Jak pokazywałam w zimowo-warzywnym wpisie – zimą na naszym stole wcale nie musi być nudno ! Do wyboru mamy całkiem sporo warzyw, które dodatkowo możemy łączyć z wszelakimi kaszami, zbożami i warzywami strączkowymi. Do dyspozycji mamy na przykład wszelakie fasole – białą, czarną, czerwoną, adzuki, borlotti, ‘czarne oczko’ (lobia) itd., żółty groch oraz suchy zielony groszek (niezwykle bogaty w żelazo, wapń i witaminę C), suszony bób, ciecierzycę, soję czy wszelakie odmiany soczewicy (spośród wszystkich gatunków soczewicy, to ta czerwona zawiera najwięcej białka, jest więc szczególnie ważna w diecie wegetariańskiej; jest też niezwykle praktyczna, nie wymaga bowiem namaczania i bardzo szybko się gotuje – zaledwie kilkanaście minut).
*
*
Białko roślin strączkowych jest niezwykle wartościowe, co ważne jest szczególnie dla osób nie spożywających mięsa (białko fasoli np. zawiera prawie wszystkie aminokwasy, co jest rzadkością wśród pokarmów roślinnych). Warzywa strączkowe dostarczają również naszemu organizmowi sporo cennych węglowodanów, dużą ilość błonnika oraz żelazo, wapń, fosfor, miedź, cynk i jod a także witaminy z grupy B.
Niestety warzywa strączkowe mogą być dosyć kłopotliwe dla naszego systemu trawiennego. Soczewica, fasola adzuki, fasola mung oraz groszek są najłatwiejsze do strawienia, zaś odmiany takie takie jak m.in. : fasola pinto, czarna, nerkowata, ‘czarne oczko’ oraz ciecierzyca są bardziej cieżkostrawne (najtrudniejsza do strawienia jest soja).
*
fasola borlotti
Dlatego właśnie warzywa strączkowe należy namoczyć przed gotowaniem (od kilku do kilkunastu godzin), wymieniając wodę 1-2 razy podczas moczenia – o ile to możliwe. Namaczanie powoduje nie tylko iż warzywa strączkowe szybciej się gotują, ale przede wszystkim ułatwia późniejsze ich trawienie (podczas namaczania zaczyna się proces kiełkowania nasion, dzięki któremu zwiększa się dostępność cennych dla naszego organizmu minerałów). Suchy zielony groszek oraz soczewica nie wymagają namaczania (szczególnie ta czerwona bardzo szybko się gotuje), groch możemy moczyć krócej, soję i ciecierzycę zaś – najdłużej. Co ważne – namaczane nasiona przed gotowaniem płuczemy i zalewamy świeżą wodą (nie gotujemy w wodzie z namaczania); nie solimy też strączkowych na początku gotowania, a dopiero w połowie/ pod koniec. Poza tym pierwsze 10 minut gotowania warzyw strączkowych (oprócz soczewicy i łuskanego grochu) powinno się odbywać bez przykrycia, na dość dużym ogniu, by rozbić enzymy zaburzające trawienie (zbieramy też i usuwamy gromadzące się na początku gotowania szumowiny). Warto jest też łączyć warzywa strączkowe z przyprawami takimi jak nasiona kopru włoskiego, z kminkiem czy majerankiem, które ułatwiają trawienie.
Z warzyw strączkowych możemy przygotować wiele wspaniałych potraw : wszelakie wegetariańskie chili i gulasze, zupy, tarty i zapiekanki, pyszne warzywne kotleciki / burgery czy pasztety. Dania takie są sycące, przyjemnie rozgrzewają organizm, a przy okazji – są niezwykle zdrowe. Taka jast również dzisiejsza zupa z soczewicy i zielonego groszku (suchego). U mnie w wersji bezmięsnej, na końcu wpisu znajdziecie jednak dopisek o jej mięsnym wariancie.
*
wersja z zieloną soczewicą
*
Zupa z soczewicy i zielonego (suchego) groszku
(wg przepisu Bajaderki, z niewielkimi modyfikacjami)
6 – 8 porcji
2-3 łyżki oliwy
1 cebula
3-4 ząbki czosnku
2 średnie marchewki (ok. 180 g)
1 por (jego biała część, ok. 150 g)
2 średnie ziemniaki (ok. 280 g)
ok. 160 g selera (korzeń)
1/2 szklanki (130 g) soczewicy*
1/2 szklanki (130 g) suchego zielonego groszku (łuskanego / połówki)
ok. 1,5 litra bulionu
1-2 liście laurowe
majeranek, tymianek – świeży lub suszony
sól i pieprz, do smaku
opcjonalnie – sos sojowy**
Warzywa obrać / oczyścić. Cebulę drobno poszatkować. Czosnek zmiażdżyć i poszatkować.
