Jutro w Szwecji obchodzony jest dzień świętej Łucji. Jest to święto światła (od łacińskiego ‘lux’ – ‘światło’), podczas którego w całym kraju odbywają się uroczyste procesje na cześć świętej, a ich uczestnicy niosą zapalone świece i pochodnie. Dziewczęta odziane są w białe, proste szaty przepasane czerwoną szarfą, a jedna z nich (wybierana wcześniej) kroczy na czele procesji, w wianku z zapalonymi świecami (tutaj kilka zdjęć takich procesji – klik).
Tradycja obchodów dnia świętej Łucji jest dosyć zamierzchła i co ciekawe, wywodzi się z Włoch, z których trafiła do Niemiec, a dopiero później do krajów nordyckich. Zainteresowanych historią odsyłam do wpisu Śnieżki – klik, która wspaniale opisała genezę tej tradycji.
Tego dnia wypieka się szafranowe bułeczki, którymi Szwedzi dzielą się z bliskimi. Najstarsza w rodzinie córka przygotowuje śniadanie (często wraz z matką) i śpiewając pieśń św. Łucji budzi rodzinę (a w szczególności ojca), po czym wszyscy zasiadają do wspólnego posiłku, podczas którego spożywa się właśnie takie oto szafranowe bułeczki.
Przepisy na te bułeczki są generalnie dwa : w jednym do ciasta dodaje się jajka, w drugim zaś jajka zastępuje się serkiem; bułeczki przygotowane z dodatkiem serka są delikatniejsze i – z tego co piszą autorzy przepisów – dłużej zachowują świeżość niż te z dodatkiem jajek. Obydwie wersje są pyszne, wybierzcie więc tę, która bardziej Wam odpowiada.
W przepisach oryginalnych używa się świeżych drożdży (i to dosyć sporo, bo 50 g na ok. kilogram mąki), ja jednak tym razem dysponowałam tylko suchymi i takich właśnie użyłam.
Piekąc dzisiejsze bułeczki bazowałam na przepisie mieszkających w Szwecji Dagmary oraz Alicji vel Mansikki, której przy okazji dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi na moje pytania ;)
A teraz już zapraszam na szafranowe lussekatter :)
*
Lusserkatter czyli szwedzkie bułeczki adwentowe z szafranem
(na ok. 22 – 25 bułeczek)
150 g masła
500 ml mleka
2,5 łyżeczki suchych drożdży
250 g serka typu ‘quark’ (konsystencji polskiego homogenizowanego)*
1 g szafranu (ewentualnie kurkumy)
150 g cukru (więcej, jeśli lubicie słodsze wypieki)
1/2 łyżeczki soli
ok. 900 – 950 g mąki
+ rodzynki i jajko do posmarowania (można wymieszać z łyżką mleka)
*lub 2 jajka zamiast serka
Mleko i masło podgrzać (do rozpuszczenia się masła). Szafran lekko ‘rozetrzeć’ i dodać do mleka, wymieszać. Mąkę wymieszać z solą, utworzyć zagłębienie, wlać mleko z masłem, dodać drożdże i cukier, lekko zamieszać, dodać serek i wyrobić na gładkie ciasto (uwaga : mimo iż ciasto jest dosyć lepkie, starajmy się nie dodawać zbyt dużo mąki, bułeczki będą bowiem wtedy suche i ‚twarde’). Przełożyć gotowe ciasto do misy, pykryć ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.
wersja ‘maszynowa’ :
- składniki ciasta umieścić w foremce w kolejności zalecanej przez producenta i nastawić program ‘ciasto’ / ‘dough’
Wyrośnięte ciasto przełożyć na lekko umączony blat i podzielić na ok. 22 – 25 części (u mnie – ok. 100 g każda). Z ciasta przygotować wałeczki o długości 15-20 cm a następnie formować z nich literkę ‘S’. Bułeczki układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i w każdej z nich umieścić po 2 rodzynki. Ponownie odstawić do wyrośnięcia.
Piekarnik rozgrzać do 220°.
Bułeczki posmarować rozbełtanym jajkiem i piec ok. 10-12 minut (mają być złote).
*
*
Bułeczki te są wyjątkowo delikatne i puszyste, a dzięki szafranowi mają piękny, słoneczny kolor. Kolor wręcz idealny by uczcić ten Dzień Światła :)
*
Pozdrawiam serdecznie !
