Zbliżająca się wiosna (tak, tak – nareszcie mamy już marzec! ;) ) często jest motywacją do tego by jeść ‘lepiej’, a przede wszystkim zdrowiej. Tyle tylko, że wśród wszystkich otaczających nas (często sprzecznych) informacji, nie zawsze łatwo jest odpowiedzieć na to pytanie : co tak naprawdę jeść? co jest dla nas najlepsze? co przynosi naszemu organizmowi największe korzyści, a co mu szkodzi?
To samo pytanie zadał sobie kilka lat temu Michael Pollan, amerykański dziennikarz współpracujący z ‘New York Times Magazine’, który już od ćwierć wieku pisze o jedzeniu, a jego książki nie schodzą z list bestsellerów. I jak się okazało, odpowiedź na pytanie : co jeść? jest o wiele łatwiejsza niż by się mogło wydawać. Nie musimy bowiem zagłębiać się w tajniki dietetyki czy medycyny, nie musimy wszystkiego bardzo dokładnie analizować, wystarczy trochę zdrowego rozsądku, przynajmniej na początek. I trzy zdania, które według Pollana są kluczem do zdrowego jedzenia :
Jedz jedzenie. Nie za dużo. Głównie rośliny.
Te trzy zdania autor rozbudował w 64 proste reguły, mówiące o tym jak jeść zdrowo, ale i przy okazji przyjemnie. I jak pisze sam autor – ‘reguły te mają swe źródło w kulturze raczej niż w nauce, choć w większości przypadków nauka potwierdza to, co kultura wiedziała z dawien dawna’; chodzi tu bowiem bardziej o pewne ogólne zasady, a nie o sztuczne i sztywne prawidła.
Książka podzielona jest na trzy części, odpowiadające trzem kluczowym cytowanym wyżej zdaniom:
cz. I – Co mam jeść? – Jedz jedzenie
cz. II – Jakie produkty mam jeść? – Głównie rośliny
cz. III – Jak mam jeść? – Nie za dużo
W każdej z części znajdziemy bardziej lub mniej rozbudowane ‘reguły’, pozwalające lepiej przyswoić sobie zasady nieco zdrowszego stylu życia, a przede wszystkim jedzenia.
Są to naprawdę bardzo zdroworozsądkowe rady, bez wnikania w niepotrzebne i nadmierne szczegóły. I tak na przykład :
- unikaj produktów zawierających więcej niż pięć składników (są tu oczywiście wyjątki, jak np. lody czy chipsy)
- unikaj produktów, które udają coś, czym nie są
- unikaj produktów żywnościowych, które są reklamowane w telewizji
- kiedy tylko się da, unikaj supermarketów
- jedz te zwierzęta, które same dobrze jadały i to, co jest prawidłowo uprawiane i co wyrosło w zdrowej ziemi
- jedz głównie rośliny, a szczególnie liście; kiedy tylko możesz, jedz to co rośnie i żyje dziko
- jedz kolorowo! (warzywa o różnych kolorach dostarczają nam bowiem różnych, uzupełniających się, dobroczynnych substancji)
- staraj się jadać bardziej jak Francuzi. Albo jak Japończycy. Albo Włosi. Albo Grecy. Ale nie jak Amerykanie ;)
- jedz wtedy gdy czujesz głód, a nie wtedy gdy się nudzisz
- jedz mniej! Pollan cytuje tu pewne sympatyczne, niemieckie porzekadło : ‘trzeba zawiązać wór zanim się przepełni’ czyli – przestań jeść zanim poczujesz się syty (np. według japońskiej tradycji kończąc posiłek należy czuć się najedzonym w 80%, według indyjskiej tradycji ajurwedy w 75% a według chińskiej – w 70%)
- jedz powoli
- gotuj! tylko wtedy wiesz, co znajduje się na Twoim talerzu
- jedz te słodycze, które są słodkie w naturze
- raz na jakiś czas złam zasady – wszak obsesyjne trzymanie się reguł fatalnie wpływa na zadowolenie z życia
I jeszcze na koniec, jedno z ważniejszych porzekadeł : ‘Im chleb twój bielszy, tym pogrzeb rychlejszy’ – wiadomo przecież nie od dziś iż to co ‘białe’, rafinowane, całkowicie pozbawione jest zdrowych i dobroczynnych dla nas substancji i mikroelementów. Starajmy się więc choć częściowo zastępować tego typu produkty razowymi i minimalnie przetworzonymi.
