Co jest dla Was najlepszym antidotum na listopadową szarugę ? Dla mnie zdecydowanie książki. I małe słodkie co nieco do kawy ;) Dlatego podczas ostatniej wizyty w księgarni (szczegóły nieco niżej…) do koszyka trafiła bardzo smakowicie zapowiadająca się książka ‘Weekend baking’, opatrzona rekomendacją Delii Smith. Już samo patrzenie na zdjęcia tej starannie wydanej pozycji poprawia nastrój, degustacja jednak zdeycydowanie bardziej ;)
Na pierwszy ogień poszły kawowo-pekanowe cupcakes (które ja roboczo nazywam jednak ‘babeczkami’ ). Były dobre. Bardzo dobre. Mimo wszystko jednak postanowiłam nieco je ‘ulepszyć’ ;) Kawę wymieszałam pół na pół z rumem (z amaretto również świetnie smakuje!), a przy kolejnym podejściu – z sokiem pomarańczowym. Przetestowałam również dodatek otartej oraz kandyzowanej skórki z pomarańczy. I to właśnie kawowo-rumowo-pomarańczowa wersja zdecydowanie najbardziej nam posmakowała. A dla potrzebujących większej dawki słodkości – dodatkowo kawowy lukier (pomysł z innego przepisu tej samej autorki, tyle tylko, że ‚zwykły’ kremowy serek zastąpiłam mascarpone); w oryginale babeczki udekorowane są maślano-cukrowym kremem i posypane karmelową (pralinową) ‚kruszonką’, dla mnie ta wersja okazała się jednak wyjątkowo za ciężka i za słodka.
A jeśli jesteście fanami cupcakes, to polecam Wam również jeden z niedawnych wpisów KaroLiny, tutaj – klik.
Babeczki kawowe z orzechami pekan
Coffe and pecan cupcakes
na ok. 15 babeczek
3 łyżki kawy rozpuszczalnej + 2 łyżki cukru
3 łyżki wrzątku + 3 łyżki rumu (lub soku z pomarańczy)
75 g orzechów pekan (lub włoskich) + 15 połówek do dekoracji
175 g miękkiego masła (lub nieutwardzanego tłuszczu roślinnego)
165g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
3 jajka
175 g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
otarta skórka z 1 pomarańczy
(+ opcjonalnie ok. 75 g drobno posiekanej, kandyzowanej skórki z pomarańczy)
lukier :
100 g cukru pudru
1 łyżka mascarpone (lub innego kremowego serka)
+ ok. 1/2 łyżki kawy
Piekarnik rozgrzać do 180°.
Kawę rozpuścić z cukrem w wodzie z rumem, chwilę mieszać aż cukier dobrze się rozpuści, pozostawić do ostygnięcia.
Orzechy lekko zrumienić na suchej patelni, wystudzić, poszatkować.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę, następnie dodawać po jednym jajku dalej miksując. Dodać otartą skórkę z cytryny oraz 3 łyżki przygotowanej wcześniej kawy (resztę zachować), wymieszać. Następnie dodawać partiami wymieszaną z proszkiem i przesianą mąkę i na koniec orzechy. Masę nałożyć do natłuszczonych lub włożonych papilotkami foremek i piec ok. 25 minut.
Babeczki ponakłuwać lekko widelcem lub drewnianym patyczkiem i nasączyć pozostałą kawą (jeśli chcemy przygotować lukier – pozostawić ok. pół łyżki kawy). Przełożyć babeczki na kratkę i pozostawić do wystygnięcia.
W tym czasie przygotować lukier : cukier wymieszać z mascarpone oraz z ok. 1/2 łyżki kawy. Jeśli masa jest zbyt gęsta – dodać jeszcze odrobinę płynu; jeśli jest zbyt rzadka – dodać cukru.
Wystudzone babeczki udekorować lukrem i pozostałymi połówkami orzechów.