Marchewkę pokroić w plasterki, pora w półplasterki, ziemniaki pokroić w kostkę, a korzeń selera zetrzeć na grubych oczkach.
Cebulę, czosnek i pora poddusić na rozgrzanej oliwie, ok. 5 – 8 minut. Groch i soczewicę wypłukać, dodać do duszącej się cebuli wraz z liściem laurowym i tymiankiem, zalać bulionem i gotować ok. 20 minut. Następnie dodać pozostałe warzywa i gotować jeszcze ok. 15-20 minut. Na koniec dodać majeranek i doprawić do smaku.
(jeśli zupa jest zbyt gęsta – dodać nieco więcej bulionu lub przegotowanej wody)
*
wersja z czerwoną soczewicą
*
Uwagi :
- *jeśli używamy czerwonej soczewicy, radzę dodać ją dopiero na ok. 15 –20 minut przed końcem gotowania, w przeciwnym bowiem razie zbyt mocno się rozgotuje tworząc ‘papkę’
- **zupy w wersji bezmięsnej często doprawiam sosem sojowym, co nadaje im lekko ‘wędzonego’ aromatu
- zamiast majeranku i tymianku możemy użyć np. kminu rzymskiego + kolendry + kurkumy (czy gotowej mieszanki curry)
- dla zainteresowanych – wersja mięsna (wg Bajaderki) :
3 plasterki chudego boczku + ok. 200 g pokrojonej w kostkę kiełbasy lub szynki -> podsmażamy najpierw boczek z kiełbasą, nadmiar tłuszczu odlewamy, dodajemy poszatkowaną cebulę i postępujemy jak wyżej.
*
* * *
*
Zapraszam Was również do przeczytania artykułu / wywiadu, który znajdziecie tutaj – klik.
*
Pozdrawiam serdecznie !
*
Uwielbiam strączkowe jedynie soję i ciecierzycę jadam w ograniczonych ilościach ale tylko dlatego że po prostu jak za dużą porcję zjem przestaje mi smakować. Soczewicę uwielbiam choć tylko jadłam czerwoną i zieloną. Nie wiem czy jadłaś fasolnik chiński który wygląda jak fasolka szparagowa, jest dłuższa i bezwłóknista no i najważniejsze przepyszna :). Pozdrawiam
O taki zdjęcia zwykłej fasoli i soczewicy? Bea jesteś niesamowita. Wywiad przeczytam, oczywiście. Gratulacje
Kochana, wspanialy wpis na koniec tygodnia !
To wlasnie w piatek po poludniu planuje sobie zakupy i posilki na kolejny przyszly tydzien i wtedy wlasnie przydaja mi sie takie impulsy ;))
Merci et un très bon weekend!
Świetna! :) Strączki to jeden z filarów diety wege, więc dużo ich jem :) Dodam jeszcze, że te szumowiny, o których piszesz, to puryny – związki białka, które należy zbierać, bo osadzają się w stawach. I najwięcej ma ich mięso, ha ;-) Ciecierzycę gotuję zawsze arabskim sposobem z dodatkiem sody, działa idealnie na jej specyficzne ;-) właściwości. Piękne zdjęcia, jak zawsze!
No wlasnie Zielenino – osttanio ugotowalam ciecierzyce Twoim sposobem i musze przyznac, ze mielismy mniej ‚sensacji’ niz zazwyczaj, dziekuje wiec za info :) A Ty dodajesz sody tylko do gotowania ciecierzycy? Czy do innych straczkowych tez?
PS. Czy moge to info o purynach dopisac do tekstu? Oczywiscie zaznaczajac, ze to info od Ciebie :)
Bea, cieszę się, że sposób się sprawdza, na razie stosowałam go tylko do ciecie, ale wnioskując z tego co napisała niżej Pincake mogłoby zadziałać również przy innych strączkowych, muszę wypróbować. I lepiej dopisz to co ona napisała, bo jak się okazuje, ja byłam tylko obok dobrych informacji ;-)
Nie mogę się nie odezwać;)
Puryny to składniki kwasów nukleinowych a nie białek. Unikać pokarmów wysoko purynowych powinny wyłącznie osoby z predyspozycjami do dny moczanowej i kamicy nerkowej, ponieważ produktem metabolizmu puryn jest kwas moczowy i on rzeczywiście u takich osób się odkłada. Szczególnie przy zakwaszeniu ustroju dietą wysokobiałkową, bo w niskim pH, kwas moczowy jest trudno rozpuszczalny. Kwasy nukleinowe (a zatem i puryny) występują w każdej żywej komórce, każdego żywego organizmu (no poza erytrocytami). Dodatek sody do gotowania sprawia, że puryny lepiej się rozpuszczają i teoretycznie powinno ich więcej znaleźć się w wywarze.