*
To tylko niektóre z zawartych w książce Pollana ‘porad’, jednak jak sami widzicie – nie są to nudne i skomplikowane fakty, analizy poszczególnych badań czy teorii żywieniowych. Tak naprawdę bowiem wg Pollana ważne są dwa – trzy fakty dotyczące naszego zdrowia i sposobu jedzenia, fakty co do których nie ma wątpliwości i które potwierdzają różne badania :
- po pierwsze : wysoki odsetek populacji, których odżywianie bazuje na tzw. diecie zachodniej (czyli bogatej w produkty wysoko przetworzone, mięso, dużą ilość cukru i tłuszczu oraz wiele rafinowanych produktów zbożowych, a przy tym mało warzyw, owoców i ziarna z pełnego przemiału) niezmiennie cierpi na tzw ‘zachodnie choroby’ : otyłość, cukrzycę typu II, choroby naczyniowe oraz nowotwory. Jak pisze Pollan – praktycznie wszystkie przypadki chorobliwej otyłości, cukrzycy typu II oraz 80% przypadków chorób naczyniowych i ponad dwie trzecie zachorowań na raka spotyka się właśnie tam, gdzie mamy do czynienia z dietą zachodnią. Ponadto cztery z dziesięciu dolegliwości będących głównymi przyczynami zgonów w Ameryce, to przewlekłe schorzenia mające związek z tym właśnie modelem żywienia. To ‘największe’ (i nieco smutne) osiągnięcie naszej cywilizacji : ludzkości udało się wynaleźć dietę, która nieuchronnie nam szkodzi…
- po drugie : populacje, których styl odżywiania bazuje na różnych tradycyjnych modelach diety zwykle nie cierpią na tego typu schorzenia (bez względu na to jaki to rodzaj diety – nie tylko np. śródziemnomorska, o której tyle się ostatnio mówi / pisze).
- i po trzecie : u ludzi, którzy rezygnują z diety zachodniej, obserwuje się radykalną i dosyć szybką poprawę kondycji zdrowotnej (wg badań, typowy Amerykanin, który choćby częściowo rezygnuje z takowej diety – oraz stylu życia – wskaźniki prawdopodobieństwa zachorowania na chorobę wieńcową spadają o 80%, na cukrzycę typu II – o 90%, a na raka jelita grubego – o 70%).
Niestety powyższe fakty nie znajdują się w centrum zainteresowania ani prowadzących badania nad żywnością, ani samych producentów żywności. Wszak to właśnie na przetworzonych produktach producenci mogą więcej zarobić, a im bardziej przetwarza się żywność, tym więcej przynosi ona dochodu.
Jeśli więc choć trochę lubimy siebie i naszych bliskich, chyba warto zastanowić się nad tym, co jemy. I jak możemy to zmienić, nie popadając przy tym w skrajność i nie odmawiając sobie wszystkich przyjemności. Wystarczy bowiem odrobina zdrowego rozsądku. I minimum wysiłku i dobrej woli.
*
Jeśli macie ochotę przeczytać więcej na ten temat – zapraszam do lektury!
*
Michael Pollan ‘Jak jeść? Przewodnik konsumenta’, Wydawnictwo Poradnia K, 2010
(tytuł oryginalny : ‘Food rules. An Eater’s Manual’, 2009)
*
(przy okazji polecam Wam również lekturę tego artykułu – klik, w którym możecie przeczytać o wcześniejszym bestsellerze Pollana – ‘W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców’)
*
Pozdrawiam serdecznie!