*
*
*
* * *
*
A oprócz ‘Weekend baking’ do koszyka trafiła również ostatnia książka Kena Folletta – ‘Upadek gigantów’ (jako że ‘Filary Ziemi’ oraz ‘Świat bez końca’ przeczytałam praktycznie jednym tchem… ) oraz powieść niemieckiej autorki Kathariny Hageny, która chyba nie została jeszcze przetłumaczona na język polski – ‘Smak pestek jabłka’ – podobno prawdziwa perełka na aktualnym rynku powieściowym (okładka francuskiego tłumaczenia podoba mi się chyba nawet bardziej niż oryginału ;) ).
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszystkim miłego tygodnia! Może również z jakąś nową, ciekawą książką ? Jeśli tak, to bardzo chętnie o niej przeczytam :)
*
Beatko, piękne te babeczki. Z kawą i pekanami, to pysznosci i jak ladnie się prezentują na zdjęciach:)
Co do ksiązek, kocham czytać., Ostatnio nawiedzam bibiliotekę. Zaowocowało to ksiązką Douglasa Prestona i Mario Spezi „Potwór z Florencji” – przeczytana już, a druga to „Siedem cudów starożytności” Matthew Reilly, dopiero zaczęłam.
W księgarni zaś w oko wpadła mi książka Ludluma, nie wiem, moze nabędę.
Pozdrowienia serdeczne niedzielne :*
Majana
Dziękuję za info Majano! Właśnie przed chwilą sprawdziłam – ‚Potwór z Florencji’ jest też po francusku w mojej bibliotece, choć aktualnie wypożyczony; zarezerwuje przy następnej wyizycie :)
O Beatko, fajnie :)) Buźka:*
Z takimi cupcakes żadne szarugi niestraszne! :-) Ja listopad znoszę właśnie dlatego, zę długie wieczory tak bardzo zachęcają do czytania książek. Chwilo nie bardzo mam czas na wszystkie, które chciałabym przeczytać, ale i tak książka, herbata, małe co nieco to jest to co kocham!
Moja sterta niestety też dosyć wysoka, ale będę mieć trochę wolnego w grudniu, więc mam nadzieję nadrobić moje lekturowe zaległości :)
Jakie masz śliczne papilotki!!! Cudne.
A babeczki w moich ulubionych aromatach…
Co do czytania, to niestety mam chwilami wrażenie, że czytanie odchodzi w niepamięć. Chociaż ostatnio przyłapałam studenta na podczytywaniu w czasie ćwiczeń. Nawet nie krzyczałam (za głośno;)), dwudziestolatek z książką to skarb!
Wiesz, papilotki ładne, to fakt; problem natomiast jest taki, że… brzydko pachną :( Taki dziwny zapach farby; i niestety to nie pierwsze, które tak paskudnie śmierdzą farbą :( Dlatego bardzo rzadko ich używam i do środka wkładam zwykłe, białe papilotki, by ciasto nie dotykało tej ‚wonnej’ ;) części.
A co do czytania, to i ja niestety mam zdecydowanie mniej czasu na czytanie niż X lat temu; teraz trzeba będzie chyba poczekać na emeryturę, by znów mieć czas na czytanie ;))
I masz rację – młodocianin z książką to prawdziwy skarb! :)
Cudowne babeczki poprawią humor w każdy dzień : )A te papilotki masz śliczne:) A wiesz, że u na s dzisiaj było 20 stopi i piękna pogoda, nie czuło sie żadnej jesieni, gdyby nie fakt, że liści na drzewach już nie ma można by pomyśleć, że to lato ;)))
Co do książek, to ja uwielbiam kryminały i właśnie czytam najnowszego Cobena (najnowszego, który u nas wyszedł;))) Tylko niestety nie mam na niego zbyt dużo czasu, bo akuratnie praca mi się do domu zwaliła:( Ale i tak znajduję na niego czas;) Uwielbiam książki :)
Atino, u nas wczoraj i dziś też było pięknie! Wiosna praktycznie ;)
A kryminały kochałam jako nastolatka (bardzo młoda nastolatka ;)) i muszę przyznać, że bardzo dawno już nie czytałam żadnego kryminału… Może to błąd? ;)
Babeczki są tak urokliwe, że nawet usypiająca obok Córka zerka z zachwytem :)
Piękne małe słodkości idealne na taką aurę jak dziś :)
Gratuluję księgarskich zakupów!