*
wspaniałe… cudowne! takie żółte, pięknie wypieczone.
człowiek spokojnie(no nie tak do końca bo mnie pace bolą :P )lukruje pierniki ,a tu się okazuje ,że jutro trzeba bułki piec :D
Bea jakie słoneczne te twoje Lusserkatter(bardzo trudne to słowo:P) i puszyste , i nie będę ukrywać ,że z chęcią bym się poczęstowała
Jej, też upiekłam Lussekatter i pewnie jutro albo pojutrze wrzucę na bloga – moje z trochę innego przepisu (z jajkami :)), więc musze wypróbować i Twoją wersję bo tamta absolutnie podbiła moje serce, to jedne z lepszych bułeczek jakie jadłam :)
Cudny jest ten żółty kolor :)
A będąc dzieckiem bardzo zazdrościłam tym szwedzkim dzieciom że mogą w płonących wiankach chodzić, mi zawsze w domu mówili że nie wolno się bawić ogniem (z czego oczywiście nic sobie nie robiłam :D)
Pozdrowień moc Bea :)))
Moniko, w takim razie i ja bardzo chętnie porównam tę Twoją wersję :)
A co do płonącego wianka, to ja bym się chyba jednak nie odważyła go włożyć ;)
Beo,
przecudne! Ja też mam je zamiar jutro upiec. Lubię takie potrawy wywodzące się z innych kuchni, które goszczą na naszych stołach. Pozdrawiam Cię serdecznie. Lo (pistachio-lo.blogspot.com)
Pewnie jestem jakaś nienormalna :) ale jak patrzę na te ciastka, to widzę cycki :D no tak mi się skojarzyło, co nie zmienia faktu, że ciacha wyszły piekne i puszyste :)
Pozdr An
No teoretycznie to mają być oczy św. Łucji ;))
domyslam się, że oczy (z jej historii to wynika) , ale wyobraźnia i tak płata figle :D
sciskam An
A mnie to bardziej przypomina np. ślimaki, a nie oczy św. Łucji, no ale cóż ;)
No właśnie – to już jutro?? A miałam w tym roku ich w końcu spróbować :) Ech, pozostaje znów czekać do następnego roku, a tymczasem pomyślę sobie o nich ciepło przy jutrzejszym śniadaniu. Cudne są :)
Komarko, te bułeczki piecze się przez cały Adwent w sumie, więc pewnie nic się nie stanie, jeśli je upieczesz już po św. Łucji ;)
Bułeczki wyglądają cudownie Beatko. Mają piekny kolor i muszą byc pyszne.
Lubie dowiadywać sie róznych ciekawostek, pozdrowienia:)
Mam koleżankę w Szwecji, aż się muszę podpytać czy też jadła te cudne bułeczki. Bea poza tym muszę Ci strasznie podziękować za zdjęcie lukru z ostatniego posta. Dzięki niemu udało mi się wreszcie zrobić idealny lukier.
No proszę, a miałam tych zdjęć z lukrem w ogóle nie wstawiać… Cieszę się, że mogłam pomóc :)
Bea to mi ulżyło :) Naprawdę gdyby nie te zdjęcia to mój lukier dalej byłby do niczego. A co do koleżanki to się okazało, że bułeczki zna http://malachitowa.blogspot.com/2010/12/sankta-lucia.html
O, Malachitowa! :)
A co do lukru, to podobno im dłużej ubijany o wiele lepiej się ‘zachowuje’ (info od m.in. od Ziutki z forum MniamMniam).
Bea! Piekne buleczki upieklas, rown :) Na bank wszystkie diably sa odstraszone teraz! A tak sie balas tych „esek”, a widac ze nie bylo czego sie bac. :) Lussekatter sa zdradziecko smaczne i niebezpieczne, bo mozna przesadzic z iloscia – w jedzeniu oczywiscie. Pozdrawiam i milego tygodnia zycze!
Alicjo, no przed ostatnim rośnięciem te ‚eski’ wyglądały jednak lepiej, a potem się trochę ‚rozjechały’ ;) I oczywiście wcale nie wyglądają tak jak Twoje ;) Ale to nic – smakują nam bardzo, a to przecież najważniejsze, prawda? :)
Jeszcze raz dziękuję! :*
Alez one sliczne sa :) wprost nie mozna oka oderwac :)
Mysle,ze Sw. Lucji w DE obchodzi sie w tych katolickich czesciach kraju,bo w Berlinie w ogole nie jest to popularne swieto,spotkalam sie z nim tylko w niemieckim-katolickim kosciele
Pozdrawiam cieplutko :)
Gosiu, bardzo możliwe…
O ja je robiłam kiedyś w formie chleba, ale nic nie wiedziałam o historii. Ale ten twój szafran żółty!
