać, że nawet z zwykłym supermarkecie znalazłam ich ponad dziesięć rodzajów (a dzięki Twojej lekcji z pięknymi zdjęciami rozpoznałam nawet kilka po imieniu) :=0 Dzięki!
Szaleństwo! :D Jak zwykle nie mogę napatrzeć się na te Wasze dyniowe targi. W życiu nie zapamiętam tylu odmian! ;D
Ja jeżdżę na farmy z notesikiem i aparatem :)
Brawo, Beatko, przyznam, że z niecierpliwością czekałam na ten post, ciekawa jakie odmiany tym razem pokażesz. „Kopara” mi opadła! Wspaniała galeria! Ja u siebie w ogrodzie również zaczęłam dyniować, hokkaido przyjęła się bardzo dobrze, w przyszłym roku mam zamiar poszaleć z innymi odmianami.
Daj znać, jeśli chcesz powiększyć zasoby dyniowych nasionek! ;)
Powiem tylko – WOW!
dyniowe szaleństwo ;)
Ależ nacieszyłam oko tymi dyniami :)
Wspaniałe i bardzo malownicze !
Prawdziwe dyniowe zagłębie – dobrze mieć pod ręką takie farmy :)
o raju, wymiękam na widok tylu dyń!
To jest absolutnie niesprawiedliwe, że u nas można dostać jedynie dynię-dynię, no może czasami w jakimś eko sklepie można znaleźć horrendalnie drogą dynię Hokkaido – i tyle. Możemy sobie tylko pooglądać te cudeńka na Twoich pięknych fotkach…
Beo,
jestem pod wrażeniem kolekcji :) gdzie Ty to wszystko przechowujesz i kiedy zjadasz ? bo ja mam zdecydowanie mniej a i tak starczy mi do wiosny :) u nas również rynek dyniowy skromniutki, o dyniowych farmach nikt raczej nie słyszał, nasion tych wszystkich odmian to chyba nawet Kokopelli nie ma :) à propos czy mogłabym zamówić u Ciebie parę nasionek ?
pozdrawiam i idę jeść zupę (dyniowa wg. Bei oczywiscie ;) )
W mieszkaniu moja droga, w każdym wolnym miejscu siedzi obie dynia ;)) A spożywam je też aż do wiosny i nigdy nie ma ich za wiele ;)
I oczywiście że możesz ‚zamówić’ nasionka! Nota bene muszę Ci o czymś napisać…
Witam wszystkich miłośników dyń. Te dynie są cudne. Chciałabym je wszystkie posadzić, ale działeczka mała. W tym roku miałam hokkaido (urosło 15 szt. na 2 roślinkach), ambar, makaronową i 3 wielkie żółte „banie”. Hokkaido dałam siostrzenicy dla dziecka i dziecku tak zasmakowała, że w jedzeniu pomagał sobie rączkami. Mnie też bardzo smakuje pieczona. Oczywiście zanim jest zjedzona – służy jako dekoracja okna w kuchni, dlatego w następnym roku chciałabym posadzić dynie dekoracyjno-jadalne np. gatunek acorn, jak dostanę gdzieś nasionka. Pozdrawiam.
h
O tak, Hokkaido jest pyszna! Zawsze, gdy mam ją upiec do jakiegoś dania przewiduję podwójną porcję, w zastraszającym tempie bowiem znika ‚podjadana’ ot tak ;)
Pozdrawiam bardzo serdezcnie! I dziękuję za wizytę :)
Dziękuję wszystkim serdecznie! Miło mi, że kolekcja ‚Dyniowa Jesień 2010′ przypadła Wam do gustu ;))
Na moim weselu jedyną dekoracją były dynie, przeróżne, dziadek wysadził ich dla mnie mnóstwo, rożne odmiany. Teraz są dekoracją przed domem moich rodziców, kilka nawet mam na biurku przed sobą. Większe i mniejsze, bardziej i mniej kolorowe. Po przeczytaniu tego postu zdurniałam, byłam pewna, że to dynie ozdobne i nie można ich spożywać, dziadek wyrzucił torebeczki po nasionach i cały czas mi mówił, że to tylko do ozdoby, właśnie zaczęłam w to wątpić. Aż szkoda żeby się zmarnowały. To mi teraz zadałaś pracę domową, ale dziękuję całym serduchem że zostałam uświadomiona. Pozdrawiam ciepło
Kamilciu, witam :)
Wiesz, bardzo bym chciala byc na takim ‚dyniowym’ weselu! To przeciez niezwykle oryginalne. A dla mnie to oczywiscie dodatkowa gratka ;) No i wspanialego masz dziadka! A skoro piszesz, ze dynie masz jeszcze przed soba na biurku, to wnioskuje, ze slub byl calkiem niedawno? Przyjmij wiec najserdeczniejsze zyczenia :)
I nastepnym razem zostawcie koniecznie opakowania po nasionkach, by latwiej moc rozpoznac dynie.