Serdeczności moc Beatko
M.
Dziękuję Moniko! I pozdrawiam serdecznie :)
Śliczne te papilotki! Ja zajadam się keksami i pochłaniam Kinga (Sklepik z marzeniami) ;)
Twoje babeczki przypominają takie, jak robi moja mama rokrocznie na Wielkanoc :) PYSZNE!
A! Zaczęłam się uczyć francuskiego! Trochę pogmatwane, ale da się powoli ogarnąć ;)
Pozdrawiam :)
Praline, jak fajnie! To następne komentarze będziesz już mogła pisać mi po francusku ;)
Dziękuję za link do mojego posta :) Dzięki temu poniedziałkowy tryb myślenia, który odczuwałam włączając komputer, znowu przestawił się na weekendowy. Twoje babeczki (taka nazwa w sumie też mi bardziej odpowiada) wyglądają i brzmią pysznie, tak naprawdę też wolę lżejsze wersje, te z zabójczo słodkim i tłustym kremem smakują tylko wtedy, jeśli nie jada się ich za często. Spojrzałam też na Weekend Baking – nawet sama okładka poprawia humor (ale tylko jeśli ma się pod ręką coś słodkiego ;)
Co do lektur, to tak jak Atina uwielbiam kryminały, z ostatniej wyprawy do biblioteki przyniosłam powieść Donny Leon o komisarzu Brunettim, bardzo jestem zadowolona, bo mi się spodobało, a czeka na mnie jeszcze kilkanaście części. Oprócz tego – Klub Pickiwcka, bo muszę wreszcie napisać posta w związku z moim konkursem, który odbył się już strasznie dawno temu.
Miłego wieczoru :)
Problem w tym, że mnie takie wyjątkowo słodkie desery / wypieki praktycznie w ogóle już nie smakują… Jeśli smak, który najbardziej czuję po ich zjedzeniu, to smak cukru (oraz olbrzymia ochota na wypicie gorzkiej herbaty lub pół litra wody…) to nie do końca to jest dla mnie. No chyba. że coś naprawdę wyjątkowego (jak np. słodkości z mojej ulubionej cukierni ;)).
Beo to ile Ty tych wszystkich babeczek upiekłaś, bo brzmi całkiem sporo przez te wariacje.
Ja akutalnie czytam Julię Child „Moje życie we Francji” i podoba mi się szalenie. Ona z resztą też wielokrotnie testuje przepisy.
Czeka na mnie potem w kolejce C.S. Lewis (ten od Narnii) Dopóki mamy twarze, którego zakupiłam na targach książki. Czytałam dawno temu sporo jego książek dla dorosłych i są niesamowite.
Wiosanno, 4 eksperymenty, ale każdy z połowy porcji, więc nie było tak źle (na szczęście współpracownicy są niezwykle spragnieni takich słodkości ;)).
Julia Child też mi się podobała, czytałam w tym roku w wakacje. Ale mnie jednak daleko do 60 majonezowych eksperymentów na ten przykład ;)
Przepiękne babeczki! W ogóle uwielbiam Twoje zdjęcia Beato, są bardzo, jakby to powiedzieć, ciepłe. Kiedy patrzę na proponowane przez Ciebie potrawy, przygotowane z niezwykłą starannością i sercem, to aż mam ochotę wgryźć się w ekran laptopa :]
Co do książek, to ja ostatnio wybrałam się na Targi Książki w Krakowie i zakupiłam „Cukiernię pod Amorem” polskiej autorki, Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i jak tylko przeczytam pierwszy i drugi zakupiony tom, na pewno napiszę o nich na blogu. Przemówiły do mnie z półki, jak to lubi nazywać mój M., ta okładka, ten zapach świeżej farby drukarskiej i szorstki dotyk papieru… Eh, tak masz rację, ksiązka, kawa i jakiś słodki drobiazg to zdecydowanie najlepszy sposób na zimny wiatr za oknem :]
Miło mi niezmiernie! Lejesz miód na moje serce :)
Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk nie znam niestety, ale faktem jest, iż znam niewielu współczesnych polskich autorów… Rozumiem natomiast dokładnie, co oznacza ‚przemawianie z półki’, mam bowiem dokładnie to samo :)
Babeczki muszą być pyszne, pekany, kawa i rum, brzmi fantastycznie. I jakie mają śliczne „spódniczki”:)
Tak, książka i coś dobrego do kawy, to zdecydowanie świetne antidotum na szarugę za oknem…
Pozdrawiam ciepło!