A do tematu zdrowego jedzenia powrócę już niebawem :)
*
Książka na pewno warta przeczytania. Jedzenie zdrowo nie jest wcale takie proste, trzeba się natrudzić nie tylko przy przygotowaniu, ale i przy wyborze produktów, nie jest też tanie niestety, ale warto inwestować w swoje zdrowie. Niestety w Polsce postępuje już macdonaldyzacja społeczeństwa coraz bardziej i w związku z tym coraz trudniej o dobre produkty w przystępnym cenach…Unifikacja wkracza wszędzie. Warto podjąć wysiłek aby się jej przeciwstawić
Mops, czesciowo sie nie zgadzam z tym, ze trzeba sie natrudzic by jesc zdrowo… Mysle jednak, ze to jest raczej kwestia checi i przyzwyczajenia; na poczatku komus, kto chce zaczac jesc ‚inaczej’ niz do tej pory z pewnoscia bedzie trudno, ale szybko mozna ‚nauczyc sie’ jakie produkty sa dobre, ktore z nich kupowac a z ktorych zrezygnowac. Ceny oczywiscie tez sa wazne, niestety. Jednak nie wszyscy musimy natychmiast przerzucac sie na diete w 100% ekologiczna! Wystarczy na poczatek ograniczyc przetworzona zywnosc, a to juz duzo.
Pozdrawiam!
Dobrze, że ta książka już się ukazała po polsku, co prawda uważam, że książka Jonathana Safrana Foera, Eating Animals, jest zarówno bardziej radykalna, jak i przełomowa, zważywszy na to, że Chiny i Indie jedzą coraz bardziej w amerykańskim stylu, i mam nadzieję, że także zostanie przetłumaczona. Takich pozycji jest zresztą więcej, np The End of Overeating Davida Kesslera (polecam).
Ukazało się też już trochę książek kucharskich napisanych pod kątem ograniczania spożycia mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego – przymierzam się do kupna Less Meat More Veg Rachel de Thample.
Anno Mario, ‚Less Meat More Veg’ mam, wspominalam nawet o tej ksiazce w komentarzach a propos zimowych warzyw zdaje sie, jednak nie mialam czasu napisac wiecej na blogu (czeka w kolejce ;)).
‚Eating Animals’ jest faktycznie bardziej radykalna (na razie tylko na szybko przegladalam, nie przeczytalam jeszcze calej).
Kesslera nie znam (wlasnie szukalam, ale nie znalazlam tej pozycji po francusku…), za to nastepnym razem chce wspomniec o Marku Bittmanie i o jego ‚Food Matters’. Podoba mi sie jego podejcie do tematu.
Musiałam przeoczyć:-) Polecasz Less Meat…? Czy może inna książka kucharska w tym duchu bylaby lepsza (dostępna tutaj, rozumie się:-))?
Anno Mario, mnie mimo wszystko ‚Less Meat’ sie podoba, choc jak dla mnie to i tak za duzo tam potraw miesnych ;) Jest kilka ciekawych pomyslow i sympatycznych przepisow, choc oczywiscie i tak polecam przekartkowac ksiazke przed zakupem; wszak de gustibus… ;)
A co do innych tego typu ksiazek, to niestety nie znam wielu pozycji po angielsku (w tutejszej ksiegarni po angielsku mam zaledwie kilka – kilkanascie tytulow do wyboru…). Ale jesli cos mi ‚wpadnie w oko’ to oczywiscie nie omieszkam Cie poinformowac :)
Kurcze, myślałam że to zdjęcie na okładce to zdjęcie sygnalizacji świetlnej :)
No sygnalizacji! Zywieniowej ;)
Kochana Beo, nic dodać, nic ująć. Gotowanie samemu wymaga wysiłku, staje się jednak coraz bardziej „modne”. I dobrze! Ja sobie nie wyobrażam jedzenia „gotowców” chociaż wiem, że Padre, na tym swoim „wygnaniu”, z konieczności jada takie wynalazki (bardzo się na to zżymam…)
Pod przekonaniem, że proste jedzenie jest najlepsze (i najsmaczniejsze), podpisuję się obiema łapkami ;-) Kuchnia regionalna, ale odmłodzona – odtłuszczona! – zawsze będzie mi smakować.