Poza tym w skład szumów wchodzą białka, częściowo zhydrolizowane, zupełnie niegroźne.
A piękne pienienie się szumowin nad wywarem z roślin strączkowych wynika z obecności saponin – glikozydów pieniących, dzięki którym np.: korzeń mydlnicy lub mydlane orzechy zastępują mydło. W dużych ilościach mogą wywołać nieprzyjemne objawy jelitowe, w niskich są nieszkodliwe.
A poza tym uwielbiam strączkowe, tylko wydawało mi się, że ciecierzyca jest jednym z najłatwiej przyswajalnych grochowatych. Ale to już wchodzimy w fizjologię a nie biochemię, więc tego nie weryfikowałam. W każdym razie mnie po niej nie wzdyma:P
Ściskam!
Na soczewicę to ja się jak najbardziej piszę :-)
Uścisk!
Beatko, zawsze można u Ciebie zdrowo zjeść i do tego ciekawie :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Uwielbiam wszelkie strączkowe. Tej jasnoczerwonej ciecierzycy u mnie nie widuję, tylko tę ciemniejszą, która funkcjonuje tu jako „czerwona”. Ale i tak najbardziej chyba lubię zieloną :)
Pozdrawiam!
Bea, piękne zdjęcia!!! To przede wszystkim i dobre wiadomości, bo najbardziej lubię czerwona soczewicę właśnie:) A fasolę wprost uwielbiam:) Mogę nawet taka świeżo ugotowana bez niczego:).
Ja do gotujących się strączkowych( oprócz zielonego groszku) dodaję tymianek, który powoduje, że znikają ta złe właściwości…
Buziaki, Bea – wyjeżdżałam… poprawię się;)
Pyszna zupa i w sam raz na luty, czyli czas przejściowy między zimą a kiełkującą już nieśmiało wiosną. Co zaś do roślin strączkowych – uwielbiam je, dają tyle możliwości, a wydaje mi się, że w pełni zdaliśmy sobie z nich sprawę dopiero wraz z następującą kulinarną „globalizacją”. Kiedyś wydawało się, że jak rośliny strączkowe, to tylko grochówka i fasolowa (skądinąd przepyszne!); dziś odkrywamy, ile jeszcze rośliny strączkowe mogą mieć zastosowań i w jak różnych kuchniach się pojawiać, o czym sama napisałaś.
Zupy wyglada na mega smaczną i treściwą, bardzo lubię zupy z soczewicą…pycha:)
pozdrawiam deszczowo:))
Zupka wygląda rewelacyjnie, robi mi sie ciepło na sam widok :)
Bea, jakie te zdjęcia strączków piękne , wiesz ja mogę godzinami oglądać na żywo i na zdjęciach ziarenka strączkowych,a te zdjęcie różnych soczewic rewelacja
Jestem wielką wielbicielką warzyw strączkowych. Niestety! Nie mogę powiedzieć tego samego o mojej Rodzince i taka zupka raczej by nie przeszła. A szkoda! Bo nie dość , że pyszna, to jeszcze bogata w mnóstwo składników dobrych dla naszego zdrowia. Może kiedyś się przekonają, co tracą?…
Pozdrawiam!
Przepiękne zdjęcie fasoli i soczewicy – nie miałam pojęcia, że soczewica ma aż tyle odmian i że może być nawet czarna. Zwykle w sklepach widywałam czerwoną, zielona i „żółtą”.
Zupa wygląda bardzo ciekawie i możliwe, że skuszę się na nią :)
Gratuluję wywiadu, przeczytałam z przyjemnością :)
zawsze warto tu zajrzeć, zachwycić oczy zdjęciami, przeczytać coś mądrego i znaleźć świetny przepis :)
To nie blog – to prawdziwa, rzeczowa, świetnie ilustrowana encyklopedia w najlepszym możliwum wydaniu.
pozdrawiam
a wiesz, jako że lubię zupy kremy to taka rozgotowana czerwona soczewica mogłaby być w mej zupie fajnym i zdrowym zagęstnikiem, zamiast np. mąki :)
Bea, u Ciebie jak zawsze dawka pysznej wiedzy – pięknie podana.
Tylko czytać i zapamiętywać.
serdeczności przesylam
M.