I do tego jeszcze dobrze by było móc zostać w domu zamiast zrywać się rano do pracy ;)
Babeczki absolutnie przepiękne. Ja jestem właśnie po debiucie tych najprostszych cupcakes- boję się w nich za bardzo rozsmakować bo to istna bomba kaloryczna;) Jestem właśnie po lekturze „I że cię nie opuszczę” Elizabeth Gilbert a teraz biorę się za „Służące” Kathryn Stockett. Jak dla mnie na listopadową słotę, której w tym roku wyjątkowo mało najlepsze są powolne przygotowania do świąt. Zagniatanie pierników i pierniczków. Przygotowywanie ozdób.
Pozdrawiam cieplutko
Jagno, ‚I że Cię nie opuszczę’ nie znam, ale poszukam. Natomiast Kathryn Stockett znalazłam ‚Kolor uczuć’, czytałaś to już może?
A pierniczki to oczywiście najmilszy akcent listopadowych dni :)
Beo nie, nie czytałam ale poszukam i przeczytam bo „Służące” zapowiadają się na cudowną książkę. Moja siostra bardzo mi ja polecała po ówcześniejszym przeczytaniu.
W takim razie zamowie sobie ‚Sluzace’ po polsku, jesli nie znajde po francusku. Dziekuje za info :)
Bardzo lubie cupcake`i za ich ozdobna forme. Wygladaja naprawde przeuroczo!
Co do ksiazek – aktualnie umilam sobie czas ‚Kuchnia Franceski’ – niesamowicie ciepla i przyjemna ksiazka. Oczarowala mnie swoim klimatem i pozytywna energia z niej wyplywajaca…
Pozdrawiam goraco!
* wybacz brak polskich znakow, obecnie jednak nie one dla mnie dostepne…
‚Kuchnia Franceski’ i u mnie jest już na liście ‚oczekującej’ ;) nadal jednak nie udało mi się sfinalizować zamówienia… :/
A brakiem polskich znaków się nie przejmuj, ja też niestety bardzo często piszę bez ;)
Tyle pyszności w tym przepisie, że aż dwa razy przeczytałam żeby wszystko spamiętać :) Śliczne maleństwa!
Dziękuję Flusso! Na szcęście to bardzo prosty, podstawowy przepis + te małe dodatki, więc łatwo można go zapamiętać :)
Bea, ja jestem muffin monster! Chyba zjem kawałek ekranu!!!!!!!!!!!!!!!!!! jeśli będziesz miała okazję to użyj do ciasta karmelizowanych kasztanów, jest również pasta do wypieków i słodkości! Świetnie się prezentują w tych papilotkach :)
Pozdrawiam :)
Nie no, ekran nie jest łatwy do strawienia raczej, ani smaczny ;)
Karmelizowane kasztany oczywiście znam, mam i używam :) Jak i ‚pastę’. I oczywiście same pieczone kasztany, mniam :)
I za to właśnie lubię jesień i zimę ;)
Follet czeka w kolejce, a raczej ja czekam w kolejce na Folleta :) Z taką babeczką u boku na pewno czyta się jeszcze przyjemniej ;-) Jeżeli nie czytałaś to polecam Doris Lessing, szczególnie Podróż Bena.