Zasady Pollana też są proste, naturalne i całkiem do przyjęcia. A zdjęcie „sygnalizacji” bardzo wymowne!
Ściskam, dobre myśli ślę!
Inkwizycji, gotowanie swoich posilkow to oczywiscie poczatek, choc wiadomo, ze i posilki w domu mozna przygotowac w niezbyt zdrowy sposob niestety ;) I choc nie lubie slowa ‚modne’, to w wypadku zdrowego jedzenia akurat mi to az tak nie przeszkadza. Choc lepiej, by trwalo to potem dluzej niz ‚moda’, by stalo sie nasza druga natura.
Pozdrawiam!
‘Im chleb twój bielszy, tym pogrzeb rychlejszy’ napiszę wielkim markerem i przyczepię w domu na chlebaku, by reszta rodziny wiedziała, że mam rację w tym co mówię ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Praline, gdybym teraz mieszkala z rodzicami i rodzenstwem to tez raczej mialabym problemy z przeforsowaniem tego porzekadla ;) Na szczescie maz od nastu (choc wlasciwie raczej od ‚dziestu’… ;)) lat stara sie jesc w zdrowy sposob, wiec bialy chleb to u nas wielka rzadkosc.
Bardzo dziekuje za te ciekawa recenzje. Juz wiem co powinnam przy okazji kupic. :)
Karolino, polecam tez ksiazki Marka Bittmana! Napisze o nim w nastepnym poscie.
Bea, dziekuje za Twoj wpis. Bardzo to wszystko ciekawe i budujace, ze jednak czlowiek dobrze mysli i dobrze sie stara. Szkoda tylko, ze wielka ilosc ludzi wszystkie takie artykuly i informacje ignoruje i nic sobie z tego nie robi. Nadal jest spozywama wielka ilosc gotowych, przetworzonych produktow. Najgorzej, ze to trafia takze do najmniejszych brzuszkow. Z drugiej strony budujace jest to, ze coraz wieksza ilosc osob sie nteresuje tym co i jak je. Szkoda, ze nie ma np. w przedszkolach obowiazkowych szkolen z zywienia dla dzieci i rodzicow… Pozdrawiam serdecznie, Basia
Flowerku, a propos zywienia dzieci ‚smieciami’ : jedna z moich ‚uczennic’ na jednym z kursow miala 2 – 2,5 rocznego synka, z ktorym prawie ze codziennie jadla obiad w McD., cytuje :’bo on bardzo lubi ich frytki i coca-cola’ :/ Wiesz, ja rozumiem ze nasze mamy o wielu rzeczach nie wiedzialy, gdyz sie o tym nie mowilo / nie pisalo, ale dzis naprawde nie jest trudno znalezc odpowiednie informacje. Tym bardziej wiec smuci fakt, ze dla tak wielu osob jest to calkowicie nieistniejacy temat. I wiesz co? Takie ksiazki jak Pollana czy Bittmana (o ktorej nastepnym razem) powinny byc lekturami obowiazkowymi w szkolach. Tak jak ogladanie filmow takich jak ‚Food Inc.’ czy ‚Home’.
Pozdrawiam!
Na pewno sięgnę po tę książkę, bo u mnie na półce stoi już poprzednia pozycja tego autora, „W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców”, która piętnuje wszelakie diety i jedzenie tzw „niskokaloryczne” i „dietetyczne”, które nie robi nic innego jak tylko szkodzi swoim konsumentom. Pollan poszedł na wojnę z wiatrakami, bo wyobrażam sobie jak ciężko musi być ludzi w USA przekonać do marchewki.