Pincake, wow! :) Dzięki za uporządkowanie wiedzy, widzę, że mi dzwoniło, ale nie w tym kościele :D A powiem Ci, że w takim razie ta błędna opinia o purynach powtarza się w wielu źródłach. O saponinach czytałam, ale były bardzo sprzeczne dane czy są w strączkach czy nie. Teraz już będę mądra! ;-) Ale summa summarum z białkiem lepiej nie przesadzać, bo zakwasza organizm, a nadmiar osadza się chociażby w nerkach. Obecnie osoby jedzące mięso spożywają 2 razy za dużo białka, a wegetarianie o półtorej raza (badania amerykańskie i polskie z 2008r.) także lepiej nie przesadzać z nadmiarem :)
No wlasnie Zielenino, w ksiazce ‚Less meat, more veg’ (o ktorej bedzie niebawem ;)) rowniez pisze, iz nasza dzienna calkowicie wystarczajaca organizmowi dawka bialka powinna wynosic od 60 do 90 g, a to jest naprawde niewiele! I tak jak piszesz – ogolnie wlasnie spozywa sie zbyt duzo bialka, ktore niestety mocno zakwasza organizm i powoduje sporo problemow zdrowotnych.
A o saponinach naczytalam sie a propos ziaren quinoi miedzy innymi i plucze je namietnie do ‚czystosci’ ;)
Zielenino, białko nie osadza się w nerkach:D Zakwasza organizm, a raczej produkty metabolizmu aminokwasów, i przez obniżenie pH łatwiej w nerkach odkładają się szczawiany, kwas moczowy, wapń itd.
Odkwaszenie organizmu można osiągnąć jedząc duże ilości warzyw i owoców, czyli tak jak mówi Bea: mniej mięcha – więcej warzyw i będzie cacy;) Niestety w naszym społeczeństwie pokutuje ten mit, że zdrowa dieta jest wtedy, kiedy nie chodzimy głodni i jemy mięso codziennie. Brrr!…
Pozdrawiam:)
Pinkcake, Zielenina uzyla pewnie takiego skrotu myslowego ;) Nadmiar bialek powoduje ‘wyplukiwanie’ wapnia (przez co wiecej krazy go w nerkach), do tego wlasnie dochodza szczawiany, kwas moczowy itd. Wazne jest zachowanie tzw. rownowagi kwasowo-zasadowej w organizmie, w czym nadmiar bialek nie pomaga niestety. Nie tylko bialek zreszta, ale to juz osobny temat-rzeka ;)
świetny post, Bea.
Uwielbiam strączkowe (wszystkie!), więc zupka jak najbardziej dla mnie:) pozdrawiam
Kochana Beo, mam córkę „bezmięsną” i akurat dzisiaj dostałam z jej ust peany z powodu pasty z ciecierzycy ;-) Kiedy jeszcze mieszkałyśmy razem nauczyłam się wykorzystywać walory strączkowych i bilansować dietę wegetariańską… (teraz pod wpływem Padre częściej zdarzają mi się mięsne meandry).
Soczewicę czerwoną darzę największą sympatią, bo jest wyjątkowo wdzięczna i w dodatku ma walory ;-)
A kilka dni temu kupiłam brązową – pierwszy raz w życiu – „na próbę” – może mi coś podpowiesz, co z niej spichcić?
Pięknego weekendu,
Ściskam!
Beo, piękne zdjęcia, powalające! :)) Cenne informacje ,a zupa wygląda wspaniale!
Idę poczytać wywiad.
Buziaczki:*
Ps. Mam nadzieję,ze samopoczucie lepsze Kochana? Pozdrowienia ciepłe:*
Świetnie wygląda ta zupa!! U nas jemy czarną fasolę codziennie…:)
Beo – jak ja się stęskniłam za Twoimi wpisami…. ale ciągle mało czasu, więc wpadam tylko na niektóre blogi i znowu od rana do nocy praca… przypomniałaś mi o moim ukochanym wegetarianskim chili, który podbił wszystkich moich przyjaciół (sama jestem zdziwiona, że bez wyjątku ;-) )… Może mi się uda je wkrótce zrobić… Jak dobrze, że Ty ciągle jesteś, i można do Ciebie wrócić jak do ukochanego spa… buziaki wielkie!
A ja za Twoimi wizytami Wsamraziku :) Niestety brak czasu dokladnie rozumiem, don’t worry ;)
I chetnie poznam przepis na Twoje wegetarianskie chili!