Tak, czytałam ‚Podróż Bena’ podczas zeszłorocznych wakacji, bardzo mnie ta książka poruszyła… Nie czytałam natomiast od tamtej pory nic innego Doris Lessing, postaram się może wypożyczyć coś następnym razem. Dziękuję za przypomnienie :)
Ja teraz koncze „Kuchnie Franceski” P.Pezzelli …hihi…wlasnie widze,ze Zaytoon ta sama pozycja sobie umila czas :) …ciepla opowiesc ,wczoraj zaczelam i moze juz dzis nie skoncze,bo pozno jest,ale jutro na pewno :) moge Ci podeslac,jak skoncze :)
Cupcakes wygladaja cudnie i dosc imponujaco :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Oj… nie chciałabym Cię ‚naciągać’ ;) Mam nadzieję, że do końca listopada uda mi się wreszcie sfinalizować zamówienie… A jeśli nie, to się przypomnę ;))
Zadne naciaganie ;) i jakby co,to pamietaj :)
Dobrze, z góry w takim razie dziękuję :)
O, jakie wszystko pyszne, apetyczne. :-) No pewnie Beo, że listopad = książki. latem robie sobie przerwę, nie w czytaniu, ale w kupowaniu, a już we wrześniu się zaczyna. Obecnie czytam Agnieszkę osiecką, ale kupiłam na zaraz ksiazkę Mariusza Szczygła „Zrób sobie raj”, Mariusza Surosza „Pepiki” no i kilka tytułów Leszka Kołakowskiego. Dopiero co byłam na jego benefisie, gdzie przedstaawiona została jego twórczosć artystyczna, a nie filozoficzna. Przedstawienie o dentyście, limeryki, wierszyki dla dzieci nie dla dzieci itd. No i tak postanowiłam powrócić, poczytac Kołakowskiego znów, ale więcej. Z tegorocznych moich ksiązkowych zauroczeń wymienię np. „Gdzie krokodyl zjada słońce” Petera Godwina i debiut Kazimierza Kutza „Piąta strona świata”. No i Krall, tym razem uparłam się przebrnąc przez wszystko. Z wiadomych względów nie było to łatwe, ale np. trafiłąm na jej felietony pisane do Tygodnika Powszechnego w czasach komunizmu, wiec choć ten jeden tytuł nie był o holocauście.. Pozdrawiam :-)
A wiesz, że ‚Krokodyla’ nawet jakiś czas temu miałam w ręku… Natomiast z polskich pozycji o których wspominasz znam niewiele, i tylko ze słyszenia niestety :/
Rany, ale wyglądają! Strasznie mi się podobają te twoje papierki – mam w taki sam wzór pudełka :) I krem z mascarpone na wierzchu też mi się podoba ogromnie :)
O, pudełka też muszą być śliczne! Bardzo mi się spodobał ten wzorek w sklepie :)
a wiesz, ja kiedys pracowalam w ksiegarni. cudowne wspomnienia. wszystkie ksiazki na wyciagniecie reki… a baeczki pierwsza klasa! :-)
Chyba lubiłabym pracować w księgarni, chyba nawet na pewno :)
No…, Bea, gdybym takie babeczki miała to pewnie więcej bym czytała. Kiedyś to wszystko to szło w tony i tomy, a teraz wciąż za mało czasu…, ale ostatnio zachwyciła „Kraina zimnolubów”. Teraz mam tak, jak mój brat, kiedy był mały – kiedy go pytano kim chciałby zostać w przyszłości, odpowiadał, że emerytem – teraz to ja już chciałabym zostać emerytem…
:):):)
Ewelajno, nie ma jeszcze niestety francuskiego tłumaczenia, zamówię w takim razie po polsku :) Dziękuję za info :)
PS. Brata po części rozumiem ;)
Dla mnie kawowe = pyszne !
Apetyczne babeczki i śliczne papilotki ! :)
Masz rację Abbro, też uwielbiam kawowe smaki :)
Te muffinki muszą być boskie!
ps. podziwiam również śliczne papilotki :)
Dziękuję serdecznie, również w imieniu papilotek ;)
Świetne te babeczki, ja uwielbiam ciasta z kawą, niestety rzadko je piekę, bo nikt inny w domu nie lubi :(
A jeśli chodzi o książki to mamy podobny gust. Filary ziemi i Świat bez konca to moje faworytki.