To pewnie dlatego, że sypnęło mi się go odrobinkę więcej, ale tylko odrobinkę ;)
Mam wielką nadzieję, że kiedyś będę miała okazję przeżyć dzień Świętej Łucji w Szwecji i że razem z jakąś Szwedką zrobię takie bułeczki. Wyglądają cudownie. Lekko i w tak ciepłym szafranowym kolorze!
No właśnie, też mam nadzieję, że uda mi się kiedyś ‚na żywo’ uczestniczyć w takiej procesji i w późniejszym pałaszowaniu szafranowych bułeczek ;)
Piękny kolor i kształt!
Łucja była/będzie zachwycona :)
Cudowne – wersji z twarożkiem nie znałam, więc sobie notuję :) Buziaki :*
Beatko, mają obłędny kolor!
wyglądają też niezwykle miękko i puszyście, a do tego szafran, mniam!
pozdrawiam ciepło!
Jaki mają śliczny kolor! Szalenie apetyczny :) Na pewno są przepyszne.
pozdrawiam :)
Śliczne ! Ja piekłam w zeszłym roku z innego przepisu , ale mam wielką ochotę spróbować tych serowych , bo coś mi podpowiada , że będą mi bardziej smakowały :-)
Evenko, nam te serowe bardzo posmakowały :)
Z przyjemnoscia poczestuje sie taka buleczka :) Wygladaja po prostu doskonale (zreszta jak wszystkie Twoje wypieki :))
Wygladaja przepysznie! Patrzac na nie moge powiedziec ze rozplywaja sie u ustach!
ale piekne sa te buleczki:) a zdjecia jak zawsze zachwycajace:)
Rewelacyjnie wyglądają i na pewno tak smakują ! A tę tradycję znam ze szwedzkich książek dla dzieci :)
Przepiękne są bułeczki! A takie święto światła… Magiczne. Wydaje się być naprawdę magiczne… Chciałabym kiedyś wziąć w nim udział. I chciałabym zamieszkać w Szwecji. ;)
Pozdrawiam!
Ja chyba za mało lubię śnieg i zimę by zamieszkać w Szwecji ;) Ale krótkie ferie – czemu nie :)
Miały gościć też na moim stole, jak w zeszłym roku. Niestety pozostało mi się oblizywać patrząc na twoje!
Jakie puszyste maleństwa! Muszą humor poprawiać od pierwszego zapachu!
cudowne Beatko
wszytskiego dobrego
M.
Jaki mają ładny kolor :)
Piękne są Twoje szafranowe bułeczki! Takie świetliste :) A ja zazwyczaj tego dnia piekę bułeczki z cynamonem, też podobno praktykowane w krajach skandynawskich w dzień św.Łucji. A dziś nie upiekłam, szkoda. Może pocieszę się szafranowymi :)))
A ja dawno już nie piekłam tych cynamonowych… W ferie też je pewnie popełnię ;)
Bea! Ależ ja Ci dziękuję za ten przepis! Upiekę może jeszcze w tym roku, ale na pewno za rok dla mojej obecnie 3-miesięcznej córeczki Łucji! :) Dziękuję, dziękuję, dziękuję! A Twoje bułeczki wyglądają cudnie :)
Solis, będą jak znalazł dla Łucji ! (a ja proszę o więcej zdjęć w ‘galerii’, bo mała jest przesłodka :) ).
Dziękuję Ci serdecznie za wizytę :*
U nas też dzisiaj królowały lussekatter, tylko w wersji dla alergika – z mlekiem owsianym i na bezmlecznej margarynie. Aż dziwne, ale udały sie doskonale :)
Pozdrawiam!
No tak, ja też przez pewnien czas piekłam drożdżowe w wersji bez jajek i bez ‘krowizny’ i rzeczywiście smakowało lepiej niż pierwotnie myślałam ;) Jako pierwsze upiekłam takie bułeczki z rabarbarem :
http://www.beawkuchni.com/2010/05/buleczki-drozdzowe-z-rabarbarem.html
Pyszne były ! :)
Samo złoto po prostu :) Szkoda, ze dziś nie miałm czasu ich upiec, wyglądają tak, że robię się bardzo głodna :) I prawie można sięgnąć do tych Twoich, takie piękne zdjęcie, prawie jak 3D :)
Piękne zdjęcia tez pierniczków i foremek pokazałaś ostatnio… i widzę foremkę, której nie mam, a piękna jest! ta bombkowa… podpowiesz co to?
pozdrawiam Cię Kochana serdecznie!!