PS. Rano, przed pierwsza poranna kawa, zamiast ‚spa’ przeczytalam : jak do ukochanego psa :)))
Psa też, i kota, i każdego innego kochanego stworzonka ;=) — wegetariańskie chili nadchodzi…
Lubię takie kompendia porządkujące wiedzę. Od pewnego czasu, rośliny strączkowe występują często na naszym stole zimową porą. Ostatnio kupując fasolę zaczęłam przyglądać się miejscu jej pochodzenia. Byłam bardzo zaskoczona, bo fasola z polski była tylko jedna. Reszta to fasola z Chin, Chile, Paragwaju…
Masz calkowita racje Lo – niewiele jest gatunkow straczkowych produkowanych lokalnie niestety…
Ja w czasach wegetariańskich uwielbiałam soczewicę zieloną z warzywami z sosem chrzanowym!
Soczewica daje niemal nieograniczone możliwośći. Osobicie najczęściej korzystam z odmiany czerwonej, ale to głównie z powodu lenistwa, bo ta gotuje się najszybciej i właściwie nie wymaga moczenia.
Soi boję się z powodu GMO a i też nie przepadam za jej smakiem, więc bez żalu z niej zrezygnowałam, natomiast ciekawa sprawa jest z cieciorką. Bardzo smakowały mi potrawy z nią na wyspach Kanaryjskich, w Egipcie, natomiast próby jedzenia jej w Polsce nie były udane.
Bea podziwiam wiedzę i zaagngażowanie w przygotowywaniu każdego posta. Zawsze czekam z niecierpliwością na następny.
Pięknie u Ciebie i zimę przepędziłaś tymi kolorowymi zupkami :) Ja niestety, muszę bardzo uważać na wszelkie stączkowe warzywa. To co moge zjeść to czerwona soczewica, najczęściej robie z niej pierogi, najbardziej mi smakują. Z innych strączkowych, to mogę w malutkich ilościach zielony gorszek i bób, najczęściej robię z nich zupę, albo sałatkę. Uwielbiam tez zielone i żółte strąki fasoli, ale to juz tylko mogę np 1-2 sztuki z łakomstwa spożyć, reszta groszkowo – fasolkowo – ciecieżycowa brać niestety nie dla mnie. Żałuję ogromnie, bo uwielbiam wszelkie strączki i młode kiełki, ale cóż .. przynajmniej u Ciebie oczy nacieszę tymi pięknymi zdjęciami :)
ściskam mocno
An
Bea, jestem zachwycona Twoimi postami, zarówno tym o strączkowcach jak i tym o warzywach sezonowych. Takie przypominajki, jak zdrowe i wszechstronne są warzywa dostępne w zimie wydają mi się bardzo ważne, bo często właśnie przez brak zainteresowania w zimie żywimy się albo znacznie gorzej, albo niepotrzebnie kupujemy drogie i przywiezione z o wiele za dalekich krajów warzywa.
pozdrawiam :)
o to to Bea, dokładnie to miał być skrót myślowy :) Dziecko mi ostatnio daje tak popalić, że cud, że w ogóle jako tako składne zdanie umiem złożyć. Pincake ja jestem wege, także mnie powszechne przekonanie nie dotyczy, ale jak się okazuje w badaniach my też jemy za dużo białka.
Pincake, nie wiem czy wiesz (pewnie tak ;-), że odkwasza się najlepiej kaszą jaglaną, którą jest najbardziej zasadotwórcza ze wszystkich zbóż. Powinniśmy ją jeść kilka razy w tygodniu.
Bea, te normy białka które podajesz są nawet za wysokie. Obecnie pisze się, że dziennie białko powinno stanowić 10-15% spożywanych produktów, tj. ok 0,75g na każdy kg naszej wagi czyli bliżej 40-60 g dziennie niż 90. Dla osoby ważącej ok. 55 g będzie to 40-50 g na dzień. Muszę sobie pooglądać tę książkę, którą polecasz.
Ja moczę wszystkie zboża i pseudo zboża (takie jak quinoa) też ze względu na fityniany, które utrudniają wchłania składników mineralnych.
Powiem Wam, że dopiero fajnie jest w Polsce z dietą dzieci, u których normy spożywanego białka są przekraczane o 400-500%!!! To jest normalnie przerażające.
Masz racje Zielenino – nie wiem skad mi sie to 90 wzielo… mowa jest dokladnie o 56g bialka dla mezczyzn i 45 dla kobiet; 90 tez widzialam, ale musze doszukac czego dotyczylo ;)
Ksiazka Tobie sie pewnienie przyda, sa tam bowiem rowniez przepisy miesne; to wlasnie dla tych ktorzy miesa jedza, ale chca je ograniczyc oraz urozmaicic ich jadlospis.
Te przekraczane normy bialka o ktorych piszesz sa z lekka przerazajace… U mnie na szczescie wszystko w normie (badania byly w grudniu ;)).