Polecam Księgarza z Kabulu Asne Seierstad, to reportaż o życiu afganskiej rodziny, głową której jest tutułowy księgarz. Człowiek o dwóch obliczach. Niesamowita książka!Polecam!
Beato, właśnie sprawdziłam – ‚Księgarz’ jest w bibliotece i nawet nie jest jeszcze wypożyczony! Będę tam w przyszłym tygodniu :)
Takie babeczki biorę w ciemno! I jeszcze moje kochane pekany…! mniam!
I choć jesień to faktycznie książkowy czas, to przyznam szczerze, że mam w tym temacie duże zaległości… stos książek do przeczytania czeka, kilka zaczętych – jak choćby „Hakawati”… a w księgarniach kusi już nowy Murakami „1Q48″… a mi ciągle brakuje czasu :( może to dlatego, że na dworze ciągle tak ciepło…?
Książek o których wspominasz Amarantko zupełnie nie znam… Będę musiała poszperać w necie ;)
Murakamiego polecam – ja zaczęłam przygodą z nim od „Norwegian Wood”, przeczytałam prawie jednym tchem, a potem nie mogłam oderwać się od „Kroniki ptaka nakręcacza” i kolejnych jego książek. Moim zdaniem – warto, choć oczywiście nie każdemu taka literatura może odpowiadać :)
Mysle, ze zrobie choc jedno podejscie, przynajmniej po to by przekonac sie, czy to ‚cos dla mnie’ czy jednak nie ;)
Wiedziałam, że lepiej tu nie wchodzić. No widziałam! A teraz znów muszę myć klawiaturę.
Taka jedna z kremem podbiła moje serce.
Pozdrawiam serdecznie
Ja niestety musiałam się zadowolić tą bez kremu (nadal alergia niestety, choć na szczęście w stadium coraz bardziej szczątkowym ;)).
Wiesz, że u nas leci właśnie serial na podstawie Filarów Ziemi (NB, moje miasto, choć zmitologizowane, pojawia się w tej książce nieraz) – niestety ogromne rozczarowanie:-(
A cupcakes – choć szał na nie mija, to te naprawdę smaczne, jak Twoje, zawsze się obronią:-)
No właśnie wczoraj dopiero o tym przeczytałam w komentarzach i szczerze mówiąc mimo wszystko chcę serial obejrzeć, choć pewnie – jak zwykle – będę rozczarowana ekranizacją. Choć widziałam, że na IMDB ocenę ma dosyć dobrą (wyjątkowo dobrą nawet bym rzekła ;)).
Ja też często sprawdzam opinie na IMDB:-) Rzeczywiście w USA serial się spodobał – był robiony trochę pod tamtejszą widownię, ale zgadzam się z angielskim krytykiem TV, który napisał, że dla znakomitej większości Amerykanów musi być kompletnie niezrozumiały i egzotyczny i oglądali głównie dlatego, że brytyjskie seriale historyczne generalnie uchodzą za kulturę wysoką (bo najczęściej są), a szczególnie przedstawiającą tak zamierzchłą dla nich historię.
Tu krytycy serial generalnie recenzowali niepochlebnie – rozmawiałam też z sąsiadami i ich też rozczarował. Natomiast wszyscy oszaleli na punkcie serialu Downton Abbey (i widownia, i krytycy, i media, i ja osobiście:-)) i mam nadzieję, że dotrze do Szwajcarii:-) Nie wiem też, czy u Was jest Cranford? Jeśli tak, to serdecznie polecam.
Ha! Od przyszlego tygodnia Filary Ziemi beda po francusku na Canal+, wiec czekam z niecierpliwoscia! Rozumiem jednak powody, dla ktorych mogl sie u Was nie podobac…
Downton Abbey i Cranford nie znam, ale z tego co wlasnie przeczytalam w sieci – z pewnoscia by mi sie podobaly. Poszukam…
Dziekuje Anno Mario! :)
Pyszności, wręcz mmmmm….. delikatesy :)
przypomniała mi się sytuacja z mojego dzieciństwa, która już obrosła w rodzinną anegdotę.