Jak czytałam kiedyś felieton Kasi Bosackie w WO to ubawiło mnie, gdy pisała, że połowy produktów w markecie nie można rozpoznać. Bo kto słyszał o jogurcie z tubki?
I rada Pollana też jest taka, nie kupuj niczego, czego nie kupiłaby twoja babcia:)
Przychylam się!
Retrose, ‚W obronie jedzenia’ to kolejna ‚obowiazkowa’ lektura wg mnie! I zgadzam sie z Toba, ze nie jest latwo przekonac ludzi do marchewki (nie tylko Amerykanow z reszta ;)), ale moze kiedys jednak pojdziemy wreszcie po rozum do glowy…
raz na jakiś czas złam zasady – wszak obsesyjne trzymanie się reguł fatalnie wpływa na zadowolenie z życia – to mi się podoba najbardziej ;)
Dzisiaj tylko przejrzałam, dogłębnie przeczytam jak będę miała chwilkę czasu.
Takie rady bardziej do mnie przemawiają niż tak zwane badania naukowe, dzięki którym dowiadujemy się, że masło/kawa/herbata są niezdrowe, by za kilka miesięcy przeczytać, że jednak już zdrowe. Jest jednak wskazówka, do której nie potrafię się stosować: wstawania od stołu lekko głodnym. Jest niewiele rzeczy, które równie by mnie stresowały jak to, że za chwilę będę znowu głodna (bo do tego to się zwykle sprowadza) i pewnie będę musiała coś zjeść nie w porze posiłku – prawdopodobnie niezbyt zdrowego. Wiem, że niby chodzi o to, że poczucie sytości ma pojawić się za jakiś czas – ale co, jeśli się nie pojawi? Ale to już moja prywatna obsesja, bo brzmi to wszystko rozsądnie i, co chyba ważne, jest możliwe do zrealizowania bez radykalnej zmiany stylu życia.
Karolino – bo sa ‚badania’ i badania. Do mnie przemawiaja te, ktore sa prowadzone przez niezaleznych naukowcow, a nie tych oplacanych przez zywnosciowe lobby np. A co do uczucia sytosci, to i wg Pollana i wg Bittmana np. wazna jest roznica miedzy ‚byc sytym’ a ‚nie byc juz glodnym’. Chodzi bowiem o to, by wstajac od stolu nie czuc juz glodu, ale tez by nie miec wrazenia ‚przejedzenia’, co niestety dla wielu osob jest wlasnie jedynym synonimem tego, ze ‚dobrze zjedli’. To raz. A dwa – zoladek w dosc szybkim czasie przyzwyczaja sie do tego, ze dostaje nieco mniejsze porcje, choc nalezy to wprowadzac progresywnie rzecz jasna. I wstajac od stolu absolutnie nie nalezy czuc glodu! Nalezy tylko zjesc odrobine mniej niz zawsze. Ale to sie tyczy generalnie tych osob, ktore jedza za duzo : jesli sie do nich nie zaliczasz to nie musisz redukowac swoich aktualnych porcji ;) I co do uczucia sytosci jeszcze – pojawia sie ono dopiero po jakims czasie, dlatego wlasnie zaleca sie powolne konsumowanie posilkow; jedzac szybko, z pewnoscia zjemy wiecej, gdyz nie dajemy organizmowi czasu na ‚przeanalizowanie’ tego, co juz sie w zoladku znalazlo.
Pozdrawiam!
Obejrzałam ostatnio Food, Inc. Szokiem jest dla mnie jak wielkie korporacje mają wpływ na to co znajduje się w supermarketach i póżniej na stołach Amerykanów. System dolara i lobbingu kreuje Amerykańską „kulturę” jedzenia. Tylko, że sami wpadają w pułapkę blędnego koła. Niezdrowe jedzenie i przez to więcej chorób powodują mniejszą produktywność pracowników i przez to większe koszty dla korporacji.