Bea, pewnie stąd, że jeszcze niedawna normy były 1 g na kg wagi ciała, a nie 0.75, to by pasowało. Ciągle się to zmniejsza, zresztą ogólnie białko jest przereklamowane ;-) Oglądałam tę książkę i tak jak piszesz, niestety ;-) nie dla mnie, ale wygląda na interesującą.
Wybacz czepialstwo, Zielenino:) Mam w tym tygodniu 4 poprawkę z biochemii i już robię bokami :P
Uwielbiam takie zupki, Twoja brzmi i wygląda mega pysznie !:)
Niesamowite jest bogactwo dań, do których można wykorzystać strączkowe…
Zupa wygląda wspaniale. Zjadłabym z miejsca, nawet po sutym obiedzie.
Mmmmmmm! Niesamowita inspiracja! Coś czuję, że w tym tygodniu wykorzystam zakupioną niedawno soczewicę do tych niecnych zupowych celów :)
Bea, a uwierzysz, że u nas nie uświadczysz suszonego groszku w kolorze zielonym? Tylko taki jasny, jak na grochówkę. I bobu suszonego też nigdy w życiu nie spotkałam. W tej chwili wydaje mi się o tyle dziwne, bo przecież te dwa warzywa tak bardzo są popularne w PL… Wygląda na to, że wszystkie nadwyżki na mrożenie idą. ;-)
Zupy cudne. W sumie takie moje smaki. :) Pewnie wersję z soczewicą też sobie sprawię. Co mam Ci zazdrościć, jak mogę też posmakować. :)
Uściski! :*
Malgosiu, wiem ze ten zielony groch mozna kupic np. w Tesco; suszony bob tez mialam z PL ;)
Nie zauważyłam takiego wpisu więc dodam jeszcze swoje trzy grosze do fasoli:) Proponuję moczyć fasolę z kminkiem całą noc i ugotować w tej wodzie razem z kminkiem. Po ugotowaniu płuczę z kminku bo go nie lubię, gwarantuję, że nie będzie żadnych wzdęć ani ekscesów towarzyszących fasoli. Fasola wymoczona i ugotowana z kminkiem jest normalnie strawna:) Od siebie dodam, że fasola jest idealna dla osób cierpiących na migreny:)
Witaj Kaziu! Rada ‚kminkowa’ jak najbardziej warta zapamietania :)
Dziekuje serdecznie za wizyte i komentarz!
Bea i ja dziękuję za wizytę:)
Co do kminku zawsze omijaliśmy go wielkim łukiem (mówiąc delikatnie), dlatego nawet jeśli ktoś nie lubi kminku to nadal może tkwić w swoim nielubieniu i go wywalić po ugotowaniu fasoli:) Sprawdziliśmy na sobie, kminek nie uwalnia reakcji z których słynie fasola, no chyba, że właśnie dla tych atrakcji dźwiękowo-aromatycznych niektórzy ją spożywają…. różne są fetysze ;) szczerze polecam sypnąć kminkiem…
Ja i ten zwyczajny kminek i kmin rzymski uwielbiam, aczkolwiek dodawanie go do gotujacych sie potraw niestety czasami nie wystarcza ;) Moze wiec dodany juz do moczenia cos zmieni? Przetestuje nastepnym razem :)
Mwaaaaaa…
Uwielbiam soczewicę, groch i fasolę. I takie zupy – mogłabym je jeść bez przerwy. Za to Mroziu mógłby nie wiedzieć o ich istnieniu :)
Przetestuję jedną z zup w tym tygodniu :)
Trzymaj się cieplutko!
Przesyłam dla Ciebie bukiet Walentynkowy: czarykuchenne.blogspot.com/2011/02/walentynki-nagroda.html Mam nadzieję że Twoje zdrowie jest lepsze niż moje, u mnie na razie znowu jakieś pogorszenie. Mam nadzieję że jutro dojdę do lekarza, dziś się ledwo mogłam ruszać :p Mój bukiet do niczego nie obowiązuje i nie ma regulaminu, tylko na rozchmurzenie :)
Serdecznie pozdrawiam :)
Kasia
Swietna zupa w obu wersjach! Znam osoby zwiazane z fitnessem, ktorych dieta jes oparta na bialku roslin straczkowych – sa jak androidy. Idealna skora, miesie z kompletnych brakiem tluszczu i nigy nie choruja! Ale takiej diety i takiego treningu ja osobiscie nie, nieeeee…. :)
Nawet jesli przepis nie bardzo mi pasuje, zawsze lubie popatrzec na Twoje zdjecia Beo :)
Jestem wielką wielbicielką roślin strączkowych-nie tylko w kuchni. Groszek pachnący był nawet w moim ślubnym bukiecie :-)
Kiedyś gdy starsi chłopcy byli na diecie bezmlecznej bezjajeczneej i bezglutenowej gotowałam podobną zupę z soczewicy-wtdey jedli ją chętnie a dzis nie chcą nic „ze śmieciami” ;-)
Ale ja i mąż możemy jeść. Muszę ugotować.