Miałam ciocię, która miała taki zwyczaj-powiedzonko, jak coś jej smakowalo to mówiła – delikatesy. Ja jak bylam mała tego do końca jeszcze nei rozumiałam.
Ciocia przyjechała do nas w odwiedziny i ja z moimi rodzicami wyszliśmi po nia na przystanek tramwajowy. Niedaleko przystanku, była budka z rurkami z kremem, a za ta budką był ciąg innych sklepów. I tak, kupiliśmy sobie te rurki z krem, jemy je i idziemy do domu obok tych sklepów. W pewnym momencie ciocia mówi: mmm… delikatesy ! a ja krzyczę, nie ciociu to zieleniak !! :)
wszyscy wybuchnęli śmiechem, tylko ja nie wiedziałam dlaczego tak się śmieją :)
Tym radosnym akcentem, życzę miłego tygodnia :)
ściskam mocno
An z Chatki
No tak, prawdziwe delikatesy! :))
A swoją drogą to niesamowite, jak niewiele w ‚tamtych’ czasach potrzeba nam było do szczęścia, prawda? ;)
Cudowe babeczki. Na listopadowe smutki jak znalazl.
Ksiazek szczerze zazdroszcze :)
pozdrawiam
Twój wybór książek i przepisów bardzo do mnie trafia :) babeczki niezwykle urokliwe :)
Magdo, przeglądając tę ‚wypiekową’ książkę naprawdę trudno się zdecydować co wybrać… :)
Bea babeczki cudne, ale te papilotki. Już je kocham i lecę poszukać takich.
Wysłałam Ci maila…
Bea, a jakbym mogła nie wspomnieć, skoro od tego się właściwie moje blogowanie zaczęło? Dla mnie jesteś inspiracją i koniec :)
Przesyłam Ci teraz wirtulanego buziaka! :*
Szkoda, że nie mam tutaj odpowiednich emotek ;)
Co tu dużo pisać – mniam! :)
Ja tylko książkowo:) babeczki cudne na oko, ale że nie lubie słodyczy to nie powodują u mnie ślinotoku.
Ja książkowo… praca w księgarni niestety nie oznacza możliwości czytania czytania czytania.To byla moja pierwsza praca w życiu i uciekłam z niej na studia :) Po czym czytalam na nich nieprawdopodbnie intensywnie, bo polonisci tak maja. Nadal jednak lubie czytać – moję ostatnie odkrycie: Eleonora Raczkiewicz „Paradoksy młodszego patriarchy” , formalnie fantasy, w świetnym tłumaczeniu Ewy Białołęckiej. Niech żyje bibloteka!
Qd, ja myśląc o pracy w księgarni nie mam na myśli siedzenia i czytania w pracy ;) tylko samego faktu przebywania wśród książek, możliwości bycia pierwszą osobą mającą styczność ze wszystkimi nowościami i tak po prostu – mieć te wszystkie tytuły na wyciągnięcie ręki :)
I tak jak piszesz – niech żyje bibioteka! Choć od czasu do czasu lubię sobie kupić coś wyjątkowego ‚na własność’ ;)
Przepis fascynujący, z pewnością spróbuję wcielić go w życie ;)
Serdecznie pozdrawiam :)
Ale tutaj słodko się zrobiło. :) No i kawowo, co dla mnie osobiście jest ogromnym atutem, bo przecież bez kawy żyć nie potrafię. ;-) Zwłaszcza teraz, gdy oczy same się zamykają już od samego rana…
Co do niekulinarnej lektury, to dopiero co skończyłam czytać „Zaginiony symbol” Dana Browna (dla mnie rewelacja), w międzyczasie pochłonęłam jeszcze staroć, bo „Testament” Grishama, a obecnie finiszuję z taką jedną książką, co do której mam mieszane bardzo uczucia i jeszcze sama nie wiem czy warto o niej pisać (znaczy, najpierw muszę przetrawić i się zastanowić, czy warta polecania;-)). Prawdę mówiąc w ostatnim miesiącu „czytactwo” mocno mi wzrosło, zwłaszcza jeśli porównać do okresu letniego. :)
Małgosiu, wertowałam ten ‚Zaginiony symbol’ w księgarni (po naszej rozmowie ;)), ale ostatecznie stanęło na Follecie ;) Pan Brown poczeka jeszcze trochę ;)
A ‚Testament’ czytałam jakiś czas temu, też bardzo mi się podobał :)
I ciekawa jestem tej książki, którą teraz trawisz ;))
Beatko, tak wspaniały smakołyk, a jeszcze w poprzednich postach widzę same przysmaki, ach zabieram się za nadrabianie tych cudownych smaków :)
A przy okazji wybacz mi, że w tym roku festiwal przegapiłam :( dużo złego się zdarzyło, ale będzie lepiej i będzie dyniowo :)
Bea, Twoj lukier dodal babeczko nielada uroku, swietny pomysl!