Pozdrawiam serdecznie! I dziekuje za wizyte :)
Goście pewnie też nie wiedzieli, że prawie wszystkie dynie ozdobne są zjadliwe. Ja z takiego wesela bez dyni bym nie wyszła. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Masz racje, i ja bym raczej bez dyni nie wyszla ;) Za zgoda mlodej pary rzecz jasna :)
Wesele było we wrześniu, dzięki wielkie za życzenia :* Po weselu nic ich nie ubyło , szybciej pies kilka podkradnie do zabawy. Już kilka odmian zweryfikowałam. Szkoda, że nie ma takiego poradnika jak z grzybami – jadalnie, niejadalne.
Jeszcze raz wielkie dzięki :*
Kamilciu, tutaj masz zdjecia tych najwazniejszych ‚dekoracyjnych’, moze sie przyda :
http://www.kcb-samen.ch/shop/?cPath=21&language=en
I zgadzam sie z tym co napisala Leloop ponizej : generalnie tymi ozdobnymi dyniami sie nie otrujemy, aczkolwiek nasze jelita moze nie najlepiej beda to spotkanie wspominac ;)
dziękuję za link ;)
w kwestii formalnej, odnośnie dekoracyjności i jadalności dyn.
tak prawdę mówiąc nie ma niejadalnych dyn, dynia nie da rady się otruć, można najwyżej dostać biegunki ;). te, które uważamy za ozdobne bardzo często maja bardzo mało miąższu, gruba skórkę albo ich miąższ jest nijaki w smaku. Francuzi poradzili sobie z tym problemem, dynie o konkretnych walorach smakowych nazwali „potiron”, te nijakie „citrouille” (taka np. jest dynia znana z Halloween) oraz „coloquint” czyli jak tłumaczy wiki „Arbuz kolokwinta” (to te o niesamowitych kształtach).
walory dyni można łatwo rozpoznać po kształcie ogonka, ogonek tych ozdobnych i nijakich ma w przekroju kształt 6-boku, ogonek dyn „smacznych” jest u podstawy okrągły. są oczywiscie wyjątki od reguły :)
I właśnie o taką instrukcję mi chodziło, medal dla Ciebie :*
No wlasnie, jak zwykle sa wyjatki ;) Jak to i we francuskim na ten przyklad ;))
Jakis czas temu robilam wlasnie zdjecia roznych ‚ogonkow’ (dyniowych, ma sie rozumiec… ;)), ale takich typowo ozdobnych niestety nie mam, nie pomyslalam by i taka do ‚albumu’ kupic. Moze jeszcze mi sie uda.
Fajnie, ze znow ‚jestes’, wiesz? :)
:)
czuwam cały czas tylko gęby mi się nie chce otwierać ;)
Otwieraj please! ;))
Wiesz Bea, teraz rozumiem dlaczego jeszcze nie kupilam dyni – u nas nie ma ani 1% tego co prezentujesz, niesamowite sa te dyniowe kule, polowy w zyciu nie wiedzlalam… Pik-a-pie jest tak doskonala, ze czuje ze takiej to bym nie rozkroila :))
Problem w tym Basiu, ze jesli jej na czas nie rozkroje, to potem juz bedzie za pozno ;)
Ja nie powiedziałam „jadalne”, tylko „zjadliwe”. Przecież ta najsmaczniejsza dla mnie dynia hokkaido jest dekoracyjna. Najładniejsza dekoracja mojej kuchni jest właśnie dyniowa. Różne kolory i kształty, a potem potrawy i smaki. Jest pięknie i pysznie, a co najważniejsze – zdrowo. :)
Zos, ja mysle ze Leloop pisala to bardziej odnosnie wypowiedzi Kamilci, ktora napisala : ”byłam pewna, że to dynie ozdobne i nie można ich spożywać, dziadek wyrzucił torebeczki po nasionach i cały czas mi mówił, że to tylko do ozdoby”, przynajmniej ja tak to odebralam ;)
A dynie wlasnie ze wzgledu na ich ‚dekoracyjnosc’ sa dla mnie wyjatkowe. I tak jak piszesz – nie dosc ze piekne, to jeszcze pyszne i zdrowe! :)
Pozdrawiam serdecznie!