Pozdrawiam
Cyryllo, milo Cie znow widziec :)
Groszek pachnacy w bukiecie to wspanialy pomysl! Taki swiezy, delikatny i romantyczny :)
A zup ‚ze smieciami’ to moj tato nigdy nie chcial jesc ;))
Dziewczyno, nie żartuj nawet, osoby z taką wiedzą jak Twoja to skarb! :) Powodzenia!
Zielenino, wirtualny cmok dla Ciebie! :*
A wracajac do ksiazki jeszcze, to ja tez myslalam ze bedzie w niej nieco przepisow miesnych, ale to nic, bedzie dla znajomych ;). No i znalazlam te 90g o ktorych pisalam wyzej! Zdanie brzmialo tak : if looked at both the health and environmental impacts of our meat consumption and concluded that we should limit our daily intake to 90g.
Ah! Bylabym zapomniala… Jedyne, co mi sie chyba w ksiazce nie podoba to fakt, ze zostala wydrukowana w Chinach :/
Ja uwielbiam wszelkie strączki, chyba tylko suszony bób mi nie przypadł do gustu, ale może źle się z nim obeszłam ;) Pyszne zdjęcia Beatko, jak zawsze :)
Wegetarianko, ja dzieki wskazowkom Gospodarnej Narzeczonej gonajpierw skielkowalam; smakowal mi, aczkolwiek wole ten swiezy, prosto z krzaczka mimo wszystko ;)
Zupa znakomita. Nic dodać, nic ująć. :)
A tak na marginesie – gdybyś miała jakieś ciekawe przepisy na pasty do chleba z użyciem groszku – to byłabym niezmiernie wdzięczna.
Witaj Kajeno! Przepis na paste z zielonego groszku znajdziesz np. u Anoushki : http://anoushkaencuisine-pl.blogspot.com/2010/04/zelazna-bomba-czyli-pasta-z-zielonego.html
Pozdrawiam!
Bea, dziękuję.
Zupa tak nam zasmakowała, że gotowałam ją już kilka razy :)
Ciekawe jest Bea takie polaczenie dwoch „grochow” w jednej zupe :)
A odnosnia gotowania warzyw i sody: w arabskiej kuchni dodaje sie sody oczyszczonej do gotowania ciecierzycy by szybciej miekkla, szybciej rozpadala „na papkę”, by hummus byl gladki. Wydaje mi sie jednak, ze dodawanei sody do gotowanai warzyw w kazdym innym przypadku wcale nei jest konieczne :-)
Pozdrowienia!
No wlasnie Basiu, mnie tez te ‚dwa grochy w jednym’ ;) bardzo sie spodobaly :)
A co do sody, to masz oczywiscie racje ze uzywana jest przede wszystkim dlatego, by ciecierzyca szybciej sie ugotowala, jednak jak sie okazuje – do pozostalych straczkowych tez mozna sody doddawac, wlasnie w celu pozbycia sie negatywnych skutkow trawiennych ;) tyle tylko, ze w innych proporcjach – dodaje sie bowiem doslownie szczypte, co nie powoduje rozgotowania warzyw na papke; jedyny minus, to ze soda niszczy ponoc wit. B1 w gotowanych warzywach, z pewnoscia nie bede wiec dodawac jej do kazdej potrawy…
Pozdrawiam Basiu!
Pingback: 2011 w kulinarnej pigułce ;) « Bea w Kuchni
Dzień dobry!
Niedawno kupiłam zielony groch i na szczęście znalazłam Twój przepis.Właśnie gotuje zupkę, niestety już ponad godzinę…..i wciąż twardy.Czy następnym razem mogę go wcześniej moczyć, jak myślisz?Ola
Olu, a czy groch byl luskany czy w calosci? Luskanego (te polowki) nie trzeba moczyc, za to ne w calosci jak najbardziej (najczesciej moczy sie go na noc i gotuje na drugi dzien).
A jesli podczas gotowania groch (czy inne straczkowe) wciaz sa twarde, to mozna dosypac odrobine sody oczyszczonej, ktora zmiekczy nasiona.
Pozdrawiam!
Dzień dobry!
Rzeczywiście, nie wiedziałam, ze w Twoim przepisie jest groch bezłuskowy!Zupa była fantastyczna,pomimo długiego gotowania.Jutro znowu ją przyrządzę.Serdecznie pozdrawiam!