Tak zerkam na okladke „Le goût des pépins de pomme” i powiem Ci, ze to jedna z piekniejszych okladek jakie widzialam, uwielbiam stare ryciny, szkoda ze ksiazka jak na razie po fr i niem… Z ksiazek niekuchennych polecam Sprawiedliwosc Owiec Leonie Swann, nienajnowsza, ale niecodzienna. Pozdrowienia sle :-)
Masz rację Basiu, wg mnie to również jedna z piękniejszych okładek :)
A ‚Sprawiedliwość owiec’ będę mieć już po niedzieli :) Francuski tytuł książki to : ‚Kto zabił Glenna’ ;) Dziękuję za info!
I pozdrawiam :)
No prawdziwa test kitchen u Ciebie z tymi wariantami, a zdjęcia bardzo fajne.
Gdybym tylko nie musiała chodzić do pracy, to chętnie spędzałabym o wiele więcej czasu na takim testowaniu ;)
Bea, piekne te babeczki…tylko tu posucha na orzechy!!! Ani laskowych, ani wloskich a jesli juz jakies to oblane cukrem brrrrrrrrrrrrr…
W grudniu uzupelnie zapasy w…Polsce.
A za oknem snieg i w weekend pierwszy raz zaloze biegowki :)
Pozdrawiam serdecznie
Marysiu, posucha na orzechy? A to współczuję :(
Za to za śniegiem nie tęsknię ;)
Pozdrawiam!
O matko, ten lukier powalił mnie na kolana:) Żebym tylko teraz o nim nie zapomniała:) No i te zdjęcia. Bajka:)
Gula, witaj :) Dziękuję serdecznie za wizytę i komentarz; i mam nadzieję, że lukier przypadnie Ci do gustu :)
Dziękuję wszystkim serdecznie za wizytę i komentarze!
Pozdrawiam! :)
Py-cho-ta!
Mnie tak wyszlo z książkami E.T.Halla „Taniec życia” ( o pojmowaniu czasu w roznych kulturach) i „Ukryty wymiar” ( o roli przestrzeni w roznych kulturach). Okazaly sie tak fascynujace, ze przeczytawszy z biblioteki zapragnęłam ich na własność. I MAM!
No wlasnie, czasami ma sie ochote miec cos na wlasnosc; cos, po co mozna bedzie powtornie siegnac gdy sie tego zapragnie. Choc sporo ksiazek po jakims czasie ‚oddaje w dobre rece’, gdy alchemia juz inna miedzy nami ;)
Bea, o prosze namowilam Cie :-)
A wiesz, cos czuje ze po kilku stronach mozesz stwierdzic ze angielski czy francuski tytul jest ciut mniej trafiony niz polski, no ale tak chciala autorka, co poczac :) Pozdrawienia sle!
No prosze, mniej trafiony powiadasz? Juz wiec nie moge sie doczekac! Za kilka dni powinnam juz ja miec :)