dobrze odebrałaś Beo ;)
tez uważam, ze WSZYSTKIE dynie, niezależnie od ich „jadalnosci” są dekoracyjne. w moim przypadku to byl pierwszy powód dla, których zaczęłam je uprawiać. na tym etapie myslalam, ze robić można z nich wyłącznie dynie marynowana ;) potem trafiłam do „kuchni Bei” i po-szlo :D
Bea, super! Bardzo dziękuje za taki przewodnik! przyda mi się ;)
Pozdrawiam!
Ciesze sie, ze sie przyda :))
a musze powiedziec, ze z dzisiejszej wycieczki po okolicy woj. lubuskiego wrocilam milo zaskoczona. widzialam 4!!! gospodarstwa z imponujaca kolekcja roznych dyn. Dynie byly wyeksponowane przy drodze, mniej lub bardziej fantazyjnie. Nie mialam czasu, by sie zatrzymac i zrobic zakupy, ale jeszcze tam wroce… :-))
Kasiu, to wspaniala wiadomosc! Takie miejsca trzeba koniecznie ‚reklamowac’, w pozytywnym tego slowa znaczeniu :)
Pozdrawiam!
pojechalam do jednego z tych gospodarstw i nakupilam troche dyn „jadalnych”, bo u Pana Gospodarza byly 3 rodzaje dyn: dekoracyjne, jadalne i hokkaido :-)) Mial tych dyn „jadalnych” od groma, gdzies ze 20 gatunkow, ale zadnego nie potrafil nazwac, bo „musiallby miec taka glowe, jak komputer”… no coz- mam zatem w samochodzie dynie jadalne zolte, pomaranczowe, zielone i biale ;-))))
Zauważcie, że coraz więcej nasion różnych warzyw ( tym dyń) można kupić w sklepach. Jeszcze kilka lat temu pierwsze nasiona dyni hokkaido zamówiłam przez internet i za 5 pestek zapłaciłam 3,50 zł. Teraz mam już swoje. Już teraz myślę, jakie dynie posadzić, żeby dekoracja była jak najładniejsza. W tym roku w kącie w kuchni leży dynia (10 kg) i chyba muszę sąsiadów obdarować, bo sama nie zjem, a na działce jeszcze czekają dwie. Jedna trochę mniejsza, a druga tak duża, że nie mogłam jej podnieść, więc ją doturlałam, a przez próg mąż przeniósł. Jednak lepiej jest sadzić gatunki o mniejszych owocach, tzw. jednorazówki.
Pozdrawiam :))
Zoś,
nie można zapominać, ze dynie maja rożne smaki i konsystencje miąższu, czasem dużej nie zastąpisz małą ;)
dużą dynię można pokroić i zamrozić bądź upiec w piekarniku i zamrozić już upieczone. można tez zamrozić gotowe danie, np. zupę, czasem przydaje się w sytuacjach awaryjnych. możliwości jest sporo. ja często rozdaję nadmiar sąsiadom, w zamian dostaję a to domowe konserwy czy konfitury a to cidr :)
zgadzam się z Tobą, dyniowa moda zrobiła swoje, oferta się powiększyła :)
Zoś, z tej strony mozesz zamowic nasiona rowniez do PL :
http://www.kcb-samen.ch/shop/?cPath=801_10&sort=2a&page=4&language=en
Na gorze po lewej masz ‚spis’ roszajow dyni, ale mozesz tez wyszukiwac je bezposrednio wpisujac nazwe; znajdziesz u nich chyba praktycznie wszystko, co mozna sobie w dyniowym swiecie zazyczyc ;)
Z tej strony do ktorej podalam Ci linka polecam dynie TriStar – siwety smak, pyszny miazsz. Naprawde warto sprobowac.