Olu, najwarzniejsze, ze smakuje :)
Pozdrawiam serdecznie!
Pingback: Dhal i ’strączkowa’ kolacja « Bea w Kuchni
jak sie nazywa ta kolorowa fasolka?
To fasolka borlotti, juz dopisalam pod zdjeciem.
Pozdrawiam
Sprostuję jedną istotną informację z artykułu. Sama się jej dopiero co dowiedziałam, bo żyłam w błogim przekonaniu, że istnieje coś takiego jak czerwona soczewica, jako odrębny typ soczewicy. Otóż nie. Soczewica czerwona to nic innego, jak .. łuskana soczewica .. brązowa. Rozłupcie sobie soczewicę brązową i porównajcie z zakupioną czerwoną. Z resztą to było mi podejrzane, że czerwona zachowuje się dokładnie tak jak groch łuskany.. tak samo się pieni i też jest taka.. dziwnie połówkowata. No i teraz już wiem dlaczego:)
A sprostowanie zatem jest takie – najwięcej białka zawiera.. brązowa soczewica. Bo podczas gotowania zostanie ono w skorupce, a nie trafia do wody. Zaletą, już teraz zrozumiałą, jest fakt, że soczewicę czerwoną dłużej się gotuje. Ale i też pozbawiona jest ona swojej osłonki, która zawiera jednak sporo cennych minerałów. Analogicznie jak w przypadku ryży łuskanego, a niełuskanego;)
Pozdrawiam!
Misko – dokladnie tak; to lupana soczewica brazowa (ta ciemnobrazowa) z pierwszego zdjecia, na dole. Wiele typow soczewicy istnieje wlasnie w formie calej oraz luskanej, tutaj np. dobrze je widac na kilku zdjeciach : http://www.foodsubs.com/Lentils.html (niestety nie wiem nawet, czy istnieja odpowiedniki tych nazw po polsku, znam tylko te angielskie).
Czy bialko czerwonej soczewicy podczas gotowania trafia do wody? Jesli tak, to nie jest to wielkim problemem, gdyz czerwonej soczewicy sie nie odcedza, a gotuje tak jak ryz basmati czy kasze, z uzyciem bezposrednio odpowiedniej ilosci wody, ktora jest wiec spozywana wraz z soczewica. Poza tym – z tego co mi wiadomo, ale oczywiscie moge sie myslic… – soczewica luskana jest bardziej lekkostrawna i latwiej przyswajana przez organizm (tak przynajmniej uczono mnie na kursach). I oczywiscie gotuje sie ona (jak i wszystkie luskane straczki) o wiele krocej niz ‚pelna’ ;) wersja.
Nie wiem, czy mozna tak do konca porownywac bialy ryz do luskanej soczewicy; gdyby tak bylo, specjalisci zajmujacy sie zdrowym odzywianiem odradzali by spozywanie luskanych straczkow (tak jak odradza sie sporywanie rafinowanej maki czy ryzu), nigdy jednak do tej pory sie z tym twierdzeniem (jeszcze) nie spotkalam.
Czerwonej soczewicy (oraz wszystkich tych luskanych) uzywa sie w innych celach niz tych z oslonka; u nas najczesciej ta luskana jest juz w formie lupanej, natomiast w Kanadzie np. mozna rowniez kupic jej wersje luskana, lecz cala – http://www.dspdirect.ca/lentils.php. To, ze do kotlecikow wege, pasztetu czy zupy uzywamy czerwonej soczewicy nie oznacza, ze bedziemy cierpiec na witaminowo-odzywcze karencje, wszak do innych dan uzyjemy innych typow warzyw straczkowych, kasz czy zboz (a jesli do tego ‚dorzucimy’ kielki i swieze soki z warzyw, to o zadne karencje martwic sie nie bedzie trzeba ;))
Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za komentarz :)
właśnie zrobiłam i się zajadam:)) pychota!!
Cyska, ciesze sie, ze smakuje :)
Pozdrawiam serdezcnie!
Witam,
chciałam zapytać, czy coś się stanie, jeśli groszek zielony suszony (cały) nie zostanie namoczony? Czy jeśli wrzuciłam go bez moczenia do zupy, to mogę go spokojnie zjeść? Zupa gotowała się przez to dłużej, ale zrobił się w końcu miękki.
Pozdrawiam
ewa
Witaj Ewo,
Moczenie straczkowych skraca ich gotowanie oraz sprawia, ze sa one bardziej lekkostrawne, ale nic dramatycznego sie nie stanie jesli raz zjesz taka zupe :)
Pozdrawiam serdecznie
(przepraszam, komentarz umknal mi w wirze rodzinno-weekendowych przygotowan…)