Dopóki sama nie znalazłam się w Ameryce, nie wiedziałam jak bardzo kultura jedzenia tutaj jest nie tylko niezdrowa ale także monotematyczna i nudna – oczywiście nie wszędzie i nie we wszystkich domach. Moje obserwacje dotyczą osób robiących zakupy (zawsze pełno puszek z przetworzoną żywnością, chipsy, biały nadmuchany chleb tostowy i wszelkiego rodzaju napoje słodzone) czy też kolejek do „drive-in” bez względu na porę dnia czy nocy (!!). A na własnym przykładzie wiem, że da się inaczej i to unikając fast food’ów i nie jedząc produktów „low-fat” i tym podobnych ale normalych ze sprawdzonych źródeł i sezonowych.
Więcej umiaru i zdrowego rozsądku i od razu byłoby „lżej”:)
Witaj Agnieszko! Food Inc. faktycznie godne jest polecenia. Jak pisalam wyzej – tego typu filmy powinny byc obowiazkowo wyswietlane w szkolach, a ksiazki takich autorow jak Pollana czy Bittmana szeroko rozpowszechniane. I masz racje – niesamowite jest, jak zle i monotematycznie (i jak duzo…) zjada ‚przecietny Amerykanin’, przerazajace to jest czasami… Na szczescie da sie inaczej, oczywiscie, tylko trzeba tego chciec.
Jest dokladnie tak jak piszesz : trzeba wiecej umiaru i zdrowego rozsadku :)
Pozdrawiam!
Książka wydaje się być bardzo interesująca – dziękuję za ciekawą recenzję. Sądzę, że na parwdę trudno jest się zdrowo odżywiać. Ciężko jest w tej chwili rozpoznać czy znaleźć produkty, które są jak najmniej przetworzone. Nie wszędzie możemy znaleźć dobre źródło mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego czy kupić warzywa z uprawy biologicznej – najczęściej nie ma się po prostu na to czasu, nie mówiąc już o tym, że takie zdrowe produkty BIO są najczęściej drogie…Na szczęście myślę, że wszystko zaczyna się rozwijać w dobrym kierunku- przynajmniej tu gdzie taraz meiszkam, czyli w Nadrenii – zauważam, że nawet w najmniejszych superkmarketach pojawiaja się zdrowa żywność, nawet biologiczne słodycze:P
Skawola, witaj :)
Czesciowo sie z Toba zgadzam, ze nie jest latwo zywic sie zdrowo, ale tylko czesciowo ;) Wystarczy na poczatek unikac tych wysoko przetworzonych produktow : zamiast bialego chleby kupic razowy, zamiast zupki w proszku czy kartonie ugotowac swoja wlasna, zamiast napoju ‚kolorowego’ przygotowac taki domowy, zamiast batonikow i kupnych ciasteczek – upiec cos w domu (lub zjesc kostke gorzkiej czekolady, garsc orzechow etc.). Bittman (o ktorym bedzie w nastepnym poscie) pokazuje wlasnie, ze warto jest zmienic pewne przyzwyczajenia i ze jest to latwiejsze niz nam sie wydaje. Choc wiadomo, ze najlepiej by bylo, gdyby wszystko w naszych sklepach bylo ekologiczne i zdrowe, ale z tym trzeba chyba bedzie jeszcze troche poczekac ;)
Pozdrawiam!
Beo, chwała Ci za to, że podsuwasz nam takie książki! Poszukam książki Pollana przy najbliższej wizycie w księgarni – bardzo mi jego hasła do serca przypadły – bo sama też się tak staram, czasem grzesząc jednak, jeść. I wiesz, z tym brakiem zainteresowania producentów żywności, którzy coraz bardziej wszystko przetwarzają, to mam wrażenie jest trochę tak jak z autami i benzyną. Mam wrażenie, że najpierw musi zniknąć cała ropa z ziemi, żeby faktycznie ruszył temat alternatywnych źródeł napędów w autach…
Uściski Beo i wielkie podziękowania za poruszanie takich tematów!