Foremka zakupiona w jednym z tutejszych sklepów, nie internetowo niestety… Sprawdzę, czy jeszcze są ;)
Piekne bułeczki! kolor mnie zachwycił, o tej porze roku kazdy słoneczny akcent cieszy wyjątkowo…
ps Upiekłam właśnie piernik z przepisu podanego przez Ciebie…pyszny!
Pozdrawiam ciepło i słonecznie!
Śliczne, ten kolor jest fantastyczny! Byłam kiedyś w Szwecji w grudniu i urzekła mnie panująca tam atmosfera. Gdybyż tam tylko tak zimno nie było:) Pozdrawiam!
O rany. :D Czego to ludzie w swej historii nie wymyślili… Obejrzałam zdjęcia ze świetlistej procesji i aż głowa mi się zapaliła ze strachu. :D W takich wypadkach mam zawsze jak najgorsze wizje i widzę tylko same katastroficzne zakończenia. Tym razem z pożarem na głowie biednej dziewczyny. ;-)
Beatko, u Was obchodzone również jest to święto?
Kolor bułeczek przepiękny. :) Która wersja Tobie bardziej smakuje?
Zakopana po uszy w śniegu i pracy przesyłam mnóstwo uścisków! :*
Małgosiu, no one są nieco inne jednak… Te z jajkami są takie bardziej ‘normalnie’ ;) drożdżowe, a te z serkiem nabierają dodatkowej przyjemnej ‘wilgoci’. Ale i jedne i drugie są pyszne :)
A co do samego święta to nie, u nas się go nie obchodzi.
Rzeczywiście, piękny kolor i masz rację, że świetnie pasują na „Dzień Światła”. Dotychczas myślałam, że Szwedzi tradycyjnie jedzą tylko te bułeczki cynamonowe. W Lusserkatter, oprócz koloru, frapujący jest jeszcze kształt i ten uroczy dodatek z rodzynek.
Karolino, wg jednych rodzynki mają symbolizować oczy św. Łucji, wg innych – bułeczki formowane są na ksztalt kota, który to dawniej symbolizował diabła (w niemieckim tłumaczeniu nazwy bułeczek to coś jak ‘diabelski kot’); słoneczny kolor zaś miał oddalić diabła w tę najdłuższą i najciemniejszą noc roku ;)
Przyznaję jednak, że mnie te ‘eski’ kota raczej nieprzypominają… ;)
PS. I Snieżka i Monika pięknie o tych bułeczkach napisały !
Beo, za każdym razem gdy przeglądam Twoje posty z podziwu wyjść coraz bardziej nie mogę. cudowne bułeczki w pięknej aranżacji.
Pozdrawiam cieplutko
Super blog i super bułeczki :) Pozdrawiam!
Swietne buleczki i b mi sie odoba ksztalt – troche tak jak koniki morskie! :)
Dziekuje Wam wszystkim serdecznie za wizyte! :)
Świetne bułeczki! przepyszne, tak jak Ci już pisałam;) Dzisiaj można je i mnie oglądnąć;) Bardzo Ci dziękuje za przepis:) I zdrowiej Kochana!
Ciesze sie, ze i Tobie posmakowaly Atino!
Podjęłam rękawicę i upiekłam te pyszności. Wyszły…. super!:) Wyglądają prawie tak idealnie jak Twoje na zdjęciach. Zresztą, udało mi się pstryknąć kilka fotek zanim zniknęły, to może Ci potem podrzucę na maila jako dowód, że szwedzkie bułeczki wychodzą też w Warszawie :-) Pozdrawiam ciepło, Magda.
Witaj Magdo! Wlasnie dostalam zdjecia :) Buleczki sliczne! Bardzo sie ciesze, ze i Wam posmakowaly :)
Pozdrawiam serdecznie!
Pingback: Pieczone warzywa i jesienna sałatka « Bea w Kuchni
Pingback: Lussekatter czyli szafranowe bułeczki na dzień św. Łucji | Bea w Kuchni
Pingback: Bułeczki drożdżowe z szafranem, bez jajek i nabiału | Bea w Kuchni
Pingback: Szwedzkie bułeczki szafranowe (Lussekatter) | arabeskawaniliowa
Pingback: Bułeczki na dzień świętej Łucji | Kronika Wypadków Twórczych
Pracochłonne, ale efekt zabójczy :) Świetny przepis, wyszły idealnie, o złotym kolorze, miękkie, delikatne, lekko słodkie :)
Zamiast rodzynek za którymi nie przepadam dodałam żurawinę.
Muszę spróbować innych przepisów od Ciebie!
Pozdrowienia,
Agato, ciesze sie, ze smakowaly!Ja dla meza tez robie z zurawina ;)
Pozdrawiam serdecznie!