Leloop, ja smakowo chyba wole wlasnie te ‚mniejsze’ odmiany ;)
Tymczasem najbliższa sąsiadka powiedziała „be”. A ja mogę tylko w słoikach zrobić dynię i robię trochę. Najbardziej mi smakuje dżemik z dyni, jabłka i marchwii w równych częściach. Nie trzeba słodzić, bo słodycz jest naturalna. Jak jabłka są mało kwaśne, to można dodać sok z cytryny. Pycha. :))
Jaka szkoda, ze nie jestesmy sasiadkami!!! ;)
Beo, jak najlepiej przechowywać dynie? Chciałabym zrobić zapas, ale niekoniecznie mrozić. W jakich warunkach najlepiej je trzymać, żeby faktycznie przetrwały kilka miesięcy?
Witaj Joanno :)
Dynie najlepiej przechowywac w chlodnym, suchym miejscu; jesli moze to byc ciemne / zacienione miejsce, to jeszcze lepiej. Wazne, by dynie nie mialy ani zbyt wysokiej temperatury, ani wilgoci i wtedy bez problemu przetrwaja kilka dlugich miesiecy (aczkolwiek wszystko zalezy od odmiany rzecz jasna, niektore mozna przechowac 2-4 miesiace a inne 6-8 i wiecej).
Jesli masz jeszcze jakies pytania, to chetnie odpowiem :)
Pozdrawiam!
Pingback: Pierwsze dynie i ‘rozjazdow’ cd. ;) « Bea w Kuchni
Cudne!!! Wspaniala praca!!!
Jestem zauroczona…. czy nie masz nic przeciwko, ze troszke tego uroku zamiescilem u siebie na blogu na wieczna pamiatke?
Pingback: Festiwal Dyni 2011 - zaproszenie « Bea w Kuchni
Pingback: Festiwal Dyni 2011 « Bea w Kuchni
Beo, czy ja dobrze zrozumiałam, że mogę sobie kupić np. 3 różne dynie i trzymać je sobie w kuchni przez 5 miesięcy? Ostatnio trafiłam boską dynię na bazarze i wpadłam po uszy:) Były już placki dyniowe z serem pleśniowym, zupa dyniowa z pomidorami i mlekiem kokosowym i sałatka. I chcę jeszcze! A akurat Halloween się zbliża.
Ente, to wszystko zalezy od odmiany, to raz; dwa – dynia nie moze ‚lezakowac’ w zbyt cieplym miejscu. Regularnia ja / je ogladaj i gdy zauwazysz, ze cos zaczynia sie z nia / z nimi dziac, to natychmiast konsumuj :)
Ciesze sie, ze dynia i Tobie posmakowala :)
Pozdrawiam!
Pingback: Festiwal Dyni 2012 « Bea w Kuchni
Ojej ale super super wpis :) Dopiero co wróciłam ze sklepu po wyprawie po różne dynie i inne warzywa na eksperymentalne zupy-kremy. Mama ostatnio polecala wiec poszukalam przepisów i jest dynia zwykła, butternut i spaghetti squash. Cieszę się, że jest tu cały dział dyniowy bo tutaj po Halloween (mieszkam w Stanach) to chyba te dynie będą kartonami wyprzedawać więc może się zaopatrze na zapas.
A gdzie i jak można te dynie przez tyle miesięcy przechowywać? Normalnie w kuchni czy może w garażu czy gdzie indziej?
Asiu… przepraszam najmocniej! Twoj komentarz mi umknal wtedy :(
Ja przechowuje je w chlodniejszym pomieszczeniu, ale czesc rowniez w kuchni; wazne, by nie bylo ani za chlodno (12-15 stopni min.) ani za wilgotno, tego bowiem dynie rowniez nie lubia…
Pozdrawiam serdecznie!
Pingback: Festiwal Dyni 2013 | Bea w Kuchni
ło żesz matko!!!! nawet się nei spodziewałam że jest az tykle odmian! chyba by mi zycia zbrakło, żeby je wszystkie posmakować :P
Ja tez sie obawiam, ze niektorych odmian niesttey nigdy nie sprobuje… :( Ale nie skarze sie – te do ktorych mam tutaj dostep jak na razie mi wystarczja ;)
Pozdrawiam!
Pingback: Festiwal Dyni 2014 | Bea w Kuchni
Witaj, orientujesz sie gdzie w Polscebedą teraz targi dyni ??