Amarantko, bo produkuje sie to, co przynosi najwiekszy dochod, a nie to co jest dla nas najlepsze, najzdrowsze i najbardziej przyjazne Matce Naturze. Smutne to, ale prawdziwe. Problem jednak w tym, ze tak dlugo jak bedzie popyt na tego typu produkty, bedzie i podaz. Niestety.
Jak zwykle świetny tekst Beato! :)
A może na stałe Cię zatrudnimy? :)
Aga, milo Cie tu widziec :))
I nie zartuj sobie prosze! Teraz juz przeciez wiesz, iloma watpliwosciami jest to moje pisanie okupione ;)
Kapitalna okładka tej książki!
Kasiu, tez mi sie podoba! O wiele bardziej chyba nawet niz ta oryginalna ;)
Dobrze ze idzie wiosna. Bedzie wiecej swiezych warzyw i owocow pochodzacych z lokalnych zrodel. Jestem goraca zwolenniczka gotowana od podstaw („from scratch” jak to mowia anglicy) z prawdziwych produktow.
Witaj Zosiu! I ja jestem zwolenniczka ‚gotowania od podstaw’, a jesli juz kupuje cos ‚gotowego’ (typu makaron np. itp) to staram sie wybierac to co najzdrowsze czy ekologiczne. Za bardzo siebie kocham ;)
Chyba nie kupię tej książki, bo te zasady na co dzień stosuję :) z jednym nieszczęsnym wyjątkiem – no kocham pszenne bułeczki i nie wyrzeknę się ich za nic, na samo razowe się nigdy chyba nie przestawię :))
Beatko uściski przesyłam :)
Ushii, tych zasad jest tam wiecej, wiec mozesz sobie jeszcze ‚doczytac’ pozostale ;)
A co do pieczywa (i do naszego sposobu jedzenia ogolnie), to wlasnie chodzi o to by sie niczego ‚nie wyrzekac’, tylko by wprowadzac jak najwiecej tych zdrowszych elementow, od czasu do czasu pozwalajac sobie na mniej zdrowe przyjemnosci ;)
Pozdrawiam!
Beo, jak dobrze, że o tym piszesz :) Warto sobie od czasu do czasu takie oczywistości przypominać, bo półki sklepowe kuszą różnymi „atrakcjami”. Łatwo można dać się nabrać.
Ja też uważam, że od czasu do czasu można złamać swoje żywieniowe zasady, żeby nie zwariować i nie śnić o niezdrowych słodyczach ;)
No mnie wlasnie na szczescie te ‚atrakcje’ zbytnio nie kusza ;) Niestety nie wszyscy maja nawyk i / lub czas na to, by doglebnie i wniikliwie czytac ekiet, dlatego warto choc kilka tych prostych zasad Pollana zapamietac.
Beo, doszło, co miało dojść, serdecznie dziękuję, masz też @.
:)
Bea, jak to dobrze, że o tym piszesz! Im więcej będzie się o tym mówiło, tym lepiej dla nas wszystkich!
Ty i Twój blog wykonujecie „kawał dobrej roboty” :)
Nie wiem natomiast czy ktoś już o tym wspominał w komentarzach… Jest jednak pewne ryzyko we właściwym odżywianiu i zwracaniu uwagi na to co się je… Stajemy się wybredni i bardzo wymagający! Przestaje nam mianowicie smakować jedzenie, które do tej pory jedliśmy i coraz trudniej jest znaleźć sobie „coś na ząb” kiedy dopadnie nas głód poza domem ;) Ja np. podróżuję samolotem z… własnymi kanapkami :)
Dziekuje za mile slowa Aniu :) I podpisuje sie pod Twoja ‚wybrednoscia’, tym bardziej, ze to ta bardzo pozytywna wybrednosc ;)
A z przekasek ‚samolotowych’ i ja zazwyczaj rezygnuje, chyba ze naprawde nie mam innego wyboru…
Bardzo sie ciesze ze wiedza o tak wazkiej sprawie rosnie i cieszy sie coraz wiekszym zainteresowaniem. Swietny post
Arku, niestety mam wrazenie, ze jakosc tego co spozywamy jak i wiedza na ten temat nadal traktowana jest dosyc po macoszemu, a szkoda…
Kurcze, jakbym siedziała na swoim wykładzie :P Może jednak powinnam je wydać;)
Ale niestety to jest straszliwa prawda, że świadomość żywieniowa w naszym społeczeństwie jest po prostu dramatycznie niska. I to zarówno w starszym jak i młodszym pokoleniu. Jednak to szczególnie młodzi ludzie toną w pokładach ignorancji i nieumiejętności zdrowego jedzenia. Czasem przy czytaniu sprawozdań aż mi włosy dęba stają!…
Pinkcake, moze wiec faktycznie powinnas je wydac? ;)
A mnie najbardziej przeraza stwierdzenie (juz o tym wspominalam), ze ‚przeciez na cos trzeba umrzec’… Pewnie, ze trzeba, tylko skoro mozna sobie zapewnic zdrowsze i milsze zycie, to dlaczego nie? Naprawde nie miesci mi sie to za bardzo w glowie…
Mnie najbardziej dobija twierdzenie, że wszystko, co zdrowe – jest niedobre…
Co do wydania, to potrzebne by były ładne zdjęcia, dostarczysz kilka:D
Oh – tak tak, zdecydowanie : to co zdrowe moze byc tylko niedobre ;)
PS. Zalezy czego! :D
„Jedz jedzenie. Nie za dużo. Głównie rośliny. ” mądrze i treściwie.
Muszę przeczytać tą książkę .
Warto , by ją podsunąć lekarzom, niektórzy nie zwracają uwagi na dietę pacjenta.
A co do przekąsek…
Zdrową przekąską może być kanapka , ale również warzywo, sałatka , surówka, owoc, ziarna czy orzechy.
Margeto, calkowicie sie z Toba zgadzam!
A tego typu ksiazki powinny chyba byc rowniez proponowane np. w szkolach.
Beatko, bardzo ciekawa recenzja. książka porusza zagadnienia, które spędzają mi sen z powiek. Zależy mi na przeczytaniu polecanej lektury.
Tomku, polecam zatem :)
Świetna książka. Nawet mnie, osobie dość sceptycznej jeśli chodzi o cały ruch ekolowgiczny, slow food i inne fairtrade’y przypadła do gustu. Napisna z dużym wdziękiem, interesująco i bez „ekoterroryzmu”. Ogólnie wiele ciekawych, wartościowych informacji.
No wlasnie Baryg – lekko, milo i przyjemnie, a przy tam madrze, prawda? I mnie za to sie ta ksiazka spodobala :)
Kupiłam i właśnie czytam…:-) Choć wiele zasad zawartych w książce w sposób naturalny i instynktowny realizuję w domu, to kilka rzeczy było dla mnie nowością. Np. to, że zmiana diety i stylu życia bardzo szybko procentuje, niekorzystne zmiany są odwracalne a ryzyko chorób znacznie się zmniejsza…
Książka koniecznie do przeczytania dla moich rodziców i dalszej rodziny, mają wiele do nauczenia :-)
Dzięki za polecenie!
Asiu, ciesze sie niezmiernie, ze info o ksiazce sie przydalo :)
Masz racje – wiele zawartych u Pollana pozycji sami ‚zdroworozsadkowo’ wdrazamy w zycie, ale dobrze jest moc je wszystkie na raz sobie uswiadomic.
Tez chcialabym by np. moja mama ksiazke te przeczytala i – a moze przede wszystkim – by starala sie cos w swoim sposobie jedzenia zmienic, wiem jednak niestety, ze tak raczej nie bedzie ;)
Pozdrawiam!
Pingback: ‘Food Matters’ czyli jedzenie ma znaczenie « Bea w Kuchni
Pingback: ‘Poniedziałki bez mięs’ « Bea w Kuchni